sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 39


"DO ZOBACZENIA MARCO"


Stanęłam przed nim i zaczęłam się przyglądać budynkowi. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu... Odwróciłam się i dostrzegłam Marcela. Oboje z moich towarzyszy przyglądali się mi.
-Okej?-zapytał niższy.
-Jasne. Idziemy?-odparłam i udaliśmy się specjalnym wejściem do środka. Już na ulicy dało się usłyszeć głośną, klubową muzykę, ale im byliśmy bliżej, dało się ją słyszeć coraz bardziej wyraźniej. Gdy szliśmy Marcel i Robin żwawo rozmawiali, ja trzymałam się mimo, że obok, to i tak nie udzielałam się za bardzo. Co jest dziwne dla mnie, bo zazwyczaj jestem bardzo otwarta, a szczególnie jeśli chodzi o nowe znajomości. Dodatkowo jeszcze niedawno było wszystko w porządku, jak jechaliśmy autem.
Powoli przekraczaliśmy próg i już oficjalnie byliśmy w Cocainie. Byłam tam po raz pierwszy i uważnie się rozglądałam. Gości też było sporo, co jest dla mnie dość dziwne, bo w końcu wiele z nich idzie jutro do pracy czy szkoły.
-I jak podoba się?-zapytał Robin i dopiero zauważyłam, że jest na razie tylko on.
-Gdzie Marcel?-zapytałam najpierw.
-Poszedł się zameldować i załatwić nam najlepszą lożę. A i mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to, że będzie jeszcze dwójka naszych kumpli? Spokojnie będą tylko przez godzinę i towarzyszyć im będzie dziewczyna jednego z nich, więc będziesz miała damskie towarzystwo.-zaśmiał się, a ja lekko uśmiechnęłam.-Wiki?
-Tak?-popatrzałam na niego pytająco.
-Mówię Ci to teraz, bo może za chwilę nie będzie okazji. Marco cię kocha i bardzo za tobą tęskni. Żałuje tego co zrobił. On był nawet u tej dziewczyny na grobie. Nie przekreślaj go tylko dlatego, że zrobił błędy w przeszłości, która nie ma znaczenia w waszej teraźniejszości.-powiedział dość zaskakujące dla mnie słowa. Nigdy bym nie posądzała Robina o takie filozoficzne słowa, które przyznam, że zrobiły dla mnie wrażenie. Jednak nie mogę mu nie przyznać racji. Powinnam się przynajmniej postarać zmienić do niego postępowanie, ale to nie teraz. Teraz liczy się dobra zabawa, która mam nadzieję, że taka będzie.
-Wiem i dziękuję za takie słowa. Obiecuję, że coś zrobię, ale teraz nie chcę o tym na razie myśleć, tylko się bawić.-odparłam.
-No to na co czekamy! Cała noc przed nami!-krzyknął przyjaciel Marco.
-No nie wiem czy taka cała noc. Przed 12 powinnam być już w domu. Nie zapominajcie, że mam jeszcze szkołę na głowie.-dopowiedziałam.
-Aaaa...-podrapał się po swoich włosach.-Szczerze, to o tym zapomniałem. Spokojnie będę pilnował godziny i ciebie przy okazji...-dodał i ruszyliśmy do odpowiedniej loży.

Zabawa trwa, a ja nie mam dość. Oczywiście na początku było trochę sztywno. Poznawałam powoli znajomych Marcela i Robina, z którymi była bardzo sympatyczna Eliza. Dzięki niej poczułam się trochę pewniej w tym miejscu i przestałam zamartwiać się o wszystko, czy też myśleć o niepotrzebnych rzeczach. Tak jak powiedziałam, mam zamiar pobawić się, wyszaleć i tak zrobiłam. Szalałam wraz z chłopakami i Elizą, a gdy niestety już musiała wracać z resztą nie szczędziłam alkoholu z Robinem. Wiem, nie powinnam, ale przecież nie pije tak dużo. Panuję nad tym i wiem, co robię. Właśnie kończyłam tańczyć z jakimś chłopakiem, który mnie zaczepił. Podziękowałam grzecznie za taniec i po prostu odeszłam do loży, gdzie siedział tylko Marcel. Usiadłam obok niego i zaczęłam opowiadać i dziękować, że namówili mnie na przyjście.
-Nie ma za co-odpowiedział.-ale nie przesadzaj z piciem i powiedź lepiej, o której mamy Cię podwieźć?-zapytał.
-A która jest?-dopytałam i przy okazji popiłam drinka.
-Zaraz będzie 12.-odparł spojrzawszy wcześniej na telefon, który wyciągnął z kieszeni swoich jeansów.
-No to jeszcze chwilę posiedzimy.-stwierdziłam i podeszłam do drugiego kolegi, z którym od razu poszłam na parkiet, a po skończonym tańcu ponownie do baru. Wiedziałam, że robię źle, ale powoli nie kontrolowałam już tego co robię i to był błąd...


*******
Było już po 2, a po Wiktorii i Robinie ani śladu. Mam nadzieję, że nie wyszli po za klub, bo to chyba byłaby katastrofa. Nie dość, że mógłbym ich zgubić, to jeszcze nie wiadomo, co przyszłoby im do głowy jak sporo wypili. 
Zaczęłem kręcić się po klubie, który powoli wyludniał się, ale nie było po nich śladu. Nagle zobaczyłem ich przy innej loży. Siedzieli i byli kompletnie pijani. Śmiali się, ale mi do śmiechu nie było, bo to było oczywiste, że to ja muszę się nimi zająć. 
-Odbiło Wam?-powiedziałem zdenerwowany.-Od pól godziny was szukam, a wy sobie po prostu tu siedzicie? Oddawaj to!-zabrałem przyjacielowi szklankę whiskey, którą próbował właśnie wypić.
-Stary...-wymamrotał.-Co ty odpierdalasz??
-Co ja odpierdalam? Popatrz na siebie, a dodatkowo upiłeś chyba Wiktorię!-dodałem jeszcze bardziej wkurzony, bo zauważyłem, że dziewczyna powoli zasypia i kładzie się na jego ramię.
-Ja?-popatrzał na mnie tymi swoimi pijanymi oczyma.-Ja... nikogo nie upiłem!
-Dobra dość tego! Wstawaj!-rozkazałem i podszedłem do Polki, by sprawdzić, czy naprawdę jest z nią tak źle na jaką wygląda. 
-Wiki...-szturchnąłem ją, ale nawet nie drgnęła.-Wiktoria... no proszę... obudź się...
-Mm...-zaczęła mamrotać.-Jak spotkasz... Marco to... to powiedź, że... go kocham...-mówiła z zamkniętymi oczyma.
-Sama mu to powiesz, ale teraz wstawaj.-dodałem i podniosłem dziewczynę.
-Mnie też zaniesiesz?-zapytał i rozłożył ręce do mnie, ale skarciłem go spojrzeniem i po prostu wyminąłem.
Droga do samochodu z dwójką pijanych ludzi jest bardzo trudna, a szczególnie jeżeli jedną z tych osób jest dziewczyna, która ma na sobie szpilki, albo jest to po prostu Kaul. Facet zachowuje się wtedy ja małe dziecko i co chwila zadaje mnóstwo pytań "Dlaczego?", "Po co?", "Kto to?", "Kiedy będziemy w domu?", "Dlaczego ją niesiesz?". Normalnie można przy nim osiwieć, ale szczęśliwie udało nam się dotrzeć do mojego samochodu. Usadowiłem dziewczynę na tylnym siedzeniu i wtedy coś mnie oświeciło...
-Robin!-krzyknąłem, a on, który stał opart o samochód popatrzał się na mnie.-Gdzie mieszka Wiktoria? Wiesz?!-teraz to role się odwróciły i to ja zadawałem pytania.
-Skąd... mam wiedzieć?-wybełkotał.
-Kurwa.-przekląłem i zacząłem się w kółko kręcić.-Na pewno nie znasz jej adresu?-zapytałem kumpla, który już zasypiał na stojąco.-Z kim ja w ogóle chce rozmawiać?-pokręciłem tylko głową. Próbowałem coś wymyślić, może przypomnieć sobie jej miejsce zamieszkania, ale w głowie miałem kompletną pustkę. Wtedy wpadłem na pomysł, że może do kogoś zadzwonię i spytam o ten adres, ale do kogo? Jedyna możliwą osobą w moich kontaktach telefonicznych jest... Marco. On na 100% wie, gdzie mieszka Wiktoria, ale przecież on mnie zabije jak dowie się, że ją zabraliśmy ze sobą i żadnych tłumaczeń do siebie nie przyjmie, a to, że jej nie dopilnowaliśmy jeszcze pogorszy sytuację. Oboje z Robinem jesteśmy już martwi., a jako, że Kaul jest nawalony w trzy dupy, to mi się dostanie. Postanowiłem jednak zaryzykować i wybrałem numer do Reusa. Serce strasznie mi waliło, bo bałem się reakcji z jego strony. Stojąc z telefonem przy uchu słuchałem kilku sygnałów, które oznaczały, że piłkarz na pewno śpi. Ale ja znam go i wiem, że śpi z komórką przy głowie, więc wcześniej czy później powinien usłyszeć dzwonek. Gdy już traciłem nadzieję, usłyszałem ten charakterystyczny dźwięk w słuchawce, który oznaczał, że w końcu obudziłem go.
-Czy ty debilu wiesz która jest godzina!?-mówił zaspanym, ale groźnym głosem.-Po jaką cholerę dzwonisz do mnie po drugiej w nocy?
-Dobra, posłuchaj mnie i nie denerwuj się. Mam malutką prośbę do ciebie.
-Znowu się schlałeś i mam po ciebie przyjechać pod klub?!-krzyknął pytając.
-Nie, nie.-szybko wybiłem mu ten pomysł z głowy, choć wolałbym szczerze, że to właśnie to byłoby moim problemem.-Wiesz... tu nawet nie chodzi o mnie.
-A o kogo? Robina?-dopytywał, a ja coraz bardziej bałem się wyjawić mu prawdy.
-Też nie. Raczej wątpię, że zgadniesz, więc powiem ci.-postanowiłem skończyć z ta zgadywanką. Tylko jak od razy wyjawić mu, że w moim samochodzie śpi jego pijana dziewczyna?
-Pośpiesz się, bo zasypiam...-usłyszałem, że ziewa.
-Ja wiem, że mnie zabijesz i że oboje postąpiliśmy głupio, ale my tak naprawdę chcieliśmy pomóc. Jak wtedy do nas wpadła to mówiła, że chciała się wyszaleć, zapomnieć, odreagować. Miała tyle problemów. Nie moja wina... no dobra moja, bo miałem ją pilnować...
-Zaraz, zaraz. Stop. Czekaj.-rozkazał.-Jaka "ona"? Z kim ty jesteś? 
-No z Wiktorią...-wyjawiłem w końcu. Marco przez chwile nic nie mówił. Poważnie się zmartwiłem.-Marco, jesteś tam?
-Co wyście narobili? Co z nią jest?-mówił, a przynajmniej na pewno starał się być opanowany.
-No... wiesz... upiła się trochę. Chciałem odwieźć ją do domu, ale nie znam jej adresu. Dzwonię, bo ty na pewno znasz.
-Ona mieszka przecież obok mnie idioto. Po za tym, jak mogliście pozwolić się jej upić? Co ty teraz chcesz zrobić?-ponowni ktoś zalewał mnie milionem pytań.
-No tak wyszło... a z tym adresem to ja nie wiedziałem. Możliwe mówiłeś mi, ale dobra odwożę już ją.-oznajmiłem szybko.
-Chcesz ją zawieźć teraz do domu? TY? Chyba żartujesz? Co jej rodzice pomyślą jak zobaczą dorosłego faceta, którego w życiu nie widzieli z pijaną córką na rękach?
-To co mam zrobić? Pozwolić jej spać w samochodzie i poczekać aż wytrzeźwieje?!-emocje również i mnie coraz bardziej ponosiły.
-Nie, masz czekać na mnie. Ja zaraz przyjadę.-oznajmił, a ja aż wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. Zdziwiłem się i to bardzo, ale Marco ma rację. Co to da, że znam już jej adres, jak przecież mnie jej rodzice zobaczą to w najlepszym wypadku jej ojciec może mi coś zrobić. Reusa znają i mu ufają, więc na pewno zdziała więcej niż ja.
-Dobra, ale co z twoją nogą? Masz zamiar jechać z usztywniaczem na nodze?-przypomniałem mu o jego stanie.
-Jest mały ruch teraz i będę jechał powoli, albo w ogóle nie założę tego buta.-odpowiedział.
Umówiłem się z piłkarzem, że będę czekać na niego pod klubem na parkingu. Powiedział, że będzie się starał przyjechać jak najszybciej się da, ale wiadome jest to, że chwilę się poczeka. Na dworze było już całkiem chłodno, wsiadłem, więc do auta, w którym siedział już Robin, który wyglądał jakby spał. Wyglądał, bo na pewno nie śpi. Tak jest zawsze. Niby niewinne jest już w krainie Morfeusza, a tak na prawdę za chwile jak zobaczy, że jest z kimś kogo można pomęczyć, odezwie się i będzie zadawać kolejne pytania życia.
-Marcel...-a nie mówiłem?-Marceeell...
-Tak?-postanowiłem odezwać się, chociaż wiedziałem, że to będzie mój błąd, bo wchodząc z nim w dyskusję to jakby wejść do studni bez dna, czyli "po co to komu? ,"na co?", a tym bardziej prędko z niej nie wyjdziesz.
-Dlaczego żyjemy tak krótko?-zapytał, a ja oparłem się o szybę i głośno westchnąłem.
-Krótko ci jeszcze? Podobno z roku na rok jest coraz dłużej.
-Co nie zmienia faktu, że żyjemy tak sobie i pewnego dnia po prostu już nas nie będzie.-można nawet powiedzieć, że pijany Kaul jest zdecydowanie bardziej inteligentny pod wpływem procentów.
Gdy przyjaciel atakował mnie kolejną dawką tych swoich głębokich pytań, dostrzegłem światła samochodu, które wjeżdżało na parking. Byłem prawie pewny, że jest to Reus. Ucieszyłem się, bo nie wiem, czy dałbym radę wytrzymać w tym zimnym i śmierdzącym od alkoholu samochodzie. Wysiadłem z niego i podszedłem do auta przyjaciela. Wyszedł z niego bez usztywniacza na nodze, co w jego stanie nie jest za dobre. Powinien się oszczędzać, a każdy spacer powinien spędzać właśnie z tym butem ortopedycznym.
-Zwariowałeś? Jesteś ledwo po kontuzji. Powinieneś mieć ten usztywniacz na nodze.-powiedziałem swoje zdanie.
-Gdzie ona jest?-niestety, ale sportowiec mnie zignorował.
-Śpi w samochodzie.-odparłem, a Marco już był przy moim pojeździe. Otworzył tylne drzwi i zobaczył dziewczynę oraz Kaula, który uśmiechnął się do niego i jak na kulturalnego przyjaciela przystało, kulturalnie się przywitał. Reus niestety nie wziął do serca jego starań i jego również zignorował. Zamknął drzwi i żądał ode mnie wyjaśnień. Powiedziałem, więc mu wszystko od naszego spotkania w parku do aktualnej sytuacji. Nie krył zdenerwowania, ale był bardziej spokojny i opanowany niż wcześniej. Po chwili oboje prowadziliśmy Wiktorię z jednego samochodu do drugiego. Podziękowałem i przeprosiłem, ale wyjaśniłem, że chcieliśmy dobrze, że chcieliśmy pomóc. Marco na szczęście nie miał nam już tego za złe i to on podziękował mi, że zadzwoniłem do niego. Pożegnaliśmy się i każdy pojechał swoją stronę z podobnymi zadaniami. Reus musi się uporać z Wiktorią a ja z pijanym Robinem, którego ponownie nachodzą filozoficzne pytania.


*******
Gdy poczułam, że światło przebija już moje powieki, postanowiłam je otworzyć, co do najprostszych czynności nie należało. Jak w końcu mi się udało, od razu poczułam niesamowity ból głowy, który pojawił się znikąd. Złapałam się z głowę i mocno ścisnęłam. Pierwszy raz się tak czuję. Nigdy wcześniej się nie upijałam. Zawsze spożywałam alkohol z umiarem, a teraz? Nawet nie wiem, co stało się poprzedniej nocy, ani co ja robię w u siebie w pokoju...
-O ile to w ogóle mój pokój...-pomyślałam i momentalnie podniosłam się mimo wielkiego trudu i bólu. Rozejrzałam się i doszłam do okropnego wniosku - TO NIE JEST MÓJ POKÓJ! Złapałam się z głowę, ale nie z powodów medycznych, ale z mojej własnej głupoty. Właśnie leżę w łóżku u jakiegoś obcego kolesia, albo co najgorsze u któregoś z przyjaciół Marco... Tego to bym chyba sobie nigdy nie wybaczyła. Co ja tu robię i jak się tu dostałam? To nie może być prawda. Ja taka nie jestem. Ja się tak nie zachowuje.
 Kiedy siedziałam załamana na łóżku i panikowałam, coś rzuciło mi się w oczy, a konkretnie pewne zdjęcie. Był na nim chłopczyk, którego już gdzieś widziałam. Nagle drzwi do pokoju zaczęły się otwierać i zaczął do niego ktoś wchodzić. Modliłam się by to nie był Robin albo Marcel. Już chyba wolałabym jakiegoś obcego gościa, ale nie ich. Moim oczom po chwili ukazał się ktoś, kogo się nie spodziewałam. Był to Marco. On we własnej osobie, a ja w końcu zrozumiałam, że to jest jego dom, a ten chłopczyk to Nico. Byłam zdziwiona, a nawet bardziej zszokowana. Próbowałam sobie coś przypomnieć z zeszłej nocy, ale miałam pustkę. Zupełnie jakby ktoś wymazał mi pamięć. Dziwnie uczucie.
Po chwili i blondyn zauważył, że nie śpię. Spojrzał się na mnie i przez moment zauważyłam, że nie wiedział, co powinien powiedzieć, ale w końcu odezwał się.
-Cześć.-przywitał się na początek.-Chcesz jakieś tabletki na kaca?-zapytał. W tamtym momencie nie liczyło się dla mnie to jakie są między nami relacje. Chciałam natychmiast dowiedzieć się, co robię w jego pokoju gościnnym i jak zakończyła się dyskoteka, która najwyraźniej w dosłownym znaczeniu, pomogła mi zapomnieć.
-Co ja tutaj robię?-postanowiłam przejść od razu do konkretów, na co blondyn głośno westchnął i usiadł na skraju łóżka.
-Marcel i Robin nie bardzo cię dopilnowali wczoraj i upiłaś się do nieprzytomności. Robin też nie bardzo kojarzył, ale szczerze to był w lepszej kondycji niż do ciebie. No, a potem to Marcel spanikował, bo nie znał Twojego adresu, więc zadzwonił po mnie. Chyba lepiej wyglądało jakbym to ja przyprowadził cię do rodziców niż obcy dla nich ludzie?
-No tak, ale co ja robię u ciebie?-spojrzałam na niego, a on się lekko zaśmiał pod nosem.
-Uznałem, że tak będziesz miała mniej przerąbane. Zdenerwowaliby się jakby cię zobaczyli w takim stanie, więc zaniosłem cię do siebie, a twoim rodzicom powiedziałem, że źle się poczułaś i jesteś u mnie.-skończył, a ja kiwnęłam głową, że rozumiem.-Ale niestety myślą, że jesteśmy pogodzeni, więc...-dodał już trochę mniej śmielej, a ja popatrzałam ponownie na niego, a zaraz potem spuściłam głowę. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, ale zaraz potem Marco znowu się odezwał.-A właśnie twoja mama przyniosła ciuchy.-dodał i podał mi ubrania, które przyjęłam.-Ubierz się i zejdź coś zjeść za chwilę.-oznajmił i zaczął kierować się do wyjścia.
Zaraz po jego odejściu rzuciłam się na łóżko i głośno westchnęłam. Tak na dobra sprawę byłam nawet szczęśliwa, że nie stało się nic, co by miało fatalne skutki. Jednak nie mogę w pełni powiedzieć, że jest wszystko okej. Jestem w domu u Marco, a to oznacza, że będę wręcz zmuszona do rozmowy z nim.
Zrezygnowana i praktycznie wypompowana ruszyłam do łazienki. Zaczęłam ubierać jeansy na siebie oraz białą bokserkę, którą przyniosła moja mama. Na to narzuciłam jeszcze szarą bluzę i bardzo powoli udałam się na dół. Nie miałam nawet ochoty na prysznic. Chciałam tak szczerze po prostu udać się do siebie do domu. Marco właśnie parzył kawę i herbatę dla mnie. Jak mnie zobaczył uśmiechnął się lekko i podał mi kanapki z nutellą. Wiedział, że je uwielbiam i zrobił to specjalnie. Bez większych wstępów po prostu zasiadłam do stołu i zajadałam się kanapkami. Piłkarz siedział naprzeciwko mnie i pił gorącą kawę. Nie odzywaliśmy się. W kuchni panowała kompletna cisza. Co jakiś czas dało się usłyszeć tylko tykanie zegara, który stał w salonie. Nie wiedziałam jak i czy w ogóle powinnam się odezwać. Czułam się bardzo niezręcznie i wręcz błagałam by moja herbata ubywała szybciej, niż jestem w stanie sama ją dopić. Na szczęście po kilku minutach męczarni, skończyłam swoją porcję śniadania i mogłam posprzątać po sobie. Wstałam i złapałam za talerz oraz kubek. Marco od razu zauważył moje zamiary.
-Daj, ja posprzątam.-również powstał i chciał wziąć ode mnie naczynia, ale nie pozwoliłam mu.
-Nie musisz mnie wyręczać.-powiedziałam tylko tyle nawet nie patrząc na mnie. Po prostu wyminęłam go i odłożyłam wszystko do zmywarki, a następnie po prostu poszłam do góry po swoje rzeczy, jakimi była sukienka, szpiki i mała torebeczka. I nagle w tamtym momencie zrozumiałam, co zrobiłam. Zraniłam moim zachowaniem Marco. Nawet mu za nic nie podziękowałam, tylko uniosłam się swoją dumą. Szybko zeszłam na dół ze swoimi rzeczami i zobaczyłam, że piłkarz wchodzi właśnie do salonu. Był odwrócony tyłem, więc mnie nie widział.
-Przepraszam.-powiedziałam skruszona swoim zachowaniem. Blondyn widocznie się zdziwił, bo jak się odwrócił miał zaskoczoną minę.-Przepraszam za moje zachowanie. Jestem zwykłą egoistką. Pomogłeś mi, mimo tego wszystkiego, Mimo tej chorej sytuacji. Jeszcze załatwiłeś sprawę z moimi rodzicami. Nie wiem czy potrafiłabym się zachować tak samo jak ty. Dziękuję ci.-skończyłam, a blondyn zaczął się do mnie przybliżać.
-Nie przepraszaj. Zawsze musi być ten pierwszy raz, kiedy trzeba się upić.-zażartował, a ja pierwszy raz od bardzo dawna się uśmiechnęłam przy nim.-A właśnie miałem ci mówić, twój samochód stoi u ciebie na podwórku. Marcel go dzisiaj przywiózł i kazał mi cię pozdrowić oraz powiedzieć, że masz zaproszenie na kolejną imprezę.-dodał cały czas prezentując swoje śnieżnobiałe zęby.
-Jak na razie mam dosyć imprez, ale dzięki.-odpowiedziałam.-Będę się już zbierać. Czas na zmierzenie się z mamą i tatą.-dodałam, na co Marco nie za bardzo się ucieszył.
-No tak...-westchnął.-Życzę powodzenia i.... do zobaczenia.-odparł i mimo wszystko uśmiechnął się.
-Do zobaczenia Marco.-odpowiedziałam... uśmiechając się? Tak. Uśmiechnąłem się do niego i po chwili wyszłam d posiadłości Marco, która już za kilka dni nie będzie jego. Cieszyłam się, bo już ta blokada minęła. Ania miała rację. trzeba wykonywać każdy krok powoli i w końcu uda mi się osiągnąć upragniony sukces. Mam nadzieję, że już wkrótce moja psychika pozwoli mi się na otwarcie przed Marco, a co za tym idzie pogodzenia się, bo wiem już teraz jak bardzo to chcę zrobić i zrozumiałam  jak bardzo go kocham.
________________________________________________________________
ZGODNIE Z OBIETNICĄ!!!

Udało się Wam, więc zgodnie z obietnicą dodaję kolejny rozdział!
Dziękuję za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że będziecie już zawsze tak aktywnie komentować ♥

Myślałyście, że to Marco stroi za Wiki, ale nie! Mimo wszystko do spotkania i tak doszło :D
A co stanie się dalej? Wyczekujcie kolejnego rozdziału już wkrótce ♥


Do następnego i mam nadzieję, że równie mocno będziecie komentować ♥

ENJOY ♥

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 38 + WAŻNE


'JA DOBRZE ZROZUMIAŁEM?"


*******
"Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie, jak przeżyć."
~Jonathan Carroll

Dopiero teraz widzę jak bardzo jeden cytat potrafi odzwierciedlić moje życie. Minęło kolejne kilka dni, a w moim i w życiu innych wiele się zmieniło, ale z drugiej ciągle jest to samo, co było.
Może najpierw zacznę od Marco, u którego nie dzieje się za najlepiej. Na ostatnim sobotnim meczu doznał kolejnej już poważniej kontuzji, która wykluczyła go na dobre z rundy jesiennej. Nie widziałam samego meczu, ale Ania i Ann oraz czasem Mario opowiadają mi więcej o nim niż o swoim własnym życiu. Dowiedziałam się też kolejnej ciekawej sprawy. Otóż Marco planuje przeprowadzkę do innego mieszkania. Oficjalnego powodu nie znam, ale łatwo się domyślić dlaczego. Wiadomo, że oznacza to dla mnie praktycznie jego całkowity brak. To jest, zawsze była szansa na spotkanie go pod domem. Teraz ta szansa już zniknęła. Jednak czy ja się tym naprawdę tak przejmuję?
No właśnie. Ostatnio coraz więcej zaczynam myśleć o tym wszystkim. Coraz bardziej zastanawiam się nad rozmową z nim. W końcu minęło już sporo czasu, ale naprawdę nie jest to dla mnie łatwe. Szczególnie teraz jak dość dawno go nie widziałam. Twarzą w twarz to było właśnie w tą feralną sobotę. Tu chodzi też o moja dziwną psychikę, bo to nie jest tak, że nie próbowałam do niego chociażby napisać. Próbowałam, a kończyło się kolejnymi litrami łez. Staram się z tym walczyć, ale za każdym razem włącza mi się obraz tego Marco, przez którego życie straciła niewinna dziewczyna. 
Natomiast jeśli chodzi o Carolin i Dimitrija to rozprawa odbyła się kilka dni temu. Nie byłam na niej, bo za dużo by mnie to kosztowało. Złożyłam tylko wcześniej zeznania, a mama, która była wtedy jednocześnie moim prawnikiem, występowała w moim imieniu. Caro dostała 5 lat, a Rosjanin 2 w zawieszeniu, bo składałam wyjaśnienia na jego korzyść. Z tego, co wiem chyba wyjechał z Niemiec do swojej ojczyzny. 
Teraz aktualnie siedzę u Ani na herbacie. Przyszłam do przyjaciółki w sumie zaraz po szkole, bez posiadania jakichkolwiek planów na resztę dnia. Siedziałyśmy same w salonie i popijałyśmy ciepłe napoje. Roberta oczywiście nie było, bo był na treningu. Pozwalało to nam na swobodną rozmowę. Plotkowałyśmy jak gdyby nigdy nic. Jak by było wszystko okej, a ja nie mam masy problemów.
-... ale lekarze mówią, że wszystko jest w porządku i powinnam w ciągu kolejnych miesięcy powrócić do pełni zdrowa.-mówiła wracając z kuchni z jej własnoręcznie robionym ciastem.-Proszę, częstujemy się.-postawiła właśnie wypiek na stolik. Z chęcią sięgnęłam po kawałek ciasta i z całą pewnością stwierdziłam, że jest niesamowicie dobre, ale to nic dziwnego, bo Anka jest prawdziwą mistrzynią w kuchni.
-Dobra Wiki, ale dość o mnie.-ocknęła się nagle Lewandowska.-Jak zwykle się rozgadałam. Opowiadaj lepiej co u ciebie?
-Kiedy u mnie nic się nie dzieje.-uśmiechnęłam się niewinnie.
-No nie udawaj.-pogroziła i jednocześnie popiła łyk herbaty.
-Nie udaję.-zaśmiałam się lekko, ale postanowiłam jednak się otworzyć.-Chodzę do szkoły, gdzie lada chwila będę zdawała maturę. Nic specjalnego.-powtórzyłam uśmiech.
-Wiki.-powiedziała w stylu "nie to miałam na myśli".-Dobrze wiesz o co mi chodziło...
-Co mam Ci powiedzieć? Że nie widziałam go od kilku tygodni, ani nawet nie zamieniłam słówka?-powiedziałam po chwili.
-Mówiłam, że się przeprowadza?-upewniła się.
-Mówiłaś. Ale nie powiedziałaś powodu. No chyba, że to oczywiste...
-Robert wspominał tylko coś o tym, że źle się czuje w swoim domu. Tu nie chodzi o Ciebie.
-Ciekawe dlaczego źle się czuje?-powiedziałam.
-Wiktoria...-zaczęła się do mnie przybliżać i usiadła już obok. Złapała za rękę, a ja walczyłam by ponownie się nie rozpłakać, ale Lewa chyba wyczuła moje zamiary, bo po chwili dodała.-Nie walcz ze łzami. Jeśli musisz płacz.
-Skąd wiedziałaś?-uśmiechnęłam się i wytarłam samotną łzę, która już spływała mi z policzka. 
-Znam cię już trochę.-odparła i przytuliła mnie. Nie wiem, co bym bez niej zrobiła. Z dnia na dzień Ania jest dla mnie coraz bliższą osobą mimo, że już dawno uważam ją za najlepszą przyjaciółkę. Traktuję ją jak siostrę i cieszę się, że jest przy mnie taka osoba. Nie chcę też tutaj oczywiście pominąć Mario i Ann. Ta trójka niesamowitych osób pokazała mi jak ważna jest przyjaźń. To dzięki nim się teraz w miarę trzymam psychicznie i fizycznie. Uwielbiam spędzać z nimi czas i wiem, że nie zostawią mnie w najczarniejszych chwilach.-Wiki... mogę cię o coś spytać?-zapytała, a ja kiwnęłam głową.-Ja wiem, że dla ciebie to wszystko jest bardzo trudne i za wiele się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku tygodni jak na ciebie, ale nie uważasz, że trzeba już ruszyć dalej?-popatrzała na mnie i uniosła jedną brew do góry. 
-Idę ciągle do przodu, ale powoli.-zaprzeczyłam.
-Nie Wiki. Nie idziesz do przodu. Ciągle stoisz w miejscu. Tobie się wydaję, że coś robisz, ale tak na prawdę w twoim życiu jest tak samo jak na początku tych wszystkich problemów. Ciągle jesteś osobno z Marco i ciągle za nim tęsknisz, ale nic nie robisz.-wyjaśniła, a ja spuściłam głowę. Ania ma rację, ale to nie jest moja wina, że jakaś wewnętrzna siła zabrania mi się otwarcia przed piłkarzem.
-Wiem, ale ja nie wiem dlaczego boję się. Ciągle jak pomyślę o nim to widzę tę dziewczynę. Mam jakąś blokadę w sobie. Nie umiem tego wyjaśnić.
-Nie karzę ci od razu do niego wrócić, ale zrób mały krok do przodu. Zobacz się z nim w końcu przez chwilę.-poradziła.
-A co jak znowu się wycofam, albo po prostu spanikuję. Nie umiem. Myślisz, że nie próbowałam do niego napisać czy zadzwonić? To jest dla mnie trudne.-dodałam i rozpłakałam się.-Myślałam, że jestem silna, a nie jestem.-dodałam, a przyjaciółka już mnie tuliła.
-Jesteś silna. Po prostu przeszłaś już wiele.-pocieszała mnie.
-Rozklejam się przy każdej wzmiance o nim. To jest chore. Nie jestem normalna...-wyzywałam samą siebie, bo to jest też bardzo ciężkie dla mnie. To wydaje się takie proste, ale ja się zwyczajnie boje, chociaż sama nie wiem czego. Bardzo chciałabym go ponownie zobaczyć na żywo, porozmawiać, przytulić, a nawet już pocałować, ale musiałabym się odważyć zrobić jakiś pierwszy krok. Tylko kiedy nadarzy się jakaś okazja?
-Wiktoria popatrz na mnie.-rozkazała, a ja wykonałam jej polecenie.-Jesteś silną osobą. Nie raz udowodniłaś mi, że potrafisz zawalczyć o swoje. Czasami jednak człowiek ma już dość wszystkiego. Masz dość problemów. Moja dobra rada brzmi: zrób coś, co cię odstresuje. Nie chodzi mi o posłuchanie muzyki, czy jakąś kąpiel. Zrób, coś co na chwilę da ci się oderwać od rzeczywistości i problemów, a potem działaj.
-Może masz racje...-westchnęłam.
-Ja zawsze mam.-zaśmiała się.-Uwierz mi gdybym była w pełni sił poszłybyśmy na imprezę, ale zawsze jest Ann, albo Mario czy inne dziewczyny. Zagadaj z nimi i umów się jutro, bo jest jest piątek. A i jeszcze jedno...
-Tak?-zapytałam i wyczekiwałam kolejnej porady od Lewandowskiej.
-Kochasz go?-usłyszałam i przez chwilę się zawiesiłam. Prawda była taka, że oczywiście. Pragnę bardzo tego byśmy w końcu doszli do porozumienia, ale jak wspominałam wcześniej - to nie jest takie proste.
-Tak Aniu. Kocham Marco i to bardzo. Bardzo chciałabym byśmy się pogodzili, ale nie mam pojęcia jak to wszystko zacząć. Może masz rację z tą impreza. Może powinnam odreagować? Cholernie mi na nim zależy i ...-mówiłam, aż nagle usłyszałam głośny trzask drzwiami, a potem polskie przekleństwo. Odruchowo się odwróciłam i zamarłam. Zauważyłam trochę nieogarniętego Roberta, który kręcił się przy drzwiach i jego. Reus stał nieruchomo i patrzał się na mnie jak na jakiś obraz. Najwyraźniej musiał zrozumieć chociaż część z tego, co powiedziałam, a w każdym bądź razie, że go kocham, bo takie słowa zdążył się nauczyć dzięki mnie i reszty Polaków. Nie bardzo wiedziałam, wtedy jak mam się zachować. Ze zdziwioną miną po raz pierwszy od bardzo dawna patrzałam się w jego oczy, które przecież tak bardzo uwielbiam. Dopiero teraz dostrzegłam, że blondyn ma na swojej nodze usztywniacz i kulę przy ręku. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, gdy się w końcu ogarnęłam. Na początku nie wiedziałam jak mam się zachować, ale uznałam, że najlepiej będzie jak po prostu sobie już pójdę.
-To ja się już będę zbierać.-oznajmiłam przyjaciółce i chłopakom.
-Nie Wiktoria! Czekaj!-Lewandowska chciała mnie powstrzymać, ale jestem nieugięta.
-Dzięki za miło spędzony czas. Fajnie też to wykombinowałaś, ale...-nie dokończyłam, bo w sumie nie wiedziałam, co mam dodać. Racja jest taka, że Anna jak zwykle ma rację i ma plan, który nie koniecznie poszedł po jej myśli. Zwyczajnie minęłam żonę piłkarza, a potem Marco. Dalej patrzał się na mnie i obserwował każdy ruch. Podeszłam do wieszaka i ubrałam szybko kurtkę. Chwyciłam za torebkę, gdy nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Tą osobą był oczywiście Marco. Chwycił mnie za dłoń i długo trzymał. Patrzeliśmy sobie w oczy. Nie mówiliśmy nic. To nie było potrzebne. Po kilku chwilkach, uwolniłam się z uścisku.
-Muszę już iść. Pa.-dodałam i po prostu opuściłam dom Lewandowskich, wymijając wcześniej Lewego..


*******
-Robert ty naprawdę musisz być taką łamagą!?-mówiłam oburzona do swojego męża, który grzebał coś przy drzwiach, które możliwe, że zepsuł, ale nie to było teraz istotne. 
-Nie moja wina, że był przeciąg.-tłumaczył się.-Zaraz to naprawię.-dodał.
-Nie chodzi mi o drzwi! Już prawie byśmy ich pogodzili!-dodałam. Tak przyznaję się. To była moja taka mała zagrywka. Wiedziałam, że Marco ma dzisiaj odwiedzić Roberta i to byłaby idealna okazja do pogodzenia tej dwójki. Oczywiście to, że mężczyźni weszli po cichu do domu to był tylko przypadek i ja musiałam to wykorzystać. Czysty przypadek i plan by się udał, a przynajmniej coś by się zadziałało. A teraz? Robert jak zwykle musi zrobić wejście smoka i nie dopilnować tych cholernych drzwi. Wiktoria się przeraziła tą sytuacją i zniknęła nam, a dodatkowo mogła się na mnie obrazić za podstęp. 
Jeśli chodzi o Marco siedzi w salonie na fotelu. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wcześniej była Wiki. Siedzi i myśli. Od jej wyjścia nie odezwał się. Postanowiłam pogadać z nim.
-Okej Marco?-zapytałam, a ona nawet na mnie nie spojrzał. Siedział i podpierał swoją brodę o rękę.-Marco?
-Ja dobrze zrozumiałem?-w końcu się odezwał i popatrzał na mnie. Miał w oczach takie płomyki nadziei.
-Zależy co zrozumiałeś.-uśmiechnęłam się.
-Powiedziała, że mnie kocha?-zupełnie jakby nie dowierzał.
-Tak.-uśmiechnęłam się.-Powiedziała tak.
-Co jeszcze mówiła?-zapytał, bo pewnie niewiele zrozumiał, prócz słów "kocham go". Może jednak nie wszystko jest stracone?
-Mówiła jeszcze, że bardzo chce byście się pogodzili, ale nie wie za bardzo jak to zacząć. Marco... Ona Cię kocha. Rozumiesz?
-Jesteście na dobrej drodze.-dodał mój mąż, który pojawił się już przy nas.
-Co mam teraz zrobić?-spytał bezradnie.
-Zadzwoń, napisz. Cokolwiek.
-A to ściągnięcie jej było podstępem?-dodał.
-Powiedźmy...-zaśmiałam się.-Przypadek i podstęp w jednym.-cieszyłam się ogromnie, że Marco w końcu zauważał, a nawet zrozumiał, że Wiki go kocha. Owszem. Trzeba było trochę poczekać, ale jak widać opłaciło się. Wierzę, że teraz będzie dobrze.
Chłopaki zasiedli w salonie, a ja w tym samym czasie zajęłam się sprzątaniem naczyń, które zostały po wizycie Wiktorii. Gdy skończyłam postanowiłam dosiąść się do chłopaków.
-Nie będę Wam przeszkadzać?-sądziłam, że odpowiedź będzie negatywna, ale i tak wolę się dopytać.
-Jasne, że nie.-zaprzeczył blondyn i dosiadłam się do swojego męża, który mnie objął.
-Mam nadzieję, że ja wkrótce będę mógł tak robić.-uśmiechnął się. Pierwszy raz od bardzo dawna Reus się uśmiecha.
-Będziesz zobaczysz.-odparł Robert, a po chwili dodał.-Tak w ogóle to jak idzie Ci z szukaniem mieszkania?
-Już znalazłem.-szybko odparł.
-Serio? Gdzie?-zdziwiliśmy się.
-Na Phoneix See.-odpowiedział.
-To nie czasem tam, gdzie mieszka Auba?-mój mąż coraz bardziej wypytywał Marco o szczegóły.
-Auba, Roman i Marcel z Robinem.-wymieniał.-Już załatwiłem wszystkie formalności i będę mógł wprowadzić się niedługo.
-Rozumiem, że jesteśmy pierwszymi zaproszeni na parapetówę?-a Robert jak zwykle musiał znaleźć pretekst do wypicia.
-Zobaczymy.-uśmiechnął się i nasza trójka zajęła się kolejnymi tematami rozmów.


*******
-Ale ze mnie kretynka!-wyzywałam się w myślach idąc powoli do domu. Najpierw mówię, że go kocham, a teraz uciekam! Pierwszy raz od bardzo dawna żałuję, że postąpiłam tak obojętnie z Marco, ale z drugiej strony... jak inaczej miałam postąpić. Rzucić się mu w ramiona i uciec na koniu o zachodzie słońca? No właśnie. Chociaż mogłam coś powiedzieć. Potwierdzić te słowa, które wypowiedziałam do Ani... W ogóle Lewandowską powinnam ochrzanić i w życiu się do niej nie odezwać. Jednak wiem, że chciała dobrze.
Idąc rozmyślałam, co powinnam zrobić. Wtedy naszła mnie jakaś ochota na wyrwanie się z tego miasta, albo chociaż od problemów. Jakaś impreza rzeczywiście dobrze by mi zrobiła, ale nie jutro tylko dzisiaj. Tylko, kto pójdzie ze mną środku tygodnia na dyskotekę? Wszyscy są zajęci.
-Auć!-syknęłam nagle bo poczułam jak wpadam na kogoś. By sprawdzić, kto to jest musiałam podnieść wysoko wzrok, bo ci dwaj mężczyźni byli dość wysocy.
-Wiktoria?-zdziwił się Marcel.
-Tak to ja.-potwierdziłam i ukazałam rząd moich zębów.
-Dawno się nie widzieliśmy-dodał wyższy. Szczerze to nie wiem, czy powinnam się cieszyć ze spotkania przyjaciół Marco. Wyjaśniając krótko, Marcela poznałam już dawno. Wtedy na imprezie, co wyjawiliśmy z Reusem, że jesteśmy razem. Natomiast Robina przy okazji jak byłam u piłkarza. Polubiłam ich. Bardzo sympatyczni, ale wiadomo, są jego przyjaciółmi, a ostatnio widziałam ich z jakiś miesiąc temu.
-Taaak.-przeciągnęłam.-Trochę minęło.-mimo mojej otwartości miałam jakiś problem z rozmowa z nimi. Wydawało mi się jakby patrzeli na mnie, jak na tę złą dziewczynę, która zniszczyła ich przyjaciela. Dobra, może trochę przesadzam. Jednak dziwnie mi się z nimi rozmawia, gdy ja i Marco teoretycznie nie jesteśmy razem.
-Gdzie się wybierasz?-dodał Kaul.
-W sumie to wracam chyba do domu.-odparłam markotnie.
-Stało się coś?-Marcel wszystko wyczuł i zaniepokoił się moim stanem. Nie miałam pojęcia, co wtedy odpowiedzieć. "Tak, Wszystko mi się wali.", czy "Nie. Jestem szczęśliwa i wydaję się wam.". Wiktoria szybko! Wymyśl coś! Choć tu od kombinowania jest Lewandowska...
-Po prostu taki dzień. Nie mam humoru, ale...-zawiesiłam się.
-Ale?-dopytali niemal równo.
-... ale mam ochotę po prostu rzucić wszystko!-podniosłam lekko głos i zaczęłam chodzić w kółko.-Wiem, że wiecie jak wygląda moja sytuacja z Marco. Chciałabym pogadać z nim, ale ja jestem już też zmęczona tymi wszystkimi problemami. Chciałabym odreagować, pobawić się, zapomnieć. Mam to gdzieś, że jest czwartek. Po prostu chce choć na chwilę oderwać.-powiedziałam w końcu komuś to wszystko, co leży mi na sercu. Poczułam się lepiej. Zauważyłam też, że przyjaciele Reusa popatrzeli po sobie, a potem na mnie.
-Mówisz, że masz ochotę na imprezę?-dopytał się Marcel, a ja kiwnęłam głową.
-Nawet nie wiesz jakie masz szczęście!-krzyknął Robin i rozłożył ręce. Ja nie bardzo rozumiałam, o co im chodzi, więc zrobiłam zastanawiającą minę.
-To znaczy??
-Właśnie dzisiaj w Cocainie jest taka mała imprezka. Chcieliśmy iść na nią z Marco, ale ma kontuzje, więc odpada.-wyjaśnił.
-Ale spadliśmy ci z nieba i oficjalnie zapraszamy ciebie.-uśmiechnęli się obaj.
-Nie, nie chce wam się narzucać.-zaprzeczyłam, ale z drugiej strony to była idealna okazja dla mnie.
-Daj spokój. Będzie świetnie.-dopowiedział ten niższy.
-Nie wiem czy to dobry pomysł...
-Nie marudź tylko mów, gdzie mamy po ciebie przyjechać wieczorem.-dodał szybko Robin. Nie wiedziałam dokładnie wtedy jaką podejmę decyzję. Z jednej strony chciałam się trochę pobawić, zapomnieć. Jednak z drugiej strony są to przyjaciele Marco i nie wiem czy to jest fair w stosunku do blondyna.
-To może inaczej.-powiedziałam.-To wy podajcie adres i ja do was przyjadę.-zaproponowałam taką wersję z kilku powodów, a jednym z nich jest to, że wiadomo kto koło mnie mieszka. Nie chcę by widział, że przyjeżdża do mnie Marcel albo Robin. Nie chcę by myślał, że zabieram mu przyjaciół.
Umówiłam się z chłopakami, że około 19 mam być pod ich domem oraz dodatkowo wymieniliśmy się numerami w razie "gdyby coś". Potem już tylko się pożegnaliśmy i poszliśmy w swoje strony.
Mimo, że czysto teoretycznie się zgodziłam, to dalej nie byłam pewna, że dobrze robię. Czuję się trochę źle w stosunku do Reusa, bo to są przecież jego przyjaciele i to on powinien wychodzić z nimi i się bawić do rana. Chociaż w sumie, gdzie jest napisane, że nie mogę wychodzić na imprezy? Taka zabawa dobrze mi zrobi i przecież nie mam zamiaru siedzieć do białego rana. Z dwie czy może ewentualnie trzy godzinki potańczę i się zmyję. Przecież jutro mam szkołę i nie powinnam opuszczać przed próbną maturą kolejnych zajęć.
Przed godziną 16 byłam już w domu. Powiadomiłam rodziców o moich dzisiejszych planach, ale ominęłam fakt z kim idę. Po prostu nie sądzę, że jest to takie ważne. Mama nie była do końca zadowolona, natomiast tata uważał, że zabawa dobrze mi zrobi. Uspokoiłam ich, że nie planuję siedzieć długo, a po za tym piątek jest wystarczająco luźnym dnie w szkole, więc nie mam nawet z czego się uczyć. Mimo niepewności postanowili w końcu nie mieszać się tak w moje życie i pozwolili na wyjście, ale woleli bym przyszła przed 12 ze względu właśnie na szkołę.
Zaraz potem poszłam do siebie do pokoju i spędziłam ten czas na odrabianiu lekcji przy lekkich przekąskach. Nie było zbyt dużo do zrobienia przy przedmiotach, więc po zaledwie pół godzinie, stałam przy szafie i szukałam odpowiedniego stroju. Cocaine nie jest zwykłym klubem. Jest najpopularniejszym w Dortmundzie i na pewno najdroższym. Musiałam wyglądać trochę inaczej niż na zwykłych imprezach. Gdy znalazłam odpowiednią kreację poszłam do łazienki i odpłynęłam podczas długiej kąpieli w wannie. Już wtedy bardzo się odstresowałam i zapomniałam o szarej rzeczywistości. Gdy wyszłam z wanny było dwadzieścia minut przed 18. Miałam jeszcze chwilkę, więc sięgnęłam po jakiś magazyn o modzie i zaczytałam się. Ocknęłam się gdy dochodziła już późna pora, więc szybko się zerwałam i ubrałam wszystko, co dla siebie przygotowałam. Wyciągnęłam jeszcze czarne szpilki, które idealnie pasowały do zestawu. Następnie udałam się do łazienki i zajęłam się makijażem, a włosy rozpuściłam. Przejrzałam się jeszcze szybko w lustrze i uznałam się za gotową. Zeszłam na dół, pożegnałam z rodzicami i ruszyłam swoim samochodem pod dom Marcela oraz tak na dobrą sprawę Robina, bo oboje mieszkają obok siebie. Zatrzymałam się przed odpowiednim apartamentem. Wysiadłam z samochodu i akurat natknęłam się na Kaula.
-O! Jesteś!-uśmiechnął się.-Świetnie wyglądasz.-skomplementował, a ja zaśmiałam się.
-Dzięki. To jak jedziemy moim czy...?
-Moim.-znikąd wyjawił się nagle Marcel.-Ja nie będę pił, a wy sobie nie pożałujcie.-wyjaśnił i zamachał pękiem kluczy.-No wsiadajcie!-rozkazał.
-Ja z przodu!-krzyknęliśmy oboje z brunetem, po czym się zaśmialiśmy i ruszyliśmy do auta. Oczywiście to ja siedziałam na przednim siedzeniu, ale obiecałam Robinowi, że w drodze powrotnej się zamienimy.
Po bardzo przyjemnej podróży, który minęła nam na rozmowach i lepszym poznaniu się. byliśmy już pod klubem, który mimo dnia pracy pękał w szwach. Stanęłam przed nim i zaczęłam się przyglądać budynkowi. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu...
________________________________________________________________
WITAM WSZYSTKICH PO PRZERWIE!

Tak, więc zapraszam na kolejny rozdział. Taki wydaje mi się przyjemny i lekki.
Egzaminy zakończone, a ja nawet zadowolona :)
A Wam jak poszło?
Sądzę, że teraz będę już wrzucała regularnie rozdziały, bo można trochę odetchnąć :)

Jak myślicie, jak potoczy się impreza?
Kto stoi za Wiktorią?
Czy Marco dowie się z kim imprezowali jego przyjaciele?

Kochane, mam dla Was propozycję :) 
Otóż w czasie tej przerwy napisałam ten rozdział i jeszcze kolejny, także mam w zapasie jeszcze jeden. Co wy na to jakbym kolejny rozdział wstawiła już jutro?  
Ale żebym to zrobiła to wy musicie bardzo się postarać i sprawić by jeszcze dzisiaj była dwucyfrowa liczba komentarzy :) 
Dacie radę? Wiem, że dacie! 
Także wy komentujecie, a ja dodaje rozdział już jutro! :) 

To trzymam kciuki ♥

ENJOY ♥

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 37


"PRZEPRASZAM SARAH'O"


Nagle poczułem, że dzwoni mi telefon, który wziąłem ze sobą w razie potrzeby. Przeprosiłem trenera i odebrałem. Dzwonił mój prawnik.
-Halo?
-Nie mam dobrych wiadomości...
-Dlaczego mnie to nie dziwi?-powiedziałem jakby do siebie.-Co tym razem?
-Sąd zgodził się na widzenie, ale tylko dzisiaj.
-No to chyba dobrze?-nie zrozumiałem za bardzo.
-Tak, ale za pół godziny powinieneś stawić się przed aresztem, a chyba masz trening.
-Cholera...-syknąłem. Wiedziałem, że ostatnio mam dużego pecha, ale choć na chwilę możne odpuścić.-A następna wizyta kiedy by była?
-Dopiero za kilka tygodni. Mam czekać?
-Tak. Postaram się coś wymyślić. Dzięki.-odparłem i rozłączyłem się. Stałem chwilę i myślałem jak mam postąpić.
W końcu, gdy nadarzyła się okazja spotkania z nią, to coś musi pójść nie  tak. Ostatnio naprawdę wszystko mi się wali. Związek, moja kariera piłkarska, wszystko. Dobrze, że przynajmniej przyjaciele są ze mną, bo gdybym i oni odeszli ode mnie to nie wiem czy zostałbym tu w Dortmundzie.
Rozmyślając o tym wszystkim, kompletnie zapomniałem, że ze mną jest trener. Dopiero jak przypomniał o sobie, zorientowałem się, że nie jestem sam.
-Stało się coś Marco?-powiedział z troską w głosie.
-Powiedźmy...-postanowiłem nie  kręcić i od razu przyznać się, że mam mały problem i może właśnie Klopp mi by w tym pomógł.
-No wyduś to z siebie.-zachęcał.
-Dzwonił mój prawnik i powiedział, że załatwił mi widzenie z Carolin w areszcie, ale problem jest w tym, że mogę się z nią zobaczyć tylko dziś i to za pół godziny, bo następne widzenie przewidziane dopiero za kilka tygodni.-wyjaśniłem, a straszy mężczyzna zaczął chwilę się zastanawiać. 
-Zależy Ci na wyjaśnieniach?-zapytał po chwili, a ja kiwnąłem twierdząco głową.
-Bardzo.-dopowiedziałem,
-Idź. Poradzimy sobie.-powiedział w końcu słowa, na które szczerze liczyłem. Zależało mi na tym. Zależało na spotkaniu, a dzięki trenerowi może uda mi się porozmawiać z dziewczyną. Chociaż było widać, że z trudnością się zgodził. Teraz, gdy mamy kryzys liczy się każdy dzień treningu mimo, że ostatnio mieliśmy komplet punktów, to nigdy nie wiadomo, co będzie później.
Podziękowałem trenerowi i obiecałem, że w ramach treningu wybiorę się na wieczorne bieganie. Ruszyłem do szatni przy czym tłumaczyłem chłopkom, że śpieszę się i zobaczymy się dopiero jutro. Nie miałem czasy na szczegóły ipo kilku minutach, przebrany byłem już obok samochodu, a następnie kierowałem się już do aresztu w Dortmundzie. 
W tamtym momencie na chwilę zapomniałem o tej całej chorej sytuacji, a właściwie o Wiktorii. Zapomniałem o tym, że między nami jest jak jest. Wtedy liczyło się tylko to, że coś w końcu mi się udało. Wiedziałem, że rozmowa będzie trudna, lecz byłem na to przygotowany. Może ta rozmowa mi pomoże w ponownej walce o serce Wiktorii? Bardzo chciałbym tego, bo coraz bardziej odczuwam brak dziewczyny. Jeszcze ta wcześniejsza rozłąka przez Caro i teraz ta... prawda. Nigdy nie mówiłem nikomu o tym, bo po prostu chciałem zapomnieć. Każdego dnia żałuję tego jaki byłem, ale mój charakter zmienił się pod wpływem jednej kobiety. Możliwe, że za bardzo to przeżyłem, bo bylem za wrażliwy. Jednak moje zachowania, co do tych kobiet były kompletnie nie na miejscu. Zachowywałem się jak zwykły cham i prostak. Ja chyba nie zasługuję na miłość. Nie zasługuję na Wiktorię. 
Nawet nie zauważyłem, a byłem już pod budynkiem więziennym. Po chwili spostrzegłem też mojego prawnika. Gdy zaparkowałem na parkingu i wyszedłem z samochodu, podszedłem od razu do adwokata. 
-Cześć. Jesteś jednak.-powiedział, jak byłem już bliżej. Po chwili wyciągnął pierwszy do mnie dłoń, a ja ją ścisnąłem w ramach ludzkiego przywitania. Mężczyzna jest niewiele starszy ode mnie, więc nie zwracam się do niego na "Pan", a po za tym znamy się trochę, więc nie ma takiej potrzeby nawet.
-Taa...-westchnąłem.-Klopp pozwolił mi urwać się z treningu. 
-Miło z jego strony.-skomentował zachowanie szkoleniowca, a po chwili zmienił temat.-Stresujesz się?
-Trochę tak. Nigdy nie byłem w więzieniu.-powiedziałem i ruszyliśmy w stronę budynku. 
-Jako, że jesteś tam pierwszy raz to dam Ci parę rad. 
-Liczę na to.-odpowiedziałem. 
Resztę drogi do odpowiedniego pomieszczenia spędziliśmy na rozmowach, a właściwie to na poradach od prawnika na temat jak to wszystko będzie wyglądać, czego mam się spodziewać po Carolin. Powiem szczerze, że trochę mnie to wszystko przeraziło. W sumie sam budynek mnie przeraził. Stare, obdarte ściany. Sceny jak z jakiegoś filmu. Zdecydowanie wolałem stadionowe korytarze. Przez drogę myślałem też, co powiem jak ją zobaczę. Układałem, a nawet jeszcze porządkowałem myśli. 
Nagle znalazłem się już przed odpowiednimi drzwi. Stałem z adwokatem i strażnikiem, który będzie stał za drzwiami w razie "gdyby coś". Adwokat poklepał mnie po plecach i zachęcił do naciśnięcia klamki. Postanowiłem wykonać polecenie i pchnąłem je, a moim oczom ukazała się ona. Siedziała na krześle. Ręce miała ułożone na kwadratowym stoliku. Patrzała się na nie jakby były najciekawszymi rzeczami na świecie. Włosy miała spięte w niedbałego koka, a ubrana w jakieś stare ciuchy. Wszedłem powoli i podchodziłem coraz bliżej dziewczyny. Ani drgnęła. Siedziała tak dalej, aż w końcu byłem blisko.
-Mogę?-spytałem cicho, mając na myśli krzesełko naprzeciwko niej. Nie odpowiedziała, ani nawet nie kiwnęłam głową. Po prostu siedziała w bezruchu. Tylko oddychała chicho i co jakiś czas mrugała swoimi powiekami. Mimo wszystko usiadłem obok niej i czekałem. Na co? Na jakieś pomysły jak zacząć rozmowę. Nie miałem pojęcia jak i czy w ogóle się powinienem odzywać. 
-Przepraszam.-postanowiłem zacząć od tego słowa. Blondynka w końcu się ruszyła i popatrzała na mnie.-Przepraszam, że skrzywdziłem Twoją siostrę. Na pewno nie zasługiwała na taki los. Byłem dupkiem i żałuję, a teraz cierpię. Dostałem karę, na którą zasłużyłem.-mówiłem cały czas mając wzrok skierowany, gdzieś w oddali. Gdy jednak skończyłem mówić spojrzałem na nią. -Wybacz mi, ale... dlaczego chciałaś zabić Wiktorię?-postanowiłem zacząć od pytania, które najbardziej mnie ciekawi.
-Chciałam byś cierpiał.-odpowiedziała po chwili. W jej głosie dało się wyczuć niesamowitą obojętność.-Wiedziałam, że kochasz ją i jest dla Ciebie ważna. Najpierw miałam zamiar Was po prostu rozdzielić. Wymyśliłam, więc zdradę. Wymyśliłam, bo naprawdę myślałam, że uda mi się Cię omotać. Jednak było mi ciągle mało. Ten facet, co mnie widziałeś kiedyś, to był właśnie Dimitrij. Możliwe, że go nie rozpoznałeś wtedy w domu. Spotkałam go przez przypadek i dowiedziałam się czym zajmuje się. Wtedy pojawiła się moja szansa i chciałam ją wykorzystać. 
-Ona nie zasłużyła na to.
-A moja siostra tak?!-podniosła lekko głos.-Nikt nie zasługuje na poniżenie i śmierć. Każdy zasługuje na życie, ale czasami trzeba karać ludzi. Czasami.
-Jak mnie znalazłaś i skąd wiedziałaś, że ja to ja?
-Zajęło mi to całe trzy lata. Szukałam śladów, jakiś wiadomości z tamtych dni, a gdy w końcu się udało, zostało mi tylko dostanie się do Twojego środowiska. Najpierw chciałam zdobyć pracę w Borussii, ale Kevin spadł mi z nieba. Spotkałam go przez przypadek, a on się zakochał. Musiałam to wykorzystać. Potem było już z górki. Czasami los mi pomógł, czasami wy sami, zazdrość Wiktorii, to że była wtedy sama w domu...-jak skończyła przez chwilę nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. To było okropne słuchać opowiadań, jak ktoś planuje śmierć na kimś innym, na Twoim bliskim. Teraz widzę jak Carolin była zdeterminowana by mnie ukarać. W tamtym momencie chciałem już wyjść. Nie miałem zamiaru siedzieć tu dłużej, ale dlaczego ja się dziwię. 
-Caro... ja naprawdę przepraszam. 
-Myślisz, że to wystarczy? Zwykłe słowo? Śmieszny jesteś Reus...-zakpiła. 
-Jest coś, w czym mogę Ci pomóc?-za wszelką cenę chciałem zrobić, coś dla niej. Pomóc jej, może jej rodzinie.
-Wiesz co Marco? Po prostu zniknij z mojego życia. -odpowiedziała. Zrozumiałem, że nie mogę liczyć na jej wybaczenie. 
-Jest coś jeszcze...
-Tylko szybko.
-Mogę wiedzieć, gdzie jest grób twojej siostry?-zapytałem, a blondynka popatrzała na mnie jak na wariata.
-Po co ci to?-oburzyła się zdenerwowana.
-Chciałbym pójść do niej.... Caro proszę. Obiecuję, że już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Proszę.-ostatnie słowo już wyszeptałem. Naprawdę mi zależało na tym. Naprawdę chciałem chociaż tak, chociaż w taki sposób spotkać się z Sarah. Carolin zastanawiała się długo. Zapewne miała ogromny dylemat. Liczę jednak, że mi zaufa,
-Ale obiecaj mi, że już nigdy się nie spotkamy.-postawiła ultimatum.
-Obiecuję.-dodałem, a po chwili dziewczyna podała mi gdzie dokładnie na cmentarzu leży jej siostra. Pożegnałem się z nią i po prostu wyszedłem. Jak to zrobiłem, to nie odzywałem się w sumie. Adwokat nie był chyba za bardzo zdziwiony, ale ja zwyczajnie dziwnie się czułem. Jakby pustkę. Nie mam pojęcia skąd się ona wzięła. Tak się zwyczajni stało. Zrobiło mi się jej szkoda mimo, że zaledwie kilka dni wcześniej nienawidziłem jej. Jednak na pewno nie usprawiedliwiam jej zachowania. Chciała zemsty, ale ona nigdy się nie opłaci. Choć kto wie... może jest pewną ulgą. Tylko, że Caro mogłaby zabić Wiktorię, a wtedy jej śmierć byłaby tylko przeze mnie.

Gdy w radiu rozbrzmiał głos mówiący, że za chwilę pojawią się wiadomości, akurat wjeżdżałem do Moechengladbach. Moje dawnego miejsca zamieszkania. Miejsca, o którym powinienem jak najszybciej zapomnieć.
Jechałem w ciszy i kompletnie skupiony na drodze. Zauważyłem przez okno, że chmury ciemnieją i zwiastują nadchodzący deszcz. Nie przejąłem się tym szczególnie. Po chwili zauważyłem już moje miejsce docelowe. Zaparkowałem na parkingu, na którym w sumie nie było zbyt wiele samochodów. Przeszedłem przez bramę i szedłem w głąb cmentarza. Mimo, że mieszkałem tu jakiś czas, to nigdy nie miałem, na szczęście, okazji znaleźć się w tym miejscu. Nienawidzę cmentarz, ale chyba każdy normalny człowiek nie lub tego miejsca. Zawsze czuje tutaj dziwną aurę. Przechodząc przez to miejsce po prostu wyciszasz się i zachowujesz poważniej.
Idąc, poczułem jak krople deszczu spadają na moje włosy. Nałożyłem, więc kaptur kurtki i ruszyłem dalej. W końcu znalazłem się przed grobem dziewczyny.Wyglądał na bardzo zadany. Znajdowało się na nim dużo kwiatów i zniczy oraz duży napis - Sarah Bakker. Głośno westchnąłem i przykucnąłem obok niego. Wyjąłem z kieszeni mały znicz i zapaliłem go, co do najprostszych czynności nie należało, przez wiejący wiatr i padający deszcz. Ponownie wróciłem do pozycji stojącej.
-Przepraszam Sarah'o.-wyszeptałem. W pobliżu nikogo nie było, więc nie musiałem się krępować i mogłem "porozmawiać" z nią.-To przeze mnie tu leżysz. To ja byłem tym dupkiem, co zostawił Cię. To ja byłem tym dupkiem, co zwyzywał Cię, wyśmiał i ośmieszył. To ja byłem tym dupkiem, co... co skazał Cię na śmierć. To przeze mnie zaczęłaś brać. Dziwne, wiem. Dziwne, że przychodzę dopiero  teraz, ale ja nie miałem pojęcia. Nie chciałem. Nie zrobiłem tego specjalnie, ale ja też zostałem przez kogoś ośmieszony, ale ja uciekałem od problemów w inny sposób. Przykro mi i żałuję, że nie miałem okazji Cię lepiej poznać. Miałaś całe życie przed sobą, a ja je zniszczyłem. Zniszczyłem też życie Twojej siostry, która chciała dobrze... Znaczy w pewnym sensie, ale chciała Ci pomóc. Tylko, że trochę inaczej. Zniszczyłem życie Waszej rodzinie. Przepraszam... Zrobił bym naprawdę wszystko, by cofnąć czas, ale zmieniłem się. Zmieniłem się ponownie przez dziewczynę, ale tym razem w pozytywny sposób. Obiecuję, że już nigdy nie skrzywdzę żadnej dziewczyny. Nie skrzywdzę już nikogo. Przepraszam... Wybacz mi...-dodałem i po prostu odszedłem. Deszcz zdecydowanie dodawał klimatu tej scenerii. Szedłem ze spuszczoną głową i nie zauważyłem nawet jak minąłem jakieś małżeństwo. Odruchowo odwróciłem się zobaczyłem, że Ci ludzie idą do tego samego grobu, co ja byłem. Kobieta płakała, a starszy mężczyzna ją przytulał. Pokręciłem głową z niedowierzaniem jakim jestem idiotą. Jakim jestem kretynem. Odszedłem do samochodu i pojechałem do Dortmundu.
W moim mieście padało już  całkiem poważnie. Podjechałem jeszcze do marketu, by kupić coś na kolację. Złożyło się, że tego dnia dużo ludzi prosiło mnie o zdjęcie czy autograf. Dzieci mówili mi dużo komplementów, a nawet skakali ze szczęścia. Ja za każdym razem musiałem stwarzać pozory, że jestem jaki jestem, ale tak naprawdę nie było. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułem się dziwnie przy robieniu zdjęć z kimś.
Około godziny 19 byłem już pod domem. Zaparkowałem auto pod domem i po prostu wszedłem do środka. Czułem się tu bardzo dziwnie. W ogóle panowała tu dziwna atmosfera. Dziwnie się czułem w tym domu, który już nie był moim domem. Zrozumiałem, że nie mogę tutaj zostać dłużej. Nie w tym miejscu.
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA KOLEJNY!

Tak wiem, że dodałam trochę późno, ale nie mam czasu na pisanie.
Teraz muszę zapierdzielać na wszystkich obrotach, ale to się poprawi po egzaminach. Prawdopodobnie nowy pojawi się dopiero za dwa tygodnie, ale to nie jest nic pewnego, bo może znajdę chwilkę czasu na napisanie kolejnego, bo mam już wszystko rozpisane. Po za tym będzie dużo przyjemniejszy, a takie pisze mi się dużo lepiej. Więc cierpliwości! :)

Co teraz się wydarzy?
O co chodzi Marco z domem i gdzie chce odejść?
Jak z Wiktorią i czy w końcu się pogodzą?

Mam nadzieję, że dacie radę napisać pod rozdziałem trochę komentarzy, bo ostatnio jest ich coraz mniej ;) Nie mówię, że MUSICIE, ale fajnie by było jakbym znała Wasze opinie, bo u mnie z weną coraz gorzej. No chyba, że opowiadanie coraz mniej się Wam podoba i coraz gorzej pisze. Ale wtedy to tez napiszcie!
Dziękuję już za każdy komentarz i życzę powodzenia w szkole i na egzaminach (piszę już w razie jakbym nie dodała rozdziału już) ! 

ENJOY ♥ 

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 36



"TY JESTEŚ WAŻNIEJSZA"


Stał przede mną. Miał obojętny wyraz twarzy. Nie wyrażał nic. Podobnie do mnie. Sama byłam neutralna. Oboje staliśmy przed sobą i patrzeliśmy nawzajem w oczy. 
-Wiktoria... proszę. Wróć do mnie.-wyszeptał oraz wyciągnął przed siebie swoją dłoń. Starłam i patrzałam się na nią. Czy nie wiedziałam co mam zrobić? Wiedziałam od początku. Zaczęłam się po prostu oddalać od niego. Byłam coraz dalej, a Marco stał tak samo, z wyciągniętą ręką. Po chwili już go nie było i mnie też.

Wtedy obudziłam się z krzykiem. Po raz kolejny jednej nocy. Nie sypiam teraz za dobrze, jeżeli w ogóle to robię. Mam koszmary, ale nie tylko o tym i przez to co działo się w domu, ale i też przez Marco. To właśnie o nim mam najczęściej sny. O tym, że jesteśmy razem, prosi mnie o przebaczenie, a ja go zostawiam.
Nawet nie umiem opisać, co teraz czuję. Jestem zła na niego, ale i też się brzydzę nim. Tym co robił i jaki był. Myślałam, że sobie ufamy, a on nie powiedział mi tego jaki był. Wiedziałam, że nie należał do świętych osób, ale nie to, że był takim draniem.
Moje uczucie do niego stoi pod znakiem zapytania. Naprawdę nie potrafię na niego spojrzeć. Nie mogę. Czuję wstręt i obrzydzenie jego osobą. Najlepsze pytanie jest to, co ja w ogóle chcę. Nie wiem. Chyba świętego spokoju, bo co dzieje się z moim życiem, to chyba jeden wielki żart. Nie byłam idealna. Robiłam błędy, ale żeby mnie aż tak karać? Naprawdę sobie na to zasłużyłam?
Wracając jeszcze szybko do Marco, to jak obiecał mi przyszedł do mnie. Znaczy chciał, ale poprosiłam rodziców by nikogo nie wpuszczali. Nie powiedziałam im też całej prawdy. Wiedzą tylko, że napadli na mnie jacyś przypadkowi przestępcy. Na moje szczęście nie znają dziewczyny Kevina. Nie chcę im o tym opowiadać, bo samo wspomnienie jest dla mnie trudne. Chciałabym jak najszybciej zapomnieć o... no właśnie... O Marco? Nie wiem. Mam cholerny mętlik w głowie i nie wiem, co mam zrobić. Sama w sobie mam teraz coś w rodzaju uprzedzenia do niego, które nie pozwala mi się do niego zbliżyć. Moje zaufanie do jego osoby jest już teraz zerowe. W głowie mam jakąś psychiczną blokadę, która nie pozwala mi się do niego nawet zbliżyć czy popatrzeć. Po prostu. Tak z dnia na dzień straciłam go.
Z tego co mi jeszcze wiadomo to Ania i Mario zostali powiadomieni o tej całej spawie. Nie wiem, kto wie coś jeszcze, ale dzisiaj mogę spodziewać się odwiedzin karateczki i Mario, albo nawet tej dwójki wraz ze swoimi partnerami jednocześnie.
Po przerwanym śnie siedziałam na łóżku i głośno oddychałam. Miałam lekko zaszklone oczy od łez. Po raz kolejny jednej nocy budziłam się z wrzaskiem i za każdym razem ktoś po chwili był w moim pokoju. Nie myliłam się, bo po kilku minutach zza drzwi wyłonił się półprzytomny Kuba. Przecierał po ciemku oczy i powoli podchodził do mnie. Wcześniej była przy mnie mama, albo był tato.
-Wracaj do łóżka..-powiedziałam cicho.-Nie wstaniesz do szkoły.
-Nie obchodzi mnie to.-odparł i usiadł obok mnie.-Ty jesteś ważniejsza.-wypowiedział te słowa i po prostu mnie przytulił. Wtuliłam się w niego i cichutko szlochałam. Jestem ogromnie wdzięczna losowi, że mam takiego, a nie innego brata. Od zawsze mogłam na niego liczyć, ale nie może przecież się mną zajmować. Nie jestem dzieckiem i powinnam o siebie zadbać. No właśnie powinnam, a czy potrafię?
Nagle po chwili w pokoju zjawiła się mama. Była w szlafroku i wyglądała jakby raczej nie spała dzisiaj. Było mi głupi, że przeze mnie większość domowników się nie wyśpi.
-Kuba idź jeszcze choć na chwilkę spać.-poradziła, gdy była już obok. Brat posłuchał jej, choć nie wyglądał na zadowolonego, albo po prostu taki miał wyraz twarzy przez to jaką mamy godzinę.
Gdy wyszedł, wtedy mama dosiadła się bliżej i lekko mnie objęła. Ja natomiast siedziałam z podkulonymi pod brodę nogami i dalej delikatnie szlochałam.
-Nie potrzebnie skaczecie obok mnie wszyscy.-skomentowałam zachowanie rodziny.
-To nasz obowiązek.-powiedziała cicho.-Po za tym i tak nie idę dzisiaj do pracy i zostanę z Tobą.
-Ale ja przecież mogę iść do szkoły.-broniłam się, bo i tak już strasznie dużo w tym roku opuściłam zajęć. Nie chce mieć zaległości, ale w sumie i tak nie nadawałabym się dzisiaj do niczego.
-Daj spokój. Zadzwonię później do Pana Lukasa i wszystko mu wyjaśnię.-oznajmiła i po chwili nastała chwila ciszy, w której nie czułam się jakoś źle. Nawet odpowiadało mi to. Polubiłam ostatnio ten stan, gdzie jesteś tylko ty i swoje myśli. Ja na szczęście nauczyłam się wyłączać całkowicie i nie myślę o niczym.-Wszystko będzie dobrze. Musisz tylko złożyć zeznania z jakiś czas. Nawet na rozprawę nie będziesz musiała iść.-mama jako prawniczka zna się na tych wszystkich procedurach, co na pewno mi w jakimś stopniu pomogło. Jednak z jej pierwszym zdaniem się nie zgodzę, bo nie będzie dobrze. Nie teraz, gdy tak cierpię.
-Nie mamo. Nie będzie dobrze. Tu nawet nie chodzi o to, co zdarzyło się w sobotę...
-A o co?-dopytała się.
-Nie chcę o tym mówić...-udolnie chciałam się pozbyć tej delikatnej wścibskości mamy.
-Ktoś Ci coś zrobił?-wyraźnie się zaniepokoiła.
-Nie.-uspokoiłam ją od razu.-Tu nawet nie chodzi o mnie.
-Marco?-bardziej oznajmiła niż spytała. Ja wtedy kiwnęłam głową, a rodzicielka  przytuliła mnie mocnej do siebie.-Wszystko się ułoży, a teraz nie myśl o tym tylko się połóż i spróbuj zasnąć.-poradziła.
-A ty?-spojrzałam na nią, bo powoli już wstawała i udawała się do wyjścia.
-Ja już raczej nie zasnę, więc idę do kuchni, napiję się kawy i zobaczę...-uśmiechnęła się na koniec.-Śpij...-dodała i już zniknęła za drzwiami. Przyznałam wtedy w myślach rację mamie i postanowiłam spróbować zasnąć. Przymknęłam oczy, ale za każdym razem jak to robiłam wyobrażałam sobie siostrę Caro, mam czasem takie myśli, że może blondynka dobrze postąpiła z tą zemstą. Zaczęłam jej współczuć, ale dochodziło do mnie, że takie kroki jakie chciała podjąć w niczym by jej nie pomogły. Dopiero doszło do mnie jak ona musiała być zdeterminowana by zemścić się na Reusie. To wszystko jest jak jakiś film akcji.
Z takimi myślami udało mi się jednak zasnąć.

Zaczęłam się powoli przebudzać. Zobaczyłam, że na dworze jest widno. Powinien być już ranek. Na szczęście obok miałam telefon i mogłam szybko sprawdzić, która jest godzina. Okazało się jednak, że ranek już dawno minął i jest już 12.38. Podniosłam się lekko by wstać i udać się na dół, ale jak tylko to zrobiłam od razu zrezygnowałam. Nie miałam w sobie żadnej siły, ani motywacji. Ponownie położyłam się i przyglądałam lampie na suficie. Wydawała się bardzo ciekawa.
Nie mam pojęcia ile zleciało mi czasu, ale nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Wtedy się przeraziłam i poważnie wystraszyłam. Bałam się, że to Marco przyszedł. To nie było zwykłe przerażenie sytuacją, ale coś zupełnie innego. Zaczęły trząść mi się ręce i dodatkowo nawet pocić. Bałam się jego widoku i osoby.
Usłyszałam jak mama z kimś rozmawia, a po chwili kroki, które kierowały się na górę. Wtedy moje przerażenie sięgnęło zenitu. Drzwi od pokoju się otworzyły, a w nich stanęli... Mario i Ann. Odetchnęłam z ulgą. Ucieszyłam się na ich widok i lekko uśmiechnęłam. Jak tylko zobaczyli, że nie śpię podeszli do mnie bliżej i po prostu mocno przytulili. Walczyłam wtedy sama ze sobą, by nie rozpłakać się przypadkiem. Nie wiem czemu, ale nie chciałam tego robić teraz. Możliwe, że dlatego, bo mam dość jak inni użalają i litują się nade mną. Nie lubię takich sytuacji.
-Jak się czujesz skarbie?-zapytała modelka jak przestaliśmy okazywać sobie już uczucia.
-Lepiej...-westchnęłam.-Wybaczcie, że zastajecie mnie w takiej sytuacji, ale nie spałam całą noc praktycznie.-wyjaśniłam.
-Przestań się tłumaczyć.-oburzył się Mario. Przez moment rozmawialiśmy o niczym ważnym. Starałam się zająć ich czymś innym. Wszystkim byle by nie wracać do tej cholernej nocy i do tej całej sprawy związanej z Marco.
-Wiki...-zaczął Mario.-Mogę się coś Ciebie spytać?-powiedział delikatnie.
-Po co się pytasz jak i tak to zrobisz?-spojrzałam na niego i podniosłam lekko do góry brwi.
-Chodzi o to jak się czujesz w związku z tą całą sytuacją? Pytam, bo nie wiemy z Ann jak Ci pomóc.
-Czuję się tak jak wyglądam.-oznajmiłam.-Mario, ja nie chcę żadnej pomocy, bo i tak nawet nie pomożecie mi. Wszystko się spieprzyło...
-Nie mów tak.-złapał mnie za dłonie, ale szybko się mu wyrwałam.-Marco bardzo żałuje. Pamiętaj, że to tylko przeszłość.
-Chcesz powiedzieć, że popierasz, to co robił kiedyś?-krzyknęłam podenerwowana słowami Gotze.
-Nie, ale przeszłość to tylko jakiś odcinek jego życia. Teraz liczy się dzisiaj. Liczy się to, że Cię kocha i na pewno...
-Mario przestań!-przerwałam mu za nim skończył.-Powinieneś i tak ode mnie dostać za to, że wiedziałeś jaki był. Wiem, że wiedziałeś. Po drugie mam tak po prostu to zaakceptować, że zaliczał laski po kolei i na drugi dzień je zostawiał? Pomyśl! Brzydzę się nim, mam go dość, nie chcę go widzieć na oczy!
-Ale...
-Dość.-syknęła Ann, która była już widocznie podirytowana zachowaniem swojego chłopaka i jednocześnie przyszłego ojca swojego dziecka. Niemka popatrzała wtedy na mnie i uśmiechnęła się serdecznie oraz wyciągnęła z torebki zdjęcie USG. Byłam jej wdzięczna, bo zaczęłyśmy rozmawiać o dzieciach i tych wszystkich kobiecych sprawach. Dzięki niej choć na chwilę zapomniałam o wszystkim innym. Przesłała mi też pozdrowienia od Ani, która nie mogła dzisiaj przyjść, bo jest na kolejnych badaniach, których z dnia na dzień ma ich coraz więcej.
Po jakimś czasie Mario zaproponował, że on uda się na trening, a Ann zostanie ze mną. Takie wyjście bardzo mi odpowiadało, bo towarzystwo dziewczyny na pewno dobrze mi zrobi.
Gdy przyjaciela już nie było, a my dalej siedziałyśmy na łóżku i rozmawiałyśmy o dzieciach, modelka na chwilę przerwała i powiedziała:
-Może nie powinnam pytać, ale powiedź mi jedno - kochasz go jeszcze, czy już przekreśliłaś?-zapytała mnie delikatnie.
-Kocham.-odparłam po krótkiej przerwie.-Ale i też przekreśliłam.


*******
Szedłem żółto - czarnymi korytarzami ze spuszczoną głową. Na ramieniu wisiała moja torba treningowa, ale jakoś nie miałem energii do piłki. W sumie od feralnej soboty nie mam ochoty na nic. Zdałem sobie sprawę jak bardzo jestem beznadziejny. Wiem jaki byłem. Raniłem bardzo dużo dziewczyn i mam nadzieję, że Sarah jest jedyną, która straciła przeze mnie życie. Żałuję i to bardzo. Żałuję też, że nie powiedziałem Wiktorii całej prawdy, ale nigdy nie było jakiejś specjalnej okazji, ale i też bałem się. Bałem się, że znienawidzi mnie. Teraz to, że ją odzyskam jest mało prawdopodobne. Mało brakowało, a przez moją głupotę Caro zabiłaby ją. Jestem kretynem i nie zasługuje na taką dziewczynę jaką jest Polka. Nie zasługuje na nic, co mam.
Wszedłem do szatni, gdzie było już parę osób, co mnie zdziwiło, bo trening powinien być już za 20 minut. Dodatkowo nikt nie był przebrany. Koledzy z drużyny nie wyglądali za szczęśliwych. Praktycznie wszyscy wiedzieli o napadzie, lecz tylko niektórzy o całej historii. Tymi osobami byli Robert, Kuba, Łukasz, Mats oraz Mario i też oczywiście Kevin. Nie wiem czy teraz reszta spostrzega mnie jakoś inaczej, czy jestem dalej taki sam dla nich. W sumie nie zdziwiło by mnie jakby nie chcieli takiej osoby jak jak w zespole.
-Siema.-przywitałem się.-Gdzie wszyscy?
-Trening przesunięto o godzinę później i Ci co jeszcze nie przyjechali zostali.-wyjaśnił nasz kapitan.
Pokiwałem tylko twierdząco głową, że rozumiem i usiadłem na ławce. Przez chwilę siedzieliśmy tak, ale w końcu postanowiłem przebrać się wyjść na boisko. Sam. Tam miałem możliwości pomyślenia, ale o czym ja mam myśleć? Mam wypominać sobie dalej jak wielkim jestem idiotą? Jak jestem bezduszny? Jak ciągle krzywdzę innych? To już staje się zbyt monotonne, bo zdaję sobie z tego rację. Gdy bylem już gotowy, wyjaśniłem kumplom, że idę na boisko. Odezwali się tylko, że usłyszeli, a ja po prostu opuściłem szatnię.
Jak znajdowałem się na korytarzu, usłyszałem wołanie. Był to Mario. Wiedziałem, że dzisiaj był u Wiktorii. W duchu prosiłem, żeby niósł mi jakieś dobre informacje. Że jest lepiej, przynajmniej z jej zdrowiem. Nie chodzi już tutaj o mnie, ale o Wiki.
-Jak ona się trzyma?-zapytałem od razu jak przyjaciel był przy mnie.
-Lepiej.-westchnął.-Ann z nią została i zajęła się. Nie myśli już o tym tylko skupiła się na dziecku.
-To dobrze.-odparłem i popatrzałem na swoje nogi. Chciałem zapytać jeszcze, czy wspominała coś o mnie, ale bałem się, że odpowiedź będzie negatywna, albo czy zwyzywała mnie od najgorszych.-A... jak... jeśli chodzi o... mnie?
-Na pewno chcesz wiedzieć?-upewnił się, a ja niepewnie pokiwałem głową.-Będę szczery... ona ma do Ciebie jakieś uprzedzenie. Mam wrażenie nawet jakby się bała. Nie będę mówił lepiej słów jakimi Cię określiła.-wyjaśnił, a ja tylko podrapałem się z bezradności po karku.
-Już nigdy jej nie odzyskam...-odpowiedziałem. Mario nie odpowiedział, co znaczyło, że zgadza się, ze mną. Po prostu odszedłem od niego i udałem się na murawę. Po drodze wstąpiłem do magazynu po piłki, które później ustawiłem przed bramką i zacząłem w nią kopać. Nic do końca nie wychodziło mi. Wściekałem się, a gdy po raz kolejny piłka poleciała ponad poprzeczkę wkurzyłem się i kolejne futbolówki wylądowały na trybunach.
-Ja pierdolę!-krzyknąłem na całe gardło, gdzie późniejsze echo roznosiło się jeszcze po stadionie przez jakiś czas. Zmarnowany opadłem na murawę i leżałem. Mógłbym nawet spędzić tak cały dzisiejszy dzień. Dzień? Kilka dni.
-Marco?-usłyszałem nagle swoje imię. Wstałem, a moim oczom ukazał się trener. Stał blisko linii bocznej i obserwował mnie. Zacząłem się kierować w jego stronę powoli. Wiedziałem, że czeka mnie teraz rozmowa z drugim ojcem.-Co ty tu robisz? Przecież trening jest przesunięty. Nikt Ci nie powiedział?-wyjaśnił swoje zdziwienie jak byłem już wystarczająco blisko.
-Powiedzieli, ale chciałem pobyć trochę sam z... boiskiem.
-Coś nie bardzo Ci dzisiaj idzie?-słusznie zauważył.
-Nic mi trenerze nie idzie. Życie zawodowe jak i prywatne.-objaśniłem.
-Dziewczyna?-słusznie zauważył i zaśmiał się lekko.
-Skąd?-zdziwiłem się.
-Oj chłopaki. Już tylu Was miałem, że da się niektóre rzeczy zauważyć od razu.-mówił uśmiechnięty. Trenerowi można powiedzieć wszystko i zaufać. Dlatego postanowiłem opowiedzieć mu wszystko, nie omijając faktów z mojej przeszłości. Słuchał, nie przerywał, kiwał głową. Gdy skończyłem nie mówił przez jakiś czas. Bałem się, że może mnie naprawdę wyrzucić z klubu.
-Kochasz ją?-zapytał.
-Bardzo.-odpowiedziałem.
-A ona?
-Nie wiem. Mario mówił, że chyba nawet się mnie boi. Boże... ja ją poważnie straciłem.
-Przestań się załamywać.-poklepał mnie po plecach.-Nie wiesz dokładnie w jakiej pozycji stoisz. Możliwe, że się boi, ale to tylko chwilowe. Po jakimś czasie uspokoi się i wtedy zadziałasz. To może być długi proces. Zaczniesz od zwykłej rozmowy, potem od dowiedzenia się na czym stoicie. Na odzyskanie zaufania potrzeba czasu, więc jedyne czego Ci potrzeba to cierpliwości. Pamiętaj jednak, że jest taka możliwość, że jednak ta sytuacja i wrażenia były silniejsze. Czasami trzeba umieć się z czymś pogodzić, by żyć dalej. Na razie pogódź się z czasem, bo go potrzebujesz. Będę trzymał za Was kciuki. Co najważniejsze nie załamuj się.
-Tak bardzo chciałbym móc już ją przytulić. Brakuje mi jej.
-Wiktoria też na pewno cierpi. Musicie przede wszystkim przetrwać początek, a potem będzie już z górki.-uśmiechnął się, a potem jego optymizm przelał się w małym stopniu na mnie.
Nagle poczułem, że dzwoni mi telefon, który wziąłem ze sobą w razie potrzeby. Przeprosiłem trenera i odebrałem. Dzwonił mój prawnik.
-Halo?
-Nie mam dobrych wiadomości...
________________________________________________________________
SPÓŹNIONY 36 ROZDZIAŁ :)

Wybaczcie, że dodaje tak późno, ale ostatnio naprawdę nie mam na nic czasu :/
Egzaminy, wybór szkoły, jeszcze teraz mam problemy z matematyką :(
Czy tylko u mnie jest już czasami tak źle, że mam ochotę wszystko rzucić?

Pierwszą część rozdziału pisałam pod przymusem. Nie miałam weny, ani ochoty. Dopiero dzisiaj dostałam jakiegoś kopa, więc mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział się podoba ;)

Czy to już koniec miłości?
Co stanie się z Wiktorią i Marco?
Co może chcieć prawnik od Marco? Ma kłopoty?

Przypominam, że jeżeli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego aska :)


Zachęcam wszystkich do komentowania, bo to bardzo motywuje, a ostatnio nie mam jakiejkolwiek siły do pisania. Nie chodzi, że nie mam dla kogo pisać, bo wiem, że jesteście! Dziękuję już teraz za każde miłe słowo :) 

Do następnego! 

ENJOY ♥