"...PO ZACHODZIE SŁOŃCA, ZAWSZE JEST WSCHÓD"
Kilka dni później
Wyleciałam jak burza z budynku nie patrząc nawet na drogę. Miałam w rękach niespakowane książki, bo zwyczajnie nie zdążyłam ich schować do torby z powodu braku czasy. Idąc, a raczej biegnąc nie przejmowałam się tym czy na kogoś wpadnę, czy nie i to był błąd...
-Auć!-krzyknęła blondynka, którą lekko odepchnęłam. Nic się z nią nie stało. Gorzej było z moimi książkami, które spadły na ziemię. Jessica nawet nie raczyła się schylić, tylko spojrzała na mnie z byka. Okej, niby to moja wina, ale mogłaby chociaż na tę chwilę wyrazić odrobinę empatii i pomóc mi. Stałam tak przez chwilę i patrzyłam się na nią. Czekałam już na jej wyzwiska w moją stronę.
-Rączki ci się pobrudzą?-powiedziałam, jednak pierwsza, z pogarda i schyliłam się po leżące podręczniki. Dziewczyna tylko prychnęła coś pod nosem i odpowiedziała:
-Nie dość, że łazi jak pokraka, to jeszcze karze mi sprzątać po niej.-zaśmiała się wraz ze swoimi koleżaneczkami.-Za kogo ty się Wiktoria uważasz? Myślisz, że jak twój chłopaczek jest piłkarzem to jesteś pępkiem świata?!-wyżalała mi się i w tym momencie puściły mi nerwy, więc postanowiłam powiedzieć jej co potrzeba.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie i dokładnie, bo nie będę się dwa razy powtarzała.-mówiłam groźnie, że Jess nawet chyba się mnie wystraszyła, albo przypomniała do czego jestem zdolna.-Możesz mnie nie lubić, a nawet nienawidzić. Jednak pamiętaj, że są pewne granice i ty je powoli przekraczasz. Po prostu odczep się ode mnie, od Marco i najlepiej nie wchodź mi w drogę, bo jak chcesz to mogę przypomnieć ci, jak to jest mieć złamany nos.-dodałam i po chwili odeszłam od niej. Mam zbyt dobry humor by psuć go sobie to przy takich osobach jak nasza szkolna gwiazda. Widziałam w oddali jak mój transport już parkuje na parkingu. Przyśpieszyłam kroku i już po sekundzie byłam w srebrnym Mercedesie. Usiadłam do tylu, bo przednie siedzenia były już zajęte.
-Cześć wam!-przywiązałam się z dziewczynami i zapisałam pas bezpieczeństwa, po czym włączyłyśmy się do ruchu.
-Jakiś problem z koleżanką?-zapytała Ania.
-Już rozwiązany.-odpowiedziałam szybko i uśmiechnęłam się do przyjaciółki, bo właśnie odwróciła się do mnie.
-Pamiętaj, że jak będzie miała jakieś "ale" to tylko zadzwoń, a my już jej pokażemy, co to znaczy trenować karate.-zażartowała, a nasza trójka się głośno uśmiała.
-I jak Ann, stresujesz się trochę?-postanowiłam zagadać.
-Jakiś problem z koleżanką?-zapytała Ania.
-Już rozwiązany.-odpowiedziałam szybko i uśmiechnęłam się do przyjaciółki, bo właśnie odwróciła się do mnie.
-Pamiętaj, że jak będzie miała jakieś "ale" to tylko zadzwoń, a my już jej pokażemy, co to znaczy trenować karate.-zażartowała, a nasza trójka się głośno uśmiała.
-I jak Ann, stresujesz się trochę?-postanowiłam zagadać.
-Może troszkę.-zaśmiała się.-Boję się tylko, że z dzieckiem coś będzie nie tak.
-Nie martw się na zapas.-poradziła Ania z miejsca pasażera.-Zobaczysz, że będzie wszystko dobrze. Dbasz o siebie, jesz zdrowo. Nie masz podstaw do obaw.-dodała, a resztę drogi minęliśmy na rozmowach. Miedzy innymi gadałyśmy o tym czy już będzie taka możliwość jak poznanie płci dziecka. Wszyscy znajomi Mario i Ann oraz ich rodzina są tego bardzo ciekawi. Podobnie do mnie. Oczywiście Mario nie zmienił swojego zdania na temat tego czy będzie miał syna czy córkę, bo za każdym razem gdy ktoś go o to pyta to odpowiada, że będzie miał syna i nie przyjmuje do siebie innej informacji. Chociaż tak na dobrą sprawę jest to niezły pretekst do pośmiania się z Götze. Chłopak jest tak przekonywający i pewny na swoim, że to aż zabawne, a z drugiej strony sami zaczynamy wszyscy wierzyć, że to poważnie będzie chłopczyk.
Po pewnym czasie, nasza trójka była już pod prywatną kliniką. W cudownych nastrojach weszliśmy do budynku. Tak swoją drogą to bardzo cieszę się, że wraz z Lewandowską możemy uczestniczyć w tak ważnych dla modelki chwilach. Mario ma w tym czasie trening, ale równie dobrze mógł się zwolnić. Jednak nie było takiej potrzeby, bo my z chęcią zajęłyśmy się przyszłą matką.
W środku nie było za dużo ludzi, więc miałyśmy miejsce gdzie usiąść. Nie było nam jednak dane długo grzać fotele, bo już za chwile Ann - Kathrin została zawołania przez młodą lekarkę. Wstałyśmy i udałyśmy się do pomieszczenia. Młoda kobieta, która miała na oko może z lekko ponad 20 lat, kazała usiąść w wyznaczonych miejscach. Robiła kontrolne badania, czyli pytała czy dziewczyna Mario nie odczuwa jakiś bólów, czy poprawnie się odżywia oraz o inne typowe pytania. Po tym etapie nadszedł czas na to, na co czekałyśmy cały dzień. Ann została poproszona o położenia się na specjalnym łóżku oraz o podwinięcie bluzki. Blondyna wykonywała dokładnie wszystkie polecenia, by już za chwile poczuć na swoim brzuchu zimny żel, a potem by zobaczyć na monitorze swoje dziecko.
-Widzi pani tu?-zapytała u wskazała palcem na szklany ekran. Brömmel kiwnęła twierdząco głową i ze wzruszeniem patrzyła na niby niewyraźne obrazki. My z Anią równie niczym zaczarowane zerkałyśmy na dziecko i podziwialiśmy je, co jakiś czas komentując .
-Chce pani znać płeć?-zapytała, a nam od razy na twarzy wyrósł wielki uśmiech. Czyli jednak już dziś możemy dowiedzieć się kto miał rację. Mario czy Ann? Syn czy córka? Byłyśmy bardzo podekscytowane. Blondynka od razu zgodziła się i wyczekiwała na te słowa od młodej lekarki. Wtedy i nawet dla mnie chwila wyczekiwania się dłużyła, a pewnie co dopiero dla Ann, której dochodzi jeszcze stres.
-Według mnie, na 99%, będzie to...-zaczynała patrząc cały czas w monitor i uśmiechając się pod nosem.
-No niech pani mówi, bo zaraz wszystkie zejdziemy na zawał!-śmiała się Lewandowska.
-Będzie pani szczęśliwą mamą...-ta kobieta chyba uwielbia terroryzować swoich pacjentów.-...dziewczynki!- krzyknęła w końcu, a my zamiast się cieszyć wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem. Zdezorientowana lekarka pytała o nasz powód tego śmiania się, więc wyjaśniłyśmy jej oraz opowiedziałyśmy o tej niezwykłej pewności Mario. Kobieta również nie potrafiła się nie uśmiać.
Badania trwały jeszcze przez jakieś kilka minut. Ann dostała porady jak na się odzywać oraz co powinna robić, a czego nie, co jeść, a czego nie i przepisała jej jakieś witaminy. W fantastycznych humorach opuściliśmy klinikę i naszym kolejnym celem było udanie się na stadion do chłopaków. No i oczywiście do przyszłego ojca, którego trzeba powiadomić, że powinien zmienić swoje plany. Po niecałych 20 minutach, byłyśmy już pod Signal Iduna Park. Bez problemu weszłyśmy do środka i kierowałyśmy się na murawę. Chłopaki... jak to chłopaki. Nieoszczędzania trenera i co chwilę było słuchać jego głos. Postanowiłyśmy, że nie będziemy teraz im przeszkadzać, a informacja może poczekać. Gdy chciałyśmy usiąść na ławce rezerwowych, zobaczyłam, że z trenerem stoi i rozmawia Marco. Nie widział mnie, a trener był szybszy i od razu, gdy zobaczył naszą trójkę pomachał nam. Mina Marco była bardzo zabawna i urocza. Przeprosiłam dziewczyny i udałam się właśnie do swojego narzeczonego. Klopp akurat musiał iść do kogoś z zarządu, więc mogłam spokojnie porozmawiać z Reusem.
-Co ty tu robisz?-zapytałam jak byłam już blisko.
-Ja!?-oburzył się na żarty.-Co TY tu robisz?-złapał mnie w pasie, bo już byłam przy nim.
-No wiesz... zwiedzam...-udawałam głupią.
-Yhym... Ciekawe, bardzo ciekawe. A może po prostu stęskniłaś się za mną i jakimś cudem wiedziałaś, że tu jestem?
-Za tobą? W życiu. Przyjechałam do Mario.-zaprzeczyłam i chciałam się mu wyrwać, ale był silniejszy i jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągnął, a po chwili wbił się w moje usta. To niby tylko zwykle kilka sekund, ale z nim za każdym razem trwają godziny.
-Fujjj!-usłyszeliśmy nagle jęczenie Götzego.-Nie przy ludziach!-spojrzeliśmy na niego i zobaczyliśmy jak teatralnie zasłania się wraz z kilkoma innymi zawodnikami. Wyglądało to zabawnie, ale nie mogłam przepuścić takiej okazji i już zaśmiać się z naszego przyszłego tatuśka córeczki.
-Lepiej idź do Ann! Zapytaj co u niej i jak tam badania!-dogryzłam, a on jakby nagle został oczarowany. Szybko wyrwał w jej stronę, gdzie prawdopodobnie zauważył ją wcześniej. Niestety trener nie miał dla niego litości i nie pozwolił mu opuścić grupy. Zdenerwowany spojrzał na mnie z byka, a ja tylko zaśmiałam się, a potem wraz z Marco ruszyliśmy do dziewczyn. Po drodze opowiedziałam mu tą fantastyczną wiadomość. Blondyn nie krył zadowolenia Oboje jesteśmy zżyci z Mario i Ann. Są dla nas jak rodzina.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy we czwórkę, gdy nagle zauważyliśmy jak w nasza stronę zmierza Mario i Robert. Od razu na twarzy Ann wpisał się uśmiech. Lewy przywitał się ze swoją żona uroczym całusem, a potem z nami uściskiem. Podobnie postąpił Götze.
-Nie przedłużajmy.-zaczął brunet.-Kochanie, byłaś u lekarza? I jak z naszym synkiem?-zapytał, a reszta ,oprócz tylko Roberta, o mały włos nie wydała wszystkiego, bo zaczęła śmiać się lekko pod nosem. Ach ta pewność Mario, kiedyś go zgubi...
-No właśnie skarbie. Muszę ci coś powiedzieć.-Ann zaczęła delikatnie, bo chyba każdy wie, że Mario to takie trochę duże dziecko i trzeba podchodzić do niego na swój własny, specyficzny sposób.
-Co się stało? Proszę nie mów tylko, że z naszym dzieckiem jest coś nie tak!-denerwował się, więc by nie psuć atmosfery spoważnieliśmy.
-Nie, spokojnie Mario. Z naszym skarbem jest wszystko w porządku.-modelka go uspokoiła.-Chodzi o to, że miałam szczegółowe badania i muszę cię trochę zasmucić...
-To znaczy?-niecierpliwił się.
-To Mario znaczy, że... nie...ahh! Nie będziesz miał syna! To dziewczynka!-Brömmel w końcu wydusiła to siebie. Mario stał chwile i nic nie mówił, a wtedy to już nie wytrzymaliśmy i musieliśmy wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Mina Götze po prostu bezcenna. Biedny nie wiedział co ma powiedzieć i jak dokładnie zareagować, więc postanowiłam podejść do niego i go przytuliłam, ale dalej miałam uśmiech na ustach.
-Tak się kończy Mario zbyt duża pewność siebie.-powiedziałam i odczepiłam się od niego.-Ale nie przejmuj się. Nie ważne jaka płeć, a to czy dziecko będzie zdrowe. Prawda?-spojrzałam na niego pytająco. On również spojrzał na mnie i uśmiechnął się w końcu, bo przez cały ten czas miał kamienną minę.
-No niby tak...-westchną i podszedł do Ann i mocną ją przytulił oraz pocałował. Wyglądało to naprawdę uroczo. Uśmiechnęłam się wtedy do Reusa, a on do mnie.
-Szkoda tylko, że nie będę mógł wykorzystać tych imion, które chcieliśmy.-posmutniał.
-Chyba żartujesz?!-oburzyła się modelka.-Po pierwsze to ty wymyśliłeś te imiona i zapomnij, że kiedykolwiek skrzywdziłabym dziecko i nazwała je Günther, albo Mario Junior.-powiedziała, a my myśleliśmy, że pękniemy ze śmiechu.
-On naprawdę chciał nazwać dziecko Mario Junior?-zapytał Robert.-Myślałem, że żartuje.-próbował opanować śmiech.
-Uwierz mi, że ja też tak myślałam...-odpowiedziała dziewczyna naszego niemieckiego Messiego.
Reszta przerwy chłopaków minęła na kolejnych rozmowach i podśmiewaniu się z Götze. Niestety przerwa zawsze się kiedyś skończy i chłopaki musieli udać się na murawę poprawiać swoją formę. Choć tak na dobrą sprawę nie zostało zbyt wiele kolejek do końca jesiennej rundy. Sytuacja Borussii nie jest za ciekawa i teraz każde punkty się liczą.
Oczywiście Marco nie miał takiego obowiązku i mógł zostać, bo jeszcze nie może trenować. Zaczyna dopiero od nowego roku na obozie przygotowawczym w Hiszpanii. Siedziałam u niego na kolanach dalej na ławce rezerwowych. Dziewczyny siedziały przy nas i wspólnie gadaliśmy, a ja wraz z blondynem przy okazji się jeszcze wygłupialiśmy.
-Tak w ogóle to wracasz ze mną, nie?-zapytał.
-Dlaczego jesteś taki pewny? Zobacz jak to twojego przyjaciela zgubiło. Może wrócę razem z dziewczynami?-zaśmiałam się razem z Anią i Ann.
-Nie chcę nic mówić, ale wiesz Ania pewnie będzie wracała razem z Lewym, a Ann z Mario. Dajmy im trochę prywatności.-spojrzał na mnie tymi swoimi oczami i wyczekiwał odpowiedzi. Cały Marco. Jest mistrzem manipulacji. Zawsze potrafi mnie przekonać do siebie.
-No, niech stracę. Okej.-zgodziłam się, a u mojego narzeczonego od razu pojawił się chytry uśmieszek. Nagle złapał mnie za rękę i wstał, co za tym idzie ja też musiałam się podnieść.
-No to idziemy.-stwierdził.
-Ale, że teraz?-zdziwiłam się.
-Oczywiście. A co chcesz oglądać tych baranów?-wskazał na swoich kolegów, którzy zaczęli rzucać butem Lewego, a biedny Polak musiał biegać za nimi po całym boisku.-Bo ja mam jak na razie ich dość.
-W sumie. Okej. Chodźmy.-chwyciłam za torebkę, pożegnałam się z przyjaciółkami oraz pomachałam jeszcze chłopakom, którzy akurat mnie zauważyli. Złapałam za dłoń Marco i udaliśmy się na parking. Stało tam jego sportowe auto, które miałam okazję prowadzić. Nie powiem. Robi nie tylko wrażenia z wyglądu. Jeździ się nim równie niesamowicie jak wygląda. Piłkarz otworzył mi drzwi, a sam usiadł na miejsce kierowcy i ruszyliśmy.
-Gdzie tak w ogóle chcesz mnie zabrać?-zapytałam, jak już włączyliśmy się ruchu ulicznego.
-Teraz to możemy skoczyć na jakiś obiad, a potem to zależy, co będziesz chciała robić.-odparł patrząc przelotem na mnie.
-Szczerze to myślałam, że masz jakieś plany względem mnie.-zaśmiałam się, a Marco ze mną.
-Bo mam, ale to później. Musimy poczekać do wieczora.-odparł tajemniczo.
Po chwili jazdy, zawodnik BVB musiał się zatrzymał na światłach. Poczułam jego dłoń na swoim udzie oraz jak mierzy mnie od góry do dołu. Czułam, bo sama siedziałam w telefonie i przeglądałam różne strony i portale.
-Wiem, że na mnie patrzysz i lepiej weź tą rękę.-wypowiedziałam ciągle patrząc na ekran mojego iPhona. Chłopak niezbytnio mnie posłuchał i tylko prychnął. Złapał za moje urządzenie oraz odłożył, a sam zbliżył się do mnie i namiętnie pocałował. Błądził swoją ręką mojej nodze. Sama jedną rękę wbiłam w jego plecy, a drugą ukryłam we włosach. Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ale usłyszeliśmy jak samochód z tyłu zaczął trąbić, więc chcąc nie chcąc musieliśmy zaprzestać. Blondyn z niechęcią odsunął się ode mnie i przystąpił do prowadzenie pojazdu. Siedziałam chwile łapiąc oddech, a po monecie skomentowałam jego zachowanie.
-No niby tak...-westchną i podszedł do Ann i mocną ją przytulił oraz pocałował. Wyglądało to naprawdę uroczo. Uśmiechnęłam się wtedy do Reusa, a on do mnie.
-Szkoda tylko, że nie będę mógł wykorzystać tych imion, które chcieliśmy.-posmutniał.
-Chyba żartujesz?!-oburzyła się modelka.-Po pierwsze to ty wymyśliłeś te imiona i zapomnij, że kiedykolwiek skrzywdziłabym dziecko i nazwała je Günther, albo Mario Junior.-powiedziała, a my myśleliśmy, że pękniemy ze śmiechu.
-On naprawdę chciał nazwać dziecko Mario Junior?-zapytał Robert.-Myślałem, że żartuje.-próbował opanować śmiech.
-Uwierz mi, że ja też tak myślałam...-odpowiedziała dziewczyna naszego niemieckiego Messiego.
Reszta przerwy chłopaków minęła na kolejnych rozmowach i podśmiewaniu się z Götze. Niestety przerwa zawsze się kiedyś skończy i chłopaki musieli udać się na murawę poprawiać swoją formę. Choć tak na dobrą sprawę nie zostało zbyt wiele kolejek do końca jesiennej rundy. Sytuacja Borussii nie jest za ciekawa i teraz każde punkty się liczą.
Oczywiście Marco nie miał takiego obowiązku i mógł zostać, bo jeszcze nie może trenować. Zaczyna dopiero od nowego roku na obozie przygotowawczym w Hiszpanii. Siedziałam u niego na kolanach dalej na ławce rezerwowych. Dziewczyny siedziały przy nas i wspólnie gadaliśmy, a ja wraz z blondynem przy okazji się jeszcze wygłupialiśmy.
-Tak w ogóle to wracasz ze mną, nie?-zapytał.
-Dlaczego jesteś taki pewny? Zobacz jak to twojego przyjaciela zgubiło. Może wrócę razem z dziewczynami?-zaśmiałam się razem z Anią i Ann.
-Nie chcę nic mówić, ale wiesz Ania pewnie będzie wracała razem z Lewym, a Ann z Mario. Dajmy im trochę prywatności.-spojrzał na mnie tymi swoimi oczami i wyczekiwał odpowiedzi. Cały Marco. Jest mistrzem manipulacji. Zawsze potrafi mnie przekonać do siebie.
-No, niech stracę. Okej.-zgodziłam się, a u mojego narzeczonego od razu pojawił się chytry uśmieszek. Nagle złapał mnie za rękę i wstał, co za tym idzie ja też musiałam się podnieść.
-No to idziemy.-stwierdził.
-Ale, że teraz?-zdziwiłam się.
-Oczywiście. A co chcesz oglądać tych baranów?-wskazał na swoich kolegów, którzy zaczęli rzucać butem Lewego, a biedny Polak musiał biegać za nimi po całym boisku.-Bo ja mam jak na razie ich dość.
-W sumie. Okej. Chodźmy.-chwyciłam za torebkę, pożegnałam się z przyjaciółkami oraz pomachałam jeszcze chłopakom, którzy akurat mnie zauważyli. Złapałam za dłoń Marco i udaliśmy się na parking. Stało tam jego sportowe auto, które miałam okazję prowadzić. Nie powiem. Robi nie tylko wrażenia z wyglądu. Jeździ się nim równie niesamowicie jak wygląda. Piłkarz otworzył mi drzwi, a sam usiadł na miejsce kierowcy i ruszyliśmy.
-Gdzie tak w ogóle chcesz mnie zabrać?-zapytałam, jak już włączyliśmy się ruchu ulicznego.
-Teraz to możemy skoczyć na jakiś obiad, a potem to zależy, co będziesz chciała robić.-odparł patrząc przelotem na mnie.
-Szczerze to myślałam, że masz jakieś plany względem mnie.-zaśmiałam się, a Marco ze mną.
-Bo mam, ale to później. Musimy poczekać do wieczora.-odparł tajemniczo.
Po chwili jazdy, zawodnik BVB musiał się zatrzymał na światłach. Poczułam jego dłoń na swoim udzie oraz jak mierzy mnie od góry do dołu. Czułam, bo sama siedziałam w telefonie i przeglądałam różne strony i portale.
-Wiem, że na mnie patrzysz i lepiej weź tą rękę.-wypowiedziałam ciągle patrząc na ekran mojego iPhona. Chłopak niezbytnio mnie posłuchał i tylko prychnął. Złapał za moje urządzenie oraz odłożył, a sam zbliżył się do mnie i namiętnie pocałował. Błądził swoją ręką mojej nodze. Sama jedną rękę wbiłam w jego plecy, a drugą ukryłam we włosach. Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ale usłyszeliśmy jak samochód z tyłu zaczął trąbić, więc chcąc nie chcąc musieliśmy zaprzestać. Blondyn z niechęcią odsunął się ode mnie i przystąpił do prowadzenie pojazdu. Siedziałam chwile łapiąc oddech, a po monecie skomentowałam jego zachowanie.
-Jesteś nienormalny.
Obiad zjedliśmy w jakiejs restauracji. Nie była i ona taka typowo luksusowa, ani też do jakiś szczególnie tanich nie należała. Mimo wszytko jedzenie nam bardzo smakowało i o to przecież chodzi. Gdy zjedliśmy i uporaliśmy się z kilkoma fanami, którzy poprosili o zdjęcia oraz autografy, mogliśmy udać się do domu Marco. Postanowiliśmy, że to tam poczekamy na wieczór, bo jak blondyn mówił ma dla mnie naszykowaną niespodziankę. Jestem ciekawa co takiego szykuje, a znając go, jest to na pewno coś fantastycznego. To jedna z tych rzeczy, którą uwielbiam w nim. To, że jest taki spontaniczny, a z drugiej strony jeżeli coś robi to stara się by to wyszli najlepiej. W domu postanowiliśmy obejrzeć jakiś program, ale i też po prostu skakaliśmy po kanałach. Marco miał pilota, a ja w tym czasie bacznie go obserwowałam. Może to trochę dziwne, ale lubię to robić. Jest niesamowicie przystojny, a co najważniejsze jest mój. Może to trochę egoistyczne podejście, ale to ja mogę go pocałować, przytulić i być blisko przez całą noc. Jednak nie tylko imponuje mi swoim wyglądem, lecz również charakterem. Marco potrafi być stanowczy, odważny, cholernie i wrednie pewny siebie, a czasem i bywa chamski. Jednak ma w sobie tą dusze romantyka i wrażliwego kolesia. Ta druga strona jest zarezerwowana w szczególności dla mnie. Myślałam tak i odruchowo spojrzałam na dwój palec, na którym błyszczy przepiękny pierścionek. W szkole oprócz Laury, Emmy, Olivera i Martina nikt nie wie o zaręczynach. Nie chce by ktoś o tym wiedział, bo potem droga do gazet jest krótka. Patrząc na biżuterie zastanawiałam się, jak to wszystko by się potoczyło, gdybym jednak nie odważyła się i nie przyszła wtedy do Marco. Straciła bym tak wiele i możliwe, że już nigdy bym nie odzyskała Reusa. Dopiero teraz widzę jaki ten niecały miesiąc był pusty. Teraz moje życie jest ciekawe i pełne radości oraz miłości spowodowane jego bliskością. Kiedy tak myślałam nad tym wszystkim poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Tym ktosiem był oczywiście nie kto inny jak piłkarz z numerem jedenaście. Uśmiechał się do mnie. Ja nie bardzo rozumiałam jego ten entuzjazm, więc postanowiłam się dowiedzieć.
-Z czego się tak cieszysz?
-Wiesz, że jak myślisz to przegryzasz dolną wargę? (od aut. Sama tak mam haha)
-Wiem to.-zaśmiałam się.-Od zawsze tak mam jak się nad czymś mocno skupię.-powiedziałam i poczułam jak usta dwudziestopięciolatka jeżdżą po mojej szyi. Lekko stęknęłam, bo było to bardzo przyjemne.
-Możemy już pojechać w to miejsce.-oznajmił jak już przestał mnie całować. Uśmiechnęłam się i myślami byłam już tam, gdzie zamierza mnie zabrać.
-Chyba cię Bóg opuścił?-krzyknęłam jak byliśmy już przy samochodzie w podziemnym parkingu. Marco właśnie próbował założyć mi opaskę na oczy, bo jak powiedział, to miejsce jest niespodzianką i nie mogę wiedzieć, gdzie mnie zabierze. Niby dla niektórych to bardzo urocze i romantyczne, ale jakoś wolę mieć kontrolę i widzieć pewne rzeczy. Po za tym wydawało mi to się idiotyczne.
-No Wiki! Zrób to dla mnie.- ciągle mnie błagał.
-Przecież mogę zamknąć oczy i efekt będzie ten sam. Po co ta opaska?
-Nie, bo będziesz podglądać. Proszę kochanie! Przecież nie wywiozę cię do lasu i nie zgwałcę!
-Nawet nie wiesz jak czasem potrafisz być upierdliwy.-skomentowałam i chwyciłam za opaskę, która trzymał w ręku. Złapałam za nią i wsiadłam do auta. Reus natomiast już po chwili był na miejscu kierowcy, jednak nie ruszał.
-Dlaczego stoisz?-zapytałam patrząc na kierownice.
-Czekam aż założysz opaskę.-powiedział, a ja tylko pokręciłam lekko zdenerwowana głową. Zawiązałem kawałek materiału i oparłam się ręka i kolana. Usłyszałam tylko śmiech Marco i jak odpala swoje auto.-Uroczo wyglądasz jak się denerwujesz.
-Lepiej już jedź i nie denerwuj mnie bardziej.
-Wiesz co... Może ten motyw z porwaniem i gwałtem byłby ciekawy...
-Co proszę?! Reus, ty jesteś zboczony!-odpowiedziałam, a mój oprawca ponowne zaśmiał się pod nosem.
-Ja po prostu głośno myślę...
Przez całą drogę, Marco rozmawiał ze mną. Poprosiłam go o to, bo jechanie z zawiązanymi oczami jest dość... dziwnym doświadczeniem. Na szczęście po około 30 minutach drogi usłyszałam jak auto się zatrzymało.
-Już jesteśmy?-spytałam ciekaw.
-Tak, możesz już ściągnąć.-bardzo ucieszyłam się jak usłyszałam te słowa. Wykonałam polecenie i odwiązałam czarną chustkę i zobaczyłam za oknem znane miejsce. Był to stadion Borussii. Był ślicznie oświetlony. Zupełnie jak w bajce. Szczerze, to nie spodziewałam się takiego rozwiązania. Tak jak mówiłam. Marco potrafi być bardzo nieprzewidywalny.
-Gotowa? To idziemy.-złapał mnie za rękę i oboje zaczęliśmy kierować... no właśnie? Gdzie? Ciekawiło mnie to ogromnie. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że na terenie stadionu nie było ani żywej duszy, a przecież ktoś powinien pilnować tego miejsca. Szliśmy bez słowa. Nie zadawałam żadnych pytań, bo wiedziałam, że i tak mi nic nie odpowie. Nagle zauważyłam, że znam tą drogę i właśnie kierujemy się na murawę. Po chwili moje słowa okazały się słuszne, bo znaleźliśmy się w tunelu, w którym zawsze przed meczem stoją piłkarze. Przeszłam tą samą drogę co oni i znalazłam się na murawie. Ale... to wszystko wyglądało inaczej. Wszystko było cudnie oświetlone. Kolor żółty i czarny rządził tym miejscem. Na trybunach nie było ani żywej duszy. Byłam tylko ja i Marco. Iduna rzeczywiście ma niesamowity klimat i powie to chyba każdy. Ja w każdym bądź razie czuje się tu niesamowicie.
-Pięknie tu.-powiedziałam w końcu.
-Wiem... kocham to miejsce. Jest niesamowite i... przypomina mi o wszystkim. O tym kim jestem, kogo mam, jaki jestem...-wymieniał, a ja w tym czasie przytuliłam się do niego. Chłopak odwzajemnił uścisk.
-Kocham cię wiesz...-szepnął i pocałował mnie. Staliśmy tak i z każdym kolejnym razem pogłębialiśmy pocałunki. Kiedy jednak powoli brakowało mi tchu przestałam i popatrzałam mu głęboko w oczy. Postanowiliśmy następnie po prostu usiąść na murawie i siedzieć. To jest właśnie to co lubię. W dzisiejszych czasach, gdzie każdy biega, nie zauważa zwykłych rzeczy, a taki odpoczynek pokazuje, że życie również musi odsapnąć na chwilę.
-Wybacz, jeśli myślałaś, że przygotuję coś bardziej okazałego.-powiedział nagle mój towarzysz.
-Chyba żartujesz? Jest świetnie. Uwielbiam spędzać z tobą czas, a takie siedzenie w tym miejscu jest niezwykłe i mogłabym być tutaj cały czas. Dziękuję.-dodałam i oparłam się o niego, a chłopak mnie objął. Siedzieliśmy tak na trawie i nic nie mówiliśmy. Nie było to nam potrzebne. Mieliśmy siebie nawzajem.
-Marco?-powiedziałam cicho.-Mogę cię o coś zapytać?
-Jasne.-odparł lekko zdziwiony.
-Jest to trochę dziwne pytanie, ale... ale chciałabym wiedzieć. No... bo....ahh... Jak chciałbyś by nazywało się nasze dziecko, gdyby się urodziło?-spytałam w końcu, ale nie uzyskałam od razu odpowiedzi. Była tylko głucha cisza. Popatrzałam na mojego narzeczonego. Patrzał się tylko tępo w jakiś punkt w oddali. Nic nie mówił, ani nie okazywał. Czułam się winna. Nie powinnam była pytać, a moja ciekawość jak zwykle wygrywa.-Przepraszam Marco. Nie powinnam była pytać o takie coś. Znowu zawiniłam z tą sytuacją.-spuściłam głowę.
-To nie twoja wina. Nie mów tak nawet. Mi też jest teraz ciężko. Szczególnie teraz, jak Mario i Ann spodziewają się dziecka. Czasami myślę, co by było gdyby. Jak to by wyglądało, gdyby coś tam się nie stało. Jednak nie możemy cofnąć czasu. Musimy pogodzić się z tym i żyć dalej. Moja mama zawsze mi powtarzała, że po zachodzie słońca, zawsze jest wchód. My już swoje wycierpieliśmy. Zobaczysz, że za jakiś czas będziemy bawić się na placu zabaw z naszym dzieckiem. Proszę, przestań się już obwiniać. Nie jesteś winna niczyjej śmierci. Dobrze kochanie?-zapytał, ale nie dał mi odpowiedzieć, bo od razu lekko pocałował mnie w usta.
-Kocham cię.-szepnęłam mu prosto w jego usta, gdy przestał już mnie całować.
-Zawsze podobało mi się imię David, a dla dziewczynki Emily.-odpowiedział w końcu i uśmiechnął się lekko.
-David Reus... Emily Reus... Podoba mi się. Wydaje mi się, że kwestia imion na przyszłość jest już zamknięta.-zaśmieliśmy się.
-Wiktoria Reus... to mi się na razie najbardziej podoba.-zamruczał. Nie trzeba było długo czekać, bo już za chwilę piłkarz położył mnie na murawie i pochłaniał usta. Całował coraz zachłanniej, jednocześnie jego ręce wędrowały po całym moim ciele. Jednak zaraz musieliśmy wstać, bo robiło się coraz zimnej, ale postanowiliśmy dokończyć to co zaczęliśmy w domu piłkarza, w jego sypialni, a potem zasnąć w jego ramionach, czekając na kolejny dzień. Moje przeczucie mówi, że ten dzień będzie specjalny, inny... Ciekawa jestem czy moje przeczucie ponownie mnie nie zawiedzie?
________________________________________________________________
-Gotowa? To idziemy.-złapał mnie za rękę i oboje zaczęliśmy kierować... no właśnie? Gdzie? Ciekawiło mnie to ogromnie. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że na terenie stadionu nie było ani żywej duszy, a przecież ktoś powinien pilnować tego miejsca. Szliśmy bez słowa. Nie zadawałam żadnych pytań, bo wiedziałam, że i tak mi nic nie odpowie. Nagle zauważyłam, że znam tą drogę i właśnie kierujemy się na murawę. Po chwili moje słowa okazały się słuszne, bo znaleźliśmy się w tunelu, w którym zawsze przed meczem stoją piłkarze. Przeszłam tą samą drogę co oni i znalazłam się na murawie. Ale... to wszystko wyglądało inaczej. Wszystko było cudnie oświetlone. Kolor żółty i czarny rządził tym miejscem. Na trybunach nie było ani żywej duszy. Byłam tylko ja i Marco. Iduna rzeczywiście ma niesamowity klimat i powie to chyba każdy. Ja w każdym bądź razie czuje się tu niesamowicie.
-Pięknie tu.-powiedziałam w końcu.
-Wiem... kocham to miejsce. Jest niesamowite i... przypomina mi o wszystkim. O tym kim jestem, kogo mam, jaki jestem...-wymieniał, a ja w tym czasie przytuliłam się do niego. Chłopak odwzajemnił uścisk.
-Kocham cię wiesz...-szepnął i pocałował mnie. Staliśmy tak i z każdym kolejnym razem pogłębialiśmy pocałunki. Kiedy jednak powoli brakowało mi tchu przestałam i popatrzałam mu głęboko w oczy. Postanowiliśmy następnie po prostu usiąść na murawie i siedzieć. To jest właśnie to co lubię. W dzisiejszych czasach, gdzie każdy biega, nie zauważa zwykłych rzeczy, a taki odpoczynek pokazuje, że życie również musi odsapnąć na chwilę.
-Wybacz, jeśli myślałaś, że przygotuję coś bardziej okazałego.-powiedział nagle mój towarzysz.
-Chyba żartujesz? Jest świetnie. Uwielbiam spędzać z tobą czas, a takie siedzenie w tym miejscu jest niezwykłe i mogłabym być tutaj cały czas. Dziękuję.-dodałam i oparłam się o niego, a chłopak mnie objął. Siedzieliśmy tak na trawie i nic nie mówiliśmy. Nie było to nam potrzebne. Mieliśmy siebie nawzajem.
-Marco?-powiedziałam cicho.-Mogę cię o coś zapytać?
-Jasne.-odparł lekko zdziwiony.
-Jest to trochę dziwne pytanie, ale... ale chciałabym wiedzieć. No... bo....ahh... Jak chciałbyś by nazywało się nasze dziecko, gdyby się urodziło?-spytałam w końcu, ale nie uzyskałam od razu odpowiedzi. Była tylko głucha cisza. Popatrzałam na mojego narzeczonego. Patrzał się tylko tępo w jakiś punkt w oddali. Nic nie mówił, ani nie okazywał. Czułam się winna. Nie powinnam była pytać, a moja ciekawość jak zwykle wygrywa.-Przepraszam Marco. Nie powinnam była pytać o takie coś. Znowu zawiniłam z tą sytuacją.-spuściłam głowę.
-To nie twoja wina. Nie mów tak nawet. Mi też jest teraz ciężko. Szczególnie teraz, jak Mario i Ann spodziewają się dziecka. Czasami myślę, co by było gdyby. Jak to by wyglądało, gdyby coś tam się nie stało. Jednak nie możemy cofnąć czasu. Musimy pogodzić się z tym i żyć dalej. Moja mama zawsze mi powtarzała, że po zachodzie słońca, zawsze jest wchód. My już swoje wycierpieliśmy. Zobaczysz, że za jakiś czas będziemy bawić się na placu zabaw z naszym dzieckiem. Proszę, przestań się już obwiniać. Nie jesteś winna niczyjej śmierci. Dobrze kochanie?-zapytał, ale nie dał mi odpowiedzieć, bo od razu lekko pocałował mnie w usta.
-Kocham cię.-szepnęłam mu prosto w jego usta, gdy przestał już mnie całować.
-Zawsze podobało mi się imię David, a dla dziewczynki Emily.-odpowiedział w końcu i uśmiechnął się lekko.
-David Reus... Emily Reus... Podoba mi się. Wydaje mi się, że kwestia imion na przyszłość jest już zamknięta.-zaśmieliśmy się.
-Wiktoria Reus... to mi się na razie najbardziej podoba.-zamruczał. Nie trzeba było długo czekać, bo już za chwilę piłkarz położył mnie na murawie i pochłaniał usta. Całował coraz zachłanniej, jednocześnie jego ręce wędrowały po całym moim ciele. Jednak zaraz musieliśmy wstać, bo robiło się coraz zimnej, ale postanowiliśmy dokończyć to co zaczęliśmy w domu piłkarza, w jego sypialni, a potem zasnąć w jego ramionach, czekając na kolejny dzień. Moje przeczucie mówi, że ten dzień będzie specjalny, inny... Ciekawa jestem czy moje przeczucie ponownie mnie nie zawiedzie?
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ!!!
Tak, wiem...
Powinnam dodać go wcześniej, ale miałam trochę spraw na głowie i nie mogłam się wyrobić. Ostatnio ciagle coś mi wypada. Dlatego nie powiem kiedy dokładnie będzie kolejny, bo jak powiem, że przed weekendem i nie uda mi się? Albo uda u dodam jeszcze wcześniej? Wolę, więc nic nie mowić, ale obiecuje, że dam z siebie wszystko, ale wy też trzymajcie za mnie kciuki, bo będę poprawiała matematykę, a u mnie z nią nie ciekawie XD
Jak myślicie, co wydarzy się dalej?
Czy kolejny dzień rzeczywiście coś przyniesie?
A i mam pytanko!
Posiadacie może snapchata?
Miałam się już wcześniej o to pytać, ale jak zwykle zapomniałam.
To jak? Piszcie w komentarzach, a was zaproszę, albo jak chcecie prywatnie, to macie zakładkę kontakty i możecie wysłać mi na pocztę, albo na asku (wtedy oczywiście nie odpowiem na to 😉).
To wtedy wysyłajcie, wysyłajcie! 🙈🙉🙊
Trzymajcie się gorąco ❤️
ENJOY!
Cudowny rozdział ♡♡♡♡ I to na Idunie...♡ Wspaniały! Nie mogę się doczekać kolejnej części i tego "przeczucia" Wiktorii. Dużo weny życzę;)
OdpowiedzUsuńZZapraszam tez do siebie: mr11-bvb.blogspot.com
Jejciu jejciu rozdziałek jak zawsze cudo<3 Ten wypad no idealny:D Cieszę się ,że wszystko już gra między nimi i mam nadzieję ,że nie popsuje się nic ;/ Pozdrawiam serdecznie i czekam na nexta:) Snap - celaxoxo
OdpowiedzUsuńŚwietny, świetny i jeszcze raz ŚWIETNY!
OdpowiedzUsuńMarco jaki romantyk <3
Chyba w całym tym blogu najbardziej będzie mi się podobać reakcja Mario na to, że jednak zostanie ojcem dziewczynki, a nie chłopczyka :D
Na pewno dla Wiki i Marco trudnym tematem jest dziecko. Ale to pytanie Wiki o imiona :)
Uhuhu nie mogę się doczekać kolejnego! :*
No to do następnego <3
P.S Zapomniałabym DUŻO WENY KOCHANA <333
Cudowny :D Biedy Mario jednak bedzie miec coreczke a nie synka :/ hahahah :D a Marco jak romantyk :D to przeczucie Wiki mnie ciekawi, mam nadzieje ze wydarzy sie cos dobrego a nie zlego :) czekam na nastepny :) /Wero
OdpowiedzUsuńRozdział genialny jednak Mario będzie miał córeczkę hahah a taki pewny siebie był.
OdpowiedzUsuńTrochę szkoda mi Marco i Wiktorii teraz jest dla nich ciężki czas gdy ich przyjaciele będą mieli dzidziusia a oni no cóż.
Kochaaaana duuuuuuuuuuużo weny i do następnego.
P.S. zapraszam do siebie założyłam nowego bloga nie długo pojawi się pierwszy rozdział.
http://www.wiktoria-marco.blogspot.com/
Podzielam zdanie koleżanek, świetny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńZawsze myślałam, że opowiadanie ma sens tylko wtedy, gdy para głównych bohaterów toczy między sobą wieczną wojnę, ale niedawno przekonałam się, że do sielanki też można stworzyć kilka fajnych pomysłów. I u Ciebie tak jest. Bardzo podobała mi się ta 'upierdliwość' Marco (zupełnie, jak w rzeczywistości: prawie 26-latek zachowuję się, jakby był o połowę młodszy hahah :p) I fajnie, że im się układa, ale jednocześnie dwa ostatnie zdania już dały mi do myślenia. Znów nie mam pojęcia, co tym razem wymyślisz ;D
No i Ann z Mario... Następne duże dziecko! :D Naprawdę mogę sobie wyobrazić, że czasami tak się zachowują :p
Czekam na ten 'specjalny dzień' z niecierpliwością!
Grüße ❤
Jak zwykle spóźniona. Nie mogę się już doczekać wakacji. Będę miała czas na czytanie rozdziałów na bieżąco...
OdpowiedzUsuńMario niezadowolony z dziewczynki? :D Ona też może grać w piłkę. Jeśli będzie miała takiego tatusia to bez żadnego zmuszania będzie pałała pasją do tego sportu. :D
Marco jest taaki urooczy! ♥
Cieszę się, że podchodzi w ten sposób do kwestii straconego dziecka. Tak naprawdę to utrata tej małej istotki nie jest niczyją winą. Nie powinni tego rozpamiętywać. Nie mówię, że nie mają myśleć o tym dziecku, bo to przecież niemożliwe, chodzi mi bardziej o to, żeby przestali zadręczać się pytaniami "co by było gdyby..." i zaczęli żyć normalnie. Przecież już niebawem może się pojawić taki David albo Emily. :D
Buziaki! :*
PS. Pod kolejnym rozdziałem pojawię się jeszcze dziś albo i jutro. Kwestia wolnego czasu. :*