"KOCHAM CIĘ SŁOŃCE I JESTEŚ DLA MNIE NAJWAŻNIEJSZA NA ŚWIECIE. ZOSTANIESZ MOJĄ ŻONĄ?"
If you love somebody
Better tell them while they’re here ’cause
They just may run away from you
You’ll never know quite when well
Then again it just depends on
How long of time is left for you
Better tell them while they’re here ’cause
They just may run away from you
You’ll never know quite when well
Then again it just depends on
How long of time is left for you
~Imagine Dragons
One top the world
Kolejne kilka dni później. Czwartek...Przez ostatnie dni pogoda mieszkańców Dortmundu nie rozpieszczała i deszcz dawał się we znaki. Praktycznie padał bez przerwy w dzień, jak i w noc. Dodatkowo dochodził do tego silny wiatr, który idealnie dopasowywał się do późnej, jesiennej pogody. Chmury szczelnie zakrywały promienie słońca, które ostatnimi siłami próbowały się wydostać i dotrzeć na ziemię.
Szłam mokrym chodnikiem, który kierował mnie już na dzielnicę, w której mieszkam. Krople wody, co spadają z nieba, na chwile odpuściły. Liczyłam, że nie pojawią się w najbliższym czasie, bo nie mam ochoty zmoknąć. Zmęczona po ciężkim dniu nauki, czekałam tylko na to by znaleźć się w swoim pokoju. Idąc zauważyłam nagle, że na posesji Marco stoi duży bus, a po podwórku chodzi kilku mężczyzn z kartonami. Moją pierwszą i chyba najtrafniejszą myślą było to, że blondyn wyprowadza się już dziś. Nie wiem czemu, ale czułam się jakby piłkarz wyjeżdżał na drugi koniec świata, choć prawdą jest to, że będzie mieszkał w tym samym mieście, ale innym mieszkaniu. Możliwe, że chodzi tu o to, że nasz kontakt może się zmniejszyć i ograniczyć. Czyżbym bała się tego? Gdy znalazłam się już naprzeciw jego posiadłości, przystanęłam na chwilę i popatrzałam na dom jak zaczarowana. Zawahałam się, ale ostatecznie postanowiłam postawić nogę na podwórku Reusa i poszukać go. Mężczyźni chodzili w kółko z różnymi kartonami i pakowali je do samochodu. O kilku nawet się obiłam, ale przeprosiłam ich, jak kultura wymaga.
-Czego tu panienka szuka?-usłyszałam głos. Odwróciłam się i zobaczyłam faceta.Wyglądał na około 40 lat. Z jednej strony wyglądał na miłego, ale jego głos skutecznie mnie odstraszył. Przystanęłam, więc i popatrzałam na niego.
-Przyszłam do... właściciela.-wyjaśniłam. Przez moment nie wiedziałam jak nazwać osobę piłkarza i uznałam, że taki wybór byłby najwłaściwszy.
-Jasne, jasne.-odparł i podszedł do mnie oraz lekko złapał za ramię.-Znam takie jak ty. Albo szukasz sensacji, albo autografu w niewłaściwym miejscu.-dodał i zaczął mnie powoli wyprowadzać.
-Niech mnie Pan puści.-sprzeciwiałam się.-Ja na prawdę przyszłam tu do Marco!
-Każda tak mówi. Ja ci tylko pomagam, bo jak Reus zobaczy, że ma nieproszonego gościa, może się to źle skończyć.
-Panie Klausie!-nagle do moich uszu dobiegł właściwy głos. Był to głos blondyna, który właśnie wychodził z domu. Oboje odwróciliśmy się, a ja dodatkowo uśmiechnęłam się leciutko do niego. Marco odwzajemnił gest i podszedł bliżej.-Spokojnie. Znam ją i nie ma obaw.-zaśmiał się.
-Wybacz, ale pilnuję tak jak prosiłeś.-bronił się.
-Wiem i dziękuję Panu bardzo, ale nie ma potrzeby jej wyprowadzać.-zerknął na mnie. Ten cały Pan Klaus postanowił zaufać Reusowi i pozwolił mi pozostać na posesji.
-Prywatny ochroniarz?-zapytałam i przy okazji zaśmiałam, a gracz BVB razem ze mną.
-Powiedźmy... Ostatnio jestem ostrożny jeśli chodzi o obcych.-wyjaśnił i rozejrzał się po okolicy. Wtedy zrobiło mi się trochę głupio i zapadła między nami niezręczna cisza. Dobrze, wiem, co to znaczyło, "że jest ostrożny".-Pewnie, żałujesz, że tracisz takiego fajnego sąsiada?-zagadał na ponowne rozluźnienie atmosfery. Popatrzałam wtedy na niego i zapatrzałam się na moment w jego magiczne oczy. Patrzałam, a minuty miały.
-Tak. Na pewno.-odparłam.-Przepraszam, ale już się będę zbierać i nie powinnam Ci przeszkadzać. Przyszłam tylko sprawdzić, co u ciebie.-odpowiedziałam i powolutku zaczęłam poprawiać torbę.
-Dobrze wiesz Wiki, że ty nie przeszkadzasz. Nigdy.-odparł i poczułam jak jego ręka, która zwisała bezwładnie, ruszyła się, i dotknęła mojej, a po chwili nasze dłonie się złączyły.-Proszę.... przyjdź do mnie dzisiaj. Będzie Mario i Robert z dziewczynami,-zaproponował. Nie miałam zielonego pojęcia czy się zgodzić, czy nie, ale ostatecznie chyba w końcu trzeba się przełamać i ruszyć dalej. Ale czy przyśpieszenie gazu przy ograniczeniach jest bezpieczne?
-Dobrze Marco. Przyjdę.-wyznałam, a wtedy kąciki jego ust lekko się podniosły w górę. Reus podał mi dokładny adres i poprosił bym, przyszła na 17. Pożegnaliśmy się i ruszyłam do swojego domu, w którym będę sama, bo rodzice byli w pracy, a Kuba na treningu. Zjadłam samotnie obiad, który składał się z ziemniaków i kotleta oraz surówki. Następnie poszłam do góry i spojrzałam przez okno na dom blondyna. Stał już pusty. Nie było samochodu z kartonami, nie było jego samochodów i nie było już jego. Stojąc nie wiedzieć dlaczego, poleciała mi samotna łezka. Nie była to negatywna łza, ale bardziej z z powodu wzruszenia, czy po prostu przez wspomnienia. Wspomnienia, które są związane z tym domem i naszym spotkaniem, które może i nie było pierwszym, ale zawsze będę je uważała za szczególne. Mimo padającego na zewnątrz deszczu, otworzyłam drzwi balkonowe i oparłam się o barierkę i przed oczami miałam tę sytuację, która wydarzyła się zaledwie kilka miesięcy temu.
Postanowiłam pójść jeszcze na balkon. Usiadłam na fotelu i patrzałam w gwiazdy. Lubię to robić. Czasami zdążyło się, że zobaczyłam jakąś spadającą gwiazdę. Nie za bardzo w to wierzę, że życzenia mogą się spełnić, ale nie zaszkodzi spróbować. Patrząc tak, spostrzegłam, że ktoś z balkonu obok, mnie obserwuję. Spojrzałam na tego mężczyznę i o mało nie dostałam zawału...
-Witam sąsiadkę!- powiedział mężczyzna z bananem na twarzy.
Nic nie odpowiedziałam tylko wstałam jak oparzona z fotela i patrzałam na mężczyznę z przerażeniem.
-Co, co ty tu robisz?!-krzyknęłam, by mógł usłyszeć, ale też by zobaczył moje zdenerwowanie.
-No nie wiem, czekaj....-udawał, że myśli.- A no tak! Mieszkam.
-Czyli TY jesteś moim sąsiadem?-pytałam chociaż odpowiedź była oczywista.
-No brawo!-klasnął w dłonie.-Tak w ogóle to powinienem być obrażony na ciebie za to co zrobiłaś przed stadionem, ale że jesteśmy sąsiadami to Ci wybaczę, a po za tym taka piękna sąsiadka to skarb.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Reus moim sąsiadem?
-Mam nadzieję skarbię, że będziemy się spotykać u siebie na "kawie"?-dodał uśmiechając się od ucha do ucha. Mi do śmiechu wcale nie było.
-Kochanie?!-usłyszałam wołanie kobiety.
-"Kochanie"? Co tu jest grane do cholery.-myślałam
-Z kim rozmawiasz?-dodała, a po chwili była już obok piłkarza.
-Z naszą nową sąsiadka.- odpowiedział, ale po chwili pocałował ją namiętnie.- Wypadało by się przedstawić. Ja jestem Marco, ale to już chyba wiesz, a to moja dziewczyna Caroline.
-Cześć!-przywitała się przyjaźnie i pomachała jednocześnie.
-Hej.. -odpowiedziałam niepewnie.-Wiktoria jestem.
-Wiktorio, może wyskoczymy jutro gdzieś razem?-krzyknęła Caroline.-Poznamy się bliżej, nie znasz pewnie jeszcze miasta. Co ty na to?
-O nie! tylko nie to.-pomyślałam.-Tak, jasne.. Pewnie.-co ja najlepszego robię...
-To przyjdę po ciebie wieczorem. Pa!-krzyknęła i weszła do pokoju.
-Uuu no proszę.-zawył Reus.-Będę miał Cię bliżej siebie.
-Spierdalaj!-wykrzyczałam i również weszłam do pokoju zatrzaskując przy tym drzwi balkonowe. dlaczego ja mam takiego pecha i trafiłam na takich sąsiadów.
Na samą myśl o naszej początkowej nienawiści, uśmiecham się pod nosem. To niesamowite jak miłość potrafi zaskoczyć człowieka i złapać się w jej sidła. Wspaniałe jest to, że ludzie, którzy z jednej strony są zupełnie różni, a z drugiej tacy sami. A największą rzeczą jaką ich łączy jest właśnie zakochanie, które jest tak silne, że nic ich nie zatrzyma do szczęścia. Wiadomo zdarzają się problemy, ale kto ich nie ma? Jedynym rozwiązaniem jest właśnie rozmowa i czas, który w moim przypadku by szczególnie ważny.
Wróciłam z powrotem do środka i po prostu położyłam się na łóżku. Położyłam się i zaczęłam zastanawiać dlaczego to wszystko jest takie trudne. Dlaczego pewne rzeczy przychodzą z czasem. Nie jestem cierpliwa, ale sama tego wymagam, bo inaczej nie mogę. Przez te kilka dni miałam dość dobry kontakt z moim już byłym sąsiadem. Spotykałam się z piłkarzem z parę razy. Owszem. Dało to coś, ale te skutki są prawdopodobne widoczne tylko dla mnie, bo to właśnie we mnie jest ten problem. Kocham go i z dnia na dzień coraz bardziej odczuwam, że jestem zwyczajnie od niego uzależniona. Ta blokada z początku już minęła, ale ciągle jest ten wewnętrzny strach. Chciałabym by już to wszystko wróciło do normy. Chciałabym, bo też jestem osobiście zmęczona. Jednak życie jest bezlitosne i nie obchodzi go to co my chcemy. Muszę się wziąć w końcu w garść i postarać się naprawić mój związek. Naprawić moje życie i naprawić to, co zostało zniszczone przez przeszłość.
Wstałam z łóżka i zaczęłam odrabiać lekcje, bo moje wieczorne plany wiąże z wyjściem do Marco. Mam nadzieję, że nic ich nie pokrzyżuję.
-Ja wczoraj po prostu.... to wszystko wróciło. Byłam gotowa. Miałam wychodzić, ale znowu wróciły te wszystkie czarne scenariusze, że wrócisz ty z przeszłości....
*******
Właśnie kończyłem rozpakowywać ostatnie pudełko i teoretycznie skończyłem urządzanie mojego nowego mieszkania. Teoretycznie, bo wiadomo, zostały jakieś puste kąty, ale znając życie moje siostry szybko się tym zajmą. Samo mieszkanie nie było mimo wszystko małe. Miało przejrzysty salon z widokiem na miasto. Kuchnia była połączona z pokojem dziennym i jadalnią.Całość była utrzymana w jasnych kolorach, co dawało efekt bardzo jasnego i przejrzystego miejsca. Na dole znajdowała się jeszcze mała łazienka z prysznicem. W domu znalazły się schody, które prowadzą na pięto, a na nim dwa pokoje, a do każdego dołączona jest przestronna łazienka. Wydaję mi się, że dam radę zaaklimatyzować się w nowym miejscu. Wyprowadzka z domu, w którym mieszkałem już jakiś czas i w którym przeżyłem wiele dobrych chwil, było bardzo trudne. Jednak zmiana otoczenia przyda mi się i to bardzo. Można pomyśleć, że uciekam, ale tak nie jest. Ja po prostu chcę zmiany i zmiana otoczenia przyda mi się. Po za tym poprzedni dom był mój i Carolin. Razem go kupiliśmy, urządziliśmy, mieszkaliśmy i po prostu byliśmy. Mam nadzieję, że Wiktoria będzie miała udział w historii tego mieszkania. Zaprosiłem ją, bo nasze relacje w ostatnich dniach są bardzo dobre. Rozmawialiśmy z parę razy jak spotkaliśmy się przypadkiem na kogoś posesji. Teraz już nie będzie okazji na takie spotkania, ale liczę, że to nie będzie przeszkodą do naszej dalszej przyszłości, która mam nadzieję będzie już jasna dzisiaj.
Oprócz Wiktorii ma przyjść Mario i Robert wraz z Anią oraz Ann. Oczywiście nie zaprosiłem ich, bo sami się wprosili. Uznali, że tak będzie lepiej, bo ich towarzystwo wpłynie na mnie zdecydowanie lepiej. Oczywiście nie mam nic do tego, że przychodzą, a nawet bardzo się cieszę, bo są prawdziwymi przyjaciółmi o troszczą się o mnie, albo... szukają okazji do wypicia. Jak kto woli. Naturalnie sama parapetówa również się odbędzie, ale to dopiero w sobotę, bo w ten dzień akurat wszyscy mają czas. Ja dalej nie ćwiczę jeszcze w pełni. Dalej chodzę w usztywniaczu, ale kiedy mam okazję staram się go zdejmować.
Gdy spojrzałem na zegar, wskazywał on godzinę 17:50. To oznaczało tylko, że Wiki może pojawić się już wkrótce. Cieszyłem się, z tego spotkania, bo mamy czas na swobodną rozmowę, ponieważ reszta ferajny miała przyjść godzinę po niej. Usiadłem swobodnie na sofie i zacząłem oglądać TV. W taki sposób miałem czekać na Polkę. Mijały kolejne minuty, a jej dalej nie było.
Siedziałem dalej i czekałem, a po niej ani śladu. Godzina 17:30, Wiktorii brak i żadnej wiadomości od niej. Dzwoniłem, pisałem, ale ona nawet nie raczyła odebrać. Z jednej strony martwiłem się, a z drugiej byłem wściekły. Mimo wszystko bałem się, że coś mogło się jej stać, choć wolałem sobie wymazać te myśli z głowy. Po raz kilkunasty ułożyłem telefon do swojego ucha, a jedyne co mi odpowiadało to sygnały. Kiedy było przed 18, postanowiłem nie czekać, bo na poważnie mogła stać się jej krzywda, więc chwyciłem szybko za klucze i telefon. Gdy łapałem już za klamkę, poczułem wibrację w telefonie, świadczące o przychodzącej wiadomości. Szybko złapałem za iphona i odczytałem.
"Przepraszam..."
Jak to zobaczyłem ogarnęła mnie niewyobrażalna wściekłość. Przekląłem głośno i rozebrałem się z kurtki, jednocześnie rzucając się na kanapę. Dlaczego ona ponownie mnie olała? Tak, olałam. Właśnie tak to dla mnie wygląda, bo inaczej tego nazwać nie można. Olała i wystawiła. Co jest jeszcze nie tak z nią? Przecież było wszystko dobrze i tak nagle jej się odwidziało? Ciągle zadawałem sobie takie pytania i próbowałem dojść czy to może we mnie leży problem, ale przecież zrobiłem co mogłem. Pomogłem jak mogłem. Czekałem. Czekałem do cholery! Wtedy odechciało mi się jakikolwiek rozmów i spotkać z przyjaciółmi. Zadzwoniłem do Mario i powiedziałem, że poczułem się gorzej i po prostu położę się. Cała czwórka się zmartwiła, bo była już razem. Ania kazała wypić jakieś ziółka i leżeć. Uśmiałem się pod nosem, bo są wspaniali. Przyjaciele w takich chwilach są skarbem i potrafią podnieść najbardziej leżącego.
Mimo, że tak naprawdę symulowałem, poważnie położyłem się, bo byłem zmęczony dzisiejszym dniem... rozczarowaniem. Ciągle zastanawiałem się, czy będzie kiedyś taki dzień, w którym wraz z Wiki pogodzimy się. Kocham ją, ale jestem też wściekły, bo czuję się oszukany. Obiecała i nie dotrzymała tej zwykłej i drobnej obietnicy. Leżąc, coś sobie nagle przypomniałem. Wstałem i podszedłem do pewnej szafki, w której już znajdowała się ta jakże cudowna rzecz. Pierścionek zaręczynowy, co dał mi tata jest u mnie dalej i czeka na ten moment, gdy w końcu będę mógł podać go Wiktorii. Czeka w śnieżnobiałym pudełeczku. Czeka, aż w końcu będzie na palcu właścicielki. Chyba niestety będzie musiał jeszcze poczekać. Zmarnowany ponownie położyłem się na łóżku i przysnąłem na chwilę.
*******
-... także mam nadzieję, że nikt nie oleje sobie tej pracy klasowej i nauczy się na....-mówiła nauczycielka od matematyki, ale tak się złożyło, że zadzwonił dzwonek i nikt już jej nie słuchał. Podobnie do mnie, ale ja nie słuchałam dzisiaj cały dzień. Na szczęście ten okropny piątek dobiegł końca i mogę spokojnie wrócić do domu. Ale dlaczego ten dzień jest aż tak zły? No, jak zwykle zawaliłam, ale tym razem już do końca. Zraniłam Marco. Wiem to doskonale. Wiem też, że może się do mnie nie chcieć odezwać, a w najgorszym przypadku po prostu to raz na zawsze zakończyć. Jednak.... czy tak nie będzie lepiej dla niego? Znajdzie sobie kogoś innego. Kogoś kto mimo wszystko zrozumie go, będzie przy nim w każdej chwili. Kogoś na kogo zasługuje. Ktoś kto pokocha go tak, jak ja to zrobiłam. Zrezygnowałam wczoraj. Tak, wiem. Ale to nie była decyzja, którą podjęłam od zaraz. Cały czas biłam się z myślami. Żałuje tego teraz, ale ja zwyczajnie wczoraj ponownie przypomniałam sobie wszystko, miałam w głowie czarne scenariusze. Przecież ja już byłam gotowa do wyjścia, ale... wszyscy wiemy jak wyszło. Żałuję, ale nie tego, że nie przyszłam, tylko tego, że Marco przeze mnie poczuł się pewnie oszukany. Nie odzywałam się, a on pewnie się martwił. Wysłałam mu tylko po godzinie czasu głupiego SMS'a. Tylko na tyle było mnie stać. Każde jego połączenie, wiadomość, gdy przychodziła czułam się jakby ktoś wbijał mi nóż w serce. Ja... a jak blondyn musiał się poczuć?
Najszybciej jak mogłam wyszłam ze szkoły, nawet nie żegnając się z nikim. Poszłam na parking i zwyczajnie wsiadłam do samochodu i odjechałam. Droga była nawet jeszcze przejezdna, dlatego po 30 minutach byłam już w domu. To nie były jeszcze godziny szczytu, jak to bywa o 14 czy 15. W mieszkaniu była tylko moja mama, bo tata był w klubie. Musiał podpisać jakieś dokumenty, etc. Nie zbyt interesuję się pracą rodziców. Naturalnie obiadu jeszcze nie było, bo jest za wcześnie dlatego po prostu poszłam na górę do siebie i zmarnowana całym dniem położyłam się na łóżku.
Tak mijały kolejne godziny tego przeklętego dnia. Wrócił tata, wrócił Kuba, podano obiad i każdy zajął się sobą. Siedząc w pokoju przyszła do mnie mama i zaproponowała wybranie się do galerii we czwórkę. Nie miałam szczerzę ochoty, ale ostatecznie się zgodziłam i pojechaliśmy.
W centrum handlowym było dość sporo osób, ale wiadomo - piątek. Głównie łaziłam z mamą, bo chłopaki zajęli się sobą i swoimi męskimi sklepami. Gdy wchodziłyśmy właśnie do jednego ze sklepów, gdzie zauważyłam śliczną bluzkę, spotkałam kogoś. Przy kasie była Ann z Mario. Postanowiłam podejść do nich. Przeprosiłam, więc mamę, która poszła popatrzeć na ubrania. Jak dwójka zakochanych już odchodziła od kasjerki, zauważyli mnie i uśmiechnęli się.
-No proszę!-krzyknął Götze.-Kogo my tu mamy?
-Cześć wam!-uśmiechnęłam się.-Też na zakupach?
-Wiesz powoli zacznę być okrągła jak beczka, to wypada kupić coś nowego.-zaśmiała się się modelka wyjaśniając.
-Przestań Ann to normalne, a założę się, że z brzuchem będzie ci do twarzy.-wyjaśniłam, na co dziewczyna lekko mnie przytuliła.
-Powtarzam jej to ciągle.-dopowiedział Mario. Staliśmy chwilę i rozmawialiśmy głównie o stanie zdrowa Ann - Kathrin. Jednak postanowiłam spytać ich jak było wczoraj u Reusa, bo przecież mówił, że mają do niego przyjść.
-A... tak w ogóle... to jak było wczoraj u Marco?-zapytałam niepewnie, a oni popatrzeli po sobie.
-Nie doszło do spotkania, bo podobno źle się poczuł.-wyjaśniła blondynka.
-Ale skąd wiesz o tym, że mieliśmy do niego przyjść?-ciekawił się piłkarz.
-Powiedział mi, bo rozmawialiśmy wczoraj.-odpowiedział, a zaraz potem szybko się pożegnałam, podając powód zgubionej mamy między różnymi stanowiskami z ciuchami. Mimo, że oboje odeszli ciągle miałam w głowie jeszcze te zdanie: "Nie doszło do spotkania, bo źle się poczuł.". To był pretekst czy na prawdę przeze mnie jego stan zdrowa się pogorszył?
Siedziałam na łóżku słuchając muzyki. Tak wyglądało moje zajęcie na wieczór. Widziałam jak deszcz za oknem, który od godziny pada bez przerwy, przestał na chwil. Pomyślałam sobie, że mogę to wykorzystać i wyjść na spacer. Jest niby 20, ale i tak nie mam ochoty siedzieć w tych czterech ścianach. Wstałam, więc i udałam się do garderoby założyć czerwony sweterek. Nie musiałam się przebierać, bo byłam już praktycznie gotowa. Złapałam za komórkę i zeszłam na dół, gdzie siedzieli rodzicie i zaczęłam ubierać moją parkę i buty.
-Wychodzę na spacer.-powiedziałam zanim ktoś z nich pierwszy zadał mi pytanie.
-Nie jest za późno czasem Wiki?-niepokoiła się mama.
-Poradzę sobie.-uśmiechnęłam się do niej i powoli podeszłam do drzwi.-Wrócę najpóźniej za godzinę.-dodałam i wyszłam z domu.
Nie miałam konkretnego planu, gdzie udać się na moją przechadzkę, ale moje nogi same prowadziły mnie do parku. Szczerze? To uwielbiam to miejsce. Szczególnie wieczorem wygląda nieziemsko. Zupełnie jak kadr z jakiegoś filmu. Chodziłam z rękoma w kieszeni i zastanawiałam się nad swoim życiem. Zastanawiałam się czy dalej go kocham... Szybko odpowiedziałam sobie, że "tak", ale on zapewne myśli teraz inaczej. Martwiłam się o niego, że to mogło skończyć się podobnie jak jego ostatnie wybryki i mógł się upić, a to byłaby już zwyczajnie moja wina. Brakuje mi go, ale czasami boję się. Tak jak wczoraj. Boję się, że to wszystko wróci. Stary Marco wróci i...ahh widocznie skończyły mi się argumenty. Nagle zatrzymałam się, bo zauważyłam, że jestem na tym moście. Na tym samym, co wyznaliśmy sobie miłość i powiedzieli te piękne słowa.
-Wychodzę na spacer.-powiedziałam zanim ktoś z nich pierwszy zadał mi pytanie.
-Nie jest za późno czasem Wiki?-niepokoiła się mama.
-Poradzę sobie.-uśmiechnęłam się do niej i powoli podeszłam do drzwi.-Wrócę najpóźniej za godzinę.-dodałam i wyszłam z domu.
Nie miałam konkretnego planu, gdzie udać się na moją przechadzkę, ale moje nogi same prowadziły mnie do parku. Szczerze? To uwielbiam to miejsce. Szczególnie wieczorem wygląda nieziemsko. Zupełnie jak kadr z jakiegoś filmu. Chodziłam z rękoma w kieszeni i zastanawiałam się nad swoim życiem. Zastanawiałam się czy dalej go kocham... Szybko odpowiedziałam sobie, że "tak", ale on zapewne myśli teraz inaczej. Martwiłam się o niego, że to mogło skończyć się podobnie jak jego ostatnie wybryki i mógł się upić, a to byłaby już zwyczajnie moja wina. Brakuje mi go, ale czasami boję się. Tak jak wczoraj. Boję się, że to wszystko wróci. Stary Marco wróci i...ahh widocznie skończyły mi się argumenty. Nagle zatrzymałam się, bo zauważyłam, że jestem na tym moście. Na tym samym, co wyznaliśmy sobie miłość i powiedzieli te piękne słowa.
Chcesz powiedzieć, że...-chciałam dokończyć, ale nie było mi to dane, bo przerwał mi pocałunkiem. Długim i bardzo namiętnym.
-Tak, kocham Cię. Od początku coś do Ciebie czułem, ale byłem idiotą i tego nie zauważyłem.-wyszeptał i oparł się swoim czołem i moje. Zupełnie jak w moim śnie.
-Ja Ciebie też kocham. Idioto...-odpowiedziałam i ponownie zastygliśmy w pocałunku. Tylko tym razem na dłużej...
W tamtym momencie coś mnie ruszyło. Zrozumiałam, że nie wytrzymam bez niego dłużej i moim następnym przystankiem będzie dom Marco. Szybko przypomniałam sobie dokładny adres i ruszyłam na Phoneix See. Niestety, ale chmury ponownie się rozerwały i deszcz zaczął kapać na mnie, przez co już po chwili byłam mokra. Jednak nie to się dla mnie liczyło, tylko to by być jak najszybciej przy nim. Moja forma ostatnio pogorszyła się trochę, bo wiadomo, nie ma kto mnie wyciągnąć na trening, ale nie było aż tak źle i po 20 minutach byłam w odpowiednim miejscu. Zwolniłam wtedy swoje kroki i szłam powoli pod blok. Zatrzymałam się jak byłam już obok. Serce biło mi jak oszalałe, ale nie tylko przez mój maraton, ale i przez stres. Bałam się reakcji Marco. Bałam się, że przez to, co zrobiłam wczoraj nie będzie chciał mnie już widzieć. Musiałam najpierw przejść przez furtkę, na której trzeba było wpisać odpowiedni kod. W tym miejscu mieszkali sami bogaci mieszkańcy i dość wpływowi, dlatego te zabezpieczenia mnie nie dziwią. Sam kod oczywiście znałam, bo piłkarz podał mi go wczoraj i szybko po wpisaniu kilku cyferek mogłam podejść do domofonu oraz zadzwonić do niego. Stałam tak chyba z 5 minut i zastanawiałam się, co mam powiedzieć. Układałam w głowie kila scenariuszy, ale to wszystko było dla mnie za trudne i chyba zdecydowanie wolałabym powiedzieć mu to wszystko od razu w twarz. Nagle zauważyłam, że drzwi się otwierają i wychodzi jakiś mężczyzna. Gadał przez telefon i nawet mnie nie zauważył, więc mogłam to wykorzystać i szybko złapałam za drzwi by się nie zamknęły oraz weszłam do środka. Wiedziałam, że mieszka praktycznie na ostatnim pietrze, pod 15. Także czekała mnie podróż windą. Gdy w niej byłam nie wiem czemu modliłam się, aby się zatrzymała albo popsuła. Coraz bardziej miałam większe obawy, a gdy znalazłam się pod odpowiednim numerem, moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Stałam tak chwilę i zastanawiałam się. W pewnych chwilach chciałam uciec, ale ostatecznie powiedziałam sobie, że jak teraz to nigdy i zadzwoniłam dzwonkiem. Czekałam, ale nie było słychać, by ktokolwiek był w domu. Zmartwiłam się. Czyżby to wszystko miało pójść się za przeproszeniem jebać? Choć... czy nie tego właśnie chciałam? Zadzwoniłam jeszcze raz i odczekałam z trzy minuty, ale ponownie słyszałam nic, powoli się odwróciłam. Byłam zrezygnowana, ale nagle usłyszałam jakiś dźwięk, a potem krzyk.
-Już idę!-tak, to był jego głos. Już nie miałam szans na ucieczkę. Nie miałam już wyjścia i musiałam zmierzyć się z moim problemem i wyjaśnić to wszystko. Nagle drewniane drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazał się on. Był odziany tylko w szare, dresowe spodnie. Na karku miał owinięty ręcznik, którym jeszcze wycierał mokre włosy. Wyglądał normalnie. Nie pił. Ciszyło mnie to, ale to nie znaczy, że mogę już uciec. Reus nie udawał zaskoczenia i oboje patrzeliśmy się na siebie nie mówiąc nic.
-Cześć.-postanowiłam w końcu przerwać tę ciszę.
-Hej.-odpowiedział.-Chcesz wejść?-zapytał, a ja kiwnęłam lekko głową, a mężczyzna uchylił mocniej drzwi, przez co mogłam wejść głębiej.
-Jak chcesz to idź usiądź w salonie, a ja się pójdę ubrać.-powiedział i zaczął kierować się powoli na górę.
-Nie musisz.-zaprzeczyłam.-Nie przeszkadza mi to.-wyjaśniłam i leciutko podniosłam kąciku ust. Nie wiem czy Marco zrobił to samo, czy miał po prostu neutralną twarz. W każdym bądź razie wrócił i usiadł na sofie, a ja obok niego.
-Przyszłaś tu w jakiejś konkretnej sprawie?-zapytał z obojętnością. Ona bolała najbardziej. Widać było jego złość i zawiedzenie. Pierwszy raz był taki dla mnie.
-Takk. Przyszłam cię przeprosić. Zachowałam się wczoraj okropnie i wiem, że nie ma dla mnie żadnego wyjaśnienia. Po prostu wczoraj było jeszcze mi trudno, a...
-... a dzisiaj nie?-dokończył za mnie przerywając.-Wiktoria... ja nie wiem, co mam ci powiedzieć. Kocham cię i raczej wątpię, że kiedykolwiek przestanę, ale ja mam jak na razie dość już czekania. Czekałem prawie miesiąc. Jeszcze ta kontuzja... tego wszystkiego jest za dużo jak dla mnie. Wczoraj potraktowałaś mnie jeszcze jak śmiecia. Wybacz za określenie, ale tak się poczułem. Ten SMS mi nie pomógł, a wręcz dobił.-wyjaśnił swoje wszystkie bóle. Było mi go strasznie żal. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, bo czułam jak moje oczy się szklą od łez. Nie chcę płakać, ale ostatnio jest dla mnie momentem kiedy mogę odreagować.
-Już idę!-tak, to był jego głos. Już nie miałam szans na ucieczkę. Nie miałam już wyjścia i musiałam zmierzyć się z moim problemem i wyjaśnić to wszystko. Nagle drewniane drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazał się on. Był odziany tylko w szare, dresowe spodnie. Na karku miał owinięty ręcznik, którym jeszcze wycierał mokre włosy. Wyglądał normalnie. Nie pił. Ciszyło mnie to, ale to nie znaczy, że mogę już uciec. Reus nie udawał zaskoczenia i oboje patrzeliśmy się na siebie nie mówiąc nic.
-Cześć.-postanowiłam w końcu przerwać tę ciszę.
-Hej.-odpowiedział.-Chcesz wejść?-zapytał, a ja kiwnęłam lekko głową, a mężczyzna uchylił mocniej drzwi, przez co mogłam wejść głębiej.
-Jak chcesz to idź usiądź w salonie, a ja się pójdę ubrać.-powiedział i zaczął kierować się powoli na górę.
-Nie musisz.-zaprzeczyłam.-Nie przeszkadza mi to.-wyjaśniłam i leciutko podniosłam kąciku ust. Nie wiem czy Marco zrobił to samo, czy miał po prostu neutralną twarz. W każdym bądź razie wrócił i usiadł na sofie, a ja obok niego.
-Przyszłaś tu w jakiejś konkretnej sprawie?-zapytał z obojętnością. Ona bolała najbardziej. Widać było jego złość i zawiedzenie. Pierwszy raz był taki dla mnie.
-Takk. Przyszłam cię przeprosić. Zachowałam się wczoraj okropnie i wiem, że nie ma dla mnie żadnego wyjaśnienia. Po prostu wczoraj było jeszcze mi trudno, a...
-... a dzisiaj nie?-dokończył za mnie przerywając.-Wiktoria... ja nie wiem, co mam ci powiedzieć. Kocham cię i raczej wątpię, że kiedykolwiek przestanę, ale ja mam jak na razie dość już czekania. Czekałem prawie miesiąc. Jeszcze ta kontuzja... tego wszystkiego jest za dużo jak dla mnie. Wczoraj potraktowałaś mnie jeszcze jak śmiecia. Wybacz za określenie, ale tak się poczułem. Ten SMS mi nie pomógł, a wręcz dobił.-wyjaśnił swoje wszystkie bóle. Było mi go strasznie żal. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, bo czułam jak moje oczy się szklą od łez. Nie chcę płakać, ale ostatnio jest dla mnie momentem kiedy mogę odreagować.
-Nie Wiktoria. Tamten "ja" już nie wróci. Niezależnie od tego jak jest między nami.-odparł i popatrzał na mnie.
-Kochasz mnie, a ja nie zasługuj na ciebie. Potrzebujesz kogoś, kto jest odpowiedni dla ciebie.-wypaliłam i schowałam twarz w dłoniach. Marco nie mówił przez chwilę nic. Po chwili poczułam jak mnie obejmuje. Moje całe ciało przeszły przyjemne ciarki. Wtedy spojrzałam na niego i dostrzegłam w jego oczach takie perełki. Patrzał na mnie z poważną miną, ale jednocześni uśmiechał się. Tylko on tak potrafił.
-Co ty mówisz? Dlaczego nie zasługujesz na mnie?-zapytał.
-Bo ranię cię. Nie potrafiłam się przemóc, a ty cierpisz.
-A pomyślałaś o tym, że może ja nie chcę kogoś innego, ale ciebie?-zapytał oburzony.-Oboje krzywdziliśmy się nawzajem, oboje cierpieliśmy, ale teraz oboje możemy to wszystko naprawić. Potrzebuję tylko jednego.
-Czego?-zapytałam i ponownie na niego spojrzałam, a blondyn złamał moją twarz w obie dłonie.
-Kocham Cię Wiki.-wyszeptał.
-Ja ciebie też kocham.-odpowiedziałam bez większego myślenia i chyba to się opłaciło. Marco uśmiechnął się tym firmowym uśmiechem i pocałował mnie w usta. Lekko, ale jednocześnie bardzo zachłannie. Delikatnie, ale z pełnym oddanie. Brakowało mi jego ust. Tęskniłam za tym, a teraz gdy mogę je w końcu poczuć, czuję się jak w niebie. Jak najważniejszą osobą na świecie. Po chwili przyjemności, przestał mnie całować i odsunął się.
-Dlaczego się tak na mnie patrzysz?-zapytałam rozbawiona.
-Czyli to koniec?-spytał.-Koniec wojny, a początek starej miłości? Wszystko wróci do normy?
-Tak i będziemy razem już do końca życia.-odpowiedziałam.
-Chcesz tego?-ponownie zalewał mnie różnymi pytaniami,
-Być z tobą już na zawsze? Tak.-wyjawiłam pewna swoich słów, bo taka jest prawda. Teraz nie potrafię wyobrazić sobie innego scenariusza.
-Zaczekaj tu.-powiedział i bez wyjaśnień zniknął. Udał się na górę po schodach, prawdopodobnie do swojej sypialni. Czekałam na niego chwilę, ciągle nie dowierzając, że to już koniec naszej wielkiej kłótni. Po kilku minutach, usłyszałam kroki Marco. Schodził po schodach i wrócił na swoje miejsce. Nie miał przy sobie niczego, więc zastanawiałam się po co poszedł.
-Stało się coś?-zapytałam, bo widocznie był czymś zmartwiony, albo zdenerwowany.
-Nie.-uśmiechnął się i złapał za moje dłonie oraz mocno ścisnął.-Pamiętaj, że wtedy gdy byliśmy pokłóceni to nie było dnia, bym nie myślał o tobie. Kochałem cię cały czas i dalej będę to robił. Byłem jaki byłem. Wiem to. Powinienem był ci powiedzieć, ale bałem się reakcji. Teraz już nie mam przed tobą żadnych tajemnic i mam nadzieję, że podobnie jest z tobą.-po tych słowach wiedziałam, że jednak jest coś, co powinnam powiedzieć mu. Coś, co stało się dawno i nikt o tym nie wiedział. Miała być to tajemnica moja i Mario, ale...
-Jest coś.-powiedziałam i spuściłam głowę lekko. Potem ją podniosłam i popatrzałam na niego.-To było jakoś na początku mojej przeprowadzki do Dortmundu. Jak jedyną bliską mi osobą był Mario. On nie był jeszcze z Ann, a ja z tobą. Pocałował mnie. Do niczego więcej nie doszło. To była chwila słabości. Kocham go, ale jak brata. Nic więcej. Nie mów mu o tym, że wiesz. To może zepsuć wiele. Niech to pozostanie w przeszłości. Tak jak ten zły Marco, tak i pocałunek z Mario.-wyjawiłam mój sekret i szczerze? Poczułam się bardzo dobrze. Mimo, że nigdy jakoś szczególnie mi to nie uwierało na sumieniu. Marco nie mówił nic przez chwilę, czym mnie zmartwił, ale zraz ponownie mnie pocałował.
-Cieszę się, że zaufałaś mi. Kocham cię mała.-dodał i pogłaskał mnie po głowie jednocześnie całując. Jednak zaraz ponownie przerwał.-Posłuchaj mnie... Wiem, że pewnie wyobrażałaś to sobie inaczej. W bardziej romantyczny sposób. Uwierz mi, bo ja też, ale czuję, że to jest ten moment.-mówił, ale ja nie bardzo rozumiałam. Piłkarz widział moje zdziwienie i postanowił wszystko wyjaśnić.-Pamiętasz jak odwiedziliśmy moich rodziców?
-Tak. Wtedy jak nie chciałam jechać?-zaśmiałam się, a Marco wraz ze mną.
-Tak, dokładnie. Wtedy przez moment mnie nie było. Mój tata zabrał mnie do pewnego miejsca, a konkretnie do swojej sypialni. Dał mi tam to.-wyjął z kieszeni swoich dresów białe pudełeczko, a w nim... pierścionek. Był prześliczny.-To pierścionek zaręczynowy mojej mamy. Tata powiedział, że od zawsze marzyli by dać go swojemu synowi. Nie dali mi go jak byłem z Caro. Dali jak jestem z tobą, bo sami powiedzieli, że widać jak bardzo się kochamy. Jak mówiłem wcześniej, na pewno inaczej to sobie wyobrażałaś, ale... ja nie mogę czekać. Kocham cię i chcę byś nosiła go na palcu. Chcę byś miała mnie zawsze blisko. Nie musimy się od razu żenić, ale kto wiem... Los bywa dziwny.-blondyn mówił, a do mnie dalej nie dochodziło. Miałam zostać żoną Marco? To jest szalone, ale i piękne.-Także... Kocham cię słońce i jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. Zostaniesz moją żoną?-powiedział to pytanie, a ja siedziałam i patrzałam na te malutki cudo. Potem ponownie na niego.
-Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś szalony?-spytałam.
-Zdarzyło się.
-Jesteś wariatem jakich mało i prawdopodobnie moi rodzice będą na ciebie wściekli, że zabierasz im swoją córeczkę, ale to nie ważne. Kocham cię popaprańcu i tak, zostanę twoją żoną.-wypowiedziałam, a Reus zrobił to i po sekundzie mój palec zdobił ten śliczny pierścionek. Spojrzałam wtedy na mojego NARZECZONEGO i nim się obejrzałam, a już mnie całował. Tym razem był już odważniejszy i ja w sumie też. Żadne z nas nie szczędziło sobie wtedy pieszczot.
-Nie masz czasem ochoty zwiedzić mojej sypialnię?-zapytał z chytrym uśmieszkiem.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-powiedziałam i wtedy piłkarz podniósł mnie, a ja oplotłam nogi w okół jego bioder. Idąc, nie przestawaliśmy się całować. Nasze języki drażniły nasze podniebia sobie nawzajem. Już wtedy byłam w siódmym niebie, a to był dopiero początek. W drodze do sypialni co i rusz gubiłam jakąś z części swojej garderoby. Gdy znaleźliśmy się już przed drzwiami sypialni, Reus jednym kopniakiem je otworzył i wszedł do środka wraz ze mną na rękach. Ułożył mnie delikatnie na łóżku, a sam znalazłszy się nade mną, całował moją szyje, by po chwili przejść do dekoltu. Mijały kolejne minuty, a oboje byliśmy już w samej bieliźnie. Nawet nie zauważyłam, jak kilka sekund później nie miałam na sobie stanika, którego mężczyzna się pozbył. Zaśmiałam się tylko pod nosem i czekałam aż przejdziemy do konkretów. Czułam jego dłoń na moim pośladku. Chwile właśnie tam pozostawała, jednak zaraz zajął się zsunięciem dolnej, koronkowej partii bielizny. Gdy to zrobił przestał całować moje usta, a zaczął okolice prawego ucha.
-Kocham cię.-wyszeptał do niego. Uśmiechnęłam pod nosem, by zaraz potem jęknąć cicho z rozkoszy. To była nasza noc. To ja byłam narzeczoną Marco Reusa. Nie dziewczyną, ale narzeczoną. To ja mam go przy sobie. To ja mam go blisko. Tak blisko, że już chyba bliżej nie można.
________________________________________________________________
NO PRZYZNAĆ SIĘ, KTO PRZEWIDZIAŁ TAKI SCENARUISZ?
Powiem szczerze, że do pomysłu z zaręczynami naprowadziła mnie pewna osoba, która już chyba nawet nie pamięta o tym :)
I to rozdział specjalnie dla niej ♥
Dziękuję i zapraszam do niej! Wyczekujcie drugiej części świetnego opowiadania!
Nie jest to jakiś cud, ale mam nadzieję, że zaspokoi wasze potrzeby ;)
Natomiast samego bloga to nie koniec, bo mam coś jeszcze w zanadrzu dla was, a szczególnie jeden wątek, bez którego nie byłoby tego opowiadanie.
Także jak sądzicie, jak zareagują inni o zaręczynach?
Czy rano coś się wydarzy?
10 komentarzy = następny rozdział?
Dacie radę? :*
ENJOY ♥
Świetnie . nawet nie wiesz jak się cieszę że oni się zaręczyli :) Super rozdział :) Czekam na następny :) Pozdrawiam Oliwia :)
OdpowiedzUsuńAAAAAA!
OdpowiedzUsuńNormalnie NAJLEPSZY ROZDZIAŁ EVER!!! <3
Już bardziej cieszę się z tego, że się zaręczyli niż, że się pogodzili :P
No nie wiem co napisać, bo nie mogę ułożyć normalnych zdań :)
Powiem tylko tyle. Masz talent do pisania! :*
Normalnie dodawaj szybko następny, bo już usycham z ciekawości :D
Pozdrawiam i życzę dużo wenyyyyy <333
Do następnego kochana :* <3
Aaaaaaa kochana pogodzili sie dziekuje i od razu zareczyny uhhu. Oj tak rodzice Wiktori beda wsciekli na Marco ale co tam. Wazne ze sa szczesliwi a teraz kochana zycze Ci duuuzo weny i czekam na nastepny. Pozdrawiam i czekam <3;-)
OdpowiedzUsuńP.S kochana a moze bys tak mogla dodac bonusowy rozdzialik dla twoich wiernych czytelniczek??? Mhhh ???
UsuńAle ja i tak rozdziały dodaje w rożnych terminach. Nie tylko co tydzień :) To zależy od mojego czasu i weny. Myślę, że jak się sprężę to coś da radę zrobić :)
UsuńBardzo dziękuje ♥
OMG, jesteś najlepsza! ♡♡♡
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się pięknego finału już po tytule, ale gdy przeczytałam, że Wiki jednak nie wpadnie do Marco, przestałam w to wierzyć. Kto wie, jakby się to potoczyło, gdyby w galerii nie spotkała Ann i Mario...
Na szczęście później było już tylko lepiej, te obawy Wiki przed zapukaniem do drzwi, rozmowa z Marco, to wyczekiwane pytanie i później... Pięknie! :D
Jestem szalenie ciekawa, co wydarzy się dalej, nie będę zgadywać, bo już kilka razy przekonałam się, że moje proroctwa nie są prawidłowe :p Ach i jeszcze jedno: też uważam, że to jeden z lepszych rozdziałów :D W ogóle z dnia na dzień piszesz coraz ładniej i przede wszystkim tak wciągająco, że następny rozdział chciałoby się przeczytać już zaraz, teraz :)
Dziękuję za dedykację, ale ja tylko naprowadziłam Cię na pomysł, a tą genialną scenę napisałaś sama! ♡
Znów za dużo gadam, więc do usłyszenia w następnym :D
Szczerze to ja nie widzę tego, że jakoś lepiej piszę, ale skoro tak mówicie, to może coś w tym jest :)))
UsuńDziękuję jeszcze raz! :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAwww jak słodko.
OdpowiedzUsuńNo w końcu się pogodzili i jeszcze te oświadczyny.
Kochana poprawiłaś mi dzień.
Czekam na next.
Pozdro:*
PS. zapraszam do mnie i proszę o komentarze.
maluma-ja.blogspot.com
Genialny :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn!!!
Ooo :O tego się nie spodziewałam, mam nadzieje że Marco przeżyje stracie z rodzicami Wiktorii. Z niecierpliwością czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńnoooooooooo w końcu się pogodzili!!!!!!!!!! Zaręczyny??? zdziwiłaś mnie tym ale mam nadzieję, że wszystko w końcu się ułoży a starcie z rodzicami Wikii??? chyba nie będzie aż tak straszne mhhhhhhhhhhh?????? Czekam na next.//////////pozdrawiam andzelika
OdpowiedzUsuńFajny rozdział
OdpowiedzUsuńczekam na następny;)!
Super rozdział, wgl twoj blog jest mega :D wiec kiedy nastepny bo juz nie moge sie doczekac :D
OdpowiedzUsuńDziękuję ogromnie :)
UsuńPostaram zrobić się, co w mojej mocy i dodać rozdział jeszcze przed weekendem :)
Kurczę, niemożliwe stało się możliwe! ;D
OdpowiedzUsuńW końcu oboje przejrzeli na oczy. W końcu oboje zrozumieli, że nie warto bawić się w kotka i myszkę. W końcu oboje zdecydowali się na rozmowę. W końcu ponownie są razem. ♥
Cudo! Kochana, naprawdę wspaniały rozdział! :)
Przestraszyłam się, że Wiktoria nie odważy się już nigdy na prawdziwą, szczerą rozmowę. Po wiadomości, która mnie załamała, jednak postanowiła porozmawiać z piłkarzem. Cieszę się, że nastąpiło to tak spontanicznie. Wydaje mi się, że to co spontaniczne, zawsze wychodzi o wiele lepiej niż te zaplanowane momenty. ;)
Sprawiłaś mi tym rozdziałem ogromną radość, za co szalenie dziękuję. ♥
I Marco! ♥ Oświadczył się Wiktorii! Szczerze mówiąc obawiałam się, że nie doczekam tego tak szybko, a tutaj proszę. :))
Czekam na kolejny rozdział! ♥
Buziaki! :*
Kiedy kolejny? :)
OdpowiedzUsuńMożliwe, że jeszcze dzisiaj :)
Usuń