niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 22

"KIEDYŚ"


Kiedyś myślałam, że jestem szczęśliwa. Miałam chłopaka, przyjaciółkę, dużo znajomych, dobre relacje z bratem. W pewnym sensie miałam wszystko, ale z drugiej strony nie miałam nic. Myślałam, że jestem szczęśliwa, ale nie byłam. W Polsce oszukiwałam samą siebie.
Za wszelką cenę nie chciałam jechać do Niemiec. Wyprowadziłam się z kraju tylko dla brata. Teraz wiem, że popełniłabym największy błąd swojego życia. Jestem szczęśliwa, bo wszystko się zmieniło. Straciłam wiele, ale zyskałam więcej. Wiem, że zrobiłam dobrze i każdego dnia karcę się w myślach, że nie chciałam tu przyjeżdżać.

Powoli zaczęłam się przebudzać, ale nie było to dobrowolne. Otóż podświadomie czułam, że ktoś całuje mnie  w szyje.
-Reus przestań, bo nie dożyjesz śniadania.-wymamrotałam. Każdy kto mnie zna, wie, że jestem śpiochem i budzenie mnie jest wyrokiem śmierci.
-Chyba jednak zaryzykuję.-odpowiedział.-No już wstawaj!-dodał.
-Nie!-powiedziałam stanowczo z ciągle zamkniętymi oczami. Po chwili Marco zaczął mnie lekko gilgotać.
-REUS DO CHOLERY!-krzyknęłam zdenerwowana.
-Też Cię kocham.-uśmiechnął się.
-Możesz wyjaśnić mi jaki jest powód budzenia mnie o -zerknęłam na telefon.- 8 rano?!
-Dobra tylko mnie nie pobij.-zaśmiał się, a ja skarciłam go surowym spojrzeniem.-Chodzi o to, że dzwoniła wczoraj moja mama i zaprosiła nas na obiad. O 12 mamy się u nich wstawić.-odpowiedział, a ja zamarłam. Miałam spotkać się z jego rodzicami? Już?! Teraz?!
-Co? Dlaczego mówisz mi to teraz?-oburzyłam się.
-Wcześniej nie było jakoś okazji.-uśmiechnął się niewinnie.
-Nigdzie nie jadę.-odparłam i przykryłam się cała kołdrą.
-Dlaczego?-Marco próbował "dostać" się do mnie.
-Musiałbyś siłą mnie zaciągnąć.
-Wczoraj siłą zaciągnąłem Cię do mojego domu.-mrugnął do mnie.
-Marco to nie jest śmieszne.-popatrzałam poważnie na niego.-Ja na prawdę nie chcę się spotykać z Twoimi rodzicami.
-A powodem jest...?
-Powodem jest to, że się boję.-powiedziałam prosto z mostu.
-Kochanie...-zamruczał i przytulił się mnie, a następnie pocałował w czoło.-Nie masz się na prawdę czego bać. To będzie zwykły obiad. Chcą Cię po prostu poznać, bo już tak wiele im opowiadałem o Tobie. Nie zjedzą Cię spokojnie.-zaśmiał się na koniec.
-Lubili Caro?-zapytałam.
-Yyy...-zawiesił się.-No wiesz... No...
-Super.-syknęłam.-Skoro lubili Caroline to ja nie mam u nich szans.
-Nie mów tak. Chyba znam ich lepiej.-cały czas próbował mnie przekonać.-Nie masz powodów do obaw, że nie zaakceptują Cię.
-Uwierz mi, mam.-odparłam.
-Na przykład?
-Na przykład jestem od Ciebie dużo młodsza. Nie pracuję, tylko uczę się. Utrzymują mnie moi rodzice. Mam wymieniać dalej?-denerwowałam się.
-Wiek to tylko liczba. Skoro dla mnie nie ma różnicy ile masz lat, dla nich też nie powinno być. Uczysz się w BARDZO DOBRZE w liceum. Masz wspaniałe ambicje na swoją karierę. Utrzymują Cię rodzice, bo jesteś młoda, a to już chyba przerabialiśmy.-skończył i pocałował mnie w usta.-Nie masz się czego obawiać. Będę przy tobie cały czas. To spotkanie nie musi się niczym różnić jak spotykałaś się z rodzicami Rafała.
-To jest co innego, bo rodziców Rafała znałam jak jeszcze nie byliśmy razem, po za tym nie porównuj związku z Rafałem a z Tobą, bo to zupełnie co innego.
-Mam rozumieć, że związek ze mną jest bardziej na poważnie.-powiedział i pokazał rząd swoich zębów.-Schlebia mi to.
-Marco... Musimy jechać? Ja na prawdę nie jestem chyba jeszcze gotowa.
-Skoro tak bardzo chcesz to możemy nie jechać.-powiedział, ale ja tak w głębi duszy czułam, że chce i to bardzo bym pojechała odwiedzić, a właściwie to poznać jego rodziców. Widać, że traktuje ten związek poważnie.-Idę na dół zrobić śniadanie. Zejdź zaraz.-uśmiechnął i zszedł na dół, a przy okazji pocałował mnie szybko w policzek. Sama postanowiłam poleżeć jeszcze chwilkę i zastanowić się czy jechać czy może zostać. Widać, że Reusowi zależy na tym bym pojechała, bo to jeszcze bardziej pokaże, że traktuje ten związek poważnie, ale ja się najzwyczajniej w świecie boję. Chociaż nie mam za bardzo czego, ale co jeśli powiem coś nie tak, albo nie spodobam się im. Cholernie się stresuję, ale chyba pojadę tam dla Marco. Po 10 minutach myślenie i szukania argumentów za oraz przeciw w końcu doszłam do wniosku, że zaryzykuje i pojadę.
Szybko zwinęłam się z łóżka i w koszuli blondyna zeszłam na dół. Właśnie przygotowywał naleśniki.
-Pojadę.-powiedziałam bez większego wstępu. Wcześniej nawet mnie nie zauważył. Jak tylko to powiedziałam spojrzał na mnie i od razu się uśmiechnął. Podszedł do mnie, złapał w pasie i okręcił dookoła.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę!-mówił Reus, a ja coraz bardziej żałowałam, że sie zgodziłam.

Po wspólnym śniadaniu udałam się do domu ubrać, bo wypada jakoś wyglądać. Kompletnie nie miałam pomysłu co założyć. Przewertowałam całą szafę, ale nie dobrałam nic takiego co było by odpowiednie. Postanowiłam, więc zadzwonić do mojej przyjaciółki, która już nie raz doradziła mi w tych sprawach.
-Cześć Wiki!-zaczęła Ania. Jest zupełnie inna niż wcześniej. Wyjawienie prawdy pomogło jej.
-Hej, mam mały problem.
-Jaki? 
-No, bo mam z Marco jechać zaraz do jego rodziców, ale nie mam pomysłu w co się ubrać. Pomożesz mi?-powiedziałam błagalnym tonem.
-Hmm chętnie, ale nie bardzo mogę przyjechać. Wejdź na skype'a, to wtedy coś pomyślimy. 
Tak tez zrobiliśmy. Ania zaczęła opowiadać co powinnam wybrać. Nie może to być mega eleganckie, ale tez nie pójdę w dresie. Po około półgodzinie wertowania różnych stroi znalazło się coś co według Ani wyglądało odpowiednio. Najserdeczniej jak mogłam podziękowałam Ani, a następnie poszłam do łazienki i przebrałam się. Jakie było moje zdziwienie, gdy wychodziłam zauważyłam na łóżku Reusa.
-Niedługo otworzę szafę i z niej wylecisz.-zaśmiałam się, a po chwili dodałam.-Może być?-zapytałam.
-No, no. Teraz nie ma opcji, żeby Cie nie polubili.-uśmiechnął się.
-To nie jest zabawne. Pytam poważnie.
-A ja poważnie odpowiadam. Wiki...-podszedł do mnie i objął moją twarz w swoje dłonie.-Moi rodzice nie są nie wiadomo jakimi ludźmi by nie polubili Cię. Oświadczam Ci tu i teraz, że nie ma możliwości, by Cię nie zaakceptowali.
-A jeżeli? 
-A jeżeli, to oni stracą, ale nie ja, bo to moja sprawa w kim się zakochałem.-odparł, a ja poczułam się pewniej.-Będzie dobrze.-pocałował mnie w nos jak małą dziewczynę, ale było to urocze, bo w końcu sama się uśmiechnęłam. 
-Przepraszam, ale chyba za bardzo przeżywam.
-To nic złego.-zaśmiał się.
-Mi po prostu zależy, by twoi rodzice mnie polubili, byś ty nie miał problemów przeze mnie. 
-Nie będę miał. Chodźmy już, bo mama i tata nie lubią czekać.-dodał i ostatni raz pocałował mnie. Oboje zaczęliśmy kierować się w stronę samochodu. Drogę do rodzinnego domu spędziliśmy w fajnej atmosferze. Marco opowiadał mi o jego rodzinie, a ja słuchałam z zaciekawieniem. Kiedy mówił o przygodach z dzieciństwa widać było po nim, że mówi to z dumą i iskierkami w oczach. Zazdrościłam mu, bo ja nie mam takich wspomnień. Niby teraz z rodzicami jest w porządku, a nawet bardzo, ale nie mogę wspominać rodzinnych pikników jak blondyn. 
-No jesteśmy!-odpowiedział radośnie, a ja dopiero od czasu, gdy byłam w domu poczułam stres. Jednak teraz towarzyszył mi ból brzucha. 
-Marco ja nie wysiadam.-powiedziałam poważnie.
-Zaraz mogę Cię jeszcze bardziej zestresować.-również odpowiedział poważnie.
-To znaczy?
-Nooo, bo nie powiedziałem Ci, że na tym obiedzie będą jeszcze moje dwie siostry.-odparł i podrapał się po głowie. 
-Żartujesz?-zapytała z nadzieją, a on pokiwał przecząco głową. Ja natomiast głośno westchnęłam.-Uduszę Cię kiedyś. Zobaczysz.-dodałam, ale niestety musieliśmy już wysiąść z samochodu. Idąc cholernie się bałam. Marco by dodać mi otuchy objął mnie ramieniem. Powoli podchodziliśmy pod drzwi. Już mieliśmy je otwierać, ale ktoś inny nas uprzedził. 
-No jesteście w końcu!-krzyknęła starsza kobieta. Prawdopodobnie mama Marco. Podeszła do niego i go mocno uściskała. 
-No witaj synu!-powiedział ojciec i powtórzył gest swojej żony.
-A i jest Wiki!-krzyknęła w moją stronę rodzicielka Marco.
-Dzień dobry!-powiedziałam i uśmiechnęłam się. Natomiast kobieta podobnie jak swojego syna przytuliła mnie mocno do siebie.
-No Marco... Wiedziałem, że masz dobry gust, ale teraz to żeś przeszedł samego siebie.-uśmiechnął się Pan Reus i postąpił podobnie jak jego żona. 
-Kurczę. Nawet się nie przedstawiliśmy. Manuela, a to jest mój mąż Thomas.
-Wiktoria.-przedstawiłam się.
-Dobra, nie będziemy chyba cały czas stali tutaj. Wejdźcie do środka, bo się jeszcze rozchorujecie.-zarządziła gospodyni. Dało się zauważyć, że Pani Manuela jest bardzo energiczną i taką aktywną kobietą. Wszędzie jej pełno. 
Kiedy staliśmy w korytarzu i zdejmowaliśmy kurtki, usłyszałam tupot małych nóżek. Po chwili obok pojawił się mały chłopiec.
-Wujek!!!-krzyknął na całe gardło i szybko wskoczył mu na ręce. 
-Cześć mały! Jak ja Cię dawno nie widziałem.-mówił szczęśliwy Marco. Ślepy by nawet zauważył, że jest po między nimi specjalna więź. 
-Ja też i dlatego bardzo się za Tobą stęskniłem.-dodał i mocno się do niego przytulił. Taki widok był wręcz rozczulając. Nagle piłkarz popatrzał w moją stronę i uśmiechnął się. 
-Nico powinieneś kogoś poznać.-zwrócił się do chłopca.-Poznaj Wiktorię. Wiktoria to mój mały siostrzeniec Nico. 
-Hej.-uśmiechnęłam się do niego oraz podałam rękę.
-Cześć.-chłopczyk odwzajemnił gest, ale nie był już taki odważny jak z Reusem.-Ty jesteś moją nową ciocią?-zapytał, a my się zaśmialiśmy.
-A chcesz?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a przy tym ponownie zaśmiałam się.
-Hmm...-myślał głośno.-Zastanowię się, ale chyba tak. Wujek! Masz ładną dziewczynę!-odpowiedział, a każdy wybuchł śmichem. Dopiero teraz zauważyła, że w pomieszczeniu jest więcej osób.
-O! Hej siostrzyczki!-zawołał Reus i oboje popatrzeliśmy na kobiety.-Poznajcie Wiktorię.
-Cześć, Melanie.-podeszła pierwsza.
-A ja jestem Yvonne. Mam tego małego urwisa.
W taki o to sposób poznałam rodzinę Marco. Później jeszcze zapoznałam się z mężem Yvonne Bastianem. Wszyscy mężczyźni, nawet Nico, zajęli się sobą. Poszli do salonu i zaczęli rozmawiać o tych swoich męskich sprawach. W sumie nie trudno się domyślić, że głównym tematem rozmów byłam ja. Wraz z mamą i siostrami piłkarza poszłyśmy do kuchni i zajęliśmy się dokańczaniem obiadu pyzy okazji dyskutowaliśmy. Głównie oczywiście o mnie i o Marco. Kobiety były ciekawe jak poznałam się z nim dokładnie. Oczywiście wybuchły śmiechem jak opowiedziałam im o tym jak się poznaliśmy. Ta historia zawsze będzie się dla mnie się kojarzyła jako początek czegoś nowego.

Mieliśmy już wychodzić, ale trener zaproponował Kubie, że go oprowadzi po stadionie. Mi się jakoś nie chciało chodzić, więc postanowiłam poczekać na niego przed stadionem obok samochodu. Stojąc tak oparta o samochód myślałam o wszystkim. O rodzicach, o Rafale, o Kubie, o mnie, o mojej przyszłości. Nagle poczułam czyjąś obecność, odwróciłam się i ujrzałam przystojnego bruneta z przerażoną miną. Kogoś mi przypominał, ale nie mogłam sobie przypomnieć kogo. Za nim zobaczyłam większą grupkę młodych mężczyzn. Staliśmy tak chwile patrząc na siebie. Ja ze zdziwieniem, a on ze zmieszaniem i lekkim przerażeniem. Dopiero potem zauważyłam, że w ręku trzyma odkręconą butelkę z wodą. Chyba musiał zauważyć, że spojrzałam na nią, bo postanowił coś w końcu powiedzieć. 
-Jaa... eee...-jąkał się.
-Tyy...?-próbowałam się dowiedzieć czegoś od niego. 
-Bo to jest wyzwanie.-odpowiedział po czym spuścił głowę, a ja patrzałam na niego jak na idiotkę.
-Wyzwanie? Jakie wyzwanie? Możesz jaśniej.
-Nudzi nam się, znaczy im.-wskazał na swoich kumpli, którzy to zobaczyli postanowili spoważnieć, bo przez cały ten czas uśmiech nie schodził im z twarz.-Dali mi za zadanie oblać Cię wodą. Wybacz... Nie zamierzam tego zrobić.
-Ile wy macie lat?-podniosłam głos.-Który Ci to kazał?-zapytałam już spokojniej.
-Serioo?-przeciągnął, bo nie chciał chyba wydać swojego kolegi. Kiwnęłam głową.-Ahhhh! Nie mam życia...-mówił do siebie. po czym krzyknął.-MARCO! Chodź tu na chwilkę!
Tym kreatywnym kolegą okazał się nijaki Marco. Był to wysoki blondyn z dość ciekawymi włosami. Zaraz, zaraz! Marco? Już wiem skąd ich znam. Przecież ten chłopak z wodą to Mario Götze, a ten geniusz to Marco Reus. Świetnie! Po prostu marzyłam o takim spotkaniu gwiazd Bundesligi. Nudzi im się to zaraz przestanie, a przynajmniej Marco.
-Jestem.-podbiegł blondyn.-Jak tam Mario, wymiękasz?-zaśmiał się.
-Ughhh.-musiałam dać jakiś znak, że też tu jestem.-To ty wymyśliłeś to zadanie?-skierowałam to pytanie do Reusa.
-Jak najbardziej.-dodał tak pewnie, że mnie po prostu tym tak zirytował, że byłam jeszcze bardziej pewna tego co chce zrobić. Marco miał cały czas uśmiech na twarzy, ale jego kolega chyba już wyczuwał, co planuję zrobić. Podniosłam rękę i z całej siły uderzyłam go w policzek. Reus się chyba tego nie spodziewał, bo miał minę jakby zobaczył ducha. Odruchowo złapał się za policzek. Jego koledzy też byli w szoku, ale po chwili tarzali się ze śmiechu. Mario też się śmiał. 
-Następnym razem jak Ci się będzie nudzić to pomyślisz dwa razy.-odparłam po czym wsiadłam do auta i odjechałam kawałek dalej, bo stał tam mój brat i przyglądał się całej sytuacji. Wsiadając do samochodu miał minę w stylu "WTF".
-Wiesz kim oni byli?-zapytał.-Wiesz kim ON był?!
-Wiem, ale niech dupek się nauczy, że wylewanie wody na przypadkową osobę może się źle skończyć.
-Mogę już zapomnieć o autografie od Marco Reusa.-powiedział cicho i chyba myślał, że nie słyszałam, ale doskonale wiedziałam co powiedział. Resztę drogi minęliśmy w ciszy.


*******
Kiedy mama zadzwoniła wczoraj, że zaprasza nas na obiad byłem w niebo wzięty. Już od dawna nie mogłem się doczekać, aż w końcu moja rodzina pozna Wiki. Zależało mi na tym, bo już wiele razy opowiadałem o Polce. Rodzicom również zależało na poznaniu jej. Kiedy dziewczyna powiedziała, że nie chce jechać, bo się boi to z jednej strony cieszyłem się, bo widać, że jej też zależy i nie chce tego zepsuć, ale z drugiej strony bardzo, ale to bardzo chciałem by mama i tata poznali Müller. Na szczęście zgodziła się. Nie wiem co zadecydowało o tym, ale ważne, że jedzie. 
Gdy zobaczyłem jak wygląda oniemiałem. Jest piękna. Wiktoria jest piękna. Ma wspaniały charakter, więc nie w sposób jej nie lubić. Rodzice na 100% ją zaakceptują. Jestem tego pewny. 

Tak jak się domyślałem członkowie mojej rodziny nie mieli problemów z nią. Teraz Wiktoria jest w kuchni z mamą i siostrami. Śmieje się, uśmiecha, rozmawia, ale jednak cały czas obserwuje też mnie. Ja natomiast wraz z tatą, Nico i Bastianem siedzimy w salonie i rozmawiamy o typowych męskich sprawach. Tematem jest też oczywiście Wiktoria.
-Synu, ale przyznaj się, skąd ty ją, żeś wytrzasnął?-zapytał tata, a my zaśmialiśmy się. 
-Jak ma się taki urok osobisty, to to nie jest problem.-odpowiedziałem.
-Mówię poważnie. Jest wspaniała. Taka ciepła, otwarta, śmieje się cały czas. Ty się śmiejesz. Z Caroline tak nie było, co?-zadał pytanie, a ja musiałem mu przyznać rację. Oboje lubili Caro, ale nie wiedzieli, że ja nic do niej nie czuje.
-Tato... Po prostu z Caro nie wyszło. Uczucie sie wypaliło, a ja dusiłem się w tym związku. Z Wiktorią jest inaczej, bo ją wiem, że kocham.
-Pamiętaj, żeby stworzyć związek oboje musicie kochać, a nie tylko jedno.-dodał mąż mojej siostry.
-Wujku, a ciocia Wiktoria będzie teraz u ciebie mieszkać tak jak ciocia Caroline?-zadawał pytania Nico.
-Wiesz, teraz na pewno nie.-odpowiedziałem, a mały wskoczył mi na kolana.
-A dlaczego?
-Ciocia teraz musi się dużo uczyć, bo za niedługo będzie zdawała ważne testy. Musi się przygotować. wiesz.-odpowiedziałem na pytanie.
-Testy?-zapytał tym razem mój ojciec.-Wiktoria studiuje?
-No, własnie.-lekko westchnąłem.-Chodzi o to, że Wiki chodzi jeszcze do szkoły. Kończy liceum. Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam, że ma 18 lat.
-Skoro ja kochasz, to dlaczego mamy mieć jakiś problem?-stwierdził tata.-Wiek to tylko liczba, Zawsze Ci to powtarzaliśmy.-dodał. Rozmawialiśmy we trójkę jeszcze chwilkę. Potem Nico poprosił Bastiana by poszedł z nim do łazienki. Wtedy mój tata poprosił bym poszedł z nim na chwilkę. Nie powiedział gdzie, tylko kazał mi kierować się za nim. Okazało się, że zaprowadził mnie do jego i mamy sypialni.
-Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?-zapytałem ciekawy.
-Usiądź synu proszę.-odparł nie patrząc na mnie, tylko zaczął grzebać gdzieś po szufladach. ja natomiast usiadłem na łóżku. Gdy prawdopodobnie znalazł co chciał dosiadł się do mnie.-Marco pamiętasz, że jak byłeś mały zawsze powtarzaliśmy, że miłość jest najwspanialszym i najtrwalszym uczuciem?
-Pamiętam. Pamiętam też, że nie wierzyłem wam.-odpowiedziałem zgodnie z prawdą, a mój tata zdziwił się.-Tato... Wstyd się przyznać, ale ja nigdy nie wierzyłem w miłość jak byłem małym chłopaczkiem. Późniejsze wydarzenia tylko mnie w tym utwierdziły. Tak, wiem. Miałem Caro, ale ja nie kochałem jej. Byłem z nią tylko dlatego, bo chciałem Wam i kumplom coś udowodnić. Nie wierzyłem w miłość Znaczy... Kiedyś tak, ale...
-...zawiodłeś się.-odpowiedział za mnie.
-Tak. Nigdy Wam, ani nikomu innemu nie mówiłem o tym. Teraz też nie chce za bardzo o tym rozmawiać, ale powiem tylko tyle, że stało się to jak byłem jeszcze w Ahlen.-spuściłem głowę.
-Ta dziewczyna zmieniła Cię, ale Wiktoria zrobiła to również. Tylko jej zmiana wyszła Ci na dobre.-dodał.-Ja i mama zawsze chcieliśmy dla Ciebie jak najlepiej. Chcieliśmy byś miał przy sobie kobietę, którą będziesz kochał. Tak na prawdę czuliśmy  w głębi serca, że związek z Caroline to coś niepoważnego. Dlatego nigdy nie dałem Ci pewnej rzeczy. Jednak teraz widzę, że kochasz tą dziewczynę. Kochasz ją całym sercem i nie pozwolisz by stało się jej coś złego. Daj mi rękę.-rozkazał, a ja z pytającą mina wykonałem polecenie. Mój ojciec włożył mi do ręki pierścionek.
-Co to jest?-zapytałem.
-To pierścionek zaręczynowy, który dałem twojej mamie w dniu zaręczyn. Już wtedy postanowiliśmy, że jeżeli będziemy mieli syna to dostanie od nas ten pierścionek, by mógł dać go swojej ukochanej.-uśmiechnął się na koniec.
-Tato... ja nie wiem co powiedzieć.-byłem w szoku.
-To nic nie mów. Ja wiem, że to jeszcze za szybko, ale za parę lat, kiedy będziesz gotowy to nie musisz się już martwić o pierścionek.-odpowiedział, a my nagle usłyszeliśmy głos mojej mamy.
-Thomas! Marco! Chodźcie na obiad!-krzyczała.
-Idziemy!-odpowiedział tata.-Pamiętaj co Ci powiedziałem. Masz wspaniałą dziewczynę. Nie schrzań tego.-dodał i oboje postanowiliśmy schodzić na dól. W kuchni zobaczyłem uśmiechniętą Wiktorię. Trochę rozmarzyłem się i zacząłem wyobrażać sobie ten dzień kiedy się jej oświadczę. Bez słowa podszedłem do niej i przytuliłem. Była zdziwiona moim zachowaniem, ale odwzajemniła uścisk. Katem okaz zauważyłem, że rodzice i siostry nam się przyglądają.
-O czym tak zawzięcie dyskutowaliście na górze?-zapytała moja mama jak w końcu usiedliśmy do stołu.
-A troszkę o tym i o tamtym.-odpowiedziałem i porozumiewawczo uśmiechnąłem się do taty.


*******
Spotkanie z rodziną Marco było jednak dobrym pomysłem. Nie wiem dlaczego tak się bałam. Rodzice, siostry i przede wszystkim Nico są sympatyczni. 
Reus i Nico postanowili wyjść na dwór i pograć w piłkę. Kidy byli w ogrodzie, zaczęłam chwilę obserwować ten cudny obrazek. Piłkarz ma wspaniały kontakt z malcem. Zaczęłam myśleć o tym jak wyglądało by moje życie, gdyby dziecko się urodziło. Wiem, że zajął by się nim najlepiej jak tylko by mógł.
-Piękny widok prawda?-usłyszałam głos najstarszej siostry Marco.
-Tak.-szepnęłam i uśmiechnęłam sie. Ciągle miałam obraz blondyna i naszego nienarodzonego dziecka.
-Marco jest w nim zakochany. Czasami sam porywa gdzieś Nico na przykład rano, a wraca z nim dopiero wieczorem.-opowiadała, a ja się zaśmiałam.-On kocha dzieci. Może to dziwnie zabrzmi, ale wiesz... jeżeli kiedyś będziecie planować potomstwo to nie martw się o Reusa. Nie ma możliwości by się wycofał z wychowania.
-Wiem to.-odpowiedziałam cicho.
-Hm?-mruknęła do mnie Yvonne.
-Mówię, że ufam mu. Bardzo chciałabym założyć kiedyś rodzinę. Będąc z piłkarzem może to być trochę trudne, ale jeżeli ludzie się kochają to przezwyciężą wszystko.-odparłam.
-Jesteś w nim szalenie zakochana, co?-zapytała i jednocześnie objęła mnie ramieniem.
-Na to wygląda.-odparłam,

Pobyt u rodziców Marco powoli dochodził końca. Mieliśmy się już zbierać, ale blondyn poprosił mnie bym poszukała na górze w łazience maskotki Nico, a z racji tego, że tylko ja miałam wolne ręce musiałam pójść. Na górze nie wiedziałam za bardzo, które drzwi są od łazienki, więc musiałam strzelać. Pociągnęłam za klamkę i prawdopodobnie trafiłam na sypialnie rodziców Marco. Następne - jakaś sypialnia. Kolejne - kolejna sypialnia, jednak ta nie była zwykłym pomieszczeniem. Był to niewielki i na pewno męski pokój. Można powiedzieć, że typowego nastolatka.Na ścianach było pełno plakatów starych gwiazd tutejszego klubu. Zauważyłam, że z drugiej strony drzwi jest plakietka z imieniem "MARCO". Tak jak myślałam. To stary pokój Reusa. Chciałam wyjść, by nie pomyślał o mnie nikt nic złego, ale jakoś nie potrafiłam, Zapatrzała się w niego. Może to dziwne, ale w tamtej chwili był dla mnie taki magiczny.
-Zabłądziłaś?-usłyszałam ten charakterystyczny głos. Szybko się odwróciłam i spojrzałam na blondyna, który się lekko uśmiechał, z przepraszająca miną.
-Wybacz, ale nie wiedziałam, które drzwi są od łazienki. Trafiłam tutaj i ... tak wyszło, że zostałam.-spuściłam lekko głowę.
-Nie szkodzi.-powiedział i wszedł głębiej.-Dawno tu nie byłem.-dodał i rozejrzał się po pokoju.-Od mojego wyjazdy nic tu się nie zmieniło.-westchnął.
-Nie lubisz tu przebywać? Dlaczego?
-Powiedźmy, że przeszłość do mnie powraca.-odpowiedział tajemniczo.
-Przeszłość? Jaka przeszłość?-zaniepokoiłam się. Marco natomiast usiadł na swoim dawnym łóżku i ponownie westchnął. Ja usiadłam obok niego i przytuliłam go.-Jeśli nie chcesz to nie mów. Pamiętaj jednak, że jeżeli chcesz uciec od przeszłości to musisz odpowiednio zamknąć tamten rozdział.
-Od przeszłości nie da się uciec Wiki.-odparł.-Chodźmy na dół. Nico czeka na maskotkę.-dodał i oboje wstaliśmy.
-Marco?
-Tak?-odwrócił się w moją stronę.
-Powiesz mi kiedyś co sie stało?-zapytałam, a on popatrzał na mnie z troską i pocałował w czoło oraz dopowiedział.
-Kiedyś.
_________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA SPOKOJNĄ 22 :)

Jak Wam sie podoba ten rozdział?
Przepraszam, że ponownie musieliście troszkę czekać, ale gdyby nie święta byłby wcześniej :)
No własnie... Pochwalcie się co Mikołaj Wam przyniósł? Zadowolone?

Rozdział taki trochę lekki, spokojny. Czyżby to była cisza przed burzą?
Nie mówię nie, nie mówię tak ;)
Musiałam dodać kolejny wątek XD
Szczerze to wszystko wyjdzie trochę inaczej niż myślałam na początku ;)

Kiedy nowy rozdział?
Zapewne po nowym roku :(

/Kiedy?/

Nawet Marco jest niezadowolony. Schlebia mi to XD 
A tak na poważnie to spokojnie :) Szybko zleci. Teraz nie chodzimy do szkoły to mogę nocą pisać :) Tak uwielbiam chodzić późno spać! :* 

Tak, więc... Jak myślicie co takiego przygotowałam?
A co z Marco? Ukrywa coś strasznego?
Jako malutki spojler dodam, że przygotowujemy, albo już wylecą (zależy jak długi mi wyjdzie rozdział) do Polski :)
Powinnyście pamiętać dlaczego, a jak nie to odsyłam do poprzednich rozdziałów :D

POZDRAWIAM GORĄCO I DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY KOMENTARZ ♥

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! 
BY 2015 BYŁ JESZCZE LEPSZY! 
SUKCESÓW I SZCZĘŚCIA KOCHANE <3

ENJOY ♥

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 21

"NIC JUŻ NIE BĘDZIE DOBRZE MARCO"


-Ania wyjaśnisz nam to?-powiedziałam poważnie, a Lewandowska aż podskoczyła. Była bardzo przerażona.
-Wiki? Ann? Co wy tu robicie?-zapytała sparaliżowana.
-Zapytaliśmy się Ciebie pierwsze.-odparła Ann.
-Ale... jaa...-jąkała się. Kompletnie nie wiedziała co ma robić i mówić.
-Dobra nie tłumacz się. My i tak już wszystko wiemy.-powiedziałam najspokojniej jak się dało.
-CO? Jak to wszytko wiecie?-podniosła głos oraz popatrzała najpierw na nas, a potem na tego chłopaka.
-Ślepe jesteśmy?! Myślałam Aniu, że jesteś moją przyjaciółką, ale oszukując Roberta oszukiwałaś mnie. Dodatkowo jeszcze go zdradzasz z nim.-wskazałam palcem na tego studenta.
-Byłaś, a raczej na pewno jeszcze jesteś wszystkim dla Roberta, a ty tak po prostu go... zdradzasz?-dodała Ann.
-Wiki to nie tak!-popatrzała na mnie.-Proszę... Wyjaśnimy wam wszystko, ale nie tu. Jedźmy do mnie, a Tim pojedzie z nami i ... wyjawimy całą prawdę.-spuściła głowę.
-Chcesz z nim jechać do Roberta?! Nie, no! Świetny pomysł. Robert na pewno się ucieszy jak pozna gościa, co odbił mu żonę!-krzyknęłam w jej stronę. W tej chwili Ania straciła wiele w moich oczach. Szanowałam ją, traktowałam ja wzór, a teraz? Wstyd mi za nią.
-Proszę... Jedźmy już.-powiedziała cicho i nie czekając na naszą dwójkę sami udali się do samochodu. Ja i Ann zrobiłyśmy to samo. Jechali pierwsi, a my zaraz za nimi. W samochodzie nie odzywałyśmy się. Każda z nas myślała nad tą sytuacją. Nigdy nie czułam się tak dziwnie. Z jednej strony strasznie chce dowiedzieć się prawdy, ale z drugiej może ona być okropna. Z jednej strony mam ogromny żal do Ani, ale z drugiej jest mi jej też szkoda. Z jednej strony szkodami Roberta, ale z drugiej może coś stało się w ich związku? Nie wiem... Po prostu nie wiem.
Po 10 minutach byliśmy już pod domem Lewandowskich. Serce biło mi jak oszalałe. Bałam się tego co za chwilę usłyszę. Wysiadłyśmy z Ann z auta i prawie równocześnie udaliśmy się Anią i Timem do domu.
-No, proszę otwieraj. W końcu tu mieszkasz.-skierowałam się do Ani, która czekała aż ja otworzę drzwi. Brunetka bez pretekstu chwyciła klamkę i otworzyła drzwi. Wiem, że Mario i Marco są z Robertem, więc może być ciekawie.
-Wiki to ty?-usłyszałam głos Marco, który po sekundzie wychodził z salonu. Jak zobaczył mnie, Anie i Ann oraz tego całego Tima zdziwił się nieźle. Modliłam się w duchu, żeby może jednak Roberta nie było, albo by nie zareagował gwałtownie. Niestety, ale nie było tak...
-Ania?-koło blondyna pojawił się po chwili Lewy.-Kim on jest?!-krzyknął.
-Robert, spokojnie.-powiedziała Ania i podeszła do niego bliżej.
-KIM ON JEST!!!-krzyknął tak głośno, że ja, Ann, a o Ani to już nie mówię, przestraszyłyśmy się. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.
-Uspokójcie się!-krzyknęłam również, a Robert zignorował mnie i podszedł do tego chłopaka i prawie się na niego rzucił, ale na szczęście byli tu jeszcze Marco i Mario. Nie mam pojęcia, co by było gdyby ni byli teraz z nami.
-Odpowiedz mi Anka, to z nim mnie zdradziłaś? Co?-zapytał trzymany przez swoich kolegów Robert.
-Posłuchajcie mnie wszyscy!-krzyknęła teraz Lewandowska.-Chodźcie proszę do salonu, a wszystko się już wyjaśni.-zarządziła, a nasza siódemka udała się do największego pomieszczenia w domu. Usiadłam obok Marco, który lekko mnie przytulił i złapał za rękę. Można powiedzieć, że to mi trochę pomogło, bo poczułam się lepiej.
-Dobrze...-westchnęła Ania.-Nie wiem od czego zacząć.-dodała.
-Najlepiej od początku.-powiedział Tim, który przez ten cały czas siedział cicho. Natomiast Robert skarcił go groźnym spojrzeniem.
-Ja i Tim ... On nie jest moim kochankiem.-powiedziała, a mi ulżyło.
-Tak jasne!-zaśmiał się ironicznie Lewy.-Pogrążasz się już sama w swoich kłamstwach, nie rozumiesz, że...
-Robert ja jestem chora!-przerwała mu Ania, a my po tych słowach po prostu zamarliśmy. Nikt nic przez chwilę nie mówił, bo analizował słowa wypowiedziane przez nią.
-Chora?-powiedział drżącym głosem jej mąż.-Na co?
-Na białaczkę. Dzisiaj to oficjalnie potwierdzono. Proszę, żeby nie było, że znowu coś wymyślam.-odparła i podała nam kartę lekarską. Zajęliśmy się jej oglądaniem, a Ania kontynuowała.-To zaczęło się już dawno. Bywało tak, że nie czułam się za najlepiej po treningach. Bywało mi słabo. To się już działo na początku września. W ostatnich tygodniach zaczęła lecieć mi krew z nosa. Nie mówiłam nic nikomu, bo nie uważałam, że to coś poważnego, aż pewnego dnia, przypadkiem trafiłam na materiał o białaczce. Zaczęłam coraz więcej o niej czytać i tak wyszło, że zaczęłam sama ją u siebie podejrzewać. Bałam się i popadłam w lekkie załamanie, Nie chciałam nigdzie wychodzić, a to, że załatwiam coś z tą szkołą karate, to był tak na prawdę pretekst by nie spotkać się z Wami. Byłam przerażona wizją, że to są moje ostatnie chwilę na świecie. Bałam się, że Was stracę. Po raz kolejny przypadek zadecydował, że poznałam Tima. Okazało się, że jest studentem medycyny, a jego tata ma klinikę. Opowiedziałam mu o chorobie, a on mnie wspierał, bo znał się na tym. Namawiał mnie długo na odwiedzenie kliniki. Nie chciałam tam iść, bo się bałam. Bałam tego, że jestem chora. Bałam się potwierdzenia. Także dzisiaj właśnie zgodziłam się na badania i wszystko zostało potwierdzone, ale to była już tylko formalność. No, resztę znacie. Potem Wiki i Ann przyszły.-mówiła, a każdy w oczach miał łzy. Ja już ryczałam.-Nigdy Cię Robert nie zdradziłam. Nie miałam powodu, bo Cię kocham. Ja na początku chciałam byś sam mnie... nie wiem... byś znudził się mną. Nie chciałam byście cierpieli...-skończyła, a Robert do niej podszedł i mocno przytulił. Spojrzałam na Ann, która była również w ogromnym szoku, a z jej oczu leciały pojedyncze łzy. Podobnie jak Mario, który zaczął tulić się do modelki. Nagle poczułam, że Marco powtórzył gest chłopaków.Wtedy emocje puściły i zaczęłam ryczeć. Nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam o niej jak o najgorszej, a okazuje się, że jest niewinna. Kiedy Robert odkleił się od Ani, wtedy ja oderwałam się od Marco i podbiegłam do Polki.
-Przepraszam...-szlochałam.-Jak ja mogłam tak Cię potraktować.
-Nie wiedziałaś.-zaczęła gładzić moje włosy.
-No właśnie! Nie wiedziałam i oskarżyłam Cię o takie świństwo! Nienawidzę siebie za to!-mówiłam, a Ania tuliła mnie jeszcze bardziej.
-Przestań, proszę...-szepnęła.
Nie mogłam w to tak po prostu uwierzyć. "Jestem chora" będzie krążyło w mojej głowie już całe życie. Ania jest chora, a my nie możemy nic zrobić tylko liczyć na lekarzy. Tim wyjaśnił nam na czym dokładnie polega ta choroba, co się dzieje z osobą chorą na białaczkę. Jednak powiedział też, że Ania może wyzdrowieć i jest duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie będzie, ale musi o siebie dbać. Oczywiście musi zapomnieć na razie o zajęciach w karate. W ogóle powinna zapomnieć o karate. To był na pewno duży cios dla niej, ale przez cały wieczór nam powtarzała, że jest dobrze i nie podda się tak łatwo. Około godziny 20 razem z Marco postanowiliśmy opuścić Lewandowskich. Mario z Ann postąpili podobnie. Goetze i jego dziewczyna pojechali samochodem piłkarza, a ja i Reus moim, ale poprosiłam blondyna by to on prowadził.
Ponownie jadąc samochodem nie mówiłam nic. Marco w sumie nie naciskał na rozmowę, co było dla mnie lepiej. Przez cały czas zastanawiałam się dlaczego dobrzy ludzie zawsze obrywają... Dlaczego Ci, którzy nie zasłużyli na karę muszą cierpieć? Pewnie wiele osób by powiedziało, że Bóg tak chce, ale ja od bardzo dawno nie jestem wierzącą i takie myślenie nie jest dla mnie. "Po prostu". To jest wytłumaczenie. "Po prostu" tak ma być, a nie inaczej. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nie wiem, nie wiemy co będzie jutro, za kilka dni, tydzień, miesiąc, rok... Nie wiemy co będzie i ta nieświadomość najbardziej mnie denerwuje. Boje się, że pewnego dnia obudzę się i Ani nie będzie, bo "po prostu". Już nawet nie chodzi tylko o nią, ale o każdego kto jest dla mnie ważny. Marco, Mario, rodzice, Kuba, przyjaciele... Sama otarłam się o śmierć. Jednak żyję. Bo tak. Bo "po prostu". Cało życie działa na zasadzie "po prostu". "Po prosty żyję", "po prostu jestem", "po prosty umieram" i żadne z nas nie potrafi nic zrobić. Życie jest dziwnie...
-Wiki-usłyszałam szept Marco i popatrzałam w jego stronę.-już jesteśmy.-dodał.
-To ja już pójdę.-odparłam, ale piłkarz złapał mnie za rękę.
-Może pójdziemy się przejść? Dobrze to nam zrobi.-zaproponował.
-Teraz?-zdziwiłam się, ale w sumie miał rację. Nie chciałam teraz siedzieć w pokoju, gdzie pewnie wzięły by mnie jeszcze głębsze refleksje.
-Nie jest jeszcze tak późno.
-Masz racje. To chodźmy do parku.

Tak też zrobiliśmy. Najwolniej jak się dało poszliśmy do parku, który był w sumie niedaleko. Mimo później pory, bo było już około po 20, ludzi było dość sporo i to właśnie jakieś pary, które pewnie udały się na romantyczny spacerek. Idąc zauważyłam pewnie miejsce, do którego musiałam teraz pójść. Pociągnęłam Reusa za rękę i zaczęłam kierować się na ten mały most, na którym wyznaliśmy sobie miłość. Na samą myśl o tym robi mi się ciepło na sercu. Bardzo milo to wspominam. Kiedy już dotarłam oparłam się o drewnianą barierkę, a Marco zrobił to samo. Staliśmy tak w ciszy, ale do chwili.
-Będzie dobrze zobaczysz.-powiedział cicho.
-Nic już nie będzie dobrze Marco.-powiedziałam nie patrząc nawet na niego.
-Nie mów tak.
-A jak mam mówić?-podniosłam lekko głos.-Mam śpiewać radośnie i przy okazji skakać z okazji, że moja przyjaciółka jest chora na coś na co się umiera?-gdy skończyłam ponownie oparłam się.
-Nie to miałem na myśli.-bronił się.-Ania jest silna i wyzdrowieje. Nie pozwolimy jej umrzeć.
-To nie zależy od nas.
-Ale od nas zależy, to czy będzie szczęśliwa. Nawet jeśli... umrze, to nie pozwólmy się jej załamać. Niech spędzi życie jak najlepiej. Bądź przy niej, troszcz się o nią, rozmawiaj. Nawet kosztem nas.-skończył i przytulił się do mnie. Kocham jak to robi. Mogę czuć jego perfumy.
-Wiesz co?
-Hmm?-zamruczał.
-Wolałam jak mówiłeś, że będzie wszystko dobrze.-zaśmialiśmy się. Pierwszy raz od kilku godzin.
-Pamiętaj, że masz mnie. Będę Cię wspierał we wszystkim w czym mogę, zrobię wszystko co mogę, dam wszystko co mogę...-mówił.
-Chcę byś tylko mnie kochał...i przytulał, bo lubię jak to robisz.-dodałam po chwili.
-Zimno Ci prawda?-słusznie zauważył.
-Może troszkę..
-No to chodźmy już do domu.-i zaczęliśmy kierować się na naszą ulicę. Tym razem po drodze cały czas rozmawialiśmy. Reus zdecydowanie poprawił mi humor.
-Wiesz co Ci powiem?
-Słucham.-spojrzał na mnie z góry, bo nie da się uniknąć. że Marco jest ode mnie wyższy. Ja mam 169 cm , a on ponad 180 cm. Różnica jest.
-Czasami tak sobie myślę czy to nie jest sen.-odpowiedziałam.
-To znaczy?-dopytywał.
-Nasz znajomość. to że jesteśmy razem. Czy to nie jest sen.
-Nie, bo mogę zrobić to.-powiedział i nagle się zatrzymał oraz podniósł mnie, i wbił się w moje usta. Gdyby ktoś to nagrał idealnie pasowałoby do jakiegoś romansidła.
-Nie chcę Cię smucić, ale skoro mnie podniosłeś, to mógłbyś nieść mnie już do końca.-uśmiechnęłam się najpiękniej jak tylko mogłam.
-To dla mnie problemem nie będzie, bo jesteś leciutka.-odwzajemnił uśmiech i ruszył w drogę ze mną na rękach.
-Zobaczymy za chwilę.-dopowiedziałam.

I w taki o to sposób znalazłam się na naszej ulicy. Marco przez cały czas niósł mnie na rękach. Muszę przyznać, że silny jest, bo ja do najlżejszych ni należę.
-Ej! Mój dom jest tam!-powiedziałam jak zauważyłam, że Marco niesie mnie do swojego domu.
-Wiem, ale dzisiaj śpisz u mnie.-uśmiechnął się.
-A moje pozwolenie to gdzie?!
-Wystarczy, że ja sobie pozwolę.-powiedział i otworzył drzwi, a jednocześnie odstawił mnie na ziemię.
-Jesteś za cwany.-powiedziałam już w ciepłym domu.
-Wiem i za to mnie kochasz przecież.-odparł pewny siebie i namiętnie mnie pocałował. Powiedzmy, że przekonał mnie do zostania.
-Dobra zostanę, ale robisz kolacje.-postawiłam ultimatum.
-Tak jest!-zasalutował i zniknął, gdzieś w kuchni. Ja w tym czasie udałam się do salonu i napisałam szybko SMS do mamy, że zostaję u Marco. Pisałam już tak wiele razy, zazwyczaj właśnie w sobotę. Na szczęście rodzice nie mają nic przeciwko temu, ale ja sama też jestem już dorosła, więc nie powinni nawet mieć nic przeciwko temu. Kiedy mama odpisała, dopiero postanowiłam się rozebrać. Zdjęłam kurtkę oraz buty, ale i też rozpuściłam włosy, bo kok zaczął mnie już ciutkę drażnić. W rozpuszczonych włosach czuję się najlepiej. Następnie podeszłam do kuchni, w której urzędował już blondyn. Postanowiłam zakraść się od tyłu, a następnie przytuliłam go.
-Ania z tego wyjdzie. Jestem tego pewna,-powiedziałam.
-Na pewno. Jest silna i poradzi sobie. Ma nas, a my będziemy ją wspierać.-dodał i odwrócił się w moją stronę.-Robię sałatkę. Pomożesz mi?
-Miałeś sam robić.-zaśmiałam się.
-Nooo wiem, ale tak będzie szybciej.-nalegał, a ja uległam. Po 30 minutach sałatka była gotowa. Jest po 21, więc nie jest to za najlepszy czas na jedzenie kolacji. Jednak oboje jesteśmy głodni, więc kto nam zabroni. Po wspólnym posiłku razem posprzątaliśmy, a potem udaliśmy się do salonu. Byłam już trochę zmęczona, więc położyłam się na całej długości kanapie, gdzie zabrakło miejsca dla Marco.
-Ej, a ja to gdzie mam usiąść?-zapytał "oburzony".
-Nie wiem, ale ja się nie ruszam stąd.-wymamrotałam.
-Trudno. Położę się na Tobie.-powiedział, ale ja jakby nie zrozumiałam tych słów. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie co on właśnie powiedział. Niestety, ale było już za późno. Po chwili poczułam ogromny ciężar na sobie.
-Ała debilu!-krzyknęłam.-Nie jesteś taki lekki!
-Trzeba było się posunąć.
-Boże zgnieciesz mnie!-postanowiłam zwalić go ze mnie, bo co miałam zrobić. Jednym ruchem ręki Reus leżał już na ziemi.
-AŁĆ!-syknął.
-Żyjesz?-spojrzałam na niego.
-Ta, ale dzwoń po karetkę. Przy okazji podaj mi jakąś kartkę to napisze testament.-mówił z ironią w głosie.
-To ja w takim razie proszę o Twój dom. Mówiłam Ci kiedyś, że nieźle go urządziłeś?
-Dzięki, ale to nie moja zasługa.-mówił wstając powoli z podłogi.-To Caro zajęła się wystrojem.-dodał.
-To w takim razie MA gust.-mówiłam ciągle oglądając wnętrze.
-Wiesz co? Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać.-usiadł obok i przytulił mnie.
-Dlaczego?-zaśmiałam się.
-"Normalne" dziewczyny w tym momencie pobiły by mnie za to, że mam wystój po mojej byłej, a ty nie dość, że nic takiego nie zrobiłaś, to jeszcze pochwaliłaś jej gust.-zadziwiał się.
-Pamiętaj, że z Waszej dwójki to ją polubiłam pierwszą.-uśmiechnęłam się.
-Tak, ale to ze mną teraz się przytulasz, jesz romantyczne kolacje, chodzisz za ręce i całujesz.-dodał przez co ponownie rozbawił mnie.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, ale oboje doszliśmy do wniosku, że pora iść do łóżka. Tym razem to gospodarz poszedł do łazienki pierwszy, a ja położyłam się na jego wielkim łożu. Leżąc tak zaczęłam ponownie o myśleć o dzisiejszym dniu, który był nieźle popaprany. Po chwili z łazienki wyszedł piłkarz, a ja sama mogłam udać się do niej udać.

-Czekałeś na mnie?-zapytałam, kiedy to wychodząc z łazienki zauważyłam, że Reus jeszcze nie śpi.
-A dlaczego miałbym nie czekać?-zaśmiał się i odkrył jedną część łóżka, bym mogła się już położyć. Tak też, więc zrobiłam i przy okazji przytuliłam się do mężczyzny.
-Wygodnie?-zaśmiał się.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-odpowiedziałam. Zaraz potem poczułam jak Marco delikatnie całuje mnie w czoło. Potem zjeżdża niżej i trafia na moje usta. Początkowo całował delikatnie, al po chwili pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. Wiem co chce przez to powiedzieć. Wcześniej nie byłam gotowa, ale teraz już jestem.
-Jesteś pewna?-zapytał, kiedy przerwał pocałunki.
-Tak.-uśmiechnęłam się, a chłopak odwzajemnił gest. Dzisiejsza noc będzie wyjątkowa. Po ciąży bałam ponownie być w tej intymnej sytuacji. W sumie nie wiem nawet dlaczego. Po raz kolejny, bo "po prostu". Teraz wiem, że nie muszę się niepokoić. Nie przy nim.
________________________________________________________________
ZAPRASZA NA SMUTNĄ 21 :(

Dodawać coś jeszcze?
Chyba nie bardzo.
Smutny rozdział połączony z taką nutką miłości. Mam nadzieję, że chociaż Wiki i Marco poprawili humorek :)

Co to tego co zrobił Marco...
Też nie chcę w sumie nic dodatkowo pisać :/
Zrobił głupstwo, ale ważne, że rozumie swój błąd.

Nie mam pojęcia kiedy kolejny rozdział, bo go jeszcze nie napisałam :(
Dzisiaj się za niego wezmę :)

Komentujemy! 

ENJOY  ♥

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 20

"GDZIE TY DO CHOLERY JESTEŚ!?"


PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM :)
Wyjęłam telefon i spojrzałam, kto dzwoni. Dziwne... To Robert.
-Tak?-powiedziałam zdziwiona, gdy odebrałam.
-Hej, przepraszam, że przeszkadzam na zakupach, ale Wiki ja na prawdę nalegam na spotkanie.-mówił bardzo przejęty. Przeraziłam się.
-Ja właśnie już wracam do domu, ale Robert... Stało się coś?
-To nie jest rozmowa na telefon.-powiedział po prostu.
-Okej, może spotkajmy się gdzieś?-zaproponowałam.
-Słuchaj w centrum miasta jest taka mała restauracja. Nikt nam nie będzie przeszkadzał. Przyjechać po Ciebie czy sama trafisz?-zapytał.
-Podaj adres to trafię.-odpowiedziałam.
Robert podał mi adres tej restauracji i z racji tego, że jest ona niedaleko postanowiłam się przejść. Całą drogę zastanawiałam się o co Lewemu mogło chodzić. Był strasznie przejęty i zmartwiony. Boje się, że może chodzić o Anie. Całą drogę od galerii do tej właśnie restauracji zajęło mi nie dużo czasu. W końcu znalazłam się pod odpowiednim budynkiem i powoli do niej weszłam. Nie była to typowa restauracja, gdzie przychodzą piłkarze. Była to skromna, malutka, ale bardzo przytulna restauracyjka. Myślałam, że jestem przed Robertem, ale zauważyłam bruneta siedzącego w kącie. Szybko podeszłam do niego i usiadłam na przeciwko.
-Hej!-przywitałam się z nim.
-Cześć.-odpowiedział smutno. Pierwszy raz widzę go takiego. Zawsze był uśmiechnięty, pełny energii i szczęśliwy, a teraz?
-Robert, powiedz mi proszę co się dzieję.-powiedziałam.-Zmartwiłeś mnie tym telefonem.
-Przepraszam, ale nie miałem już pomysłu do kogo zadzwonić.-schował twarz w dłonie,
-Nie przepraszaj, tylko opowiadaj co jest grane.-rozkazałam.
-Chodzi o Anię... Ja nie wiem, co się dzieje ostatnio. Jest jakaś dziwna, chłodna... Unika mnie, mojego dotyku. Znika ostatnio na całe dnie, a jak zostaje w domu to siedzi w pokoju i leży. Ostatnio słyszałem nawet jak płakała. Zanim zadzwoniłem do Ciebie pokłóciliśmy się znowu, a poszło tylko o to, że za głośno oglądałem telewizję! Wiki... Ja nie wiem co mam robić.-skończył, a ja zamarłam na chwile. Przecież Lewandowscy zawsze byli dla mnie szczęśliwym i zgodnym małżeństwem. Nagle tak teraz coś się pogorszyło? Najgorsze jest to, że jak to powiedział Robert Ania płakała. Co to mogło oznaczać?
-Robert ja... nie wiem co powiedzieć.-odparłam i podeszłam do niego bliżej oraz przytuliłam się do niego. Nie jestem dobrym psychologiem, ale wiem, że kiedy jest źle każdy potrzebuje bliskości drugiej osoby.-Nie mam zielonego pojęcia jak Ci pomóc.
-Wiki, ja się boję, że ona kogoś ma.-dodał nie patrząc nawet na mnie.
-Nawet tak nie myśl do cholery!-podniosłam głos.-Ania kocha Cię i jestem tego w 100% pewna!
-No, to co się z nią dzieję?-zapytał.
-Musisz z nią jeszcze dzisiaj porozmawiać. Szczerze, delikatnie, spokojnie. Nie naciskaj na nic.
-Kiedy ja już nie raz próbowałem z nią rozmawiać. Zawsze mnie zbywała albo nawet gorzej. Może ty... spróbujesz z nią pogadać?
-Ja?-zdziwiłam się, ale w sumie Lewy ma rację. Może mi uda się coś od niej wyciągnąć.
-Wiki, proszę. Ja już nie radzę sobie z tym wszystkim. Proszę pogadaj z nią jutro przed meczem. Proszę.
-Dobrze Robert. Dobrze...
-Dziękuję.-popatrzał w końcu na mnie, a w jego oczach widziałam łzy. Było mi go w tym momencie ogromnie szkoda. Nie mogłam znieść tego widoku. Przytuliłam go ponownie, ale tym razem na dłużej. Postaram się mu pomóc, bo wiem, że zrobiłby to samo na moim miejscu.-Nie wiem co bym zrobił bez Cibie. Przyjazd do Dortmundu był Twoją najlepszą decyzją w życiu.-w końcu się uśmiechnął.
-Wiem, nie raz sobie to powtarzam.
Razem z Lewym postanowiliśmy zamówić coś do picia. Robert poprosił o Late, a ja jako, że już piłam wzięłam zwykłą herbatę. Siedząc tak doszłam do wniosku, że będę musiała jeszcze tu wrócić. ta mała restauracja jest świetna. Urocza i ma w sobie taki klimat, że nie chce się wychodzić.
Rozmawiając z Robertem starałam się gadać tylko o jakiś miłych rzeczach, bo chłopak mi się już całkiem rozklei. Dopiero po jakiejś godzince postanowiliśmy się zbierać. Kiedy Robert chciał wychodzić kelnerki poprosiły nieśmiało o autograf i zdjęcie. Naturalnie robiłam za fotografa, ale jakoś nie przeszkadzało mi to. Najlepsze okazało się to, że na koniec dziewczyny chciały również zdjęcie ze mną. Oczywiście nie odmówiłam im. Po wyjściu Robert zawiózł mnie do domu, a sam odjechał.

Kolejnego dnia obudziłam się około 11. Moja pora wstania jest taka, bo jeszcze wczoraj gadałam z Marco do późna. Opowiedziałam mu o spotkaniu z Lewym i sam powiedział, że przed meczem pogada z Robertem.
Następnie wykonałam wszystkie poranne czynności. Na dół zeszłam ubrana w zwykły dres i jakąś większa koszulkę na krótki rękaw. Zjadłam śniadanie z rodzinką, a potem oboje z bratem zaczęliśmy oglądać Scooby-Doo. Może to dziwne, ale mimo mojego wieku to i tak uwielbiam ta bajkę. Gdy kreskówka dobiegła końca była 13, więc postanowiłam zadzwonić do Ani i umówić się z nią.
-Cześć Aniu!-powiedziałam zanim karateczka zdążyła coś powiedzieć.
-O, hej.-odparła.
-Wybierasz się dzisiaj na mecz?-zapytałam.
-Jeszcze nie wiem...
-To świetnie! Będę u Ciebie za pół godziny. Zanim pojedziemy na mecz pójdziemy jeszcze na jakiś obiad, okej?-odpowiedziałam zanim przyjaciółka powiedziała coś, co bym nie chciała usłyszeć.
-Ahhh...-westchnęła głośno.-No dobrze, to ja idę się przyszykować.-dodała.
-Dobrze to do za chwilę!-uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Do za chwilę.-odpowiedziałam i jednocześnie się rozłączyliśmy.
Po skończonej rozmowie szybko udałam się na górę do pokoju, by wybrać coś w czym mogłabym się pokazać. Trafiło na to, więc bez żadnego "ale" skoczyłam do łazienki i przebrałam się, a włosy spięłam w koka. Pożegnałam się z rodzicami i bratem, których na meczu nie będzie, ale Kuba jedzie wraz z Felixem, i jego rodziną.
-Witam sąsiadkę!-usłyszałam za sobą. Był to oczywiście Marco.-Nawet się ze mną nie przywita.-marudził, a potem podszedł i wbił się w moje usta.
-Lepiej Ci?-uśmiechnęłam się.
-Lepiej.-powtórzył gest.-Wybierasz się sama na mecz i-spojrzał na zegarek.-tak wcześnie?
-Jadę po Anię, a potem idziemy coś zjeść i na meczyk.-odpowiedziałam. Z Marco pogadałam jeszcze chwilkę, bo oboje nie potrafimy przestać spędzać czas ze sobą. Oczywiście na koniec nie obyło się bez malutkiego buziaka. Kiedy Reus odszedł wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu Ani i Lewego.

Po 10 minutach zaparkowałam pod domem sportowców. Chciałam już wychodzić i pójść po Anię, ale nie było to konieczne, bo już wychodziła.
-Cześć!-powiedziała uśmiechnięta, ale ja od razu wyczułam, że coś jest nie tak. To nie jest ta Ania co zawsze. Ten uśmiech jest wymuszony i sztuczny. Może ktoś, kto nie zna Lewandowskiej by tego nie wyczuł, ale ja znam ją bardzo dobrze.
Drogę do naszej ulubionej restauracji spędziliśmy na rozmowach o meczu, formie chłopaków etc.
Gdy już w końcu dotarłyśmy to usiadłyśmy na miejscach i zamówiłyśmy jakieś jedzonko. Po raz kolejny dzisiejszego zostałam zaskoczona. Otóż Ania zamówiła bardzo kaloryczny obiad.
-Ania, wszystko okej?-zapytałam.
-Tak. Czemu pytasz?
-Pierwszy raz widzę Cię z kotletem. Normalnym kotletem.
-Czasami można.-zaśmiała się, a ja już nie wnikałam. Kiedy powoli kończyłyśmy jeść postanowiłam dowiedzieć się w końcu co się dzieję.
-Aniu może pogadamy tak szczerze?-zaczęłam.
-To znaczy? Nie bardzo rozumiem.-odpowiedziała zdziwiona.
-Co się dzieje z Tobą i Robertem? Gadałam z nim wczoraj i martwi się o Ciebie.-oznajmiłam.
-Dlaczego wy wszyscy jesteście tacy upierdliwi? Nic mi nie jest. Jest wszystko w porządku.
-To dlaczego zachowujesz się tak jak zachowujesz?-nie dawałam za wygraną.
-Wiktora, ja rozumiem Cię, że się martwisz, ale powtarzam: NIC-MI-NIE-JEST!-podniosła głos. Skończmy temat i chodźmy na mecz, bo sie spóźnimy.-dodała i bez słowa zaczęła ubierać się ubierać, a ja powtórzyłam po niej.
W drodze na stadion nie rozmawiałam już z Lewandowską. Dziwnie, jest to wszystko. Wydaję mi się, że chce cały czas mnie zbyć. O co do cholery w tym chodzi? Czyżby Ania coś ukrywała? A może Robert ma rację i zdradza go? Tym zapytaniem skończyłam swoje rozmyślenia, bo byłyśmy już pod Signal Iduna Park. bez słowa wysiadłyśmy z samochodu i zaczęłyśmy kierować się na trybuny, gdzie większość już była.
-O! Popatrzcie, kto zaszczycił nas swoją obecnością!-krzyknęła Riri.
-No cześć!-odparła Ania i zajęła się rozmowami z dziewczynami. Ja natomiast postanowiłam podejść do Marco i Nuriego, którzy podobnie jak wcześniej goszczą na trybunach. Ania najwyraźniej nie miała zamiaru już ze mną rozmawiać, więc ja nie miałam zamiaru być pierwszą, która się odezwie.
-Jestem.-powiedziałam i usiadłam obok Marco, który to od razu się uśmiechnął oraz mnie objął.
-Coś taka nie w humorze?-zapytał Nuri.
-Pokłóciłam się z Anią...-westchnęłam.-Teraz jest z resztą to ja nie będę jej wchodzić w drogę.
-To Ania tu jest?-zdziwił się piłkarz. Potem nasza trójka odwróciła się jednocześni do tyłu i zobaczyliśmy śmiejącą się Lewandowską.
-Widzę, że świetnie się bawi z resztą.-zdenerwowałam się.
-Oj, nie przejmuj się nią. Pewnie to tylko chwilowe, a za moment będziecie już się z tego śmiały.-pocieszałam mnie blondyn.
-Wiecie co. Idę do sklepiku coś kupić, bo chce mi się pić. Przynieść Wam coś?-zapytał Sahin.
-Nie, dzięki.-odpowiedzieliśmy wspólnie, a zawodnik BVB zniknął.
-Rozmawiałaś z Anią o Robercie?-bardziej stwierdził niż spytał.
-Strasznie się wkurzyła. Zaczęła na mnie krzyczeć i mówić, że wszystko jest ok, ale ja wiem, że nie.
-Też gadałem z Lewym o tym. Mówił, że już nawet nie śpią razem w sypialni. Kurde, a może ona ma kogoś...
-Myślałam też o tym, ale to nie możliwe. Nie Ania. Przecież ona kocha Roberta.-stwierdziłam.
-Różnie bywa...-westchnął, ale po chwili dodał.-Jednak pamiętaj, że ja nigdy czegoś takiego Ci nie zrobię.-uśmiechnął się.
-Oboje nigdy tego nie zrobimy.-powiedziała, a Marco pocałował mnie w usta, a po chwili już piłkarze wychodzili na murawę.

"Borussia wygrała kolejny mecz w lidze..." Jak dawno nikt tego nie powiedział. Po raz kolejny przegrywamy. Owszem zostało jeszcze trochę czasu do końca, ale nie wydaje mi się, że doprowadzą przynajmniej do remisu. Marco jest wyjątkowo nie w humorze. Jak przed meczem gęba mu się nie zamykała tak teraz siedzi cicho i nawet nie komentuje niczego. Podobnie Nuri. Obydwoje są po prostu załamani.
Nagle odruchowo odwróciłam się do tyłu i zauważyłam, że nie ma Ani. Wstałam bez słowa i podeszłam do dziewczyn.
-Hej, Ania już poszła?-zapytałam.
-No, właśnie było coś dziwnego, bo zadzwonił telefon, poszła odebrać i powiedziała, że musi już iść.-odparła Lisa.
-Tak po prostu?-zdziwiłam się.
-Niestety...-powiedziała Riri.
-A dawno to było?-dopytywałam.
-Nie, jakieś 2 minuty temu.-dodała Cathy. Kiedy to powiedziała do głowy wpadł mi pewien pomysł. Szybko wbiegłam z trybun, nie mówiąc nic do do nikogo. Wpadłam na parking, odszukałam swój samochód i ruszyłam. Zauważyłam właśnie Lewandowską, która wsiadała do taksówki. Może to co robię, a raczej chcę zrobić, czyli śledzić Anię nie jest za bardzo w porządku, ale nie mam innego wyjścia. Muszę dowiedzieć się co jest grane. Jadąc za taksówką, modliłam się w duchu, by tylko nie zauważyła czegoś, ale byłam odpowiednio oddalona od taksówki. Po jakiś 10 minutach taksówka zatrzymała się pod luksusową restauracją.
-Ania...Co ty wyprawiasz...-powiedziałam sama do siebie.
Zaparkowałam trochę dalej od budynku, by mnie nie rozpoznała. Wysiadłam z auta i powędrowałam do restauracji. Weszłam tak, by nie zauważyła mnie, ale na szczęście usiadła dalej, lecz na nieszczęście nie była sama. Siedział już tam młody i przystojny brunet. Jak to zauważyłam poczułam okropny ból. Bardzo zżyłam się ostatnio z Robertem. Nie mogę uwierzyć, że najgorsze przypuszczenia sie sprawdzają. Lewandowska podeszła do niego i pocałowała go w policzek. tego było już za wiele. Musiałam już stamtąd wyjść. Nie chciałam wiedzieć więcej. Wychodząc zauważyłam małą ławeczkę. Postanowiłam przysiąść na chwilę na niej i pomyśleć. Ania jest moją przyjaciółką, ale to co robi... Nie będę jej bronić. Nie mam nawet takiego zamiaru... Ale z drugiej strony może ma jakiś powód, dla którego zdradza Roberta. Chociaż ja tak w sumie nie widziałam za wiele. To nie musi oznaczać najgorszego. Ja już sama nic nie wiem... Nagle przypomniałam sobie, że z tego wszystkiego zapomniałam powiedzieć Reusowi, o tym, że wychodzę. Wyjmując telefon zauważyłam mnóstwo SMS i nieodebranych połączeń od niego. Postanowiłam do niego szybko zadzwonić.
-Wiki! Gdzie ty do cholery jesteś!?-powiedział na początek.
-Wiem. Przepraszam, że wyszłam, ale musiałam pójść za Anią.-westchnęłam.-Przepraszam Cię, ale byłeś taki smutny to nie chciałam...W sumie nie wiem co ja chciałam, a czego nie...
-Przestań. Ja też Cię przepraszam... Kochanie...Coś się stało, tak?-zapytał.
-Chcesz, żebym jeszcze bardziej zepsuła Ci humor?
-Ania... Czy ona...?-Marco zaczynał podejrzewać.
-Jest teraz w drogiej restauracji z jakimś chłopakiem.-powiedziałam.
-Żartujesz sobie?!
-Marco, z takich rzeczy się nie żartuje!-krzyknęłam. Byłam już tym wszystkim zmęczona. Chciałabym po prostu położyć się spać.
-Ja właśnie jestem u Roberta z Mario. On jest załamany i dodatkowo cały czas mówi, że to jego wina, że przegrali mecz. Co ja mam mu powiedzieć?-zapytał.
-Nie mam pojęcia...-opuściłam głowę
-Dobra coś wymyśle...
-Okej. To pa... Marco!-dodałam szybko by piłkarz się nie rozłączy.
-Tak?
-Kocham Cię...-szepnęłam.
-Ja Ciebie też.-wyczulam, że się uśmiecha.-Przyjedź zaraz do Roberta.
-Postaram się. Pa.
-Pa mała.
Postanowiłam posiedzieć jeszcze chwilę na ławce i pomyśleć. Jednak zaczęło robić mi się już zimno i zaczęłam wstawać, by udać się do samochodu, gdy usłyszałam kobiece wołanie. Nie rozpoznałam na początku głosu, ale błagałam by to nie była Ania. Kiedy powoli się odwróciłam, owszem zobaczyłam idącą w moim kierunku Anię, ale niemiecką.
-Hej, co ty tu robisz?-zapytała dziewczyna Mario.
-Ach... szkoda gadać.-westchnęłam i ponownie opadłam na ławkę.
-Pokłóciłaś się z Marco?-dopytywała.
-Nie, z Marco jest wszystko w porządku. Chodzi o Anie.-oznajmiłam, a po chwili zaczęłam opowiadać jej całą historię.
-Nie, to nie możliwe... ANIA?-modelka nie potrafiła przyjąć tej informacji.
-Zobacz!-powiedziałam szybko.-To właśnie ona i ten facet.
-Kurde.-powiedziała pod nosem Niemka.-Szkoda, że nie jestem samochodem to byśmy pojechali za nimi.
-Ale przecież ja jestem.-dopowiedziałam szybko.
-No, tak!-ocknęła się Brommel i obie pobiegłyśmy szybko do mojego samochodu.
Za Anią i tajemniczym kolesiem jechaliśmy dość długo. Żadna z nas nie miała pojęcia, gdzie oni mogą sie kierować. To wszystko zaczynało być coraz bardziej dziwne.
-Prędzej paliwo mi się skończy, nim oni dojadą na miejsce.-westchnęłam.
-Cholera wie, gdzie on ją ciągnie.-dodała Ann. Nagle samochód zaczął się zatrzymywać przed pewną willą.
-No, nie mów, że oni idą do niego.-powiedziałam przerażona.
-Chwila...-powiedziała modelka i zaczęła się przyglądać dokładnie temu domowi.-Zaraz, przecież ja byłam tu już kiedyś.
-Co?-podniosłam głos zdziwiona.
-Bo to jest prywatna klinika doktora Hansa Brauna, a ten chłopak to jego syn. Jest studentem medycyny. Pamiętam go.
-Co ona by tu robiła?-zapytałam.
-Nie chcesz wiedzieć, co właśnie pomyślałam.-odparła blondynka.
-Masz rację, ale powiedź.
-Może być tak, że Ania i ten studencik mieli romans i zaszła w ciąże.
-Chcesz powiedzieć, że Ania ma zamiar usunąć dziecko?
-Nie, ale może tak być.-odpowiedziała.
-Boże...Co się dzieje...-złapałam się za głowę.
-Poczekamy tu, aż wyjdzie i...
-Podejdziemy do niej. Musimy to wyjaśnić raz na zawsze.-przerwałam wypowiedź dziewczyny Mario i dopowiedziałam za nią.
-Myślisz, że to dobry pomysł?
-Nie, ale musimy to wyjaśnić.-odparłam.
Wizyta Ani w klinice dłużyła się niemiłosiernie. Marco dzwonił do mnie już kilka razy, a ja powiedziałam mu, że jestem z Ann i robię coś bardzo ważnego. Nie zdradziłam, co dokładnie, bo powiedziałby Robertowi, a z nim jest już coraz gorzej. Nagle zauważyłyśmy, że drzwi się otwierają i oboje wychodzą.
-Dobra, idziemy.-zarządziłam i oboje wyszłyśmy z auta i szybkim krokiem podeszłyśmy do Lewandowskiej. Serce biło mi jak oszalałe. Chciałam znać prawdę, ale bałam się jej. Kiedy byłyśmy już bliżej zauważyłam po ich minie, że nie są za szczęśliwi. Czyżby usunięcie dziecka się nie udała?
-Ania wyjaśnisz nam to?-powiedziałam poważnie, a Lewandowska aż poskoczyła. Była bardzo przerażona.
-Wiki? Ann? Co wy tu robicie?-zapytała sparaliżowana.
________________________________________________________________
W KOŃCU ROZDZIAŁ 20!

Na początku chciałabym BARDZO przeprosić za prawie dwu tygodniową przerwę.
Nie była ona specjalna, bo bardzo chciałam dodać rozdział, ale czasy brak :(
Wcześniejszy tydzień był zawalony egzaminami, a ten poprawami. Sama już nie wyrabiam :(((
Tak strasznie czekam na tą przerwę długa, bo już jestem tym wszystkim cholernie zmęczona :/
Od razu też mówię, że kolejny rozdział pojawi się dopiero po 19, bo za niedługo semestr się kończy i trzeba poprawiać co można :)
Mam nadzieję, że wybaczycie mi to :( Sam rozdział nie jest jakiś specjalny, ale to tylko co udało mi się napisać w ciągu tych właśnie dwóch tygodni.
Przepraszam też, że nie komentowałam Waszych blogów, ale ostatnio tez nie miałam głowy do tego.
Na początki jeszcze coś komentowałam, ale w ostatnich dniach nie miałam już siły na nic :(
Jeszcze chyba choroba zaczyna mnie coś brać...Grrr
Mam nadzieję, że teraz będzie już lepiej :)

A i mam tu wiadomość jeszcze dla KARU  
Pamiętasz jak pisałaś mi bym przed egzaminami porządnie się najadła, bo będzie mi burczało w brzuchu?
Chyba wykrakałaś, bo drugiego dnia na matematyce zaczął doskwierać mi głód i cholernie głośno burczeć :(
Ja i mój kolega obok prawie płakaliśmy ze śmiechu :D
Oczywiście od razu ty mi się przypomniałaś XD
HAHAHAHHAH
Pozdrawiam Cię! :*

No to o co chodzi z Anią?
Kim dla niej jest ten mężczyzna?
Czy wyjaśni to Wiki i Robertowi?


DOWIECIE SIĘ ZA TYDZIEŃ :) 

Komentujemy! 

ENJOY ♥