sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 21

"NIC JUŻ NIE BĘDZIE DOBRZE MARCO"


-Ania wyjaśnisz nam to?-powiedziałam poważnie, a Lewandowska aż podskoczyła. Była bardzo przerażona.
-Wiki? Ann? Co wy tu robicie?-zapytała sparaliżowana.
-Zapytaliśmy się Ciebie pierwsze.-odparła Ann.
-Ale... jaa...-jąkała się. Kompletnie nie wiedziała co ma robić i mówić.
-Dobra nie tłumacz się. My i tak już wszystko wiemy.-powiedziałam najspokojniej jak się dało.
-CO? Jak to wszytko wiecie?-podniosła głos oraz popatrzała najpierw na nas, a potem na tego chłopaka.
-Ślepe jesteśmy?! Myślałam Aniu, że jesteś moją przyjaciółką, ale oszukując Roberta oszukiwałaś mnie. Dodatkowo jeszcze go zdradzasz z nim.-wskazałam palcem na tego studenta.
-Byłaś, a raczej na pewno jeszcze jesteś wszystkim dla Roberta, a ty tak po prostu go... zdradzasz?-dodała Ann.
-Wiki to nie tak!-popatrzała na mnie.-Proszę... Wyjaśnimy wam wszystko, ale nie tu. Jedźmy do mnie, a Tim pojedzie z nami i ... wyjawimy całą prawdę.-spuściła głowę.
-Chcesz z nim jechać do Roberta?! Nie, no! Świetny pomysł. Robert na pewno się ucieszy jak pozna gościa, co odbił mu żonę!-krzyknęłam w jej stronę. W tej chwili Ania straciła wiele w moich oczach. Szanowałam ją, traktowałam ja wzór, a teraz? Wstyd mi za nią.
-Proszę... Jedźmy już.-powiedziała cicho i nie czekając na naszą dwójkę sami udali się do samochodu. Ja i Ann zrobiłyśmy to samo. Jechali pierwsi, a my zaraz za nimi. W samochodzie nie odzywałyśmy się. Każda z nas myślała nad tą sytuacją. Nigdy nie czułam się tak dziwnie. Z jednej strony strasznie chce dowiedzieć się prawdy, ale z drugiej może ona być okropna. Z jednej strony mam ogromny żal do Ani, ale z drugiej jest mi jej też szkoda. Z jednej strony szkodami Roberta, ale z drugiej może coś stało się w ich związku? Nie wiem... Po prostu nie wiem.
Po 10 minutach byliśmy już pod domem Lewandowskich. Serce biło mi jak oszalałe. Bałam się tego co za chwilę usłyszę. Wysiadłyśmy z Ann z auta i prawie równocześnie udaliśmy się Anią i Timem do domu.
-No, proszę otwieraj. W końcu tu mieszkasz.-skierowałam się do Ani, która czekała aż ja otworzę drzwi. Brunetka bez pretekstu chwyciła klamkę i otworzyła drzwi. Wiem, że Mario i Marco są z Robertem, więc może być ciekawie.
-Wiki to ty?-usłyszałam głos Marco, który po sekundzie wychodził z salonu. Jak zobaczył mnie, Anie i Ann oraz tego całego Tima zdziwił się nieźle. Modliłam się w duchu, żeby może jednak Roberta nie było, albo by nie zareagował gwałtownie. Niestety, ale nie było tak...
-Ania?-koło blondyna pojawił się po chwili Lewy.-Kim on jest?!-krzyknął.
-Robert, spokojnie.-powiedziała Ania i podeszła do niego bliżej.
-KIM ON JEST!!!-krzyknął tak głośno, że ja, Ann, a o Ani to już nie mówię, przestraszyłyśmy się. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.
-Uspokójcie się!-krzyknęłam również, a Robert zignorował mnie i podszedł do tego chłopaka i prawie się na niego rzucił, ale na szczęście byli tu jeszcze Marco i Mario. Nie mam pojęcia, co by było gdyby ni byli teraz z nami.
-Odpowiedz mi Anka, to z nim mnie zdradziłaś? Co?-zapytał trzymany przez swoich kolegów Robert.
-Posłuchajcie mnie wszyscy!-krzyknęła teraz Lewandowska.-Chodźcie proszę do salonu, a wszystko się już wyjaśni.-zarządziła, a nasza siódemka udała się do największego pomieszczenia w domu. Usiadłam obok Marco, który lekko mnie przytulił i złapał za rękę. Można powiedzieć, że to mi trochę pomogło, bo poczułam się lepiej.
-Dobrze...-westchnęła Ania.-Nie wiem od czego zacząć.-dodała.
-Najlepiej od początku.-powiedział Tim, który przez ten cały czas siedział cicho. Natomiast Robert skarcił go groźnym spojrzeniem.
-Ja i Tim ... On nie jest moim kochankiem.-powiedziała, a mi ulżyło.
-Tak jasne!-zaśmiał się ironicznie Lewy.-Pogrążasz się już sama w swoich kłamstwach, nie rozumiesz, że...
-Robert ja jestem chora!-przerwała mu Ania, a my po tych słowach po prostu zamarliśmy. Nikt nic przez chwilę nie mówił, bo analizował słowa wypowiedziane przez nią.
-Chora?-powiedział drżącym głosem jej mąż.-Na co?
-Na białaczkę. Dzisiaj to oficjalnie potwierdzono. Proszę, żeby nie było, że znowu coś wymyślam.-odparła i podała nam kartę lekarską. Zajęliśmy się jej oglądaniem, a Ania kontynuowała.-To zaczęło się już dawno. Bywało tak, że nie czułam się za najlepiej po treningach. Bywało mi słabo. To się już działo na początku września. W ostatnich tygodniach zaczęła lecieć mi krew z nosa. Nie mówiłam nic nikomu, bo nie uważałam, że to coś poważnego, aż pewnego dnia, przypadkiem trafiłam na materiał o białaczce. Zaczęłam coraz więcej o niej czytać i tak wyszło, że zaczęłam sama ją u siebie podejrzewać. Bałam się i popadłam w lekkie załamanie, Nie chciałam nigdzie wychodzić, a to, że załatwiam coś z tą szkołą karate, to był tak na prawdę pretekst by nie spotkać się z Wami. Byłam przerażona wizją, że to są moje ostatnie chwilę na świecie. Bałam się, że Was stracę. Po raz kolejny przypadek zadecydował, że poznałam Tima. Okazało się, że jest studentem medycyny, a jego tata ma klinikę. Opowiedziałam mu o chorobie, a on mnie wspierał, bo znał się na tym. Namawiał mnie długo na odwiedzenie kliniki. Nie chciałam tam iść, bo się bałam. Bałam tego, że jestem chora. Bałam się potwierdzenia. Także dzisiaj właśnie zgodziłam się na badania i wszystko zostało potwierdzone, ale to była już tylko formalność. No, resztę znacie. Potem Wiki i Ann przyszły.-mówiła, a każdy w oczach miał łzy. Ja już ryczałam.-Nigdy Cię Robert nie zdradziłam. Nie miałam powodu, bo Cię kocham. Ja na początku chciałam byś sam mnie... nie wiem... byś znudził się mną. Nie chciałam byście cierpieli...-skończyła, a Robert do niej podszedł i mocno przytulił. Spojrzałam na Ann, która była również w ogromnym szoku, a z jej oczu leciały pojedyncze łzy. Podobnie jak Mario, który zaczął tulić się do modelki. Nagle poczułam, że Marco powtórzył gest chłopaków.Wtedy emocje puściły i zaczęłam ryczeć. Nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam o niej jak o najgorszej, a okazuje się, że jest niewinna. Kiedy Robert odkleił się od Ani, wtedy ja oderwałam się od Marco i podbiegłam do Polki.
-Przepraszam...-szlochałam.-Jak ja mogłam tak Cię potraktować.
-Nie wiedziałaś.-zaczęła gładzić moje włosy.
-No właśnie! Nie wiedziałam i oskarżyłam Cię o takie świństwo! Nienawidzę siebie za to!-mówiłam, a Ania tuliła mnie jeszcze bardziej.
-Przestań, proszę...-szepnęła.
Nie mogłam w to tak po prostu uwierzyć. "Jestem chora" będzie krążyło w mojej głowie już całe życie. Ania jest chora, a my nie możemy nic zrobić tylko liczyć na lekarzy. Tim wyjaśnił nam na czym dokładnie polega ta choroba, co się dzieje z osobą chorą na białaczkę. Jednak powiedział też, że Ania może wyzdrowieć i jest duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie będzie, ale musi o siebie dbać. Oczywiście musi zapomnieć na razie o zajęciach w karate. W ogóle powinna zapomnieć o karate. To był na pewno duży cios dla niej, ale przez cały wieczór nam powtarzała, że jest dobrze i nie podda się tak łatwo. Około godziny 20 razem z Marco postanowiliśmy opuścić Lewandowskich. Mario z Ann postąpili podobnie. Goetze i jego dziewczyna pojechali samochodem piłkarza, a ja i Reus moim, ale poprosiłam blondyna by to on prowadził.
Ponownie jadąc samochodem nie mówiłam nic. Marco w sumie nie naciskał na rozmowę, co było dla mnie lepiej. Przez cały czas zastanawiałam się dlaczego dobrzy ludzie zawsze obrywają... Dlaczego Ci, którzy nie zasłużyli na karę muszą cierpieć? Pewnie wiele osób by powiedziało, że Bóg tak chce, ale ja od bardzo dawno nie jestem wierzącą i takie myślenie nie jest dla mnie. "Po prostu". To jest wytłumaczenie. "Po prostu" tak ma być, a nie inaczej. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nie wiem, nie wiemy co będzie jutro, za kilka dni, tydzień, miesiąc, rok... Nie wiemy co będzie i ta nieświadomość najbardziej mnie denerwuje. Boje się, że pewnego dnia obudzę się i Ani nie będzie, bo "po prostu". Już nawet nie chodzi tylko o nią, ale o każdego kto jest dla mnie ważny. Marco, Mario, rodzice, Kuba, przyjaciele... Sama otarłam się o śmierć. Jednak żyję. Bo tak. Bo "po prostu". Cało życie działa na zasadzie "po prostu". "Po prosty żyję", "po prostu jestem", "po prosty umieram" i żadne z nas nie potrafi nic zrobić. Życie jest dziwnie...
-Wiki-usłyszałam szept Marco i popatrzałam w jego stronę.-już jesteśmy.-dodał.
-To ja już pójdę.-odparłam, ale piłkarz złapał mnie za rękę.
-Może pójdziemy się przejść? Dobrze to nam zrobi.-zaproponował.
-Teraz?-zdziwiłam się, ale w sumie miał rację. Nie chciałam teraz siedzieć w pokoju, gdzie pewnie wzięły by mnie jeszcze głębsze refleksje.
-Nie jest jeszcze tak późno.
-Masz racje. To chodźmy do parku.

Tak też zrobiliśmy. Najwolniej jak się dało poszliśmy do parku, który był w sumie niedaleko. Mimo później pory, bo było już około po 20, ludzi było dość sporo i to właśnie jakieś pary, które pewnie udały się na romantyczny spacerek. Idąc zauważyłam pewnie miejsce, do którego musiałam teraz pójść. Pociągnęłam Reusa za rękę i zaczęłam kierować się na ten mały most, na którym wyznaliśmy sobie miłość. Na samą myśl o tym robi mi się ciepło na sercu. Bardzo milo to wspominam. Kiedy już dotarłam oparłam się o drewnianą barierkę, a Marco zrobił to samo. Staliśmy tak w ciszy, ale do chwili.
-Będzie dobrze zobaczysz.-powiedział cicho.
-Nic już nie będzie dobrze Marco.-powiedziałam nie patrząc nawet na niego.
-Nie mów tak.
-A jak mam mówić?-podniosłam lekko głos.-Mam śpiewać radośnie i przy okazji skakać z okazji, że moja przyjaciółka jest chora na coś na co się umiera?-gdy skończyłam ponownie oparłam się.
-Nie to miałem na myśli.-bronił się.-Ania jest silna i wyzdrowieje. Nie pozwolimy jej umrzeć.
-To nie zależy od nas.
-Ale od nas zależy, to czy będzie szczęśliwa. Nawet jeśli... umrze, to nie pozwólmy się jej załamać. Niech spędzi życie jak najlepiej. Bądź przy niej, troszcz się o nią, rozmawiaj. Nawet kosztem nas.-skończył i przytulił się do mnie. Kocham jak to robi. Mogę czuć jego perfumy.
-Wiesz co?
-Hmm?-zamruczał.
-Wolałam jak mówiłeś, że będzie wszystko dobrze.-zaśmialiśmy się. Pierwszy raz od kilku godzin.
-Pamiętaj, że masz mnie. Będę Cię wspierał we wszystkim w czym mogę, zrobię wszystko co mogę, dam wszystko co mogę...-mówił.
-Chcę byś tylko mnie kochał...i przytulał, bo lubię jak to robisz.-dodałam po chwili.
-Zimno Ci prawda?-słusznie zauważył.
-Może troszkę..
-No to chodźmy już do domu.-i zaczęliśmy kierować się na naszą ulicę. Tym razem po drodze cały czas rozmawialiśmy. Reus zdecydowanie poprawił mi humor.
-Wiesz co Ci powiem?
-Słucham.-spojrzał na mnie z góry, bo nie da się uniknąć. że Marco jest ode mnie wyższy. Ja mam 169 cm , a on ponad 180 cm. Różnica jest.
-Czasami tak sobie myślę czy to nie jest sen.-odpowiedziałam.
-To znaczy?-dopytywał.
-Nasz znajomość. to że jesteśmy razem. Czy to nie jest sen.
-Nie, bo mogę zrobić to.-powiedział i nagle się zatrzymał oraz podniósł mnie, i wbił się w moje usta. Gdyby ktoś to nagrał idealnie pasowałoby do jakiegoś romansidła.
-Nie chcę Cię smucić, ale skoro mnie podniosłeś, to mógłbyś nieść mnie już do końca.-uśmiechnęłam się najpiękniej jak tylko mogłam.
-To dla mnie problemem nie będzie, bo jesteś leciutka.-odwzajemnił uśmiech i ruszył w drogę ze mną na rękach.
-Zobaczymy za chwilę.-dopowiedziałam.

I w taki o to sposób znalazłam się na naszej ulicy. Marco przez cały czas niósł mnie na rękach. Muszę przyznać, że silny jest, bo ja do najlżejszych ni należę.
-Ej! Mój dom jest tam!-powiedziałam jak zauważyłam, że Marco niesie mnie do swojego domu.
-Wiem, ale dzisiaj śpisz u mnie.-uśmiechnął się.
-A moje pozwolenie to gdzie?!
-Wystarczy, że ja sobie pozwolę.-powiedział i otworzył drzwi, a jednocześnie odstawił mnie na ziemię.
-Jesteś za cwany.-powiedziałam już w ciepłym domu.
-Wiem i za to mnie kochasz przecież.-odparł pewny siebie i namiętnie mnie pocałował. Powiedzmy, że przekonał mnie do zostania.
-Dobra zostanę, ale robisz kolacje.-postawiłam ultimatum.
-Tak jest!-zasalutował i zniknął, gdzieś w kuchni. Ja w tym czasie udałam się do salonu i napisałam szybko SMS do mamy, że zostaję u Marco. Pisałam już tak wiele razy, zazwyczaj właśnie w sobotę. Na szczęście rodzice nie mają nic przeciwko temu, ale ja sama też jestem już dorosła, więc nie powinni nawet mieć nic przeciwko temu. Kiedy mama odpisała, dopiero postanowiłam się rozebrać. Zdjęłam kurtkę oraz buty, ale i też rozpuściłam włosy, bo kok zaczął mnie już ciutkę drażnić. W rozpuszczonych włosach czuję się najlepiej. Następnie podeszłam do kuchni, w której urzędował już blondyn. Postanowiłam zakraść się od tyłu, a następnie przytuliłam go.
-Ania z tego wyjdzie. Jestem tego pewna,-powiedziałam.
-Na pewno. Jest silna i poradzi sobie. Ma nas, a my będziemy ją wspierać.-dodał i odwrócił się w moją stronę.-Robię sałatkę. Pomożesz mi?
-Miałeś sam robić.-zaśmiałam się.
-Nooo wiem, ale tak będzie szybciej.-nalegał, a ja uległam. Po 30 minutach sałatka była gotowa. Jest po 21, więc nie jest to za najlepszy czas na jedzenie kolacji. Jednak oboje jesteśmy głodni, więc kto nam zabroni. Po wspólnym posiłku razem posprzątaliśmy, a potem udaliśmy się do salonu. Byłam już trochę zmęczona, więc położyłam się na całej długości kanapie, gdzie zabrakło miejsca dla Marco.
-Ej, a ja to gdzie mam usiąść?-zapytał "oburzony".
-Nie wiem, ale ja się nie ruszam stąd.-wymamrotałam.
-Trudno. Położę się na Tobie.-powiedział, ale ja jakby nie zrozumiałam tych słów. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie co on właśnie powiedział. Niestety, ale było już za późno. Po chwili poczułam ogromny ciężar na sobie.
-Ała debilu!-krzyknęłam.-Nie jesteś taki lekki!
-Trzeba było się posunąć.
-Boże zgnieciesz mnie!-postanowiłam zwalić go ze mnie, bo co miałam zrobić. Jednym ruchem ręki Reus leżał już na ziemi.
-AŁĆ!-syknął.
-Żyjesz?-spojrzałam na niego.
-Ta, ale dzwoń po karetkę. Przy okazji podaj mi jakąś kartkę to napisze testament.-mówił z ironią w głosie.
-To ja w takim razie proszę o Twój dom. Mówiłam Ci kiedyś, że nieźle go urządziłeś?
-Dzięki, ale to nie moja zasługa.-mówił wstając powoli z podłogi.-To Caro zajęła się wystrojem.-dodał.
-To w takim razie MA gust.-mówiłam ciągle oglądając wnętrze.
-Wiesz co? Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać.-usiadł obok i przytulił mnie.
-Dlaczego?-zaśmiałam się.
-"Normalne" dziewczyny w tym momencie pobiły by mnie za to, że mam wystój po mojej byłej, a ty nie dość, że nic takiego nie zrobiłaś, to jeszcze pochwaliłaś jej gust.-zadziwiał się.
-Pamiętaj, że z Waszej dwójki to ją polubiłam pierwszą.-uśmiechnęłam się.
-Tak, ale to ze mną teraz się przytulasz, jesz romantyczne kolacje, chodzisz za ręce i całujesz.-dodał przez co ponownie rozbawił mnie.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, ale oboje doszliśmy do wniosku, że pora iść do łóżka. Tym razem to gospodarz poszedł do łazienki pierwszy, a ja położyłam się na jego wielkim łożu. Leżąc tak zaczęłam ponownie o myśleć o dzisiejszym dniu, który był nieźle popaprany. Po chwili z łazienki wyszedł piłkarz, a ja sama mogłam udać się do niej udać.

-Czekałeś na mnie?-zapytałam, kiedy to wychodząc z łazienki zauważyłam, że Reus jeszcze nie śpi.
-A dlaczego miałbym nie czekać?-zaśmiał się i odkrył jedną część łóżka, bym mogła się już położyć. Tak też, więc zrobiłam i przy okazji przytuliłam się do mężczyzny.
-Wygodnie?-zaśmiał się.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-odpowiedziałam. Zaraz potem poczułam jak Marco delikatnie całuje mnie w czoło. Potem zjeżdża niżej i trafia na moje usta. Początkowo całował delikatnie, al po chwili pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. Wiem co chce przez to powiedzieć. Wcześniej nie byłam gotowa, ale teraz już jestem.
-Jesteś pewna?-zapytał, kiedy przerwał pocałunki.
-Tak.-uśmiechnęłam się, a chłopak odwzajemnił gest. Dzisiejsza noc będzie wyjątkowa. Po ciąży bałam ponownie być w tej intymnej sytuacji. W sumie nie wiem nawet dlaczego. Po raz kolejny, bo "po prostu". Teraz wiem, że nie muszę się niepokoić. Nie przy nim.
________________________________________________________________
ZAPRASZA NA SMUTNĄ 21 :(

Dodawać coś jeszcze?
Chyba nie bardzo.
Smutny rozdział połączony z taką nutką miłości. Mam nadzieję, że chociaż Wiki i Marco poprawili humorek :)

Co to tego co zrobił Marco...
Też nie chcę w sumie nic dodatkowo pisać :/
Zrobił głupstwo, ale ważne, że rozumie swój błąd.

Nie mam pojęcia kiedy kolejny rozdział, bo go jeszcze nie napisałam :(
Dzisiaj się za niego wezmę :)

Komentujemy! 

ENJOY  ♥

10 komentarzy:

  1. Trochę smutny fakt. Mam nadzieję że Ania szybko wyzdrowieje. Te czułości zakochańców były słodkie.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże!
    Wiedziałam, że to nie zdrada ze strony Anki! Tak przeczuwałam jakieś coś strasznego i o proszę! WYKRAKAŁAM :c
    Mam nadzieję, że Ania się nie załamie i razem z Robertem poradzą sobie w trudnych chwilach.
    Marco- Wiki jak słoooodko! ^^
    Świetny rozdział
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział kochana, cudowny! <3
    Nie mam zielonego pojęcia, co mam napisać...
    Nie spodziewałam się, że Anka będzie chora. Widziałam wszystkie scenariusze, ale nie taki... Szczerze powiem, że ten rozdział wyszedł Ci naprawdę wspaniale. Dlaczego? Ponieważ czytając go miałam łzy w oczach... :C
    Czekam na kolejny rozdział. ♥
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny <3
    Szczerze mówiąc spodziewałam się wszystkiego ale nie tego, że Ania jest chora..
    Ale mam nadzieję, że wyjdzie z tego i znów będzie tak jak dawniej.
    A Marco i Wiki są słodcy, widać, ze się kochają patrząc na nich nie jeden powiedziałby, że to prawdziwa miłość bo właśnie tak jest :)
    No to czekam na kolejny rozdział :)
    Szczerze mówiąc już nie mogę się doczekać :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejna choroba, ostatnio pełno ich na blogach ;/ Ale nie tylko niestety...
    Rozdział wspaniały! I ta scena na koniec *-* Robert jak dla mnie trochę zbyt gwałtownie zareagował, no ale w sumie nie dziwię mu się. Mógł się wkurzyć.
    Czekam na dalszy rozwój i pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przebrnęłam :) Dużo się dzieje, w każdym rozdziale niespodzianki, a ja lubię niespodzianki, dlatego podoba mi się Twoje opowiadanie :)
    Przeczucie mnie nie zawiodło - Lena wybrała Marco i myślę, że razem tworzą piekną parkę. Z drugiej strony mam nadzieję, że w ich życiu jeszcze dużo się wydarzy.
    W pierwsze święto ponownie zapraszam do siebie! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! Gratuluję! Szybko poradziłaś sobie z moim opowiadaniem. Dziękuje bardzo, że postanowiłaś je przeczytać :*
      Lena? Nie chodziło Ci może o Wiktorię? ;)
      Również pozdrawiam :3

      Usuń
    2. Uwierz, że jak już usiądę do jakiegoś opowiadania, nie potrafię się od niego oderwać, dopóki nie doczytam do końca, osobowość Reusa szalenie silnie przyciąga moją uwagę :))
      Pewnie, że o Wiki -.- Wybacz, zbyt mocno zaangażowałam się we własną historię :)

      Usuń
  7. Smutny rozdział, ale na końcu było bardzo romantiko i bardzo super :D Cieszę się, że dodałaś kolejny rozdział, mam nadzieję, że Ania wyjdzie z tego - musi! :D Życzę Ci Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! :D Pozdrawiam cieplutko :** - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń