"PO BURZY ZAWSZE WYCHODZI SŁOŃCE"
*******
Czy to normalne, że ktoś boi się otworzyć oczy, bo nie chce się rozczarować? Bałem się, że gdy już w pełni się obudzę zobaczę puste miejsce obok. Będę sam, a to wszystko, co było piękne było po prostu zwykłym snem. To, że ja i Wiktoria się pogodziliśmy, zaręczyliśmy... że tego nie ma. Postanowiłem jednak zaryzykować i powoli zacząłem podnosić powieki. Była tam. Czyli to jednak nie sen. To jawa. Nie spała już i leżała obok mnie. Bawiła się pierścionkiem, który cały czas zdobił jej palec. Patrzała na niego, obracała. Zupełnie jakby nie dowierzała, że należy do niej i kto wie... że może już za kilka miesięcy będzie nosiła moje nazwisko przy imieniu. Uśmiechnąłem się na ten widok i przybliżyłem do niej oraz przytuliłem się do jej klatki piersiowej. Dziewczyna lekko drgnęła i popatrzała na mnie. Sam pocałowałem ją delikatnie w obojczyk i delektowałem się jej obecnością. Moja cierpliwość została wystawiona na ogromną próbę, ale najwidoczniej się opłaciło. Jestem teraz niesamowicie szczęśliwy, że mam ją blisko siebie.
-Dlaczego mnie nie obudziłaś?-zapytałem zaspanym głosem.
-Tak słodko spałeś, że nie miałam serca ci przerywać. Wiesz, że uśmiechasz się przez sen?-zapytała rozbawiona i jednocześnie zaczęła bawić się moimi włosami.
-Uśmiecham się, bo jesteś przy mnie.-powiedziałem wstając wcześniej i opierając się na rękach pocałowałem ją w usta.-Tęskniłem...
-Ja też i dalej nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś.-odparła i oboje wróciliśmy do pozycji leżącej. Teraz to ona leżała przytulona do mnie. Objąłem ją delikatnie rękoma zupełnie jakbym bał się, że ucieknie.
-To znaczy? Że się oświadczyłem? Zawsze mogłaś odmówić.-zaśmiałem się.
-Nie... znaczy tak, ale tu chodzi bardziej o to, że to ja jestem tą osobą, z którą chcesz spędzić resztę życia. To jest jak jakaś bajka. Jestem ja, ty, zaręczyliśmy się, kochamy się, mam wspaniałych przyjaciół przy sobie, relacje z moją rodziną są najlepsze od lat. Pomyśleć, że przyleciałam tu pod przymusem i dla brata. Nie chciałam tu być, a teraz? Nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej. Nie bez ciebie, ale to wszystko... to... To nie dzieję się w życiu, tylko w filmach.-wymieniała. Popatrzałem na nią. Miała inną twarz. Nie taką, która powinna mieć świeżo upieczona narzeczona. Ona chyba naprawdę myśli, że to jest sen, albo, że po prostu sobie na to nie zasłużyła.
-Wiki... pamiętaj, że takie jest właśnie życie. Często nas zaskakuje. Jak będziemy się ciągle zastanawiali nad jego sensem, nad tym, czy zasłużyliśmy na daną rzecz, osobę, to nie zajdziemy za daleko. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez twojej obecności. Nie chcę nikogo innego. Mówiłem ci to już wczoraj i będę powtarzał nawet w nieskończoność, jeśli będzie trzeba.-skończyłem i przytuliłem ją do siebie, a ona pogłębiła uścisk z kilka razy mocnej. Z pozoru wygląda na twardą osobę, a prawda jest taka, że Polka potrafi być wrażliwa i wiele razy to już udowodniła. Silna dziewczyna, ale skrywa w sobie duszę kruchej osóbki, która może się rozbić pod wpływem jednego słowa. Jednak ja kochałam ją niezależnie od tego jaka jest bardziej. Twarda i stanowcza, czy delikatna i wrażliwa. Kocham ją mimo wszystko i pomimo wszystko.
-Marco, ale musimy pamiętać, że w związkach zdarzają się problemy i kłótnie. To nieuniknione.-powiedziała.
-Wiem to. Doskonale jestem tego świadom, ale musimy robić wszystko by było ich najmniej i rozmawiać ze sobą jak najwięcej.
-Wybacz, że ja nie porozmawiałam z tobą od razu tylko nawrzeszczałam. Jak Carolin pojawiła się wtedy u ciebie to nie myślałam. Wszystko mi się zawaliło, a potem jeszcze ta sprawa z tą dziewczyną...
-Wiesz, najlepiej jak po prostu zapomnimy jak było i zacznijmy się skupiać jak będzie?-zapytałem i pogłaskałem ją po głowie.
-Co masz na myśli?
-To, że za jakiś mniej lub bardziej odległy czas będziesz moją żoną.-odpowiedziałem na co dziewczyna zachichotała.-Nie śmiej się. Ja tylko mówię jak będzie. Na razie skup się na szkole, a potem...
-Najpierw, to my musimy zająć się moimi rodzicami. Jak nie zabiją nas przy okazji to będzie chyba cud.-gadała rozbawiona, ale po chwili zupełnie jakby ktoś ją wyłączył jakimś przyciskiem, przestała się śmiać. Nagle podniosła się jak oparzona i popatrzała na mnie z przerażeniem w oczach.
-Co się stało?-zaniepokoiłem się.
-Jestem martwa...-tylko tyle wypowiedziała i przeniosła wzrok na szafkę obok, gdzie leżała jakaś moja koszulka, którą powinienem wcześniej schować, ale jakoś tak wyszło, że tego nie robiłem. Wiktoria wstała w tak szybkim tempie, że nie miałem nawet okazji rzucić okiem na jej idealne, nagie ciało, na które założyła szybko mój t-shirt.
-Wyjaśnisz coś, czy nie bardzo?-mówiłem do niej.
-Pożyczam na chwilę.-wypowiedziała i zniknęła za drzwiami. Bylem zdziwiony jej zachowaniem i troszkę się zmartwiłem, ale na pewno nie uciekła przecież. Nie, ubrana tylko w moją koszulkę. Wstałem zmuszony z łóżka i ubrałem leżące obok bokserki i również wyciągnąłem bluzkę z garderoby i poszedłem na dół, gdzie zobaczyłem jak Wiktoria patrzy coś w telefonie. Była widocznie zdenerwowana.
-Stało się coś?-dopytywałem i oparłem się o blat w kuchni.
-Stało się. Lepiej sam spójrz na swój telefon.-poradziła, a ja złapałem za małe urządzenie i zanim go odblokowałem Polka dodała.-20 nieodebranych połączeń od mamy, 24 od taty, 15 od Ani, 30 od Mario. Jest jeszcze kilka od Roberta, Ann, Laury i Emmy.-powiedziała, a ja oniemiałem. Oboje zachowaliśmy się nieodpowiedzialnie i zupełnie jak małe dzieci. Dziewczyna trzymała swojego iPhona w ręku i patrzała na niego jak zaczarowana. Sam bałem się powtórzyć jej gest i spojrzeć jak jest u mnie. Postanowiłem jednak zaryzykować i dostrzegłem, że ze mną wcale nie jest lepiej. Choć do mnie głównie to dodzwaniał się Mario, ale wiele razy dzwonili też Ania, Robert czy nawet rodzice Wiki.
-Nie żyjemy.-stwierdziłem i popatrzałem na nią. Miała poważną minę, ale zaraz po chwili uśmiechnęła się i zaczęła się śmiać, a ja razem z nią.
-To co? Dzwonimy do nich i uspokajamy?-spytałem śmiejąc się cały czas.
-Tak, dzwoń do Mario i uspokój go, a ja rodziców.-zarządziła i tak też zrobiliśmy. Wiktoria odeszła kawałek dale i czekała na połączenie telefoniczne z rodziną. Ja natomiast stojąc w kuchni wykręciłem numer do Götze. Nie musiałem długo czekać, bo zaledwie po kilku sekundach usłyszałem jego ten charakterystyczny głos.
-MARCO?!-krzyknął głośno do słuchawki.
-Ta.. to ja. Wiem, że pewnie mnie zaraz zabijecie, ale....
-Ile ty masz lat człowieku!-krzyczał.-Pomyślałeś, co my przechodzimy? Od czego masz telefon? Nie mogłeś się odezwać? Martwiliśmy się do ciebie. Byłem u ciebie, ale oczywiście jaśnie pan nie podał mi kodu, bym mógł wejść. Jasne, bo po co!-pomocnik denerwował się coraz bardziej, a wiem, że jest osobą, którą trzeba powoli uspokajać.
-Mario, spokojnie. Dziękuję za troskę, ale jestem cały.-zaśmiałem się do słuchawki, ale zawodnik BVB nie za bardzo podzielał mój entuzjazm.
-A i jeszcze jedno...-zaczął spokojnie.-Jest z tobą Wiki?-pytał powoli, jakby bał się tego, co usłyszy. Bał się negatywnej odpowiedzi. Normalnie okłamałbym go w ramach wielu zemst za podobne żarty, ale Mario jest zbyt zestresowany, więc daruje mu.
-Tak jest u mnie. Była ze mną całą noc, więc odwołaj poszukiwania.
-Nawet nie wiesz jaką czuję ulgę.-westchnął.-Ale Marco...
-Tak?
-To znaczy, że wy... Ty i Wiki... Jesteście pogodzeni?-podpytywał delikatnie brunet, a ja zaśmiałeś się do słuchawki. Postanowiłem nic mu na razie nie zdradzać, a przynajmniej nie ze szczegółami.
-Tak Mario. Jest już okej, ale porozmawiamy dzisiaj wieczorem.-odpowiedziałem.
-Chyba będzie okazja na wcześniejsze spotkanie, bo właśnie idę z Robertem do ciebie, więc mógłys z łaski swojej podać mi ten cholerny kod!-krzyknął na koniec. Więc, jak się okazało, Mario wraz z Lewym wyruszyli na poszukiwania. Jak widać nie były potrzebne, ale oboje muszą sprawdzić, czy Wiktoria naprawdę jest ze mną, czy żyjemy i dowiedzieć się więcej informacji na temat naszej relacji. Już jestem ciekaw ich reakcji na nasze zaręczyny. Poprosiłem też Götze by zadzwonił do reszty włączonej w poszukiwania, by odwołał wszystko i że jesteśmy cali i zdrowi. Przyjaciele mieli zaraz się u mnie zjawić i kiedy kończyłem dzwonić Wiktoria również odkładała telefon.
-I jak?-zapytałem podchodząc do niej i tuląc się od tylu.
-Wkurzeni byli, ale cieszą się, że jest wszystko okej. Zapewne czeka mnie teraz rozmowa z nimi jak wrócę, ale powiedziałam, że będę po śniadaniu.-oznajmiła, a ja powiadomiłem ją.
-Odwiozę cię nawet, ale najpierw musimy czekać na Lewego i Mario, bo wyruszyli na nasze poszukiwania.
-Oni są niemożliwi.-zaśmiała się ponownie dzisiejszego dnia. Dziś dobry humor nie mógł nam przeszkodzić w czymkolwiek.-Dobra, to ja idę się lepiej ubrać i tobie też to radzę, bo na ich miejscu nie chciałabym zobaczysz nas tak ubranych.-zaakcentowała przedostatnie słowo jednocześnie mierząc mnie od góry do dołu.
-Brawo geniuszu!-krzyknęłam do niego.-Teraz proszę. Ty się im tłumacz.-zarządziłam, a Marco nie miał innej możliwości, jak po prostu wyjaśnić towarzystwu, co wydarzyło się poprzedniej nocy, ale oczywiście, bez szczegółów, które miały miejsca w sypialni blondyna.
Chłopaki siedzieli i z uwagą wsłuchiwali się w opowieść swojego przyjaciela. Ponownie mogłam słyszeć różne pochlebstwa na mój temat oraz to, że wiąże ze mną swoją przyszłość. Mario i Robert byli zszokowani tymi wieściami, ale z drugiej strony bardzo się cieszyli. Gratulacją z ich strony nie było końca, ale to dobrze, bo bałam się, że przyjmą to trochę inaczej. Nasza czwórka posiedziała jeszcze z 20 minut i chłopaki się już musieli zbierać na trening, ale za kilka godzin przecież ponownie mieliśmy się z nimi widzieć na parapetówie. Piłkarze, wychodząc, dodatkowo zatwierdzili, że nie powiedzą nikomu o nowinie, ale będziemy musieli to zrobić dzisiaj sami, bo inaczej zrobią to oni, a to już mogło być mniej ciekawsze.
Około godziny 11 wraz z Marco wychodziliśmy z mieszkania i szliśmy do samochodu. Blondyn uparł się, że mnie zawiezie, a przy okazji przeprosi moich rodziców, bo uznał, że po części to jego wina. Jadąc czarnym, sportowym autem niby rozmawiałam z kierowcą, ale myślami byłam gdzie indziej, a konkretnie w domu, ponieważ bałam się trochę spotkania z rodzicami. Mama na pewno będzie panikowała, przez poprzednie wydarzenia, lecz gdyby mój nocny spacer był jedynym problemem byłoby pięknie. Muszę jeszcze pomyśleć nad tym, jak powiedzieć moim rodzicom, że wychodzę za mąż. Okej, niby z Reusem oboje ustaliliśmy, że to jeszcze poczeka, ale nie mogę przecież tego ukrywać. Może i mam te 18 lat, ale przecież to jasne, że mama z tatą mogą wyrazić swoje niezadowolenia. Zależy mi na ich zdaniu i na tym by nasze relacje były takie jakie są teraz. Dobre, bez kłótni i nieporozumień. Przecież w rodzinie też są jakieś wartości, które się liczą. Jednak nie należy zapominać, że to jest moje życie i mogę nawet jutro założyć białą suknię i lecieć na ceremonie.
-Słuchasz mnie?!-usłyszałam niespodziewanie podniesiony głos mojego towarzysza. Patrzał się na mnie z bananem na twarzy, a ja dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy pod moim domem.
-No... wyłączyłam się na chwilę.-odparłam uśmiechając się niewinnie.
-Pytałem się czy jesteś gotowa i masz jakąś przemowę przygotowaną.-odpowiedział odpinając pas.
-Szczerze to nie.-powtórzyłam czynność.-Marco... ja chcę to zrobić teraz. Chcę to już mieć z głowy i powiedzieć im.-wyjaśniłam. Piłkarz nie krył zdziwienia, ale po kilku sekundach ciszy pocałował mnie w czoło, tuląc do siebie, mimo, że nie mieliśmy zbyt wielkiego pola do popisu, bo przednie siedzenia w aucie nie są za najlepszym miejscem na przytulanie.
-No, to co? Idziemy?-zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Chociaż tak na prawdę nie było. Idąc powoli z Astona do drzwi, cały czas zastanawiałam się od czego mam zacząć. Czy od razu przejść do konkretów, czy walnąć im jakąś przemowę o naszej miłości? Nic. Po prostu nic. Kompletna pusta ogarnęła mnie w głowie, a do tego dochodził stres. Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak denerwowałam.
-Ręce ci się pocą.-szepnął blondyn jak byliśmy już obok naszego celu.
-No co ty nie powiesz?-sarknęłam.-A ty niby taki spokojny? Jeszcze mi powiesz, że nie boisz się?
-Sama chciałaś im powiedzieć.-odpowiedział.-Wiki, przeżyjemy. Jak coś to twój tata rzuci się najpierw na mnie, a w tym czasie ty będziesz miała czas na ucieczkę. Taki bohater ze mnie.-powiedział i wypiął pierś jakby naprawdę był jakimś herosem. Przewróciłam tylko oczami i złapałam w dłonie klamkę. Chwile tak stałam, ale powiedziałam sobie, że trzeba być w życiu odważnym. Głośno spuściłam powietrze z ust i pewnie weszliśmy do środa, cały czas trzymając się za ręce.
-Jestem mamo!-krzyknęłam, ale niepotrzebnie, bo zobaczyłam mamę w kuchni, która myła naczynia. Szybko odwróciła się do mnie i popatrzała na nas. Widać było w niej taki osobisty dylemat. Z jednej strony była na mnie wściekła, ale z drugiej cieszyła się naszym szczęściem.
-W końcu jesteście.-nagle pojawił się tata i przystał obok mamy.
-Cześć wam.-powiedziałam skruszona, co oczywiście było takim małym przedstawieniem z mojej strony. Chciałam zrobić dobre wrażenie wraz z Marco. Chłopak oczywiście dodał swoje kilka groszy i również przeprosił moim rodziców. Oboje, po kilka dobrych minut tłumaczyliśmy się z wczorajszego dnia i tego, co się wydarzyło, omijając umiejętnie pewne wydarzenia. Oczywiście nie powiedzieliśmy jeszcze im o zaręczynach, co było dla mnie dobre, bo nie miałam jeszcze na tyle odwagi by się im przyznać. Gdy skończyliśmy, rodzice na początku sceptycznie podeszli do sprawy, ale jak zobaczyli nas szczęśliwych, zrozumieli ile to wszystko nas kosztowało. Obiecałam im, że już nigdy nie zrobię nic takiego. Wybaczyli i przyjęli przeprosiny, a my z Marco odetchnęliśmy z ulgą. Chociaż jeden problem mamy z głowy. Musimy przyznać się jeszcze, że zaręczyliśmy się. W normalniej rodzinie, jest to powód do dumy, a narzeczeni mówią o tym z radością, ale jako, że my nie jesteśmy normalni, a w szczególności ja i mój narzeczony, to tak nie będzie.
-Mamo...-zaczęłam.-Jest jeszcze jedna rzecz, którą powinniśmy wam powiedzieć.-dopowiedziałam. Ciągle staliśmy w progu, trzymaliśmy się za ręce oraz obserwowaliśmy ich reakcje. Tata był nawet spokojny, ale mama jakby pobladła.
-Wiedziałam.-dopowiedziała pewnie po chwili, a my popatrzeliśmy najpierw na nią, a potem na siebie nawzajem.
-Co? Ale jak... skąd?-zapytał piłkarz z numerem jedenaście. Natomiast moja mama, która wcześniej stała przy zlewie i myła naczynia, stanęła obok i zaczęła wycierać talerze.
-Te humorki Wiktorii znikąd się nie wzięły, pokłóciliście się pewnie o dziecko, a po za tym Wiki przytyła znacząco.-wypowiedziała, a ja wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Jakie dziecko do cholery?
-Mamo!-krzyknęłam.-Po pierwsze nie jestem w żadnej ciąży! Pokłóciliśmy się o coś innego i... wcale nie przytyłam!-oburzyłam się na co Marco zaśmiał się cicho pod nosem, co skutkiem było uderzenie łokciem w bok. Mężczyzna aż się syknął i popatrzał na mnie, a ja wykorzystałam to wtedy oraz skarciłam go spojrzeniem.
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło...-odetchnęła.
-Ale wtedy. co się stało?-dopytał ojciec. Nadeszła ta chwila, że oboje z Marco powinniśmy wyjawić prawdę. Serce zaczęło bić mi szybciej. Nie było już wtedy odwrotu.
-Mamo... tato...-zaczęłam.-Bo... my wczoraj...-kręciłam.
-No dawaj Wiki. Teraz to już chyba nie ma nic, co by mnie wytrąciło z równowagi.-powiedziała pewnie wycierając kolejne talerz. Och, jak bardzo się mylisz...
-Bo, bo.... Marco... i ja...
-Zaręczyliśmy się!-krzyknął przerywając mi. Mamie wypadło naczynie na ziemie i potłukło się. Tata o mały włos nie zakrztusił się własną śliną, a na domiar złego na dół zszedł właśnie mój brat, któremu wypadły wszystkie chipsy z paczki, którą jadł. Cała trójka patrzała na nas, zupełnie jakbyśmy powiedzieli, że zmieniamy płeć. Nic nie mówili, tylko z otwartymi buziami wpatrywali się na nas dalej. Natomiast my z Marco zrobiliśmy głupią minę i czekaliśmy na dalsze rozwiązanie sytuacji.
-No, powiedźcie coś?-zarządziłam.
-Widziałem, że oboje jesteście wariatami, ale no, bez przesady.-skomentował Kuba.-Marco, ty wiesz, w co ty się pakujesz?-szepnął ciszej do piłkarza.
-Dzięki!-odparłam z ironią.-Na ciebie zawsze można liczyć.
-Wiktoria... ale jak to zaręczyliście? Boże... dziewczyno! Ty masz 18 lat, maturę przed sobą. Będziesz miała jeszcze czas na zabawy w ślub. Z całym szacunkiem Marco, ale to wydaje mi się najgłupszym pomysłem na jaki mogliście wpaść.-mówiła groźnie. Natomiast mój tata stał dalej oparty o ścianę i wyraźnie nad czymś się zastanawiał.
-Uważa pani to za zabawę?-oburzył się lekko blondyn.
-A jak inaczej to można nazwać?-odparła.-Marco, ja rozumiem kochacie się, ale jesteście jeszcze młodzi. Jeszcze w życiu może się wam wiele pozmieniać. Mogłeś poczekać chwilę, szczególnie biorąc pod uwagę to, że dopiero co pogodziliście się. Tak ma wyglądać wasza przyszłość? Małżeństwo to odpowiedzialność!-dodała.
-Nie chcemy się teraz żenić, ale to jest taki symbol miłości. Po za tym nie mów, że nie jesteśmy odpowiedzialni, bo jesteśmy-walczyłam dalej o rację.
-Mogliście to pokazać inaczej. Nie, nie zgadzam się na to. Przykro mi.-trzymała swego.
-Ale my nie pytamy się ciebie o zgodę, tylko oświadczamy. Pragnę przypomnieć, że jesteśmy dorośli i...
-Właśnie widzę jacy jesteście dorośli...
-DOŚĆ!-krzyknął mój rodziciel. Przez cały ten czas się nie odzywał aż do teraz. Popatrzałam na niego i tylko czekałam aż zezłości się i on. Tata natomiast wyprostował się i powoli zaczął podchodzić do Reusa. Blondyn był trochę zdezorientowany. W sumie ja też. Bałam się, że wybuchnie, albo i coś mu zrobi. W końcu był już wystarczająco. Czekałam tylko na to, jak zaatakuje i nagle... Michał Müller - mój ojciec, urodzony 7 listopada 1976, przytulił mojego narzeczonego! Piłkarz nie bardzo rozumiał, o co chodzi, ale przyjął ten braterski uścisk.
-Marco...-rozpoczął swoją przemowę.-Nie pochwalam tego. Wydaję mi się, że jesteście za młodzi na takie posunięcie, ale... Jesteś dorosły. Oboje. Masz w końcu te swoje 25 lat i zdążyłem cię już trochę poznać. Może i rzeczywiście pośpieszyłeś się, ale naprawdę musisz ją kochać. Wasza miłość mimo problemów przetrwała i jestem z was dumny, że tak to się skończyło. Moja córka również mocno cię kocha. Widzę to i proszę cię, dbaj o nią. Jesteś chyba jedynym odpowiednim kandydatem na to stanowisko, więc nie spieprz tego. Ja nie mam nic przeciwko, a z nią porozmawiam.-mrugnął do nas i uśmiechnął się do mamy, która stała z założonymi rękoma.-Już nie mogę się doczekać, jak będę cię odprowadzał do ołtarza. Kocham cię córeczko. I wierzę, że będziesz szczęśliwa przy nim, bo będzie prawda?-skierował pytanie do piłkarza.
-Nie ma innej możliwości.-zaśmiał się ukazała rząd swoich zębów. Następnie to mnie tata przytulił, a ja szepnęłam mu do ucha:
-Dziękuję.
-Nie złość się już.-odwrócił się tata do mamy.-Nasz córka już dorasta i nie możemy nic z tym zrobić. To ja powinienem być zły, bo nie jestem już jedynym mężczyzną w jej życiu.-zaśmiał się.
-Tak, ale to ty zawsze będziesz tym pierwszym, którego pokochałam.-powiedziałam i wytarłam łzę, która leciała mi po policzku ze wzruszenia. Wtedy cala nasza czwórka i nawet mój brat tuliła się zbiorowo. Nie spodziewałam się takiej decyzji mojego taty i takiej postawy. Zaskoczył mnie. Pozytywnie oczywiście. Dodatkowo jego słowa zapamiętam już do końca życia, bo były przepiękne. Tata udowodnił, że mimo problemów jakie były w moim dzieciństwie, to zawsze mnie kochał, a ja go. Mimo problemów i mimo, że mówiłam wiele razy jak ich nienawidzę.
-Marco?-odezwał się mój brat.-Ale tak na poważnie. Ty wiesz w co się pakujesz?!-krzyknął, a my wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-ŻARTUJECIE?!-krzyczeli pozostali, a potem byliśmy już przez nich tuleni i ściskani. Nasi przyjaciele zareagowali jak zawsze wspaniale. Już jak dowiedzieli się, że pogodziliśmy się byli w siódmym niebie, a po wiadomości o zaręczynach po prostu oszaleli. Dziewczyny już się mnie pytały jaką mam zamiar ubrać suknię, gdzie miała by odbyć się ceremonia, a co najważniejsze wszyscy, dosłownie wszyscy byli w szoku (pozytywnym) nagłej zmiany Marco. Wszyscy kojarzyli go z osobą która nie może się ustatkować. Jednak nasz związek chyba idealnie obrazuje, co się dzieje z osobami, które się zakochają. Przecież, gdyby mi ktoś powiedział, że jak wyjadę do Niemiec poznam wspaniałych przyjaciół, zakocham się i mężczyzna moich marzeń mi się oświadczy, to bym wyśmiała tę osobę. Najwidoczniej dobre rzeczy się jednak zdarzają. Byłam, a szczęśliwa, a Ann i Ania to chyba by mnie udusiły, gdybym im nie uciekłam.
Gdy właśnie rozmawiałam z modelką, zauważyłam, że na balkonie w domu Marco, stoi Ania - zmartwiłam się. Stała oparta o barierkę i spoglądała w dal. Postanowiłam przeprosić towarzystwo i wybrałam się do niej.
-Przeziębisz się.-zaśmiałam się jak już wychodziłam na świeże powietrze. Karateczka się również po spojrzeniu na mnie uśmiechnęła się do mnie. Tym razem rolę się odwróciły. Stanęłam obok niej i patrzałyśmy tak razem na miasto. W sumie nie wiem na co, dlaczego, ale było wspaniale. Dwie przyjaciółki i panorama Dortmundu, gdzie w oddali prezentował się SIP.
-Życie jest dziwne, prawda?-mówi, a ja spoglądam na nią.
-Taak. Będę to już chyba do końca życia powtarzać. Wystarczy, że spojrzysz na mnie i na Marco. To wszystko jest niesamowite...
-Zobacz ile złego spotkało nas wszystkich w tak krótkim czasie, a mimo wszystko ciągle wierzyliśmy, że będzie dobrze. Rozstania, powroty, wypadki, dziecko... Carolin i choroba... Ludzie normalnie nie powinni wytrzymywać tego wszystkiego psychicznie, ale jednak tak się dzieje. Jednak ciągle jesteśmy dobrej myśli i dajemy z siebie wszystko, by dążyć do celu. Do szczęścia.
-Myślisz, że to wszystko byłoby możliwe bez pewnych osób? To dzięki wam mogę nosić teraz ten pierścionek na palcu i dumnie mówić o tym, że za jakiś czas będę żoną najwspanialszego mężczyzny na ziemi.
-Ja też bym bez was nie dała rady...-szepnęła.-Choć i tak to jeszcze nie koniec....
-Aniu, jestem z tobą. Jesteśmy i razem przez to przejdziemy. Sama mówiłaś, że ludzie muszą wierzyć.-pocieszałam ją. Lewandowska odwróciła się do mnie, a ja bez słowa mocno ją przytuliłam. Każdej poleciały z oczu łzy, których nie kryłyśmy. Miałyśmy gdzieś to, że ktoś może nas zauważyć. Wtedy liczyła się chwila z przyjaciółką od serca. Każdy ma złe chwile i każdy ma czas załamania. W przypadku Ani to normalne. Choroba to nie żart. Anna boi się mimo, że lekarze ją uspokajają. Boi się, że straci osoby, które są dla niej tak ważne i nawzajem. Ja boję się, że stracę ją, że pewnego dnia po prostu już jej nie będzie, a ja nie będę mogła nic zrobić.
-Wiki?-usłyszałam jej głos.
-Tak?-odszepnęłam.
-Pamiętaj jedno: Po burzy zawsze wychodzi słońce.
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA SPÓŹNIONY ROZDZIAŁ!
Wybaczcie, że dodaje z opóźnieniem, ale miałam tydzień zawalony i nie było kiedy pisać :)
Myślę, że teraz powinno być już coraz lepiej z czasem :D
Nie przedłużając, zapraszam do czytania i do komentowania!
Z chęcią poznam Wasza opinie o rozdziale, który niezbyt mi się podoba, ale kolejne powinny być lepsze :)
ENJOY ♥
-Dlaczego mnie nie obudziłaś?-zapytałem zaspanym głosem.
-Tak słodko spałeś, że nie miałam serca ci przerywać. Wiesz, że uśmiechasz się przez sen?-zapytała rozbawiona i jednocześnie zaczęła bawić się moimi włosami.
-Uśmiecham się, bo jesteś przy mnie.-powiedziałem wstając wcześniej i opierając się na rękach pocałowałem ją w usta.-Tęskniłem...
-Ja też i dalej nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś.-odparła i oboje wróciliśmy do pozycji leżącej. Teraz to ona leżała przytulona do mnie. Objąłem ją delikatnie rękoma zupełnie jakbym bał się, że ucieknie.
-To znaczy? Że się oświadczyłem? Zawsze mogłaś odmówić.-zaśmiałem się.
-Nie... znaczy tak, ale tu chodzi bardziej o to, że to ja jestem tą osobą, z którą chcesz spędzić resztę życia. To jest jak jakaś bajka. Jestem ja, ty, zaręczyliśmy się, kochamy się, mam wspaniałych przyjaciół przy sobie, relacje z moją rodziną są najlepsze od lat. Pomyśleć, że przyleciałam tu pod przymusem i dla brata. Nie chciałam tu być, a teraz? Nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej. Nie bez ciebie, ale to wszystko... to... To nie dzieję się w życiu, tylko w filmach.-wymieniała. Popatrzałem na nią. Miała inną twarz. Nie taką, która powinna mieć świeżo upieczona narzeczona. Ona chyba naprawdę myśli, że to jest sen, albo, że po prostu sobie na to nie zasłużyła.
-Wiki... pamiętaj, że takie jest właśnie życie. Często nas zaskakuje. Jak będziemy się ciągle zastanawiali nad jego sensem, nad tym, czy zasłużyliśmy na daną rzecz, osobę, to nie zajdziemy za daleko. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez twojej obecności. Nie chcę nikogo innego. Mówiłem ci to już wczoraj i będę powtarzał nawet w nieskończoność, jeśli będzie trzeba.-skończyłem i przytuliłem ją do siebie, a ona pogłębiła uścisk z kilka razy mocnej. Z pozoru wygląda na twardą osobę, a prawda jest taka, że Polka potrafi być wrażliwa i wiele razy to już udowodniła. Silna dziewczyna, ale skrywa w sobie duszę kruchej osóbki, która może się rozbić pod wpływem jednego słowa. Jednak ja kochałam ją niezależnie od tego jaka jest bardziej. Twarda i stanowcza, czy delikatna i wrażliwa. Kocham ją mimo wszystko i pomimo wszystko.
-Marco, ale musimy pamiętać, że w związkach zdarzają się problemy i kłótnie. To nieuniknione.-powiedziała.
-Wiem to. Doskonale jestem tego świadom, ale musimy robić wszystko by było ich najmniej i rozmawiać ze sobą jak najwięcej.
-Wybacz, że ja nie porozmawiałam z tobą od razu tylko nawrzeszczałam. Jak Carolin pojawiła się wtedy u ciebie to nie myślałam. Wszystko mi się zawaliło, a potem jeszcze ta sprawa z tą dziewczyną...
-Wiesz, najlepiej jak po prostu zapomnimy jak było i zacznijmy się skupiać jak będzie?-zapytałem i pogłaskałem ją po głowie.
-Co masz na myśli?
-To, że za jakiś mniej lub bardziej odległy czas będziesz moją żoną.-odpowiedziałem na co dziewczyna zachichotała.-Nie śmiej się. Ja tylko mówię jak będzie. Na razie skup się na szkole, a potem...
-Najpierw, to my musimy zająć się moimi rodzicami. Jak nie zabiją nas przy okazji to będzie chyba cud.-gadała rozbawiona, ale po chwili zupełnie jakby ktoś ją wyłączył jakimś przyciskiem, przestała się śmiać. Nagle podniosła się jak oparzona i popatrzała na mnie z przerażeniem w oczach.
-Co się stało?-zaniepokoiłem się.
-Jestem martwa...-tylko tyle wypowiedziała i przeniosła wzrok na szafkę obok, gdzie leżała jakaś moja koszulka, którą powinienem wcześniej schować, ale jakoś tak wyszło, że tego nie robiłem. Wiktoria wstała w tak szybkim tempie, że nie miałem nawet okazji rzucić okiem na jej idealne, nagie ciało, na które założyła szybko mój t-shirt.
-Wyjaśnisz coś, czy nie bardzo?-mówiłem do niej.
-Pożyczam na chwilę.-wypowiedziała i zniknęła za drzwiami. Bylem zdziwiony jej zachowaniem i troszkę się zmartwiłem, ale na pewno nie uciekła przecież. Nie, ubrana tylko w moją koszulkę. Wstałem zmuszony z łóżka i ubrałem leżące obok bokserki i również wyciągnąłem bluzkę z garderoby i poszedłem na dół, gdzie zobaczyłem jak Wiktoria patrzy coś w telefonie. Była widocznie zdenerwowana.
-Stało się coś?-dopytywałem i oparłem się o blat w kuchni.
-Stało się. Lepiej sam spójrz na swój telefon.-poradziła, a ja złapałem za małe urządzenie i zanim go odblokowałem Polka dodała.-20 nieodebranych połączeń od mamy, 24 od taty, 15 od Ani, 30 od Mario. Jest jeszcze kilka od Roberta, Ann, Laury i Emmy.-powiedziała, a ja oniemiałem. Oboje zachowaliśmy się nieodpowiedzialnie i zupełnie jak małe dzieci. Dziewczyna trzymała swojego iPhona w ręku i patrzała na niego jak zaczarowana. Sam bałem się powtórzyć jej gest i spojrzeć jak jest u mnie. Postanowiłem jednak zaryzykować i dostrzegłem, że ze mną wcale nie jest lepiej. Choć do mnie głównie to dodzwaniał się Mario, ale wiele razy dzwonili też Ania, Robert czy nawet rodzice Wiki.
-Nie żyjemy.-stwierdziłem i popatrzałem na nią. Miała poważną minę, ale zaraz po chwili uśmiechnęła się i zaczęła się śmiać, a ja razem z nią.
-To co? Dzwonimy do nich i uspokajamy?-spytałem śmiejąc się cały czas.
-Tak, dzwoń do Mario i uspokój go, a ja rodziców.-zarządziła i tak też zrobiliśmy. Wiktoria odeszła kawałek dale i czekała na połączenie telefoniczne z rodziną. Ja natomiast stojąc w kuchni wykręciłem numer do Götze. Nie musiałem długo czekać, bo zaledwie po kilku sekundach usłyszałem jego ten charakterystyczny głos.
-MARCO?!-krzyknął głośno do słuchawki.
-Ta.. to ja. Wiem, że pewnie mnie zaraz zabijecie, ale....
-Ile ty masz lat człowieku!-krzyczał.-Pomyślałeś, co my przechodzimy? Od czego masz telefon? Nie mogłeś się odezwać? Martwiliśmy się do ciebie. Byłem u ciebie, ale oczywiście jaśnie pan nie podał mi kodu, bym mógł wejść. Jasne, bo po co!-pomocnik denerwował się coraz bardziej, a wiem, że jest osobą, którą trzeba powoli uspokajać.
-Mario, spokojnie. Dziękuję za troskę, ale jestem cały.-zaśmiałem się do słuchawki, ale zawodnik BVB nie za bardzo podzielał mój entuzjazm.
-A i jeszcze jedno...-zaczął spokojnie.-Jest z tobą Wiki?-pytał powoli, jakby bał się tego, co usłyszy. Bał się negatywnej odpowiedzi. Normalnie okłamałbym go w ramach wielu zemst za podobne żarty, ale Mario jest zbyt zestresowany, więc daruje mu.
-Tak jest u mnie. Była ze mną całą noc, więc odwołaj poszukiwania.
-Nawet nie wiesz jaką czuję ulgę.-westchnął.-Ale Marco...
-Tak?
-To znaczy, że wy... Ty i Wiki... Jesteście pogodzeni?-podpytywał delikatnie brunet, a ja zaśmiałeś się do słuchawki. Postanowiłem nic mu na razie nie zdradzać, a przynajmniej nie ze szczegółami.
-Tak Mario. Jest już okej, ale porozmawiamy dzisiaj wieczorem.-odpowiedziałem.
-Chyba będzie okazja na wcześniejsze spotkanie, bo właśnie idę z Robertem do ciebie, więc mógłys z łaski swojej podać mi ten cholerny kod!-krzyknął na koniec. Więc, jak się okazało, Mario wraz z Lewym wyruszyli na poszukiwania. Jak widać nie były potrzebne, ale oboje muszą sprawdzić, czy Wiktoria naprawdę jest ze mną, czy żyjemy i dowiedzieć się więcej informacji na temat naszej relacji. Już jestem ciekaw ich reakcji na nasze zaręczyny. Poprosiłem też Götze by zadzwonił do reszty włączonej w poszukiwania, by odwołał wszystko i że jesteśmy cali i zdrowi. Przyjaciele mieli zaraz się u mnie zjawić i kiedy kończyłem dzwonić Wiktoria również odkładała telefon.
-I jak?-zapytałem podchodząc do niej i tuląc się od tylu.
-Wkurzeni byli, ale cieszą się, że jest wszystko okej. Zapewne czeka mnie teraz rozmowa z nimi jak wrócę, ale powiedziałam, że będę po śniadaniu.-oznajmiła, a ja powiadomiłem ją.
-Odwiozę cię nawet, ale najpierw musimy czekać na Lewego i Mario, bo wyruszyli na nasze poszukiwania.
-Oni są niemożliwi.-zaśmiała się ponownie dzisiejszego dnia. Dziś dobry humor nie mógł nam przeszkodzić w czymkolwiek.-Dobra, to ja idę się lepiej ubrać i tobie też to radzę, bo na ich miejscu nie chciałabym zobaczysz nas tak ubranych.-zaakcentowała przedostatnie słowo jednocześnie mierząc mnie od góry do dołu.
*******
Przebrałam się w łazience w swoje wczorajsze ubrania i poszłam na dół. Marco już tam siedział gotowy, ubrany, ale nie sam, bo jak nakładałam na siebie ciuchy, to usłyszałam jak jego klubowi przyjaciele, którzy są też i moimi przyjaciółmi, właśnie przyszli. Zeszłam powoli ze schodów i od razu zauważył mnie Mario, który po chwili był już przy mnie i mocno mnie ściskał, krzycząc coś jeszcze przy okazji, że jest szczęśliwy razem z nami. Przez moment pomyślałam, że chłopaki już wiedzą o zaręczynach, ale jak popatrzałam na Marco, który wyczuł co mam na myśli, pokręcił przecząco głową. Odkleiłam się od przyjaciela i podeszłam jeszcze do Lewego, który również mnie uściskał. Usiedliśmy w kuchni przy blacie i rozmawialiśmy, popijając zimne napoje.
-Nawet nie wiecie jak się cieszę, że jesteście znów razem.-ekscytował się Götze.-Opowiedzcie z dokładnością jak to się stało.
-No, nie wiem, czy chciałbym znać wszystkie szczegóły.-dodał mąż Ani, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
-Wiesz, Mario.-zaczął mój narzeczony.-Myślę, że szczegóły nie są ważne. Tylko to, że jest między nami dobrze i kochamy się.-powiedział i objął mnie, przez co na twarzach gości pojawił się szeroki uśmiech.
-Wiedziałem, że nie wytrzymacie długo bez siebie, choć i tak ten miesiąc to sporo czasu. Ale masz rację ważne czy, a nie kiedy.-podsumował.
-Niby tak, ale przecież ile zawdzięczamy wam.-skierowałam do towarzystwa.-Jesteście najlepsi!
-Zawstydzasz nas.-powiedział brunet i teatralnie zakrył się swoją koszulką.
-Ale to prawda, bo gdyby nie wy nie stalibyśmy tutaj dzisiaj z moją JUŻ narzeczoną.-wypalił nieumyślnie. W tym samym momencie Mario i Robert, którzy pili przygotowane wcześniej napoje, zakrztusili się nimi i połowę wypluli na blat. Minęło kilka chwil zanim oboje doszli do siebie. Wtedy popatrzeli na nas, jakby zobaczyli ducha, potem na siebie i znowu na nas.
-NARZECZONĄ?!-krzyknęli obaj, a ja patrzałam na Reusa jak na wroga. Wiedziałam, że nie umie trzymać języka za zębami i wcześniej czy później się wygada, ale w taki sposób?-Brawo geniuszu!-krzyknęłam do niego.-Teraz proszę. Ty się im tłumacz.-zarządziłam, a Marco nie miał innej możliwości, jak po prostu wyjaśnić towarzystwu, co wydarzyło się poprzedniej nocy, ale oczywiście, bez szczegółów, które miały miejsca w sypialni blondyna.
Chłopaki siedzieli i z uwagą wsłuchiwali się w opowieść swojego przyjaciela. Ponownie mogłam słyszeć różne pochlebstwa na mój temat oraz to, że wiąże ze mną swoją przyszłość. Mario i Robert byli zszokowani tymi wieściami, ale z drugiej strony bardzo się cieszyli. Gratulacją z ich strony nie było końca, ale to dobrze, bo bałam się, że przyjmą to trochę inaczej. Nasza czwórka posiedziała jeszcze z 20 minut i chłopaki się już musieli zbierać na trening, ale za kilka godzin przecież ponownie mieliśmy się z nimi widzieć na parapetówie. Piłkarze, wychodząc, dodatkowo zatwierdzili, że nie powiedzą nikomu o nowinie, ale będziemy musieli to zrobić dzisiaj sami, bo inaczej zrobią to oni, a to już mogło być mniej ciekawsze.
Około godziny 11 wraz z Marco wychodziliśmy z mieszkania i szliśmy do samochodu. Blondyn uparł się, że mnie zawiezie, a przy okazji przeprosi moich rodziców, bo uznał, że po części to jego wina. Jadąc czarnym, sportowym autem niby rozmawiałam z kierowcą, ale myślami byłam gdzie indziej, a konkretnie w domu, ponieważ bałam się trochę spotkania z rodzicami. Mama na pewno będzie panikowała, przez poprzednie wydarzenia, lecz gdyby mój nocny spacer był jedynym problemem byłoby pięknie. Muszę jeszcze pomyśleć nad tym, jak powiedzieć moim rodzicom, że wychodzę za mąż. Okej, niby z Reusem oboje ustaliliśmy, że to jeszcze poczeka, ale nie mogę przecież tego ukrywać. Może i mam te 18 lat, ale przecież to jasne, że mama z tatą mogą wyrazić swoje niezadowolenia. Zależy mi na ich zdaniu i na tym by nasze relacje były takie jakie są teraz. Dobre, bez kłótni i nieporozumień. Przecież w rodzinie też są jakieś wartości, które się liczą. Jednak nie należy zapominać, że to jest moje życie i mogę nawet jutro założyć białą suknię i lecieć na ceremonie.
-Słuchasz mnie?!-usłyszałam niespodziewanie podniesiony głos mojego towarzysza. Patrzał się na mnie z bananem na twarzy, a ja dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy pod moim domem.
-No... wyłączyłam się na chwilę.-odparłam uśmiechając się niewinnie.
-Pytałem się czy jesteś gotowa i masz jakąś przemowę przygotowaną.-odpowiedział odpinając pas.
-Szczerze to nie.-powtórzyłam czynność.-Marco... ja chcę to zrobić teraz. Chcę to już mieć z głowy i powiedzieć im.-wyjaśniłam. Piłkarz nie krył zdziwienia, ale po kilku sekundach ciszy pocałował mnie w czoło, tuląc do siebie, mimo, że nie mieliśmy zbyt wielkiego pola do popisu, bo przednie siedzenia w aucie nie są za najlepszym miejscem na przytulanie.
-No, to co? Idziemy?-zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Chociaż tak na prawdę nie było. Idąc powoli z Astona do drzwi, cały czas zastanawiałam się od czego mam zacząć. Czy od razu przejść do konkretów, czy walnąć im jakąś przemowę o naszej miłości? Nic. Po prostu nic. Kompletna pusta ogarnęła mnie w głowie, a do tego dochodził stres. Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak denerwowałam.
-Ręce ci się pocą.-szepnął blondyn jak byliśmy już obok naszego celu.
-No co ty nie powiesz?-sarknęłam.-A ty niby taki spokojny? Jeszcze mi powiesz, że nie boisz się?
-Sama chciałaś im powiedzieć.-odpowiedział.-Wiki, przeżyjemy. Jak coś to twój tata rzuci się najpierw na mnie, a w tym czasie ty będziesz miała czas na ucieczkę. Taki bohater ze mnie.-powiedział i wypiął pierś jakby naprawdę był jakimś herosem. Przewróciłam tylko oczami i złapałam w dłonie klamkę. Chwile tak stałam, ale powiedziałam sobie, że trzeba być w życiu odważnym. Głośno spuściłam powietrze z ust i pewnie weszliśmy do środa, cały czas trzymając się za ręce.
-Jestem mamo!-krzyknęłam, ale niepotrzebnie, bo zobaczyłam mamę w kuchni, która myła naczynia. Szybko odwróciła się do mnie i popatrzała na nas. Widać było w niej taki osobisty dylemat. Z jednej strony była na mnie wściekła, ale z drugiej cieszyła się naszym szczęściem.
-W końcu jesteście.-nagle pojawił się tata i przystał obok mamy.
-Cześć wam.-powiedziałam skruszona, co oczywiście było takim małym przedstawieniem z mojej strony. Chciałam zrobić dobre wrażenie wraz z Marco. Chłopak oczywiście dodał swoje kilka groszy i również przeprosił moim rodziców. Oboje, po kilka dobrych minut tłumaczyliśmy się z wczorajszego dnia i tego, co się wydarzyło, omijając umiejętnie pewne wydarzenia. Oczywiście nie powiedzieliśmy jeszcze im o zaręczynach, co było dla mnie dobre, bo nie miałam jeszcze na tyle odwagi by się im przyznać. Gdy skończyliśmy, rodzice na początku sceptycznie podeszli do sprawy, ale jak zobaczyli nas szczęśliwych, zrozumieli ile to wszystko nas kosztowało. Obiecałam im, że już nigdy nie zrobię nic takiego. Wybaczyli i przyjęli przeprosiny, a my z Marco odetchnęliśmy z ulgą. Chociaż jeden problem mamy z głowy. Musimy przyznać się jeszcze, że zaręczyliśmy się. W normalniej rodzinie, jest to powód do dumy, a narzeczeni mówią o tym z radością, ale jako, że my nie jesteśmy normalni, a w szczególności ja i mój narzeczony, to tak nie będzie.
-Mamo...-zaczęłam.-Jest jeszcze jedna rzecz, którą powinniśmy wam powiedzieć.-dopowiedziałam. Ciągle staliśmy w progu, trzymaliśmy się za ręce oraz obserwowaliśmy ich reakcje. Tata był nawet spokojny, ale mama jakby pobladła.
-Wiedziałam.-dopowiedziała pewnie po chwili, a my popatrzeliśmy najpierw na nią, a potem na siebie nawzajem.
-Co? Ale jak... skąd?-zapytał piłkarz z numerem jedenaście. Natomiast moja mama, która wcześniej stała przy zlewie i myła naczynia, stanęła obok i zaczęła wycierać talerze.
-Te humorki Wiktorii znikąd się nie wzięły, pokłóciliście się pewnie o dziecko, a po za tym Wiki przytyła znacząco.-wypowiedziała, a ja wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Jakie dziecko do cholery?
-Mamo!-krzyknęłam.-Po pierwsze nie jestem w żadnej ciąży! Pokłóciliśmy się o coś innego i... wcale nie przytyłam!-oburzyłam się na co Marco zaśmiał się cicho pod nosem, co skutkiem było uderzenie łokciem w bok. Mężczyzna aż się syknął i popatrzał na mnie, a ja wykorzystałam to wtedy oraz skarciłam go spojrzeniem.
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło...-odetchnęła.
-Ale wtedy. co się stało?-dopytał ojciec. Nadeszła ta chwila, że oboje z Marco powinniśmy wyjawić prawdę. Serce zaczęło bić mi szybciej. Nie było już wtedy odwrotu.
-Mamo... tato...-zaczęłam.-Bo... my wczoraj...-kręciłam.
-No dawaj Wiki. Teraz to już chyba nie ma nic, co by mnie wytrąciło z równowagi.-powiedziała pewnie wycierając kolejne talerz. Och, jak bardzo się mylisz...
-Bo, bo.... Marco... i ja...
-Zaręczyliśmy się!-krzyknął przerywając mi. Mamie wypadło naczynie na ziemie i potłukło się. Tata o mały włos nie zakrztusił się własną śliną, a na domiar złego na dół zszedł właśnie mój brat, któremu wypadły wszystkie chipsy z paczki, którą jadł. Cała trójka patrzała na nas, zupełnie jakbyśmy powiedzieli, że zmieniamy płeć. Nic nie mówili, tylko z otwartymi buziami wpatrywali się na nas dalej. Natomiast my z Marco zrobiliśmy głupią minę i czekaliśmy na dalsze rozwiązanie sytuacji.
-No, powiedźcie coś?-zarządziłam.
-Widziałem, że oboje jesteście wariatami, ale no, bez przesady.-skomentował Kuba.-Marco, ty wiesz, w co ty się pakujesz?-szepnął ciszej do piłkarza.
-Dzięki!-odparłam z ironią.-Na ciebie zawsze można liczyć.
-Wiktoria... ale jak to zaręczyliście? Boże... dziewczyno! Ty masz 18 lat, maturę przed sobą. Będziesz miała jeszcze czas na zabawy w ślub. Z całym szacunkiem Marco, ale to wydaje mi się najgłupszym pomysłem na jaki mogliście wpaść.-mówiła groźnie. Natomiast mój tata stał dalej oparty o ścianę i wyraźnie nad czymś się zastanawiał.
-Uważa pani to za zabawę?-oburzył się lekko blondyn.
-A jak inaczej to można nazwać?-odparła.-Marco, ja rozumiem kochacie się, ale jesteście jeszcze młodzi. Jeszcze w życiu może się wam wiele pozmieniać. Mogłeś poczekać chwilę, szczególnie biorąc pod uwagę to, że dopiero co pogodziliście się. Tak ma wyglądać wasza przyszłość? Małżeństwo to odpowiedzialność!-dodała.
-Nie chcemy się teraz żenić, ale to jest taki symbol miłości. Po za tym nie mów, że nie jesteśmy odpowiedzialni, bo jesteśmy-walczyłam dalej o rację.
-Mogliście to pokazać inaczej. Nie, nie zgadzam się na to. Przykro mi.-trzymała swego.
-Ale my nie pytamy się ciebie o zgodę, tylko oświadczamy. Pragnę przypomnieć, że jesteśmy dorośli i...
-Właśnie widzę jacy jesteście dorośli...
-DOŚĆ!-krzyknął mój rodziciel. Przez cały ten czas się nie odzywał aż do teraz. Popatrzałam na niego i tylko czekałam aż zezłości się i on. Tata natomiast wyprostował się i powoli zaczął podchodzić do Reusa. Blondyn był trochę zdezorientowany. W sumie ja też. Bałam się, że wybuchnie, albo i coś mu zrobi. W końcu był już wystarczająco. Czekałam tylko na to, jak zaatakuje i nagle... Michał Müller - mój ojciec, urodzony 7 listopada 1976, przytulił mojego narzeczonego! Piłkarz nie bardzo rozumiał, o co chodzi, ale przyjął ten braterski uścisk.
-Marco...-rozpoczął swoją przemowę.-Nie pochwalam tego. Wydaję mi się, że jesteście za młodzi na takie posunięcie, ale... Jesteś dorosły. Oboje. Masz w końcu te swoje 25 lat i zdążyłem cię już trochę poznać. Może i rzeczywiście pośpieszyłeś się, ale naprawdę musisz ją kochać. Wasza miłość mimo problemów przetrwała i jestem z was dumny, że tak to się skończyło. Moja córka również mocno cię kocha. Widzę to i proszę cię, dbaj o nią. Jesteś chyba jedynym odpowiednim kandydatem na to stanowisko, więc nie spieprz tego. Ja nie mam nic przeciwko, a z nią porozmawiam.-mrugnął do nas i uśmiechnął się do mamy, która stała z założonymi rękoma.-Już nie mogę się doczekać, jak będę cię odprowadzał do ołtarza. Kocham cię córeczko. I wierzę, że będziesz szczęśliwa przy nim, bo będzie prawda?-skierował pytanie do piłkarza.
-Nie ma innej możliwości.-zaśmiał się ukazała rząd swoich zębów. Następnie to mnie tata przytulił, a ja szepnęłam mu do ucha:
-Dziękuję.
-Nie złość się już.-odwrócił się tata do mamy.-Nasz córka już dorasta i nie możemy nic z tym zrobić. To ja powinienem być zły, bo nie jestem już jedynym mężczyzną w jej życiu.-zaśmiał się.
-Tak, ale to ty zawsze będziesz tym pierwszym, którego pokochałam.-powiedziałam i wytarłam łzę, która leciała mi po policzku ze wzruszenia. Wtedy cala nasza czwórka i nawet mój brat tuliła się zbiorowo. Nie spodziewałam się takiej decyzji mojego taty i takiej postawy. Zaskoczył mnie. Pozytywnie oczywiście. Dodatkowo jego słowa zapamiętam już do końca życia, bo były przepiękne. Tata udowodnił, że mimo problemów jakie były w moim dzieciństwie, to zawsze mnie kochał, a ja go. Mimo problemów i mimo, że mówiłam wiele razy jak ich nienawidzę.
-Marco?-odezwał się mój brat.-Ale tak na poważnie. Ty wiesz w co się pakujesz?!-krzyknął, a my wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-ŻARTUJECIE?!-krzyczeli pozostali, a potem byliśmy już przez nich tuleni i ściskani. Nasi przyjaciele zareagowali jak zawsze wspaniale. Już jak dowiedzieli się, że pogodziliśmy się byli w siódmym niebie, a po wiadomości o zaręczynach po prostu oszaleli. Dziewczyny już się mnie pytały jaką mam zamiar ubrać suknię, gdzie miała by odbyć się ceremonia, a co najważniejsze wszyscy, dosłownie wszyscy byli w szoku (pozytywnym) nagłej zmiany Marco. Wszyscy kojarzyli go z osobą która nie może się ustatkować. Jednak nasz związek chyba idealnie obrazuje, co się dzieje z osobami, które się zakochają. Przecież, gdyby mi ktoś powiedział, że jak wyjadę do Niemiec poznam wspaniałych przyjaciół, zakocham się i mężczyzna moich marzeń mi się oświadczy, to bym wyśmiała tę osobę. Najwidoczniej dobre rzeczy się jednak zdarzają. Byłam, a szczęśliwa, a Ann i Ania to chyba by mnie udusiły, gdybym im nie uciekłam.
Gdy właśnie rozmawiałam z modelką, zauważyłam, że na balkonie w domu Marco, stoi Ania - zmartwiłam się. Stała oparta o barierkę i spoglądała w dal. Postanowiłam przeprosić towarzystwo i wybrałam się do niej.
-Przeziębisz się.-zaśmiałam się jak już wychodziłam na świeże powietrze. Karateczka się również po spojrzeniu na mnie uśmiechnęła się do mnie. Tym razem rolę się odwróciły. Stanęłam obok niej i patrzałyśmy tak razem na miasto. W sumie nie wiem na co, dlaczego, ale było wspaniale. Dwie przyjaciółki i panorama Dortmundu, gdzie w oddali prezentował się SIP.
-Życie jest dziwne, prawda?-mówi, a ja spoglądam na nią.
-Taak. Będę to już chyba do końca życia powtarzać. Wystarczy, że spojrzysz na mnie i na Marco. To wszystko jest niesamowite...
-Zobacz ile złego spotkało nas wszystkich w tak krótkim czasie, a mimo wszystko ciągle wierzyliśmy, że będzie dobrze. Rozstania, powroty, wypadki, dziecko... Carolin i choroba... Ludzie normalnie nie powinni wytrzymywać tego wszystkiego psychicznie, ale jednak tak się dzieje. Jednak ciągle jesteśmy dobrej myśli i dajemy z siebie wszystko, by dążyć do celu. Do szczęścia.
-Myślisz, że to wszystko byłoby możliwe bez pewnych osób? To dzięki wam mogę nosić teraz ten pierścionek na palcu i dumnie mówić o tym, że za jakiś czas będę żoną najwspanialszego mężczyzny na ziemi.
-Ja też bym bez was nie dała rady...-szepnęła.-Choć i tak to jeszcze nie koniec....
-Aniu, jestem z tobą. Jesteśmy i razem przez to przejdziemy. Sama mówiłaś, że ludzie muszą wierzyć.-pocieszałam ją. Lewandowska odwróciła się do mnie, a ja bez słowa mocno ją przytuliłam. Każdej poleciały z oczu łzy, których nie kryłyśmy. Miałyśmy gdzieś to, że ktoś może nas zauważyć. Wtedy liczyła się chwila z przyjaciółką od serca. Każdy ma złe chwile i każdy ma czas załamania. W przypadku Ani to normalne. Choroba to nie żart. Anna boi się mimo, że lekarze ją uspokajają. Boi się, że straci osoby, które są dla niej tak ważne i nawzajem. Ja boję się, że stracę ją, że pewnego dnia po prostu już jej nie będzie, a ja nie będę mogła nic zrobić.
-Wiki?-usłyszałam jej głos.
-Tak?-odszepnęłam.
-Pamiętaj jedno: Po burzy zawsze wychodzi słońce.
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA SPÓŹNIONY ROZDZIAŁ!
Wybaczcie, że dodaje z opóźnieniem, ale miałam tydzień zawalony i nie było kiedy pisać :)
Myślę, że teraz powinno być już coraz lepiej z czasem :D
Nie przedłużając, zapraszam do czytania i do komentowania!
Z chęcią poznam Wasza opinie o rozdziale, który niezbyt mi się podoba, ale kolejne powinny być lepsze :)
ENJOY ♥
No nareszcie nowy rozdzial i jak zawsze genialny a reakcja rodzicow i Kuby na zareczyny po prostu świetna :) mam nadzieje ze nie każesz dlugo czekac na nastepny :D / Wero
OdpowiedzUsuńfajny rozdzial :D dodawaj szybko nastepny :D
OdpowiedzUsuńŚwietny :))
OdpowiedzUsuńDo następnego :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTLENUUUUUUUUUU!
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, zresztą jak zwykle. Reakcja Mamy Wiktorii mnie rozbawiła : "Przytyła znacząco" XD taki komplement od matki to swietne uczucie! ;D
To było już takie słodkie shjgdshfgsd jak Marco się oświadczył Wiktorii i ten ich pranek pełen miłości *.*
Cudo, cudo, cudo.
w chwili czasu wolnego, wpadnij do mnie na nowy rozdział ; nowofnever.blogspot.com
do następnego! ;*
Przepraszam za opóźnienie, ale miałam mało czasu, więc czytałam ten rozdział na raty. :(
OdpowiedzUsuńKurczę, dawno nie było takiej sielanki jak teraz. :) Jestem przeszczęśliwa, że życie naszych bohaterów znów się unormowało. :)
Rozmawiała mnie lekkomyślność Wiki i Marco, ale jeszcze bardziej ekipa poszukiwawcza. :D Marco i Wiki taką niesamowitych przyjaciół. Wiedziałam, że będą się cieszyć ich szczęściem. :D
Troszkę obawiałam się reakcji rodziców Wiki, ale jak się okazało, nie było najgorzej. :) Sądziła, że to właśnie tata naszej bohaterki będzie oburzony ich wiadomości, a tymczasem.... :D A co do słów mamy Wiktorii... może ma rację? :D W każdym razie byłoby cudownie. ❤
Czekam na kolejny! ❤
Buziaki! :*