wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 31

"DARUJ SOBIE, OKEJ?"


Dzień wcześniej, trening 

-Nie rozumem po co mamy zostać jeszcze godzinę dłużej...-marudził Mario, gdy niektórzy z nas szli do szatni na chwilę. W rożnych celach. Zapewne by zadzwonić do swoich partnerek i powiadomić ich o tym, że trening się przedłużył. Klopp postanowił tak, bo w sobotę gramy ważny mecz. W sumie na dobrą sprawę, to dla BVB każdy mecz jest teraz ważny i liczą się dla nas każde zdobyte punkty.
Gdy weszliśmy do środka chłopaki złapali od razu za telefony i dzwonili do swoich dziewczyn. Dość śmiesznie to nawet wyglądało jak się tak przygląda z boku, bo sam postanowiłem poczekać chwilkę zanim zadzwonię do Wiktorii.
-... no kochanie proszę! Będziemy grzeczni! [...] Tak posprzątam i zrobię zakupy po treningu jutro. [...]  Oczywiście! Będzie spokojnie. Jak zawsze z resztą! [...] Dobra, tak masz rację. Lepiej nie komentuj... [...] Dobrze to do zobaczenia! Kocham Cię!
-Oj Mats jaki ty jesteś potulny!-nabijał się Kuba z kolegi z drużyny.
-Może i jestem, ale ciekawe czy będziesz tak dalej mówił, jak powiem Ci, że dzisiaj u mnie, zaraz po treningu, zapraszam Was na FIFę i piwo. Co wy na to?-zapytał defensor.
-No, nie wiem.-zastanawiałem się.-Jestem już umówiony z Wiktorią.
-Nie daj się namawiać.-mówił Auba.-Z Wiktorią możesz spotkać się w każdej chwili. Tym bardziej, że mieszkacie praktycznie obok siebie.
-Wiecie co, to robimy tak, że po prostu po treningu jedziemy wszyscy do mnie, a ten kto "nie może" to idzie w swoja stronę.-zaproponował.
Po jakiś kilku minutach chłopaki pokończyli rozmawiać ze swoimi partnerkami, to ja sam też postanowiłem zadzwonić. Wyszło na to tak, że wszyscy już wyszli. Chcieli poczekać, ale oznajmiłem, że nie ma takiej potrzeby. Złapałem za telefon i po kilku sygnałach usłyszałem głos Wiki.
-Halo?-powiedziała szeptem, co mogło oznaczać, że jest w klasie na lekcji.
-Cześć Wiki, słuchaj mam złą wiadomość. Trening przedłużył nam się o kolejna godzinę, a potem Mats zaprosił nas na męski wieczór. Wiem, że obiecałem. Przepraszam Cię...-tłumaczyłem się.
-Nic się nie stało.-westchnęła.-Masz prawo do spotkań z kolegami. 
-Obiecuję, że spotkamy się jutro. Dobrze? Zaraz po szkole przyjdę po Ciebie i spędzimy calutki dzień razem. Okej? 
-Wiesz, mam lepszy pomysł, ale dogadamy się jutro, albo wieczorem, a teraz muszę już kończyć, bo jestem na lekcji. Pa! -zaproponowała, a ja ucieszyłem się, że nie jest zła.
-Pa i kocham Cię.-uśmiechnąłem się do siebie.
-Ja Ciebie też.-odpowiedziała i jednocześnie rozłączyliśmy się. Wyszedłem z szatni i ruszyłem do kolegów.

Sam trening do najcięższych zaliczyć nie można, ale łatwo nie było. Klopp był aktywny i dawał nam wiele wskazówek. Ćwiczyliśmy też stałe fragmenty gry, by poprawić swoją skuteczność. Po około godzinie trening się zakończył i mogliśmy udać się do Mats, jednak Jürgen zwołał nas jeszcze do siebie. jak wszyscy się już zebraliśmy to zaczął mówić.
-Chłopaki, ja wiem, że nie jest kolorowo. Przegrywamy kolejne mecze myśląc, że właśnie ten przegrany jest już ostatnim. Jesteśmy coraz bliżej strefy spadkowej. Wydaje nam się, że nas to nie dotyczy. Jednak piłka potrafi być okrutna. Pamiętajcie jednak, że to nie koniec. Jest jeszcze czas i mamy szanse na to by zakwalifikować się do europejskich rozgrywek. Jednak musimy walczyć. Walczyć do końca i wierzyć w siebie. Właśnie tego nam brakuje. Wiary, że się uda. Wiary, że potraficie równać się z najlepszymi. Jesteście świetnymi piłkarzami. Gracie z pasją i dla przyjemności. Jesteście częścią tego klubu, a klub częścią Was. Jesteśmy rodziną, która Was nie zostawi. Pamiętajcie o tym. Pamiętajcie też, że zawsze możecie liczyć na mnie. Jestem dla Was jak drugi ojciec, a wy jak moi synowie. Zawsze stanę po waszej stronie choćbym kosztem mojej osoby. Damy radę i wyjdziemy z tego dołka. Razem, bo jesteśmy jedną wielką rodziną. Damy radę, bo Borussen to obietnica...
-...przysięga na całe życie.-dokończyliśmy. Przemowa trenera dużo nam dała. Od razu poczuliśmy się pewniej i lepiej. Kryzysy się zdarzają i mam nadzieję, że z niego wyjdziemy. Gdy wszyscy kierowali się już do szatni, a ja razem z nimi, usłyszałem głos trenera. Chciał ze mną porozmawiać, a jak się potem okazało chodzi o moją przyszłość w klubie. Wraz z trenerem poszliśmy do jego biura i rozmawialiśmy z jakieś 30 minut. Mimo, że Klopp tego nie mówił, to dało się wyczuć i domyślić, że oczekuje ode mnie jasno przedstawionej sprawy. Rozumiem go. Borussia jest w dołku, nie radzimy sobie, a o mnie walczy wiele klubów, z którymi mógłbym zdobyć wiele tytułów. Nie mówię, że tutaj w Dortmundzie jest to niemożliwe, ale na pewno trudniejsze. Po za tym jak każdy chciałbym spróbować czegoś nowego. Mimo wszystko jest wiele powodów dla których mógłbym zostać tutaj w Niemczech, w Dortmundzie. To jest moje miasto, z którego pochodzę. Mam tu wszystko. Rodzinę, przyjaciół, dziewczynę. No właśnie. Wiktoria się teraz uczy, a bez niej nigdzie się nie ruszę. Wiem też, że gdyby była taka możliwość, że przejdę do innego klubu, to bez Müller nigdzie się nie ruszę.

Gdy już wróciłem już do szatni, była pusta. Szybko ruszyłem pod prysznic i ubrałem się w normalne ubrania. Jak miałem już łapać za torbę usłyszałem dzwonek swojego telefonu. Chwyciłem za iPhone'a i dostrzegłem, że dzwoni to Carolin. Zdziwiłem się, ale postanowiłem odebrać.
-Halo?
-Marco?-usłyszałem głos dziewczyny. Był inny. Dziwny.
-Caro? Stało się coś?-cały czas zadawaliśmy sobie nawzajem pytania.
-Przepraszam, pewnie zawracam Ci głowę, ale ja na prawdę nie miałam już do kogo zadzwonić. Zostałeś mi tylko ty.-gadała łamliwym głosem.
-Ale co się stało?-dopytywałem się, bo ciągle nie znałem odpowiedzi na moje pytanie.
-Mógłbyś do mnie przyjechać? Znaczy do Kevina. Jeśli to ni problem.
-Jasne.-odpowiedziałem szybko i powoli zacząłem wychodzić z szatni.-Już do Ciebie jadę i będę za 10 minut.
-Dziękuję.-odparła łagodnie, a ja uciszyłem się, że mogłem komuś poprawić humor, a nawet jeszcze go polepszyć.
-W końcu jesteśmy przyjaciółmi. Zaraz będę. Trzymaj się. 
I ruszyłem. Mieszkanie Kevina jest niedaleko stadionu, więc dosłownie po chwili byłem już pod apartamentem przyjaciela i Carolin. Wyszedłem z samochodu i pognałem do drzwi. Zadzwoniłem tylko dzwonkiem i od razu wszedłem do środka. Zobaczyłem Carolin, która stoi w salonie przy oknie i się w nie wpatruje. Zobaczyłem, że na stoliku są dwa kubki parującej herbaty, którą zapewne zaparzyła niedawno blondynka.
-Cieszę się, że jesteś.-powiedziała nie przerywając spoglądania na krajobraz za oknem. Dopiero po chwili odwróciła się do mnie, a ja dostrzegłem łzy w jej oczach.
-Caro... co się dzieje?
-Usiądź może? Napijmy się, porozmawiajmy...-dopóki piliśmy ciepłe napoje gadaliśmy o przyjemnych rzeczach. Opowiedziałem jej o dzisiejszym treningu, co się wydarzyło. Wspomniałem nawet o moim problemie, czyli o decyzji o przyszłości. Dziewczyna bardzo mnie wsparła, bo nie naciskała na nic. Słuchała i powiedziała, że to moja decyzja. To była inna rozmowa niż z kimkolwiek innym i właśnie to jest dziwne, ale zupełnie zapomniałem o tym wszystkim, co zrobiła kiedyś. Zapomniałem, że przez nią prawie rozwalił mi się mój związek. Tłumaczyłem sobie tym, że każdy popełnia błędy i należy każdemu wybaczać. Zapomniałem też, że miałem dzisiaj być u Matsa, a dodatkowo Wiktorii oznajmiłem, że właśnie tam u niego będę.... Jednak przecież nie powiem jej, że siedzę sobie na herbatce z jej największym wrogiem. Po prostu zostawię to tak jak jest teraz, czyli nie powiem jej, że bylem u Caro. Nie nazwałbym to kłamstwem, ale bardziej zatajeniem prawdy.
Gdy zauważyłem, że w naczyniu nie ma już picia, odłożyłem kubek i popatrzałem na dziewczynę. Prawdopodobnie wyczuła, że chcę dowiedzieć się od niej co tak na prawdę jest przyczyną jej nie za najlepszego samopoczucia.
-Nie patrz tak na mnie.-odwróciła wzrok, co mnie trochę rozbawiło. Blondynka wydaje się pewną siebie kobietę, a tu tak nagle zawstydziła się.
-Przepraszam, ale próbuję Cię prześwietlić.-zaśmiałem się.
-I co udaje Ci się?
-Powiedźmy.-odparłem.
-Tak więc słucham Cię Marco.
-Chodzi o Kevina. Prawda? Czujesz się samotna, bo on jest u Matsa. Mam rację?
-Po części...-westchnęła ciężko i przysunęła się bliżej mnie.-Marco? Miałeś kiedyś tak, że czułeś się nikomu nie potrzebny, a nawet olewany?
-Olewany może nie, ale niepotrzebny czuję się ostatnio często na boisku.
-Nie chodzi mi o pracę. Marco ja... ja już mam tego dość!-podniosła głos.-Jestem z Kevinem już od jakiegoś czasu, a miedzy nami nie dzieje się praktycznie nic. On nie nadaje się po prostu na chłopaka.
-Może rzeczywiście nie jest mistrzem romantyzmu, ale nie przesadzajmy.-ponownie roześmiałem się by rozluźnić atmosferę.
-To nie jest śmieszne.-skarciła mnie wzrokiem.
-Wybacz.-postanowiłem natychmiast spoważnieć.
-Chodzi o to, że oprócz Kevina i Ciebie nie mam w Dortmundzie nikogo więcej. Jestem sama. Całymi dniami siedzę w pracy, gdzie każdy obarcza mnie swoimi problemami. Lubię, a nawet kocham pomagać innym, ale jak wrócę chciałabym zrozumienia, a nie kolejne narzekanie. Ja też chciałabym by to ktoś mnie posłuchał. Nie mam w ogóle wsparcia w nim... Zazdroszczę Wiktorii... Na prawdę jej zazdroszczę...-skończyła, a ja po chwili postanowiłem ją przytulić do siebie.
-Kevin jest moim kolegą. Mogę z nim porozmawiać jednak czasami trzeba iść dalej, gdy nie widzi się sensu. Ty go widzisz?
-W tej chwili nie. Przykro mi, bo myślałam, że Kevin to ten jedyny. W sumie to myślałam, że mój poprzedni chłopak też jest tym jedynym.
-Każdy się kiedyś zawodzi w miłości. Też to przeżyłem.
-Wiesz mój były chłopak był jeszcze gorszy od Kevina.-mówiła, ale ciągle była blisko mnie.-Zapomniał o naszej rocznicy, a byłam z nim dwa lata i co roku to samo.-zaśmiała się w końcu cicho pod nosem.-Rozstaliśmy się, bo mnie zdradził i zostawił dla innej. Bolało, ale wtedy właśnie poznałam Kevina.
-Rozstania zawsze bolą Caro. Mimo, że nie kochasz już tej osoby.
-A ty? Jak z Tobą i z nią?-zapytała, a ja westchnąłem i wspomnieniami ruszyłem do czasów jak byłem jeszcze szczęśliwy z Caroline.
-Wszystko się skończyło już jakiś czas temu. Nie kochałem jej i po co komu związek na siłę? Jednak przyznaję, że zrozumiałem to trochę za późno. Mogłem zakończyć to wcześniej, a tylko tchórzyłem cały czas. Bywało nawet, że podkręcałem to jeszcze bardziej. Zapraszałem na kolacje, chodziliśmy na obiadki do rodziców, spotkania z przyjaciółmi. Czasami przychodzi taki dzień, że rutyna jest dla Ciebie zbawieniem, a czasami masz jej dosyć i szukasz czegoś innego. Kogoś innego. Ja znalazłem.
-Ja właśnie przeżywam taką rutynę.
-Więc moje zdanie na ten temat znasz.-odparłem. W tej chwili nastała pewna cisza. Widziałem, że dziewczyna nad czymś głęboko myśli. Nie chciałem jej przerywać, więc sam zacząłem zastanawiać się nad swoją przyszłością z Wiki. Mam ogromna nadzieję, że miedzy nami będzie już cały czas dobrze, ale czy to jest aby możliwe?
-Wiesz co?-usłyszałem głos mojej towarzyszki. Spojrzałem na nią, a ta kontynuowała.-Kevin byłby idealny, gdyby był tobą.-stwierdziła, a ja uśmiechnąłem się.
-Daj spokój. On potrafi być taki, ale jest... jakby Ci to powiedzieć.... niedoświadczony?
-Co nie zmienia faktu, że ty, jako facet do związku jesteś wprost stworzony. Wiktoria ma szczęście...
-Ty też je możesz mieć.-wymijałem cały czas ten dziwny trochę temat. Nagle dziewczyna zaczęła się do mnie przybliżać.
-Gdyby nie to, że jesteś zajęty już dawno bym to zrobiła...-szepnęła i zbliżyła się do moich ust. Musnęła je lekko. Poczułem się dziwnie. Bylem jakby zaczarowany tą sytuacją. Z jednej strony nie chciałem tego, a z drugiej...
Gdy dziewczyna zauważyła, że nie sprzeciwiam się jej pocałowała mnie bardziej zachłannie, a ja oddawałem pocałunki. Po chwili siedziała już na mnie okrakiem. Całowaliśmy się coraz bardziej namiętnie, a ja w tej chwili nie myślałem o niczym. Wyłączyłem się jakby na chwilę i zapomniałem o bożym świecie. Dziewczyna zaczęła rozpinać moją koszulę i w tym momencie zapaliło się czerwone światełko. Zacząłem ją odpychać i przestać oddawać pocałunki.
-Caro... przestań...-blondynka jednak jakby była zawzięta i z coraz większą zadziornością chciała się do mnie dobrać.-Przestań słyszysz!-krzyknąłem, a ona wręcz odskoczyła.-Oszalałaś?! Co Ci odbiło? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! Przyjaciele chyba nie robią takich rzeczy!-denerwowałem się, a ona jakby nigdy nic, patrzy na mnie wzrokiem, który jakby mówił "zemszczę się". Wstałem z kanapy i poszedłem na korytarz i zacząłem się ubierać. Wróciłem jednak do salonu.
-Nie udawaj, że tego nie chciałeś.-powiedziała i popatrzała na mnie z pogarda. Jak się wtedy poczułem? Okropnie. Zrozumiałem, że zraniłem Wiktorię. Uwierzyłem Carolin i ponownie zostałem oszukany przez nią.
-Cholernie żałuję, że Ci uwierzyłem...-stać mnie było tylko na tyle i wyszedłem z mieszkania oraz pojechałem po prostu do siebie.


Teraźniejszość, sobota

Powoli zacząłem otwierać zaspane oczy, co do najprostszych nie należało, bo praktycznie pół nocy piłem alkohol, który zakupiłem w sklepie. Smutek i błędy topiłem w napojach procentowych. Nie należało to do najbardziej rozsądnych decyzji jednak czy w tym momencie cokolwiek miało sens?
Gdy zacząłem dochodzić do siebie, wstałem z łóżka, w którym nie wiem jak się znalazłem, i poszedłem do łazienki. Idąc obijałem się o każde możliwe ściany, czy przedmioty leżące na ziemi. Wszedłem od razu pod prysznic i puściłem letnią wodę, dzięki której trochę się ogarnąłem.
Wiem, że picie dzisiaj jest bardzo nieodpowiedzialne, a dodatkowo dzisiaj jest przecież mecz. Muszę się szybko ogarnąć i zapomnieć o tym wszystkim. Chociaż na dzisiaj...
Ale... kogo ja oszukuję? Zawaliłem. Okropnie zawaliłem i spieprzyłem wszystko co możliwe. Oszukałem, zawiodłem i dodatkowo pocałowałem wroga mojej dziewczyny. Jak mogłem zachować się tak lekkomyślnie i nie domyślić się, że Carolin coś kombinuje. Przecież to było do przewidzenia, że jest coś na rzeczy, a ja głupi jej uwierzyłem. Jeżeli stracę Wiki to stracę już wszystko.
Gdy skończyłem brać prysznic, a jednocześnie zawzięcie myśleć, zszedłem na dół do kuchni już ubrany i kompletnie nie ogarniając niczego, co się dzieje złapałem za butelkę wody i wypiłem prawie całą. Znalazłem też jakieś tabletki na kaca, więc wziąłem je z myślą, że chociaż trochę pomogą mi. Dopiero teraz w oczy rzuciło mi się, że na zegarku jest godzina 11.40. Za dwadzieścia minut jest trening i jak się na nim nie pokarzę, to Klopp urwie mi łeb, a żadne tłumaczenia nie będą odpowiednie. Pognałem szybko po torbę treningową i wsiadłem w samochód, którym pojechałem na SIP.
Czy można mnie w tym momencie jakoś specjalnie opisać. Jedno określenie pasuje idealnie - bez życia. Taki właśnie bylem. Jakby zupełnie wypompowany. Jednak co się dziwić. Moja dziewczyna nie chcę mnie widzieć, a już nie chcę myśleć co zrobi dzisiaj ze mną Mario. Jednak oni muszą mi uwierzyć, że ja nic jej nie zrobiłem. Nic oprócz tego głupiego pocałunku! Żałuję i to ogromnie żałuję, ale główną winowajczynią jest tutaj Caro. Przecież... ja tez jestem idiotą, bo dałem się jej omotać. Dałem się podejść jak małe dziecko, a przecież było tak pięknie. Po raz pierwszy od bardzo dawno zakochałem się. Zakochałem się w dziewczynie, która kochała mnie, a nie moje pieniądze czy sławę. Pokochała, a przy okazji zmieniła mnie na lepsze.
Nie wiedząc nawet kiedy podjeżdżałem już na parking. Wysiadłem z auta i od razu zaczęli podchodzić do mnie chłopaki z drużyny. Był to Nuri, Shinji i Mats... Właśnie Mats. Mam przerąbane.
-Siema Marco!-przywitał się ze mną Japończyk, a po chwili gest powtórzyła reszta. Szliśmy razem do szatni, ale nagle Sahina i Kagawe zawołał zarząd, więc musieli podejść do biura. Co dla mnie to oznaczało poważną rozmowę z Hummelsem. Świetnie.
-Marco, możemy pogadać?-zapytał, a ja popatrzałem na niego.
-Jasne.-westchnąłem.
-Nie wyglądasz za najlepiej. Ty spałeś coś w ogóle? I...-podszedł do mnie bliżej i powąchał-Piłeś?-zdziwił się.
-Może troszkę...
-"Może troszkę"? Reus do cholery! Co się dzieje!?-krzyknął zdenerwowany.-Widziałem się wczoraj z Wiktorią. Dlaczego jej powiedziałeś, że byłeś z nami? Jak tak bardzo chcesz to okłamuj ją sobie, ale mnie w to nie mieszaj!
-To nie jest tak!-który ja już raz to powtarzam?
-A jak?
-Długo by gadać...-odwróciłem się i zacząłem powoli kierować się do szatni, gdzie znajdowała się reszta. po sekundzie poczułem jednak rękę Matsa na swoim ramieniu. Odwróciłem się i spojrzałem mu w oczy.
-Jestem nie tylko kapitanem zespołu, ale i też Twoim przyjacielem. Mi możesz powiedzieć wszystko, co Cię gryzie i rozwiążemy problem razem, bo Borussia trzyma się razem.
-Jak chcesz mi pomóc to cofnij czas, tak abym nie poznał nigdy dziewczyny Kevina.-warknąłem i wszedłem do szatni, gdzie była już większość chłopaków. Mario też. oboje popatrzeliśmy na siebie. Gotze nie wyglądała złego, ale bardziej rozżalonego. Usiadłem na ławce, co było trochę trudne, przez wczorajsze samotnie picie. Mario od razu to zauważył i podszedł do mnie.
-Jak ty wyglądasz...-skomentował szepcząc.-Już do reszty pogrzało Cię? Dzisiaj mamy tak ważny mecz, a ty przychodzisz tu na kacu?
-Tak wyszło.-odparłem i złapałem się ręką za głowę, bo nadszedł atak strasznego bólu.
-Boże... no i co my teraz z tobą zrobimy...-zastanawiał się głośno, aż nagle otworzyły się drzwi szatni, a w nich stał wściekły Kevin. Wiedziałem co to oznacza, bo przecież jak szanowna Carolin mogłaby nie na ściemniać. Już się boje co będzie się działo.
-Cześć Kevin!-krzyknął któryś z chłopaków, a on nawet nic nie odpowiedział tylko od razu podszedł do mnie i przywalił z całej siły w nos.
-Kevin uspokój się!-krzyczał Mario, a reszta chłopaków również nas uspokajała.
-I ty nazywasz się moim przyjacielem?! Jak mogłeś przestać się z moja dziewczyną!?!?! Tak fajnie? Wiktoria już Ci się znudziła?!-zadawał pytania, na które pewnie już dawno bym odpowiedział, ale procenty, które jeszcze się utrzymują w mojej krwi sprawnie zabraniały mi tego ruchu. Zanim ogarnąłem co się dzieje minęła kilka chwil. W końcu mogłem już popatrzeć na mojego oprawcę i odpowiedziałem łagodnie.
-Kevin proszę wysłuchaj mnie...
-Nie będę Cię słuchał!-ponownie podniósł głos i zamachał się by mnie uderzyć, ale koledzy z zespołu przytrzymali go.-Jesteś najgorszy Marco! Nienawidzę Cię! Jesteś po prostu męską dzi...
-Dobra dość tego!-krzyknąłem w jego stronę jednocześnie przerywając mu.-Posłuchaj mnie raz, a uważnie, bo nie będę się powtarzać. Nie mam nawet takiego zamiaru. TWOJA dziewczyna zadzwoniła do mnie w czwartek i poprosiła o spotkanie. Wykorzystała to i zaczęła dobierać się do MNIE. Do niczego nie doszło oprócz tego pocałunku z winy CAROLIN. Nakłamała nie tylko mnie, ale też i Wiktorię. Rozumiesz! Nie zdradziłem ani Wiktorii ani Ciebie! Nigdy bym tego nie zrobił! Wiesz... nawet teraz mam to gdzieś czy mi wierzycie czy nie.Tak na prawdę mam wszystko gdzieś.-skończyłem mówić i po prostu złapałem z torbę oraz wyszedłem. Słyszałem jak chłopaki wołają mnie, ale miałem to gdzieś. Miałem gdzieś to, że gramy dzisiaj mecz. Generalnie miałem wszystko gdzieś.
-Dokąd idziesz?!-zauważyłem Mario, który szedł szybkim krokiem obok mnie.
-Jak najdalej od problemów.-syknąłem.
-Marco ja Ci wierzę. Wiem, że nie zrobiłbyś tego, ale...
-Daruj sobie, okej?-zatrzymałem się na chwilę.-Wiem, że i tak uwierzysz innym. Tak jak wszyscy zresztą. Spoko... róbcie sobie co chcecie i dajcie mi WSZYSCY ŚWIĘTY SPOKÓJ!-wydarłem się i po prostu ruszyłem przed siebie mijając jeszcze Kloppa przy okazji, który zaczął coś do mnie krzyczeć, ale olałem go i po prostu zacząłem kierować się do wyjścia, a potem do swojego samochodu.
Gdzie chciałem jechać? Dokładnie to nie wiedziałem, ale planowałem ponownie zapomnieć o wszystkim, a jedynym sposobem będzie znalezienie jakiegoś baru, w którym nikt by mnie nie rozpoznał. Czy w Dortmundzie w ogóle istnieje takie miejsce? Taki ja takie jedno znam...


*******
Gdy Mario wybiegł za Reusem w szatni próbowaliśmy dogadać się z Kevinem, ale ten był tak wściekły, że nic do niego nie dochodziło. Do nas w sumie też, bo gram w tym klubie już trochę, a nigdy nie miałem okazji zobaczyć takiej chorej akcji. Marco zdradził Wiktorię z Carolin? Z dziewczyną Kevina? Nie, to nie dość, że jest chore to jeszcze nieprawdopodobnie. Przecież wszyscy wiemy jak Reus jest zakochany w mojej rodaczce i tak po prostu miał by zabawić się z dziewczyną swojego dobrego kumpla? Chociaż tak na dobrą sprawę dobrze wiemy jaki był kiedyś Niemiec. Jednak wiele razy mówił, że się zmienił. Zmienił dla Wiktorii. 
Od czasu zamieszania minęły może z dwie minuty, a w drzwiach pojawił się zdenerwowany Jürgen. Już wiedziałem, że będzie się działo.
-Ktoś mi tu do jasnej cholery wyjaśni dlaczego Reus wyszedł zdenerwowany trzaskając drzwiami?!-krzyknął, a odpowiedziała mu cisza. Nikt nic nie mówił, a nawet po prostu patrzył w podłogę, ściany lub nawet sufit. Po prostu robiliśmy wszystko by uniknąć spojrzenia trenera.-Rozumiem, że nie doczekam się odpowiedzi? W takim razie Mario i Kevin za chwilę widzę Was w moim gabinecie. Mam przeczucie, że raczej na pewno macie coś z tym wspólnego. A ty Błaszczykowski-wskazał na mnie.-idziesz go poszukać.
-Ale skąd ja mam wiedzieć, gdzie on mógł poleźć?-odparłem.
-Ja znam takie miejsce, gdzie mógł pójść.-odezwał się najlepszy przyjaciel Marco. Podał mi pewną nazwę baru, o którym nigdy nie słyszałem, ale Gotze powiedział, że jest duże prawdopodobieństwo, że właśnie tam poszedł. Mario pokazał mu to miejsce kiedyś i tak się stało, że czasami gdy chcieli pobyć w samotności, z dala od innych, od świata. Po prostu odpocząć. Nie koniecznie przy alkoholu.

Tak, więc ponownie przebrałem się, ale tym razem w normalne ubrania i wsiadłem w samochód. Znalezienie tego baru było trochę kłopotliwie. Samo znalezienie ulicy, o której nigdy nie słyszałem było największym problemem. Na szczęście po długich poszukiwaniach okazało się, że rzeczywiście coś takiego istnieje. Ten bar, czy cokolwiek innego jest bardzo skromny i w mało widocznym miejscu. Mimo wahania, postanowiłem jednak wejść do środka i wzrokiem szukałem przyjaciela. Siedział. Siedział sam przy stolik w czapce na głowie. Od razu go rozpoznałem. Jakby tego było mało towarzyszyło mu kilka pustych kieliszków prawdopodobnie po wódce, a kelner donosił szklankę jakiegoś whiskey. Szybkim krokiem podszedłem do niego. Akurat byłem już obok niego jak podnosił napój z zamiarem napicia się ,ale bylem szybszy i zabrałem mu go.
-Ejj...-wymamrotał. Był już nieźle wstawiony mimo, że siedział tu tylko około 30 minut.-To moje...
-Marco, zostaw to. Jesteś nam potrzebny. Gramy dzisiaj mecz. Zapomniałeś?-powiedziałem łagodnie, chociaż sam nie wierzyłem, że trenerzy wystawią go do pierwszego składu. Nie kiedy jest tak narąbany.
-Nie jestem nikomu... potrzebny. Jesteem dooo niczego...-mówił i jednocześnie wiercił się na krzesełku. Potem wykorzystał moją nieuwagę i złapał za whiskey, które mu zabrałem wcześniej i za jednym zamachem wypił cała zawartość.
-Powiedź mi co Ci to daje, co? Co Ci to daje, że upijesz się?-zapytałem.
-Zapomnę... zapomnę o tej suce...
-O Wiktorii?
-Nie!-krzyknął oburzony.-O wsspaniałej i ... świętej dziewczynie Kevinka...-zaczął, a potem skończył opowiadać mi co się wydarzyło. Może rzeczywiście lepiej byłoby jakby opowiedział mi, gdyby był trzeźwy, ale jak to się mówi: słowa pijanego, to myśli trzeźwego.
-Marco, ale dlaczego nie powiesz tego samego Wiktorii, co powiedziałeś mi?
-A myśliiisz, że ona bby mi uwierzyła?
-A spróbowałeś chociaż? Dziewczyna jest pewnie w szoku, bo myśli, że straciła Cię, ze ty ją skrzywdziłeś. Chodź! Jedziemy do domu. Prześpisz się z tym i odpoczniesz, okej?-zapytałem i nie oczekując odpowiedzi złapałem go za rękę i wyprowadziłem z knajpy. Zawiozłem przyjaciela do domu jego samochodem. Postanowiłem wezwać później taksówkę, która zawiezie mnie w to samo miejsce, gdzie zostawiłem samochód. Zdążyłem go ułożyć na kanapie i kazałem mu się położyć i przespać. Mam nadzieję, że wykona moje polecenie. Posiedziałem jeszcze z nim chwilkę, a potem zauważyłem, że pod domem stoi już auto. Wyszedłem, więc z domu, zamykając go przy okazji kluczami, które wziąłem od Reusa. Podchodząc do pojazdu zauważyłem znajomą osobę, która kierowała się prawdopodobnie do Marco...
______________________________________________________________
ZAPRASZAM NA WYCZEKIWANY 31 ROZDZIAŁ!

Tak, więc bez większego wstępu zapraszam do lektury :*
Rozdział jest w pełni poświęcony Marco i wyjaśnił co tak na prawdę się stało u Carolin.
Ah..  myślałam, że nie zgadniecie, ale jesteście sprytne i od razu wyczułyście, że coś jest nie tak z tym nagraniem.
BRAWO!

Chciałabym przy okazji podziękować, za Wasze ostatnie wsparcie. Ogromnie było mi miło ja czytałam wasze życzenia! To dało mi ogromne wsparcie i dziękuję Wam serdecznie ♥
Jesteście najlepsze <3

Hm... Kiedy kolejny rozdział? Za tydzień, dwa, trzy... Pasuje Wam?


Nie? No okej... postaram się jeszcze w tym tygodniu, ale nic nie obiecuję!

Dzisiaj BVB gra z Juve! 
Będziemy dzielnie kibicowali ich i wspierali, bo muszą wygrać, by jeszcze bardziej uwierzyć w siebie! 
Heja BVB! 

Zapraszam do komentowania ♥

ENJOY ♥

sobota, 21 lutego 2015

WAŻNE!


Nie, nie zawieszam bloga. Spokojnie ;)  Jednak chciałbym Was powiadomić o nowym rozdziale. Ale od początku.
Raczej nie wiecie, ale choruje (tak to można nazwać?) na migrenę, albo raczej miewam dość często (nawet raz w miesiącu) bóle migrenowe. Aktualnie właśnie od wczoraj, a dzisiaj to już nie mówię - umieram... Dosłownie. Nie mogę ruszać głową, skupić się na czymkolwiek, a pisanie tej informacji dla Was nawet sprawia mi problem. Tabletki już za bardzo na mnie działają i muszę to po prostu przejść. 
Ostatnio obiecałam Wam, że nowy rozdział pojawi się na weekend, ale jak widzicie - pustka. Chciałam dzisiaj pisać i jutro dodać, ale jak wspominałam nie bardzo mogę. Moja głowa po prostu chyba zaraz wybuchnie :(( 
Przepraszam, ale to na prawdę nie moja wina i jakbym tylko chciała to dodała nawet z 10 rozdziałów, ale nie mogę po prostu pisać, gdy czuję, że głowa dosłownie pulsuje. 
Mam nadzieję, że zrozumiecie, bo ostatnio zostawiłam Was chyba w nieodpowiednim momencie i chcecie dowiedzieć się co dalej :) Obiecuję, gdy tylko mi przejdzie to zabieram się za dokończenie tego co napisałam. 
Przepraszam Was jeszcze raz i obiecuję, że postaram się zrobić co w mojej mocy. 

To chyba tyle... ;) 
Także raz jeszcze przepraszam i do zobaczenia wkrótce :* 

Ściskam mocno ♥ 

"The interaction with Marco Reus is very good. We understand each other very well, both on and off the pitch. If we get along privately, then that affects things on the pitch. We’re almost like brothers.
~Pierre - Emerick Aubameyang

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 30


 "ZDRADZIŁ MNIE..."



-Co za miłe spotkanie.-powiedziała z cwaniackim uśmiechem.
-Czego chcesz?-syknęłam.
-Mamy chyba do pogadania..
-Nie będę z Tobą rozmawiać, a teraz wyjdź.-odpowiedziałam ostro.
-Wiki... kochanie, daj mi tylko coś Ci powiedzieć i obiecuję, że sobie pójdę. Nie interesuje Cię może gdzie był wczoraj twój chłopak?-i wtedy coś we mnie pękło. Czyli to jednak prawda. Marco był u niej. Przecież mi coś obiecał! Zarzekał się, że nie spotka się z nią już nigdy! Obiecał mi coś!
Jeszcze nigdy nie znajdowałam się w tak chorej sytuacji. Miałam zgodzić się na propozycję Carolin i posłuchać co ma mi do powiedzenia, co będę pewnie żałować. Czy może jedna wyrzucić ją i poczekać na Marco i to właśnie od niego żądać wyjaśnień? Mam kompletny mętlik w głowie. To jest jedna z tych sytuacji w których po prostu chciałam uciec gdzieś daleko i nie kontaktować się z nikim. Byłabym ja sama i moje myśli, problemy...
-Masz 5 minut.-powiedziałam przez zaciśnięte zęby oraz przepuściłam blondynkę w drzwiach, by weszła głębiej do środka. Dziewczyna stanęła w korytarzu i popatrzała na mnie swoimi oczyma. Próbowałam wyczytać co takiego może chcieć ode mnie, ale nie mogłam. Moje serce biło jak oszalałe. Chciałam mieć to już za sobą i dowiedzieć się w końcu, co takiego oboje ukrywają.
-Będziesz tak stała?-zapytałam.-Słucham. Miałaś mi coś powiedzieć.
-Oj Wiki, Wiki. Gdybyś wiedziała co to takiego, to nie wiem czy byłabyś taka ciekawska.-zaśmiała się.
-Słuchaj, zaraz mogę na prawdę Cię uderzyć i dopiero wtedy polecisz na skargę do Marco. Gadaj, albo tam masz drzwi!-krzyknęłam, a ona tylko przewróciła oczyma.
-Dobra, więc... Nie mam pojęcia co Ci powiedział wczoraj Marco. Czy, że poszedł do Matsa, czy może do rodziców. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, ale chcę powiedzieć Ci tyle, że powinnaś sobie go w końcu odpuścić, bo chłopak nie jest dla Ciebie i w końcu to zrozumiał.
-Co ty gadasz?!-podniosłam ponownie głos i zacisnęłam dłoń w pieść.
-To co słyszysz. Był u mnie. Powiem Ci więcej. Wystarczył jeden telefon by się u mnie zjawił. Przyjechał i porozmawialiśmy przy lampce wina. Oboje doszliśmy do wniosku, że zadajemy się z niewłaściwymi partnerami. Powiedział to Wiki. Powiedział.
-Nie wierzę Ci.-odparłam, a na to dziewczyna zaśmiała się.-Rozumiesz? Nie ma podstaw do tego, by Ci wierzyć, bo już nie raz okłamywałaś ludzi. Jesteś zwykła manipulantką!-stwierdziłam, a ona wtedy wyciągnęła z torebki swój telefon i po chwili odtworzyła nagranie:
-A ty? Jak z Tobą i z nią?
-Wszystko się skończyło już jakiś czas temu. Nie kochałem jej i po co komu związek na silę? Jednak przyznaję, że zrozumiałem to trochę za późno. Mogłem zakończyć to wcześniej, a tylko tchórzyłem cały czas. Bywało nawet, że podkręcałem to jeszcze bardziej. Zapraszałem na kolacje, chodziliśmy na obiadki do rodziców, spotkania z przyjaciółmi. Czasami przychodzi taki dzień, że rutyna jest dla Ciebie zbawieniem, a czasami masz jej dosyć i szukasz czegoś innego. Kogoś innego. Ja znalazłem.
Po tych słowach nagranie się skończyło. Byłam w szoku. Nie mam też wątpliwości, co do prawdziwości tego nagrania. To na pewno jest głos Marco.Chciało mi się płakać, ale postanowiłam przy Carolin zachować przynajmniej pozory twardej dziewczyny. "Nie kochałem jej...", właśnie to chodziło mi cały czas po głowie. Jak mogłam być taka głupia i dać się nabrać na jego czułe słówka? Na jego przyrzeczenia. Jak jeszcze godzinę temu Reus był dla mnie najważniejszą osoba na świecie, tak teraz jest dla mnie wrogiem i przeklinam dzień, w którym się w nim zakochałam. Czuje się okropnie. Nie mam pojęcia jak to opisać, ale to nie jest zwykłe uczucie oszukania. Mogę to opisać do uczucia, gdy dowiedziałam się, że straciłam dziecko. Tym razem jednak straciłam chłopaka, osobę, którą kochałam, ale ona mnie po prostu wykorzystała. Wiedziałam, ze związek z piłkarzem będzie błędem. Jak zwykle miałam cichą rację.
-Ja wiem, że to co słyszysz jest dla Ciebie okropne, ale jest też coś co musisz wiedzieć.-z rozmyśleń wyrwał mnie mój problem. Tak mogę ją nazwać? Ciekawa jestem czy gdyby ona nie pojawiła się w moim życiu, to wszystko byłoby w jak najlepszym porządku? Czy bardziej jest dla mnie ktoś w rodzaju pomocy, bo pokazała mi jaki jest Reus? Popatrzałam na nią pytająco. Nie płakałam jeszcze, ale moje oczy powoli robiły się wilgotne.-Wczoraj jak Marco został, to ja i on...
-Przespaliście się?-dokończyłam za nią.
-Tak.-odpowiedziała pewnie. Myślałam. że ukarze choć trochę skruchy, ale nie. Ona była pewna tego co zrobiła, a nawet się jej to podobało. Była zadowolona, że w końcu zaliczyła osobę, na którą poluje już od jakiegoś czasu.
-Wypierdalaj stąd.-szepnęłam cicho, ale ona nie posłuchała mnie. Już chciała otworzyć swoją buzię, ale przerwałam jej.
-WYPIERDALAJ STĄD! Masz co chciałaś! Proszę. Szczęścia na nowej drodze życzę!-wtedy już nie panowałam nad sobą. Z moich oczy wyleciał potok łez, które trzymałam już od jakiegoś czasu. Blondynka wykonała moje polecenie i po chwili już jej nie było. A co ja zrobiłam? Osunęłam się po ścianie i zaczęłam płakać. Przepraszam. Ja ryczałam, Jeszcze nigdy nie byłam w takim stanie.
Co może czuć zdradzona dziewczyna? Pustkę. To chyba to co najbardziej mnie opisuje w tym momencie. Pustkę, bo straciłam osobę dla której kompletnie się oddałam. Starałam się, w sumie oboje się staraliśmy, lecz to była tylko gra ze strony Reusa. Czego on oczekiwał ode mnie? Mówił, zarzekał się, że się zmienił, a on co? Nie umiem nawet już teraz po prostu racjonalnie myśleć. Po prostu czuje się jakby jakaś cząstka mnie odeszła i straciłam ją na zawsze. Cząstka miłości, dla której zrobiłam wszystko i zrobiłabym. I teraz tak nagle to wszystko poszło się jebać.
Nie miałam pojęcia ile tak siedziałam u niego, ale Marco mógł zaraz wrócić, więc wstałam szybko z podłogi i kompletnie załamana zaczęłam się ubierać, ale gdzie ja teraz pójdę? Na pewno nie do domu, bo nawet nie mogę. Rodzice przecież wyjechali, a kluczy nie wzięłam. Miałam zostać u Marco, u którego mam parę swoich rzeczy. Ania? Nie ma jej. Jest w klinice na parę dni. Pozostaje mi więc tylko Mario. Chociaż nie wiem czy to jest dobry pomysł. Jest przecież przyjacielem Marco.
Ubrałam się, ale poszłam jeszcze do sypialni skąd wyjęłam parę potrzebnych ubrań i bieliznę oraz schowałam ją do torby, gdzie trzymałam książki. Nagle zauważyłam, że na półce w przedpokoju jest nasze wspólne zdjęcie. Jest to jedno z tych, które zrobiliśmy w Polsce. Zaraz przed imprezą w Platinium. Zaraz przed problemami. Marco mówił, że je oprawi, ale zupełnie zapomniałam o tym. Byliśmy tacy szczęśliwi, beztroscy. Znaczy myślałam.

-Moje nogi!-jęknęłam.
-Jak chcesz możemy zostać.-zaproponował Marco.
-Żartujesz? Mam opuścić sobie zabawę z takimi ludźmi? Nigdy!-zaprzeczyłam i podeszłam do łazienki wziąć ponownie prysznic. Tym razem woda była zimna, co idealnie oczyściło mi mój umysł. Gdy skończyłam owinęłam się ręcznikiem i wyszłam, zwalniając przy tym łazienkę Reusowi.
-Mogłabyś chodzić tak cały czas.-zaśmiał się i przelotem pocałował mnie w policzek, a ja tylko pokręciłam głową. Następnie sięgnęłam do walizki i wyjęłam z niej sukienkę, którą wzięłam, bo przewidziałam, że nie obędzie się od takich wyjść. Nałożyłam bieliznę w pokoju, a potem sukienkę. No skromnie mówić, nie wyglądałam tak źle.
-Mogę wejść?-zapukałam do łazienki.
-Jasne.-usłyszałam. Oczywiście Niemiec stal przy lustrze i układał swoje włosy. Na sobie miał czarną koszulę. Do tego czarne rurki i trampki z PUMY.
-Będę musiała Cię nieźle pilnować.-odparłam jak go zobaczyłam.
-Raczej ja Ciebie.-dodał i spojrzał na mnie.-Ślicznie wyglądasz.-podziękowałam mu uśmiechem i zajęłam się makijażem, a potem podkręceniem włosami. Na szczęście lustro było duże i obydwoje się zmieściliśmy. Kiedy Reus skończył zajmować się swoimi włosami i podszedł mnie od tyłu i przytulił oraz zaczął całować w szyję.
-Jakbyś nie zauważył mam w ręku prostownicę i mogę Cię oparzyć.-powiedziałam.
-Wolałbym zostać z Tobą w hotelu i dokończyć do co nam przerwano.-zignorował mnie.
-Za późno, ale może jak wrócimy i nie będziemy zmęczeni to...
-Na prawdę?-ożył nagle i popatrzał na mnie przez lustro.
-...to pójdziemy grzecznie spać.-zaśmiałam się.
-Osz ty!-dźgnął mnie w bok i wyszedł z łazienki, a ja dokończyłam podkręcanie włosów.
-Muszę załatwić jakiś pistolet, bym mógł odstrzelać tych wszystkich kolesi, co się będą do Ciebie kleić.-powiedział gdy wyszłam z pomieszczenia i weszłam do salon. Blondyn siedział na krzesełku i przeglądał coś w telefonie.-Chodź zrobimy sobie zdjęcie.

Na samo wspomnienie zareagowałam ponownym płaczem. Wzięłam to zdjęcie do ręki i mocno rzuciłam je o ścianę, że ramka, która była ze szkła rozbiła się na kilka części. 
-Nienawidzę Cię!-krzyknęłam do tego zdjęcia i wybiegłam z domu. Wcześniej zamykając go. Ruszyłam samochodem do domu przyjaciela. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł, ale nie widziałam też, gdzie indziej się pokierować. W sumie Mario jest odpowiednią osobą, bo wiem, że jeżeli nie będę chciała rozmawiać to nie będzie nalegał. Zrobi to tylko wtedy, gdy poproszę go o to. Sądzę, że gdyby była Ania, to podobnie by postąpiła. To właśnie są przyjaciele...
Mimo, że droga do domu piłkarza nie była długa to i tak strasznie mi się dłużyła. Oczywiście nie przestawałam płakać i co jakiś czas widziałam jak przez mgłę. W końcu jednak dotarłam pod dom piłkarza i modelki. Wysiadłam z niego i cała roztrzęsiona zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Dopiero teraz zauważyłam auto Mario, więc jest na 100% w domu. Po chwili drzwi się otworzyły. 
-Cześć Wi...-powiedział przez moment uśmiechnięty, ale po chwili zauważył mój stan.-Mój boże! Wiktoria co się stało?!-krzyknął, a ja po prostu wpadłam w jeszcze większą histerię i zwyczajnie przytuliłam go najmocniej, jakbym bała się czegoś.-Cii.. uspokój się. Chodź do środka.-po chwili obok bruneta pojawiła się modelka, która również przejęła się moim stanem,
Oboje coś do mnie mówili, ale nie za bardzo zwracałam na to uwagę. Nie wiem nawet kiedy znalazłam się w salonie przyjaciół.
-Wiki usiądź.-poprosiła Ann, a ja nie przerywając płaczu wykonałam jej plecenie.-A teraz powoli oddychaj.-złapała mnie za rękę, ale ja nie miałam na razie siły, ochoty, a przede wszystkim odwagi by opowiedzieć to wszystko. Tak, czułam się jak skończona idiotka, że tak w to wszystko uwierzyłam. Uwierzyłam ponownie w miłość, w chłopaka, w miłość tego chłopaka.
-Je - stem... kre - tynką.-mówiłam z problemem, bo łzy i jakaś gula w gardle nie pozwalała mi otworzyć się. Jedyne co potrafiłam to przytulić się do modelki. Dziewczyna uścisnęła mnie jeszcze mocnej, a ja ponownie zalałam się litrami łez. Po około 5 minutach, gdy już trochę się uspokoiłam, zauważyłam, że Mario idzie do mnie z kubkiem herbaty.
-Wypij.-powiedział cicho.-Poczujesz się lepiej.-następnie pogłaskał mnie po nodze. Wtedy chwyciłam za gorący kubek, który był czarny z logo BVB. Powoli, małymi łyczkami, herbaty ubywało. Przez cały ten czas Mario i Ann nic nie mówili. Siedzieli w ciszy i czekali, aż sama zacznę temat.
Po jakimś czasie postanowiłam skończyć pić i odłożyłam naczynie na stół. Podkuliłam nogi pod siebie i w głowie próbowałam ułożyć sobie, co mam im powiedzieć. Nic nie mówili, ale po prostu czekali na mnie. Czekali na mój pierwszy krok.
-Zdradził mnie.-powiedziałam cicho, a Niemieccy przyjaciele zrobili ogromne oczy. Patrzeli na mnie jak na ducha. Nie widzieli co odpowiedzieć.
-Kto? Marco?-pytał Gotze.
-A kto inny?!-odpowiedziałam wybuchowo.
-Ja.. nie... to musi być chyba jakaś pomyłka.-mówił.
-Uwierz, że ja też chciałabym by była to jakaś pomyłka...-w końcu postanowiłam otworzyć się przed moimi towarzyszami. Opowiedziałam im wszystko. O kłamstwach Reusa, o spotkaniu Matsa i Cathy, o wizycie Carolin, o nagraniu. Czy tego chciałam to nie wiem, ale na pewno wyjawienie prawdy mi pomogło, bo poczułam się lepiej. Zrzuciłam z siebie ciężar jaki spoczywał na mnie. Poczułam się zdecydowanie lepiej, bo i Mario i Ann mocno mnie wspierali. Mówiąc to wszystko jednak nie potrafiłam się opanować emocji i ponownie popłakałam się.
Są pewnie osoby, które mojego płaczu by nie zrozumiały. Płakanie przez jakiegoś chama, co mnie okropnie okłamał, a co przede wszystkim skrzywdził? Niestety, ale ja tego chama kochałam i kompletnie oddałam się jemu. Robiłam wszystko, starałam się, planowałam z nim przyszłość. To jest właśnie najgorsze uczucie. ty kogoś kochasz, a on Ciebie nie. Jednak teraz sytuacja wygląda trochę inaczej. Zupełnie inaczej. Najgorsze jest to, że to okropnie boli, a najbardziej bolą dobre wspomnienia. Te wszystkie szczęśliwe chwile jak jesteśmy razem i kochamy się.

Po dosłownie kilku minutach Marco był już w moim pokoju i naturalnie położył się na moim wielkim łóżku.
-Wiem, że kochasz moje łóżko, ale skoro już tu jesteś to obiecałeś mi pomóc.-dopowiedziałam.
-No, obiecałem, ale nie wiem za bardzo co zabierasz ze sobą, więc lepiej jak popatrzę.-uśmiechnął się uroczo. W sumie ma rację Reus tylko by przeszkadzał, więc niech lepiej se leży na łóżku.
-W końcu to ile my tam będziemy?-zapytała, gdy wybierałam z garderoby pierwsze ubrania.
-Tak szczerze to nie wiem jeszcze.-odparł.-Możemy zostać dłużej. Dogadamy się jakoś z Kubą i resztą.
-A to kto wtedy z nami leci?-dopytywałam się.
-No... nie wiem. Kto przyjdzie jutro na lotnisko ten poleci. Kuba, Agata i Ewa lecą na pewno. Może Ania jeszcze, ale to nic na 100% procent.
-Powiem tak: ostatni raz planujesz jakikolwiek wyjazd.-odparłam i zajęłam się pakowaniem. Marco powiedźmy, że w jakiś sposób pomagał mi, ale chyba szybciej było by jakby nie przyszedł, ale nie narzekam.
Po dwóch godzinach pakowania zmęczeni opadliśmy na łóżko.
-Wiesz, że Cię kocham.-szepnął cicho, ale prosto do mojego ucha, przez co poczułam przyjemny dreszcz.
-Wiem.-odpowiedziałam i mocno się przytuliłam do niego.
-Gdyby nie ty to nie wiem czy poradził bym sobie z tą kontuzją. Nie wiem czy dał bym radę być cały czas sam.-mówił.
-Poradził byś sobie i nie był byś cały czas sam. Zobacz ile masz ludzi obok siebie. Wcześniej dałeś radę.-popatrzałam w jego stronę i uśmiechnęłam się.
-Nie chcesz sobie nawet wyobrażać, co przeżyłem w czerwcu...Wtedy nikt nie potrafił mi pomóc.
-Uwierz, że nawet nie mam zamiaru, ale Marco nie myśl już o tym. Było, minęło. Zobaczysz, że za 4 lata będziesz Mistrzem Świata.-zaśmiałam się, a Reus pocałował mnie. Ciągle przeżywa to, że nie był na MŚ w Brazylii. Ja na jego miejscu nie pozbierałbym się tak szybko, zwłaszcza, że jego kraj zdobył Mistrzostwo. To musiał być okropny ból. Piłka potrafi być okropna.
-Może dziś śpisz u mnie?-zapytał ciągle przytulony do mnie.
-Jutro wstajemy wcześnie rano. Musimy się wyspać.-wymamrotałam.
-Ósma to nie tak wcześnie. Poza tym, sugerujesz coś?-popatrzał podejrzliwie nam mnie.
-Dla mnie nawet 10 to wcześnie i nie nic nie sugeruję tylko mówię to co wiem.-zaśmiałam się.
-Obiecuję, że będziemy grzecznie spali.
-W oddzielnych pokojach?-zapytałam.
-No, nie. Aż tak grzeczni to my nie będziemy.-oparł i każdy z nas wybuchł śmiechem.

Gdy przypomniałam sobie ta sytuację rozkleiłam się już na dobre. Każde jego słowa są kłamstwem. On sam jest jednym, zwykłym kłamstwem.
-Co za idiota! Zabiję go chyba!-Mario chodził cały zdenerwowany po pokoju. Ann dalej mnie tuliła i pocieszała.-Nie... on jest jakiś porąbany... A ta Caroline... 
-Oboje są siebie warci.-skomentowałam cicho.
-Wiki, ale wiesz, że musisz porozmawiać jeszcze z Marco.-odezwała się w końcu blondynka, która przez ten czas nie mówiła za wiele.
-Nic już nie muszę.-syknęłam. 
-To co z Wami będzie?-zapytał delikatnie.
-Nie ma już nas Mario. To koniec! Nigdy nie wybaczę mu, że okłamał mnie, a przy okazji zdradził. 
-Wiki, a może...-Gotze chciał jeszcze ze mną się targować.
-Mario, proszę! Jedyne czego chcę od Ciebie to bym mogła zostać weekend, bo moich rodziców nie ma. Proszę Cię tylko i aż o to.-popatrzałam się w jego oczy, w których również malował się smutek i... strach? Zupełnie jakby bał się, że straci przyjaciół. Mimo, że Mario przyjaźni się jednocześnie z Marco jak i ze mną to nie mogę go przecież zmusić to zerwania kontaktów. Broń boże.-Mario? Okej?-zaniepokoiłam się stanem chłopaka. Wstałam z miękkiej kanapy i podeszłam do bruneta. Ten popatrzał na mnie zmarnowanymi oczyma.
-Co teraz będzie? Dwójka jednych z najważniejszych dla mnie osób rozstaje się. Dlaczego?
-Spokojnie. Nic się nie zmieni. Dalej będziemy przyjaciółmi. Tak jak ty i Reus, ale zmieni się co nie co. Po prostu.
-Będzie dobrze.-szepnął i ponownie zastygliśmy w uścisku, ale tym razem na dłużej. Zauważyłam Ann, która nam się przygląda. Malował się lekki uśmiech, który mógł oznaczać tylko jedno. Zachęciłam ją ruchem ręki by podeszła do nas i po chwili ściskaliśmy się we trójkę. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie oni. Jeszcze czeka mnie tylko rozmowa z Anią, ale Brommel ma racje. Wcześniej czy później będę musiała zobaczyć się z Marco. Chociaż mam nadzieję, że później. Nagle każdy z nas usłyszał dzwonek do drzwi...


*******
Wszedłem do domu, ale wcześniej musiałem otworzyć drzwi kluczem, bo były zamknięte. Trochę mnie to zdziwiło, bo Wiktoria mówiła, że będzie o tej porze już dawno u mnie. W środku panowała głucha cisza. W tym samym czasie towarzyszyło mi niesamowicie dziwne uczucie. Obawiałem się czegoś, chociaż sam nie wiedziałem dokładnie czego. Nagle w moje oczy rzuciło się coś dziwnego, a konkretnie zdjęci, które jakiś czas temu wywołałem. To zdjęcie zrobiliśmy w Polsce, przed ta impreza. Bardzo mi się podobało i od razu, gdy je otrzymałem od fotografa to oprawiłem w szklaną ramkę. Teraz ta sama ramka, z tym samym zdjęciem leżą roztrzaskane na podłodze. Kucnąłem przy nim i z przerażoną miną zacząłem je zbierać. Przeraziłem się i zrozumiałem, że Wiktoria musiała dowiedzieć się tego co się stało. To co zrobiłem wczoraj...
Bez zastanowienia wybiegłem z domu, nawet go nie zamykając. wsiadłem do swojego Astona i ruszyłem do domu Mario. Wiedziałem, że dziewczyna tam jest, bo Ani nie ma. Całą drogę myślałem jak ma się jej wytłumaczyć i co powiedzieć. Najlepiej prawdę, ale wątpię by chciała mnie wysłuchać. I właśnie tego boje się najbardziej.

W końcu dojechałem do domu przyjaciela i pierwsze co zauważyłem, to samochód Wiktorii. Podszedłem do frontowych drzwi i tym razem zadzwoniłem dzwonkiem, Mimo, że zazwyczaj wchodzę bez pukania, tak teraz wolę tego nie robić. Po chwili zobaczyłem przed sobą przyjaciela.
-Hej... Jest tu Wiktoria prawda?-bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
-Tak, ale ona nie chce z Tobą rozmawiać Marco. Daj jej teraz spokój i przyjdź chociaż jutro.
-Ale co się ...
-Ty mi powiedź co się stało!-podniósł głos jednocześnie przerywając mi. Przyszła do nas cała roztrzęsiona i powiedziała, że Carolin była u niej.
-Co?!
-Tak, chodzi o Twoją kochankę. Przyszła do Wiki i pokazała jej jakieś nagranie... -po tych słowach musiałem jakoś zareagować. Bez zaproszenia wepchałem się do domu przyjaciela i pognałem do salonu, gdzie zastałem okropny widok. Zapłakana Wiktoria, która przytula się do Ann. Zabolało mnie to okropnie i wiem, że to jest moja wina. Ja do tego dopuściłem. Nagle nasze spojrzenia się spotkały, a to co zobaczyłem w jej oczach to na pewno nienawiść i rozczarowanie.
-Wiki... porozmawiajmy...-poprosiłem.
-Zapomnij!-krzyknęła.-Nie chcę mieć z Tobą cokolwiek wspólnego! Nienawidzę Cię za to co zrobiłeś!
-Ale to nie jest tak! Daj mi się wytłumaczyć! Błagam Cię!
-Zadam Ci jedno zasadnicze pytanie: wtedy jak podobno byleś u Matsa. Powiedź mi proszę, że nie byłeś u niej.-zapadła cisza.
-Nie mogę, bo nie chcę Cię okłamać ponownie.-oznajmiłem po chwili i spuściłem głowę.
-Zdradziłeś mnie Reus z nią, zawiodłeś, a przede wszystkim okłamałeś.-wyliczała.-Kochałam Cię i raczej dalej kocham, ale ty mnie po prostu wykorzystałeś. Zabawiłeś się moi kosztem i dlaczego? Znudziło Ci się skakanie z kwiatka na kwiatek czy po prostu ośmieszyć mnie?
-Wiki,  ale to nie jest tak jak wygląda. Nie wiem co powiedziała ci Carolin i nie wiem nic o żadnym nagraniu, ale daj mi się wytłumaczyć.-prosiłem, ale wiedziałem, że bezskutecznie.
-Daj mi spokój i spieprzaj stąd! Nie chcę Cię widzieć!-powiedziała głośno.
-A... a co z nami?-zapytałem drżącym głosem.
-"Nami"? Nie ma już czegoś takiego. Jesteś ty i jestem ja, ale nas nie ma.-odpowiedziała.
-Wiktoria proszę!
-Marco chodź!-usłyszałem głos przyjaciela, który przez ten czas tylko przyglądał się całej scenie.
-Puszczaj mnie Gotze!-wydarłem się.-Nie wyjdę stad dopóki nie porozmawiamy!
-Ale ja nie chcę z tobą rozmawiać zrozum to! Zrozum też to, że żałuje dnia, w którym cię poznałam! Żałuje chwil z tobą! Słyszysz co mówię! Jesteś dla mnie zerem! Mam ciebie i twoją Carolin głęboko w dupie! Masz to co oboje chcieliście! Tak was do siebie ciągnęło i w końcu droga wolna! POWODZENIA!!!-na koniec kompletnie jej już emocje puściły i po prostu wybiegła do łazienki. Dziewczyna Mario pobiegła za nią, a ja stałem jeszcze zszokowany tymi słowami. Powoli je analizowałem i właśnie zrozumiałem, że ją straciłem.
-Marco proszę. Daj jej czas.-zwrócił się do mnie przyjaciel.
-Ale... Mario ja jej... nie... cholera! Co ja narobiłem?!-kręciłem się w kółko.
-Marco idź do domu. Prześpij się z tym i postaraj być gotowym na jutrzejszy mecz.-zaproponował, a ja bez słowa postanowiłem opuścić dom przyjaciela. Wsiadłem do samochodu i po prostu ruszyłem do siebie, ale wcześniej kupiłem kilka piw i wódkę. Nie miałem zamiaru spędzić tego wieczora bezczynnie i zaopatrzyłem się w co potrzeba.
Po jakimś czasie znalazłem się już u siebie. Jeszcze nie rozebrałem się, a już otworzyłem pierwszą butelkę piwa. Potem posprzątałem szkło, co rozbiła najprawdopodobniej Wiktoria. Usiadłem w salonie i piłem. Raz łyk piwa, a raz wódki i tak na zmianę. Nie kontrolowałem tego i tak na prawdę chciałem się upić i zapomnieć jakim jestem kretynem. Gdy powoli stawałem się coraz bardziej pijany zacząłem wspominać wszystkie chwile z Wiki. Nagle z moich oczu popłynęły łzy, a po sekundzie płakałem jak bóbr. Jestem idiotą. Schrzaniłem wszystko najbardziej jak tylko się da.

-Dlaczego się śmiejesz?-zapytałem, ale również się uśmiechnąłem.
-To zabawne, ale my się na początku przecież nienawidziliśmy.-oznajmiła i popatrzała na mnie, a ja się zaśmiałem.
-No, a teraz się kochamy.-powiedziałem i pocałowałem ja.-W końcu mogę to robić bez problemu.-dodałem.
-Marco, a tak w ogóle to, kiedy powiemy reszcie o nas?-zapytała, kiedy byliśmy już pod jej domem.
-Może potrzymamy ich trochę w niepewności?
-Byłoby świetnie, ale Ani będę musiała powiedzieć, bo jako jedyna wiedziała, że się spotkamy dzisiaj.
-Tak, wiem, że była u Ciebie.-odparłem.
-Skąd?-zdziwiła się.
-Nie zapomnij, że mieszkam obok Ciebie.-uśmiechnąłem się.-Będę miał Cię na oku.-puściłem jej oczko.-Po za tym mam pewien pomysł.
-Jaki?
-Może po meczu, który jest jutro zorganizujemy imprezę u mnie? Namówię Mario, żeby zabrał Cię ze sobą, bo ty sama z własnej woli nie przyjdziesz do mnie.-zaproponowałem.
-Czyli rozumiem, że gramy jak bardzo się nienawidzimy?-upewniła się.
-Dokładnie.-uśmiechnąłem się szeroko.
-Jestem jak najbardziej za. Może być ciekawie.-dodała, a ja ponownie ją pocałowałem. Kochałem to robić, a teraz kiedy w końcu jesteśmy razem będę mógł smakować jej ust częściej.
-Dlaczego ciągle mnie całujesz?-zapytała kiedy się od siebie odkleiliśmy.
-Bo tak.
-To nie odpowiedź.-oznajmiła, a ja ponownie ją pocałowałem.
-Po prostu kocham Cię i cieszę się, że to wszystko właśnie tak się skończyło.-dodałem.
-Nie znałam Cię od tej strony. Wydawałeś mi się takim zapatrzonym w siebie dupkiem, a tu teraz przede mną taki romantyk stoi.-zaśmiała się.

Straciłem ją i dopiero teraz to do mnie dotarło...
________________________________________________________________
ZGODNIE Z OBIETNIĄ DODAJE JUŻ DZISIAJ KOLEJNY 30 (!!!) ROZDZIAŁ!
ZOBACZCIE JAK TEN CZAS SZYBKO LECI .. . :)

Rozdział jest jaki jest. Nawet mi się podoba. Ale naturalnie ocena należy do Was :)
Jak Wam podobają się przerywniki ze wspomnieniami z poprzednich rozdziałów?
Pamiętam jak kiedyś znalazłam to na pewnym blogi i poleciały mi łzy, no bo wiecie, smutne zakończenie i tak wyszło.
Mnie chyba nie udało się, aż tak poruszyć wami XD

Kolejny rozdział pojawi się dopiero w weekend, bo teraz mam trochę do roboty. Niestety ferie dobiegły końca i trzeba wrócić do rzeczywistości :/

Czy to na prawdę koniec miłości?
Jak sobie z tym wszystkim poradzą?
Co tak na prawdę się wydarzyło u Carolin?

Tak w ogóle kompletnie zapomniałam się Wam czymś pochwalić XD
W wakacje, gdy przejeżdżałam przez Niemcy i zajechaliśmy do supermarketu zakupiłam sobie... Marco i Mesuta haha ♥





Oczywiście nie wyrzuciłam butelek i stoją sobie ja półce u mnie w pokoju :* 
Niestety Mario nie znalazłam :((
(mój genialny tatuaż nawet jest haha)

Dobra to do weekendu ♥

ENJOY ♥

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 29


"... TO ZWYKŁE NIEPOROZUMIENIE"


*******
23 października, czwartek 

Przez te kilka dni nie wydarzyło się nic szczególnego. Chodziłam do szkoły, spotykałam się z Marco, Mario i Ann oraz z dziewczynami piłkarzy. Chłopaki jeździli na mecze. Ja uczyłam się, powtarzałam do matury i nim się obejrzałam, tydzień prawie minął. 
-"Marco Reus i jego dziewczyna - Wiktoria Müller spędzili ostatnio czas na romantycznym spacerze po parku. Para wyglądała na bardzo zadowoloną i szczęśliwą. Wieczór spędzili na rozmowach i zajmowaniu się sobą. Jesteśmy ciekawi, czy oboje poruszyli temat transferów Marco, bo od kilku miesięcy jest wiązany z Bayernerm Monachium, ale też i gigantami z Hiszpanii i Anglii. Nie ma wątpliwości, że młoda Polka będzie miała wiele do powiedzenia podczas wyboru..."
-Pisze coś jeszcze ciekawego?-zapytałam Olivera, który przed chwilą kupił gazetę, bo jak to powiedział: nie ma zamiaru grać w szachy na świetlicy. Tak, właśnie odwołali nam jedną lekcje, a że jest w środku to musieliśmy pójść na świetlicę. Obok szkoły jest kiosk. Chłopak miał kupić tam jakąś ciekawą gazetę na nudą godzinę, ale musiał znaleźć jakąś gazetkę plotkarska, w której prawie co wydanie znajduje się materiał o mnie i o Marco. Przyznam, że jest to powoli już denerwujące, ale co mogę zrobić. W jakimś sensie jestem ciekawym i świeżym tematem, a ci ludzie tylko pracują. 
-Nie. Piszą tylko, gdzie Marco może pójść, coś o tobie wspomnieli. To co zawsze...-westchnął i przewrócił kartkę na następną stronę.-O! Jürgen Klopp na zakupach!
-Nie rozumiem tych gazet. Po co mi wiedzieć, co robi Wiki z Marco, a już tym bardziej Klopp na zakupach?-zastanawiała się Emma.
-Wiesz fanów danej osoby interesuje wszystko.-odparł Martin.
-Ej, mam propozycję!-krzyknęła nagle Laura, a wszyscy popatrzeli na nią.-Skoro jutro mamy tak luźny dzień, to może wybierzemy się dzisiaj wszyscy na kręgle? Dawajcie! Tak po ciężkim dniu.
-Świetny pomysł!-powiedział Oli, a wszyscy mu przytaknęli.
-Przepraszam Was, ale jestem już od wczoraj umówiona z Marco i głupio mi odmawiać.
-Nie szkodzi.-powiedziała Emma.-Ale następnym razem nie ma odwrotu. Posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas i nim się obejrzeliśmy zadzwonił dzwonek na lekcje. Jeśli chodzi o czwartek to jest on ostatnio najgorszym dniem w tygodniu. Teraz przed maturą chodzimy na dodatkowe zajęcia, które nas właśnie na ten egzamin przygotowują. Niestety wypada dzisiaj tak, że kończymy dopiero o 16. Z Reusem jestem umówiona, że przyjedzie po mnie pod szkołę.
Około 5 minut przed końcem lekcji siedziałam niesamowicie znudzona. Myślami byłam już by pojechać do Marco i po prostu spędzić z nim czas. Między nami jest wszystko jak najlepiej, co mnie bardzo cieszy. Właśnie tego teraz tak, kiedy potrzebuje spokoju. Niby to dziwne, bo nastolatka w moim wieku powinna bawić się i korzystać maksymalnie z życia i nie przejmować niczym. Jednak każdemu potrzeba czasami chwili wytchnienia, a najlepszym sposobem jest bliskość drugiej osoby. Teraz pozostaje mi tylko czekać na próbną maturę, co będzie już w grudniu. Potem już tylko do maja i zdać prawdziwy sprawdzian dorosłości.
Gdy myślami byłam już przy uroczym blondynie, z którym miałam się za chwilę spotkać, usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Na szczęście nauczycielka była zajęta sobą i po cichu mogłam porozmawiać jak się okazało z Reusem.
-Halo?-szepnęłam.
-Cześć Wiki, słuchaj mam złą wiadomość. Trening przedłużył nam się o kolejna godzinę, a potem Mats zaprosił nas na męski wieczór. Wiem, że obiecałem. Przepraszam Cię...-tłumaczył się.
-Nic się nie stało.-westchnęłam.-Masz prawo do spotkań z kolegami. 
-Obiecuję, że spotkamy się jutro. Dobrze? Zaraz po szkole przyjdę po Ciebie i spędzimy calutki dzień razem. Okej? 
-Wiesz, mam lepszy pomysł, ale dogadamy się jutro, albo wieczorem, a teraz muszę już kończyć, bo jestem na lekcji. Pa! 
-Pa i kocham Cię.-dopowiedział i wyczułam, że się uśmiecha.
-Ja Ciebie też.-odparłam i rozłączyłam się, a w między czasie zwróciłam się do Laury, Emmy, Olivera i Martina.
-Te kręgle są ciągle aktualne?

Ten dzień zapowiadał dość interesująco. Nasza klasa na koniec tygodnia ma ogromny luz. Nie dość, że kończymy o 12 to jeszcze i tak przychodzimy na drugą lekcje, bo nie mamy planowo pierwszej, co oznacza dla mnie, że dłużej sobie pośpię.
Jeśli chodzi o to jak spotkam się dzisiaj z Marco, to zaraz po szkole idę do niego do domu, kluczyki mam, bo kiedyś mi je podarował, i ugotuje coś dobrego na obiad. Mówiąc "coś" mam namyśli oczywiście spaghetti, bo tylko to potrafię. Niestety, ale marna ze mnie kucharka.
O godzinie 8.20 wstałam i udałam się do łazienki, gdzie wyszłam już po 10 minutach, bo wzięłam tylko szybki prysznic i szybko się umalowałam. Podeszłam do garderoby wybierając ubrania na dzisiaj. Po kolejnych minutach gotowa schodziłam już na dól, gdzie byli moi rodzice.
-Cześć!-przywitałam się i uśmiechnęłam.
-Hej, a co ty taka dzisiaj szczęśliwa?-zapytał mój tata, który właśnie nalewał sobie soku pomarańczowego do szklanki.
-Powiedź mi kto by się dzisiaj nie cieszył kończąc o 12 lekcje?-popatrzałam na niego.
-Niby tak, ale mam przeczucie, że ten dobry humor udziela Ci się przez niejakiego Marco?-dostrzegła sprytnie mama.
-Ha, masz mnie.-zaśmialiśmy się.-Zaraz po szkole idę do Marco i będę z nim cały dzień, więc możecie się sobą dzisiaj zająć. Wygońcie tylko Kubę do Nikole i będzie spokój.
-Ta i może jeszcze niech śpi u niej.-odpowiedziała, a ja z tatą wybuchłam śmiechem. W tym samym czasie zaczęłam zajadać się kanapką.-Ale z tym wyjściem to dobry pomysł, a słuchaj Michał: może pojedziemy do domku nad jeziorem na weekend? Zabierzemy rodziców Felixa i może nawet chłopaki pojadą z nami?
-A nie jest czasem za zimno na domki?
-Przecież dom jest ogrzewany i ma wszystko, kuchnię i sypialni akurat wystarczy.
-Nie daj się prosić tato!-poparłam mamę.
-Może masz racje. W sumie... to ma być ostatni taki ładny tydzień w tym roku. No, dobra. Jedziemy!-krzyknął na koniec, a potem rodzice się przytulili. Między nimi obojga również się dobrze układa. Zdecydowanie lepiej niż wcześniej. Spędzają więcej czasu i cieszą się sobą. Zupełnie jakby na nowo odżyli.
-Dobra ja lecę do szkoły, bo się spóźnię. To udanego weekendu!-krzyknęłam i zaczęłam ubierać kurtkę. Pocałowałam jeszcze rodziców w policzek i ruszyłam do samochodu.

Dzisiaj wyjątkowo dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Mimo, że to tylko kilka godzin to nie mogłam wytrzymać na krzesełku i ciągle wyczekiwałam godziny końca lekcji. Gdy w końcu ona nastała poczułam ulgę. Razem z naszą paczką wyszłam ze szkoły i podwiozłam ich wszystkich do domów, a potem sama zajechałam do Reusa. Na podwórku u piłkarza zauważyłam, że nie ma już samochodów rodziców, co pewnie znaczy, że już pojechali. Możliwie, że zwolnili Kubę.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je kluczem, co kiedyś dał mi Marco. Rozebrałam się i usiadłam na kanapie w salonie, by odpocząć chwilę. Włączyłam jakiś program i zaczęłam go oglądać. Na zegarku dostrzegłam godzinę 12.40. Blondyn będzie za jakieś dwie godziny, więc mam jeszcze czas. Do 13 siedziałam bez celu, ale potem już zmotywowałam się i podeszłam do kuchni. W lodówce jak zwykle nie było nic konkretnego.
-Czy on w ogóle coś tu je?-pomyślałam. Nie pozostało mi nic innego jak ponownie się ubrać i iść do sklepu, by kupić coś. Tak też zrobiłam i po chwili byłam już w drodze do supermarketu. Wysiadłam z auta i podążyłam do sklepu. Gdy zaczęłam chodzić między alejkami zauważyłam kogoś znajomego, a konkretnie Cathy i Matsa. Również mnie zauważyli i postanowili podejść do mnie.
-Cześć Wiki!-powiedzieli niemal równo, a ja się zaśmiałam.
-Jacy zgodni. Cześć Wam! A co ty Mats nie na treningu?
-Byłem, ale zwolniłem się wcześniej, bo poczułem lekki ból w kostce, ale to nic takiego.-wytłumaczył.
-Mam nadzieję, że na sobotni mecz będziesz gotowy.
-Nie ma innej opcji.-odpowiedział z uśmiechem.
-Na to liczę, ale widzę, że wspólne zakupy, bo po wczorajszym "męskim wieczorze" niewiele zostało.
-Uwierz mi, że chłopaki zjedli dosłownie wszystko.-dopowiedziała zadowolona dziewczyna Hummelsa, ale zaraz potem zrobiła zastanawiającą minę.-Alee... skąd wiesz, że ktoś był u nas wczoraj.
-No, Reus mówił mi, że idzie do Ciebie Mats. Zadzwonił i odwołał spotkanie ze mną.-powiedziałam niczego nie podejrzewając, a oboje popatrzeli na siebie zdziwieni.
-Wiki, Marco nie było u nas wczoraj...


*******
-No, dobra chłopaki! Na dzisiaj koniec!-krzyknął Klopp, a wszyscy po tych słowach jakby na skrzydłach polecieliśmy do szatni. Dzisiaj trening nie należało do najcięższych, ale jednak nie mogłem się skupić. To przez to, co stało się wczoraj. Na razie nie chcę o tym myśleć, ani wspominać komukolwiek. Pozostanie to między mną, a Carolin i nikt się o tym ma nie dowiedzieć, a szczególnie Kevin i Wiki. Gdyby to wszystko wyszło na jaw... 
Szybko przebrałem się i wziąłem prysznic praktycznie najszybciej ze wszystkich.
-Dobra ja spadam! Do jutra!-krzyknąłem i zacząłem kierować się do drzwi.
-A gdzie ten nasz Reusik się śpieszy?-krzyknął Piszczu.
-Pewnie do Wiktorii!-odkrzyknął Kuba.
-Wypomnę do Wam jak będziecie lecieli do swoich żona na ciepły obiadek.-odgryzłem się, a reszta zaśmiała-Papa!-pomachałem i udałem się do samochodu pod swój dom. Wiktoria miała tam być, ale nie stał nigdzie jej samochód. Tłumaczyłem sobie tym, że jest w garażu u siebie, albo gdzieś po prostu pojechała.


*******
-Co?-powiedziałam zdziwiona, ale jednocześnie sparaliżowana strachem. Bałam się, że ponownie ktoś mnie oszukał.-A może ja coś... źle zrozumiała?.-próbowałam tłumaczyć kłamstwo Reusa.
-Wiki w porządku?-zmartwiła się Cathy.
-Tak... Ja już w sumie pójdę.
-Ale na pewno?-tym razem zapytał Mats.
-Tak, to musi być jakieś zwykle nieporozumienie. Trzymajcie się!-dodałam i zaczęłam kierować się do wyjścia szybkimi krokami, by w razie czego nie złapali mnie piłkarz wraz z partnerką. Nie chcę się przed nimi teraz tłumaczyć. Na szczęście nie miałam jeszcze za wiele produktów w koszyku, więc przed wyjście po prostu go odłożyłam na miejsce nie zważając na prośby pracowników, bym wyjęła z niego dwa batony i energetyka. Olałam ich po prostu i ruszyłam do auta. Natychmiast skierowałam się do domu Marco, by jak wróci wyjaśnił mi to wszystko. 
Jechałam strasznie szybko i nie zwracałam uwagi na przepisy. Miałam wszystko w czterech literach i jedyne co chciałam to prawdy ze strony Marco. Jak on mógł mnie tak okłamać? Jak? Gdzie on do cholery był wczoraj i z kim? Jeżeli narobił coś? W głowie zadawałam sobie mnóstwo pytań i natychmiast chciałam znać odpowiedzi. Jednak w tym wszystkim najgorsze jest to, że dowiedziałam się przez przypadek i od osób trzecich. Jak ja się poczułam jak Cathy i Mats powiedzieli mi, że mojego kochanego nie było u nich? Wygłupiłam się przed nimi. 
Wysiadłam szybko z samochodu i poszłam ponownie do domu Marco, gdzie będę na niego czekać. Zażądam od niego wyjaśnień, które chce usłyszeć, ale z drugiej strony - boję się tego. Boje się, że usłyszę najgorszą prawdę, ale chyba lepiej ją znać niż najpiękniejsze kłamstwo? Co jeśli Marco ukrywa przede mną coś, czego raczej nie chciałabym usłyszeć?
Rozebrałam się i rzuciłam, gdzieś kurtkę. Nawet nie popatrzałam gdzie. Podeszłam do kuchni i złapałam za szklankę, do której nalałam wody. Chciałam ją już złapać, ale moje ręce za bardzo trzęsły mi się ze strachu i stresu, że wypadła mi i ją zbiłam.
-Cholera!-krzyknęłam na cały dom. Byłam zdenerwowana, ale nie płakałam. Jednak przeczucie mówi mi, że nie mam się czym przejmować, bo na pewno pojawią się łzy. Bylebym tylko się myliła. Gdy zajmowałam się sprzątaniem szkła usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie miałam pojęcia kto to mógł być, więc ciekawa podeszłam je otworzyć. Spodziewałam się każdego, ale nie jej. Nie Carolin, która może mieć coś wspólnego z tym kłamstwem Reusa. Każdy tylko nie ona.
-Co za miłe spotkanie.-powiedziała z cwaniackim uśmiechem.
-Czego chcesz?-syknęłam.
-Mamy chyba do pogadania...
________________________________________________________________
TA DAM!!!!

Zapraszam na rozdział, który rozpoczyna falę rozdziałów takich bardziej "smutnych"?
Nie wiem jak to nazwać  :)
W każdym bądź razie. Zaczyna się dużo dziać, a następny rozdział... no sami zobaczycie ;)
Od razu mówie, że jest nie sprawdzony, bo zaraz jadę na zakupy i chciałam tylko dodać coś szzybciutko ^^


Dlaczego Marco okłamał Wiki i gdzie był poprzedniego dnia?
Z kim?
Czego chce Carolin i jaki ma w tym wszystkim udział?


Urzekło mnie to zdjęcie XD

U mnie ferie właśni dobiegły końca i życzę wszystkim udanej zabawy! 

Kochane!
Pod ostatnimi ostatnimi postami nie pojawiło się za wiele komentarzy, co mnie bardzo smuci. 
Nie wiem czym jest to spowodowane. Tym, że gorzej pisze, blog jest już nudny, czy po prostu wam się nie chce komentować. Szczerze mam nadzieję, że to ostatnie. 
Jednak mam do was taką propozycje. Jezeli pod tym postem bedzie DUŻO komentarzy to rozdział dodam szybciej niż planuje, a nawet bardzo szybko :)
Dacie radę? 
Liczę na was <3 

Ja już zmykam, a jak wrócę to widzę komentarze XD
Jednak do niczego nie zmuszam :) 

Dobra zmykam już ♥

ENJOY ♥

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 28


"PROSZĘ... WYBACZ MI"


*******
Gdy odprowadziłem Wiktorię pod dom, sam szybko udałem się do siebie i ruszyłem w drogę do Düsseldorfu, gdzie mieszkają rodzice Ann. Przez całą drogą układałem sobie w głowie co mam powiedzieć jak ją zobaczę, ale ostatecznie postawiłem na spontan. Jak byłem już w mieście, po drodze wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem najpiękniejszy bukiet kwiatów jaki był. Następnie ruszyłem do domu państwa Brommel, gdzie jest tymczasowo Ann. Niepewnie podszedłem do drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem. Serce strasznie mi waliło. Cholernie bałem się, że mogę ją stracić, przez swoje tchórzostwo. Po chwili usłyszałem kroki, które zbliżały się do drzwi. Nagle powili się otworzyły, a przede mną stała Ann. Nie wyglądała z najlepiej. Miała podkrążone oczy, nieułożone włosy i była ubrana w jakiś dres. Zupełnie nie przypominała mi tej samej kobiety, ale i tak ciągle w moich oczach była piękna. 
-Czego tu chcesz?-zapytała z pogarda.
-Ann... kochanie. Porozmawiajmy.-błagałem ją.
-Teraz się nagle taki rozmowny zrobiłeś?! Wynoś się stąd! Nie chcę Cię widzieć! Sama wychowam to dziecko i ty nie będziesz mi do niczego potrzebny!-krzyczała i już chciała zamknąć mi drzwi przed nosem, ale uprzedziłem ją i nie pozwoliłem jej na ten krok. 
-Ann! Posłuchaj mnie, proszę!-powiedziałem, a ona popatrzała na mnie.-Ja wiem, że zachowałem się jak ostatni kretyn i zraniłem Cię, ale zrozum proszę też mnie. Nie codziennie dowiaduję się, że zostanie się ojcem. Spanikowałem i bałem się tej odpowiedzialności. 
-Wiesz jak ja się poczułam!?-spojrzała na mnie, a ja dostrzegłem, że ma zaszklone oczy. Chciałem ją przytulić, ale odepchnęła mnie. 
-Wiem i przepraszam Cię za to. Już mówiłem Ci kilka razy, że jestem idiotom i tego nie zmienisz! Ale ten idiota kocha Cię i kocha to dziecko, które wychowamy RAZEM!  Rozumiesz! Przemyślałem to wszystko, porozmawiałem z Wiktorią i jestem debilem, że nie zrozumiałem tego od razu.-dodałem i jednocześnie klęknąłem przed nią i złapałem za jej kruche dłonie.-Błagam! Wybacz mi! Ja wiem, że może ty nie potrzebujesz mnie, ale JA Cię potrzebuję! 
-Mario, wstań!-odparła łagodnie, co mnie bardzo cieszyło. Wykonałem polecenie i ponownie popatrzałem na nią. Wtedy już nie mogłem się oprzeć i pocałowałem ją namiętnie. Brakowało mi tego.
-Będziemy mieli ślicznego syna, który odziedziczy po mnie te wspaniałe geny.-zaśmiałem się.
-A kto powiedział, że będzie chłopiec?
-Ja. Innej możliwości skarbie nie ma.-odpowiedziałem ponownie wbiłem się w jej usta. Dziewczyna pociągnęła mnie do siebie, a ja jednym kopnięciem zamknąłem drzwi.-A co z Twoimi rodzicami?
-Nie ma ich.-powiedziała i ruszyliśmy do jej sypialni. Ann wspominała mi, że jej rodzice dużo pracują i raczej nie można nazwać tego zaletą, ale w tej sytuacji... 
-Kocham Cię, a i tu proszę, kwiaty dla Ciebie.-dodałem jak byliśmy już na górze w sypialni. Ann je złapała i rzuciła na stół.
-Wolę Ciebie od jakiś durnych kwiatów.-odpowiedziała i zajęliśmy się sobą na kilka godzin. 


*******
-W końcu koniec drogi!-krzyknęłam, gdy byliśmy już pod naszym domem. Tak, dopiero wróciliśmy od dziadków i dopiero teraz myślę jak uda mi się nadrobić lekcję z tego tygodnia jak byłam w Polsce. Czuję, że czeka mnie dużo roboty.
Jeśli chodzi o sam pobyt w Hamburgu to powiem, że udał się nawet bardzo. Dawno nie widziałam dziadków i strasznie się za nimi stęskniłam. Opowiedziałam im o Marco i obiecałam, że następnym razem przyjadę wraz z nim, bo bardzo chcieli go poznać. Przyjemnie było się tak oderwać od tego zgiełku i spotkać się rodziną. A co do spotkań, to w Hamburgu natknęłam się na pewną osobę.

Ruszyłam chodnikiem do najbliższego supermarketu. 
-Zachciało im się czekolady.-myślałam. Babcia z mamą wysłały mnie do sklepu po jakieś słodycze, bo nie wyobrażają sobie kawy "na sucho". Miasto znam dość dobrze, bo babcia, która jest też jednocześnie mamą mojego taty, mieszka tu od urodzenia i jest rodowitą Niemką. Często przyjeżdżaliśmy tutaj jak jeszcze mieszkaliśmy w Polsce. Jak byłam mała to uwielbiałam to miasto. Uwielbiałam z kuzynami bawić się na pewnym placu zabaw. Tak, mimo wszystko moje wczesne dzieciństwo wspominam nawet dobrze. Mniej ciekawie było jak dorosłam. 
Gdy po około 20 minutach byłam już w markecie kupiłam potrzebne rzeczy i powoli kierowałam się do kasy, wpadłam na kogoś.
-Auć.-syknęłam i spojrzałam, kto został moją przeszkodą. Okazało się, że jest nią... Caroline? 
-Wiki?-upewniła się, a ja uśmiechnęłam się. Dziewczyna podeszła bliżej i przytuliła mnie.-Co Cię tu sprowadza? A, czekaj. Masz tu dziadków przecież.-przypomniała sobie prawdopodobnie naszą ostatnią rozmowę. 
-Tak, właśnie przyjechałam z rodzicami i bratem ich odwiedzić.-wyjaśniłam.
-Słuchaj, może masz chwilkę wolną. Pójdziemy do jakiejś kawiarni i pogadamy? Dawno Cię nie widziałam. Co ty na to?-zaproponowała, a ja zgodziłam się. Obie poszłyśmy do kasy i zapłaciłyśmy za nasze zakupy oraz udałyśmy się razem do celu. 
-To opowiadaj, jak Ci się żyje w Hamburgu?-zaczęłam, kiedy dostałyśmy swoje ciepłe napoje. 
-W porządku, a nawet bardzo dobrze. Znalazłam tutaj pracę w szpitalu, poznałam nowych ludzi. Nie narzekam. Jakoś się żyje. Lepiej opowiadaj jak jest u Ciebie i u Marco.-powiem szczerze, że nie wiedziałam jak mam z nią rozmawiać. Przecież blondynka była z Marco dwa lata, więc czy na pewno na miejscu jest opowiadanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku?
-Okej, dobrze, a nawet bardzo dobrze.-odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
-Spokojnie, wiem, że jest dziwnie Ci przy mnie o nim rozmawiać, ale jest w porządku. Już pogodziłam się z tym, że Marco to jest przeszłość. Oboje pasujecie do siebie.-uśmiechnęła się do mnie. 
-Nigdy Ci tego nie mówiłam, ale czasami jest mi głupio, bo ty i Marco byliście ze sobą tak długo... Ja nie chcę mieć dodatkowego wroga.
-I nie masz. Mój związek z Reusem nie układał się już dawno. To była tylko kwestia czasu zanim się rozstaniemy. Przez jakiś czas to prawda kochałam go, ale co poradzić, gdy ktoś inny nie odwzajemnia uczucia? Dodatkowo okłamałam go jeszcze. Tak wstyd mi jest jak sobie o tym przypomnę co narobiłam.-oparła głowę o rękę.
-Każdy popełnia głupstwa.-broniłam ją.-Po prostu go kochałaś.
-A on mnie nie. Wiesz, z jedne strony może to i dobrze, że się tak to wszystko zakończyło. Teraz, kto wiem... Może tutaj w Hamburgu zakocham się na nowo.
-Życzę Ci tego.-uśmiechnęłam się szczerze.
-Ja również mam nadzieję, że Twój związek z Marco będzie kwitł. Zasłużyliście na to.


Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do Marco i opowiedziałam mu o spotkaniu z jego byłą. Nie był zadowolony, ale docenił to jej zachowanie. Niestety, ale już chyba jej nie zaufa nigdy, ale nie dziwię mu się, bo Caroline rzeczywiście narobiła trochę problemów sobie tym kłamstwem, ale tak jak powiedziałam: każdy popełnia błędy. Cieszę się też, że przynajmniej jedna Caro nie ma zamiaru zepsuć mi mojego związku. Cenię to u niej i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy oraz by była dziewczyna Marco spotkała tego jedynego. 

Wysiadłam z samochodu i od razu poszłam do swojego pokoju oraz rozpakowałam się. Najchętniej położyłabym się na łóżku i odpoczęła po podróży, ale niestety nie mogę, bo muszę wybrać się do Laury po notatki z lekcji. Złapałam za kluczyki od swojego samochodu i pojechałam do koleżanki. Gdy już tam dojechałam porozmawiałam chwilę z dziewczyną, która opowiedziała mi co się wydarzyło w szkole. Powiedziała, że na moje szczęście poprzedni, ale też i nadchodzący tydzień będzie łaskawy dla nas. Mamy zapowiedzianą tylko jedną kartkówkę, która jest jutro i do tego z WOS'u. Jest to dla mnie jeden z najłatwiejszych przedmiotów, więc nie będę musiała poświecić na niego szczególnie dużo czasu. W dobrym nastroju po pół godzinie opuściłam dom blondynki i wróciłam spokojnie do domu, zahaczając przy okazji o sklep. Kupiłam sobie jakieś przekąski na naukę i drukowanie notatek.
W domu zasiadłam spokojnie do komputera i podłączyłam drukarkę i zaczęło się... Niestety tylko wydawało mi się, że to takie łatwe. Po pewnym czasie wszystko zaczęło mi się mieszać i nie bardzo mogłam połapać, co do czego należy. Dopiero o 16 skończyłam wszystko. Musiałam jeszcze ponownie odwiedzić koleżankę z klasy i oddać zeszyty, ale na szczęście uratowała mnie mama, która jechała do znajomej właśnie w tamtym kierunki i zaproponowała oddanie zeszytów za mnie, co było mi bardzo na rękę, bo mogłam w spokoju zająć się WOS'em i przeglądaniem innych jutrzejszych lekcji. W pokoju najlepszym miejscem na naukę był parapet, na którym uwielbiałam siadać i pogłębiać się w nauce. Kiedy zaczytałam się w tajniki działania gospodarki usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę!-krzyknęłam, a po chwili wyłonił się Reus.-Co ty tu robisz?-zdziwiłam się.
-Też za Tobą tęskniłem.-odparł "obrażony".-Co tam czytasz?-zapytał i podszedł do mnie bliżej całując przy tym moje usta.
-Uczę się na kartkówkę z WOS'u, a przed chwilą ogarnęłam wszystkie zaległe notatki.-westchnęłam.-Trochę tego było, ale nie żałuję tego wyjazdu.-zaśmiałam się.
-Dużo Ci jeszcze tego zostało?
-A co?
-Bo właśnie niedawno Mario do mnie dzwonił i zaprosił nas do siebie. Nie wiem, kto będzie i o co chodzi, ale mówił, że to ważne.-odparł i położył się na moim łóżku. Gdy powiedział, że to coś ważnego od razu domyśliłam się, że chodzi o dziecko Mario. Uśmiechnęłam się pod nosem, a Reus coś wyczuł, że wiem o co chodzi.-Czyżbyś była wtajemniczona?-zapytał podejrzliwie.
-Ja? No coś ty!-udawałam głupią.
-Nie umiesz kłamać.-skomentował.
-Ale ja na prawdę nie mam pojęcia o co mogło chodzić Mario.-broniłam się, a Marco wstał z łóżka i zaczął podchodzić do mnie. Był coraz bliżej.
-Masz ostatnią szansę, albo zaraz mi wszystko powiesz, albo pożałujesz.
-Grozisz mi?-zapytałam i odłożyłam książkę.
-Nie. Ostrzegam.-zaśmiał się.
-Mówię poważnie: nic nie wiem.
-Ostatnia szansa.-dodał i objął mnie w pasie.
-Marco... co ty kombinujesz?-zaniepokoiłam się, a piłkarz wziął mnie na ręce i przeniósł na łóżko. Potem rzucił mnie na nie i zaczął gilgotać. Nie mam jakiś strasznych łaskotek, ale i tak była to dla mnie męczarnia.
-Przestań debilu!-krzyczałam.
-A odpowiesz mi na wcześniejsze pytanie?
-Nie, bo nic hahah nie wiem.
-To nie.-odparł.
-Dobra! Wygrałeś hahah, ale proszę przestań.-chłopak posłuchał mnie i przestał łaskotać.
-No, więc słucham.-zapytał, a w odpowiedzi uzyskał poduszkę, którą rzuciłam mu w twarz.
-Może i mojej mamy nie ma, ale jest tata i brat.-powiedziałam najpierw.
-Co z tego. Oboje lubią mnie, a już tym bardziej twój brat.-odpowiedział z dumą w głosie, a ja zaśmiałam się głośno.
-Dobry żart!
-Dobry, czy nie, to teraz nie ważne. Mów o co chodzi z Mario.-wrócił do tematu.
-Okej, ale jak tam będziemy to o niczym nie wiesz.-upewniłam się.
-Słowo harcerza!-przysiągł.
-Bo... Mario i Ann... spodziewają się dziecka.-odparłam i uśmiechnęłam się.
-Co?!-krzyknął zdziwiony.-Mario i ojcem? Nie wierzę...
-Ale to prawda. Znaczy ja wiedziałam już w Polsce od Ann. Powiedziała mi i Ani, a w piątek, właśnie wtedy jak byłam z Mario, gdy dzwoniłeś to powiedział mi o tym. Był lekko mówiąc przerażony i niepewny, ale prawdopodobnie pogadał z Ann - Kathrin. Wyjaśnili i teraz chcą innych o tym powiadomić.
-Nie dochodzi do mnie jeszcze to, że Mario będzie miał dziecko. Nie pasuje to do niego.
-Dziecko go zmieni Marco. Też uważam, że nie jest jeszcze w pełni gotowy na potomstwo, ale nie ma wyjścia. Musi wydorośleć.-oznajmiłam i przytuliłam się do swojego chłopaka. W sumie nie wiem dlaczego, ale tak nagle przypomniało mi się wszystko. Mniej więcej to, że sama zostałabym matką, gdyby nie wypadek. Reus odwzajemnił uścisk, a nawet pogłębił go.
-Zobaczysz, że w niedalekiej przyszłości też będziesz nosiła dziecko na rękach.-szepnął mi do ucha.-Razem będziemy.
-Wiem, ale... Ja ciągle się o to obwiniam. Nie potrafię sobie tego wybaczyć...
-Przestań. Proszę, przestać się obwiniać, bo to nie jest twoja wina. To był wypadek i nie ma sensu tego rozpamiętywać.-odparł.
-Kocham Cię Marco.-powiedziałam, a chłopak podniósł moją głowę i zachłannie pocałował.
-Kochanie... co z tą wizytą u Mario i Ann?-przerwałam po chwili trwania w pocałunku.
-Jest 16.10, a mamy być tam na w pół do piątą, więc jest czas. Sam muszę się przebrać jeszcze i ty chyba też, co?
-Ta... nie wyglądam za najlepiej.-stwierdziłam.
-Tego nie powiedziałem.-pocałował mnie w policzek.-Wyglądasz pięknie tak jak zawsze, ale znam cię już trochę i wiem, że musisz wyglądać jeszcze lepiej dla siebie.-zaśmiał się.-No i dla mnie, bym mógł się tobą każdemu pochwalić.
-Kochamy jesteś, ale idź już, bo spóźnimy się jak zwykle.-dodałam. Po chwili żegnałam się już z piłkarzem i ruszyłam do garderoby coś wybrać. Jakoś nie miałam problemu ze znalezieniem odpowiedniego stroju. Podeszłam do łazienki, gdzie szybko się odmyłam i pomalowałam. Włosy postanowiłam nie ruszać i po prostu je rozpuściłam. Gotowa zeszłam na dół i ubrałam parkę. Powiadomiłam tatę, bo mamy jeszcze nie było, że wychodzę i wrócę wieczorem. Gdy otworzyła frontowe drzwi, właśnie do nich podchodził już blondyn.
-Co za zgranie.-powiedzieliśmy niemal równo, po czym zaśmialiśmy się i ruszyliśmy do samochodu piłkarza, który zawiózł nas do domu Mario, który w sumie daleko nie był, ale jednak postanowiliśmy wyruszyć samochodem, bo wieczorem będzie zimno. Równo o 16.30 wysiedliśmy z samochodu, który zaparkowaliśmy pod jego domem, gdzie stało już trochę pojazdów. Weszliśmy po schodkach i bez pukania weszliśmy do domu. Było już tam trochę głośno, ale na szczęście Gotze wychodził z salonu.
-No witam!-krzyknął-Cieszę się, że jesteście.-brakuje jeszcze tylko Jürgena z żona i jesteśmy w komplecie.-powiedział.
-Ściągnąłeś też trenera?-zdziwił się piłkarz z numerem jedenaście.
-Wiesz... zobaczysz później.-powiedział wymijająco. Z Marco postanowiliśmy wybrać się do salonu, ale zobaczyłam, że w kuchni jest Ann z Anią.
-Idź sam. Ja idę do dziewczyn.-oznajmiłam i rozstaliśmy się.-Dzień dobry paniom!-uśmiechnęłam się i weszłam głębiej.
-Witamy Panią Reus!-zaśmiała się przyszła mama, a my razem z nią.
-Jeszcze nie Reus.-odparłam z uśmiechem i usiadłam na krzesełku obok Lewandowskiej.
-Może i nie, ale kto wie co będzie za kilka lat.-dopowiedziała przyjaciółka.
-Czy wy mi już ślub planujecie?
-Hmm Wiktoria Reus... pasuje i to bardzo.-dodała Ann. Zaczęłyśmy chwilę gadać o stanie zdrowa dziewczyny Mario, aż nagle do kuchni weszły Lisa, Cathy i ... Carolin. Jak tylko ją zobaczyłam od razu posłałam jej moje najgorsze spojrzenie. W sumie nie zdziwiłam się, że tutaj się znalazła. Mario i Kevin przyjaźnią się, a Carolin to w końcu dziewczyna Grosskreutza. Chwilę posiedziały, ale do domu wszedł już trener z żona i mogliśmy powoli iść do salonu, gdzie Mario z Ann powiadomią nas o ciąży.
-Wiki.-usłyszałam głos Ann - Kathrin. Odwróciłam się w jej stronę z pytającą miną.-Przepraszam, że jest Caro, ale to Kevin ją zabrał. Mario chciał mu powiedzieć, by nie brał jej ze sobą, ale baliśmy się, że obrazi się.-tłumaczyła mi.
-Ann, spokojnie.-uśmiechnęłam się do niej szczerze.-Rozumiem Cię i to bardzo. Nic się nie stało.
-Na pewno? Nie jesteś zła?-dopytywała się.
-Jasne, że nie. Chyba hormony już na Ciebie działają.-powiedziałam i zaczęliśmy powoli kierować się do salonu.


*******
Kiedy Wiktoria poszła do Ann i Ani, ja zostałem z Mario i podążyliśmy do salonu, gdzie było już trochę gości. Usiedliśmy i zaczęliśmy wszyscy rozmawiać. Chciałem nawet powiedzieć przyjacielowi, że wiem, o co to całe zamieszanie, ale obiecałem coś Wiki. W pewnym momencie zobaczyłem, że z Kevin siedzi jego dziewczyna - Carolin. Patrzała się na mnie i obserwowała. Gdy ocknęła się i dostrzegła, że zauważyłem ją, szybko się odwróciła. Od wyjazdu nie miałem z nią w ogóle kontaktu. Po tym jak mnie okłamała nie chciałem z nią rozmawiać i słuchać jej tłumaczeń. Po jakimś czasie wyszła, gdzieś z dziewczynami prawdopodobnie do kuchni. Miałem tylko nadzieję, że nie pokłóci się z Wiktorią. Po chwili w domu pojawił się trener z Ullą. Wszyscy się zebrali i w wielkim salonie, a Wiki usiadła obok mnie. Pocałowałam ją nawet w policzek, by Caro widziała, że między nami jest dobrze i niczego nie zepsuła. Nagle Mario stanął na środku wraz z Ann i po chwili niepewności ogłosili nam, że spodziewają się dziecka. Wtedy wszyscy zaczęli im gratulować, a dziewczyny porwały Ann do siebie i zaczęły plotkować o wiadomych, kobiecych sprawach. Natomiast my - faceci przeprowadziliśmy poważną męską rozmowę. Oczywiście nie zabrakło rad Kloppa, który dawał swoje mądre i życiowe porady. Myślałem szczerze, że Mario nie będzie chciał za bardzo go słuchać, ale nie dość, że to robił to jeszcze dopytywał się innych rzeczy odnośnie rodzicielstwa. Po jakiejś godzinie czasu, każdy powoli wychodził do siebie, bo jutro z samego rana mamy wszyscy stawić się w klubie na jakimś spotkaniu, ale za to trening mamy dopiero wieczorem. Aktualnie siedziałem z Mario i Robertem w kuchni i czekałem na Wiki, która cały czas siedzi z dziewczynami na górze w sypialni. 
-Wiesz, co? Już nie mogę się doczekać jak będę nosił małego Mario.-zaśmiałem się. 
-Dziecko będzie miało najlepszych wujków na świecie.-dodał Lewy.
-Ta... aż wstyd się przyznać, ale ja na początku spanikowałem.-wyznał przyjaciel.
-To nic takiego.-obronił go Robert.-Dziecko to odpowiedzialność na całe życie, ale wierzę, że będziecie najlepszymi rodzicami na świecie.
-Mam nadzieję. Boję się trochę, ale chyba mam was? Co nie?-popatrzał na naszą dwójkę, a my go po prostu przytuliliśmy. 
-O jak słodko!-rozczulała się Wiktoria, która już zeszła na dół. 
-Chcesz się dołączyć?-zapytał Robert.
-Z chęcią, ale niestety muszę porwać wam Marco. Możemy już jechać, chyba, że jak chcesz to zostań, to ja się przejdę.-teraz zwróciła się do mnie. 
-Nie żartuj. Już ubieram się.-szybko zaprzeczyłem i ruszyłem po kurtkę. Po sekundzie znalazłem się już obok dziewczyny, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy pod dom.
Droga minęła nam szybko, ale nie dlatego, że było to blisko, tylko dlatego, że w towarzystwie Wiktorii czas upływa mi nie ubłagalnie. U niektórych po jakimś czasie związek traci na sile. Przestaje być już tak ciekawie, traci się uczucie namiętności, miłości. U nas jest zupełnie na odwrót. Z każdym kolejnym dniem zakochuje się coraz bardziej. Z każdą sekundą, gdy jej nie widzę tęsknie coraz bardziej. Kocham Wiktorię i myślę co by było gdybyśmy się nie poznali, gdyby nie wyprowadziła się do Niemiec. Przez przypadek zakochałem się po uszy i jestem w końcu szczęśliwy. Gdy tata dał mi pierścionek zaręczynowy mojej mamy pomyślałem jak wyglądałyby moje zaręczyny, a co przede wszystkim kiedy by były. Wtedy myślałem, że dopiero za kilka lat, ale teraz czuję, że zrobię to nawet szybciej. Może nawet jak skończy szkołę? Na razie mam jeszcze czas, ale chciałbym to zrobić nawet teraz w samochodzie. Marzę byśmy kiedyś przed ołtarzem powiedzieli sakramentalne "tak". Kiedy to będzie?
-Dziękuję za podwózkę.-uśmiechnęła się uroczo, gdy byliśmy już pod moim domem.
-Polecam się na przyszłość.-odparłem i przybliżyłem się do niej by pocałować ją. Zrobiłem to, a świat zatrzymał się na chwilę. Kocham to robić i chyba nigdy nie przestanie to być takie pełnie uczuć i miłości.-Kocham Cię.-powiedziałem na koniec i odsunąłem się od niej.
-Ja Ciebie też, ale pani od WOS'u nie bardzo i powinnam iść jeszcze trochę się douczyć.-westchnęła.
-A ja powinienem wybrać się na zakupy, bo w lodówce pustka.
-Widzę, że w domu brak kobiecej ręki. Chyba będę musiała u Ciebie częściej przebywać.
-Nie obrażę się.-odparłem i ponownie pocałowałem ją w usta.
-Dobra zmykam. Miłych zakupów i może do jutra.-dodała i powoli otwierała drzwi.
-Nie chyba tylko na pewno. Jutro mam wieczorny trening, więc mogę po Ciebie przyjechać i możemy pójść na jakiś obiad we dwoje.-zaproponowałem.
-Chcesz przyjechać do mnie pod szkołę? Nie boisz się, że jakaś napalona fanka Cię zaatakuje?
-Mam już wprawę w te sprawy, a po za tym jedna napalona fanka mi wystarczy.-uśmiechnąłem się.
-Uroczy jesteś.-cmoknęła mnie w policzek.-Kończę po 14. Pa i dobranoc!
-Dobranoc!-dziewczyna wysiadła, a ja ruszyłem do jakiegoś marketu.

Mimo godzin wieczornych nie było jakoś strasznie dużo ludzi. Co jakiś czas tylko podchodziły tylko pojedyncze osoby w celu zrobienia sobie zdjęcia czy zdobycia autografu. Po 20 minutach wychodziłem już ze sklepu. Podchodziłem do samochodu, gdy nagle usłyszałem swoje imię. Odwróciłem się, a moim oczom ukazała się Carolin. Ta sama, co jeszcze niedawno prawie rozwaliła mi związek.
-Cześć.-powiedziała cicho.
-Hej.-odparłem obojętnie.-Stało się coś, bo trochę się śpieszę.
-Ja... muszę Cię przeprosić Marco.-spuściła głowę.-Zachowałam się okropnie. Zraniłam Cię, a przecież jesteś moim przyjacielem. Polubiłam Cię od razu, a... a ja tak po prostu Cię okłamałam.
-Caro, ale ty masz w ogóle pojęcie, co żeś narobiła? Przez Ciebie prawie rozwaliłem swój związek, na który tak długo pracowałem. Dlaczego to zrobiłaś?
-Po prostu uważałam Wiktorię za złą partię dla ciebie, jednak teraz widzę, że ją kochasz, a ona Ciebie.
-I nagle tak o zrozumiałaś to?
-Marco... Ja wiem, że to dziwne, ale tak. A od Ciebie nie oczekuję zrozumienia, ale wybaczenia. Byłeś i ciągle jesteś dla mnie ważny. Proszę... wybacz mi.
-Nie wiem, czy ja tak potrafię zapomnieć.-odparłem.
-Przyjmij chociaż moje przeprosiny.-wyciągnęła dłoń w moim kierunku, a ja po chwili zawahania ścisnąłem ją.
-Wybacz, ale śpieszę się już.
-Myślisz, że jest jeszcze szansa, żeby było jak dawniej?-zapytała, gdy wsiadałem już do auta.
-Szansa zawsze jest Caro...
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ!

Nie jest on za ciekawy, wiem to, ale następny to już jest ta zapowiedziana burza, więc szykujcie się ;)
Kilka kolejnych rozdziałów będzie mocne i pełne emocji!
Już nie mogę się doczekać waszych reakcji, bo czekam na to już dwa miesiące :D



WIADOMOŚĆ DNIA! 
Marco podpisał nowy kontrakt! 

O ludu! Nawet nie macie pojęcia jak się cieszę! Powiem szczerze, że byłam przygotowana, że Reus opuści BVB w zimowych oknie transferowym, a tu takie zdziwienie!
Wiem, że to nie oznacza, że nie może odejść już nawet latem, ale przynajmniej nie za te marne 25 mln czy więcej.
Możliwie, że odejdzie po jakimś czasie do wymarzonej Barcelony, co moim skromnym zdaniem było by fajne, bo również lubię ten klub. 
Jednak teraz to nie ważne, bo Marco  NA RAZIE zostaje i to się liczy <3


Zachęcam do komentowania ♥


ENJOY ♥