wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 27


"POWIEDŹ MI CZEGO, TY SIĘ BOISZ?"


Piątek, 17 października 

Tego dnia dopiero wracamy do Dortmundu. Dlaczego akurat teraz?
Chociażby dlatego, że nie chciało nam się wcześniej wracać. Tak po prostu. Niemieckiej grupie bardzo spodobało się w Warszawie, więc zostaliśmy trochę dłużej, ale wcale nie nudziliśmy się. Byliśmy na meczu Polska - Szkocja, który Polacy zremisowali, spotykaliśmy się z Niemieckimi i Polskimi zawodnikami oraz wiele zwiedziliśmy. Ogólnie Polacy mogą podsumować to zgrupowanie jako bardzo udane. Cztery punkty po dwóch meczach to świetny wynik, co nie można powiedzieć tego o Niemcach, którzy zdobyli zaledwie jeden punkt.
Jeśli jesteśmy już przy temacie Niemieckich piłkarzy to powiem, że moment, w którym wyjeżdżali był trudny dla mnie, bo bardzo ich polubiłam. Podczas pożegnań nie obyło się bez łez, ale Marco obiecał mi, że jak tylko będziemy w Monachium to spotkamy się wszyscy razem.
A co do Marco... Generalnie jesteśmy pogodzeni i przez te kila dni w ogóle się nie kłóciliśmy, co tylko dowodziło, że Carolin jest źródłem naszych problemów. Marco zerwał jako tako z nią kontakt. Nie rozmawia już z nią i odrzuca jakiekolwiek propozycje rozmowy czy po prostu odsuwa się od niej
Dodatkowo jeszcze nie raz ze sobą rozmawialiśmy i zapewniliśmy sobie, że już zawsze będziemy szczerzy, będziemy ze sobą rozmawiać i nie pozwolimy by osoby trzecie zepsuły nasz związek. Mam nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej, bo tak na prawdę jestem zmęczona tymi ciągłymi kłótniami. Staram się też już nie wypominać tego co działo się po imprezie w Platinium. Każdy jest człowiekiem i każdy ma prawo do popełniania błędów. Reus pomylił się w doborze przyjaciół i zaufał nie tej osobie co trzeba. Chyba każdy miał kiedyś podobny problem. Dlatego uważam, że nie mam podstaw by mu nie wybaczyć błędu.

Około godziny 14 byliśmy z Marco pod jego domem. Wysiedliśmy z samochodu i blondyn zajął się naszymi bagażami. Dzisiaj wyjątkowo nie spędzimy prawdopodobnie ze sobą popołudnia, ale to dlatego, bo Reus musi stawić się w klubie u fizjoterapeuty. W związku z jego kontuzją, po której już prawie nie widać śladu, ale jednak musi zrobić jakieś badania. Trenerzy i cały sztab szkoleniowy chcą wiedzieć czy może już jutro wrócić na boisko na mecz z Kolonią. Jeśli chodzi o resztę zawodników to wrócili wczoraj wieczorem.
Piłkarz pomógł mi z walizkami, które wniósł do domu. Pożegnaliśmy się i wyszedł, a ja poszłam do rodziców, za którymi bardzo się stęskniłam. Nasza trójka usiadła w salonie przy herbacie i zajęliśmy się rozmowami i opowieściami. Kuby, bo jak się okazało... jest u DZIEWCZYNY. Tak, trochę mnie ominęło, ale rodzice opowiedzieli mi wszystko dokładnie. Także, Kuba podobno poznał już jakiś czas temu o rok młodszą dziewczynę - Nikole. Poznali się na meczu juniorów, na który dziewczyna przyszła. Oboje od razu bardzo się polubili, a nawet poczuli coś więcej. W końcu po kilku spotkaniach zostali "parą". Bardzo sie zdziwiłam, ale też i ucieszyłam. Wiadomo, nie można jeszcze tego nazwać poważnym związkiem, ale trzymam za nich kciuki. Kiedy tak rozmawialiśmy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Wychyliłam się lekko i dostrzegłam Kubę z prawdopodobnie Nikole.
-Wiktoria?-zapytał jak mnie zauważył, zupełnie jakby nie poznawał mnie.
-Siostry nie poznajesz?-zapytałam retorycznie i podniosłam swoje cztery litery oraz ruszyłam do brata tuląc się z nim.-Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? Aż tak się mnie wstydzisz?-ponownie zadałam mu pytanie i przy okazji dźgnęłam go w bok.
-Ałć.-syknął.-Wiesz bałem się, że wstyd mi przyniesiesz. Z tobą to nigdy nie wiadomo.-odpowiedział i zaśmiał się.-No, ale jak mus to mus. To poznaj Nikole.-wskazał na dziewczynę z tyłu, która jakby bała się podejść. Była niska i to nawet bardzo. Posiadała złoty kolor włosów, a na jej twarzy gdzie niegdzie można było dostrzec piegi.
-Hej! Wiktoria.-popatrzałam w jej stronę i wyciągnęłam do niej rękę. Nikole powoli mi podała dłoń, która trochę się trzęsła. Czyżby aż tak się stresowała moją osobą.
-Jestem Nikole.-odpowiedziała.
-Miło mi Cię poznać, ale tak między nami...-podeszłam do niej bliżej i szepnęłam jej do ucha.-co ty w nim widzisz?
-Ej, ja to słyszę.-oburzył się brat i złapał dziewczynę za rękę, która przez to lekko się zarumieniła.-Jak coś jesteśmy na górze, a ty trzymaj się z dala od nas, albo zadzwonię do Reusa i powiem mu, że zamoczyłaś tę książkę od niego.-dodał wchodząc powoli po schodach.
-Przecież to ty ją zostawiłeś na dworze jak padało.-odparłam.
-Ja to wiem, ty też to wiesz, ale on nie.-poruszył zabawnie brwiami i wysłał mi buziaka w powietrzu.
-Dobra, dobra.-odpuściłam.-Tylko spokojnie mi tam, bo za młoda jestem na ciocię!-odkrzyknęłam i wtedy rodzice i nawet Kuba zaśmiali się. Tylko Nikole ponownie zawstydziła się.
-Ale ty jesteś wredna.-powiedziała moja mama.
-Oj nie przesadzaj...-odparłam z uśmiechem.

Kiedy siedziałam w swoim pokoju i zajadałam się ciastkami, które były moim obiadem, usłyszałam dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i dostrzegłam zdjęcie Mario.
-Tak kochanie?-zaśmiałam się.
-Hej, masz czas?
-Teraz?
-Tak teraz. Chcę pogadać.-mówił, a ja dopiero dostrzegłam, że ma nietypowy głos.
-Jasne. Gdzie chcesz się spotkać?-zapytałam.
-Wyjdź z domu tak za 5 minut i spotkamy się, okej?
-Okej. To do zobaczenia!-odpowiedziałam i rozłączyłam się szybko.
Skoczyłam do garderoby i wygrzebałam z niej ciuchy. Przebrałam się i złapałam za telefon, aby po chwili wyjść z domu. Kiedy przeszłam kilka minut zauważyłam Mario, który szedł zamyślony. Oboje zbliżaliśmy się, a kiedy była na prawdę blisko...
-Cholera!-krzyknął i w końcu popatrzał przed siebie.-O to ty... Cześć.-powiedział.
-Hej. Co sie stało?-zapytałam ciekawska.
-Może pójdziemy w pewne miejsce?-zaproponował.
-Dobrze, ale mam nadzieję, że nie jest daleko.
-Nie, to tylko kawałek.-odparł i ruszyliśmy.
W drodze do tego tajemniczego miejsca, oboje nie odzywaliśmy się za bardzo. Próbowałam coś wyciągnąć od Mario, ale nie mogłam. Odpowiadał mi tylko na odwal się na każde moje pytanie, więc po pewnym czasie odpuściłam. Nagle zauważyłam, że idziemy jakąś polną drogą i za Chiny nie wiem jak tu się znaleźliśmy. Po chwili Götze skręcił w boczną ścieżkę, która prowadziła do starego domu. Bez słowa szłam za nim. Wkrótce doszliśmy do drzwi, które otworzył i weszliśmy głębiej. W środku było brudno i zimno. Drzwi prowadziły od razu do salonu, w którym walało się pełno starych gazet, książek i zniszczonych mebli. Na środku stała stara kanapa, która jako jedyna rzecz w tym pokoju wyglądała na normalną, bo nie znajdowało się na niej kurzu w takich ilościach jak na reszcie mebli. Brunet usiadł na niej po turecku, a ja powtórzyłam jego gest. Gdy już siedziałam ponownie rozejrzałam się po chatce i dostrzegłam stary kominek i prowizoryczną kuchnię. Zauważyłam też drzwi, które najprawdopodobniej prowadziły do sypialni, bo łazienka, znaczy... wychodek był na dworze.
Przez cały czas zastanawiałam się dlaczego Mario mnie tu przyprowadził i skąd zna to miejsce. Chciałam się go zapytać o cokolwiek, ale nie chciałam naciskać i wolałam by sam zaczął rozmowę. Na moje szczęście piłkarz w końcu się odezwał.
-Kilka lat temu razem z Felixem wyszliśmy na spacer. To było zaraz po naszym przyjeździe do Dortmundu. Znaleźliśmy to miejsce przypadkiem i postanowiliśmy je zrobić miejscem przemyśleń, rozmyśleń, rozmów. Ale nikt nie miał o nim wiedzieć i tak było. Oboje przychodziliśmy tu często. Sami, osobno, ale przychodziliśmy. Teraz Felix już raczej o tym nie pamięta, ale ja tak. Zawsze będzie dla mnie ważne. Ostatnio byłem tu nawet kilka razy. Na przykład jak byłaś w szpitalu. Siedziałem tu i myślałem, jak mam pomóc Marco, Tobie. Straciliście dziecko, a ja wtedy myślałem, że mam czas do pewnych spraw i pewnie daleko do nich jeszcze. Nawet nie wiesz jak się myliłem. Ann... ona powiedziała mi, że jest w ciąży. Rozumiesz? Zostanę ojcem.-skończył i popatrzał na swoje ręce. Zupełnie jakby to o nich rozmawiał przez cały ten czas. Jednak właśnie mnie olśniło. Jak mogłam być taka tępa i nie domyślić się, że chodziło właśnie o Ann i dziecko. Zapomniałam zupełnie o tym z tych wszystkich wrażeń. Przecież modelka miała powiadomić o ciąży po powrocie ze zgrupowania Mario.
-Wiem... Ann powiedziała mi i Ani wtedy na imprezie. To miała być niespodzianka.-odparłam.-Mario, posłuchaj mnie. Co się dzieje? Nie cieszysz się?-zapytałam.
-Nie, znaczy tak, ja... ja sam nie wiem.-schował twarz w dłonie.
-Mario!-krzyknęłam.-Jak to nie wiesz?! Przecież kochasz Ann, a dziecko...
-No właśnie...Dziecko, ja nie mam pojęcia o dzieciach. Przecież ja mam 23 lata. Nie poradzę sobie.
-A skąd ta pewność, że sobie nie poradzisz? Popatrz na mnie.-skierowałam do niego.-Nie możesz mówić, że sobie nie poradzisz, bo tego nie wiesz. Tak w ogóle co z Ann. Co ty zrobiłeś?
-Ann... ona pojechała do rodziców. Jak powiedziała mi o tym, to ja nie zrobiłem w sumie nic. Oznajmiłem jej, że muszę to wszystko przemyśleć...
-I co namyśliłeś się?!
-Ta... nie spałem całą noc i dzisiaj nic do mnie nie dochodzi... Boże, Wiki pomóż.-popatrzał na mnie swoimi brązowymi oczami, a ja uderzyłam go w głowę.
-AŁA!-krzyknął.-Za co?-zapytał, a ja ponownie walnęłam go i jeszcze raz, i jeszcze.-Dobra, przestań! Rozumiem! Jestem kretynem, ale nie musisz mnie już bić!-bronił się rękoma.
-Sam powiedziałeś, że czasem trzeba przyjaciela kopnąć w dupę, by ogarnął się.
-Nie słuchaj mnie już nigdy.-odparł.
-Mario, ale już na poważnie. Powiedź mi, czego ty się boisz?
-Wszystkiego Wiki. Wszystkiego. Że nie poradzę sobie z wychowaniem, że nie podołam obowiązkom, że coś schrzanię.-wymieniał.
-Mario, proszę nie myśl tak. Tobie wydaje się, że dziecko to oznacza koniec świata, a tak nie jest. Ann kiedy to nam mówiła również miała obawy, ale wiedziała, że ma Ciebie i może na Tobie polegać. W tym momencie zawiodłeś ją, ale rozumiem Cię, bo jesteś po prostu w szoku. Ja też kiedy dowiedziałam się, że byłam w ciąży byłam zszokowana. Niestety nie miałam takiej możliwości i nie mogłam poczuć się matką, ale ty masz szansę zostać ojcem. Masz szansę powiększyć swoją rodzinę. Masz szansę połączyć się z Ann już na zawsze. Rozumiem Cię jak najbardziej, ale kiedy będziesz powtarzał sobie, że nie dasz rady, to masz rację. Tak będzie. Ja wiem, że teraz będzie trudno i nie będę ukrywać, że początki ciąży i początki macierzyństwa są trudne, ale pomyśl, że za parę lat, kiedy skończysz karierę będziesz spoglądał na swojego syna lub córkę, co przejmuje po Tobie pałeczkę i wychodzi w czarno - żółtym trykocie. Czy to nie piękne? Boisz się, to nic dziwnego. Dziwne byłoby jakbyś był spokojny. Jednak pamiętaj to, że nie jesteś. sam. Masz Ann, która Cię kocha i marzy o wspólnym potomku. Masz rodziców, którzy nigdy Cię nie zostawią. Masz braci. Masz przyjaciół z Marco na czele, co będzie wychodził z TWOIM dzieckiem na spacery wraz ze mną i mówił jaki to do Ciebie nie podobny, a potem zażartuje, że możemy je ukraść, albo postarać się o własne. Mario... Przede wszystkim masz też MNIE. Jesteś dla mnie jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Jak będzie płakało w nocy to zadzwoń, a przyjdę. Jeżeli ty będziesz płakał z bezsilności, nawet w nocy - przyjdę. Jak nie będziesz wiedział, co podać do jedzenia - zadzwoń, a przyjdę. Jak po prostu będziesz zmęczony i Ann też - zadzwoń, a przyjdę i pomogę. Masz Götze niezły problem, bo stałeś się już ważną częścią mojego życia. Kocham Cię i zawsze Ci pomogę.-skończyłam mówić i dopiero teraz dostrzegłam łzy w oczach chłopaka.-Mario? Ty płaczesz?-zapytałam z lekkim uśmiechem.
-Nie... wpadł mi tylko jakiś paproch...-wymigał się.
-Jasne, jasne. Mnie nie oszukasz.
-Dobra przyznaję, ale to Twoja wina, bo to co powiedziałaś... Też Cię kocham.-dodał i oboje przytuliliśmy się do siebie.

-Myślałeś już na imieniem?-zapytałam, gdy wracaliśmy.
-Hmm.. Mario Junior.-powiedział z dumą, ale nie wyszło mu, bo zaraz się zaśmiał.
-A kto powiedział, że to będzie chłopiec. Wiesz, że jest jeszcze taka opcja, że urodzi się dziewczynka?
-Nie. Takiej opcji nie ma. Będzie chłopiec. Koniec, kropka. Przejmie po mnie wspaniałe geny i zostanie najlepszym piłkarzem po tatusiu.
-Jesteś walnięty.-uśmiechnęłam się. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam telefon i zauważyłam, że dzwoni Reus.
-Twoje kochanie dzwoni?-zapytał Mario.
-Tak i ciekawie, co chce.-już chciałam odebrać, ale Mario wyrwał mi telefon i sam zrobił to co ja planowałam.
-Jak za 2 godziny pod Signal Iduna Park nie będzie walizki z 3 milionami, to twoja dziewczyna długo nie pożyje gwiazdeczko. Szykuj kasę i widzimy się pod Iduną.-mówił "zmienionym" głosem, a ja śmiałam się cicho i czekałam na reakcje Marco.
-Łeee... co będę tracił te 3 miliony jak mogę nawet teraz znaleźć sobie inną dziewczynę.  No cóż. Fajnie było, ale trudno. Jest twoja.-odpowiedział.
-No ej... wypomnę Ci to kiedyś. Zobaczysz!-nie wytrzymałam i odezwałam się, a nasza trójka zaśmiała.
-Można wiedzieć co robicie razem? Tylko na chwilę Was spuścić z oczu.
-A tak zwiedzamy. Co nie Wiki?
-Jak najbardziej. A możemy znać powód dzwonienia do mnie?-zapytałam Reusa.
-Oczywiście, że można. Otóż pragnę Ci oświadczyć, że w tym momencie idziesz do domu, ubierasz się w coś ładnego, a ja za godzinę u Ciebie będę.
-Uuu... Reusik coś szykuje.-zainteresował się Mario.
-A mogę wiedzieć jeszcze, co planujesz?
-Nie, bo to niespodzianka.-odparł szybko.
-No, dobra. Powiedź chociaż co znaczy "coś ładnego"?
-Sukienka.-odpowiedział szybko.
-Okej, zaufam Ci. Papa!-rozłączyłam się i oboje z Götze ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Przed bramką pożegnałam się z przyjacielem i dodałam mu jeszcze odwagi przed rozmową z Ann, bo Niemiec obiecał mi, że zaraz jak wróci jedzie do domu jej rodziców i przeprasza ją na kolanach.
Weszłam powoli do siebie. W salonie siedzieli rodzice z jakimiś znajomymi. Przywitałam się z nimi szybko i pobiegłam na górę do pokoju. Przechodząc obok pokoju Kuby dało się słyszeć śmiechy, co znaczyło, że Nikole jeszcze jest. No, mój braciszek już dojrzewa...
Zaraz po przekroczeniu progu pomieszczenia ruszyłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic, ale bardzo dokładny. Wysuszyłam głowę oraz umyłam zęby. Potem w samym ręczniku powędrowałam do garderoby. Nie namyślałam się długo, co ubiorę, bo wiedziałam, że tę sukienkę. Kupiłam ją kiedyś i miałam założyć na jakąś specjalną okazję. Jak widać specjalną okazją okazuje się być randka z Reusem. Nałożyłam szybko ją na siebie i przejrzałam jeszcze w lustrze. Stwierdziłam sama sobie, że jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Założyłam ciemne rajstopy i poszukałam odpowiednich butów. W ręce wpadły mi takie cuda. Położyłam je obok łóżka, a sama poszłam jeszcze do łazienki i zajęłam się swoimi włosami, które lekko pofalowałam. Następnie robiłam makijaż, który głównie podkreślił moje oczy. Gotowa wyszłam z łazienki i zaczęłam ubierać buty, gdy nagle usłyszałam jak otwierają drzwi. W nich stał nie kto inny niż Marco.
-Dobry wieczór!-uśmiechnął się uroczo, a ja odpowiedziałam mu tym samym.
-No witam Pana! W czym mogę pomóc?-skończyłam zakładać obuwie i powoli podeszłam do niego. Piłkarz sam wyglądał nieziemsko. Miał na sobie białą koszulę, a do tego dopasowane jeansy. Miał teraz założoną jeszcze czarną, jesienną kurtkę. Oczywiście nie mogło zabraknąć idealnie ułożonej fryzury.
-Szukam Wiktorii Müller. Nie wie może Pani gdzie ją znajdę?
-Przykro mi, ale nie pomogę Panu.-odpowiedziałam "smutna" i przybliżyłam się do niego lekko całując.
-Nie szkodzi, bo już ją znalazłem.-odpowiedział szeptem, a ja się do niego przytuliłam. Ponownie w mój nos wbił się zapach drogich perfum.
-To jakie mamy plany?-zapytałam w końcu.
-Dowiesz się wszystkiego na miejscu. Po za tym mówiąc "ubierz się ładnie" nie miałem na myśli aż tak ładnie. Teraz każdy facet będzie mi się ślinił na twój widok.
-A co ja mam powiedzieć?-zapytałam oburzona.-Spójrz jak ty wyglądasz.
-Oj tam. Będziemy się nawzajem pilnować.-pocałował mnie szybko w usta i zaczęliśmy wychodzić. Chwyciłam tylko jeszcze tylko jasną torebkę. Na dole Marco pomógł mi ubrać płaszcz. Pożegnałam się rodzicami i wyszliśmy do jego samochodu. Droga minęła nam w świetnej atmosferze. Przez cały czas próbowałam wyciągnąć gdzie jedziemy, ale piłkarz milczał. Po około 20 minutach drogi wysiedliśmy przed drogą restauracją.
-Będziemy tutaj jedli?-zapytałam go od razu.
-Tak, a co? Nie podoba Ci się restauracja? Nie lubisz tu jadać?-zadawał ciągle pytania wręcz zmartwiony.
-Nie, no coś ty. Po prostu jestem zdziwiona w pozytywnym znaczeniu. Czuję, że ten wieczór będzie bardzo udany.-dodałam i pocałowałam szybko Reusa w policzek.

Powoli zaczęliśmy zmierzać do wejścia. Marco zarezerwował stolik tylko dla nas dwojga. Kiedy do niego zmierzaliśmy czułam wzrok innych skierowany na naszą dwójkę, ale nie interesowało mnie to. Interesował mnie tylko blondyn, w którym jestem szalenie zakochana. Usiedliśmy i zamówiliśmy jedzenie. Znaczy Marco zamówił, bo zdałam się na niego i jego gust.
Czy mogłam wymarzyć sobie lepiej ten wieczór? Nie, bo był idealny. Na początku przyznam, że myślałam, że jak idziemy do tej luksusowej restauracji to będzie sztywno. Natomiast my oboje zachowywaliśmy się jakbyśmy byli tam tylko my sami i nikt inny. Śmialiśmy się, żartowaliśmy i cieszyliśmy się swoją osobą nawzajem. Nie zwracaliśmy uwagi na innych, bo mieliśmy siebie. Czułam się, ale też i byłam szczęśliwa. Chciałam, żeby każdy na świecie wiedział jak jest mi dobrze, bo mam kogoś takiego jak Reus obok. Ludzie z restauracji na pewno rozpoznali Marco, ale nie podchodzili do niego i nie prosili o zdjęcie czy autograf. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że dlatego, bo nie chcieli nam przeszkadzać. Zobaczyli, że oboje jesteśmy zajęci sobą i to byłby ogromny grzech psuć ten nastrój. Około godziny ósmej postanowiliśmy się zbierać. Marco jak na prawdziwego mężczyznę przystało zapłacił za posiłek i dopiero wyszliśmy z budynki, ale nadal w wyśmienitych humorach. Idąc do samochodu chłopak objął mnie w tali i kończył swoją opowieść jak to było rok temu na urodzinach Mario. Następnie wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu blondyna.
Chłopak otworzył mi drzwi mieszkania, a po chwili rozebrałam się z płaszczu.
-Wiesz co Ci powiem.-zaczęłam, a chłopak wszedł do kuchni i odkładał dokumenty.
-Co takiego?-zapytał.
-Że bardzo mocno Cię kocham, a ten wieczór był niesamowity.-odpowiedziałam oraz zbliżyłam się do niego i zachłannie pocałowałam. Marco złapał mnie w biodrach, a ja zarzuciła ręce na jego szyję. Trwaliśmy tak bardzo długi czas, ale po chwili się ocknęłam. Chciałam przerwać pocałunki, ale Reus udolnie mi to uniemożliwił.
-Dobra, koniec tych przyjemności.-zaśmiałam się.-Erotoman.-dodałam szybko.
-Że niby ja?!-oburzył się.-To ty zaczęłaś.
-A ty nie dałeś skończyć.
-To jest różnica.-bronił się, ale ja nie dawałam za wygraną.
-Zboczeniec...-powiedziałam już ciszej.
-Słyszałem!
-Zdenerwowany zboczeniec.
-Wiki!-krzyknął w moją stronę.-Niby to ja jestem taki niewyżyty, ale mogę się założyć, że złamiesz się pierwsza.-powiedział pewny siebie.
-Ja?! Proszę Cię.
-Zobaczymy...-mruknął pod nosem i oboje położyliśmy się na kanapie oraz włączyliśmy jakiś film. Miałam pewien plan. Chociaż wiadomo, że to Reus pierwszy nie wytrzyma to chciałam go dodatkowo troszkę podpuścić. Swoje nogi położyłam na jego nogach, przy czym sama czynność wyglądała bardziej zmysłowo. Marco udawał, że to go nie rusza, ale wiedziałam, że już pierwszy krok mam za sobą.
-Niewyżyty...-zaśmiałam się cicho, ale wystarczająco głośno by mój towarzysz mnie usłyszał i chyba tak było, bo na jego twarzy zagościł lekki uśmiech.
Po jakimś czasie znudzona filmem zaczęłam wiercić się, a w końcu przytuliłam się do niego. Jedną ręką bawiłam się jego włosami, a drugą jeździłam po jego klatce piersiowej. Powoli zaczynałam rozpinać jego koszulę...
-Oszukujesz...-powiedział nie patrząc nawet na mnie.
-Nie prawda.-zaprzeczyłam.
-Prawda.
-Niewyżyty erotoman...-nie przestawałam go denerwować i rozpinać jego koszuli. Nagle zauważyłam, że w filmie, który oglądaliśmy zaczęli się całować. To mi już tylko mogło pomóc w tym zadaniu.-Los chyba nie jest po twojej stronie Panie niewyżyty.-zaśmiałam się zwycięsko, a on zrobił coś co mogłam przewidzieć. Złapał mnie tak, że zostałam zmuszona usiąść na nim okrakiem i mocno wbił się w moje wargi.
-Okej... przegrałem... a ty... wygrałaś mnie...-mówił między pocałunkami.
-Wiedziałam, że tak będzie.-dopowiedziałam i zajęłam się koszulą piłkarza. Po chwili wylądowała na na ziemi. Chłopak teraz zabrał się za moją sukienkę, a w między czasie usłyszałam dzwonek moje telefonu. Chciałam się ruszyć i odebrać, albo przynajmniej sprawdzić kto dzwoni, jednak zabroniono mi.
-Zostaw. Zaraz przestanie.-powiedział, ale tak nie było. Komorka dzwoniła jeszcze z dwa razy i za trzecim postanowiłam odebrać.
-Halo?-nawet nie sprawdziłam kto dzwoni.
-Wiki? Gdzie jesteś?-usłyszałam głos... mamy. Ta. Dzięki mamusiu. Ty wiesz jak wyczuć moment.
-U Marco, a stało się coś?
-Nie, ale dobrze by było jakbyś dzisiaj wróciła szybciej. Zapomniałam Ci powiedzieć, ale jutro jedziemy do dziadków. Dawno u nich nie byłaś i nie wypada chyba ich nie odwiedzić, co?-wyjaśniła mi.
-No, racja w sumie. To za chwilę będę.-odparłam i rozłączyłam się. Marco miał zdziwioną minę, więc postanowiłam mu wszystko wyjaśnić.-Jutro z rana jadę do Hamburga do babci i dziadka. Muszę już wracać.-odpowiedziałam smutno.
-Super.-westchnął.-Po co mi był ten zakład.
-Oj nie załamuj się. Kochanie moje... za tydzień dokończymy to.-przytuliłam się do niego.
-Też mi pocieszenie.-mruknął.
No, niestety. Jak trzeba to trzeba. Marco nie za bardzo zadowolił się moim nagłym wyjściem. Jednak po chwili dobry humor mu wrócił i nawet odprowadził mnie pod dom. Staliśmy tak chwilę i "żegnaliśmy".
-Dziękuję Ci za dzisiejszy wieczór. Był najlepszy od bardzo dawna.-powiedziałam i popatrzałam mu w oczy.
-Obiecuję, że wkrótce to powtórzymy. Kocham Cię...-ponownie musnął swoimi wargami o moje.-Leć, bo jeszcze Twój tata mnie pogoni.-zaśmiał sie na koniec.
-Też Cię kocham...-szepnęłam mu do ucha i ponownie szybko pocałowałam w usta.
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ :)

Pierwszy raz udało mi napisać rozdział z tak wieloma opisami. Podoba się Wam taka forma?
Co do rozdziałów, to ja wiem, że na razie nie dzieję się za wiele i ostrzegam, że teraz będzie spokojniej, ale za chwilę czeka nas WIELKA burza, więc szykujcie się ;)


Zachęcam do komentowania, bo to motywuje ♥

ENJOY ♥

6 komentarzy:

  1. Kolejny świetny rozdział w twoim wykonaniu! :)
    No Mario, nieźle. Cieszę się że Ann powiedziała mu o ciąży i trzymam za nich wielkie kciuki!
    Czas na Wiki i Marco :D Jak zwykle idealni, nic dodać, nic ująć! Szkoda aby, że Wiktoria jedzie do dziadków :c
    Cóż rozdział jak zwykle świetny i mi się bardzo podoba!!!
    Pozdrawiam i życzę dużoooooooooo weny :*
    Do następnego :*
    P.S Zapraszam do siebie na nowy rozdział :
    http://wposzukiwaniuszczesciatu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff, kamień spadł mi z serca, bo myślałam, że Mario nie zaakceptuje ciąży Ann... A tak, kiedy wyobrażam go sobie z maleńkim dzieciątkiem na rękach, jestem pewna, że sobie poradzi :)
    No i przede wszystkim strasznie podobał mi się romantyczny wieczór Wiktorii i Marco! ''-Okej... przegrałem... a ty... wygrałaś mnie...'' Ajj, sama chciałabym wygrać Reusa ;p Mama Wiki faktycznie ma wyczucie - szkoda, że im przerwano, ale i tak było pikantnie :)
    Akurat mnie przypadł do gustu rozdział z opisami, lubię wiedzieć, co dzieje się w tle, co czują bohaterowie lub co przeżyli w danym okresie czasu. Opowiadanie staje się wtedy o wiele ciekawsze.
    Czekam z niecierpliwością na tą 'burzę' i pozdrawiam ciepło (bo u mnie śnieg) ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Mario taki niepewny siebie? To aż nieprawdopodobne! Ale zarazem nieco zabawne. :) Nie spodziewałam się, że spęka. Myślałam, że przyjmie to na klatę od razu, bez żadnego namysłu, a bynajmniej nie okaże swego zawahania w żaden sposób. Ann na pewno była rozczarowana i być może dobrze, że pojechała do rodziców. Zarówno ona jak i Mario muszę wszystko przeanalizować.
    A Marco? Czarujący, jak zwykle. ♥ Niewyżyty erotoman? Hahaha :D
    Szalejesz. ^^
    No i plan Marco poszedł w diabły.
    Ciekawe, co wydarzy się po wyjeździe do babci. ^^
    Czekam na kolejny rozdział.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny <3
    Tacy zakochani , tacy słodcy :*
    Uwielbiam <3
    Cieszę się, że jest już dobrze :)
    Co do Mario to nie spodziewałam się takiej reakcji ale był w szoku w końcu nie codziennie człowiek dowiaduje się, że zostanie ojcem :)
    Wiki zachowała się świetnie, prawdziwa przyjaciółka :)
    Szczerze mówiąc ? Obawiam się tej burzy...
    Czekam nn :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. O Matko, co za emocje!
    Mario mi napędził takiego stracha, że myślałam że zejdę na zawał. Fajnie by było jakbyś opisała tę ich rozmowę to znaczy Ann i Mario( ale to tylko taka sugestia, oczywiste że nie musisz tego robić)
    Ja wiedziałam, że Ty coś knujesz! Coś za spokojnie jest.
    Byle tylko nie burza z rolą główną Carolin!
    Czekam na nn
    <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny rozdział :))) Ta kolacja, a później w domu i dokuczanie Marco :D Fajnie, fajnie :D
    Wiadome było, że Marco nie wytrzyma hahah ;D Ciekawy jest ten wyjazd Wiki :p
    Mam nadzieję, że to nie cisza przed burzą, ale jednak takie przeczucie jest :p
    Życzę weny i do następnego :D Pozdrawiam ;* - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń