Ten rozdział jest dla Ciebie
~*~
20 czerwca 2015 roku, Dortmund
Stała przed wielkim lustrem i gapiła się w nie od dobrych kilkunastu minut. Przed chwilą poprosiła towarzystwo, by dało jej chwile odetchnąć przed tym ważnym, dzisiejszym wydarzeniem.
Spoglądała na siebie i kogo powinna widzieć? Piękną kobietę, która właśnie wkracza w dorosłe życie. W coś niezwykłego, a zarazem przerażającego.
Dzisiaj wychodzi z mąż. Za piłkarza Borussii Dortmund. Jednego z najlepszych piłkarzy Bundesligi, a kto wie może i świata.
Stoi i komentuje w myślach samą siebie. Ma na sobie tę samą wspaniałą suknię, co miała Ania. Tak. Dotrzymała jej ostatniej woli i tak jak Lewandowska prosiła, założyła ją. Włosy miałam podkręcone i lekko upięte z tyłu.
Wyglądała idealnie. Gdyby sprawca tego całego zdarzenia zobaczyłby ją, nie byłby w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Po prosto byłby nią zauroczony. Ale czy już nie jest od dobrych kilku miesięcy?
Sam ślub jest czymś szalonym i równie spontaniczny, jak zaręczyny. Marco, zwyczajnie wrócił, pewnego dnia, do domu, w którym od jakiegoś czasu, Wiktoria pomieszkiwała, i oświadczył, żeby oboje wzięli ślub. Na początku dziewczyna nie zgodziła się, a nawet uznała to za żart, ale dopiero po kilku kolejnych rozmowach z jej narzeczonym, zrozumiała, że on nie żartuje, a naprawdę chce wziąć ślub. Naprawdę chce resztę życia spędzić z Wiktorią. Właśnie z tą Polką, która namieszała w jego życiu, ale i jednocześnie ubarwiła.
Zgodziła się po jakimś czasie i zaczęli planować. Oboje uznali, że czerwiec jest idealnym momentem, a tym bardziej chcieli zrobić coś niezwykłego. Wzięli ślub ze zbliżoną datą do ślubu Ani i Roberta. Chcieli w ten sposób uczcić, jaka miłość ich łączyła. Gdy Lewandowski to usłyszał, poleciały mu łzy ze wzruszenia.
No właśnie... Jak zareagowali inni? Rodzice obydwu stron byli po prostu w szoku i myśleli, że to żart. Jak jeszcze można zrozumieć Reusa, tak nie bardzo zgadzali się Wiktorię. Ma przecież zaledwie 19 lat. Nie jest to idealny wiek na zamążpójście, ale czego nie robi się dla miłości?
Zaakceptowali to po wielu rozmowach. Zgodzili się i obiecali pomóc.
Przyjaciele to już inna sprawa. Na początku zwyzywali zakochanych od świrów i wariatów, ale po chwili już ich ściskali i nie mogli się doczekać wielkiej imprezy.
A ona? Niektórzy myślą, że się nie cieszy. A tak nie jest. Jest pełna euforii i nie może się doczekać, gdy powie formulę zaślubin. Ona po prostu się boi. Boi przyszłości. Mimo, że ma zagwarantowane wszystko. Pieniądze, miłość, pracę, do której już za niedługo pójdzie. Jednak zawsze pojawiają się niepewności. Jej nie zależy na tym. Chce być szczęśliwa. Jest i będzie. Ale strach będzie zawsze.
Nie powiedziała... Ani ona, ani jej najlepszy przyjaciel, ani Robert. Cała trojka trzyma sekret i powoli już o nim zapomnieli. Zrozumieli, że to była chwila słabości i nic to nie znaczyło. Zakończyli ten rozdział. Wyrzuty sumienia powoli zanikają. Jednak czasami trzeba... trzeba robić coś wbrew swojej woli.
-Hej, mogę?-usłyszała cichy głos modelki. Odwróciła się ku źródła i dostrzegła, ją wyłaniającą się zza drzwi. Dziewczyna Mario również była pięknie ubrana. Miała na sobie czerwoną, zwiewną i długą suknię. Włosy miała lekko pofalowane i rozpuszczone. Jej brzuszek, który był już w zaawansowanym stanie, dodawał jej niezwykłego uroku. Kobieta przecież lada chwila powinna urodzić.
-Jasne.-odpowiedziała i uśmiechnęła się do niej.
Dziewczyna Mario posłuchała ją i podeszła do niej oraz przytuliła lekko.
-Dziękuję za te wyróżnienie. Wraz z Mario. Dziękujemy, że to nas wybraliście na świadków.
-Nie macie za co dziękować. Jesteście dla nas rodziną.-wyjaśniła, a Ann przytuliła ją jeszcze bardziej.
-Będziemy się już zbierać. Ty też powinnaś już się szykować. Wkrótce wielka chwila.
-Denerwuje się.-wyznała.
-Na pewno, ale to jest twój dzień, kochana. Bądź szczęśliwa. Jak jesteś pewna, że tego właśnie chcesz, to nie masz się czego obawiać. Za niedługo będzie po wszystkim.-przyjaciółka robiła, co w jej mocy, by tylko mogła się rozluźnić i poczuć lepiej. Wie, że to jest ciężki i stresujący okres dla młodej Polki. Rozumie ją doskonale, więc po to tu jest. By jej pomóc.
-Dziękuję, Ann. Doceniam to.-uśmiechnęła się szczerze do niej.
-Zostać z tobą?-zapytała.
-Nie.-zaprzeczyła szybko. Wiedziała, że modelce też jest ciężko, bo musi męczyć się ze swoim stanem.-Jedźcie już z dziewczynami i zobaczymy się na miejscu.-poradziła i pogłaskała blondynkę po ramieniu.
-Dobrze. Trzymam, skarbie, kciuki.-dopowiedziała i wyszła zgodnie z wolą przyszłej żony przyjaciela jej chłopaka.
Młoda kobieta stała dalej w tym samym miejscu i z niewiadomych przyczyn ciągle patrzała się dalej w lustro. Może chciała w nim zobaczyć przyszłość? Zobaczyć siebie za kilka lat?
Po kilku minutach usłyszała dźwięk odjeżdżających aut. W jednym z nich była jej mama i Ann. W innych jej najbliższa rodzina.
Reus jest u siebie w domu i tam się przygotowywał. Są z nimi inni przyjaciele i kolejny świadek, czyli Mario.
Oboje nie mieli problemu z wybraniem odpowiednich osób. Wiedzieli, że Mario i Ann będą idealnymi osobami na tym miejscu. Chociaż początkowo miejsce Niemki miała zastępować inna Wag - Ania Lewandowska.
-Kochanie!-usłyszała wołanie swojego taty.-Już czas!-dokrzyczał. Wiktoria głośno westchnęła, a po momencie wypuściła zebrane powietrze.
Powoli wyszła ze swojego pokoju i zaczęła kierować się na dół. Do taty i wujka, który jest kierowcą limuzyny jednocześnie. Stali na dole i bacznie obserwowali ją. Ojciec mimo, że nie do końca powinien, jest z niej dumny. Jego mała córeczka jest już dorosła. Przecież pamięta, jakby to było wczoraj, jak zaraz po porodzie wziął ją na rękę i podziwiał jaka jest malutka i piękna. A dzisiaj? Dzisiaj odprowadza ją do ślubu. Oddaje w ręce innego mężczyzny. Teraz to Marco musi się zająć jego córką. Pan Müller ufa mu i traktuje jak własnego syna. Nie widzi zastępcy dla niego. Ale i tak się boi . Podobnie jak jego córka. Boi się tego, co przyniesie przyszłość. Chce dla niej, jak najlepiej. Chce by była szczęśliwa i bezpieczna. wierzy, że u piłkarza, będzie miała wszystko, co jej potrzeba. A co najważniejsze - będzie kochana i bezpieczna.
-Ślicznie wyglądasz, córciu.-skomentował, gdy była już na dole. Ona tylko się uśmiechnęła nieśmiało i zaśmiała.-Kiedy ty mi tu tak szybko wyrosłaś? Nie mogę w to wszystko uwierzyć.-mówił i miał łzy w oczach. To wszystko, to jak czas leci szybko, a my z tym nic nie możemy zrobić, wzruszało go. Z niewiadomych przyczyn jego życie przeleciało mu przed oczami. Widział jak poznał swoją aktualną żonę, ile z nią przeżył. Widział swój ślub, podróż poślubną i narodziny jego dzieci. Widział swoje błędy, jakie popełnili w wychowywaniu i marzył, gdy to Wiktoria zostanie matką, nie popełni ich błędów.
-Tato, wszystko tylko nie płacz, bo rozmażę makijaż.-zażartowała i przytuliła się do swojego ojca. Wujek, a brat pana Michała, spoglądał na nich z boku i widział piękny obraz. Obraz kochającej się rodziny. Sam nie mógł się doczekać, aż to on będzie oglądał swoją córkę w białej sukni.
-Jedziemy?-zapytał ocierając łzy.
-Jedziemy.
Limuzyna, którą miała podjechać była w kolorze białym, na pewno długa i ślicznie ozdobiona różnymi kwiatami, wiązankami i balonami. Wsiadła do niej z pomocą swojej rodziny i powoli odjechali. Kierowali się do jednego z największych budynków w Dortmundzie. Jest to ten sam urząd, w którym ślub brali Cathy z Matsem i Roman z Lisą. Tak, wiele gwiazd Borussii postanowiła na zmianę swojego stanu cywilnego w podobnym czasie. Dziewczyny się śmieją, że to jest ich jakiś wspólny spisek, ale panom to w ogóle nie przeszkadza, bo jest to dla nich dodatkowa okazja na imprezowanie.
Jechała z tyłu wraz ze swoim tatą i spoglądała na największe miasto Zagłębia Ruhry. Dzień był słoneczny. Idealny na ten wielki dzień.
Oczywiście miasto nie mogło nie wiedzieć o tym, że ich wychowanek, największa gwiazda żeni się z Wiktorią. Gazety z Dortmundu rozpisywali się na kilka stron, a wszelkie inne z całych Niemiec również się dołączali.
Przyjaciele Wiktorii z Polski opowiadali jej, że w ojczystym kraju panny Müller nie było wcale gorzej. Każda gazeta codzienna, sportowa, plotkarska pisała o tym wydarzeniu i z dnia na dzień przebijali się w treściach artykułu.
A oni? Niczym się nie przejmowali. Dla nich najważniejsze było ich szczęście i przez cały ten czas, gdy z niewiadomych przyczyn wiadomość o ślubie ujrzała światło dziennie, nie zgadzali się na żadne wywiady, czy komentarze. Marco chciał, żeby ten dzień był ich i nie miał zamiaru dzielić się ze światem.
Czasami tylko Polka zastanawiała się, co sądzą o niej Niemcy, a bardziej Niemki i ma tu oczywiście na myśli młode fanki jej narzeczonego. Myślała, czy są zazdrosne i czy życzą jej źle. Oczywiście te myśli były bardziej dla żartów, ale i tak była ciekawa tego wszystkiego.
Wujek gnał spokojnie po ulicach Dortmundu, a w tym samym czasie w urzędzie powoli zjeżdżali goście. To i tak nie byli wszyscy, bo dalsza część postanowiła udać się od razu do dworu, w którym odbędzie się wesele.
Było wiele osób. Rodzina bliższa i dalsza Marco i Wiki. Przyjaciele z klubu, z reprezentacji, a między innymi Thomas Müller wraz z żoną. Po imprezie w Polsce, na której bardzo polubił Polkę, nie mógł się doczekać, gdy znowu ją zobaczy. Są również gracze z innych klubów. Zarząd BVB, trener Thomas Tuchel ze partnerką i były szkoleniowiec Jürgen Klopp również z żoną - Ullą. Tak, wiele się wydarzyło, przez ostanie miesiące i i mimo, że Tuchel jeszcze nie zabłysną w roli trenera Dortmundu, to Marco nie mógł go nie zaprosić. Zależało mu na lepszym poznaniu z resztą piłkarzy.
Jest Marcel i Robin. Jest Caroline - była dziewczyna blondyna, która przyszła ze swoim nowym chłopakiem. Na wieść o ślubie bardzo się ucieszyła i podziękowała osobiście za zaproszenie, odwiedzając Wiki i Reusa. Są przyjaciele Wiktorii ze szkoły. Jest Rafał i Nina. Jest nawet pani Bożena, którą Wiktoria poznała z Gdańsku. Przyjechała ze swoim mężem. Wiki w taki o to sposób podziękowała za pomoc.
Jest jeszcze wiele innych osób, ale i również fotoreporterów, którzy stoją przed urzędem i czekają na Wiktorię, bo Marco udało im się już uwiecznić. Są fani, fanki, małe dzieci i nawet teraz stoją z koszulkami i czekają na podpis. Nie mają jednak na co liczyć. Teraz jest ich dzień. Marco Reusa i Wiktorii Müller, która wkrótce zmieni nazwisko.
On stoi w środku i czeka na nią. Ubrany w gustowny garnitur. Sala jest duża i spokojnie pomieściła by mnóstwo osób. Czekał wraz z Mario, który dodawał mu otuchy i uspokajał. Było mu ciężko. Denerwował się tymi chwilami, ale z drugiej strony nie mógł się doczekać, aż ujrzy swoją kobietę, którą przecież tak bardzo kocha i nie wyobraża sobie, że miałby stanąć na ślubnym kobiercu z jakoś inną osobą.
Stoi i komentuje w myślach samą siebie. Ma na sobie tę samą wspaniałą suknię, co miała Ania. Tak. Dotrzymała jej ostatniej woli i tak jak Lewandowska prosiła, założyła ją. Włosy miałam podkręcone i lekko upięte z tyłu.
Wyglądała idealnie. Gdyby sprawca tego całego zdarzenia zobaczyłby ją, nie byłby w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Po prosto byłby nią zauroczony. Ale czy już nie jest od dobrych kilku miesięcy?
Sam ślub jest czymś szalonym i równie spontaniczny, jak zaręczyny. Marco, zwyczajnie wrócił, pewnego dnia, do domu, w którym od jakiegoś czasu, Wiktoria pomieszkiwała, i oświadczył, żeby oboje wzięli ślub. Na początku dziewczyna nie zgodziła się, a nawet uznała to za żart, ale dopiero po kilku kolejnych rozmowach z jej narzeczonym, zrozumiała, że on nie żartuje, a naprawdę chce wziąć ślub. Naprawdę chce resztę życia spędzić z Wiktorią. Właśnie z tą Polką, która namieszała w jego życiu, ale i jednocześnie ubarwiła.
Zgodziła się po jakimś czasie i zaczęli planować. Oboje uznali, że czerwiec jest idealnym momentem, a tym bardziej chcieli zrobić coś niezwykłego. Wzięli ślub ze zbliżoną datą do ślubu Ani i Roberta. Chcieli w ten sposób uczcić, jaka miłość ich łączyła. Gdy Lewandowski to usłyszał, poleciały mu łzy ze wzruszenia.
No właśnie... Jak zareagowali inni? Rodzice obydwu stron byli po prostu w szoku i myśleli, że to żart. Jak jeszcze można zrozumieć Reusa, tak nie bardzo zgadzali się Wiktorię. Ma przecież zaledwie 19 lat. Nie jest to idealny wiek na zamążpójście, ale czego nie robi się dla miłości?
Zaakceptowali to po wielu rozmowach. Zgodzili się i obiecali pomóc.
Przyjaciele to już inna sprawa. Na początku zwyzywali zakochanych od świrów i wariatów, ale po chwili już ich ściskali i nie mogli się doczekać wielkiej imprezy.
A ona? Niektórzy myślą, że się nie cieszy. A tak nie jest. Jest pełna euforii i nie może się doczekać, gdy powie formulę zaślubin. Ona po prostu się boi. Boi przyszłości. Mimo, że ma zagwarantowane wszystko. Pieniądze, miłość, pracę, do której już za niedługo pójdzie. Jednak zawsze pojawiają się niepewności. Jej nie zależy na tym. Chce być szczęśliwa. Jest i będzie. Ale strach będzie zawsze.
Nie powiedziała... Ani ona, ani jej najlepszy przyjaciel, ani Robert. Cała trojka trzyma sekret i powoli już o nim zapomnieli. Zrozumieli, że to była chwila słabości i nic to nie znaczyło. Zakończyli ten rozdział. Wyrzuty sumienia powoli zanikają. Jednak czasami trzeba... trzeba robić coś wbrew swojej woli.
-Hej, mogę?-usłyszała cichy głos modelki. Odwróciła się ku źródła i dostrzegła, ją wyłaniającą się zza drzwi. Dziewczyna Mario również była pięknie ubrana. Miała na sobie czerwoną, zwiewną i długą suknię. Włosy miała lekko pofalowane i rozpuszczone. Jej brzuszek, który był już w zaawansowanym stanie, dodawał jej niezwykłego uroku. Kobieta przecież lada chwila powinna urodzić.
-Jasne.-odpowiedziała i uśmiechnęła się do niej.
Dziewczyna Mario posłuchała ją i podeszła do niej oraz przytuliła lekko.
-Dziękuję za te wyróżnienie. Wraz z Mario. Dziękujemy, że to nas wybraliście na świadków.
-Nie macie za co dziękować. Jesteście dla nas rodziną.-wyjaśniła, a Ann przytuliła ją jeszcze bardziej.
-Będziemy się już zbierać. Ty też powinnaś już się szykować. Wkrótce wielka chwila.
-Denerwuje się.-wyznała.
-Na pewno, ale to jest twój dzień, kochana. Bądź szczęśliwa. Jak jesteś pewna, że tego właśnie chcesz, to nie masz się czego obawiać. Za niedługo będzie po wszystkim.-przyjaciółka robiła, co w jej mocy, by tylko mogła się rozluźnić i poczuć lepiej. Wie, że to jest ciężki i stresujący okres dla młodej Polki. Rozumie ją doskonale, więc po to tu jest. By jej pomóc.
-Dziękuję, Ann. Doceniam to.-uśmiechnęła się szczerze do niej.
-Zostać z tobą?-zapytała.
-Nie.-zaprzeczyła szybko. Wiedziała, że modelce też jest ciężko, bo musi męczyć się ze swoim stanem.-Jedźcie już z dziewczynami i zobaczymy się na miejscu.-poradziła i pogłaskała blondynkę po ramieniu.
-Dobrze. Trzymam, skarbie, kciuki.-dopowiedziała i wyszła zgodnie z wolą przyszłej żony przyjaciela jej chłopaka.
Młoda kobieta stała dalej w tym samym miejscu i z niewiadomych przyczyn ciągle patrzała się dalej w lustro. Może chciała w nim zobaczyć przyszłość? Zobaczyć siebie za kilka lat?
Po kilku minutach usłyszała dźwięk odjeżdżających aut. W jednym z nich była jej mama i Ann. W innych jej najbliższa rodzina.
Reus jest u siebie w domu i tam się przygotowywał. Są z nimi inni przyjaciele i kolejny świadek, czyli Mario.
Oboje nie mieli problemu z wybraniem odpowiednich osób. Wiedzieli, że Mario i Ann będą idealnymi osobami na tym miejscu. Chociaż początkowo miejsce Niemki miała zastępować inna Wag - Ania Lewandowska.
-Kochanie!-usłyszała wołanie swojego taty.-Już czas!-dokrzyczał. Wiktoria głośno westchnęła, a po momencie wypuściła zebrane powietrze.
Powoli wyszła ze swojego pokoju i zaczęła kierować się na dół. Do taty i wujka, który jest kierowcą limuzyny jednocześnie. Stali na dole i bacznie obserwowali ją. Ojciec mimo, że nie do końca powinien, jest z niej dumny. Jego mała córeczka jest już dorosła. Przecież pamięta, jakby to było wczoraj, jak zaraz po porodzie wziął ją na rękę i podziwiał jaka jest malutka i piękna. A dzisiaj? Dzisiaj odprowadza ją do ślubu. Oddaje w ręce innego mężczyzny. Teraz to Marco musi się zająć jego córką. Pan Müller ufa mu i traktuje jak własnego syna. Nie widzi zastępcy dla niego. Ale i tak się boi . Podobnie jak jego córka. Boi się tego, co przyniesie przyszłość. Chce dla niej, jak najlepiej. Chce by była szczęśliwa i bezpieczna. wierzy, że u piłkarza, będzie miała wszystko, co jej potrzeba. A co najważniejsze - będzie kochana i bezpieczna.
-Ślicznie wyglądasz, córciu.-skomentował, gdy była już na dole. Ona tylko się uśmiechnęła nieśmiało i zaśmiała.-Kiedy ty mi tu tak szybko wyrosłaś? Nie mogę w to wszystko uwierzyć.-mówił i miał łzy w oczach. To wszystko, to jak czas leci szybko, a my z tym nic nie możemy zrobić, wzruszało go. Z niewiadomych przyczyn jego życie przeleciało mu przed oczami. Widział jak poznał swoją aktualną żonę, ile z nią przeżył. Widział swój ślub, podróż poślubną i narodziny jego dzieci. Widział swoje błędy, jakie popełnili w wychowywaniu i marzył, gdy to Wiktoria zostanie matką, nie popełni ich błędów.
-Tato, wszystko tylko nie płacz, bo rozmażę makijaż.-zażartowała i przytuliła się do swojego ojca. Wujek, a brat pana Michała, spoglądał na nich z boku i widział piękny obraz. Obraz kochającej się rodziny. Sam nie mógł się doczekać, aż to on będzie oglądał swoją córkę w białej sukni.
-Jedziemy?-zapytał ocierając łzy.
-Jedziemy.
Limuzyna, którą miała podjechać była w kolorze białym, na pewno długa i ślicznie ozdobiona różnymi kwiatami, wiązankami i balonami. Wsiadła do niej z pomocą swojej rodziny i powoli odjechali. Kierowali się do jednego z największych budynków w Dortmundzie. Jest to ten sam urząd, w którym ślub brali Cathy z Matsem i Roman z Lisą. Tak, wiele gwiazd Borussii postanowiła na zmianę swojego stanu cywilnego w podobnym czasie. Dziewczyny się śmieją, że to jest ich jakiś wspólny spisek, ale panom to w ogóle nie przeszkadza, bo jest to dla nich dodatkowa okazja na imprezowanie.
Jechała z tyłu wraz ze swoim tatą i spoglądała na największe miasto Zagłębia Ruhry. Dzień był słoneczny. Idealny na ten wielki dzień.
Oczywiście miasto nie mogło nie wiedzieć o tym, że ich wychowanek, największa gwiazda żeni się z Wiktorią. Gazety z Dortmundu rozpisywali się na kilka stron, a wszelkie inne z całych Niemiec również się dołączali.
Przyjaciele Wiktorii z Polski opowiadali jej, że w ojczystym kraju panny Müller nie było wcale gorzej. Każda gazeta codzienna, sportowa, plotkarska pisała o tym wydarzeniu i z dnia na dzień przebijali się w treściach artykułu.
A oni? Niczym się nie przejmowali. Dla nich najważniejsze było ich szczęście i przez cały ten czas, gdy z niewiadomych przyczyn wiadomość o ślubie ujrzała światło dziennie, nie zgadzali się na żadne wywiady, czy komentarze. Marco chciał, żeby ten dzień był ich i nie miał zamiaru dzielić się ze światem.
Czasami tylko Polka zastanawiała się, co sądzą o niej Niemcy, a bardziej Niemki i ma tu oczywiście na myśli młode fanki jej narzeczonego. Myślała, czy są zazdrosne i czy życzą jej źle. Oczywiście te myśli były bardziej dla żartów, ale i tak była ciekawa tego wszystkiego.
Wujek gnał spokojnie po ulicach Dortmundu, a w tym samym czasie w urzędzie powoli zjeżdżali goście. To i tak nie byli wszyscy, bo dalsza część postanowiła udać się od razu do dworu, w którym odbędzie się wesele.
Było wiele osób. Rodzina bliższa i dalsza Marco i Wiki. Przyjaciele z klubu, z reprezentacji, a między innymi Thomas Müller wraz z żoną. Po imprezie w Polsce, na której bardzo polubił Polkę, nie mógł się doczekać, gdy znowu ją zobaczy. Są również gracze z innych klubów. Zarząd BVB, trener Thomas Tuchel ze partnerką i były szkoleniowiec Jürgen Klopp również z żoną - Ullą. Tak, wiele się wydarzyło, przez ostanie miesiące i i mimo, że Tuchel jeszcze nie zabłysną w roli trenera Dortmundu, to Marco nie mógł go nie zaprosić. Zależało mu na lepszym poznaniu z resztą piłkarzy.
Jest Marcel i Robin. Jest Caroline - była dziewczyna blondyna, która przyszła ze swoim nowym chłopakiem. Na wieść o ślubie bardzo się ucieszyła i podziękowała osobiście za zaproszenie, odwiedzając Wiki i Reusa. Są przyjaciele Wiktorii ze szkoły. Jest Rafał i Nina. Jest nawet pani Bożena, którą Wiktoria poznała z Gdańsku. Przyjechała ze swoim mężem. Wiki w taki o to sposób podziękowała za pomoc.
Jest jeszcze wiele innych osób, ale i również fotoreporterów, którzy stoją przed urzędem i czekają na Wiktorię, bo Marco udało im się już uwiecznić. Są fani, fanki, małe dzieci i nawet teraz stoją z koszulkami i czekają na podpis. Nie mają jednak na co liczyć. Teraz jest ich dzień. Marco Reusa i Wiktorii Müller, która wkrótce zmieni nazwisko.
On stoi w środku i czeka na nią. Ubrany w gustowny garnitur. Sala jest duża i spokojnie pomieściła by mnóstwo osób. Czekał wraz z Mario, który dodawał mu otuchy i uspokajał. Było mu ciężko. Denerwował się tymi chwilami, ale z drugiej strony nie mógł się doczekać, aż ujrzy swoją kobietę, którą przecież tak bardzo kocha i nie wyobraża sobie, że miałby stanąć na ślubnym kobiercu z jakoś inną osobą.
-Marco, nie denerwuj się.-uspokajał go ponowne przyjaciel, gdy zauważył, że mina pana młodego zmieniła się.
-Łatwo ci mówić. Zobaczymy, co będzie jak ty się będziesz żenił z Ann i jak będziesz się zachowywał.-odgryzł się blondyn.
Zaraz po tym stwierdzeniu, przyszła mama pojawiła się wraz z Agatą Błaszczykowską i Ewą Piszczek. Dziewczyny zaczęły wchodzić głębiej oraz witać się jednocześnie z gośćmi.
-Widzisz? Są już dziewczyny, to zaraz przyjedzie Wiktoria.
-Dzięki.-warknął i zaraz podeszła modelka oraz przywitała się całusem z Mario.
-Dobraliście się z Wiktorią.-zaśmiała się Kathrin. Marco popatrzała na nią zdziwiony, a ona zaraz dopowiedziała.-Też się stresuje, więc nie jesteś sam. Spokojnie. Zaraz będzie po wszystkim.
-Dziękuję, Ann.-uśmiechnął się szczerze piłkarz. Pomogło mu to. Poważnie. Myśl, że nie tylko on się boi, pomogła mu. Nie jest z tym sam.
Po chwili przeprosił przyjaciół, bo chciał jeszcze za nim to wszystko się zacznie pobyć sam. Przyjaciele go zrozumieli, a on sam odszedł i schował się w kącie, gdzie nikt go nie miał prawa widzieć. Stał tak i zastanawiał się nad wszystkim. Nie miał wątpliwości. Co to, to nie. Jednak denerwował się. To normalne.
-Hej.-nagle usłyszał, jak ktoś do niego podszedł. Czyli jedna nie schował się tak, że nikt go nie znajdzie.
-Robert? Co się stało?-pytał.
-To bardziej ja powinienem się ciebie spytać, co tu robisz?-odpowiedział.
-Nie bój się. Nie wycofuję się, ale.... zwyczajnie się denerwuje....-wyznał prawdę swojemu przyjacielowi.
-Pocieszę cię, bo ja też.-odparł. Bardzo zdziwiło, to Marco. Dodatkowo to, że Lewy był bezpośredni. Od razu powiedział, że coś go gryzie, a może właśnie tego potrzebował? Pomocy?
-Ty?-ponownie zadziwił się.-Czemu?
-Dobraliście się z Wiktorią.-zaśmiała się Kathrin. Marco popatrzała na nią zdziwiony, a ona zaraz dopowiedziała.-Też się stresuje, więc nie jesteś sam. Spokojnie. Zaraz będzie po wszystkim.
-Dziękuję, Ann.-uśmiechnął się szczerze piłkarz. Pomogło mu to. Poważnie. Myśl, że nie tylko on się boi, pomogła mu. Nie jest z tym sam.
Po chwili przeprosił przyjaciół, bo chciał jeszcze za nim to wszystko się zacznie pobyć sam. Przyjaciele go zrozumieli, a on sam odszedł i schował się w kącie, gdzie nikt go nie miał prawa widzieć. Stał tak i zastanawiał się nad wszystkim. Nie miał wątpliwości. Co to, to nie. Jednak denerwował się. To normalne.
-Hej.-nagle usłyszał, jak ktoś do niego podszedł. Czyli jedna nie schował się tak, że nikt go nie znajdzie.
-Robert? Co się stało?-pytał.
-To bardziej ja powinienem się ciebie spytać, co tu robisz?-odpowiedział.
-Nie bój się. Nie wycofuję się, ale.... zwyczajnie się denerwuje....-wyznał prawdę swojemu przyjacielowi.
-Pocieszę cię, bo ja też.-odparł. Bardzo zdziwiło, to Marco. Dodatkowo to, że Lewy był bezpośredni. Od razu powiedział, że coś go gryzie, a może właśnie tego potrzebował? Pomocy?
-Ty?-ponownie zadziwił się.-Czemu?
-Boję się, że jak zobaczę Wiktorię w sukni Ani... to... to... to wszystko wróci.-mówił, a jego towarzysz nie zastanawiając się, zwyczajnie go przytulił. Tkwili tak w uścisku przez jakiś czas, aż w końcu Marco powiedział:
-Nie martw się. Ania tu jest. Zerka na ciebie. Przecież obiecała Wiktorii, że będzie na ślubie...
-Nie martw się. Ania tu jest. Zerka na ciebie. Przecież obiecała Wiktorii, że będzie na ślubie...
Jechali i powoli zbliżali się do centrum miasta. Wiktoria coraz bardziej się denerwowała i jej serce z emocji waliło z sekundy na sekundę coraz mocniej. Widziała jak przechodnie i inne samochodu oglądali się zza limuzyną. Pewnie wiedzieli, kto w niej jedzie, ale pannie Müller w ogóle to nie pomagało. Wręcz przeciwnie.
W pewnym momencie zerknęła na bok i przez szybę dostrzegła dortmundzki cmentarz. Do głowy wpadł jej pewien pomysł. Coś, co musiała zrobić. Nie zastanawiając się sięgnęła do swojej małej, białej torebki. Wyjęła z niej białą kopertę i krzyknęła do kierowcy.
-Wujku, zawracaj!
Gdy to usłyszał, spojrzał gwałtownie w stronę swojej bratanicy i myślał, że żartuje. Chce się wycofać? Teraz?
-Co ty Wiki wyprawiasz?-zareagował jej ojciec.
-Gdzie mam zawracać? Do domu?!-pytał wujek Wiki.
-Nie.-zaprzeczyła szybko.-Na cmentarz. Proszę.
-Ale spóźnimy się. I tak już jedziemy na styk.
-Proszę, wujku. Zrób to. Nie martw się. Poczekają.-próbowała go przekonać. Pan Paweł patrzał się na nią i cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy. Poddał się. Nie umiał jej odmówić i gwałtownie skręcił w stronę cmentarza.
Mimo, że jej mina się nie zmieniła, to cieszyła się bardzo. Oboje zrobili to wbrew woli, nie wiedzieli do końca, co jest grane. Jedynie podejrzewali.
W końcu zajechali na parking, a Wiki od razu złapała za klamkę i otworzyła drzwi.
-Poczekaj.-powiedział jej tata.-Idę z tobą.-oznajmił i zaczął się odpinać.
-Nie, tato. Pójdę sama.
-Ale jak sama?!-zdenerwował się.-Wiki, przecie...
-Tato, spokojnie. Zaraz wrócę.-dodała tylko i już jej nie było. Wiedziała, że będzie ciężko jej się poruszać, ale podwinęła suknie i pognała przed siebie.
Znała drogę. Znała ją na pamięć. Przychodziła tu przynajmniej raz w tygodniu. Sama, z Robertem, z
Marco. Jednak najbardziej lubiła, gdy jest sama. Mogła wtedy zawsze na spokojnie porozmawiać z Anią.
Tym razem jednak nie miała czasu, ale musiała. Musiała jej coś powiedzieć. Akurat teraz. Akurat dzisiaj.
Po kilku minutach znalazła się na miejscu spoczynku Anny Lewandowskiej. Przez całą drogę szła z podwiniętą suknią by jej nie pobrudzić. Szybko oddychała, bo wiele rzeczy się teraz zebrało. Stres, zdenerwowanie i zaistniała sytuacja.
Podeszła jeszcze bliżej nagrobka i od razu się uśmiechnęła. W ręku cały czas trzymała kopertę.
-Cześć, Aniu.-przywitała się.-Dawno nie mogłyśmy sobie porozmawiać, ale tyle się dzieje...Tak, to już dzisiaj. Dzisiaj wychodzę za Marco. Nawet nie wiesz, jak jestem tym wszystkim zdenerwowana. Nie mogę nawet jeszcze w to wszystko uwierzyć. Pamiętasz, jak mówiłam, że go nienawidzę? Albo, jak powiedziałam, że nie możemy się związać?-zaśmiała się na wspomnienie o tych wszystkich starych dziejach.-A teraz zobacz, gdzie jestem. Za chwile stanę się żoną samego Marco Reusa. Tego samego, którego nienawidziłam na początku, z którym znam się zaledwie kilka miesięcy. Ten sam Marco Reus, który jest piłkarzem Borussii Dortmund i reprezentacji Niemiec. Brzmi jak jakaś bajka, prawda?-rozmawiała z nią szczerze i hamowała łzy.-Aniu, to tobie zawdzięczam, że tu dzisiaj jestem. Bardzo żałuję, że cię tu nie ma. Ale nie martw się. Poradzę sobie. Kocham cię i mam tu coś dla ciebie.-powiedziała i schyliła się nad nagrobkiem, a następnie położyła kopertę. Uśmiechnęła się ostatni raz i na odchodne powiedziała:
-Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa i pojawisz się. Ja dotrzymałam. Ubrałam suknię. Dziękuję i do zobaczenia...
Odeszła, a wiatr drażnił kopertę, na której było napisanie "ZAPROSZENIE".
-A co jeżeli się rozmyśliła?-pytał przyjaciół, którzy zebrali się w okół niego. Wiktora się spóźnia, a nikt nie ma od niej jakichkolwiek wiadomości. Piłkarz denerwował się, bo to dla niego ważne wydarzenie. Ale dla Wiki chyba niemniej, prawda?
-Nie myśl tak nawet. Pewnie są korki.-uspokajał go tym razem Marcel.
-Właśnie... pewnie już jedz...-nie dokończył, bo wszyscy usłyszeli krzyki dziennikarzy i innych zebranych ludzi pod Urzędem Stanu Cywilnego. Wyjrzeli lekko i dostrzegli, jak wysiada. Marco oniemiał. Wiedział, że związał się z piękna dziewczyną, ale wtedy zaczarowała nim jeszcze raz. Wyglądała wtedy pięknie dla niego, a jego przyjaciele również nie mogli oderwać od niej wzroku. Lewy, gdy spojrzał na Wiki, widział Anię. Przypomniał się mu ten dzień. Ten wspominał dzień, gdy powiedział wraz z Anią sakramentalne "tak". Tęsknił za nią, a Wiktoria mu o nim przypomniała, ale nie był smutny, ani tym bardziej zły. Cieszył się, bo tak jakby ten dzień odżywa na nowo. Wszystko się przypomina, a on jest zadowolony i chce tego. Chce od nowa przeżyć swój ślub.
Po kilku minutach wszyscy się już zebrali i ustawili. Marco i Wiki jak się zobaczyli, nie mogli oprzeć się od pocałunku.
-Przepraszam...-wyszeptała, jak się od niego oddaliła.-Musiałam odwiedzić Anię.
-Wiedziałem.-wypowiedział, jakby to było najoczywistsza rzecz na świecie.
-Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Wiktorią Müller i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
-Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Marco Reusem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
-Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że Związek Małżeński Pani Wiktorii Müller i Pana Marco Reusa został zawarty zgodnie z przepisami. Jako symbol łączącego Państwa związku wymieńcie proszę obrączki
Impreza trwała już dobre kilka godzin. Wszyscy świętowali i cieszyli się szczęściem młodego małżeństwa. Mimo, że tego nie mówili, to każdy z obecnych był pod wrażeniem tego, ile się wydarzyło w życiu Wiktorii już Reus i Marco.
Jednak wygrali, a ich nagrodą jest właśnie miłość. Bo to ona jest teraz dla nich najważniejsza. Są szczęśliwi. Szczęśliwi? Najszczęśliwsi w całym Dortmundzie, jak nie Niemczech.
Teraz ich życie się zmieni. Diametralnie, ale przecież mają siebie. Siebie nawzajem. Będą się wspierali.
Są młodzi. Jeszcze wiele przed nimi. Czekają ich dobre i smutne chwile. Wiedzą, że będą kłótnie. Z ich charakterami to nieuniknione. Jednak teraz nie popełnią tych samych błędów, co w przeszłości. Ich miłość na to nie pozwoli. Bo jest za silna.
Wiktoria siedziała teraz na ławeczce na dworze. W środku wszyscy się bawili i na pewno nie szczęśliwi alkoholu, ale kto im zabroni. Teraz niech się bawią. Mogą.
Ona natomiast potrzebowała chwili dla siebie, by odetchnąć. Zrozumieć, co się właśnie stało. Kim jest. Co teraz będzie i przede wszystkim, kto jest u jej boku.
Jedna dla niej najważniejsze było to, że jest szczęśliwa. Wiele wycierpiała, ale karma wróciła. Dobro wróciło, a zło odeszło w zapomnienie. Nie ma teraz na nią mocnych, bo jest najszczęśliwszą osobą n świecie i w ogóle nie żałuje tego, co zrobiła.
Chociaż... żałuje czasami tego, że nie jest na tyle odważna by powiedzieć Marco prawdę. Prawdę o pocałunku z Mario. Jednak powoli o tym zapomina. Wyrzuty sumienia są, ale nie dlatego, że pocałowała przyjaciela, ale bo okłamuje Marco.
Może jednak.... Może jednak nadejdzie taki dzień, w którym powie prawdę. Może to będzie dzisiejsza noc?
-Dlaczego tu siedzisz sama? Pani Reus. Nie ładnie.-usłyszała głos swojego JUŻ męża.
-Chciałam odpocząć od tego wszystkiego. Nie bój się. Nie ucieknę ci.-zażartowała i złapała swojego mężczyznę za policzek i patrzała mu głęboko w oczy. Wtedy chciała mu powiedzieć. Przyznać się to pocałunku. Uznała, że to najlepszy moment. Może i popsułaby humory, ale... ale nie chce okłamywać swojego męża. Przybliżyła się do niego i zachłannie pocałowała. Postanowiła sobie, że gdy się od niego oderwie, powie mu. Niezależnie od tego, jak zareaguje. Musi to zrobić. Mimo strachu i coraz mocniejszego bicia serca. Mimo trzęsących dłoni i coraz większego stresu, który w niej narastał. Najlepiej byłoby jakby całowała go bez końca, ale po chwili oderwał się od niej.
Znowu spojrzała w jego tęczówki i w końcu otworzyła usta, w celu przyznania się.
-Marco?
-Tak?-zamruczał.
-... ja... ja... jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Kocham cię. I dziękuję.
-To ja dziękuję. Też cię kocham. Choćby do reszty. To nasz dzień. Nasza noc, Wiki...
________________________________________________________________
WŁAŚNIE TAK ZAKOŃCZYŁABY SIĘ TA HISTORIA
W pewnym momencie zerknęła na bok i przez szybę dostrzegła dortmundzki cmentarz. Do głowy wpadł jej pewien pomysł. Coś, co musiała zrobić. Nie zastanawiając się sięgnęła do swojej małej, białej torebki. Wyjęła z niej białą kopertę i krzyknęła do kierowcy.
-Wujku, zawracaj!
Gdy to usłyszał, spojrzał gwałtownie w stronę swojej bratanicy i myślał, że żartuje. Chce się wycofać? Teraz?
-Co ty Wiki wyprawiasz?-zareagował jej ojciec.
-Gdzie mam zawracać? Do domu?!-pytał wujek Wiki.
-Nie.-zaprzeczyła szybko.-Na cmentarz. Proszę.
-Ale spóźnimy się. I tak już jedziemy na styk.
-Proszę, wujku. Zrób to. Nie martw się. Poczekają.-próbowała go przekonać. Pan Paweł patrzał się na nią i cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy. Poddał się. Nie umiał jej odmówić i gwałtownie skręcił w stronę cmentarza.
Mimo, że jej mina się nie zmieniła, to cieszyła się bardzo. Oboje zrobili to wbrew woli, nie wiedzieli do końca, co jest grane. Jedynie podejrzewali.
W końcu zajechali na parking, a Wiki od razu złapała za klamkę i otworzyła drzwi.
-Poczekaj.-powiedział jej tata.-Idę z tobą.-oznajmił i zaczął się odpinać.
-Nie, tato. Pójdę sama.
-Ale jak sama?!-zdenerwował się.-Wiki, przecie...
-Tato, spokojnie. Zaraz wrócę.-dodała tylko i już jej nie było. Wiedziała, że będzie ciężko jej się poruszać, ale podwinęła suknie i pognała przed siebie.
Znała drogę. Znała ją na pamięć. Przychodziła tu przynajmniej raz w tygodniu. Sama, z Robertem, z
Marco. Jednak najbardziej lubiła, gdy jest sama. Mogła wtedy zawsze na spokojnie porozmawiać z Anią.
Tym razem jednak nie miała czasu, ale musiała. Musiała jej coś powiedzieć. Akurat teraz. Akurat dzisiaj.
Po kilku minutach znalazła się na miejscu spoczynku Anny Lewandowskiej. Przez całą drogę szła z podwiniętą suknią by jej nie pobrudzić. Szybko oddychała, bo wiele rzeczy się teraz zebrało. Stres, zdenerwowanie i zaistniała sytuacja.
Podeszła jeszcze bliżej nagrobka i od razu się uśmiechnęła. W ręku cały czas trzymała kopertę.
-Cześć, Aniu.-przywitała się.-Dawno nie mogłyśmy sobie porozmawiać, ale tyle się dzieje...Tak, to już dzisiaj. Dzisiaj wychodzę za Marco. Nawet nie wiesz, jak jestem tym wszystkim zdenerwowana. Nie mogę nawet jeszcze w to wszystko uwierzyć. Pamiętasz, jak mówiłam, że go nienawidzę? Albo, jak powiedziałam, że nie możemy się związać?-zaśmiała się na wspomnienie o tych wszystkich starych dziejach.-A teraz zobacz, gdzie jestem. Za chwile stanę się żoną samego Marco Reusa. Tego samego, którego nienawidziłam na początku, z którym znam się zaledwie kilka miesięcy. Ten sam Marco Reus, który jest piłkarzem Borussii Dortmund i reprezentacji Niemiec. Brzmi jak jakaś bajka, prawda?-rozmawiała z nią szczerze i hamowała łzy.-Aniu, to tobie zawdzięczam, że tu dzisiaj jestem. Bardzo żałuję, że cię tu nie ma. Ale nie martw się. Poradzę sobie. Kocham cię i mam tu coś dla ciebie.-powiedziała i schyliła się nad nagrobkiem, a następnie położyła kopertę. Uśmiechnęła się ostatni raz i na odchodne powiedziała:
-Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa i pojawisz się. Ja dotrzymałam. Ubrałam suknię. Dziękuję i do zobaczenia...
Odeszła, a wiatr drażnił kopertę, na której było napisanie "ZAPROSZENIE".
-A co jeżeli się rozmyśliła?-pytał przyjaciół, którzy zebrali się w okół niego. Wiktora się spóźnia, a nikt nie ma od niej jakichkolwiek wiadomości. Piłkarz denerwował się, bo to dla niego ważne wydarzenie. Ale dla Wiki chyba niemniej, prawda?
-Nie myśl tak nawet. Pewnie są korki.-uspokajał go tym razem Marcel.
-Właśnie... pewnie już jedz...-nie dokończył, bo wszyscy usłyszeli krzyki dziennikarzy i innych zebranych ludzi pod Urzędem Stanu Cywilnego. Wyjrzeli lekko i dostrzegli, jak wysiada. Marco oniemiał. Wiedział, że związał się z piękna dziewczyną, ale wtedy zaczarowała nim jeszcze raz. Wyglądała wtedy pięknie dla niego, a jego przyjaciele również nie mogli oderwać od niej wzroku. Lewy, gdy spojrzał na Wiki, widział Anię. Przypomniał się mu ten dzień. Ten wspominał dzień, gdy powiedział wraz z Anią sakramentalne "tak". Tęsknił za nią, a Wiktoria mu o nim przypomniała, ale nie był smutny, ani tym bardziej zły. Cieszył się, bo tak jakby ten dzień odżywa na nowo. Wszystko się przypomina, a on jest zadowolony i chce tego. Chce od nowa przeżyć swój ślub.
Po kilku minutach wszyscy się już zebrali i ustawili. Marco i Wiki jak się zobaczyli, nie mogli oprzeć się od pocałunku.
-Przepraszam...-wyszeptała, jak się od niego oddaliła.-Musiałam odwiedzić Anię.
-Wiedziałem.-wypowiedział, jakby to było najoczywistsza rzecz na świecie.
-Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Wiktorią Müller i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
-Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Marco Reusem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
-Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że Związek Małżeński Pani Wiktorii Müller i Pana Marco Reusa został zawarty zgodnie z przepisami. Jako symbol łączącego Państwa związku wymieńcie proszę obrączki
Impreza trwała już dobre kilka godzin. Wszyscy świętowali i cieszyli się szczęściem młodego małżeństwa. Mimo, że tego nie mówili, to każdy z obecnych był pod wrażeniem tego, ile się wydarzyło w życiu Wiktorii już Reus i Marco.
Jednak wygrali, a ich nagrodą jest właśnie miłość. Bo to ona jest teraz dla nich najważniejsza. Są szczęśliwi. Szczęśliwi? Najszczęśliwsi w całym Dortmundzie, jak nie Niemczech.
Teraz ich życie się zmieni. Diametralnie, ale przecież mają siebie. Siebie nawzajem. Będą się wspierali.
Są młodzi. Jeszcze wiele przed nimi. Czekają ich dobre i smutne chwile. Wiedzą, że będą kłótnie. Z ich charakterami to nieuniknione. Jednak teraz nie popełnią tych samych błędów, co w przeszłości. Ich miłość na to nie pozwoli. Bo jest za silna.
Wiktoria siedziała teraz na ławeczce na dworze. W środku wszyscy się bawili i na pewno nie szczęśliwi alkoholu, ale kto im zabroni. Teraz niech się bawią. Mogą.
Ona natomiast potrzebowała chwili dla siebie, by odetchnąć. Zrozumieć, co się właśnie stało. Kim jest. Co teraz będzie i przede wszystkim, kto jest u jej boku.
Jedna dla niej najważniejsze było to, że jest szczęśliwa. Wiele wycierpiała, ale karma wróciła. Dobro wróciło, a zło odeszło w zapomnienie. Nie ma teraz na nią mocnych, bo jest najszczęśliwszą osobą n świecie i w ogóle nie żałuje tego, co zrobiła.
Chociaż... żałuje czasami tego, że nie jest na tyle odważna by powiedzieć Marco prawdę. Prawdę o pocałunku z Mario. Jednak powoli o tym zapomina. Wyrzuty sumienia są, ale nie dlatego, że pocałowała przyjaciela, ale bo okłamuje Marco.
Może jednak.... Może jednak nadejdzie taki dzień, w którym powie prawdę. Może to będzie dzisiejsza noc?
-Dlaczego tu siedzisz sama? Pani Reus. Nie ładnie.-usłyszała głos swojego JUŻ męża.
-Chciałam odpocząć od tego wszystkiego. Nie bój się. Nie ucieknę ci.-zażartowała i złapała swojego mężczyznę za policzek i patrzała mu głęboko w oczy. Wtedy chciała mu powiedzieć. Przyznać się to pocałunku. Uznała, że to najlepszy moment. Może i popsułaby humory, ale... ale nie chce okłamywać swojego męża. Przybliżyła się do niego i zachłannie pocałowała. Postanowiła sobie, że gdy się od niego oderwie, powie mu. Niezależnie od tego, jak zareaguje. Musi to zrobić. Mimo strachu i coraz mocniejszego bicia serca. Mimo trzęsących dłoni i coraz większego stresu, który w niej narastał. Najlepiej byłoby jakby całowała go bez końca, ale po chwili oderwał się od niej.
Znowu spojrzała w jego tęczówki i w końcu otworzyła usta, w celu przyznania się.
-Marco?
-Tak?-zamruczał.
-... ja... ja... jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Kocham cię. I dziękuję.
-To ja dziękuję. Też cię kocham. Choćby do reszty. To nasz dzień. Nasza noc, Wiki...
________________________________________________________________
WŁAŚNIE TAK ZAKOŃCZYŁABY SIĘ TA HISTORIA
Tak to wszystko by się skończyło, gdybym nie postanowiła dokończyć tego opowiadania w innej formie. Jest lekki niedosyt i właśnie o to mi chodziło, ale jednak zmienimy to wszystko i zaczniemy drugą część. Ale teraz kilka słów ode mnie.
Nie żegnam się, bo będę tu. Zaczynamy kontynuację, ale jeśli mam być szczera, gdyby nie ona, to nie wiem, czy zaczęłabym drugie opowiadanie, ale nie o tym.
Kończę właśnie coś, co zaczęłam rok temu. Na coś na co się zgodziłam, bo chciałam spróbować czegoś nowego.
Pisałam amatorsko, a założenie bloga, było moim pierwszym takim wyczynem publicznego ukazania moich prac.
To opowiadanie będzie dla mnie sentymentalne już zawsze i pozostanie w moim sercu.
Bywało różnie, prawda? ;)
Wena była, a kolejnym razem już nie.
Chciałam pisać, a kolejnym razem już nie.
Chciałam zawiesić i rzucić to wszystko, a kolejnym razem już nie.
Czasem byłyście ze mnie zadowolone, ale na pewno jakiegoś czasu coś wam się nie podobało.
Dzisiaj kończymy coś, przez co zmieniło się wiele. Poznałam wspaniałe osoby. Poznałam sferę bloga, gdzie są cudowni ludzie z pasją i marzeniami.
Kończymy to opowiadanie, a mimo, że zaczynamy drugie, to wiem, że nie będzie takie samo jak to. Nie będzie miało tego czegoś, co wciągnęło wiele czytelniczek.
Do dzisiaj nie wiem, co jest w nim takiego, że zebrało się tu Was aż tyle. Nie wiem i chyba nie zrozumiem.
Pamiętam, jak zaczynałam. Jak wymyślałam tytuł, szukałam zdjęć do bohaterów, myślałam nad tym, co się potoczy dalej i wyobrażałam sobie, ze mój blog jest w elicie tych najlepszych.
Chciałabym kochani Wam podziękować. Za wszystko, a w szczególności TOBIE.
Bo to TY mnie napędzałaś. To TY pisałaś wspaniałe i motywujące komentarze i to TY była ze mną.
Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócicie. Zaczniecie czytać od nowa, moje pełnie błędów i litrówek opowiadanie, które Wam się spodobało.
Za to właśnie dziękuję. Za to, że byłyście.
Nie ważne, czy pisałyście komentarze, czy nie. Nie ważne, że pisałyście co rozdział długaśne prozy.
Ważne, że BYŁYŚCIE i dzięki temu, że tu zajrzałaś, przyczyniłaś się to powstania.
Do powstania bloga o przystojnym piłkarzu. Bloga, który ma swoją drug historię.
Nie chce dziękować pojedynczym osobą. Nie lubię nikogo wyróżniać, ale myślę, że te osoby, dla których mam szczególne podziękowania, to wiedzą :)
Nie chce dziękować pojedynczym osobą. Nie lubię nikogo wyróżniać, ale myślę, że te osoby, dla których mam szczególne podziękowania, to wiedzą :)
DZIĘKUJĘ ♥
Dzisiaj oficjalnie chciałabym też zaprosić Was na drugiego bloga:
Your time will come
Na razie są tam tylko bohaterzy i małe zjawki na następne rozdziały :)
Zaczynajcie już go obserwować, dodawać do zakładek, komentować i nastawiać się na niesamowitą historię i proszę... nie wyłączajcie piosenek, która wybrała :)
Dodają klimat *.*
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i jeszcze mnie znienawidziłyście za to wszystko, co robiłam :D
Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Mam nadzieję, że przeżyjemy również wspaniałą historię :)
Uwielbiam Was i do zobaczenia!
Prolog wkrótce♥
Dzisiaj oficjalnie chciałabym też zaprosić Was na drugiego bloga:
Your time will come
Na razie są tam tylko bohaterzy i małe zjawki na następne rozdziały :)
Zaczynajcie już go obserwować, dodawać do zakładek, komentować i nastawiać się na niesamowitą historię i proszę... nie wyłączajcie piosenek, która wybrała :)
Dodają klimat *.*
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i jeszcze mnie znienawidziłyście za to wszystko, co robiłam :D
Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Mam nadzieję, że przeżyjemy również wspaniałą historię :)
Uwielbiam Was i do zobaczenia!
Prolog wkrótce♥
JA. NIE. MOGĘ. O.O
OdpowiedzUsuńTo już naprawdę koniec...
Kurczę, jak to szybko zleciało...
Znowu nie wiem, co mam napisać...
Może najlepiej zacznę od początku, co? :)
Rozdział? Idealny. Przepełniony skrajnymi emocjami.
Byłam wzruszona. To piękna chwila dla Marco i Wiktorii. To piękny moment, który oboje zapamiętają do końca życia. Nic dziwnego, że rodzice Reusa mieli co do ich decyzji wątpliwości. Kto by ich nie miał? Wiki jest młoda, ma jeszcze przed sobą wiele do przeżycia. Marco jest ich ukochanym synem, toteż rodzice pragną jego szczęścia. :)
Byłam zaskoczona. Kiedy Wiktoria zawróciła samochód, by jechać do Ani... To było przepiękne. Tak samo jak fakt, że wg prośby Lewandowskiej, założyła jej suknię. ♥ :')
Byłam przeszczęśliwa. Gdy w końcu złożyli sobie słowa przysięgi małżeńskiej.
Byłam nieco przygnębiona, ponieważ Ania... tak ważna postać w życiu naszej bohaterki nie mogła bawić się z nią na weselu. Byłam wręcz o to zła...
Chciałabym powiedzieć, że jestem smutna, ale tak nie jest. Jestem szczęśliwa, że postanowiłaś kontynuować historię Marco i Wiktorii. Dlatego z ogromną niecierpliwością oczekuję prologu. :)
I kto tutaj powie, że popadanie ze skrajności w skrajność jest złe? :)
Ta historia niejednokrotnie przyprawiała mnie o najbardziej skrajne emocje. O złość. O szczęście. O rozbawienie. O smutek. O zadumę. O trwogę... Wszystko to, co piszę teraz, w tym momencie, jest szczere. Płynie prosto z serducha. :)) Nie wiem, czy przez klawiaturę, komputer, internet idzie odzwierciedlić to, co czuję, ale mam nadzieję, że choć w małym stopniu zrozumiesz, co mam na myśli. :) Jestem tutaj od początku i jestem z tego powodu dumna. Uwierz mi, że to, iż trafiłam właśnie na Twoje opowiadanie, to było jedno z moich lepszych posunięć. :)
No nic, lecę i wiedz, że czekam na prolog! ;*
DUUUŻO WENY, KOCHANA! ♥
Tak jak tyle się napisałam poprzednio, tak nie mam dzisiaj do dodania nic. Wspaniałości!♡♡♡ I zostawiłaś mnie, i zapewne nie tylko z niepewnością i niedosytem..w takim razie czekam na prolog ii robie skrót w szybkim wybieraniu przegladarki na nowego bloga!:)) Dużo, dużo weny życzę i motywacji!!!♡
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno!:***
Jeeej, już jest, mój epilog! :D
OdpowiedzUsuńKurczę, od dwóch dni zastanawiałam się, co napiszę Ci w komentarzu, a teraz i tak nie wiem :/ Nigdy nie wiem, co napisać w najważniejszych rozdziałach :<
No kurczę, jest taki, jak go sobie wyobrażałam. Może trochę smutny, ze względu na fizyczną nieobecność Anny, ale duchowo na sto % na pewno nad nimi czuwała. No i te odwiedziny na cmentarzu, ta suknia, wzruszenie Roberta i tak dalej i tak dalej... No brak mi słów :) Mam nadzieję, że pomimo tych pesymistycznych zapowiedzi z drugiej części będzie jednak trochę małżeńskiej sielanki (ja i tak mam już swoje teorie, ale na razie zostawię je tylko dla siebie :p) No i oczywiście będę tam zaglądała z ogromną przyjemnością!
Co do faktu, że to już koniec... Cóż, broniłam się nogami i rękoma, no ale kiedyś musiał nadejść. Pamiętam do dziś, jak zostawiłaś u mnie adres swojego bloga i w dwie godziny przeczytałam wtedy 20-kilka rozdziałów. Nie żałowałam nigdy i nie żałuję do dziś. Tak bardzo przywiązałam się do Twoich bohaterów, że cieszę się, że nie muszę się z nimi rozstawać na długo!
Czekam na prolog z równie wielką niecierpliwością jak na ten epilog, a przy okazji zapraszam na rozdział na moim drugim blogu! I znów muszę Ci powiedzieć, że dzięki Tobie nabrałam motywacji i napiszę coś nowego na oba blogi! Tego jestem pewna :D
Do usłyszenia niedługo ♡
Weeeeeroooooniiiiikaaaa!!! Co ty ze mną robisz, dziewczyno?! Przez Ciebie znów molestowałam napis 'Dodaj komentarz'. Tym razem jednak się nie powiodło, ale po dwóch dniach od przeczytania rozdziału wpadłam na inny pomysł i jestem =D
OdpowiedzUsuńI na początku ja się pytam, kto miałby niby Ciebie znienawidzić...? No i przede wszystkim za co...?
To co stworzyłaś... Boże, przecież to jest niesamowite. TY DZIEWCZYNO JESTEŚ NIESAMOWITA!!!
Nie wiem co mogę jeszcze tutaj napisać w takiej sytuacji, ale chyba pozostaje mi się znów powtórzyć... No po prostu kocham tego bloga! Historia, którą Twoja CUDOWNA wyobraźnia wytworzyła każdym rozdziałem uczy i na każdym kroku niesie za sobą jakieś mądre przesłanie. Życie jest przecież trudne, ale po burzy w końcu wychodzi słońce. I właśnie taki jest ten epilog... Łzy wzruszenia pojawiły się w moich oczach, gdy Wiktoria w dniu swoich zaślubin znalazła chwilę czasu, aby przyjść do Ani i opowiedzieć jej o wszystkim. Jestem pewna, że moja imienniczka nie była sama w tym momencie.
Te łzy to Twoja zasługa i to w jaki sposób na naszej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech to też tylko i wyłącznie Twoja zasługa. I pamiętaj o tym <3
Mówią, że sukces jest spokojem umysłu. Twój umysł może być spokojny, bo Ty osiągnęłaś OGROMNY sukces!
I nadal nie mogę uwierzyć, że 19 sierpnia 2015 roku skończyło się coś wspaniałego, aby mogło zacząć się coś nowego... I nawet teraz uśmiech maluje się na mojej twarzy, bo ŻEBY UMIEĆ KOCHAĆ, TRZEBA UMIEĆ MYŚLEĆ...