'JA DOBRZE ZROZUMIAŁEM?"
*******
"Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie, jak przeżyć."
~Jonathan Carroll
Dopiero teraz widzę jak bardzo jeden cytat potrafi odzwierciedlić moje życie. Minęło kolejne kilka dni, a w moim i w życiu innych wiele się zmieniło, ale z drugiej ciągle jest to samo, co było.
Może najpierw zacznę od Marco, u którego nie dzieje się za najlepiej. Na ostatnim sobotnim meczu doznał kolejnej już poważniej kontuzji, która wykluczyła go na dobre z rundy jesiennej. Nie widziałam samego meczu, ale Ania i Ann oraz czasem Mario opowiadają mi więcej o nim niż o swoim własnym życiu. Dowiedziałam się też kolejnej ciekawej sprawy. Otóż Marco planuje przeprowadzkę do innego mieszkania. Oficjalnego powodu nie znam, ale łatwo się domyślić dlaczego. Wiadomo, że oznacza to dla mnie praktycznie jego całkowity brak. To jest, zawsze była szansa na spotkanie go pod domem. Teraz ta szansa już zniknęła. Jednak czy ja się tym naprawdę tak przejmuję?
No właśnie. Ostatnio coraz więcej zaczynam myśleć o tym wszystkim. Coraz bardziej zastanawiam się nad rozmową z nim. W końcu minęło już sporo czasu, ale naprawdę nie jest to dla mnie łatwe. Szczególnie teraz jak dość dawno go nie widziałam. Twarzą w twarz to było właśnie w tą feralną sobotę. Tu chodzi też o moja dziwną psychikę, bo to nie jest tak, że nie próbowałam do niego chociażby napisać. Próbowałam, a kończyło się kolejnymi litrami łez. Staram się z tym walczyć, ale za każdym razem włącza mi się obraz tego Marco, przez którego życie straciła niewinna dziewczyna.
Natomiast jeśli chodzi o Carolin i Dimitrija to rozprawa odbyła się kilka dni temu. Nie byłam na niej, bo za dużo by mnie to kosztowało. Złożyłam tylko wcześniej zeznania, a mama, która była wtedy jednocześnie moim prawnikiem, występowała w moim imieniu. Caro dostała 5 lat, a Rosjanin 2 w zawieszeniu, bo składałam wyjaśnienia na jego korzyść. Z tego, co wiem chyba wyjechał z Niemiec do swojej ojczyzny.
Natomiast jeśli chodzi o Carolin i Dimitrija to rozprawa odbyła się kilka dni temu. Nie byłam na niej, bo za dużo by mnie to kosztowało. Złożyłam tylko wcześniej zeznania, a mama, która była wtedy jednocześnie moim prawnikiem, występowała w moim imieniu. Caro dostała 5 lat, a Rosjanin 2 w zawieszeniu, bo składałam wyjaśnienia na jego korzyść. Z tego, co wiem chyba wyjechał z Niemiec do swojej ojczyzny.
Teraz aktualnie siedzę u Ani na herbacie. Przyszłam do przyjaciółki w sumie zaraz po szkole, bez posiadania jakichkolwiek planów na resztę dnia. Siedziałyśmy same w salonie i popijałyśmy ciepłe napoje. Roberta oczywiście nie było, bo był na treningu. Pozwalało to nam na swobodną rozmowę. Plotkowałyśmy jak gdyby nigdy nic. Jak by było wszystko okej, a ja nie mam masy problemów.
-... ale lekarze mówią, że wszystko jest w porządku i powinnam w ciągu kolejnych miesięcy powrócić do pełni zdrowa.-mówiła wracając z kuchni z jej własnoręcznie robionym ciastem.-Proszę, częstujemy się.-postawiła właśnie wypiek na stolik. Z chęcią sięgnęłam po kawałek ciasta i z całą pewnością stwierdziłam, że jest niesamowicie dobre, ale to nic dziwnego, bo Anka jest prawdziwą mistrzynią w kuchni.
-Dobra Wiki, ale dość o mnie.-ocknęła się nagle Lewandowska.-Jak zwykle się rozgadałam. Opowiadaj lepiej co u ciebie?
-Kiedy u mnie nic się nie dzieje.-uśmiechnęłam się niewinnie.
-No nie udawaj.-pogroziła i jednocześnie popiła łyk herbaty.
-Nie udaję.-zaśmiałam się lekko, ale postanowiłam jednak się otworzyć.-Chodzę do szkoły, gdzie lada chwila będę zdawała maturę. Nic specjalnego.-powtórzyłam uśmiech.
-Wiki.-powiedziała w stylu "nie to miałam na myśli".-Dobrze wiesz o co mi chodziło...
-Co mam Ci powiedzieć? Że nie widziałam go od kilku tygodni, ani nawet nie zamieniłam słówka?-powiedziałam po chwili.
-Mówiłam, że się przeprowadza?-upewniła się.
-Mówiłaś. Ale nie powiedziałaś powodu. No chyba, że to oczywiste...
-Robert wspominał tylko coś o tym, że źle się czuje w swoim domu. Tu nie chodzi o Ciebie.
-Ciekawe dlaczego źle się czuje?-powiedziałam.
-Wiktoria...-zaczęła się do mnie przybliżać i usiadła już obok. Złapała za rękę, a ja walczyłam by ponownie się nie rozpłakać, ale Lewa chyba wyczuła moje zamiary, bo po chwili dodała.-Nie walcz ze łzami. Jeśli musisz płacz.
-Skąd wiedziałaś?-uśmiechnęłam się i wytarłam samotną łzę, która już spływała mi z policzka.
-Wiktoria...-zaczęła się do mnie przybliżać i usiadła już obok. Złapała za rękę, a ja walczyłam by ponownie się nie rozpłakać, ale Lewa chyba wyczuła moje zamiary, bo po chwili dodała.-Nie walcz ze łzami. Jeśli musisz płacz.
-Skąd wiedziałaś?-uśmiechnęłam się i wytarłam samotną łzę, która już spływała mi z policzka.
-Znam cię już trochę.-odparła i przytuliła mnie. Nie wiem, co bym bez niej zrobiła. Z dnia na dzień Ania jest dla mnie coraz bliższą osobą mimo, że już dawno uważam ją za najlepszą przyjaciółkę. Traktuję ją jak siostrę i cieszę się, że jest przy mnie taka osoba. Nie chcę też tutaj oczywiście pominąć Mario i Ann. Ta trójka niesamowitych osób pokazała mi jak ważna jest przyjaźń. To dzięki nim się teraz w miarę trzymam psychicznie i fizycznie. Uwielbiam spędzać z nimi czas i wiem, że nie zostawią mnie w najczarniejszych chwilach.-Wiki... mogę cię o coś spytać?-zapytała, a ja kiwnęłam głową.-Ja wiem, że dla ciebie to wszystko jest bardzo trudne i za wiele się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku tygodni jak na ciebie, ale nie uważasz, że trzeba już ruszyć dalej?-popatrzała na mnie i uniosła jedną brew do góry.
-Idę ciągle do przodu, ale powoli.-zaprzeczyłam.
-Nie Wiki. Nie idziesz do przodu. Ciągle stoisz w miejscu. Tobie się wydaję, że coś robisz, ale tak na prawdę w twoim życiu jest tak samo jak na początku tych wszystkich problemów. Ciągle jesteś osobno z Marco i ciągle za nim tęsknisz, ale nic nie robisz.-wyjaśniła, a ja spuściłam głowę. Ania ma rację, ale to nie jest moja wina, że jakaś wewnętrzna siła zabrania mi się otwarcia przed piłkarzem.
-Wiem, ale ja nie wiem dlaczego boję się. Ciągle jak pomyślę o nim to widzę tę dziewczynę. Mam jakąś blokadę w sobie. Nie umiem tego wyjaśnić.
-Nie karzę ci od razu do niego wrócić, ale zrób mały krok do przodu. Zobacz się z nim w końcu przez chwilę.-poradziła.
-A co jak znowu się wycofam, albo po prostu spanikuję. Nie umiem. Myślisz, że nie próbowałam do niego napisać czy zadzwonić? To jest dla mnie trudne.-dodałam i rozpłakałam się.-Myślałam, że jestem silna, a nie jestem.-dodałam, a przyjaciółka już mnie tuliła.
-Jesteś silna. Po prostu przeszłaś już wiele.-pocieszała mnie.
-Rozklejam się przy każdej wzmiance o nim. To jest chore. Nie jestem normalna...-wyzywałam samą siebie, bo to jest też bardzo ciężkie dla mnie. To wydaje się takie proste, ale ja się zwyczajnie boje, chociaż sama nie wiem czego. Bardzo chciałabym go ponownie zobaczyć na żywo, porozmawiać, przytulić, a nawet już pocałować, ale musiałabym się odważyć zrobić jakiś pierwszy krok. Tylko kiedy nadarzy się jakaś okazja?
-Wiktoria popatrz na mnie.-rozkazała, a ja wykonałam jej polecenie.-Jesteś silną osobą. Nie raz udowodniłaś mi, że potrafisz zawalczyć o swoje. Czasami jednak człowiek ma już dość wszystkiego. Masz dość problemów. Moja dobra rada brzmi: zrób coś, co cię odstresuje. Nie chodzi mi o posłuchanie muzyki, czy jakąś kąpiel. Zrób, coś co na chwilę da ci się oderwać od rzeczywistości i problemów, a potem działaj.
-Może masz racje...-westchnęłam.
-Ja zawsze mam.-zaśmiała się.-Uwierz mi gdybym była w pełni sił poszłybyśmy na imprezę, ale zawsze jest Ann, albo Mario czy inne dziewczyny. Zagadaj z nimi i umów się jutro, bo jest jest piątek. A i jeszcze jedno...
-Tak?-zapytałam i wyczekiwałam kolejnej porady od Lewandowskiej.
-Kochasz go?-usłyszałam i przez chwilę się zawiesiłam. Prawda była taka, że oczywiście. Pragnę bardzo tego byśmy w końcu doszli do porozumienia, ale jak wspominałam wcześniej - to nie jest takie proste.
-Tak Aniu. Kocham Marco i to bardzo. Bardzo chciałabym byśmy się pogodzili, ale nie mam pojęcia jak to wszystko zacząć. Może masz rację z tą impreza. Może powinnam odreagować? Cholernie mi na nim zależy i ...-mówiłam, aż nagle usłyszałam głośny trzask drzwiami, a potem polskie przekleństwo. Odruchowo się odwróciłam i zamarłam. Zauważyłam trochę nieogarniętego Roberta, który kręcił się przy drzwiach i jego. Reus stał nieruchomo i patrzał się na mnie jak na jakiś obraz. Najwyraźniej musiał zrozumieć chociaż część z tego, co powiedziałam, a w każdym bądź razie, że go kocham, bo takie słowa zdążył się nauczyć dzięki mnie i reszty Polaków. Nie bardzo wiedziałam, wtedy jak mam się zachować. Ze zdziwioną miną po raz pierwszy od bardzo dawna patrzałam się w jego oczy, które przecież tak bardzo uwielbiam. Dopiero teraz dostrzegłam, że blondyn ma na swojej nodze usztywniacz i kulę przy ręku. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, gdy się w końcu ogarnęłam. Na początku nie wiedziałam jak mam się zachować, ale uznałam, że najlepiej będzie jak po prostu sobie już pójdę.
-To ja się już będę zbierać.-oznajmiłam przyjaciółce i chłopakom.
-Nie Wiktoria! Czekaj!-Lewandowska chciała mnie powstrzymać, ale jestem nieugięta.
-Dzięki za miło spędzony czas. Fajnie też to wykombinowałaś, ale...-nie dokończyłam, bo w sumie nie wiedziałam, co mam dodać. Racja jest taka, że Anna jak zwykle ma rację i ma plan, który nie koniecznie poszedł po jej myśli. Zwyczajnie minęłam żonę piłkarza, a potem Marco. Dalej patrzał się na mnie i obserwował każdy ruch. Podeszłam do wieszaka i ubrałam szybko kurtkę. Chwyciłam za torebkę, gdy nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Tą osobą był oczywiście Marco. Chwycił mnie za dłoń i długo trzymał. Patrzeliśmy sobie w oczy. Nie mówiliśmy nic. To nie było potrzebne. Po kilku chwilkach, uwolniłam się z uścisku.
-Muszę już iść. Pa.-dodałam i po prostu opuściłam dom Lewandowskich, wymijając wcześniej Lewego..
-Nie Wiki. Nie idziesz do przodu. Ciągle stoisz w miejscu. Tobie się wydaję, że coś robisz, ale tak na prawdę w twoim życiu jest tak samo jak na początku tych wszystkich problemów. Ciągle jesteś osobno z Marco i ciągle za nim tęsknisz, ale nic nie robisz.-wyjaśniła, a ja spuściłam głowę. Ania ma rację, ale to nie jest moja wina, że jakaś wewnętrzna siła zabrania mi się otwarcia przed piłkarzem.
-Wiem, ale ja nie wiem dlaczego boję się. Ciągle jak pomyślę o nim to widzę tę dziewczynę. Mam jakąś blokadę w sobie. Nie umiem tego wyjaśnić.
-Nie karzę ci od razu do niego wrócić, ale zrób mały krok do przodu. Zobacz się z nim w końcu przez chwilę.-poradziła.
-A co jak znowu się wycofam, albo po prostu spanikuję. Nie umiem. Myślisz, że nie próbowałam do niego napisać czy zadzwonić? To jest dla mnie trudne.-dodałam i rozpłakałam się.-Myślałam, że jestem silna, a nie jestem.-dodałam, a przyjaciółka już mnie tuliła.
-Jesteś silna. Po prostu przeszłaś już wiele.-pocieszała mnie.
-Rozklejam się przy każdej wzmiance o nim. To jest chore. Nie jestem normalna...-wyzywałam samą siebie, bo to jest też bardzo ciężkie dla mnie. To wydaje się takie proste, ale ja się zwyczajnie boje, chociaż sama nie wiem czego. Bardzo chciałabym go ponownie zobaczyć na żywo, porozmawiać, przytulić, a nawet już pocałować, ale musiałabym się odważyć zrobić jakiś pierwszy krok. Tylko kiedy nadarzy się jakaś okazja?
-Wiktoria popatrz na mnie.-rozkazała, a ja wykonałam jej polecenie.-Jesteś silną osobą. Nie raz udowodniłaś mi, że potrafisz zawalczyć o swoje. Czasami jednak człowiek ma już dość wszystkiego. Masz dość problemów. Moja dobra rada brzmi: zrób coś, co cię odstresuje. Nie chodzi mi o posłuchanie muzyki, czy jakąś kąpiel. Zrób, coś co na chwilę da ci się oderwać od rzeczywistości i problemów, a potem działaj.
-Może masz racje...-westchnęłam.
-Ja zawsze mam.-zaśmiała się.-Uwierz mi gdybym była w pełni sił poszłybyśmy na imprezę, ale zawsze jest Ann, albo Mario czy inne dziewczyny. Zagadaj z nimi i umów się jutro, bo jest jest piątek. A i jeszcze jedno...
-Tak?-zapytałam i wyczekiwałam kolejnej porady od Lewandowskiej.
-Kochasz go?-usłyszałam i przez chwilę się zawiesiłam. Prawda była taka, że oczywiście. Pragnę bardzo tego byśmy w końcu doszli do porozumienia, ale jak wspominałam wcześniej - to nie jest takie proste.
-Tak Aniu. Kocham Marco i to bardzo. Bardzo chciałabym byśmy się pogodzili, ale nie mam pojęcia jak to wszystko zacząć. Może masz rację z tą impreza. Może powinnam odreagować? Cholernie mi na nim zależy i ...-mówiłam, aż nagle usłyszałam głośny trzask drzwiami, a potem polskie przekleństwo. Odruchowo się odwróciłam i zamarłam. Zauważyłam trochę nieogarniętego Roberta, który kręcił się przy drzwiach i jego. Reus stał nieruchomo i patrzał się na mnie jak na jakiś obraz. Najwyraźniej musiał zrozumieć chociaż część z tego, co powiedziałam, a w każdym bądź razie, że go kocham, bo takie słowa zdążył się nauczyć dzięki mnie i reszty Polaków. Nie bardzo wiedziałam, wtedy jak mam się zachować. Ze zdziwioną miną po raz pierwszy od bardzo dawna patrzałam się w jego oczy, które przecież tak bardzo uwielbiam. Dopiero teraz dostrzegłam, że blondyn ma na swojej nodze usztywniacz i kulę przy ręku. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, gdy się w końcu ogarnęłam. Na początku nie wiedziałam jak mam się zachować, ale uznałam, że najlepiej będzie jak po prostu sobie już pójdę.
-To ja się już będę zbierać.-oznajmiłam przyjaciółce i chłopakom.
-Nie Wiktoria! Czekaj!-Lewandowska chciała mnie powstrzymać, ale jestem nieugięta.
-Dzięki za miło spędzony czas. Fajnie też to wykombinowałaś, ale...-nie dokończyłam, bo w sumie nie wiedziałam, co mam dodać. Racja jest taka, że Anna jak zwykle ma rację i ma plan, który nie koniecznie poszedł po jej myśli. Zwyczajnie minęłam żonę piłkarza, a potem Marco. Dalej patrzał się na mnie i obserwował każdy ruch. Podeszłam do wieszaka i ubrałam szybko kurtkę. Chwyciłam za torebkę, gdy nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Tą osobą był oczywiście Marco. Chwycił mnie za dłoń i długo trzymał. Patrzeliśmy sobie w oczy. Nie mówiliśmy nic. To nie było potrzebne. Po kilku chwilkach, uwolniłam się z uścisku.
-Muszę już iść. Pa.-dodałam i po prostu opuściłam dom Lewandowskich, wymijając wcześniej Lewego..
*******
-Robert ty naprawdę musisz być taką łamagą!?-mówiłam oburzona do swojego męża, który grzebał coś przy drzwiach, które możliwe, że zepsuł, ale nie to było teraz istotne.
-Nie moja wina, że był przeciąg.-tłumaczył się.-Zaraz to naprawię.-dodał.
-Nie chodzi mi o drzwi! Już prawie byśmy ich pogodzili!-dodałam. Tak przyznaję się. To była moja taka mała zagrywka. Wiedziałam, że Marco ma dzisiaj odwiedzić Roberta i to byłaby idealna okazja do pogodzenia tej dwójki. Oczywiście to, że mężczyźni weszli po cichu do domu to był tylko przypadek i ja musiałam to wykorzystać. Czysty przypadek i plan by się udał, a przynajmniej coś by się zadziałało. A teraz? Robert jak zwykle musi zrobić wejście smoka i nie dopilnować tych cholernych drzwi. Wiktoria się przeraziła tą sytuacją i zniknęła nam, a dodatkowo mogła się na mnie obrazić za podstęp.
Jeśli chodzi o Marco siedzi w salonie na fotelu. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wcześniej była Wiki. Siedzi i myśli. Od jej wyjścia nie odezwał się. Postanowiłam pogadać z nim.
-Okej Marco?-zapytałam, a ona nawet na mnie nie spojrzał. Siedział i podpierał swoją brodę o rękę.-Marco?
-Ja dobrze zrozumiałem?-w końcu się odezwał i popatrzał na mnie. Miał w oczach takie płomyki nadziei.
-Zależy co zrozumiałeś.-uśmiechnęłam się.
-Powiedziała, że mnie kocha?-zupełnie jakby nie dowierzał.
-Tak.-uśmiechnęłam się.-Powiedziała tak.
-Co jeszcze mówiła?-zapytał, bo pewnie niewiele zrozumiał, prócz słów "kocham go". Może jednak nie wszystko jest stracone?
-Mówiła jeszcze, że bardzo chce byście się pogodzili, ale nie wie za bardzo jak to zacząć. Marco... Ona Cię kocha. Rozumiesz?
-Jesteście na dobrej drodze.-dodał mój mąż, który pojawił się już przy nas.
-Co mam teraz zrobić?-spytał bezradnie.
-Zadzwoń, napisz. Cokolwiek.
-A to ściągnięcie jej było podstępem?-dodał.
-Powiedźmy...-zaśmiałam się.-Przypadek i podstęp w jednym.-cieszyłam się ogromnie, że Marco w końcu zauważał, a nawet zrozumiał, że Wiki go kocha. Owszem. Trzeba było trochę poczekać, ale jak widać opłaciło się. Wierzę, że teraz będzie dobrze.
Chłopaki zasiedli w salonie, a ja w tym samym czasie zajęłam się sprzątaniem naczyń, które zostały po wizycie Wiktorii. Gdy skończyłam postanowiłam dosiąść się do chłopaków.
-Nie będę Wam przeszkadzać?-sądziłam, że odpowiedź będzie negatywna, ale i tak wolę się dopytać.
-Jasne, że nie.-zaprzeczył blondyn i dosiadłam się do swojego męża, który mnie objął.
-Mam nadzieję, że ja wkrótce będę mógł tak robić.-uśmiechnął się. Pierwszy raz od bardzo dawna Reus się uśmiecha.
-Będziesz zobaczysz.-odparł Robert, a po chwili dodał.-Tak w ogóle to jak idzie Ci z szukaniem mieszkania?
-Już znalazłem.-szybko odparł.
-Serio? Gdzie?-zdziwiliśmy się.
-Na Phoneix See.-odpowiedział.
-To nie czasem tam, gdzie mieszka Auba?-mój mąż coraz bardziej wypytywał Marco o szczegóły.
-Auba, Roman i Marcel z Robinem.-wymieniał.-Już załatwiłem wszystkie formalności i będę mógł wprowadzić się niedługo.
-Rozumiem, że jesteśmy pierwszymi zaproszeni na parapetówę?-a Robert jak zwykle musiał znaleźć pretekst do wypicia.
-Zobaczymy.-uśmiechnął się i nasza trójka zajęła się kolejnymi tematami rozmów.
-Nie wiem czy to dobry pomysł...
-Okej Marco?-zapytałam, a ona nawet na mnie nie spojrzał. Siedział i podpierał swoją brodę o rękę.-Marco?
-Ja dobrze zrozumiałem?-w końcu się odezwał i popatrzał na mnie. Miał w oczach takie płomyki nadziei.
-Zależy co zrozumiałeś.-uśmiechnęłam się.
-Powiedziała, że mnie kocha?-zupełnie jakby nie dowierzał.
-Tak.-uśmiechnęłam się.-Powiedziała tak.
-Co jeszcze mówiła?-zapytał, bo pewnie niewiele zrozumiał, prócz słów "kocham go". Może jednak nie wszystko jest stracone?
-Mówiła jeszcze, że bardzo chce byście się pogodzili, ale nie wie za bardzo jak to zacząć. Marco... Ona Cię kocha. Rozumiesz?
-Jesteście na dobrej drodze.-dodał mój mąż, który pojawił się już przy nas.
-Co mam teraz zrobić?-spytał bezradnie.
-Zadzwoń, napisz. Cokolwiek.
-A to ściągnięcie jej było podstępem?-dodał.
-Powiedźmy...-zaśmiałam się.-Przypadek i podstęp w jednym.-cieszyłam się ogromnie, że Marco w końcu zauważał, a nawet zrozumiał, że Wiki go kocha. Owszem. Trzeba było trochę poczekać, ale jak widać opłaciło się. Wierzę, że teraz będzie dobrze.
Chłopaki zasiedli w salonie, a ja w tym samym czasie zajęłam się sprzątaniem naczyń, które zostały po wizycie Wiktorii. Gdy skończyłam postanowiłam dosiąść się do chłopaków.
-Nie będę Wam przeszkadzać?-sądziłam, że odpowiedź będzie negatywna, ale i tak wolę się dopytać.
-Jasne, że nie.-zaprzeczył blondyn i dosiadłam się do swojego męża, który mnie objął.
-Mam nadzieję, że ja wkrótce będę mógł tak robić.-uśmiechnął się. Pierwszy raz od bardzo dawna Reus się uśmiecha.
-Będziesz zobaczysz.-odparł Robert, a po chwili dodał.-Tak w ogóle to jak idzie Ci z szukaniem mieszkania?
-Już znalazłem.-szybko odparł.
-Serio? Gdzie?-zdziwiliśmy się.
-Na Phoneix See.-odpowiedział.
-To nie czasem tam, gdzie mieszka Auba?-mój mąż coraz bardziej wypytywał Marco o szczegóły.
-Auba, Roman i Marcel z Robinem.-wymieniał.-Już załatwiłem wszystkie formalności i będę mógł wprowadzić się niedługo.
-Rozumiem, że jesteśmy pierwszymi zaproszeni na parapetówę?-a Robert jak zwykle musiał znaleźć pretekst do wypicia.
-Zobaczymy.-uśmiechnął się i nasza trójka zajęła się kolejnymi tematami rozmów.
*******
-Ale ze mnie kretynka!-wyzywałam się w myślach idąc powoli do domu. Najpierw mówię, że go kocham, a teraz uciekam! Pierwszy raz od bardzo dawna żałuję, że postąpiłam tak obojętnie z Marco, ale z drugiej strony... jak inaczej miałam postąpić. Rzucić się mu w ramiona i uciec na koniu o zachodzie słońca? No właśnie. Chociaż mogłam coś powiedzieć. Potwierdzić te słowa, które wypowiedziałam do Ani... W ogóle Lewandowską powinnam ochrzanić i w życiu się do niej nie odezwać. Jednak wiem, że chciała dobrze.
Idąc rozmyślałam, co powinnam zrobić. Wtedy naszła mnie jakaś ochota na wyrwanie się z tego miasta, albo chociaż od problemów. Jakaś impreza rzeczywiście dobrze by mi zrobiła, ale nie jutro tylko dzisiaj. Tylko, kto pójdzie ze mną środku tygodnia na dyskotekę? Wszyscy są zajęci.
-Auć!-syknęłam nagle bo poczułam jak wpadam na kogoś. By sprawdzić, kto to jest musiałam podnieść wysoko wzrok, bo ci dwaj mężczyźni byli dość wysocy.
-Wiktoria?-zdziwił się Marcel.
-Tak to ja.-potwierdziłam i ukazałam rząd moich zębów.
-Dawno się nie widzieliśmy-dodał wyższy. Szczerze to nie wiem, czy powinnam się cieszyć ze spotkania przyjaciół Marco. Wyjaśniając krótko, Marcela poznałam już dawno. Wtedy na imprezie, co wyjawiliśmy z Reusem, że jesteśmy razem. Natomiast Robina przy okazji jak byłam u piłkarza. Polubiłam ich. Bardzo sympatyczni, ale wiadomo, są jego przyjaciółmi, a ostatnio widziałam ich z jakiś miesiąc temu.
-Taaak.-przeciągnęłam.-Trochę minęło.-mimo mojej otwartości miałam jakiś problem z rozmowa z nimi. Wydawało mi się jakby patrzeli na mnie, jak na tę złą dziewczynę, która zniszczyła ich przyjaciela. Dobra, może trochę przesadzam. Jednak dziwnie mi się z nimi rozmawia, gdy ja i Marco teoretycznie nie jesteśmy razem.
-Gdzie się wybierasz?-dodał Kaul.
-W sumie to wracam chyba do domu.-odparłam markotnie.
-Stało się coś?-Marcel wszystko wyczuł i zaniepokoił się moim stanem. Nie miałam pojęcia, co wtedy odpowiedzieć. "Tak, Wszystko mi się wali.", czy "Nie. Jestem szczęśliwa i wydaję się wam.". Wiktoria szybko! Wymyśl coś! Choć tu od kombinowania jest Lewandowska...
-Po prostu taki dzień. Nie mam humoru, ale...-zawiesiłam się.
-Ale?-dopytali niemal równo.
-... ale mam ochotę po prostu rzucić wszystko!-podniosłam lekko głos i zaczęłam chodzić w kółko.-Wiem, że wiecie jak wygląda moja sytuacja z Marco. Chciałabym pogadać z nim, ale ja jestem już też zmęczona tymi wszystkimi problemami. Chciałabym odreagować, pobawić się, zapomnieć. Mam to gdzieś, że jest czwartek. Po prostu chce choć na chwilę oderwać.-powiedziałam w końcu komuś to wszystko, co leży mi na sercu. Poczułam się lepiej. Zauważyłam też, że przyjaciele Reusa popatrzeli po sobie, a potem na mnie.
-Mówisz, że masz ochotę na imprezę?-dopytał się Marcel, a ja kiwnęłam głową.
-Nawet nie wiesz jakie masz szczęście!-krzyknął Robin i rozłożył ręce. Ja nie bardzo rozumiałam, o co im chodzi, więc zrobiłam zastanawiającą minę.
-To znaczy??
-Właśnie dzisiaj w Cocainie jest taka mała imprezka. Chcieliśmy iść na nią z Marco, ale ma kontuzje, więc odpada.-wyjaśnił.
-Ale spadliśmy ci z nieba i oficjalnie zapraszamy ciebie.-uśmiechnęli się obaj.
-Nie, nie chce wam się narzucać.-zaprzeczyłam, ale z drugiej strony to była idealna okazja dla mnie.
-Daj spokój. Będzie świetnie.-dopowiedział ten niższy.Idąc rozmyślałam, co powinnam zrobić. Wtedy naszła mnie jakaś ochota na wyrwanie się z tego miasta, albo chociaż od problemów. Jakaś impreza rzeczywiście dobrze by mi zrobiła, ale nie jutro tylko dzisiaj. Tylko, kto pójdzie ze mną środku tygodnia na dyskotekę? Wszyscy są zajęci.
-Auć!-syknęłam nagle bo poczułam jak wpadam na kogoś. By sprawdzić, kto to jest musiałam podnieść wysoko wzrok, bo ci dwaj mężczyźni byli dość wysocy.
-Wiktoria?-zdziwił się Marcel.
-Tak to ja.-potwierdziłam i ukazałam rząd moich zębów.
-Dawno się nie widzieliśmy-dodał wyższy. Szczerze to nie wiem, czy powinnam się cieszyć ze spotkania przyjaciół Marco. Wyjaśniając krótko, Marcela poznałam już dawno. Wtedy na imprezie, co wyjawiliśmy z Reusem, że jesteśmy razem. Natomiast Robina przy okazji jak byłam u piłkarza. Polubiłam ich. Bardzo sympatyczni, ale wiadomo, są jego przyjaciółmi, a ostatnio widziałam ich z jakiś miesiąc temu.
-Taaak.-przeciągnęłam.-Trochę minęło.-mimo mojej otwartości miałam jakiś problem z rozmowa z nimi. Wydawało mi się jakby patrzeli na mnie, jak na tę złą dziewczynę, która zniszczyła ich przyjaciela. Dobra, może trochę przesadzam. Jednak dziwnie mi się z nimi rozmawia, gdy ja i Marco teoretycznie nie jesteśmy razem.
-Gdzie się wybierasz?-dodał Kaul.
-W sumie to wracam chyba do domu.-odparłam markotnie.
-Stało się coś?-Marcel wszystko wyczuł i zaniepokoił się moim stanem. Nie miałam pojęcia, co wtedy odpowiedzieć. "Tak, Wszystko mi się wali.", czy "Nie. Jestem szczęśliwa i wydaję się wam.". Wiktoria szybko! Wymyśl coś! Choć tu od kombinowania jest Lewandowska...
-Po prostu taki dzień. Nie mam humoru, ale...-zawiesiłam się.
-Ale?-dopytali niemal równo.
-... ale mam ochotę po prostu rzucić wszystko!-podniosłam lekko głos i zaczęłam chodzić w kółko.-Wiem, że wiecie jak wygląda moja sytuacja z Marco. Chciałabym pogadać z nim, ale ja jestem już też zmęczona tymi wszystkimi problemami. Chciałabym odreagować, pobawić się, zapomnieć. Mam to gdzieś, że jest czwartek. Po prostu chce choć na chwilę oderwać.-powiedziałam w końcu komuś to wszystko, co leży mi na sercu. Poczułam się lepiej. Zauważyłam też, że przyjaciele Reusa popatrzeli po sobie, a potem na mnie.
-Mówisz, że masz ochotę na imprezę?-dopytał się Marcel, a ja kiwnęłam głową.
-Nawet nie wiesz jakie masz szczęście!-krzyknął Robin i rozłożył ręce. Ja nie bardzo rozumiałam, o co im chodzi, więc zrobiłam zastanawiającą minę.
-To znaczy??
-Właśnie dzisiaj w Cocainie jest taka mała imprezka. Chcieliśmy iść na nią z Marco, ale ma kontuzje, więc odpada.-wyjaśnił.
-Ale spadliśmy ci z nieba i oficjalnie zapraszamy ciebie.-uśmiechnęli się obaj.
-Nie, nie chce wam się narzucać.-zaprzeczyłam, ale z drugiej strony to była idealna okazja dla mnie.
-Nie wiem czy to dobry pomysł...
-Nie marudź tylko mów, gdzie mamy po ciebie przyjechać wieczorem.-dodał szybko Robin. Nie wiedziałam dokładnie wtedy jaką podejmę decyzję. Z jednej strony chciałam się trochę pobawić, zapomnieć. Jednak z drugiej strony są to przyjaciele Marco i nie wiem czy to jest fair w stosunku do blondyna.
-To może inaczej.-powiedziałam.-To wy podajcie adres i ja do was przyjadę.-zaproponowałam taką wersję z kilku powodów, a jednym z nich jest to, że wiadomo kto koło mnie mieszka. Nie chcę by widział, że przyjeżdża do mnie Marcel albo Robin. Nie chcę by myślał, że zabieram mu przyjaciół.
Umówiłam się z chłopakami, że około 19 mam być pod ich domem oraz dodatkowo wymieniliśmy się numerami w razie "gdyby coś". Potem już tylko się pożegnaliśmy i poszliśmy w swoje strony.
Mimo, że czysto teoretycznie się zgodziłam, to dalej nie byłam pewna, że dobrze robię. Czuję się trochę źle w stosunku do Reusa, bo to są przecież jego przyjaciele i to on powinien wychodzić z nimi i się bawić do rana. Chociaż w sumie, gdzie jest napisane, że nie mogę wychodzić na imprezy? Taka zabawa dobrze mi zrobi i przecież nie mam zamiaru siedzieć do białego rana. Z dwie czy może ewentualnie trzy godzinki potańczę i się zmyję. Przecież jutro mam szkołę i nie powinnam opuszczać przed próbną maturą kolejnych zajęć.
Przed godziną 16 byłam już w domu. Powiadomiłam rodziców o moich dzisiejszych planach, ale ominęłam fakt z kim idę. Po prostu nie sądzę, że jest to takie ważne. Mama nie była do końca zadowolona, natomiast tata uważał, że zabawa dobrze mi zrobi. Uspokoiłam ich, że nie planuję siedzieć długo, a po za tym piątek jest wystarczająco luźnym dnie w szkole, więc nie mam nawet z czego się uczyć. Mimo niepewności postanowili w końcu nie mieszać się tak w moje życie i pozwolili na wyjście, ale woleli bym przyszła przed 12 ze względu właśnie na szkołę.
Zaraz potem poszłam do siebie do pokoju i spędziłam ten czas na odrabianiu lekcji przy lekkich przekąskach. Nie było zbyt dużo do zrobienia przy przedmiotach, więc po zaledwie pół godzinie, stałam przy szafie i szukałam odpowiedniego stroju. Cocaine nie jest zwykłym klubem. Jest najpopularniejszym w Dortmundzie i na pewno najdroższym. Musiałam wyglądać trochę inaczej niż na zwykłych imprezach. Gdy znalazłam odpowiednią kreację poszłam do łazienki i odpłynęłam podczas długiej kąpieli w wannie. Już wtedy bardzo się odstresowałam i zapomniałam o szarej rzeczywistości. Gdy wyszłam z wanny było dwadzieścia minut przed 18. Miałam jeszcze chwilkę, więc sięgnęłam po jakiś magazyn o modzie i zaczytałam się. Ocknęłam się gdy dochodziła już późna pora, więc szybko się zerwałam i ubrałam wszystko, co dla siebie przygotowałam. Wyciągnęłam jeszcze czarne szpilki, które idealnie pasowały do zestawu. Następnie udałam się do łazienki i zajęłam się makijażem, a włosy rozpuściłam. Przejrzałam się jeszcze szybko w lustrze i uznałam się za gotową. Zeszłam na dół, pożegnałam z rodzicami i ruszyłam swoim samochodem pod dom Marcela oraz tak na dobrą sprawę Robina, bo oboje mieszkają obok siebie. Zatrzymałam się przed odpowiednim apartamentem. Wysiadłam z samochodu i akurat natknęłam się na Kaula.
-O! Jesteś!-uśmiechnął się.-Świetnie wyglądasz.-skomplementował, a ja zaśmiałam się.
-Dzięki. To jak jedziemy moim czy...?
-Moim.-znikąd wyjawił się nagle Marcel.-Ja nie będę pił, a wy sobie nie pożałujcie.-wyjaśnił i zamachał pękiem kluczy.-No wsiadajcie!-rozkazał.
-Ja z przodu!-krzyknęliśmy oboje z brunetem, po czym się zaśmialiśmy i ruszyliśmy do auta. Oczywiście to ja siedziałam na przednim siedzeniu, ale obiecałam Robinowi, że w drodze powrotnej się zamienimy.
Po bardzo przyjemnej podróży, który minęła nam na rozmowach i lepszym poznaniu się. byliśmy już pod klubem, który mimo dnia pracy pękał w szwach. Stanęłam przed nim i zaczęłam się przyglądać budynkowi. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu...
________________________________________________________________
WITAM WSZYSTKICH PO PRZERWIE!
Tak, więc zapraszam na kolejny rozdział. Taki wydaje mi się przyjemny i lekki.
Egzaminy zakończone, a ja nawet zadowolona :)
A Wam jak poszło?
Sądzę, że teraz będę już wrzucała regularnie rozdziały, bo można trochę odetchnąć :)
Jak myślicie, jak potoczy się impreza?
Kto stoi za Wiktorią?
Czy Marco dowie się z kim imprezowali jego przyjaciele?
-To może inaczej.-powiedziałam.-To wy podajcie adres i ja do was przyjadę.-zaproponowałam taką wersję z kilku powodów, a jednym z nich jest to, że wiadomo kto koło mnie mieszka. Nie chcę by widział, że przyjeżdża do mnie Marcel albo Robin. Nie chcę by myślał, że zabieram mu przyjaciół.
Umówiłam się z chłopakami, że około 19 mam być pod ich domem oraz dodatkowo wymieniliśmy się numerami w razie "gdyby coś". Potem już tylko się pożegnaliśmy i poszliśmy w swoje strony.
Mimo, że czysto teoretycznie się zgodziłam, to dalej nie byłam pewna, że dobrze robię. Czuję się trochę źle w stosunku do Reusa, bo to są przecież jego przyjaciele i to on powinien wychodzić z nimi i się bawić do rana. Chociaż w sumie, gdzie jest napisane, że nie mogę wychodzić na imprezy? Taka zabawa dobrze mi zrobi i przecież nie mam zamiaru siedzieć do białego rana. Z dwie czy może ewentualnie trzy godzinki potańczę i się zmyję. Przecież jutro mam szkołę i nie powinnam opuszczać przed próbną maturą kolejnych zajęć.
Przed godziną 16 byłam już w domu. Powiadomiłam rodziców o moich dzisiejszych planach, ale ominęłam fakt z kim idę. Po prostu nie sądzę, że jest to takie ważne. Mama nie była do końca zadowolona, natomiast tata uważał, że zabawa dobrze mi zrobi. Uspokoiłam ich, że nie planuję siedzieć długo, a po za tym piątek jest wystarczająco luźnym dnie w szkole, więc nie mam nawet z czego się uczyć. Mimo niepewności postanowili w końcu nie mieszać się tak w moje życie i pozwolili na wyjście, ale woleli bym przyszła przed 12 ze względu właśnie na szkołę.
Zaraz potem poszłam do siebie do pokoju i spędziłam ten czas na odrabianiu lekcji przy lekkich przekąskach. Nie było zbyt dużo do zrobienia przy przedmiotach, więc po zaledwie pół godzinie, stałam przy szafie i szukałam odpowiedniego stroju. Cocaine nie jest zwykłym klubem. Jest najpopularniejszym w Dortmundzie i na pewno najdroższym. Musiałam wyglądać trochę inaczej niż na zwykłych imprezach. Gdy znalazłam odpowiednią kreację poszłam do łazienki i odpłynęłam podczas długiej kąpieli w wannie. Już wtedy bardzo się odstresowałam i zapomniałam o szarej rzeczywistości. Gdy wyszłam z wanny było dwadzieścia minut przed 18. Miałam jeszcze chwilkę, więc sięgnęłam po jakiś magazyn o modzie i zaczytałam się. Ocknęłam się gdy dochodziła już późna pora, więc szybko się zerwałam i ubrałam wszystko, co dla siebie przygotowałam. Wyciągnęłam jeszcze czarne szpilki, które idealnie pasowały do zestawu. Następnie udałam się do łazienki i zajęłam się makijażem, a włosy rozpuściłam. Przejrzałam się jeszcze szybko w lustrze i uznałam się za gotową. Zeszłam na dół, pożegnałam z rodzicami i ruszyłam swoim samochodem pod dom Marcela oraz tak na dobrą sprawę Robina, bo oboje mieszkają obok siebie. Zatrzymałam się przed odpowiednim apartamentem. Wysiadłam z samochodu i akurat natknęłam się na Kaula.
-O! Jesteś!-uśmiechnął się.-Świetnie wyglądasz.-skomplementował, a ja zaśmiałam się.
-Dzięki. To jak jedziemy moim czy...?
-Moim.-znikąd wyjawił się nagle Marcel.-Ja nie będę pił, a wy sobie nie pożałujcie.-wyjaśnił i zamachał pękiem kluczy.-No wsiadajcie!-rozkazał.
-Ja z przodu!-krzyknęliśmy oboje z brunetem, po czym się zaśmialiśmy i ruszyliśmy do auta. Oczywiście to ja siedziałam na przednim siedzeniu, ale obiecałam Robinowi, że w drodze powrotnej się zamienimy.
Po bardzo przyjemnej podróży, który minęła nam na rozmowach i lepszym poznaniu się. byliśmy już pod klubem, który mimo dnia pracy pękał w szwach. Stanęłam przed nim i zaczęłam się przyglądać budynkowi. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu...
________________________________________________________________
WITAM WSZYSTKICH PO PRZERWIE!
Tak, więc zapraszam na kolejny rozdział. Taki wydaje mi się przyjemny i lekki.
Egzaminy zakończone, a ja nawet zadowolona :)
A Wam jak poszło?
Sądzę, że teraz będę już wrzucała regularnie rozdziały, bo można trochę odetchnąć :)
Jak myślicie, jak potoczy się impreza?
Kto stoi za Wiktorią?
Czy Marco dowie się z kim imprezowali jego przyjaciele?
Kochane, mam dla Was propozycję :)
Otóż w czasie tej przerwy napisałam ten rozdział i jeszcze kolejny, także mam w zapasie jeszcze jeden. Co wy na to jakbym kolejny rozdział wstawiła już jutro?
Ale żebym to zrobiła to wy musicie bardzo się postarać i sprawić by jeszcze dzisiaj była dwucyfrowa liczba komentarzy :)
Dacie radę? Wiem, że dacie!
Także wy komentujecie, a ja dodaje rozdział już jutro! :)
To trzymam kciuki ♥
ENJOY ♥
Nareszcie jakiś promyczek nadziei że wszystko się ułoży :) Bardzo bym chciała jutro rozdział :) Pozdrawiam Oliwia :)
OdpowiedzUsuńW końcu! :D
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim - świetny świetny świetny ❤
Nie rozumiem, po co Reusowi ta przeprowadzka, ale niech mu będzie. Oby tylko zbyt często nie chodził pijany, bo Auba, Marcel i Robin będą zbyt blisko :p
Dobrze, że Ania uknuła to spotkanie i uwielbiam jej mądrości z tego rozdziału! Od samego początku wie, jak pomóc Wiki. Szkoda tylko, że jej narwany mężulek musiał wszystko pogmatwać... Lewy lider hahahah :p
Na 90% koleś stojący za Wiktorią to Marco. Pewnie widział jak wychodziła z domu i skojarzył fakty. Jeśli mam rację, to ciekawe, jak zareaguje... Szczęśliwy pewnie nie będzie, ale pretensji też nie powinien mieć.
Pozdrawiam i do następnego ♡ A, no i pochwal się, jak Ci poszedł niemiecki! :D
Fajne..czekam na nastepny ! :3
OdpowiedzUsuńBoze mega to opowiadanie ! Jestem ciekawa co sie stanie na imprezie i co z Marco :) Czekam na nowy rozdzial z niecierpliwoscia :)
OdpowiedzUsuńWkurza mnie juz ta dziewczyna co ona chce przeciez to przeszlosc teraz jest inny niech mu wybaczy. Ogolnie opowiadanie zajebiste..oby tak dalej ! :D
OdpowiedzUsuńNo to się dzieje :D
OdpowiedzUsuńAhhhh co mogę dodać? Że nie mogę się doczekać następnego rozdziału no!
Wiki i Lewandowska to świetne przyjaciółki i jeszcze ten podstęp Lewandowskich :P
Nie będę się bardzo rozpisywać.
Czekam na kolejny! ;))
Do następnego :*** <33
Łał :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.
Cudowny jak zawsze ! Jej jak uwielbiam tego bloga man nadzieje,że rozdziały będą pojawiać się często ,bo zawsze czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam :* :*
OdpowiedzUsuńSuper :)) oby tak dalej! Weny życze :*
OdpowiedzUsuńJeju mega mam nadzieje ze juz niedlugo wrócą do siebie. Kibicuje im. Jestem ciekawa co sie stanie w klubie bo mam takie przeczucie ze bedzie sie dzialo. :D Marco troche mi go szkoda..ja bym od razu wybaczyla bo to przeszlosc, liczy sie terazniejszosc to ze sie zminil zaluje ze taki byl.Obym dlugo nie musiala czekac na nastepny !:) Pozdrawiam Ola :*
OdpowiedzUsuńTak chcemy kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTak chcemy kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńStrasznie sie ciesze, ze jakos Ci egzaminy poszly. U mnie minimalne zadowolenie. :/ Przepraszam za takie opoznienie,ale mam zbyt malo czasu. :/
OdpowiedzUsuńWiki otacza sie w tak swietnym towarzystwie, ze tylko jej pozazdroscic. Wydaje mi sie, ze relaks po tylu stresach i spieciach bedzie jak najbardziej wskazany. Zastanawia mnie czy na tej imprezie wydarzy sie cos niespodziewanego...
Skoro Wiktoria kocha Marco, a on o tym wie, to oboje powinni o siebie zawalczyc. Od siedzenia na 4 literach jeszcze nic sie nie zadzialo. :) A co do podstepu to Anka ma cudowne pomysly! :D
Jutro z pewnoscia zajrze na kolejny rozdzial! ♥
Buziaki! :*