sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 39


"DO ZOBACZENIA MARCO"


Stanęłam przed nim i zaczęłam się przyglądać budynkowi. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu... Odwróciłam się i dostrzegłam Marcela. Oboje z moich towarzyszy przyglądali się mi.
-Okej?-zapytał niższy.
-Jasne. Idziemy?-odparłam i udaliśmy się specjalnym wejściem do środka. Już na ulicy dało się usłyszeć głośną, klubową muzykę, ale im byliśmy bliżej, dało się ją słyszeć coraz bardziej wyraźniej. Gdy szliśmy Marcel i Robin żwawo rozmawiali, ja trzymałam się mimo, że obok, to i tak nie udzielałam się za bardzo. Co jest dziwne dla mnie, bo zazwyczaj jestem bardzo otwarta, a szczególnie jeśli chodzi o nowe znajomości. Dodatkowo jeszcze niedawno było wszystko w porządku, jak jechaliśmy autem.
Powoli przekraczaliśmy próg i już oficjalnie byliśmy w Cocainie. Byłam tam po raz pierwszy i uważnie się rozglądałam. Gości też było sporo, co jest dla mnie dość dziwne, bo w końcu wiele z nich idzie jutro do pracy czy szkoły.
-I jak podoba się?-zapytał Robin i dopiero zauważyłam, że jest na razie tylko on.
-Gdzie Marcel?-zapytałam najpierw.
-Poszedł się zameldować i załatwić nam najlepszą lożę. A i mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to, że będzie jeszcze dwójka naszych kumpli? Spokojnie będą tylko przez godzinę i towarzyszyć im będzie dziewczyna jednego z nich, więc będziesz miała damskie towarzystwo.-zaśmiał się, a ja lekko uśmiechnęłam.-Wiki?
-Tak?-popatrzałam na niego pytająco.
-Mówię Ci to teraz, bo może za chwilę nie będzie okazji. Marco cię kocha i bardzo za tobą tęskni. Żałuje tego co zrobił. On był nawet u tej dziewczyny na grobie. Nie przekreślaj go tylko dlatego, że zrobił błędy w przeszłości, która nie ma znaczenia w waszej teraźniejszości.-powiedział dość zaskakujące dla mnie słowa. Nigdy bym nie posądzała Robina o takie filozoficzne słowa, które przyznam, że zrobiły dla mnie wrażenie. Jednak nie mogę mu nie przyznać racji. Powinnam się przynajmniej postarać zmienić do niego postępowanie, ale to nie teraz. Teraz liczy się dobra zabawa, która mam nadzieję, że taka będzie.
-Wiem i dziękuję za takie słowa. Obiecuję, że coś zrobię, ale teraz nie chcę o tym na razie myśleć, tylko się bawić.-odparłam.
-No to na co czekamy! Cała noc przed nami!-krzyknął przyjaciel Marco.
-No nie wiem czy taka cała noc. Przed 12 powinnam być już w domu. Nie zapominajcie, że mam jeszcze szkołę na głowie.-dopowiedziałam.
-Aaaa...-podrapał się po swoich włosach.-Szczerze, to o tym zapomniałem. Spokojnie będę pilnował godziny i ciebie przy okazji...-dodał i ruszyliśmy do odpowiedniej loży.

Zabawa trwa, a ja nie mam dość. Oczywiście na początku było trochę sztywno. Poznawałam powoli znajomych Marcela i Robina, z którymi była bardzo sympatyczna Eliza. Dzięki niej poczułam się trochę pewniej w tym miejscu i przestałam zamartwiać się o wszystko, czy też myśleć o niepotrzebnych rzeczach. Tak jak powiedziałam, mam zamiar pobawić się, wyszaleć i tak zrobiłam. Szalałam wraz z chłopakami i Elizą, a gdy niestety już musiała wracać z resztą nie szczędziłam alkoholu z Robinem. Wiem, nie powinnam, ale przecież nie pije tak dużo. Panuję nad tym i wiem, co robię. Właśnie kończyłam tańczyć z jakimś chłopakiem, który mnie zaczepił. Podziękowałam grzecznie za taniec i po prostu odeszłam do loży, gdzie siedział tylko Marcel. Usiadłam obok niego i zaczęłam opowiadać i dziękować, że namówili mnie na przyjście.
-Nie ma za co-odpowiedział.-ale nie przesadzaj z piciem i powiedź lepiej, o której mamy Cię podwieźć?-zapytał.
-A która jest?-dopytałam i przy okazji popiłam drinka.
-Zaraz będzie 12.-odparł spojrzawszy wcześniej na telefon, który wyciągnął z kieszeni swoich jeansów.
-No to jeszcze chwilę posiedzimy.-stwierdziłam i podeszłam do drugiego kolegi, z którym od razu poszłam na parkiet, a po skończonym tańcu ponownie do baru. Wiedziałam, że robię źle, ale powoli nie kontrolowałam już tego co robię i to był błąd...


*******
Było już po 2, a po Wiktorii i Robinie ani śladu. Mam nadzieję, że nie wyszli po za klub, bo to chyba byłaby katastrofa. Nie dość, że mógłbym ich zgubić, to jeszcze nie wiadomo, co przyszłoby im do głowy jak sporo wypili. 
Zaczęłem kręcić się po klubie, który powoli wyludniał się, ale nie było po nich śladu. Nagle zobaczyłem ich przy innej loży. Siedzieli i byli kompletnie pijani. Śmiali się, ale mi do śmiechu nie było, bo to było oczywiste, że to ja muszę się nimi zająć. 
-Odbiło Wam?-powiedziałem zdenerwowany.-Od pól godziny was szukam, a wy sobie po prostu tu siedzicie? Oddawaj to!-zabrałem przyjacielowi szklankę whiskey, którą próbował właśnie wypić.
-Stary...-wymamrotał.-Co ty odpierdalasz??
-Co ja odpierdalam? Popatrz na siebie, a dodatkowo upiłeś chyba Wiktorię!-dodałem jeszcze bardziej wkurzony, bo zauważyłem, że dziewczyna powoli zasypia i kładzie się na jego ramię.
-Ja?-popatrzał na mnie tymi swoimi pijanymi oczyma.-Ja... nikogo nie upiłem!
-Dobra dość tego! Wstawaj!-rozkazałem i podszedłem do Polki, by sprawdzić, czy naprawdę jest z nią tak źle na jaką wygląda. 
-Wiki...-szturchnąłem ją, ale nawet nie drgnęła.-Wiktoria... no proszę... obudź się...
-Mm...-zaczęła mamrotać.-Jak spotkasz... Marco to... to powiedź, że... go kocham...-mówiła z zamkniętymi oczyma.
-Sama mu to powiesz, ale teraz wstawaj.-dodałem i podniosłem dziewczynę.
-Mnie też zaniesiesz?-zapytał i rozłożył ręce do mnie, ale skarciłem go spojrzeniem i po prostu wyminąłem.
Droga do samochodu z dwójką pijanych ludzi jest bardzo trudna, a szczególnie jeżeli jedną z tych osób jest dziewczyna, która ma na sobie szpilki, albo jest to po prostu Kaul. Facet zachowuje się wtedy ja małe dziecko i co chwila zadaje mnóstwo pytań "Dlaczego?", "Po co?", "Kto to?", "Kiedy będziemy w domu?", "Dlaczego ją niesiesz?". Normalnie można przy nim osiwieć, ale szczęśliwie udało nam się dotrzeć do mojego samochodu. Usadowiłem dziewczynę na tylnym siedzeniu i wtedy coś mnie oświeciło...
-Robin!-krzyknąłem, a on, który stał opart o samochód popatrzał się na mnie.-Gdzie mieszka Wiktoria? Wiesz?!-teraz to role się odwróciły i to ja zadawałem pytania.
-Skąd... mam wiedzieć?-wybełkotał.
-Kurwa.-przekląłem i zacząłem się w kółko kręcić.-Na pewno nie znasz jej adresu?-zapytałem kumpla, który już zasypiał na stojąco.-Z kim ja w ogóle chce rozmawiać?-pokręciłem tylko głową. Próbowałem coś wymyślić, może przypomnieć sobie jej miejsce zamieszkania, ale w głowie miałem kompletną pustkę. Wtedy wpadłem na pomysł, że może do kogoś zadzwonię i spytam o ten adres, ale do kogo? Jedyna możliwą osobą w moich kontaktach telefonicznych jest... Marco. On na 100% wie, gdzie mieszka Wiktoria, ale przecież on mnie zabije jak dowie się, że ją zabraliśmy ze sobą i żadnych tłumaczeń do siebie nie przyjmie, a to, że jej nie dopilnowaliśmy jeszcze pogorszy sytuację. Oboje z Robinem jesteśmy już martwi., a jako, że Kaul jest nawalony w trzy dupy, to mi się dostanie. Postanowiłem jednak zaryzykować i wybrałem numer do Reusa. Serce strasznie mi waliło, bo bałem się reakcji z jego strony. Stojąc z telefonem przy uchu słuchałem kilku sygnałów, które oznaczały, że piłkarz na pewno śpi. Ale ja znam go i wiem, że śpi z komórką przy głowie, więc wcześniej czy później powinien usłyszeć dzwonek. Gdy już traciłem nadzieję, usłyszałem ten charakterystyczny dźwięk w słuchawce, który oznaczał, że w końcu obudziłem go.
-Czy ty debilu wiesz która jest godzina!?-mówił zaspanym, ale groźnym głosem.-Po jaką cholerę dzwonisz do mnie po drugiej w nocy?
-Dobra, posłuchaj mnie i nie denerwuj się. Mam malutką prośbę do ciebie.
-Znowu się schlałeś i mam po ciebie przyjechać pod klub?!-krzyknął pytając.
-Nie, nie.-szybko wybiłem mu ten pomysł z głowy, choć wolałbym szczerze, że to właśnie to byłoby moim problemem.-Wiesz... tu nawet nie chodzi o mnie.
-A o kogo? Robina?-dopytywał, a ja coraz bardziej bałem się wyjawić mu prawdy.
-Też nie. Raczej wątpię, że zgadniesz, więc powiem ci.-postanowiłem skończyć z ta zgadywanką. Tylko jak od razy wyjawić mu, że w moim samochodzie śpi jego pijana dziewczyna?
-Pośpiesz się, bo zasypiam...-usłyszałem, że ziewa.
-Ja wiem, że mnie zabijesz i że oboje postąpiliśmy głupio, ale my tak naprawdę chcieliśmy pomóc. Jak wtedy do nas wpadła to mówiła, że chciała się wyszaleć, zapomnieć, odreagować. Miała tyle problemów. Nie moja wina... no dobra moja, bo miałem ją pilnować...
-Zaraz, zaraz. Stop. Czekaj.-rozkazał.-Jaka "ona"? Z kim ty jesteś? 
-No z Wiktorią...-wyjawiłem w końcu. Marco przez chwile nic nie mówił. Poważnie się zmartwiłem.-Marco, jesteś tam?
-Co wyście narobili? Co z nią jest?-mówił, a przynajmniej na pewno starał się być opanowany.
-No... wiesz... upiła się trochę. Chciałem odwieźć ją do domu, ale nie znam jej adresu. Dzwonię, bo ty na pewno znasz.
-Ona mieszka przecież obok mnie idioto. Po za tym, jak mogliście pozwolić się jej upić? Co ty teraz chcesz zrobić?-ponowni ktoś zalewał mnie milionem pytań.
-No tak wyszło... a z tym adresem to ja nie wiedziałem. Możliwe mówiłeś mi, ale dobra odwożę już ją.-oznajmiłem szybko.
-Chcesz ją zawieźć teraz do domu? TY? Chyba żartujesz? Co jej rodzice pomyślą jak zobaczą dorosłego faceta, którego w życiu nie widzieli z pijaną córką na rękach?
-To co mam zrobić? Pozwolić jej spać w samochodzie i poczekać aż wytrzeźwieje?!-emocje również i mnie coraz bardziej ponosiły.
-Nie, masz czekać na mnie. Ja zaraz przyjadę.-oznajmił, a ja aż wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. Zdziwiłem się i to bardzo, ale Marco ma rację. Co to da, że znam już jej adres, jak przecież mnie jej rodzice zobaczą to w najlepszym wypadku jej ojciec może mi coś zrobić. Reusa znają i mu ufają, więc na pewno zdziała więcej niż ja.
-Dobra, ale co z twoją nogą? Masz zamiar jechać z usztywniaczem na nodze?-przypomniałem mu o jego stanie.
-Jest mały ruch teraz i będę jechał powoli, albo w ogóle nie założę tego buta.-odpowiedział.
Umówiłem się z piłkarzem, że będę czekać na niego pod klubem na parkingu. Powiedział, że będzie się starał przyjechać jak najszybciej się da, ale wiadome jest to, że chwilę się poczeka. Na dworze było już całkiem chłodno, wsiadłem, więc do auta, w którym siedział już Robin, który wyglądał jakby spał. Wyglądał, bo na pewno nie śpi. Tak jest zawsze. Niby niewinne jest już w krainie Morfeusza, a tak na prawdę za chwile jak zobaczy, że jest z kimś kogo można pomęczyć, odezwie się i będzie zadawać kolejne pytania życia.
-Marcel...-a nie mówiłem?-Marceeell...
-Tak?-postanowiłem odezwać się, chociaż wiedziałem, że to będzie mój błąd, bo wchodząc z nim w dyskusję to jakby wejść do studni bez dna, czyli "po co to komu? ,"na co?", a tym bardziej prędko z niej nie wyjdziesz.
-Dlaczego żyjemy tak krótko?-zapytał, a ja oparłem się o szybę i głośno westchnąłem.
-Krótko ci jeszcze? Podobno z roku na rok jest coraz dłużej.
-Co nie zmienia faktu, że żyjemy tak sobie i pewnego dnia po prostu już nas nie będzie.-można nawet powiedzieć, że pijany Kaul jest zdecydowanie bardziej inteligentny pod wpływem procentów.
Gdy przyjaciel atakował mnie kolejną dawką tych swoich głębokich pytań, dostrzegłem światła samochodu, które wjeżdżało na parking. Byłem prawie pewny, że jest to Reus. Ucieszyłem się, bo nie wiem, czy dałbym radę wytrzymać w tym zimnym i śmierdzącym od alkoholu samochodzie. Wysiadłem z niego i podszedłem do auta przyjaciela. Wyszedł z niego bez usztywniacza na nodze, co w jego stanie nie jest za dobre. Powinien się oszczędzać, a każdy spacer powinien spędzać właśnie z tym butem ortopedycznym.
-Zwariowałeś? Jesteś ledwo po kontuzji. Powinieneś mieć ten usztywniacz na nodze.-powiedziałem swoje zdanie.
-Gdzie ona jest?-niestety, ale sportowiec mnie zignorował.
-Śpi w samochodzie.-odparłem, a Marco już był przy moim pojeździe. Otworzył tylne drzwi i zobaczył dziewczynę oraz Kaula, który uśmiechnął się do niego i jak na kulturalnego przyjaciela przystało, kulturalnie się przywitał. Reus niestety nie wziął do serca jego starań i jego również zignorował. Zamknął drzwi i żądał ode mnie wyjaśnień. Powiedziałem, więc mu wszystko od naszego spotkania w parku do aktualnej sytuacji. Nie krył zdenerwowania, ale był bardziej spokojny i opanowany niż wcześniej. Po chwili oboje prowadziliśmy Wiktorię z jednego samochodu do drugiego. Podziękowałem i przeprosiłem, ale wyjaśniłem, że chcieliśmy dobrze, że chcieliśmy pomóc. Marco na szczęście nie miał nam już tego za złe i to on podziękował mi, że zadzwoniłem do niego. Pożegnaliśmy się i każdy pojechał swoją stronę z podobnymi zadaniami. Reus musi się uporać z Wiktorią a ja z pijanym Robinem, którego ponownie nachodzą filozoficzne pytania.


*******
Gdy poczułam, że światło przebija już moje powieki, postanowiłam je otworzyć, co do najprostszych czynności nie należało. Jak w końcu mi się udało, od razu poczułam niesamowity ból głowy, który pojawił się znikąd. Złapałam się z głowę i mocno ścisnęłam. Pierwszy raz się tak czuję. Nigdy wcześniej się nie upijałam. Zawsze spożywałam alkohol z umiarem, a teraz? Nawet nie wiem, co stało się poprzedniej nocy, ani co ja robię w u siebie w pokoju...
-O ile to w ogóle mój pokój...-pomyślałam i momentalnie podniosłam się mimo wielkiego trudu i bólu. Rozejrzałam się i doszłam do okropnego wniosku - TO NIE JEST MÓJ POKÓJ! Złapałam się z głowę, ale nie z powodów medycznych, ale z mojej własnej głupoty. Właśnie leżę w łóżku u jakiegoś obcego kolesia, albo co najgorsze u któregoś z przyjaciół Marco... Tego to bym chyba sobie nigdy nie wybaczyła. Co ja tu robię i jak się tu dostałam? To nie może być prawda. Ja taka nie jestem. Ja się tak nie zachowuje.
 Kiedy siedziałam załamana na łóżku i panikowałam, coś rzuciło mi się w oczy, a konkretnie pewne zdjęcie. Był na nim chłopczyk, którego już gdzieś widziałam. Nagle drzwi do pokoju zaczęły się otwierać i zaczął do niego ktoś wchodzić. Modliłam się by to nie był Robin albo Marcel. Już chyba wolałabym jakiegoś obcego gościa, ale nie ich. Moim oczom po chwili ukazał się ktoś, kogo się nie spodziewałam. Był to Marco. On we własnej osobie, a ja w końcu zrozumiałam, że to jest jego dom, a ten chłopczyk to Nico. Byłam zdziwiona, a nawet bardziej zszokowana. Próbowałam sobie coś przypomnieć z zeszłej nocy, ale miałam pustkę. Zupełnie jakby ktoś wymazał mi pamięć. Dziwnie uczucie.
Po chwili i blondyn zauważył, że nie śpię. Spojrzał się na mnie i przez moment zauważyłam, że nie wiedział, co powinien powiedzieć, ale w końcu odezwał się.
-Cześć.-przywitał się na początek.-Chcesz jakieś tabletki na kaca?-zapytał. W tamtym momencie nie liczyło się dla mnie to jakie są między nami relacje. Chciałam natychmiast dowiedzieć się, co robię w jego pokoju gościnnym i jak zakończyła się dyskoteka, która najwyraźniej w dosłownym znaczeniu, pomogła mi zapomnieć.
-Co ja tutaj robię?-postanowiłam przejść od razu do konkretów, na co blondyn głośno westchnął i usiadł na skraju łóżka.
-Marcel i Robin nie bardzo cię dopilnowali wczoraj i upiłaś się do nieprzytomności. Robin też nie bardzo kojarzył, ale szczerze to był w lepszej kondycji niż do ciebie. No, a potem to Marcel spanikował, bo nie znał Twojego adresu, więc zadzwonił po mnie. Chyba lepiej wyglądało jakbym to ja przyprowadził cię do rodziców niż obcy dla nich ludzie?
-No tak, ale co ja robię u ciebie?-spojrzałam na niego, a on się lekko zaśmiał pod nosem.
-Uznałem, że tak będziesz miała mniej przerąbane. Zdenerwowaliby się jakby cię zobaczyli w takim stanie, więc zaniosłem cię do siebie, a twoim rodzicom powiedziałem, że źle się poczułaś i jesteś u mnie.-skończył, a ja kiwnęłam głową, że rozumiem.-Ale niestety myślą, że jesteśmy pogodzeni, więc...-dodał już trochę mniej śmielej, a ja popatrzałam ponownie na niego, a zaraz potem spuściłam głowę. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, ale zaraz potem Marco znowu się odezwał.-A właśnie twoja mama przyniosła ciuchy.-dodał i podał mi ubrania, które przyjęłam.-Ubierz się i zejdź coś zjeść za chwilę.-oznajmił i zaczął kierować się do wyjścia.
Zaraz po jego odejściu rzuciłam się na łóżko i głośno westchnęłam. Tak na dobra sprawę byłam nawet szczęśliwa, że nie stało się nic, co by miało fatalne skutki. Jednak nie mogę w pełni powiedzieć, że jest wszystko okej. Jestem w domu u Marco, a to oznacza, że będę wręcz zmuszona do rozmowy z nim.
Zrezygnowana i praktycznie wypompowana ruszyłam do łazienki. Zaczęłam ubierać jeansy na siebie oraz białą bokserkę, którą przyniosła moja mama. Na to narzuciłam jeszcze szarą bluzę i bardzo powoli udałam się na dół. Nie miałam nawet ochoty na prysznic. Chciałam tak szczerze po prostu udać się do siebie do domu. Marco właśnie parzył kawę i herbatę dla mnie. Jak mnie zobaczył uśmiechnął się lekko i podał mi kanapki z nutellą. Wiedział, że je uwielbiam i zrobił to specjalnie. Bez większych wstępów po prostu zasiadłam do stołu i zajadałam się kanapkami. Piłkarz siedział naprzeciwko mnie i pił gorącą kawę. Nie odzywaliśmy się. W kuchni panowała kompletna cisza. Co jakiś czas dało się usłyszeć tylko tykanie zegara, który stał w salonie. Nie wiedziałam jak i czy w ogóle powinnam się odezwać. Czułam się bardzo niezręcznie i wręcz błagałam by moja herbata ubywała szybciej, niż jestem w stanie sama ją dopić. Na szczęście po kilku minutach męczarni, skończyłam swoją porcję śniadania i mogłam posprzątać po sobie. Wstałam i złapałam za talerz oraz kubek. Marco od razu zauważył moje zamiary.
-Daj, ja posprzątam.-również powstał i chciał wziąć ode mnie naczynia, ale nie pozwoliłam mu.
-Nie musisz mnie wyręczać.-powiedziałam tylko tyle nawet nie patrząc na mnie. Po prostu wyminęłam go i odłożyłam wszystko do zmywarki, a następnie po prostu poszłam do góry po swoje rzeczy, jakimi była sukienka, szpiki i mała torebeczka. I nagle w tamtym momencie zrozumiałam, co zrobiłam. Zraniłam moim zachowaniem Marco. Nawet mu za nic nie podziękowałam, tylko uniosłam się swoją dumą. Szybko zeszłam na dół ze swoimi rzeczami i zobaczyłam, że piłkarz wchodzi właśnie do salonu. Był odwrócony tyłem, więc mnie nie widział.
-Przepraszam.-powiedziałam skruszona swoim zachowaniem. Blondyn widocznie się zdziwił, bo jak się odwrócił miał zaskoczoną minę.-Przepraszam za moje zachowanie. Jestem zwykłą egoistką. Pomogłeś mi, mimo tego wszystkiego, Mimo tej chorej sytuacji. Jeszcze załatwiłeś sprawę z moimi rodzicami. Nie wiem czy potrafiłabym się zachować tak samo jak ty. Dziękuję ci.-skończyłam, a blondyn zaczął się do mnie przybliżać.
-Nie przepraszaj. Zawsze musi być ten pierwszy raz, kiedy trzeba się upić.-zażartował, a ja pierwszy raz od bardzo dawna się uśmiechnęłam przy nim.-A właśnie miałem ci mówić, twój samochód stoi u ciebie na podwórku. Marcel go dzisiaj przywiózł i kazał mi cię pozdrowić oraz powiedzieć, że masz zaproszenie na kolejną imprezę.-dodał cały czas prezentując swoje śnieżnobiałe zęby.
-Jak na razie mam dosyć imprez, ale dzięki.-odpowiedziałam.-Będę się już zbierać. Czas na zmierzenie się z mamą i tatą.-dodałam, na co Marco nie za bardzo się ucieszył.
-No tak...-westchnął.-Życzę powodzenia i.... do zobaczenia.-odparł i mimo wszystko uśmiechnął się.
-Do zobaczenia Marco.-odpowiedziałam... uśmiechając się? Tak. Uśmiechnąłem się do niego i po chwili wyszłam d posiadłości Marco, która już za kilka dni nie będzie jego. Cieszyłam się, bo już ta blokada minęła. Ania miała rację. trzeba wykonywać każdy krok powoli i w końcu uda mi się osiągnąć upragniony sukces. Mam nadzieję, że już wkrótce moja psychika pozwoli mi się na otwarcie przed Marco, a co za tym idzie pogodzenia się, bo wiem już teraz jak bardzo to chcę zrobić i zrozumiałam  jak bardzo go kocham.
________________________________________________________________
ZGODNIE Z OBIETNICĄ!!!

Udało się Wam, więc zgodnie z obietnicą dodaję kolejny rozdział!
Dziękuję za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że będziecie już zawsze tak aktywnie komentować ♥

Myślałyście, że to Marco stroi za Wiki, ale nie! Mimo wszystko do spotkania i tak doszło :D
A co stanie się dalej? Wyczekujcie kolejnego rozdziału już wkrótce ♥


Do następnego i mam nadzieję, że równie mocno będziecie komentować ♥

ENJOY ♥

6 komentarzy:

  1. Hahahah genialne :D
    Dobrze, że Marco nie miał pretensji do swoich przyjaciół, chociaż obiecali, że jej dopilnują, więc poniekąd popsuli sprawę... Ale to, że przyjechał po Wiki w środku nocy, niewyspany i z kontuzją pokazuje, że naprawdę ją kocha. No i ona jego też, więc mam nadzieję, że niedługo będzie dobrze i przestaną się unikać, bo wyraźnie nie mogą bez siebie wytrzymać :)
    No i jeszcze Robin i jego filozoficzne pytania hahahah :D Chciałabym to przeżyć :p
    A na koniec muszę dodać, że uwielbiam tego gifa, bo Reus wygląda na nim, jakby chciał powiedzieć: 'TY! Ty będziesz moją żoną' :p
    Pozdrawiam i jak zawsze z niecierpliwością czekam na następny ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooooo <3
    Marco taki dobry i kochany! Super, że wziął ją do siebie, wszystko załatwił. Szkoda jednak, że nie pogadali tak szczerze szczerze. Bardzo, baaaaardzo podoba mi się ten rozdział, zresztą tak jak wszystkie inne.
    Pozdrawiam i do następnego!

    W wonej chwili zapraszam do mnie : nowofnever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i chętnie wpadnę do Ciebie w wolnej chwili :)
      Również pozdrawiam <3

      Usuń
  3. "Do zobaczenia " mam nadzieje ze to pozytywna wróżba, ze spotkaja się w końcu tak szczerze z własnej woli i zaczną ze sobą rozmawiać. Mam nadzieje ze juz bardziej się między nimi nie namiesza. Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  4. Już, już jestem! :D Wybacz opóźnienie, chciałam go przeczytać wczoraj, ale miałam jeszcze troszkę rzeczy do powtórzenia. ;)
    W sumie, obawiałam się tej imprezy, bo nie wiedziałam czego spodziewać się po tej imprezie, ale na całe szczęście nie wydarzyło się nic, co mogłoby pogorszyć sytuację naszych bohaterów. :)
    Oj nasza Wiki ma słabą głowę, oj ma, ale w sumie to właśnie ta słaba głowa była powodem spotkania z Marco. Cieszę się, że Marcel był takim... gapą, że nie wiedział, gdzie mieszka Wiktoria. I bardzo dobrze, że wpadł na pomysł zadzwonienia do Marco.
    Chciałabym, żeby już wszystko między nimi było okej, ale wiadomo, na to potrzeba czasu. Małymi kroczkami z pewnością dojdą do celu. ;) I mam nadzieję, że to nastąpi już niebawem! ♥
    Czekam na kolejny! ♥
    Buziolki! :*
    PS. Serdecznie zapraszam:
    http://wspolnie-odmienmy-rzeczywistosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku *.*
    Jak ja bym już chciała żeby byli znów razem. Ale przecież tak szybo to nie nastąpi pewnie, zgaduje? :)
    Rozdział jak zawsze genialny!!! :*
    "Do zobaczenia" hmmm, czas na moją wypowiedź xd No skoro Wiki już to do Marco powiedziała to znaczy, że będzie kolejne spotkanie. Mam nadzieje, że szybko!
    Z niecierpliwością czekam na kolejny :***
    Dużo weny i pozdrawiam <333

    +Zapraszam do siebie na nowy
    http://milosciniewybierasz.blogspot.com/2015/05/rozdzia-15.html

    OdpowiedzUsuń