"TY JESTEŚ WAŻNIEJSZA"
Stał przede mną. Miał obojętny wyraz twarzy. Nie wyrażał nic. Podobnie do mnie. Sama byłam neutralna. Oboje staliśmy przed sobą i patrzeliśmy nawzajem w oczy.
-Wiktoria... proszę. Wróć do mnie.-wyszeptał oraz wyciągnął przed siebie swoją dłoń. Starłam i patrzałam się na nią. Czy nie wiedziałam co mam zrobić? Wiedziałam od początku. Zaczęłam się po prostu oddalać od niego. Byłam coraz dalej, a Marco stał tak samo, z wyciągniętą ręką. Po chwili już go nie było i mnie też.
Wtedy obudziłam się z krzykiem. Po raz kolejny jednej nocy. Nie sypiam teraz za dobrze, jeżeli w ogóle to robię. Mam koszmary, ale nie tylko o tym i przez to co działo się w domu, ale i też przez Marco. To właśnie o nim mam najczęściej sny. O tym, że jesteśmy razem, prosi mnie o przebaczenie, a ja go zostawiam.
Nawet nie umiem opisać, co teraz czuję. Jestem zła na niego, ale i też się brzydzę nim. Tym co robił i jaki był. Myślałam, że sobie ufamy, a on nie powiedział mi tego jaki był. Wiedziałam, że nie należał do świętych osób, ale nie to, że był takim draniem.
Moje uczucie do niego stoi pod znakiem zapytania. Naprawdę nie potrafię na niego spojrzeć. Nie mogę. Czuję wstręt i obrzydzenie jego osobą. Najlepsze pytanie jest to, co ja w ogóle chcę. Nie wiem. Chyba świętego spokoju, bo co dzieje się z moim życiem, to chyba jeden wielki żart. Nie byłam idealna. Robiłam błędy, ale żeby mnie aż tak karać? Naprawdę sobie na to zasłużyłam?
Wracając jeszcze szybko do Marco, to jak obiecał mi przyszedł do mnie. Znaczy chciał, ale poprosiłam rodziców by nikogo nie wpuszczali. Nie powiedziałam im też całej prawdy. Wiedzą tylko, że napadli na mnie jacyś przypadkowi przestępcy. Na moje szczęście nie znają dziewczyny Kevina. Nie chcę im o tym opowiadać, bo samo wspomnienie jest dla mnie trudne. Chciałabym jak najszybciej zapomnieć o... no właśnie... O Marco? Nie wiem. Mam cholerny mętlik w głowie i nie wiem, co mam zrobić. Sama w sobie mam teraz coś w rodzaju uprzedzenia do niego, które nie pozwala mi się do niego zbliżyć. Moje zaufanie do jego osoby jest już teraz zerowe. W głowie mam jakąś psychiczną blokadę, która nie pozwala mi się do niego nawet zbliżyć czy popatrzeć. Po prostu. Tak z dnia na dzień straciłam go.
Z tego co mi jeszcze wiadomo to Ania i Mario zostali powiadomieni o tej całej spawie. Nie wiem, kto wie coś jeszcze, ale dzisiaj mogę spodziewać się odwiedzin karateczki i Mario, albo nawet tej dwójki wraz ze swoimi partnerami jednocześnie.
Po przerwanym śnie siedziałam na łóżku i głośno oddychałam. Miałam lekko zaszklone oczy od łez. Po raz kolejny jednej nocy budziłam się z wrzaskiem i za każdym razem ktoś po chwili był w moim pokoju. Nie myliłam się, bo po kilku minutach zza drzwi wyłonił się półprzytomny Kuba. Przecierał po ciemku oczy i powoli podchodził do mnie. Wcześniej była przy mnie mama, albo był tato.
-Wracaj do łóżka..-powiedziałam cicho.-Nie wstaniesz do szkoły.
-Nie obchodzi mnie to.-odparł i usiadł obok mnie.-Ty jesteś ważniejsza.-wypowiedział te słowa i po prostu mnie przytulił. Wtuliłam się w niego i cichutko szlochałam. Jestem ogromnie wdzięczna losowi, że mam takiego, a nie innego brata. Od zawsze mogłam na niego liczyć, ale nie może przecież się mną zajmować. Nie jestem dzieckiem i powinnam o siebie zadbać. No właśnie powinnam, a czy potrafię?
Nagle po chwili w pokoju zjawiła się mama. Była w szlafroku i wyglądała jakby raczej nie spała dzisiaj. Było mi głupi, że przeze mnie większość domowników się nie wyśpi.
-Kuba idź jeszcze choć na chwilkę spać.-poradziła, gdy była już obok. Brat posłuchał jej, choć nie wyglądał na zadowolonego, albo po prostu taki miał wyraz twarzy przez to jaką mamy godzinę.
Gdy wyszedł, wtedy mama dosiadła się bliżej i lekko mnie objęła. Ja natomiast siedziałam z podkulonymi pod brodę nogami i dalej delikatnie szlochałam.
-Nie potrzebnie skaczecie obok mnie wszyscy.-skomentowałam zachowanie rodziny.
-To nasz obowiązek.-powiedziała cicho.-Po za tym i tak nie idę dzisiaj do pracy i zostanę z Tobą.
-Ale ja przecież mogę iść do szkoły.-broniłam się, bo i tak już strasznie dużo w tym roku opuściłam zajęć. Nie chce mieć zaległości, ale w sumie i tak nie nadawałabym się dzisiaj do niczego.
-Daj spokój. Zadzwonię później do Pana Lukasa i wszystko mu wyjaśnię.-oznajmiła i po chwili nastała chwila ciszy, w której nie czułam się jakoś źle. Nawet odpowiadało mi to. Polubiłam ostatnio ten stan, gdzie jesteś tylko ty i swoje myśli. Ja na szczęście nauczyłam się wyłączać całkowicie i nie myślę o niczym.-Wszystko będzie dobrze. Musisz tylko złożyć zeznania z jakiś czas. Nawet na rozprawę nie będziesz musiała iść.-mama jako prawniczka zna się na tych wszystkich procedurach, co na pewno mi w jakimś stopniu pomogło. Jednak z jej pierwszym zdaniem się nie zgodzę, bo nie będzie dobrze. Nie teraz, gdy tak cierpię.
-Nie mamo. Nie będzie dobrze. Tu nawet nie chodzi o to, co zdarzyło się w sobotę...
-A o co?-dopytała się.
-Nie chcę o tym mówić...-udolnie chciałam się pozbyć tej delikatnej wścibskości mamy.
-Ktoś Ci coś zrobił?-wyraźnie się zaniepokoiła.
-Nie.-uspokoiłam ją od razu.-Tu nawet nie chodzi o mnie.
-Marco?-bardziej oznajmiła niż spytała. Ja wtedy kiwnęłam głową, a rodzicielka przytuliła mnie mocnej do siebie.-Wszystko się ułoży, a teraz nie myśl o tym tylko się połóż i spróbuj zasnąć.-poradziła.
-A ty?-spojrzałam na nią, bo powoli już wstawała i udawała się do wyjścia.
-Ja już raczej nie zasnę, więc idę do kuchni, napiję się kawy i zobaczę...-uśmiechnęła się na koniec.-Śpij...-dodała i już zniknęła za drzwiami. Przyznałam wtedy w myślach rację mamie i postanowiłam spróbować zasnąć. Przymknęłam oczy, ale za każdym razem jak to robiłam wyobrażałam sobie siostrę Caro, mam czasem takie myśli, że może blondynka dobrze postąpiła z tą zemstą. Zaczęłam jej współczuć, ale dochodziło do mnie, że takie kroki jakie chciała podjąć w niczym by jej nie pomogły. Dopiero doszło do mnie jak ona musiała być zdeterminowana by zemścić się na Reusie. To wszystko jest jak jakiś film akcji.
Z takimi myślami udało mi się jednak zasnąć.
Zaczęłam się powoli przebudzać. Zobaczyłam, że na dworze jest widno. Powinien być już ranek. Na szczęście obok miałam telefon i mogłam szybko sprawdzić, która jest godzina. Okazało się jednak, że ranek już dawno minął i jest już 12.38. Podniosłam się lekko by wstać i udać się na dół, ale jak tylko to zrobiłam od razu zrezygnowałam. Nie miałam w sobie żadnej siły, ani motywacji. Ponownie położyłam się i przyglądałam lampie na suficie. Wydawała się bardzo ciekawa.
Nie mam pojęcia ile zleciało mi czasu, ale nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Wtedy się przeraziłam i poważnie wystraszyłam. Bałam się, że to Marco przyszedł. To nie było zwykłe przerażenie sytuacją, ale coś zupełnie innego. Zaczęły trząść mi się ręce i dodatkowo nawet pocić. Bałam się jego widoku i osoby.
Usłyszałam jak mama z kimś rozmawia, a po chwili kroki, które kierowały się na górę. Wtedy moje przerażenie sięgnęło zenitu. Drzwi od pokoju się otworzyły, a w nich stanęli... Mario i Ann. Odetchnęłam z ulgą. Ucieszyłam się na ich widok i lekko uśmiechnęłam. Jak tylko zobaczyli, że nie śpię podeszli do mnie bliżej i po prostu mocno przytulili. Walczyłam wtedy sama ze sobą, by nie rozpłakać się przypadkiem. Nie wiem czemu, ale nie chciałam tego robić teraz. Możliwe, że dlatego, bo mam dość jak inni użalają i litują się nade mną. Nie lubię takich sytuacji.
-Jak się czujesz skarbie?-zapytała modelka jak przestaliśmy okazywać sobie już uczucia.
-Lepiej...-westchnęłam.-Wybaczcie, że zastajecie mnie w takiej sytuacji, ale nie spałam całą noc praktycznie.-wyjaśniłam.
-Przestań się tłumaczyć.-oburzył się Mario. Przez moment rozmawialiśmy o niczym ważnym. Starałam się zająć ich czymś innym. Wszystkim byle by nie wracać do tej cholernej nocy i do tej całej sprawy związanej z Marco.
-Wiki...-zaczął Mario.-Mogę się coś Ciebie spytać?-powiedział delikatnie.
-Po co się pytasz jak i tak to zrobisz?-spojrzałam na niego i podniosłam lekko do góry brwi.
-Chodzi o to jak się czujesz w związku z tą całą sytuacją? Pytam, bo nie wiemy z Ann jak Ci pomóc.
-Czuję się tak jak wyglądam.-oznajmiłam.-Mario, ja nie chcę żadnej pomocy, bo i tak nawet nie pomożecie mi. Wszystko się spieprzyło...
-Nie mów tak.-złapał mnie za dłonie, ale szybko się mu wyrwałam.-Marco bardzo żałuje. Pamiętaj, że to tylko przeszłość.
-Chcesz powiedzieć, że popierasz, to co robił kiedyś?-krzyknęłam podenerwowana słowami Gotze.
-Nie, ale przeszłość to tylko jakiś odcinek jego życia. Teraz liczy się dzisiaj. Liczy się to, że Cię kocha i na pewno...
-Mario przestań!-przerwałam mu za nim skończył.-Powinieneś i tak ode mnie dostać za to, że wiedziałeś jaki był. Wiem, że wiedziałeś. Po drugie mam tak po prostu to zaakceptować, że zaliczał laski po kolei i na drugi dzień je zostawiał? Pomyśl! Brzydzę się nim, mam go dość, nie chcę go widzieć na oczy!
-Ale...
-Dość.-syknęła Ann, która była już widocznie podirytowana zachowaniem swojego chłopaka i jednocześnie przyszłego ojca swojego dziecka. Niemka popatrzała wtedy na mnie i uśmiechnęła się serdecznie oraz wyciągnęła z torebki zdjęcie USG. Byłam jej wdzięczna, bo zaczęłyśmy rozmawiać o dzieciach i tych wszystkich kobiecych sprawach. Dzięki niej choć na chwilę zapomniałam o wszystkim innym. Przesłała mi też pozdrowienia od Ani, która nie mogła dzisiaj przyjść, bo jest na kolejnych badaniach, których z dnia na dzień ma ich coraz więcej.
Po jakimś czasie Mario zaproponował, że on uda się na trening, a Ann zostanie ze mną. Takie wyjście bardzo mi odpowiadało, bo towarzystwo dziewczyny na pewno dobrze mi zrobi.
Gdy przyjaciela już nie było, a my dalej siedziałyśmy na łóżku i rozmawiałyśmy o dzieciach, modelka na chwilę przerwała i powiedziała:
-Może nie powinnam pytać, ale powiedź mi jedno - kochasz go jeszcze, czy już przekreśliłaś?-zapytała mnie delikatnie.
-Kocham.-odparłam po krótkiej przerwie.-Ale i też przekreśliłam.
Nawet nie umiem opisać, co teraz czuję. Jestem zła na niego, ale i też się brzydzę nim. Tym co robił i jaki był. Myślałam, że sobie ufamy, a on nie powiedział mi tego jaki był. Wiedziałam, że nie należał do świętych osób, ale nie to, że był takim draniem.
Moje uczucie do niego stoi pod znakiem zapytania. Naprawdę nie potrafię na niego spojrzeć. Nie mogę. Czuję wstręt i obrzydzenie jego osobą. Najlepsze pytanie jest to, co ja w ogóle chcę. Nie wiem. Chyba świętego spokoju, bo co dzieje się z moim życiem, to chyba jeden wielki żart. Nie byłam idealna. Robiłam błędy, ale żeby mnie aż tak karać? Naprawdę sobie na to zasłużyłam?
Wracając jeszcze szybko do Marco, to jak obiecał mi przyszedł do mnie. Znaczy chciał, ale poprosiłam rodziców by nikogo nie wpuszczali. Nie powiedziałam im też całej prawdy. Wiedzą tylko, że napadli na mnie jacyś przypadkowi przestępcy. Na moje szczęście nie znają dziewczyny Kevina. Nie chcę im o tym opowiadać, bo samo wspomnienie jest dla mnie trudne. Chciałabym jak najszybciej zapomnieć o... no właśnie... O Marco? Nie wiem. Mam cholerny mętlik w głowie i nie wiem, co mam zrobić. Sama w sobie mam teraz coś w rodzaju uprzedzenia do niego, które nie pozwala mi się do niego zbliżyć. Moje zaufanie do jego osoby jest już teraz zerowe. W głowie mam jakąś psychiczną blokadę, która nie pozwala mi się do niego nawet zbliżyć czy popatrzeć. Po prostu. Tak z dnia na dzień straciłam go.
Z tego co mi jeszcze wiadomo to Ania i Mario zostali powiadomieni o tej całej spawie. Nie wiem, kto wie coś jeszcze, ale dzisiaj mogę spodziewać się odwiedzin karateczki i Mario, albo nawet tej dwójki wraz ze swoimi partnerami jednocześnie.
Po przerwanym śnie siedziałam na łóżku i głośno oddychałam. Miałam lekko zaszklone oczy od łez. Po raz kolejny jednej nocy budziłam się z wrzaskiem i za każdym razem ktoś po chwili był w moim pokoju. Nie myliłam się, bo po kilku minutach zza drzwi wyłonił się półprzytomny Kuba. Przecierał po ciemku oczy i powoli podchodził do mnie. Wcześniej była przy mnie mama, albo był tato.
-Wracaj do łóżka..-powiedziałam cicho.-Nie wstaniesz do szkoły.
-Nie obchodzi mnie to.-odparł i usiadł obok mnie.-Ty jesteś ważniejsza.-wypowiedział te słowa i po prostu mnie przytulił. Wtuliłam się w niego i cichutko szlochałam. Jestem ogromnie wdzięczna losowi, że mam takiego, a nie innego brata. Od zawsze mogłam na niego liczyć, ale nie może przecież się mną zajmować. Nie jestem dzieckiem i powinnam o siebie zadbać. No właśnie powinnam, a czy potrafię?
Nagle po chwili w pokoju zjawiła się mama. Była w szlafroku i wyglądała jakby raczej nie spała dzisiaj. Było mi głupi, że przeze mnie większość domowników się nie wyśpi.
-Kuba idź jeszcze choć na chwilkę spać.-poradziła, gdy była już obok. Brat posłuchał jej, choć nie wyglądał na zadowolonego, albo po prostu taki miał wyraz twarzy przez to jaką mamy godzinę.
Gdy wyszedł, wtedy mama dosiadła się bliżej i lekko mnie objęła. Ja natomiast siedziałam z podkulonymi pod brodę nogami i dalej delikatnie szlochałam.
-Nie potrzebnie skaczecie obok mnie wszyscy.-skomentowałam zachowanie rodziny.
-To nasz obowiązek.-powiedziała cicho.-Po za tym i tak nie idę dzisiaj do pracy i zostanę z Tobą.
-Ale ja przecież mogę iść do szkoły.-broniłam się, bo i tak już strasznie dużo w tym roku opuściłam zajęć. Nie chce mieć zaległości, ale w sumie i tak nie nadawałabym się dzisiaj do niczego.
-Daj spokój. Zadzwonię później do Pana Lukasa i wszystko mu wyjaśnię.-oznajmiła i po chwili nastała chwila ciszy, w której nie czułam się jakoś źle. Nawet odpowiadało mi to. Polubiłam ostatnio ten stan, gdzie jesteś tylko ty i swoje myśli. Ja na szczęście nauczyłam się wyłączać całkowicie i nie myślę o niczym.-Wszystko będzie dobrze. Musisz tylko złożyć zeznania z jakiś czas. Nawet na rozprawę nie będziesz musiała iść.-mama jako prawniczka zna się na tych wszystkich procedurach, co na pewno mi w jakimś stopniu pomogło. Jednak z jej pierwszym zdaniem się nie zgodzę, bo nie będzie dobrze. Nie teraz, gdy tak cierpię.
-Nie mamo. Nie będzie dobrze. Tu nawet nie chodzi o to, co zdarzyło się w sobotę...
-A o co?-dopytała się.
-Nie chcę o tym mówić...-udolnie chciałam się pozbyć tej delikatnej wścibskości mamy.
-Ktoś Ci coś zrobił?-wyraźnie się zaniepokoiła.
-Nie.-uspokoiłam ją od razu.-Tu nawet nie chodzi o mnie.
-Marco?-bardziej oznajmiła niż spytała. Ja wtedy kiwnęłam głową, a rodzicielka przytuliła mnie mocnej do siebie.-Wszystko się ułoży, a teraz nie myśl o tym tylko się połóż i spróbuj zasnąć.-poradziła.
-A ty?-spojrzałam na nią, bo powoli już wstawała i udawała się do wyjścia.
-Ja już raczej nie zasnę, więc idę do kuchni, napiję się kawy i zobaczę...-uśmiechnęła się na koniec.-Śpij...-dodała i już zniknęła za drzwiami. Przyznałam wtedy w myślach rację mamie i postanowiłam spróbować zasnąć. Przymknęłam oczy, ale za każdym razem jak to robiłam wyobrażałam sobie siostrę Caro, mam czasem takie myśli, że może blondynka dobrze postąpiła z tą zemstą. Zaczęłam jej współczuć, ale dochodziło do mnie, że takie kroki jakie chciała podjąć w niczym by jej nie pomogły. Dopiero doszło do mnie jak ona musiała być zdeterminowana by zemścić się na Reusie. To wszystko jest jak jakiś film akcji.
Z takimi myślami udało mi się jednak zasnąć.
Zaczęłam się powoli przebudzać. Zobaczyłam, że na dworze jest widno. Powinien być już ranek. Na szczęście obok miałam telefon i mogłam szybko sprawdzić, która jest godzina. Okazało się jednak, że ranek już dawno minął i jest już 12.38. Podniosłam się lekko by wstać i udać się na dół, ale jak tylko to zrobiłam od razu zrezygnowałam. Nie miałam w sobie żadnej siły, ani motywacji. Ponownie położyłam się i przyglądałam lampie na suficie. Wydawała się bardzo ciekawa.
Nie mam pojęcia ile zleciało mi czasu, ale nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Wtedy się przeraziłam i poważnie wystraszyłam. Bałam się, że to Marco przyszedł. To nie było zwykłe przerażenie sytuacją, ale coś zupełnie innego. Zaczęły trząść mi się ręce i dodatkowo nawet pocić. Bałam się jego widoku i osoby.
Usłyszałam jak mama z kimś rozmawia, a po chwili kroki, które kierowały się na górę. Wtedy moje przerażenie sięgnęło zenitu. Drzwi od pokoju się otworzyły, a w nich stanęli... Mario i Ann. Odetchnęłam z ulgą. Ucieszyłam się na ich widok i lekko uśmiechnęłam. Jak tylko zobaczyli, że nie śpię podeszli do mnie bliżej i po prostu mocno przytulili. Walczyłam wtedy sama ze sobą, by nie rozpłakać się przypadkiem. Nie wiem czemu, ale nie chciałam tego robić teraz. Możliwe, że dlatego, bo mam dość jak inni użalają i litują się nade mną. Nie lubię takich sytuacji.
-Jak się czujesz skarbie?-zapytała modelka jak przestaliśmy okazywać sobie już uczucia.
-Lepiej...-westchnęłam.-Wybaczcie, że zastajecie mnie w takiej sytuacji, ale nie spałam całą noc praktycznie.-wyjaśniłam.
-Przestań się tłumaczyć.-oburzył się Mario. Przez moment rozmawialiśmy o niczym ważnym. Starałam się zająć ich czymś innym. Wszystkim byle by nie wracać do tej cholernej nocy i do tej całej sprawy związanej z Marco.
-Wiki...-zaczął Mario.-Mogę się coś Ciebie spytać?-powiedział delikatnie.
-Po co się pytasz jak i tak to zrobisz?-spojrzałam na niego i podniosłam lekko do góry brwi.
-Chodzi o to jak się czujesz w związku z tą całą sytuacją? Pytam, bo nie wiemy z Ann jak Ci pomóc.
-Czuję się tak jak wyglądam.-oznajmiłam.-Mario, ja nie chcę żadnej pomocy, bo i tak nawet nie pomożecie mi. Wszystko się spieprzyło...
-Nie mów tak.-złapał mnie za dłonie, ale szybko się mu wyrwałam.-Marco bardzo żałuje. Pamiętaj, że to tylko przeszłość.
-Chcesz powiedzieć, że popierasz, to co robił kiedyś?-krzyknęłam podenerwowana słowami Gotze.
-Nie, ale przeszłość to tylko jakiś odcinek jego życia. Teraz liczy się dzisiaj. Liczy się to, że Cię kocha i na pewno...
-Mario przestań!-przerwałam mu za nim skończył.-Powinieneś i tak ode mnie dostać za to, że wiedziałeś jaki był. Wiem, że wiedziałeś. Po drugie mam tak po prostu to zaakceptować, że zaliczał laski po kolei i na drugi dzień je zostawiał? Pomyśl! Brzydzę się nim, mam go dość, nie chcę go widzieć na oczy!
-Ale...
-Dość.-syknęła Ann, która była już widocznie podirytowana zachowaniem swojego chłopaka i jednocześnie przyszłego ojca swojego dziecka. Niemka popatrzała wtedy na mnie i uśmiechnęła się serdecznie oraz wyciągnęła z torebki zdjęcie USG. Byłam jej wdzięczna, bo zaczęłyśmy rozmawiać o dzieciach i tych wszystkich kobiecych sprawach. Dzięki niej choć na chwilę zapomniałam o wszystkim innym. Przesłała mi też pozdrowienia od Ani, która nie mogła dzisiaj przyjść, bo jest na kolejnych badaniach, których z dnia na dzień ma ich coraz więcej.
Po jakimś czasie Mario zaproponował, że on uda się na trening, a Ann zostanie ze mną. Takie wyjście bardzo mi odpowiadało, bo towarzystwo dziewczyny na pewno dobrze mi zrobi.
Gdy przyjaciela już nie było, a my dalej siedziałyśmy na łóżku i rozmawiałyśmy o dzieciach, modelka na chwilę przerwała i powiedziała:
-Może nie powinnam pytać, ale powiedź mi jedno - kochasz go jeszcze, czy już przekreśliłaś?-zapytała mnie delikatnie.
-Kocham.-odparłam po krótkiej przerwie.-Ale i też przekreśliłam.
*******
Szedłem żółto - czarnymi korytarzami ze spuszczoną głową. Na ramieniu wisiała moja torba treningowa, ale jakoś nie miałem energii do piłki. W sumie od feralnej soboty nie mam ochoty na nic. Zdałem sobie sprawę jak bardzo jestem beznadziejny. Wiem jaki byłem. Raniłem bardzo dużo dziewczyn i mam nadzieję, że Sarah jest jedyną, która straciła przeze mnie życie. Żałuję i to bardzo. Żałuję też, że nie powiedziałem Wiktorii całej prawdy, ale nigdy nie było jakiejś specjalnej okazji, ale i też bałem się. Bałem się, że znienawidzi mnie. Teraz to, że ją odzyskam jest mało prawdopodobne. Mało brakowało, a przez moją głupotę Caro zabiłaby ją. Jestem kretynem i nie zasługuje na taką dziewczynę jaką jest Polka. Nie zasługuje na nic, co mam.
Wszedłem do szatni, gdzie było już parę osób, co mnie zdziwiło, bo trening powinien być już za 20 minut. Dodatkowo nikt nie był przebrany. Koledzy z drużyny nie wyglądali za szczęśliwych. Praktycznie wszyscy wiedzieli o napadzie, lecz tylko niektórzy o całej historii. Tymi osobami byli Robert, Kuba, Łukasz, Mats oraz Mario i też oczywiście Kevin. Nie wiem czy teraz reszta spostrzega mnie jakoś inaczej, czy jestem dalej taki sam dla nich. W sumie nie zdziwiło by mnie jakby nie chcieli takiej osoby jak jak w zespole.
-Siema.-przywitałem się.-Gdzie wszyscy?
-Trening przesunięto o godzinę później i Ci co jeszcze nie przyjechali zostali.-wyjaśnił nasz kapitan.
Pokiwałem tylko twierdząco głową, że rozumiem i usiadłem na ławce. Przez chwilę siedzieliśmy tak, ale w końcu postanowiłem przebrać się wyjść na boisko. Sam. Tam miałem możliwości pomyślenia, ale o czym ja mam myśleć? Mam wypominać sobie dalej jak wielkim jestem idiotą? Jak jestem bezduszny? Jak ciągle krzywdzę innych? To już staje się zbyt monotonne, bo zdaję sobie z tego rację. Gdy bylem już gotowy, wyjaśniłem kumplom, że idę na boisko. Odezwali się tylko, że usłyszeli, a ja po prostu opuściłem szatnię.
Jak znajdowałem się na korytarzu, usłyszałem wołanie. Był to Mario. Wiedziałem, że dzisiaj był u Wiktorii. W duchu prosiłem, żeby niósł mi jakieś dobre informacje. Że jest lepiej, przynajmniej z jej zdrowiem. Nie chodzi już tutaj o mnie, ale o Wiki.
-Jak ona się trzyma?-zapytałem od razu jak przyjaciel był przy mnie.
-Lepiej.-westchnął.-Ann z nią została i zajęła się. Nie myśli już o tym tylko skupiła się na dziecku.
-To dobrze.-odparłem i popatrzałem na swoje nogi. Chciałem zapytać jeszcze, czy wspominała coś o mnie, ale bałem się, że odpowiedź będzie negatywna, albo czy zwyzywała mnie od najgorszych.-A... jak... jeśli chodzi o... mnie?
-Na pewno chcesz wiedzieć?-upewnił się, a ja niepewnie pokiwałem głową.-Będę szczery... ona ma do Ciebie jakieś uprzedzenie. Mam wrażenie nawet jakby się bała. Nie będę mówił lepiej słów jakimi Cię określiła.-wyjaśnił, a ja tylko podrapałem się z bezradności po karku.
-Już nigdy jej nie odzyskam...-odpowiedziałem. Mario nie odpowiedział, co znaczyło, że zgadza się, ze mną. Po prostu odszedłem od niego i udałem się na murawę. Po drodze wstąpiłem do magazynu po piłki, które później ustawiłem przed bramką i zacząłem w nią kopać. Nic do końca nie wychodziło mi. Wściekałem się, a gdy po raz kolejny piłka poleciała ponad poprzeczkę wkurzyłem się i kolejne futbolówki wylądowały na trybunach.
-Ja pierdolę!-krzyknąłem na całe gardło, gdzie późniejsze echo roznosiło się jeszcze po stadionie przez jakiś czas. Zmarnowany opadłem na murawę i leżałem. Mógłbym nawet spędzić tak cały dzisiejszy dzień. Dzień? Kilka dni.
-Marco?-usłyszałem nagle swoje imię. Wstałem, a moim oczom ukazał się trener. Stał blisko linii bocznej i obserwował mnie. Zacząłem się kierować w jego stronę powoli. Wiedziałem, że czeka mnie teraz rozmowa z drugim ojcem.-Co ty tu robisz? Przecież trening jest przesunięty. Nikt Ci nie powiedział?-wyjaśnił swoje zdziwienie jak byłem już wystarczająco blisko.
-Powiedzieli, ale chciałem pobyć trochę sam z... boiskiem.
-Coś nie bardzo Ci dzisiaj idzie?-słusznie zauważył.
-Nic mi trenerze nie idzie. Życie zawodowe jak i prywatne.-objaśniłem.
-Dziewczyna?-słusznie zauważył i zaśmiał się lekko.
-Skąd?-zdziwiłem się.
-Oj chłopaki. Już tylu Was miałem, że da się niektóre rzeczy zauważyć od razu.-mówił uśmiechnięty. Trenerowi można powiedzieć wszystko i zaufać. Dlatego postanowiłem opowiedzieć mu wszystko, nie omijając faktów z mojej przeszłości. Słuchał, nie przerywał, kiwał głową. Gdy skończyłem nie mówił przez jakiś czas. Bałem się, że może mnie naprawdę wyrzucić z klubu.
-Kochasz ją?-zapytał.
-Bardzo.-odpowiedziałem.
-A ona?
-Nie wiem. Mario mówił, że chyba nawet się mnie boi. Boże... ja ją poważnie straciłem.
-Przestań się załamywać.-poklepał mnie po plecach.-Nie wiesz dokładnie w jakiej pozycji stoisz. Możliwe, że się boi, ale to tylko chwilowe. Po jakimś czasie uspokoi się i wtedy zadziałasz. To może być długi proces. Zaczniesz od zwykłej rozmowy, potem od dowiedzenia się na czym stoicie. Na odzyskanie zaufania potrzeba czasu, więc jedyne czego Ci potrzeba to cierpliwości. Pamiętaj jednak, że jest taka możliwość, że jednak ta sytuacja i wrażenia były silniejsze. Czasami trzeba umieć się z czymś pogodzić, by żyć dalej. Na razie pogódź się z czasem, bo go potrzebujesz. Będę trzymał za Was kciuki. Co najważniejsze nie załamuj się.
-Tak bardzo chciałbym móc już ją przytulić. Brakuje mi jej.
-Wiktoria też na pewno cierpi. Musicie przede wszystkim przetrwać początek, a potem będzie już z górki.-uśmiechnął się, a potem jego optymizm przelał się w małym stopniu na mnie.
Nagle poczułem, że dzwoni mi telefon, który wziąłem ze sobą w razie potrzeby. Przeprosiłem trenera i odebrałem. Dzwonił mój prawnik.
-Halo?
-Nie mam dobrych wiadomości...
________________________________________________________________
SPÓŹNIONY 36 ROZDZIAŁ :)
Wybaczcie, że dodaje tak późno, ale ostatnio naprawdę nie mam na nic czasu :/
Egzaminy, wybór szkoły, jeszcze teraz mam problemy z matematyką :(
Czy tylko u mnie jest już czasami tak źle, że mam ochotę wszystko rzucić?
Pierwszą część rozdziału pisałam pod przymusem. Nie miałam weny, ani ochoty. Dopiero dzisiaj dostałam jakiegoś kopa, więc mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział się podoba ;)
Czy to już koniec miłości?
Co stanie się z Wiktorią i Marco?
Co może chcieć prawnik od Marco? Ma kłopoty?
Przypominam, że jeżeli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego aska :)
Zachęcam wszystkich do komentowania, bo to bardzo motywuje, a ostatnio nie mam jakiejkolwiek siły do pisania. Nie chodzi, że nie mam dla kogo pisać, bo wiem, że jesteście! Dziękuję już teraz za każde miłe słowo :)
Do następnego!
ENJOY ♥
Wszedłem do szatni, gdzie było już parę osób, co mnie zdziwiło, bo trening powinien być już za 20 minut. Dodatkowo nikt nie był przebrany. Koledzy z drużyny nie wyglądali za szczęśliwych. Praktycznie wszyscy wiedzieli o napadzie, lecz tylko niektórzy o całej historii. Tymi osobami byli Robert, Kuba, Łukasz, Mats oraz Mario i też oczywiście Kevin. Nie wiem czy teraz reszta spostrzega mnie jakoś inaczej, czy jestem dalej taki sam dla nich. W sumie nie zdziwiło by mnie jakby nie chcieli takiej osoby jak jak w zespole.
-Siema.-przywitałem się.-Gdzie wszyscy?
-Trening przesunięto o godzinę później i Ci co jeszcze nie przyjechali zostali.-wyjaśnił nasz kapitan.
Pokiwałem tylko twierdząco głową, że rozumiem i usiadłem na ławce. Przez chwilę siedzieliśmy tak, ale w końcu postanowiłem przebrać się wyjść na boisko. Sam. Tam miałem możliwości pomyślenia, ale o czym ja mam myśleć? Mam wypominać sobie dalej jak wielkim jestem idiotą? Jak jestem bezduszny? Jak ciągle krzywdzę innych? To już staje się zbyt monotonne, bo zdaję sobie z tego rację. Gdy bylem już gotowy, wyjaśniłem kumplom, że idę na boisko. Odezwali się tylko, że usłyszeli, a ja po prostu opuściłem szatnię.
Jak znajdowałem się na korytarzu, usłyszałem wołanie. Był to Mario. Wiedziałem, że dzisiaj był u Wiktorii. W duchu prosiłem, żeby niósł mi jakieś dobre informacje. Że jest lepiej, przynajmniej z jej zdrowiem. Nie chodzi już tutaj o mnie, ale o Wiki.
-Jak ona się trzyma?-zapytałem od razu jak przyjaciel był przy mnie.
-Lepiej.-westchnął.-Ann z nią została i zajęła się. Nie myśli już o tym tylko skupiła się na dziecku.
-To dobrze.-odparłem i popatrzałem na swoje nogi. Chciałem zapytać jeszcze, czy wspominała coś o mnie, ale bałem się, że odpowiedź będzie negatywna, albo czy zwyzywała mnie od najgorszych.-A... jak... jeśli chodzi o... mnie?
-Na pewno chcesz wiedzieć?-upewnił się, a ja niepewnie pokiwałem głową.-Będę szczery... ona ma do Ciebie jakieś uprzedzenie. Mam wrażenie nawet jakby się bała. Nie będę mówił lepiej słów jakimi Cię określiła.-wyjaśnił, a ja tylko podrapałem się z bezradności po karku.
-Już nigdy jej nie odzyskam...-odpowiedziałem. Mario nie odpowiedział, co znaczyło, że zgadza się, ze mną. Po prostu odszedłem od niego i udałem się na murawę. Po drodze wstąpiłem do magazynu po piłki, które później ustawiłem przed bramką i zacząłem w nią kopać. Nic do końca nie wychodziło mi. Wściekałem się, a gdy po raz kolejny piłka poleciała ponad poprzeczkę wkurzyłem się i kolejne futbolówki wylądowały na trybunach.
-Ja pierdolę!-krzyknąłem na całe gardło, gdzie późniejsze echo roznosiło się jeszcze po stadionie przez jakiś czas. Zmarnowany opadłem na murawę i leżałem. Mógłbym nawet spędzić tak cały dzisiejszy dzień. Dzień? Kilka dni.
-Marco?-usłyszałem nagle swoje imię. Wstałem, a moim oczom ukazał się trener. Stał blisko linii bocznej i obserwował mnie. Zacząłem się kierować w jego stronę powoli. Wiedziałem, że czeka mnie teraz rozmowa z drugim ojcem.-Co ty tu robisz? Przecież trening jest przesunięty. Nikt Ci nie powiedział?-wyjaśnił swoje zdziwienie jak byłem już wystarczająco blisko.
-Powiedzieli, ale chciałem pobyć trochę sam z... boiskiem.
-Coś nie bardzo Ci dzisiaj idzie?-słusznie zauważył.
-Nic mi trenerze nie idzie. Życie zawodowe jak i prywatne.-objaśniłem.
-Dziewczyna?-słusznie zauważył i zaśmiał się lekko.
-Skąd?-zdziwiłem się.
-Oj chłopaki. Już tylu Was miałem, że da się niektóre rzeczy zauważyć od razu.-mówił uśmiechnięty. Trenerowi można powiedzieć wszystko i zaufać. Dlatego postanowiłem opowiedzieć mu wszystko, nie omijając faktów z mojej przeszłości. Słuchał, nie przerywał, kiwał głową. Gdy skończyłem nie mówił przez jakiś czas. Bałem się, że może mnie naprawdę wyrzucić z klubu.
-Kochasz ją?-zapytał.
-Bardzo.-odpowiedziałem.
-A ona?
-Nie wiem. Mario mówił, że chyba nawet się mnie boi. Boże... ja ją poważnie straciłem.
-Przestań się załamywać.-poklepał mnie po plecach.-Nie wiesz dokładnie w jakiej pozycji stoisz. Możliwe, że się boi, ale to tylko chwilowe. Po jakimś czasie uspokoi się i wtedy zadziałasz. To może być długi proces. Zaczniesz od zwykłej rozmowy, potem od dowiedzenia się na czym stoicie. Na odzyskanie zaufania potrzeba czasu, więc jedyne czego Ci potrzeba to cierpliwości. Pamiętaj jednak, że jest taka możliwość, że jednak ta sytuacja i wrażenia były silniejsze. Czasami trzeba umieć się z czymś pogodzić, by żyć dalej. Na razie pogódź się z czasem, bo go potrzebujesz. Będę trzymał za Was kciuki. Co najważniejsze nie załamuj się.
-Tak bardzo chciałbym móc już ją przytulić. Brakuje mi jej.
-Wiktoria też na pewno cierpi. Musicie przede wszystkim przetrwać początek, a potem będzie już z górki.-uśmiechnął się, a potem jego optymizm przelał się w małym stopniu na mnie.
Nagle poczułem, że dzwoni mi telefon, który wziąłem ze sobą w razie potrzeby. Przeprosiłem trenera i odebrałem. Dzwonił mój prawnik.
-Halo?
-Nie mam dobrych wiadomości...
________________________________________________________________
SPÓŹNIONY 36 ROZDZIAŁ :)
Wybaczcie, że dodaje tak późno, ale ostatnio naprawdę nie mam na nic czasu :/
Egzaminy, wybór szkoły, jeszcze teraz mam problemy z matematyką :(
Czy tylko u mnie jest już czasami tak źle, że mam ochotę wszystko rzucić?
Pierwszą część rozdziału pisałam pod przymusem. Nie miałam weny, ani ochoty. Dopiero dzisiaj dostałam jakiegoś kopa, więc mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział się podoba ;)
Czy to już koniec miłości?
Co stanie się z Wiktorią i Marco?
Co może chcieć prawnik od Marco? Ma kłopoty?
Przypominam, że jeżeli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego aska :)
Zachęcam wszystkich do komentowania, bo to bardzo motywuje, a ostatnio nie mam jakiejkolwiek siły do pisania. Nie chodzi, że nie mam dla kogo pisać, bo wiem, że jesteście! Dziękuję już teraz za każde miłe słowo :)
Do następnego!
ENJOY ♥
Gdybyś nie wspomniała, że pierwszą część pisałaś pod przymusem, nigdy bym się nie domyśliła, bo jest świetna ;) Dałaś dużo opisów, ale akurat tutaj są potrzebne (zresztą, akurat ja lubię rozdziały z długimi opisami :)). Wiki ma cudownych przyjaciół, zarówno w swoich rodzicach, jak i w Ann oraz Mario i dobrze, że nie zostawiają jej samej.
OdpowiedzUsuńCo do Reusa z kolei, to teraz naprawdę widać, że żałuje tego, co robił i mam nadzieję, że prędzej czy później uda mu się odzyskać Wiki, bo oboje za sobą tęsknią! No i rady tatusia Kloppa zawsze z modzie :D Ciekawe tylko, czego chce ten prawnik... Akurat kłopoty są teraz Reusowi najmniej potrzebne :/
Do zobaczenia przy następnym!
Wesołych świąt ♡♡
Kurczę.... pogmatwało się. Wszystko się pogmatwało. :x
OdpowiedzUsuńWiktoria ma niesamowitego brata. ♥ Jest młodszy, a jak wiele potrafi zrozumieć. Czasem wydaje mi się, że to on jest bardziej poważny niż ona... :) Mama Wiktorii jest równie fantastyczna. Cieszę się, że między nimi jest tak, a nie tak, jak kiedyś. ;)
Nie zapominajmy o tym, że ma też wspaniałych przyjaciół. Nie dziwię się, że Mario zapytał ją o Marco. Przecież za równo ona jak i on są jego przyjaciółmi. Jest pomiędzy przysłowiowym "młotem a kowadłem". :x
Pan trener Klopp jest bardzo mądrym człowiekiem. Niejednokrotnie pomógł już Marco uporać się z kłopotami. Marco mógł przyjść do niego z każdym, najmniejszym czy też największym problemem i zawsze odnalazł wyrozumienie i wsparcie. :)
Myślę, że jeszcze będa razem. Oboje potrzebują czasu, z tym, że Wiktoria potrzebuje go chyba nieco więcej. Ale ja wierzę w ich miłość. Bo przecież to ich łączy, prawda? Miłość. ♥
Teraz nasuwa mi się na myśl pewien cytat: "Czas leczy niemal wszystkie rany, daj mu tylko trochę czasu". :) I wiem, ze tak też będzie z naszymi bohaterami. :)
Czekam na więcej! :*
Buziaki! :*
Wesołych Świąt! :)
O kurczę ale się porobiło! Co chciał ten prawnik??? Blog jest świetny przeczytałam od prologu i powiem szczerze ,że nie wiedziałam ,że to wszystko tak się potoczy! :o No ale teraz czekać na 37 ! :) Pozdrawiam i życzę dużo weny do pisania ! :)
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to bardzo :*
UsuńRównież pozdrawiam ♥
Zaprosiłaś mnie więc jestem ^^ Zaczęłam czytać i juz pokochałam Twoje opowiadania <3
OdpowiedzUsuńCzekam na Ciąg dalszy :)
Pozdrawiam :*
http://happiness--is--everywhere.blogspot.com/