"ZOSTAŃ..."
-Chyba wiemy, gdzie jest Wiktoria.-odpowiedział Kuba. Nagle poczułem jakby moje wszystkie problemy zniknęły. Przestałem myśleć o tych niepotrzebnych kłamstwach, o wyjeździe. Ważne było wtedy tylko to, że prawdopodobnie Wiktoria się znalazła.
-Ale jak... dzwoniła do was? Wy do niej? Mówcie!-zadawałem mnóstwo pytań, ale w mojej głowie równie dużo było myśli. Przez jedną minutę przelatywały mi wszystkie możliwe wizje miejsca pobytu Wiki. Bardzo chciałbym, żeby przypuszczenia jej brata były prawdziwe.
-Daj mu powiedzieć, Mario.-usłyszałem pouczenie przyjaciela, który również był w innym stanie. Jakby się cieszył. Chociaż, dlaczego ma się nie cieszyć? Jego dziewczyna może się znalazła. Dziewczyna, którą kocha najbardziej na świecie. Tak, jak ja Ann.
Posłuchałem klubowego kolegi i spojrzałem ponownie na twarz brata Wiktorii - Kuby. Czekałam wyczekująco.
-To dzięki tobie Mario wiem, gdzie ona mogłaby być.-mówił z entuzjazmem. Zdziwiłem się, bo niby co takiego zrobiłem?
-Dzięki mnie? Ale dlaczego?-pytałem.
-W domu wspomniałeś o tym, że Wiki zerwała z Rafałem. Pomyślcie, mogłaby wrócić do Polski i zatrzymać się u Niny. Podobno się pogodziły.-tłumaczył, a ja zrozumiałem, że przecież może mieć racje. Może to jest właśnie ten trop, który nam wcześniej gdzieś umknął.
-Ej, dobre.-zgodziłem się oficjalnie.-Dzwoniliście do nich?
-Nie, ale zaraz to zrobimy.-odpowiedziała za swojego syna Pani Müller. Wyjęła telefon z torebki i zajęła się wyszukiwaniem numeru telefonu dawnej koleżanki Wiki. Bardzo się niecierpliwiliśmy z Reusem i czekanie na jakikolwiek odzew trwał dla nas wieki.
Nagle Jakub powiedział coś po polsku do swojej mamy, co było chyba prośbą o wzięcie połączenia na głośnik, bo właśnie tak zrobiła. Czekaliśmy i czekaliśmy, ale ta cała Nina nie odbierała. Straciliśmy przez chwilę nadzieje, ale zadzwoniliśmy i drugi raz. Gdy rozbrzmiewał już któryś sygnał połączenia, usłyszeliśmy niepewny głos Polki.
-Halo?
*******
-Mój... Boże...-mówił kompletnie zdziwiony. Nie wiedział jak się zachować. Rzucić mi się w ramiona? Uciec? Ja sama też nie do końca miałam pojęcie co się dzieje i kto znajduje się w pokoju. Znaczy... Wiem, że jest to Rafał, ale jakby to do mnie nie dochodziło. Stałam ciągle blisko Niny i ciągle byłam do niej przytulona.
-Cześć.-powiedziała pierwsza blondynka i powoli mnie puszczała, a ja ją.-Taka mała niespodzianka.-uśmiechnęła się do zszokowanego chłopaka. Stał nieruchomo i patrzał się na mnie jakbym była Beyonce, która właśnie go odwiedziła i planuje zagrać prywatny koncert. -Może powiesz coś?-zapytała go w końcu Polka.
-Ale... ja nie wiem w sumie co mam powiedzieć.-odezwał się w końcu bardziej sensownie.-Co tu robisz, Wiki?
-To może ja was zostawię, a pójdę na jakieś zakupy, bo skoro masz teraz zostać tutaj na chwilę, to lepiej zrobię zapasy.-mówiła wychodząc, a Jankowski na wzmiance o tym, że zostaję tutaj dłużej, prawnie nie dostał zawału.-Bajo!-krzyknęła na odchodne i usłyszałam tylko trzask drzwiami. I nastała właśnie ta cisza. Niezręczna cisza, gdzie żadne z nas nie wiedziało, gdzie ma podziać wzrok. Z Niną jest jeszcze na tyle dobrze, że miałyśmy jakiś tam kontakt przez chwilę. Wysłanie jednej wiadomości, a właściwie odpowiedzi na wiadomość, to niezbyt wiele, ale mniejsza. Zawsze coś. Tutaj nie było ani jednej rozmowy. Praktycznie ostatni raz widziałam go przecież wtedy w hotelu, jak nagadałam mu. Jak wybiegłam i... potrącił mnie samochód, co skutkiem była strata mojego dziecka.
-Więc... co cię tu sprowadza?-spytał się po raz drugi.
-Dużo gadać.-odpowiedziałam patrząc w podłogę, a następnie usiadłam na tym samym krzesełku, gdzie wcześniej. Chłopak wahała się, ale w końcu zasiadł na przeciwko mnie. Położył ręce na blacie i złączył je ze sobą. Myślał. Widocznie myślał. Chciałam coś zrobić. Coś powiedzieć, ale było ciężko. Bardzo ciężko.
-Uciekłam z Dortmundu.-otworzyłam się nagle przed nim. Nie wiem nawet kiedy i dlaczego nastała taka chwila, że postanowiłam otworzyć swoją buzię. Spojrzał na mnie zdziwiony, albo on po prostu ma tak zawsze jak na mnie zerknie. Przynajmniej teraz.
-Jak to uciekłaś? Na zawsze?-gadał bez sensu. W każdym bądź razie dla mnie.
-Nie. Na chwilę.-sarknęłam i podniosłam się.-Wiem, że pewnie nie chcesz mnie tu widzieć, ale spoko. Nie będę siedziała Ninie długo na głowie. Po prostu chcę zacząć od nowa.-gadałam i chodziłam dookoła po kuchni. Polak przyglądał się mi uważnie i dokładnie analizował moje słowa, a potem chyba nawet i swoje. Stałam oparta o blat i wyczekiwałam jakiejkolwiek odpowiedzi, ale gdy po jakimś czasie nie usłyszałam jakiś jego słów, to postanowiłam odejść do pokoju, w którym miałam obecnie przebywać.
Jak przekraczałam już próg kuchni, poczułam jak łapie mnie za górną część ramienia. To mój były chłopak i zmusza mnie do odwrócenia się. Zrobiłam to, a po chwili chłopak mnie nieoczekiwanie przytula. Na początku chciałam się wyrwać, ale zrozumiałam, że nie muszę. Znalazłam w jego ramionach ukojenie i jakby zrozumienie. Tulił mnie i gładził moje włosy. Uspokajał. Samym byciem to robił.
-Przepraszam...-wyszeptał.-Po prostu jestem w szoku, że tu jesteś. Tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też..-powiedziałam. Powiedziałam szczerze. Zawsze tak mam, ale jak chyba każdy, gdy ktoś był dla ciebie ważny, to będziesz za tą osobą tęsknił. Czy tego się chce czy nie.
-Chodź.-zaproponował.-Pójdziemy usiąść i opowiesz mi co się stało.-przystałam na propozycję. Usiedliśmy tym razem w salonie i zaczęliśmy rozmawiać. Długo. Jak za dawnych lat.
-Jak to uciekłaś? Na zawsze?-gadał bez sensu. W każdym bądź razie dla mnie.
-Nie. Na chwilę.-sarknęłam i podniosłam się.-Wiem, że pewnie nie chcesz mnie tu widzieć, ale spoko. Nie będę siedziała Ninie długo na głowie. Po prostu chcę zacząć od nowa.-gadałam i chodziłam dookoła po kuchni. Polak przyglądał się mi uważnie i dokładnie analizował moje słowa, a potem chyba nawet i swoje. Stałam oparta o blat i wyczekiwałam jakiejkolwiek odpowiedzi, ale gdy po jakimś czasie nie usłyszałam jakiś jego słów, to postanowiłam odejść do pokoju, w którym miałam obecnie przebywać.
Jak przekraczałam już próg kuchni, poczułam jak łapie mnie za górną część ramienia. To mój były chłopak i zmusza mnie do odwrócenia się. Zrobiłam to, a po chwili chłopak mnie nieoczekiwanie przytula. Na początku chciałam się wyrwać, ale zrozumiałam, że nie muszę. Znalazłam w jego ramionach ukojenie i jakby zrozumienie. Tulił mnie i gładził moje włosy. Uspokajał. Samym byciem to robił.
-Przepraszam...-wyszeptał.-Po prostu jestem w szoku, że tu jesteś. Tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też..-powiedziałam. Powiedziałam szczerze. Zawsze tak mam, ale jak chyba każdy, gdy ktoś był dla ciebie ważny, to będziesz za tą osobą tęsknił. Czy tego się chce czy nie.
-Chodź.-zaproponował.-Pójdziemy usiąść i opowiesz mi co się stało.-przystałam na propozycję. Usiedliśmy tym razem w salonie i zaczęliśmy rozmawiać. Długo. Jak za dawnych lat.
*******
Obładowana zakupami ruszyłam w stronę windy, która powinna zawieść mnie na piętro, w którym mieszkam. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, pomyślałby, że idzie osoba pełna opanowania i spokoju. Szkoda, ale to tylko pozory. Cale zakupy spędziłam na myśleniu o tym czy dobrze zrobiłam zostawiając Wiki i Rafała samych w domu. Mogło to by się skończyć źle, ale chyba oboje są na tyle dorośli by mogli dogadać się ze sobą, a przynajmniej spróbować.
Nie popieram tego wszystkiego, ani nawet nie podoba mi się ten cały genialny pomysł Wiktorii. Nie mam pojęcia co ona chce osiągnąć tym wyjazdem i tą ucieczką. Jest to dla mnie bardzo głupie zachowanie, ale próbuję... próbuję wczuć się w jej sytuację, ale nie postąpiłabym tak na jej miejscu. To głupi pocałunek i jeżeli przyznaliby się do niego to nie byłoby problemu. Jednak nic nie da się zrobić, gdy ludzie są uparci i pewni siebie jak Müller.
Wiem, że chce wrócić. Widzę to po jej twarzy i widzę, że tęskni za swoim domem. Chciałaby się spotkać z Marco, ale jej duma nie pozwala teraz wrócić. Jednak czasami warto schować ją do kieszeni i zrobić to co podpowiada serce.
Mimo to będę ją wspierać. Będę za to wszystko, co jej wyrządziłam. Za te okropne świństwo. Najlepsza przyjaciółka nigdy nie powinna tak postąpić, a ja mam nadzieję, że chociaż trochę odzyskam jej zaufanie. Co nie zmienia faktu, że za każdym możliwym razem będę próbowała jej przemówić. że powinna wrócić. Nie dlatego, że chce się jej pozbyć, ale dlatego, bo wiem, że ona tego chce.
Ale nie chcę też tego robić tylko dla tego, bo wiem, że jestem jej coś winna. Chcę to zrobić. Chcę, bo Wiki jest moją przyjaciółką i cały czas była. Nic nie powinno tego zmienić.
Ale nie chcę też tego robić tylko dla tego, bo wiem, że jestem jej coś winna. Chcę to zrobić. Chcę, bo Wiki jest moją przyjaciółką i cały czas była. Nic nie powinno tego zmienić.
Z kilkoma siatkami jedzenia ruszyłam z windy i podeszłam do drzwi. Z trudem złapałam z klamkę i otworzyłam mieszkanie. Nie było słychać krzyków, wrzasków czy kłótni. Było spokojnie, tylko podajże telewizor się odzywał z salony. Pełna zdziwienia, ale i obaw podeszłam do tego pomieszczenia i zobaczyłam ich dwoje oglądających telewizję. Uśmiechnęłam się tylko na ich widok. Czyżby jednak doszli do porozumienia i dogadali się?
-O, wróciłaś.-odezwała się pierwsza Wiki. Dopiero potem spojrzała na moje torby z zakupami i podniosła do góry brwi ze zdziwieniem.-Po co ci tego tyle? Jakiś obóz chcesz wykarmić?-zaśmiała się lekko. W końcu.
-Obóz może nie, ale Rafał dużo je ostatnio, więc zadbałam o niego.-odpowiedziałam i tym razem to ja zachichotałam zwycięsko i zostawiłam ich w pokoju.
-To nie śmieszne!-usłyszałam odkrzyknięcie bruneta, gdy weszłam do kuchni i położyłam wszystkie torby na stole i sama się rozebrałam. Gdy moje kurtka wisiała już na wieszaku, wróciłam do poprzedniego pomieszczenia, w celu rozpakowania zakupów, oni już tam byli i tylko grzebali, by sprawdzić, co kupiłam.
-Wzięłam wszystko, co lubicie. Zdrowe, niezdrowe. Jedzenie.-odparłam.
-Rozumiem, że robimy pierogi twojej babci?-zagadała podnosząc twaróg do góry, a przy tym się uśmiechnęła.
-Zgadłaś.-wyjaśniłam i zajęliśmy się porządkowaniem produktów, gdy nagle usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Nie miałam go przy sobie, więc musiał zostać w torebce, albo w kurtce, a że najpierw sprawdziłam torebkę, a tam go nie znalazłam, podeszłam do płaszcza i wyciągnęłam z niego dzwoniące urządzenie. Gdy zobaczyłam, kto dzwoni... wiedziałam, że jest źle.
-Wiki!-zawołałam ją. Sama stałam wpatrzona w ekran i myślałam, co mam zrobić.
-Co się stało?-wpadała na korytarz w dobrym humorze. Gdy jednak zobaczyła, że mi wcale do śmiechu nie jest, uspokoiła się i lekko zmartwiła.-Nina...
-Twoja mama dzwoni.-odpowiedziałam wprost wpatrzona w małe urządzenie. Następnie spojrzałam w końcu na nią. Widziałam, że momentalnie pobladła.-Co mam zrobić?-pytałam.
-Nie mów jej.-zakazała natychmiast, a z kuchni wyszedł właśnie Jankowski.
-Ale Wiki...-próbowałam jej przemówić, ale bez skutku.
-Proszę...-zbliżyła się do mnie.-Proszę... nie mów jej, że tu jestem. Błagam...
-To złe...-skomentowałam aktualną sytuację.
-Wiem, ale oni jak się dowiedzą, będą chcieli bym wróciła. Dobrze wiesz, że teraz nie mogę tego zrobić. Musisz okłamać ją i powiedź, że nie wiesz gdzie jestem. Proszę cię, Nina. Zrób to dla mnie.-błagała, ale ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Telefon przestał się odzywać, a ja odzyskałam nadzieję, że nie będę musiała dokonywać tego wyboru, a przynajmniej teraz. Niestety... nie minęła minuta, a ponownie usłyszałam, że dobija się do mnie mama Wiktorii. Wiedziałam, że nie mogę ją zignorować, bo już tym bardziej nabrałaby podejrzeń. Ale skłamać?
-Proszę...-słyszałam jej ściszony głos.
-Dobrze.-zgodziłam się i odebrałam.-Halo?-przy okazji wzięłam rozmowę na głośnik.
-Nina? Cześć, tu mama Wiktorii. Dzwonię, bo chciałam się zapytać, czy nie kontaktowała się ona z tobą ostatnio, albo widziałaś ją może...?-dało się wyczuć od razu, że jest zdenerwowana i pragnie usłyszeć pozytywną odpowiedź. Przez chwilę chciałam nawet wycofać się powiedzieć prawdę.
-Nie, przykro mi.-skłamałam z dużym bólem.-A stało się coś, że pani pyta o Wiki?
-Nina... ona zniknęła. Nie mamy pojęcia, gdzie jej szukać. Martwimy się wszyscy.-mówiła i chyba... płakała. Wiktoria chyba też to poczuła, bo odeszła po jej słowach i schowała się w swoim aktualnym pokoju. Wiedziałam, że też jej ciężko. Chciałam do niej podejść, ale poszedł za nią Rafał, a ja kontynuowałam rozmowę.
-Przykro mi. Gdybym coś się dowiedziała, to na pewno się odezwę.-zapewniałam ją.
-Dobrze i dziękuję ci Nino. Do widzenia.
-Do wiedzenia...-pożegnałam się z nią i z ciężkim sercem odłożyłam telefon. Za każdym razem, gdy muszę kłamać mam ogromne wyrzuty sumienia. Pamiętam, jak ciężkie było dla mnie kłamanie właśnie Wiktorii. Teraz to jakby na nowo wróciło i to poczucie winy. Byłam zła na siebie, ale za wiele nie mogłam zrobić. Odłożyłam smartfona i poszłam zobaczyć jak się mają moi gości. Wiki siedziała z podkulonymi nogami i cicho płakała, a Rafał siedział obok niej i pocieszał ją. Podeszłam też do jej łóżka i na nim usiadłam. Dziewczyna podniosła w końcu głowię i jak mnie zobaczyła, powiedziała:
-Dziękuję.
-Wiki!-zawołałam ją. Sama stałam wpatrzona w ekran i myślałam, co mam zrobić.
-Co się stało?-wpadała na korytarz w dobrym humorze. Gdy jednak zobaczyła, że mi wcale do śmiechu nie jest, uspokoiła się i lekko zmartwiła.-Nina...
-Twoja mama dzwoni.-odpowiedziałam wprost wpatrzona w małe urządzenie. Następnie spojrzałam w końcu na nią. Widziałam, że momentalnie pobladła.-Co mam zrobić?-pytałam.
-Nie mów jej.-zakazała natychmiast, a z kuchni wyszedł właśnie Jankowski.
-Ale Wiki...-próbowałam jej przemówić, ale bez skutku.
-Proszę...-zbliżyła się do mnie.-Proszę... nie mów jej, że tu jestem. Błagam...
-To złe...-skomentowałam aktualną sytuację.
-Wiem, ale oni jak się dowiedzą, będą chcieli bym wróciła. Dobrze wiesz, że teraz nie mogę tego zrobić. Musisz okłamać ją i powiedź, że nie wiesz gdzie jestem. Proszę cię, Nina. Zrób to dla mnie.-błagała, ale ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Telefon przestał się odzywać, a ja odzyskałam nadzieję, że nie będę musiała dokonywać tego wyboru, a przynajmniej teraz. Niestety... nie minęła minuta, a ponownie usłyszałam, że dobija się do mnie mama Wiktorii. Wiedziałam, że nie mogę ją zignorować, bo już tym bardziej nabrałaby podejrzeń. Ale skłamać?
-Proszę...-słyszałam jej ściszony głos.
-Dobrze.-zgodziłam się i odebrałam.-Halo?-przy okazji wzięłam rozmowę na głośnik.
-Nina? Cześć, tu mama Wiktorii. Dzwonię, bo chciałam się zapytać, czy nie kontaktowała się ona z tobą ostatnio, albo widziałaś ją może...?-dało się wyczuć od razu, że jest zdenerwowana i pragnie usłyszeć pozytywną odpowiedź. Przez chwilę chciałam nawet wycofać się powiedzieć prawdę.
-Nie, przykro mi.-skłamałam z dużym bólem.-A stało się coś, że pani pyta o Wiki?
-Nina... ona zniknęła. Nie mamy pojęcia, gdzie jej szukać. Martwimy się wszyscy.-mówiła i chyba... płakała. Wiktoria chyba też to poczuła, bo odeszła po jej słowach i schowała się w swoim aktualnym pokoju. Wiedziałam, że też jej ciężko. Chciałam do niej podejść, ale poszedł za nią Rafał, a ja kontynuowałam rozmowę.
-Przykro mi. Gdybym coś się dowiedziała, to na pewno się odezwę.-zapewniałam ją.
-Dobrze i dziękuję ci Nino. Do widzenia.
-Do wiedzenia...-pożegnałam się z nią i z ciężkim sercem odłożyłam telefon. Za każdym razem, gdy muszę kłamać mam ogromne wyrzuty sumienia. Pamiętam, jak ciężkie było dla mnie kłamanie właśnie Wiktorii. Teraz to jakby na nowo wróciło i to poczucie winy. Byłam zła na siebie, ale za wiele nie mogłam zrobić. Odłożyłam smartfona i poszłam zobaczyć jak się mają moi gości. Wiki siedziała z podkulonymi nogami i cicho płakała, a Rafał siedział obok niej i pocieszał ją. Podeszłam też do jej łóżka i na nim usiadłam. Dziewczyna podniosła w końcu głowię i jak mnie zobaczyła, powiedziała:
-Dziękuję.
*******
-Jedziemy na policję.-zarządziła mama Wiktorii i ona wraz z jej mężem i synem wsiedli do samochodu oraz pojechali na komendę. Marco i ja chcieliśmy pojechać razem z nimi, ale rodzice powiedzieli, że powinniśmy trochę odpocząć przed treningiem i wrócić do domu, bo i tak na wiele się nie możemy przydać. Może i mieli racje, ale ja z Reusem koniecznie chcieliśmy pomóc, bo i tak było to lepsze od siedzenia na czterech literach i czekaniu na cud. A może właśnie tak trzeba? Trzeba liczyć na cud, że Wiktoria się odezwie?
Wsiedliśmy do mojego samochodu i pojechaliśmy do siebie. Wcześniej pożegnałem się z Ann i zapewniłem, że odwiedzą ją za dwie godziny.
Auto Marco zostało pod domem państwa Müller. Nie przejmował się nim na razie i po prostu wsiadł do mnie. Pojechałem od razu do siebie. Przyjaciel chyba nawet nie zauważył, gdzie jesteśmy, bo całą drogę wpatrywał się w okno. Był lekko mówiąc załamany. Tęsknił za nią i bał się, że Wiktoria przepadła. Że jej nie ma. Miał dość i marzył, by ten dzień się już skończył, a było dopiero południe.
Auto Marco zostało pod domem państwa Müller. Nie przejmował się nim na razie i po prostu wsiadł do mnie. Pojechałem od razu do siebie. Przyjaciel chyba nawet nie zauważył, gdzie jesteśmy, bo całą drogę wpatrywał się w okno. Był lekko mówiąc załamany. Tęsknił za nią i bał się, że Wiktoria przepadła. Że jej nie ma. Miał dość i marzył, by ten dzień się już skończył, a było dopiero południe.
Gdy byliśmy już na miejscu, dopiero teraz blondyn się skapnął, że nie ma go pod jego domem, a moim.
-Chodź na chwilę do mnie. Pogadamy...-zaproponowałem, a on nawet nie odpowiedział tylko po prostu wysiadł i udał się na równi ze mną, powoli do domu. Otworzyłem drzwi kluczem i przepuściłem swojego gościa przodem. Ten wszedł i zdjął kurtkę, a następnie buty. Powtórzyłem po nim i zapytałem:
-Chcesz się czegoś napić?
-Najlepiej czegoś mocnego.-westchnął i udał się do salonu, gdzie rozłożył się na kanapie.
-Przestań. Masz trening za godzinę.-upomniałem go.
-To wodę.-zmienił zdanie bez zmieniania swojego wyrazu twarzy. Poszedłem więc do kuchni i wyciągnąłem dwie szklanki oraz nalałem wody mineralnej i zaniosłem je do salonu. Siedział tak jak go zostawiłem ostatnio. Położyłem mu praktycznie przed nosem naczynie, złapał się wypił połowę za jednym łykiem.-Co masz zamiar dalej zrobić?-zapytał mnie nagle. Szczerze, to nie spodziewałem się takiego pytania. Zerknąłem na niego i widziałem jak się patrzy na mnie. Wziąłem trochę powietrza do płuc i zacząłem się zastanawiać, bo w sumie... ja sam nie wiedziałem. Nie wiedziałem nic.
-Nie wiem, Marco.-odparłem szczerze.-Nie ma zielonego pojęcia.-przejechałem dłonią po swoich włosach z parę razy, a w końcu została ona w czuprynie i oparłem się łokciem o kolana.
-Zostać.-wyszeptał cicho.-Jeżeli się Wiktoria nie znajdzie, to ja nie przeżyję kolejnego odejścia... Najpierw Ania, potem dowiaduję się, że odchodzisz, a na drugi dzień Wiki znika... Ja ma dość już i powoli tracę zapał do życia... Pamiętam, jak byliśmy na pogrzebie Anny i... i jak myślałem, co czuje Robert. Ja wiem, że to dwie różne sytuacje. Ani nie ma już w ogóle, a Wiki tak. Gdzieś jest. Mam tą świadomość, że gdzieś jest, ale... Myślałem wtedy jak ją żegnaliśmy, co zrobiłbym na miejscu Lewego... Nie chodziło mi o to, że chce tego doświadczyć, ale...
-... ale los nas nigdy nie słucha, Marco.-przerwałem mu.
-Los jest do dupy...-wymamrotał i oparł się o oparcie sofy.-A co jak ona się nie znajdzie? Ułoży sobie życie z kimś innym, gdzieś indziej?
-Nie myśl tak nawet. Ona cię kocha i to jest pewne, ale może... ona chciała mi pomóc i ja dobrze wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że zawaliłem.-przyznałem.
-Co mam robić?-zapytał znowu bez jakiejkolwiek nadziei.
-Chciałbym ci powiedzieć, że czekać, ale wiem, że już tyle wyczekałeś i masz po prostu dość. Więc miej zwyczajnie nadzieję. Nadzieję, że się znajdzie i wróci do ciebie, do nas...
-Mario?-spojrzał na mnie. Spojrzał prosto w moje oczy. Ja sam widziałem jego i widziałem ten ból i te łzy, które chciały się wydostać, ale udolnie hamował je.-Nie wyjeżdżaj. Proszę... nie rób tego mi.... Zostań, bo jeżeli ona nie wróci... ja sobie nie poradzę.
-Los jest do dupy...-wymamrotał i oparł się o oparcie sofy.-A co jak ona się nie znajdzie? Ułoży sobie życie z kimś innym, gdzieś indziej?
-Nie myśl tak nawet. Ona cię kocha i to jest pewne, ale może... ona chciała mi pomóc i ja dobrze wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że zawaliłem.-przyznałem.
-Co mam robić?-zapytał znowu bez jakiejkolwiek nadziei.
-Chciałbym ci powiedzieć, że czekać, ale wiem, że już tyle wyczekałeś i masz po prostu dość. Więc miej zwyczajnie nadzieję. Nadzieję, że się znajdzie i wróci do ciebie, do nas...
-Mario?-spojrzał na mnie. Spojrzał prosto w moje oczy. Ja sam widziałem jego i widziałem ten ból i te łzy, które chciały się wydostać, ale udolnie hamował je.-Nie wyjeżdżaj. Proszę... nie rób tego mi.... Zostań, bo jeżeli ona nie wróci... ja sobie nie poradzę.
*******
Siedziałam z kubkiem gorącej czekolady na balkonie przykryta ciepłym kocem i obserwowałam miasto, które kiedyś było przecież moim domem. Miasto nie było szczególnie przykryte śniegiem. Mimo, że jest styczeń to zima nie rozpieszcza w tym roku i przypomina czasami wczesną wiosnę. Na dworze też nie było szczególnie zimno, więc koc w zupełności mi wystarczał.
Siedziałam tak i wzdychałam głośno co jakiś czas, bo bardzo mi to pomagało. Tak jakby mój mózg, który się przegrzał od zbyt intensywnego myślenia, a te kilka wdechów go schładzało.
-Przeziębisz się.-usłyszałam głos gospodyni tego mieszkania. Może to dziwne, ale... poczułam się przez chwilę jakby mówiła to Ania. Głos Niny przez moment, był dla mnie głosem właśnie Lewandowskiej. Może jednak, ona tu jest? Marco powiedział kiedyś, że zmarli jeżeli kogoś naprawdę kochali są przy tej osobie do końca... Może Ania jest tu i chce mi pomóc.-Halo? Słyszysz mnie?-dobijała się do mnie Nina. Ocknęłam się jakby z amoku. Zerknęłam na nią i zobaczyłam jak spogląda na mnie swoim pouczającym wzrokiem.
-Przepraszam... zamyśliłam się.-wytłumaczyłam.
-Spoko.-wypowiedziała.-Wiem, że potrzebujesz teraz samotności i porozmyślać o tym wszystkim, ale pomyślałam, że mogę ci jakoś pomóc.-zaproponowała i otuliła się kocem, który przyniosła dla siebie i usiadła na krześle obok mnie.-Po za tym, nie jest ci zimno?-dodała i zmierzyła mnie od góry do dołu.
-Nie, nie jest mi zimno.-odpowiedziałam uśmiechając się lekko do blondynki.-I Nina... nie musisz mi pomagać. Wystarczająco dużo już zrobiłaś. Dziękuję.-ponownie uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła.
-Hej... Przecież siedzimy w tym razem, nie? -zapewniła i złapała mnie za dłoń i ścisnęła.-Poradzimy sobie jakoś. Będzie dobrze.-dodała.
-Mario został w Dortmundzie.-wypowiedziałam nagle, a moja towarzyszka od razu zerknęła na mnie.
-Poważnie? Skąd wiesz?
-Przed chwilą czytałam różne portale i w żadnym nie było napisanie o transferze. Nigdzie. Cisza.-wyjaśniłam.
-To co chcesz teraz zrobić?
-Wiesz, że... przypominasz mi Anię?-powiedziałam to w końcu. Nina nie kryła zdziwienia, a ja kontynuowałam.-Jak przyszłaś i spytałaś się, czy nie jest mi zimno... Ania tak często pytała. Teraz, jak tak mówisz, że będzie dobrze... ja znowu widzę ją w tobie.
-Mam nadzieję, że to jest komplement.-zażartowała, a ja w końcu mogłam się zaśmiać.-Jak chcesz, to opowiedz mi o niej. Słyszałam wiele plotek, ale chciałabym wiedzieć, która jest prawdziwa.-zaproponowała. Nie wiedziałam, tak szczerze, czy to jest dobry pomysł czy nie bardzo. Od czasu śmierci Ani, nigdy nie wspominałam jej tak dokładnie. Teraz Nina postawiła przede mną zadanie dość trudne. Chociaż dla wielu osób wydaje się to niczym bułka z masłem. Ale tak nie jest. Mówienie o kimś, kto nie żyje i wspominać tego kogoś, kto był dla ciebie jeszcze ważny, jest trudne. Niewyobrażalnie. Jednak czułam, że to może mi pomóc, więc po kilku minutach zastanawiania się, przystałam na jej propozycję.
-Ania... nie można jej opisać jednym słowem, bo będzie to za mało. Była świetna, pomocna, energiczna, pozytywna i jedyna w swoim rodzaju. Gdy uśmiechała się, to zaraz wszyscy w okół zarażali się od niej. Zawsze mi pomogła. Nigdy nie odmówiła, ale nie tylko mi, ale każdemu. Gdy ktoś wystawił rękę do pomocy, to ona ją zawsze wzięła i nigdy nie chciała czegoś w zamian. Nie ważne, czy ona zna tę osobę, lubi mocniej lub mniej. To nie było ważne. Ona chciała pomagać. Pamiętam, jak kiedyś, napisałam do niej by przyjechała mi pomóc. Chciałam, żeby pomogła wybrać dla mnie odpowiedni strój na spotkanie z Marco, ale tego nie dodałam. Ania przyjechała po 5 może 10 minutach.-w tym momencie na same wspomnienie o tej sytuacji uśmiechnęłam się do siebie.-Wiele jej zawdzięczam. Nie raz dała mi do zrozumienia, że robię źle. Jednak właśnie nie mówiła tego dosłownie, ale naprowadzała mnie do tego. Gdyby nie ona to nie... nie wróciłabym do Marco...
-Wiki? Nie uważasz, że teraz niszczysz to, co Ania pomogła ci naprawić? Myślisz, że chciałaby tego? Chciałaby, żebyś uciekała?
-Nie.-odpowiedziałam po chwili ciszy. Po tym schowałam twarz w podkulonych nogach i tak jak wcześniej głośno westchnęłam. Jednak tym razem nie zresetowałam się. Szkoda, że to nie jest normalnie takie proste. I za każdym razem, gdy ma się już dość, wciśnie się jakiś malutki guzik, który zresetuje nam wszystkie problemy w głowie i nie będziemy o nich pamiętać. Będą, ale w moim wypadku zapomniałabym jaka jestem głupia.
-Nie ważne co będziesz chciała zrobić, nie ważne co postanowisz. Ja zawsze ci pomogę. Jestem ci to winna. Za to wszystko.-mówiła, ale ja dalej nie zmieniłam swojej pozycji. Jednak po ostatnim zdaniu podniosłam głowę i zerknęłam na nią. Patrzała w dal na oświetloną PGE Arenę.
-Nie jesteś mi nic winna. Nie chce byś myślała w ten sposób.-odezwałam się, a ona natychmiast skręciła głowę do mnie.
-Wiki, teraz to ja źle zabrzmiałam.-usprawiedliwiła się i ukazała swoje białe zęby.-Nie chce by wydawało ci się, że robię to tylko by odpokutować swoje winy.-zaprzeczyła.-Robię to by ci pomóc, bo wiele razy również pomogłaś mi, ale i ma też wyrzuty sumienia, bo cierpiałaś przeze mnie. Wiem, że nie będzie już jak dawniej, ale chce byśmy mogły na siebie przynajmniej liczyć. Jak za dawnych lat.-ścisnęła po raz drugi moją dłoń, która wcześniej leżała samotnie na moich nogach.-Przepraszam cię jeszcze raz.-powiedziała, a z moich oczu nie wiem dlaczego chciały wydostać się łzy. Próbowałam je zahamować, ale wzruszenie było za duże i nie udało mi się. Poleciała jedna łza, druga i wtedy oboje z Niną się przytuliłyśmy i obie płakałyśmy ze wzruszenia i można powiedzieć, że nawet z tęsknoty. Brakowało mi jej i dopiero teraz to widzę.
-Cieszę się, że poznałaś kogoś takiego jak Ania. Widać, że pomogła ci w wielu sprawach, ale przede wszystkim zastąpiła ci mnie. Byłaś w dobrych rękach...
Siedziałyśmy na balkonie około jeszcze 10 minut i obie weszłyśmy do domu. bo zimno zaczęło nam trochę doskwierać. Usiadłyśmy jeszcze przed telewizorem w celu obejrzenia jakiegoś filmu. Jednak jakaś tania produkcja po kilku minutach mnie znudziła i postanowiłam pójść do pokoju i położyć się spać. Nie chciało mi się myć. Chciałam to zrobić jutro, a po za tym byłam wykończona i chciałam jak najszybciej zasnąć. Rozebrałam się, a nałożyłam moją piżamę, za którą służyła koszulka Marco. Mimo, że kilkakrotnie ją prałam to dalej unosił się jego zapach. Usiadłam na krawędzi łóżka i jakby przytuliłam ją do siebie. Wyglądało to jakbym tuliła samą siebie, ale w rzeczywistości chciałam poczuć obecność Marco. Nagle nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Tak bardzo chciałam go przytulić do siebie. Tak bardzo chciałam go pocałować. Emocje z całego dnia puściły.
Przez przypadek spojrzałam na szafkę nocną i zobaczyłam, że leży tam telefon. Z trzęsącymi dłońmi złapałam za telefon, a potem portfel, z którego wyjęłam swoją starą kartę, a włożyłam starą. Od razu dostałam kilka powiadomień o nieodebranych połączeniach i SMS'ach. Jednak olałam te informacje wybrałam numer do Reusa. Wahałam się. Bałam się, ale musiałam. Chciałam usłyszeć jego głos.
-Wiktoria?!-do moich uszu dobiegł ten wspaniały i charakterystyczny głos. Tęskniłam.
________________________________________________________________
HEJ I ZAPRASZAM!
Słuchajcie, po pierwsze przepraszam, że tak długo czekałyście na jakikolwiek znak życia ode mnie.
Jednak pisanie ostatnio rozdziałów średnio mi wychodzi i chęci też brak. Jednak się zebrałam i pisanie tego ostatniego rozdziału musiałam podzielić na dwie części. Po prostu wyszedłby za długi, a wiem, że czytanie strasznie długich rozdziałów nie jest za fajne. Więc postanowiłam final episode podzielić :)
Przepraszam też, że nie komentowałam waszych blogów, ale powiedziałam sobie, ze na bloggera będę wchodziła tylko by pisać, bo nie ma mowy, że bym się wyrobiła. Więc zrobię to wszystko dzisiaj wieczorem i skomentuje wszystko! :)
Ja nie przedłużam tylko zapraszam na pierwszą część ♥
ENJOY ♥
-Spoko.-wypowiedziała.-Wiem, że potrzebujesz teraz samotności i porozmyślać o tym wszystkim, ale pomyślałam, że mogę ci jakoś pomóc.-zaproponowała i otuliła się kocem, który przyniosła dla siebie i usiadła na krześle obok mnie.-Po za tym, nie jest ci zimno?-dodała i zmierzyła mnie od góry do dołu.
-Nie, nie jest mi zimno.-odpowiedziałam uśmiechając się lekko do blondynki.-I Nina... nie musisz mi pomagać. Wystarczająco dużo już zrobiłaś. Dziękuję.-ponownie uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła.
-Hej... Przecież siedzimy w tym razem, nie? -zapewniła i złapała mnie za dłoń i ścisnęła.-Poradzimy sobie jakoś. Będzie dobrze.-dodała.
-Mario został w Dortmundzie.-wypowiedziałam nagle, a moja towarzyszka od razu zerknęła na mnie.
-Poważnie? Skąd wiesz?
-Przed chwilą czytałam różne portale i w żadnym nie było napisanie o transferze. Nigdzie. Cisza.-wyjaśniłam.
-To co chcesz teraz zrobić?
-Wiesz, że... przypominasz mi Anię?-powiedziałam to w końcu. Nina nie kryła zdziwienia, a ja kontynuowałam.-Jak przyszłaś i spytałaś się, czy nie jest mi zimno... Ania tak często pytała. Teraz, jak tak mówisz, że będzie dobrze... ja znowu widzę ją w tobie.
-Mam nadzieję, że to jest komplement.-zażartowała, a ja w końcu mogłam się zaśmiać.-Jak chcesz, to opowiedz mi o niej. Słyszałam wiele plotek, ale chciałabym wiedzieć, która jest prawdziwa.-zaproponowała. Nie wiedziałam, tak szczerze, czy to jest dobry pomysł czy nie bardzo. Od czasu śmierci Ani, nigdy nie wspominałam jej tak dokładnie. Teraz Nina postawiła przede mną zadanie dość trudne. Chociaż dla wielu osób wydaje się to niczym bułka z masłem. Ale tak nie jest. Mówienie o kimś, kto nie żyje i wspominać tego kogoś, kto był dla ciebie jeszcze ważny, jest trudne. Niewyobrażalnie. Jednak czułam, że to może mi pomóc, więc po kilku minutach zastanawiania się, przystałam na jej propozycję.
-Ania... nie można jej opisać jednym słowem, bo będzie to za mało. Była świetna, pomocna, energiczna, pozytywna i jedyna w swoim rodzaju. Gdy uśmiechała się, to zaraz wszyscy w okół zarażali się od niej. Zawsze mi pomogła. Nigdy nie odmówiła, ale nie tylko mi, ale każdemu. Gdy ktoś wystawił rękę do pomocy, to ona ją zawsze wzięła i nigdy nie chciała czegoś w zamian. Nie ważne, czy ona zna tę osobę, lubi mocniej lub mniej. To nie było ważne. Ona chciała pomagać. Pamiętam, jak kiedyś, napisałam do niej by przyjechała mi pomóc. Chciałam, żeby pomogła wybrać dla mnie odpowiedni strój na spotkanie z Marco, ale tego nie dodałam. Ania przyjechała po 5 może 10 minutach.-w tym momencie na same wspomnienie o tej sytuacji uśmiechnęłam się do siebie.-Wiele jej zawdzięczam. Nie raz dała mi do zrozumienia, że robię źle. Jednak właśnie nie mówiła tego dosłownie, ale naprowadzała mnie do tego. Gdyby nie ona to nie... nie wróciłabym do Marco...
-Wiki? Nie uważasz, że teraz niszczysz to, co Ania pomogła ci naprawić? Myślisz, że chciałaby tego? Chciałaby, żebyś uciekała?
-Nie.-odpowiedziałam po chwili ciszy. Po tym schowałam twarz w podkulonych nogach i tak jak wcześniej głośno westchnęłam. Jednak tym razem nie zresetowałam się. Szkoda, że to nie jest normalnie takie proste. I za każdym razem, gdy ma się już dość, wciśnie się jakiś malutki guzik, który zresetuje nam wszystkie problemy w głowie i nie będziemy o nich pamiętać. Będą, ale w moim wypadku zapomniałabym jaka jestem głupia.
-Nie ważne co będziesz chciała zrobić, nie ważne co postanowisz. Ja zawsze ci pomogę. Jestem ci to winna. Za to wszystko.-mówiła, ale ja dalej nie zmieniłam swojej pozycji. Jednak po ostatnim zdaniu podniosłam głowę i zerknęłam na nią. Patrzała w dal na oświetloną PGE Arenę.
-Nie jesteś mi nic winna. Nie chce byś myślała w ten sposób.-odezwałam się, a ona natychmiast skręciła głowę do mnie.
-Wiki, teraz to ja źle zabrzmiałam.-usprawiedliwiła się i ukazała swoje białe zęby.-Nie chce by wydawało ci się, że robię to tylko by odpokutować swoje winy.-zaprzeczyła.-Robię to by ci pomóc, bo wiele razy również pomogłaś mi, ale i ma też wyrzuty sumienia, bo cierpiałaś przeze mnie. Wiem, że nie będzie już jak dawniej, ale chce byśmy mogły na siebie przynajmniej liczyć. Jak za dawnych lat.-ścisnęła po raz drugi moją dłoń, która wcześniej leżała samotnie na moich nogach.-Przepraszam cię jeszcze raz.-powiedziała, a z moich oczu nie wiem dlaczego chciały wydostać się łzy. Próbowałam je zahamować, ale wzruszenie było za duże i nie udało mi się. Poleciała jedna łza, druga i wtedy oboje z Niną się przytuliłyśmy i obie płakałyśmy ze wzruszenia i można powiedzieć, że nawet z tęsknoty. Brakowało mi jej i dopiero teraz to widzę.
-Cieszę się, że poznałaś kogoś takiego jak Ania. Widać, że pomogła ci w wielu sprawach, ale przede wszystkim zastąpiła ci mnie. Byłaś w dobrych rękach...
Siedziałyśmy na balkonie około jeszcze 10 minut i obie weszłyśmy do domu. bo zimno zaczęło nam trochę doskwierać. Usiadłyśmy jeszcze przed telewizorem w celu obejrzenia jakiegoś filmu. Jednak jakaś tania produkcja po kilku minutach mnie znudziła i postanowiłam pójść do pokoju i położyć się spać. Nie chciało mi się myć. Chciałam to zrobić jutro, a po za tym byłam wykończona i chciałam jak najszybciej zasnąć. Rozebrałam się, a nałożyłam moją piżamę, za którą służyła koszulka Marco. Mimo, że kilkakrotnie ją prałam to dalej unosił się jego zapach. Usiadłam na krawędzi łóżka i jakby przytuliłam ją do siebie. Wyglądało to jakbym tuliła samą siebie, ale w rzeczywistości chciałam poczuć obecność Marco. Nagle nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Tak bardzo chciałam go przytulić do siebie. Tak bardzo chciałam go pocałować. Emocje z całego dnia puściły.
Przez przypadek spojrzałam na szafkę nocną i zobaczyłam, że leży tam telefon. Z trzęsącymi dłońmi złapałam za telefon, a potem portfel, z którego wyjęłam swoją starą kartę, a włożyłam starą. Od razu dostałam kilka powiadomień o nieodebranych połączeniach i SMS'ach. Jednak olałam te informacje wybrałam numer do Reusa. Wahałam się. Bałam się, ale musiałam. Chciałam usłyszeć jego głos.
-Wiktoria?!-do moich uszu dobiegł ten wspaniały i charakterystyczny głos. Tęskniłam.
________________________________________________________________
HEJ I ZAPRASZAM!
Słuchajcie, po pierwsze przepraszam, że tak długo czekałyście na jakikolwiek znak życia ode mnie.
Jednak pisanie ostatnio rozdziałów średnio mi wychodzi i chęci też brak. Jednak się zebrałam i pisanie tego ostatniego rozdziału musiałam podzielić na dwie części. Po prostu wyszedłby za długi, a wiem, że czytanie strasznie długich rozdziałów nie jest za fajne. Więc postanowiłam final episode podzielić :)
Przepraszam też, że nie komentowałam waszych blogów, ale powiedziałam sobie, ze na bloggera będę wchodziła tylko by pisać, bo nie ma mowy, że bym się wyrobiła. Więc zrobię to wszystko dzisiaj wieczorem i skomentuje wszystko! :)
Ja nie przedłużam tylko zapraszam na pierwszą część ♥
ENJOY ♥
O ludzie! Mogłabym pisać, jak wspaniały był cały rozdział... (bo był)...ale przefantastyczna była końcówka...Nie wiem co powiedzieć...za to wiem za co kopać tyłek: Czemu koniec w takim momencie?!?!?! Przecież ja zeżrę wszystkie paznokcie z niecierpliwości swoją drogą dobrze, że na przykład nie mam tipsów, bo by mi się plastikiem odbijało :D Zadzwoniła! Wreszcie! Mam tylko nadzieję, że z nim nie zerwie! Bo by już jej serio na mózg padło! No i jeszcze szkoda jej mamy...Oby wszytko się już wyjaśniło, chociaż myślę, że może będziesz chciała coś namieszać jak na koniec 1 części...nie wiem. Czekam....Kochana dużo, dużo, dużo weny życzę no i tych chęci do pisania! (Bo twoi wierni fani mają chęci do czytania twojego wspaniałego bloga!♡♡♡)
OdpowiedzUsuńBuziaki!:*****
Fani haha Uwielbiam Cię ❤️
UsuńKażdy Twój następny komentarz jest po prostu lepszy od drugiego 😘
Buziaki 😘😘😘
Myślałam, że nie dożyję do tego rozdziału! :D TO BĘDZIE MÓJ ULUBIONY 'FINAL EPISODE' I TYLKO MY WIEMY, DLACZEGO 😄😄
OdpowiedzUsuńNo, ale wracając do rozdziału - co ja mam Ci napisać... Że świetny, że za szybko się skończył, że skończył się w NIEODPOWIEDNIM MOMENCIE? -.- Ja już sobie wyobrażam przerażenie mamy Wiktorii i tęsknotę Wiki oraz Marco... To musi być straszne. Mam jednak nadzieję, że ten telefon coś zmieni. Może ona powie tylko Reusowi, gdzie jest... Może namówi ją do powrotu... Może sam do niej przyleci... Jakkolwiek miałoby to wyglądać, dobrze, gdyby się spotkali, bo to spotkanie na 100% będzie piękne i wyczekiwane *.*
A Rafał... Cóż, fajnie, że to wszystko im się tak ułożyło, że mogą się przyjaźnić i sobie zaufać. Dzięki temu w przyszłości zawsze będą mieli do kogo się zwrócić.
Kurczę, dzięki Twojemu rozdziałowi naszła mnie taka wena, że aż mi wypływa uszami! Jak tylko złożą mi moje nowe biurko, siadam i piszę :D A swoją drogą, zapraszam na pierworodny rozdział o Irminie i Marco - moje wejście smoka :p
Pozdrawiam i dodaj szybko, SZYBKO! część drugą :*
Tylko my, ale Ciii 🙊🙊🙊
UsuńDzięki mojemu rozdziałowi naszła Cie wena? No, proszę. Czyli jednak do czegoś sie przydaje ❤️
Życie weny zatem i powodzenia 😘
No tak, Wiktoria to właśnie ja... Muszę ci powiedzieć, że coraz bardziej ją rozumiem. Nie wiem dlaczego, ale ten rozdział sprawił, że poczułam się lepiej... Tak jak ona straciłam bardzo ważną dla mnie osobę. Prawie półtorej roku temu mój kuzyn zginął w wypadku i chociaż nie miałam z nim tak bliskich relacji jak Wiki z Lewandowską, to jednak nadal nie wiem tak naprawdę jak to przeżyłam. To chyba spowodowane jest też tym, że nie mam rodzeństwa, więc on wraz z bratem spełniali poniekąd te rolę. Teraz już sama nie mam pojęcia... Fakt, który chyba pomógł (przynajmniej mnie) przetrwać ten trudny okres jest prosty... Wystarczy tylko uwierzyć w to, że ta osoba nie tylko patrzy z góry, ale kroczy obok... I myślę, że Wiki to teraz rozumie XD
OdpowiedzUsuńCieszę się, że doszła do porozumienia z Rafałem i stara się odbudować relacje z Niną. Wie jakie to ważne<3
Już nie mogę się doczekać drugiej części. Pisz szybko!
Zapraszam do siebie.
Z niecierpliwością czekam na nexta ;***
Bardzo mi przykro z powodu stępienia kuzyna, ale wiem, że takie słowa tez za wiele nie dają.
UsuńMasz racje, śmierć Ani była wydarzeniem, które zmieniło wiele bohaterów. Niw są już tacy sami i ba pewno nie będę. Wiki bardzo za nią tęskni i te wszystkie inne wydarzenia, które miały miejsce zebrały się i teraz jest jej baprawde cieżko.
Cieszę się, że rozumiesz i głowa do góry. Ja w ciężkich chwilach zawsze powtarzam, że będzie dobrze, mimo że jestem realistką. Jednak czasami takie słowa są potrzebne :)
Trzymaj się, a do ciebie obiecuje, że wpadnę najszybciej jak będę mogła, ale teraz ogólnie mam zaległości, wiec mam nadzieje, że nadrobię wszystko.
Ściskam mocnoo ❤️
Hej hej, to jeszcze raz ja :))
OdpowiedzUsuńDziś bawię się w spamera i informuję, że otrzymałaś nominację do Liebster Blog Award!
Więcej w linku:
http://andlovemeharder.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award.html
Pozdrawiam :*
No! Dodałam odpowiedź do komentarza pod ostatnim rozdziałem i mogę już napisać komentarz tutaj. ;)
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny bardzo Cię przepraszam za takie opóźnienie. Ale Ty już pewnie się do tego przyzwyczaiłaś, co? ;))
Co do rozdziału. ;) Końcówką zaskoczyłaś mnie normalnie... normalnie... normalnie nie wiem jak. Cieszę się, że Wiki to przemyślała i zachciała zadzwonić do Marco. To się mu należy. Należy po tym wszystkim, co razem przeszli.
Kubuś jest naprawdę bystry. Pomyślał bardzo, bardzo logicznie. Dobrze, że państwo Muller zadzwonili do Niny. Szkoda tylko, że Wiki przekabaciła ją, by ich okłamała. Rozumiem postępek Niny, ponieważ dopiero co wyjaśniła sobie wszystko z Wiktorią i nie chciała robić kroku przeciwko niej. Zapewne bała się, że po raz kolejny ją straci... Naprawdę to rozumiem.
Co do Wiki? Szkoda, że tak uparcie przystaje przy swoim. Fajnie, że znalazła kontakt z dawnymi przyjaciółmi. Być może teraz będzie inaczej. Być może teraz będzie mogła liczyć na nich bezustannie. ;)
Ta rozmowa z Niną była jej potrzebna. To piękne, że Wiktoria ujrzała w Ninie Anię. ;) To znaczy, że Polka nie zapomniała o swojej przyjaciółce. To piękne. ♥ Nina powiedziała piękne słowa. Wiktoria niszczy to, co Ania pomogła jej zbudować. I musi wziąć sobie to głęboko do serca. Może wtedy będzie miała odwagę wrócić do Dortmundu i zmierzyć się z problemami.
Co do Mario i Marco. Reus ma rację. Mario nie może go zostawić. To byłby ogromny cios dla niego. Najpierw Ania, potem Wiktoria i jeszcze on? To trochę za dużo jak na jednego człowieka.
Mam jednak nadzieję, że po tym telefonie Wiki przejrzy na oczy, zrozumie jak bardzo za nim tęskni, jak bardzo on za nią tęskni i wróci. ♥
Czekam na 2 część. ;))
Buźka! ;*