"ŻEBY UMIEĆ KOCHAĆ, TRZEBA UMIEĆ MYŚLEĆ"
Po długiej przerwie, w końcu jego głos rozbrzmiewał w słuchawce, a moje imię chodziło cały czas mi po głowie. Chciałam się odezwać. Bardzo tego chciałam, ale miałam blokadę. Tę dobrze znaną blokadę, która pojawiała się zawsze w najmniej odpowiednim momencie. Nie umiałam wypowiedzieć choćby najkrótszego i najcichszego słowa.
-Wiki... błagam...-słyszałam jak mówił. Chciał bym się odważyła coś powiedzieć. Prosił od dobrych kilku minut, ale ja go zwyczajnie słuchałam i płakałam po kryjomu. Nie chciałam by ktoś to usłyszał. Chodzi o Marco, ale i o Ninę.-Powiedz proszę, że tylko nic ci nie jest.-nie dawał za wygraną.-Powiedz, że jesteś cała i zdrowa. Chce tylko usłyszeć twój głos. Proszę. Zrób to. Tylko to.-"tylko" i "aż tyle". Jednak nie mogłam dłużej słuchać jak on się męczy o próbuje coś ode mnie wyciągnąć. Nie wytrzymałam już tego.
-Nic mi nie jest, Marco.-odezwałam się w końcu. Tego wszystkiego było za wiele i gdy tylko się uspokoiłam z płaczem, zabrałam głos.
-Gdzie jesteś? Wiki... Martwimy się wszyscy o ciebie. Nie rób nam tego. Wróć.-wyraźnie odetchnął z ulgą. Uspokoiłam go zwyczajnymi słowami, ale wiedziałam, że jak się zaraz nie rozłączę, to może być źle.
-Kocham cię. Pamiętaj o tym.-powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłam się i najszybciej jak tylko mogłam wyjęłam kartę z telefonu. Moje ręce zachowywały się jakby miała Alzheimera. Oczy przestały widzieć cokolwiek przez napływające łzy. Rzuciłam telefon na poduszkę, a sama walnęłam głową o drugą. Przykryłam się kołdrą i czekałam. Na co? Aż zmądrzeję. Aż wydorośleje. Aż zrozumiem, że moje zachowanie rani ludzi. Aż ogarnę się. Aż przestanę płakać. Aż zasnę i obudzę się kolejnego dnia, pełna nadziei, że będzie lepiej, a tak naprawdę będzie jeszcze gorzej.
-Gdzie jesteś? Wiki... Martwimy się wszyscy o ciebie. Nie rób nam tego. Wróć.-wyraźnie odetchnął z ulgą. Uspokoiłam go zwyczajnymi słowami, ale wiedziałam, że jak się zaraz nie rozłączę, to może być źle.
-Kocham cię. Pamiętaj o tym.-powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłam się i najszybciej jak tylko mogłam wyjęłam kartę z telefonu. Moje ręce zachowywały się jakby miała Alzheimera. Oczy przestały widzieć cokolwiek przez napływające łzy. Rzuciłam telefon na poduszkę, a sama walnęłam głową o drugą. Przykryłam się kołdrą i czekałam. Na co? Aż zmądrzeję. Aż wydorośleje. Aż zrozumiem, że moje zachowanie rani ludzi. Aż ogarnę się. Aż przestanę płakać. Aż zasnę i obudzę się kolejnego dnia, pełna nadziei, że będzie lepiej, a tak naprawdę będzie jeszcze gorzej.
*******
Siedziałem wraz z Ann przy jej łóżku i rozmawiałem z nią na różne tematy. Były już godziny wieczorne, a ja jestem z nią już od kiedy Marco wyszedł na trening. Głównie gadaliśmy o dziecku. Często tak robiliśmy, ale to zawsze uspokaja Brömmel. Odpręża się i myśli o naszej przyszłości, którą wiążemy z dzieckiem.
Śmiejąc się wraz z ukochaną, usłyszałem, jak dzwoni mój telefon. Wraz z Kathrin popatrzeliśmy na siebie nawzajem bez wyrazu. Oboje wiedzieliśmy, co to znaczy. Oboje wiedzieliśmy, kto się do mnie dobija i dobrze wiedzieliśmy, że za chwile podejmę ważną decyzję, której jestem pewny. Wtedy nie byłem. Chciałem to zrobić, bo myślałem, że tak pomogę Wiki, ale moja decyzja doprowadziła do tego, że moja przyjaciółka uciekła. Dla mnie. Gdybym miał być dociekliwy, to znalazł bym w tym wszystkim kilka pozytywów. Mam pewność, że Wiktorii na mnie zależy. Jak na przyjacielu, rzecz jasna. Tym swoim wyjazdem pokazała, że nie pozwoli bym cierpiał. Wykazała się tu odwagą. Niepotrzebną, ale dla niej koniczną.
Złapałem głośno powietrze w usta, a zaraz po chwili je wypuściłem i wziąłem iPhona do ręki, a następnie przystawiłem go do ucha.
-Mam nadzieję, że to ważne?-rozpoczął na przywitanie. Dzwoniłem do niego wcześniej, ale podobno miał jakieś spotkanie. Dopiero teraz oddzwonił.
-Tak. Jest to ważne.-odpowiedziałem i nerwowo przeczesałem swoje włosy. Spojrzałem tez wtedy na Ann. Widziałem, jak mnie obserwuje i chce zachować spokój, ale dobrze wiem, że bardzo denerwuje się w środku. Dlatego też postanowiłem wyjść z sali i porozmawiać z agentem na osobności.
-Mów więc.-odparł.-Generalnie, to mam nadzieję, że jesteś już spakowany.-dopowiedział.
-Generalnie, to ja nigdzie nie jadę.-powiedziałem to, co miałem zamiar mu wyjawić już wcześniej. Denerwowałem się lekko i bałem się jego reakcji. Przez moją decyzję stracił dużo pieniędzy.
-Nie możesz...
-Właśnie, że mogę, bo to moja decyzja. Nic z nikim jeszcze nie podpisywałem, a kontrakt z Borussią jeszcze mnie obowiązuje. Dortmund to moje miejsce i to, że chciałem odejść było błędem. Żałuję. Ale nie wszystko jest stracone i nie zamierzam jechać czy grać dla Monachium. Tu jest moje miejsce i uszanuj to!-gdy skończyłem, poczułem jak moje wszystkie problemy, które mnie ciąży zniknęły. Powiedziałem wszystko, co chciałem mu wygarnąć. Może będzie na mnie wściekły, ale mam to gdzieś. Ważne, że Ann, Marco i Wiktoria, jak się znajdzie, będą szczęśliwi.
-Będziesz jeszcze tego żałował Götze. To nie ty, a ja będę się tłumaczył im. Już nigdy niczego ci nie załatwię. Zapomnij!-krzyknął i się zwyczajnie rozłączył.
Stałem jeszcze tak chwilę w bez ruchu z telefonem przy uchu. Nie wiem dlaczego, ale najzwyczajniej analizowałem słowa i to co się właśnie wydarzyło, to co zadecydowałem.
Dopiero po kilku minutach stania, postanowiłem wejść do sali, w której leży moja ciężarna dziewczyna. Siedziała i wyraźnie czekała na mnie i na jakieś wieści. Wszedłem bez wyrazu twarzy. Ann przez to trochę się zaniepokoiła i jej wszystkie mięśni nagle się naprężyły.
Podszedłem do łóżka i usiadłem na nim. Od razu popatrzałem w oczy ukochanej i pocałowałem ją niespodziewanie, ale delikatnie.
-To już koniec, skarbie.-uśmiechnąłem się.-Dortmund jest nasz.
-Musimy znaleźć jeszcze tylko Wiki.-oznajmiła.
Śmiejąc się wraz z ukochaną, usłyszałem, jak dzwoni mój telefon. Wraz z Kathrin popatrzeliśmy na siebie nawzajem bez wyrazu. Oboje wiedzieliśmy, co to znaczy. Oboje wiedzieliśmy, kto się do mnie dobija i dobrze wiedzieliśmy, że za chwile podejmę ważną decyzję, której jestem pewny. Wtedy nie byłem. Chciałem to zrobić, bo myślałem, że tak pomogę Wiki, ale moja decyzja doprowadziła do tego, że moja przyjaciółka uciekła. Dla mnie. Gdybym miał być dociekliwy, to znalazł bym w tym wszystkim kilka pozytywów. Mam pewność, że Wiktorii na mnie zależy. Jak na przyjacielu, rzecz jasna. Tym swoim wyjazdem pokazała, że nie pozwoli bym cierpiał. Wykazała się tu odwagą. Niepotrzebną, ale dla niej koniczną.
Złapałem głośno powietrze w usta, a zaraz po chwili je wypuściłem i wziąłem iPhona do ręki, a następnie przystawiłem go do ucha.
-Mam nadzieję, że to ważne?-rozpoczął na przywitanie. Dzwoniłem do niego wcześniej, ale podobno miał jakieś spotkanie. Dopiero teraz oddzwonił.
-Tak. Jest to ważne.-odpowiedziałem i nerwowo przeczesałem swoje włosy. Spojrzałem tez wtedy na Ann. Widziałem, jak mnie obserwuje i chce zachować spokój, ale dobrze wiem, że bardzo denerwuje się w środku. Dlatego też postanowiłem wyjść z sali i porozmawiać z agentem na osobności.
-Mów więc.-odparł.-Generalnie, to mam nadzieję, że jesteś już spakowany.-dopowiedział.
-Generalnie, to ja nigdzie nie jadę.-powiedziałem to, co miałem zamiar mu wyjawić już wcześniej. Denerwowałem się lekko i bałem się jego reakcji. Przez moją decyzję stracił dużo pieniędzy.
-Nie możesz...
-Właśnie, że mogę, bo to moja decyzja. Nic z nikim jeszcze nie podpisywałem, a kontrakt z Borussią jeszcze mnie obowiązuje. Dortmund to moje miejsce i to, że chciałem odejść było błędem. Żałuję. Ale nie wszystko jest stracone i nie zamierzam jechać czy grać dla Monachium. Tu jest moje miejsce i uszanuj to!-gdy skończyłem, poczułem jak moje wszystkie problemy, które mnie ciąży zniknęły. Powiedziałem wszystko, co chciałem mu wygarnąć. Może będzie na mnie wściekły, ale mam to gdzieś. Ważne, że Ann, Marco i Wiktoria, jak się znajdzie, będą szczęśliwi.
-Będziesz jeszcze tego żałował Götze. To nie ty, a ja będę się tłumaczył im. Już nigdy niczego ci nie załatwię. Zapomnij!-krzyknął i się zwyczajnie rozłączył.
Stałem jeszcze tak chwilę w bez ruchu z telefonem przy uchu. Nie wiem dlaczego, ale najzwyczajniej analizowałem słowa i to co się właśnie wydarzyło, to co zadecydowałem.
Dopiero po kilku minutach stania, postanowiłem wejść do sali, w której leży moja ciężarna dziewczyna. Siedziała i wyraźnie czekała na mnie i na jakieś wieści. Wszedłem bez wyrazu twarzy. Ann przez to trochę się zaniepokoiła i jej wszystkie mięśni nagle się naprężyły.
Podszedłem do łóżka i usiadłem na nim. Od razu popatrzałem w oczy ukochanej i pocałowałem ją niespodziewanie, ale delikatnie.
-To już koniec, skarbie.-uśmiechnąłem się.-Dortmund jest nasz.
-Musimy znaleźć jeszcze tylko Wiki.-oznajmiła.
*******
Delikatne promienie słońca zaczęły drażnić moje powieki, przez co się obudziłem. Mimo, że nie chciałem. Czułem się fatalnie. Zupełnie jakby jakiś dźwig po mnie przejechał.
Po wczorajszym telefonie od Wiktorii, nie spałem prawie cała noc. Dopiero nad ranem udało mi się zasnąć. Nie wiem jak, ale chyba na chwilę udało mi się zapomnieć. Przez cały czas analizowałem słowa Wiki. Mówiła, że jest bezpieczna i mnie kocha, więc dlaczego do cholery jej tu nie ma? Osoba, która kocha drugą osobę, nie zostawia jej. Nie ucieka.
Martwię się o nią, chociaż powiedziała, że jest bezpieczna. Ja chciałem mieć jednak pewność. Jeżeli miałaby się już nie odnaleźć, to chciałbym mieć jednak stu procentową pewność.
Dodatkowo strasznie za nią tęsknie. Chciałbym bardzo by była właśnie w tym momencie obok mnie. Oddałbym wszystko, co mam by tylko pojawiła się przy mnie. Przynajmniej na chwilę.
Leżałem tak na łóżku jeszcze z jakąś godzinę. Cały ten czas myślałem o brunetce i próbowałem wymyślić jakieś miejsce, gdzie mogłaby być, ale wszystko i wszystkich sprawdziliśmy.
Powiedziałem niektórym kolegą z klubu o jej zniknięciu i zaoferowali pomoc. Ale jednak, co oni mogli?
Gdy na zegarku wybiła 9, postanowiłem podnieść się i wstać oraz zjeść jakieś śniadanie. Najpierw jednak poszedłem do łazienki i umyłem się. Zimny prysznic zawsze mi pomaga. Oczyściłem lekko swój umysł ze wszystkich problemów, ale tylko na chwilę, bo jak tylko wyszdłem ubrany z łazienki, wszystko wróciło.
Poszedłem do kuchni i chciałem zaparzyć sobie herbaty, ale dzwonek do drzwi mi przeszkodził.
Zdziwiłem się, kto mógłby to być? Nikogo nie zapraszałem, ani nikt nie miał się dzisiaj pojawić. Wtedy przez myśl mi przeszło, że to może być Wiktoria i wróciła po swoim wczorajszym telefonie.
Najszybciej jak tylko mogłem ruszyłem do drzwi z nadzieją, że to Wiki. Otworzyłem je, ale to nie była Polka. To był Mario.
-Spodziewałeś się kogoś innego, że tak ci uśmiech znikł, jak mnie zobaczyłeś?-zapytał od razu. Miał jakby lepszy humor. Na pewno lepszy ode mnie.
-Myślałem, że to Wiki.-odpowiedziałem i odszedłem od niego, zostawiając otwarte drzwi, by przyjaciel mógł wejść.
-Kontaktowała się z tobą?-pytał poważnie, tym razem.
-Dzwoniła do mnie wczoraj.-wyjawiłem po krótkiej przerwie. Götze otworzył szeroko buzię ze zdziwienia i patrzał się na mnie jak na wariata. Dopiero po chwili, gdy mu pomagałem powrócić do życia, ocknął się.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?! Mów, co gadała? Gdzie jest!? Powiedziała, że wraca?!-zadawał mnóstwo pytań, ale nie przerywałem mu,. bo ja sam pewnie zachowałbym się podobnie.
-Mario, spokój. Nie powiedziała nic konkretnego, tylko, ze nic jej nie jest. Żadnych wieści, gdzie, co i jak.-odparłem i usiadłem na sofie w salonie. Nawet nie wiem, kiedy doszliśmy aż do salonu.
-Marco, dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?!-zdenerwował się.
-Bo sam musiałem to wszystko przemyśleć. Zadzwoniła w nocy. Nie spałem w ogóle Mario... tęsknie za nią, a ona już nie wróci.-żaliłem się, a moja ręka zaczęła automatycznie przeczesywać moje blond włosy.
-Jak nam nie powiedziała, to sami się dowiemy!-krzyknął uradowany.-A teraz choć!-rozkazał i sam, nie czekając na mnie, ruszył do drzwi. Sam nic z tego wszystkiego nie rozumiałem, ale chciałbym by Mario wykazał się teraz jakimś pomysłem, bo to jest teraz to, co potrzebujemy.
-Mario?-dziwiłem się.-Co ty wykombinowałeś?-pytałem teraz ja, ale od razu złapałem za kurtkę, a potem buty i wystartowałem za moim przyjacielem, który czekał na klatce schodowej na mnie.
-Nie pytaj, tylko chodź!-ponownie nie wyjaśnił za wiele, ale oboje wyruszyliśmy do samochodu Mario, a on? Pojechał gdzieś na miasto, a ja nie miałem zielonego pojęcia gdzie.
-Götze gadaj, co jest grane!-postanowiłem być bardziej stanowczy i chyba to opłaciło się, bo postanowił wyjaśnić.
-Idziemy na policję. Może uda im się namierzyć, skąd dzwoniła.-odpowiedział. Ucieszyłem się. Byłem szczęśliwy pierwszy raz od kilku dni. Mógł mieć rację. Mógł rozwiązać nasz problem i moglibyśmy odnaleźć ją.
-Mario... jesteś genialny!-krzyknąłem i najchętniej przytuliłbym przyjaciela, ale że prowadzi pozwolę się mu skupić na drodze.
-Podziękujesz mi później, ale teraz dzwoń do mamy Wiki. Muszą wiedzieć.-poradził, a ja od razu wyciągnąłem telefon i wykręciłem numer do pani Müller. Czekając na jakiś znak od Polki, przypomniałem sobie, że Mario przyszedł do mnie rano w jakimś celu, podajże. Nie powiedział dlaczego, ani nic nie wyjaśnił, bo od razu zajęliśmy się sprawą z Wiktorią.
-Mario? Możesz mi powiedzieć jeszcze, po co przyszedłeś do mnie dzisiaj?-zadałem pytanie, a przyjaciel od razu uśmiechnął się lekko i tajemniczo zarazem.-Mario?
-Zostaję. Nigdzie się nie wybieram.-wyjaśnił i po raz pierwszy zerknął na mnie przelotem, ale chwilę to trwało.
-Marco? Jesteś tam?-dopiero doszedł do mnie głos mamy Wiki. Ocknąłem się i zrozumiałem, co właśnie zaszło i co może zajść.
*******
Bardzo dziękuję Wam za wszystko.
Jak na razie koniec już historii Wiki i Marco. Zostaje epilog, który wprowadzi nas do drugiej historii.
Historii o przyjaźni, miłości, tęsknocie, trudnych decyzjach, odpowiedzialności.
Będzie inna. Szczęśliwa? Nie umiem pisać takich opowiadań. Będzie dramatyczna... Może nawet bardziej do tej?
Cóż... wszystko się wyjaśni już wkrótce ♥
Do zobaczenia przy epilogi i pamiętajcie:
WY DECYDUJECIE, KIEDY SIĘ POJAWI :)
KOMENTUJCIE
-Musisz jeść.-pouczała mnie Nina, ale ja dalej siedziałam i przysłowiowo modliłam się nad miską czekoladowych płatków. Głowę oparłam o swoją rękę i po prostu myślałam nad tym wszystkim, co się wydarzyło.
Moje zachowanie, kłamstwa, oszustwa, decyzję... to wszystko zakręciło się w okół mnie i wciągnęło w koło, z którego nie da się wyjść. W każdym bądź razie jest bardzo trudno. Ninie się wydaje, że powiedzenie zwyczajnie prawdy załagodzi konflikt i wszyscy będą szczęśliwi. Ale to tak nie gra. Nie będziemy szczęśliwi. Jak Marco się tego dowie, to w najlepszym wypadku tylko rozstaniemy się w złej atmosferze. W najgorszym - może mnie znienawidzić i Mario też przy okazji. Ann może się coś stać przez stres. Jest wiele powodów, dla których nie powinnam wracać. Ja tu jestem szczęśliwa. Albo... ja po prostu to sobie wmawiam. Tak czy inaczej, Mario został w swoim mieście, a Marco... musi być silny. Wiem, że wymagam od niego zbyt wiele rzeczy, ale już wiele przeszedł i przyzwyczai się. Cholera. Ja jestem okropna...
-Nina, zrozum, że nie jestem głodna.-powiedziałam ostro w kierunku dziewczyny.
-Ale...-chciała coś jeszcze dodać, ale przerwałam jej.
-Dość!-krzyknęłam i podniosłam się.-Daj mi proszę spokój, dobrze?-uspokoiłam się po chwili. Blondynka patrzała na mnie i analizowała każde słowo, które wypadało z moich ust.
-Wiktoria... rozumiem, że jesteś i żyjesz w stresie. Przepraszam.-spuściła lekko głowę.
-Ja też, Nina. Nie powinnam była tak krzyczeć. Zachowałam się głupio.-wypowiedziałam szczerze. Nowak mi pomaga, a ja traktuję ją tak jak to przed chwilą pokazałam. Było mi wstyd.
-Już okej.-uśmiechnęłam się zmieniając temat.
-Pozwolisz, że pójdę się przejść?-zapytałam, bo poczułam taką potrzebę.
-Jasne. Nie mogę cię trzymać na siłę, ale nie uważasz, że to nie jest jak najlepszy pomysł?
-Świerze powietrze mi dobrze zrobi.-uznałam i po prostu odeszłam na korytarz. Ubrałam ciepłe buty, kurtkę i do tego szalik wraz z rękawiczkami. Pożegnałam się z Polką i wyszłam. Nie wiedziałam konkretnie dokąd, więc szłam przez siebie.
Mijałam domy, bloki, sklepy, samochody i ludzi. Niektórzy patrzeli się na mnie jakoś inaczej. Może mnie poznali? Ale kogo poznali? Wiktorię Müller, dawną mieszkankę Gdańska, czy Wiktorię Müller, dziewczynę Marco Reusa?
Ja w każdym bądź razie nie zwracałam na nikogo i na nic uwagi. Szłam i myślałam. Analizowałam. Starałam się wymazać Dortmund i te wszystkie wspomnienia z mojej głowy, ale tak się nie da. Nie mogę zapomnieć o kimś takim jak Mario. Najlepszym przyjacielu, którego na początku nie lubiłam, ale to wszystko się zmieniło, bo poznałam go z lepszej strony. Prawdziwej. Miałam okazję poznać go. Wiele osób marzy o tym, by poznać swoich idoli, albo przynajmniej porozmawiać chwilę z ulubionym piłkarzem. Ja miałam okazję go poznać i stać się jego najlepszą przyjaciółka. Choć w pewnych momentach byłam za blisko.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że jesteś, pomogłeś mi, przytuliłeś. Po prostu. Kocham cię Mario. Nigdy nie miałam kogoś takiego jak ty. Takiego przyjaciela. Teraz to widzę i wiem, że Nina, i Rafał nie mogą się z tobą równać.
Nie mogłabym też zapomnieć o Ann. Pamiętam, to jak na początku się nie lubiłyśmy i szukałam zawsze pretekstu do tego, by się z nią pokłócić. Wydawała mi się taką typową, negatywną Wag, która leci tylko na pieniądze. Z biegiem czasu poznałam ją bardziej. Poznałam i zrozumiałam, że wiele nas łączy. Polubiłyśmy się z każdym kolejnym spędzonym dniem ze sobą. Zbliżyłyśmy się do siebie nawzajem. Nawet nie wiem, kiedy dokładnie zaufałam jej na tyle mocno, by uznać ją za ważną część mojego życia. Najwidoczniej, to dzieje się samo. Gdy się do kogoś zbliżymy, po prostu mu ufamy i staję się dla nas automatycznie kimś ważnym.
Nie martw się Wiki. Nie jesteś sama. Ja z Mario ci na pewno pomożemy. Ania i wszyscy inni również ci pomogą. Możesz tu zostać ile chcesz.
-Dziękuję.
Wizyta w Dortmundzie pomogła mi poznać, również, kogoś wspaniałego. Oczywiście Anie. Nigdy jej nie zapomnę. Zmieniła moje życie. Dziękuje jej każdego dnia, a właściwie każdej nocy, bo przed zaśnięciem zamykam oczy i rozmawiam z nią w myślach. Właśnie z nią. Dziękuję jej i mówię, co robiłam. To mi ogromnie pomaga się pozbierać, ale jednocześnie przywołuje wspomnienia. To wszystko, co razem zrobiłyśmy, powiedziałyśmy, przeżyłyśmy. Tego nie da się wymazać. Nie mogłabym nawet. Przypadkowe spotkania są zawsze najlepsze, a gdy pomyślę tylko, że poznałam Anię, dzięki byłej Marco i dzięki temu, że wyciągnęła mnie za kawę, to od razu uśmiecham się sama do siebie, bo przecież ja nie przepadałam za bardzo za kawą. Dopiero w Dortmundzie przyzwyczajałam się pić ją w różnych odmianach. Los jest niesamowity.
-Zaraz, zaraz! Polka?
Ja tylko pokiwałam głową ze szczerym uśmiechem, na co Ania wstała i mnie przytuliła.
-Ania Lewandowska. To opowiadaj, co cię tutaj sprowadza? Skąd się znasz z Carolinie?
-Przyleciałam wczoraj z rodzicami i bratem, a Caro jest moją sąsiadką.
-Serio? No, proszę. Trafiłaś na fajnych sąsiadów.
-Oj, na pewno. Szczególnie jeśli chodzi o pewnego blondyna.
Robert też będzie dla mnie ważny. W szczególności po śmierci Ani, zbliżyliśmy się do siebie. Wspólna tragedia połączyła nas. Razem przeżywaliśmy ból i pogodzenie się z tęsknotą, ale przede wszystkim ze stratą, bo to ona tu grała pierwsze skrzypce.
Pomogliśmy sobie nawzajem i dzięki temu oboje podnieśliśmy się mimo, że było nam bardzo ciężko. Obojgu. Może to dziwne, ale cierpiałam słabiej z myślą, że nie jestem sama. Że ktoś również ma problem wręcz identyczny do mnie.
Na zawsze zapamiętam też jego lojalność. Gdy przyłapał mnie razem z Mario na pocałunku, mógł od razu pójść i naskarżyć Marco, ale tego nie zrobił. A wręcz przeciwnie. Porozmawiał nawet ze mną i poradził. Pokazał tutaj, jak wielkim jest człowiekiem.
-Wiesz Wiki? Wiesz, co mnie jeszcze trzyma przy życiu i dlaczego nic jeszcze nie pierdolnęło? Wy. To dzięki wam się jeszcze trzymam. Widzę jak jesteście przy mnie i mi pomagacie. Nie mógłbym tego tak wszystkiego zostawić i pierdolić. Wstaję dla was, jem, żyję... Wy i moja mama z siostrą mi pozostaliście. To dzięki wam mam jeszcze ochotę na życie. Wy, klub, kibice, Dortmund... jesteście dla mnie ważni. Straciłem Anię, ale wiem, że ona nie chciałaby, bym się smucił i pogrążał w żałobie. Chce mojego szczęścia. Dlatego staram się żyć bez kogoś, kto był najważniejszą osobą. Wiesz dlaczego pochowałem Anię w Dortmundzie, a nie w Polsce? Bo powiedziała, że tu jest nasz dom. Dortmund jest naszym domem i tu chciałby zamieszkać. W miejscu, gdzie mieliśmy tak wielu ludzi obok siebie.
-Robert...
Marco... On jest osobą, o której nie muszę nawet wspominać. O nim nigdy bym nie mogła zapomnieć. Jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu i strasznie go kocham. Chciałabym w tym właśnie momencie go przytulić, powiedzieć, jak bardzo go kocham i pocałować oraz wyznać, jak wiele mu zawdzięczam. Ile mnie nauczył i jak wiele razy miałam w nim wsparcie.
-Marco? Mogę cię o coś zapytać?
-Jasne.
-Jest to trochę dziwne pytanie, ale... ale chciałabym wiedzieć. No... bo....ahh... Jak chciałbyś by nazywało się nasze dziecko, gdyby się urodziło? Przepraszam Marco. Nie powinnam była pytać o takie coś. Znowu zawiniłam z tą sytuacją.
-To nie twoja wina. Nie mów tak nawet. Mi też jest teraz ciężko. Szczególnie teraz, jak Mario i Ann spodziewają się dziecka. Czasami myślę, co by było gdyby. Jak to by wyglądało, gdyby coś tam się nie stało. Jednak nie możemy cofnąć czasu. Musimy pogodzić się z tym i żyć dalej. Moja mama zawsze mi powtarzała, że po zachodzie słońca, zawsze jest wchód. My już swoje wycierpieliśmy. Zobaczysz, że za jakiś czas będziemy bawić się na placu zabaw z naszym dzieckiem. Proszę, przestań się już obwiniać. Nie jesteś winna niczyjej śmierci. Dobrze, kochanie?
-Kocham cię.
Dortmund, to bardzo ważny etap w moim krótkim życiu. Tak było i już tak pozostanie.
Miastko, które przecież nie należy do jednych z najładniejszych na świecie, ale i też w Niemczech. Wygląda na zwykłe, ale tak naprawdę ma w sobie wiele historii. W tym moją. Niezwykłą historię Wiktorii Müller, która się pogubiła. W czym? We wszystkim. Co zrobiła? Uciekła. A co powinna? Porozmawiać.
Ona to wie, ale się boi. Jest przerażona.
Nie wiem nawet kiedy znalazłam się w dzielnicy domów, w której kiedyś mieszkałam. To tu znajduje się mój stary dom, który przecież też jest dla mnie ważny. To tu dorastałam.
Pomyślałam, że fajnie byłoby zobaczyć mój dom. Dowiedzieć się kto tam mieszka. Jednak najważniejsze i moim priorytetem było zobaczyć go. Chciałam, by wspomnienia wróciły Wiem, że może do bardzo rodzinnych nie należały, ale w końcu wspomnienia, to wspomnienia.
Ruszyłam przed siebie i oglądałam po kolei wszystkie budynki. Znałam. Ale nikogo nie spotkałam, bo chyba wszyscy byli w ten dzień po za domem.
Po kilku minutach znalazłam się pod odpowiednim numerem. 24 B. To mój były adres. Wszystko wyglądało, jakby było nienaruszone. Nie zmienione. Ta sama brama. Ta sama furtka. Ten sam numer. Te same rośliny, drzewa. Zupełnie, jakby nikt tu nic nie zmieniał. A może tak jest? Może nikt nie mieszka w tym domu? Nie, jednak ten pomysł muszę wyrzucić, bo widzę w oknach firanki. Tylko kto? Ciekawa jestem, kto mieszka w moim pokoju i czy widział popisaną ścianę. Było na niej napisanie "Gdańsk, 23.07.2010 r. Kubuś i Wiki". Napisaliśmy to razem z bratem. By każdy o nas usłyszał i wiedział, że jesteśmy przyjaciółmi. Nie tylko rodzeństwem, ale i przyjaciółmi.
-W czym mogę pomóc?-usłyszałam nagle czyiś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam starszą kobietę z reklamówkami, pełnymi zakupów. Wyglądała na miłą. Taką miała twarz i jej głos zapowiadał, że ktoś za chwilę będzie rozmawiał z pogodną i ciepłą osobą. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, które niekoniecznie musi być prawdą.
-Yy.. nie.-odparłam zakłopotana lekko, bo chyba nie wygląda to dobrze, jak przyglądam się czyjemuś domowi.
-Mam nadzieję, że nie muszę wzywać policji?-mówiła ostrożnie i ostrzegawczo.
-Nie.-zaprzeczyłam.-Chciałam tylko, obejrzeć swój stary dom.-powiedziałam prawdę i odwróciłam się na chwilę w stronę budynku, ale zaraz potem wróciłam wzrokiem na starszą panią.
-Stary dom?-powtórzyła zdziwiona.-Mieszkałaś tu?
-Tak. Wyprowadziłam się w te wakacje. Ale... przyjechałam w odwiedziny i... chciałam zajrzeć i tu.-wyjaśniłam.
-Mogę prosić o jakiś twój dokument?-poprosiła grzecznie, a ja wyjęłam z portfela dowód i pokazałam go jej. Kobieta obejrzała go dokładnie i zaraz go oddala mi.-Może chcesz wejść? Na herbatkę?-zaproponowała już praktycznie wyłączając podejrzliwość.
-Dziękuję za zaproszenie, ale nie. Nie chcę się narzucać i...
-Jakie narzucać? Proszę. Mój mąż i tak jest na spacerze z siostrą i wnukami, więc wrócą pewnie dopiero na obiad, a teraz nie mam nic lepszego do robienia. Proszę. Zapraszam.-przerwała mi, opowiedziała o mężu, a następnie pokazała ręką bym weszła. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, ale sama nie mam za wiele do roboty, a może ta rozmowa coś mi da? Pomoże?
-No, dobrze.-zgodziłam się, a kobieta od razu uśmiechnęła i otworzyła furtkę, a wkrótce poprowadziła do frontowych drzwi.
-No to wracamy na stare śmieci, Wiki.-powiedziałam sama do siebie w myślach. Pani, którą poznałam otworzyła mi drzwi. a przede mną ukazał się mój stary dom. Wszystko wróciło.
Obserwowałam kobietę i patrzałam, co dokładnie robi. Jej włosy były krótkie, ale tak zazwyczaj czeszą się starsze kobiety. Pofarbowane były na ciemny blond oraz ich właścicielka lekko je podkręciła.
Ubierała się normalnie. Jak to przystało na jej wiek. Miała na sobie zwykłe, czarne spodnie z jakiegoś materiału i biały sweterek,
Stała teraz przy blacie i przygotowywała kubki na herbaty. Stała tam, gdzie kiedyś stała moja mama, albo nawet i ja. Dziwne uczucie być w domu, który jest przecież twój. Bo ty to wiesz. Czujesz się w nim swobodnie, pamiętasz te kąty, ale jednocześnie to nie jest twoje miejsce.
Kobieta po chwili odwróciła się do kuchenki i nalała wody do kolorowych kubków. Gdy to już wykonała, zwróciła się do mnie i podała gorące napoje. Siedziałam cały czas przy stole. To tu kiedyś jadłam śniadania. Uśmiechnęłam się do niej, ona odwzajemniła gest i usiadła naprzeciwko mnie.
-Pewnie dziwnie się tu teraz siedzi z myślą, że czuło się tu kiedyś tak swobodnie, a teraz to dom jakiejś starej baby.-zagadała i zaśmiała się jednocześnie.
-Tak, ale mogę zapewnić, że nie pomyślałam w ten sposób.-odpowiedziałam i wymieszałam napój.
-Jak ci się żyje w Niemczech?-zapytała, a ja popatrzałam na nią gwałtownie, jak na jakąś wariatkę, która ledwo co uciekła z psychiatryka. Ona sama zdziwiła się pewnie moim zdziwieniem i ponownie zaśmiała się.-Nie myśl, że nie wiem z kim spotyka się sam Marco Reus. Może i jestem stara, ale cały Gdańsk, jak nie kraj, trąbił o tym. Niektórzy mówili nam, że to w tym domu mieszkali. Rzeczywiście, mieszkaliśmy po jakiś Müllerach, ale myślałam, że to zbieg okoliczności. Jednak nie.-roześmiała się na koniec. Widać, że jest niesamowicie pogodna.
-Ja... ja...-wahałam się. Z jednej strony zaufałam od razu tej pani i nie miałabym problemu by z nią porozmawiać, ale z drugiej strony boję się trochę.
-Oj, wybacz. Ja cię znam, a ty nawet nie wiesz jak mam na imię. Grażyna Kwiatkowska.-podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam.-Przepraszam, że na początku trochę naskoczyłam na ciebie, ale musiałam być ostrożna. Ile to się słyszy, jak oszukują starszych ludzi.-tłumaczyła.
-Jasne, rozumiem. To normalne.-zgodziłam się.
-To jak? Opowiesz mi o życiu w Niemczech?-nie dawała za wygraną.
-Tyle, że ja już nie będę mieszkała w Niemczech. Wróciłam do Gdańska.-pani Grażyna nie kryła zdziwienia i od razu zaciekawiła się.
-Dlaczego? Co się stało?
-Dużo gadać... -unikałam odpowiedzi.
-Mamy czas...
Zgodziłam się. Postanowiłam wyjawić praktycznie obcej osobie o moich problemach. Zaczęłam od początku. O tym jak wyjechałam i jakie były moje relacje z poszczególnymi osobami. Wspomniałam o pocałunku, o kłamstwach, wypadku i dziecku. Nic nie ominęłam. Potem jak wszystko było dobrze, ale zachorowała Ania. O Carolin, która namieszała nam życiu. O przeszłości Marco i o tym jak to wszystko się potoczyło. Powiedziałam o zaręczynach i tym wspaniałym dniu. Najwięcej jednak rozgadałam się o śmierci Ani. Mówiłam jej o swoim bólu i o tej samotności, ale że walczyłam i wygrałam. Nie ominęłam też wakacji w Chorwacji i o tym, co tam się wydarzyło. Skończywszy na transferze Mario i dzisiejszym dniu.
-Wiesz Wiki... Nigdy nie było mi dane poznać tak młodej osoby z tyloma problemami i przeżyciami. Podziwiam cię, że się trzymasz, bo wiele osób już by dawno uciekło. Tak jak zrobiłaś to teraz. Rozumiem twoją ucieczkę i czuję, że gdybyś się poddała już wcześniej, to byłabyś tu już dawno temu. Te problemy, które się zebrały w tobie stworzyły niewyobrażalne obciążenie dla ciebie. Kochana, najwyraźniej nie wytrzymałaś już tego obciążenia.
-Jest pani pierwszą osobą, która mówi, że mnie rozumie.-wyznałam.
-Wiesz... wszyscy inni, chyba chcą po prostu ci wbić do głowy na siłę, co powinnaś zrobić. Nie przeczę. Czasami takie rozmowy, gdy ktoś chce coś dosadnie przekazać, są dobre. Ale ty wyglądasz na taką osobę, która chce rozmowy. Spokojnej i wyrozumiałej.
-Tęsknie za nimi. Za Mario, Ann, Robertem, bratem i rodzicami. Za Marco to już powoli nie wytrzymuję. Chciałabym... tak strasznie chciałabym się w niego wtulić...-mówiłam i opuściłam głowę w dół. W taki sposób mówiłam. Jakbym się bała, a może raczej wstydziła swojego zachowania.
-Ale nie chcesz wrócić, bo Mario?-widać, że bardzo uważnie mnie słuchała i teraz odpowiednio dobiera pytania.
-Tak. Nie chcę niszczyć jego życia, przeze mnie...-odpowiedziałam.
-Nie zwalaj wszystkiego na siebie. Posłuchaj, a może gdybyś wróciła i porozmawiała z Mario i Ann? A przede wszystkim z Marco? Nie uważasz, że zasłużył na prawdę?
-Zasłużył jak nikt inny, ale ja się po prostu boję. Boję, że mnie znienawidzi, albo pokłóci się z Mario. Nie chcę, by ich przyjaźń się rozwaliła.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo cię rozumiem.-skomentowała cicho, a gdy na nią w końcu popatrzałam odwróciła wzrok i głośno westchnęła, a następnie wstała.-Byłam kiedyś szalenie zakochana w pewnym chłopaku. Miałam może z osiemnaście lat. Zupełnie jak ty. Kochaliśmy się i świata po za sobą nie widzieliśmy. Ale miałam również przyjaciela. Pamiętam, że wtedy każdy nam mówił, jak to idealnie do siebie byśmy pasowali, ale ja miałam chłopaka, a on dziewczynę i tak było. Nie kochałam go jak Krzysztofa, ale coś mnie do niego ciągnęło. Nie miłość, ale jakiś dziwny pociąg. Pewnego razu, doszło między nami do zbliżenia. Mieszkałam wtedy w Warszawie. Po tym wszystkim, chcieliśmy o tym zapomnieć, ale nie mogłam. Miałam wyrzutu sumienia, co do każdego. W końcu nie wytrzymałam i uciekłam. Jak ty. Przyjechałam do Gdańska i poznałam mojego aktualnego męża - Zbigniewa. Kocham go, ale bywają dni, że myślę o Krzysztofie i o moim przyjacielu - Arku. Zastanawiam się, co robią, czy mają rodziny, czy żyją.-zaśmiała się.-Jestem naprawdę szczęśliwa, bo mam obok siebie wspaniałego mężczyznę, ale i tak uważam, że wyjazd nie był koniczny. Nie powiem ci, co masz teraz zrobić, ale zastanów się i zrozum moją historię. Niech będzie dla ciebie wskazówką.
-Kocha pani Krzysztofa?-zapytałam, a w oczach kobiety zobaczyłam łzy.
-Nigdy nie przestałam.-wyznała i uśmiechnęła się lekko.
Po tym nic już nie odpowiedziałam. Postanowiłam podziękować kobiecie i udać się... chyba do domu. Do Niny.
Gdy powiadomiłam ją o moich planach, to miła pani nalegała bym została jeszcze chwilę, ale nie mogłam. Po tym, co mi naopowiadała mam jeszcze większy mętlik w głowie, ale chyba... chyba wiem, co chcę zrobić.
-Dziękuję za wszystko.-powiedziałam do niej, jak stałam już przy drzwiach.-Gdyby nie pani...
-Wiesz, co już masz zrobić?-zapytała, a ja na to westchnęłam i opuściłam głowę, na co ona:
-Żeby umieć kochać, trzeba umieć myśleć.-powiedziała nagle, a ja natychmiast, gdy usłyszałam, że coś mówi podniosłam twarz i spojrzałam na nią. Zmarszczyłam brwi, a pani Grażyna stała i uśmiechała się do mnie.
-Do widzenia, Wiki.-powiedziała.
-Do widzenia.-odpowiedziałam i wyszłam.
Szłam powoli, spacerkiem po parku oliwskim i oglądałam te wszystkie piękne zdobione krzewy i kwiaty. Uwielbiałam to miejsce. Wchodząc tu, wyciszasz się i ożywasz. Możesz na spokojnie przemyśleć wszystkie problemy, jakie cię gryzą, bez obaw, że ktoś ci tu zakłóci twój spokój. Mam wrażenie, jakby tutaj każdy szanował drugiego człowieka bez względu. Jakby każdy każdemu dawał szansę na pobycie ze swoimi myślami.
Idąc, zastanawiałam się nad ostatnimi słowami pani Kwiatkowskiej. Wiedziałam, że muszę zastanowić się nad nimi, ale w pewnym miejscu. Na pewnej ławce, gdzie... może to dziwnie teraz wyglądać, ale zawsze spotykałam się z Rafałem. To tu wyznaliśmy sobie miłość. Nie wiem, dlaczego chcę tam pójść, ale chciałabym powspominać, pomyśleć, a czuję, że tam będę miała taką możliwość.
Przemierzałam powoli trasę, gdy nagle znalazłam się blisko tego miejsca. Kogo tam zastałam? Mojego byłego. Dlaczego tam siedział? W ogóle nie wyglądał na osobę w najlepszej kondycji, ale nie fizycznej a psychicznej.
-Rafał?-postanowiłam dać o sobie znać, gdy byłam już blisko. Jak usłyszał mój głos, to zdziwił się. Bardzo. Wstał, jak oparzony i patrzał się na mnie wielkimi oczami.
-Co tu robisz? Sama do tego?-pytał.
-Chciałam usiąść i pomyśleć. Uważałam, że to dobre miejsce. Ale nie chcę przeszkadzać, to pójdę gdzieś indziej.-już chciałam odchodzić, ale mój były złapał mnie za rękę i uniemożliwił oddalenie się.
-Możemy zawsze pomyśleć razem.-zaproponował, a ja przystałam na jego propozycję. Usiedliśmy obok siebie i po prostu... siedzieliśmy. Nikt nic nie mówił, nie komentował, a a zajmował się jedynie swoimi własnymi myślami.
W pewnym momencie, po prostu, zainteresowałam się czy tak zawzięcie zastanawia się Jankowski. nie chciałam jednak pytać, by nie wyjść na wścibską. Po za tym sama mam na głowie dużo problemów, że kolejne nie są mi w ogóle potrzebne.
-Żeby umieć kochać, trzeba też potrafić myśleć, wiesz o tym?-zagadałam w końcu. Zerknął na mnie z nierozumiejącą miną.
-W poetę się bawisz?-zażartował.
-Nie, ale ktoś mi właśnie to powiedział. Wiesz, co dla mnie znacz?-pokiwał przecząco głową.-Że czasami trzeba zastanowić się nad swoją miłością. Zastanowić się dlaczego ona jest i czy jest potrzebna. Umieć rozumieć pojęcie miłości i znać drugą osobę. Myśleć. Myśleć w przód, a nie stać w miejscu. Niby czasami teraźniejszość jest najważniejsza, ale trzeba wyglądać w przyszłość i umieć powiedzieć, czy widzi się siebie za kilka lat ze swoją drugą połówką czy kompletnie samą. Albo może jeszcze z zupełnie inną osobą. Myślenie w miłości jest kluczem.
-Mądre.-skomentował i po raz kolejny nikt z nas nie wypowiedział ani słowa. Ale na chwilę.
-Czasami przychodzę tutaj, by pomyśleć nad tym wszystkim. Lubię to miejsce i gdy wyjechałaś, bywałem tu czasami raz w tygodniu.-mówił.
-Rafał...
-Nie, Wiki. Ja wiem, jak to wygląda, ale ja wszystko rozumiem. Pogodziłem się, ale chcę byś jedno wiedziała. Kocham cię, kochałem i zawsze będę. Byłaś moją prawdziwą miłością. Pierwszą i ostatnią. Wyjechałaś i myślałem, że zapomnę, ale tak nie było. Nie było też dnia, w którym bym o tobie nie myślał. Jesteś dla mnie ważna cały czas i gdy cię zobaczyłem.... wtedy u Niny... Myślałem, że mam zwidy,ale nie. Byłaś tam. Naprawdę tam byłaś. Momentalnie wszystko wróciło. Wszystkie dobre chwile, które przecież nie można wymazać z pamięci. Gdy dowiedziałem się, że uciekłaś... opowiedziałaś mi wszystko.. Ja.. ja...chciałem... Myślałem nawet, że będzie dla nas szansa...
-Ale Rafał...-chciałam coś powiedzieć, ale nie dał mi dojść do słowa.
-Daj mi skończyć, Wiktorio. Ja wiem, że nie mam u ciebie szans. Wiedziałem to już wtedy, gdy miałaś wypadek. Gadałem z Marco i rozmawialiśmy szczerze... Widziałem jak cię kocha. Jak wiele by dla ciebie zrobił. Widziałem to wszystko. A teraz też widzę, jak ty go kochasz i jak silne jest u ciebie uczucie. Może dziwne, ale dla mnie uciekłaś dla Marco. Nie chciałaś go ranić, nie chciałaś go krzywdzić. Nie chcę nic zniszczyć.-byłam w szoku. Nie sądziłam, że Rafał dąży mnie jeszcze jakimkolwiek uczuciem. To, co powiedział, było pięknie i powiedziane od serca. Nie mogłam opanować łez wzruszenia, bezsilności, tęsknoty. Emocje puściły.
-Ale... dlaczego?-płakałam i mówiłam z trudem.-Dlaczego mnie zdradziłeś z Niną?
-Kiedyś po jednej z imprez byłem pijany i... ja nie wiem, jak to się stało, ale przespaliśmy się. Powiedziałem Ninie za dużo i ona też za dużo myślała. Nawet nie wiesz, jak trudno mi było. Jak trudno było mi cię kłamać. Potem, jak wyjechałaś... związek z nią była dla mnie jakby zapomnieniem... To wszystko jest skomplikowane.-schował twarz w dłoniach.
Nie wiedziałam co mam jeszcze dodać. Tyle wiedziałam, co chcę zrobić, ale teraz jestem jeszcze bardziej skołowana.
-Wiki, ja wiem, że moimi słowami namieszałem, ale ty wiesz, co masz robić. Wracaj. Idź do Marco i bądź szczęśliwa, okej?-wydostał swoją twarz znad rąk i patrzał na mnie schylony.
-Też będziesz dla mnie ważny, rozumiesz.-powiedziałam, a on podniósł się.-Może nie kocham cię, ale wiele z Niną dla mnie zrobiliście. Będę wam wdzięczna do końca życia. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
-Prawda.-uśmiechnął się w końcu. Lekko, ale w końcu uśmiech to uśmiech. W ramach podziękowań, nachyliłam się i pocałowałam go w policzek.
-Przyjaciele.-dodałam ukazując przez łzy promienie radości. Nagle zauważyłam, jak zmarszczył czoło i spojrzał gdzieś w jakiś punkt za mną. Nie odwróciłam się, ale zdziwiona popatrzałam na niego.
-Co tam widzisz?-zapytałam ciągle z dobrym humorem.
-Ninę, ale nie samą.-odpowiedział.-Odwróć się.-rozkazał, a ja to zrobiłam. Gdy ujrzałam kto tam stoi, moje serce momentalnie oszalało i zaczęło bić tak szybko, jak jeszcze nigdy. Stał tam... Mario. Był blisko mnie i Rafała. Odwróciłam się jeszcze bardziej. Chciałam biec. Pobiec do niego, ale coś mnie jeszcze trzymało. Czy on an pewno chce bym do niego podeszła?-Biegnij,Wiki.-usłyszałam Rafała, a mi nie pozostało nic innego, jak pobiec. Zerwałam się z ławki i najszybciej jak tylko mogłam ruszyłam do Götze, a gdy już tam byłam rzuciłam się w jego ramiona. W końcu. Znowu. Poczułam go. Mojego przyjaciela. Tym razem znowu popłakałam się. Ze szczęścia.
-To już koniec, Wiki.-mówił ściskając mnie.
-Jak?-zapytałam.
-Dzwoniłaś do Reusa. Policja cię namierzyła.-wyjaśnił, a ja ściskałam go coraz mocniej. Nie chciałam go wypuszczać.
-Wiki, zostaję. Nie wyjeżdżam nigdzie. Będzie już dobrze. Zapomnijmy o tym, co było. Niech to pozostanie między nami i Robertem.-mówił.
-Potrafisz ich kłamać?
-Nie kłamiemy ich, ale tak, kochanie, będzie lepiej. Uwierz mi.-wyznał, a ja przyznałam mu rację.-Biegnij do niego.-szepnął mi do ucha, a ja wyjrzałam zza piłkarza i dostrzegła go. Stał z Niną i przyglądali się nam. Nie myślałam długo, ale ruszyłam do przodu i biegłam ile sił w nogach. Chciałam już go przytulić, pocałować, poczuć, że jest. Że ja jestem bezpieczna. Marco też ruszył w moją stronę i nasza odległość się zmniejszała. Już prawie. Kilka sekund.
-Marco!-krzyknęłam i rzuciłam się w jego ramiona. Od razu przytuliłam go najmocniej jak mogłam. On mnie podniósł do góry i trzymał tak mocno jak nigdy. Od razu poszłam na poszukiwana jego usta, a gdy znalazłam wbiłam się w nie.
-Przepraszam...-wyszeptałam, gdy oderwałam się od jego ust.
-Już jest dobrze.-odpowiedział.-Wracamy do domu...
________________________________________________________________
Obserwowałam kobietę i patrzałam, co dokładnie robi. Jej włosy były krótkie, ale tak zazwyczaj czeszą się starsze kobiety. Pofarbowane były na ciemny blond oraz ich właścicielka lekko je podkręciła.
Ubierała się normalnie. Jak to przystało na jej wiek. Miała na sobie zwykłe, czarne spodnie z jakiegoś materiału i biały sweterek,
Stała teraz przy blacie i przygotowywała kubki na herbaty. Stała tam, gdzie kiedyś stała moja mama, albo nawet i ja. Dziwne uczucie być w domu, który jest przecież twój. Bo ty to wiesz. Czujesz się w nim swobodnie, pamiętasz te kąty, ale jednocześnie to nie jest twoje miejsce.
Kobieta po chwili odwróciła się do kuchenki i nalała wody do kolorowych kubków. Gdy to już wykonała, zwróciła się do mnie i podała gorące napoje. Siedziałam cały czas przy stole. To tu kiedyś jadłam śniadania. Uśmiechnęłam się do niej, ona odwzajemniła gest i usiadła naprzeciwko mnie.
-Pewnie dziwnie się tu teraz siedzi z myślą, że czuło się tu kiedyś tak swobodnie, a teraz to dom jakiejś starej baby.-zagadała i zaśmiała się jednocześnie.
-Tak, ale mogę zapewnić, że nie pomyślałam w ten sposób.-odpowiedziałam i wymieszałam napój.
-Jak ci się żyje w Niemczech?-zapytała, a ja popatrzałam na nią gwałtownie, jak na jakąś wariatkę, która ledwo co uciekła z psychiatryka. Ona sama zdziwiła się pewnie moim zdziwieniem i ponownie zaśmiała się.-Nie myśl, że nie wiem z kim spotyka się sam Marco Reus. Może i jestem stara, ale cały Gdańsk, jak nie kraj, trąbił o tym. Niektórzy mówili nam, że to w tym domu mieszkali. Rzeczywiście, mieszkaliśmy po jakiś Müllerach, ale myślałam, że to zbieg okoliczności. Jednak nie.-roześmiała się na koniec. Widać, że jest niesamowicie pogodna.
-Ja... ja...-wahałam się. Z jednej strony zaufałam od razu tej pani i nie miałabym problemu by z nią porozmawiać, ale z drugiej strony boję się trochę.
-Oj, wybacz. Ja cię znam, a ty nawet nie wiesz jak mam na imię. Grażyna Kwiatkowska.-podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam.-Przepraszam, że na początku trochę naskoczyłam na ciebie, ale musiałam być ostrożna. Ile to się słyszy, jak oszukują starszych ludzi.-tłumaczyła.
-Jasne, rozumiem. To normalne.-zgodziłam się.
-To jak? Opowiesz mi o życiu w Niemczech?-nie dawała za wygraną.
-Tyle, że ja już nie będę mieszkała w Niemczech. Wróciłam do Gdańska.-pani Grażyna nie kryła zdziwienia i od razu zaciekawiła się.
-Dlaczego? Co się stało?
-Dużo gadać... -unikałam odpowiedzi.
-Mamy czas...
Zgodziłam się. Postanowiłam wyjawić praktycznie obcej osobie o moich problemach. Zaczęłam od początku. O tym jak wyjechałam i jakie były moje relacje z poszczególnymi osobami. Wspomniałam o pocałunku, o kłamstwach, wypadku i dziecku. Nic nie ominęłam. Potem jak wszystko było dobrze, ale zachorowała Ania. O Carolin, która namieszała nam życiu. O przeszłości Marco i o tym jak to wszystko się potoczyło. Powiedziałam o zaręczynach i tym wspaniałym dniu. Najwięcej jednak rozgadałam się o śmierci Ani. Mówiłam jej o swoim bólu i o tej samotności, ale że walczyłam i wygrałam. Nie ominęłam też wakacji w Chorwacji i o tym, co tam się wydarzyło. Skończywszy na transferze Mario i dzisiejszym dniu.
-Wiesz Wiki... Nigdy nie było mi dane poznać tak młodej osoby z tyloma problemami i przeżyciami. Podziwiam cię, że się trzymasz, bo wiele osób już by dawno uciekło. Tak jak zrobiłaś to teraz. Rozumiem twoją ucieczkę i czuję, że gdybyś się poddała już wcześniej, to byłabyś tu już dawno temu. Te problemy, które się zebrały w tobie stworzyły niewyobrażalne obciążenie dla ciebie. Kochana, najwyraźniej nie wytrzymałaś już tego obciążenia.
-Jest pani pierwszą osobą, która mówi, że mnie rozumie.-wyznałam.
-Wiesz... wszyscy inni, chyba chcą po prostu ci wbić do głowy na siłę, co powinnaś zrobić. Nie przeczę. Czasami takie rozmowy, gdy ktoś chce coś dosadnie przekazać, są dobre. Ale ty wyglądasz na taką osobę, która chce rozmowy. Spokojnej i wyrozumiałej.
-Tęsknie za nimi. Za Mario, Ann, Robertem, bratem i rodzicami. Za Marco to już powoli nie wytrzymuję. Chciałabym... tak strasznie chciałabym się w niego wtulić...-mówiłam i opuściłam głowę w dół. W taki sposób mówiłam. Jakbym się bała, a może raczej wstydziła swojego zachowania.
-Ale nie chcesz wrócić, bo Mario?-widać, że bardzo uważnie mnie słuchała i teraz odpowiednio dobiera pytania.
-Tak. Nie chcę niszczyć jego życia, przeze mnie...-odpowiedziałam.
-Nie zwalaj wszystkiego na siebie. Posłuchaj, a może gdybyś wróciła i porozmawiała z Mario i Ann? A przede wszystkim z Marco? Nie uważasz, że zasłużył na prawdę?
-Zasłużył jak nikt inny, ale ja się po prostu boję. Boję, że mnie znienawidzi, albo pokłóci się z Mario. Nie chcę, by ich przyjaźń się rozwaliła.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo cię rozumiem.-skomentowała cicho, a gdy na nią w końcu popatrzałam odwróciła wzrok i głośno westchnęła, a następnie wstała.-Byłam kiedyś szalenie zakochana w pewnym chłopaku. Miałam może z osiemnaście lat. Zupełnie jak ty. Kochaliśmy się i świata po za sobą nie widzieliśmy. Ale miałam również przyjaciela. Pamiętam, że wtedy każdy nam mówił, jak to idealnie do siebie byśmy pasowali, ale ja miałam chłopaka, a on dziewczynę i tak było. Nie kochałam go jak Krzysztofa, ale coś mnie do niego ciągnęło. Nie miłość, ale jakiś dziwny pociąg. Pewnego razu, doszło między nami do zbliżenia. Mieszkałam wtedy w Warszawie. Po tym wszystkim, chcieliśmy o tym zapomnieć, ale nie mogłam. Miałam wyrzutu sumienia, co do każdego. W końcu nie wytrzymałam i uciekłam. Jak ty. Przyjechałam do Gdańska i poznałam mojego aktualnego męża - Zbigniewa. Kocham go, ale bywają dni, że myślę o Krzysztofie i o moim przyjacielu - Arku. Zastanawiam się, co robią, czy mają rodziny, czy żyją.-zaśmiała się.-Jestem naprawdę szczęśliwa, bo mam obok siebie wspaniałego mężczyznę, ale i tak uważam, że wyjazd nie był koniczny. Nie powiem ci, co masz teraz zrobić, ale zastanów się i zrozum moją historię. Niech będzie dla ciebie wskazówką.
-Kocha pani Krzysztofa?-zapytałam, a w oczach kobiety zobaczyłam łzy.
-Nigdy nie przestałam.-wyznała i uśmiechnęła się lekko.
Po tym nic już nie odpowiedziałam. Postanowiłam podziękować kobiecie i udać się... chyba do domu. Do Niny.
Gdy powiadomiłam ją o moich planach, to miła pani nalegała bym została jeszcze chwilę, ale nie mogłam. Po tym, co mi naopowiadała mam jeszcze większy mętlik w głowie, ale chyba... chyba wiem, co chcę zrobić.
-Dziękuję za wszystko.-powiedziałam do niej, jak stałam już przy drzwiach.-Gdyby nie pani...
-Wiesz, co już masz zrobić?-zapytała, a ja na to westchnęłam i opuściłam głowę, na co ona:
-Żeby umieć kochać, trzeba umieć myśleć.-powiedziała nagle, a ja natychmiast, gdy usłyszałam, że coś mówi podniosłam twarz i spojrzałam na nią. Zmarszczyłam brwi, a pani Grażyna stała i uśmiechała się do mnie.
-Do widzenia, Wiki.-powiedziała.
-Do widzenia.-odpowiedziałam i wyszłam.
Szłam powoli, spacerkiem po parku oliwskim i oglądałam te wszystkie piękne zdobione krzewy i kwiaty. Uwielbiałam to miejsce. Wchodząc tu, wyciszasz się i ożywasz. Możesz na spokojnie przemyśleć wszystkie problemy, jakie cię gryzą, bez obaw, że ktoś ci tu zakłóci twój spokój. Mam wrażenie, jakby tutaj każdy szanował drugiego człowieka bez względu. Jakby każdy każdemu dawał szansę na pobycie ze swoimi myślami.
Idąc, zastanawiałam się nad ostatnimi słowami pani Kwiatkowskiej. Wiedziałam, że muszę zastanowić się nad nimi, ale w pewnym miejscu. Na pewnej ławce, gdzie... może to dziwnie teraz wyglądać, ale zawsze spotykałam się z Rafałem. To tu wyznaliśmy sobie miłość. Nie wiem, dlaczego chcę tam pójść, ale chciałabym powspominać, pomyśleć, a czuję, że tam będę miała taką możliwość.
Przemierzałam powoli trasę, gdy nagle znalazłam się blisko tego miejsca. Kogo tam zastałam? Mojego byłego. Dlaczego tam siedział? W ogóle nie wyglądał na osobę w najlepszej kondycji, ale nie fizycznej a psychicznej.
-Rafał?-postanowiłam dać o sobie znać, gdy byłam już blisko. Jak usłyszał mój głos, to zdziwił się. Bardzo. Wstał, jak oparzony i patrzał się na mnie wielkimi oczami.
-Co tu robisz? Sama do tego?-pytał.
-Chciałam usiąść i pomyśleć. Uważałam, że to dobre miejsce. Ale nie chcę przeszkadzać, to pójdę gdzieś indziej.-już chciałam odchodzić, ale mój były złapał mnie za rękę i uniemożliwił oddalenie się.
-Możemy zawsze pomyśleć razem.-zaproponował, a ja przystałam na jego propozycję. Usiedliśmy obok siebie i po prostu... siedzieliśmy. Nikt nic nie mówił, nie komentował, a a zajmował się jedynie swoimi własnymi myślami.
W pewnym momencie, po prostu, zainteresowałam się czy tak zawzięcie zastanawia się Jankowski. nie chciałam jednak pytać, by nie wyjść na wścibską. Po za tym sama mam na głowie dużo problemów, że kolejne nie są mi w ogóle potrzebne.
-Żeby umieć kochać, trzeba też potrafić myśleć, wiesz o tym?-zagadałam w końcu. Zerknął na mnie z nierozumiejącą miną.
-W poetę się bawisz?-zażartował.
-Nie, ale ktoś mi właśnie to powiedział. Wiesz, co dla mnie znacz?-pokiwał przecząco głową.-Że czasami trzeba zastanowić się nad swoją miłością. Zastanowić się dlaczego ona jest i czy jest potrzebna. Umieć rozumieć pojęcie miłości i znać drugą osobę. Myśleć. Myśleć w przód, a nie stać w miejscu. Niby czasami teraźniejszość jest najważniejsza, ale trzeba wyglądać w przyszłość i umieć powiedzieć, czy widzi się siebie za kilka lat ze swoją drugą połówką czy kompletnie samą. Albo może jeszcze z zupełnie inną osobą. Myślenie w miłości jest kluczem.
-Mądre.-skomentował i po raz kolejny nikt z nas nie wypowiedział ani słowa. Ale na chwilę.
-Czasami przychodzę tutaj, by pomyśleć nad tym wszystkim. Lubię to miejsce i gdy wyjechałaś, bywałem tu czasami raz w tygodniu.-mówił.
-Rafał...
-Nie, Wiki. Ja wiem, jak to wygląda, ale ja wszystko rozumiem. Pogodziłem się, ale chcę byś jedno wiedziała. Kocham cię, kochałem i zawsze będę. Byłaś moją prawdziwą miłością. Pierwszą i ostatnią. Wyjechałaś i myślałem, że zapomnę, ale tak nie było. Nie było też dnia, w którym bym o tobie nie myślał. Jesteś dla mnie ważna cały czas i gdy cię zobaczyłem.... wtedy u Niny... Myślałem, że mam zwidy,ale nie. Byłaś tam. Naprawdę tam byłaś. Momentalnie wszystko wróciło. Wszystkie dobre chwile, które przecież nie można wymazać z pamięci. Gdy dowiedziałem się, że uciekłaś... opowiedziałaś mi wszystko.. Ja.. ja...chciałem... Myślałem nawet, że będzie dla nas szansa...
-Ale Rafał...-chciałam coś powiedzieć, ale nie dał mi dojść do słowa.
-Daj mi skończyć, Wiktorio. Ja wiem, że nie mam u ciebie szans. Wiedziałem to już wtedy, gdy miałaś wypadek. Gadałem z Marco i rozmawialiśmy szczerze... Widziałem jak cię kocha. Jak wiele by dla ciebie zrobił. Widziałem to wszystko. A teraz też widzę, jak ty go kochasz i jak silne jest u ciebie uczucie. Może dziwne, ale dla mnie uciekłaś dla Marco. Nie chciałaś go ranić, nie chciałaś go krzywdzić. Nie chcę nic zniszczyć.-byłam w szoku. Nie sądziłam, że Rafał dąży mnie jeszcze jakimkolwiek uczuciem. To, co powiedział, było pięknie i powiedziane od serca. Nie mogłam opanować łez wzruszenia, bezsilności, tęsknoty. Emocje puściły.
-Ale... dlaczego?-płakałam i mówiłam z trudem.-Dlaczego mnie zdradziłeś z Niną?
-Kiedyś po jednej z imprez byłem pijany i... ja nie wiem, jak to się stało, ale przespaliśmy się. Powiedziałem Ninie za dużo i ona też za dużo myślała. Nawet nie wiesz, jak trudno mi było. Jak trudno było mi cię kłamać. Potem, jak wyjechałaś... związek z nią była dla mnie jakby zapomnieniem... To wszystko jest skomplikowane.-schował twarz w dłoniach.
Nie wiedziałam co mam jeszcze dodać. Tyle wiedziałam, co chcę zrobić, ale teraz jestem jeszcze bardziej skołowana.
-Wiki, ja wiem, że moimi słowami namieszałem, ale ty wiesz, co masz robić. Wracaj. Idź do Marco i bądź szczęśliwa, okej?-wydostał swoją twarz znad rąk i patrzał na mnie schylony.
-Też będziesz dla mnie ważny, rozumiesz.-powiedziałam, a on podniósł się.-Może nie kocham cię, ale wiele z Niną dla mnie zrobiliście. Będę wam wdzięczna do końca życia. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
-Prawda.-uśmiechnął się w końcu. Lekko, ale w końcu uśmiech to uśmiech. W ramach podziękowań, nachyliłam się i pocałowałam go w policzek.
-Przyjaciele.-dodałam ukazując przez łzy promienie radości. Nagle zauważyłam, jak zmarszczył czoło i spojrzał gdzieś w jakiś punkt za mną. Nie odwróciłam się, ale zdziwiona popatrzałam na niego.
-Co tam widzisz?-zapytałam ciągle z dobrym humorem.
-Ninę, ale nie samą.-odpowiedział.-Odwróć się.-rozkazał, a ja to zrobiłam. Gdy ujrzałam kto tam stoi, moje serce momentalnie oszalało i zaczęło bić tak szybko, jak jeszcze nigdy. Stał tam... Mario. Był blisko mnie i Rafała. Odwróciłam się jeszcze bardziej. Chciałam biec. Pobiec do niego, ale coś mnie jeszcze trzymało. Czy on an pewno chce bym do niego podeszła?-Biegnij,Wiki.-usłyszałam Rafała, a mi nie pozostało nic innego, jak pobiec. Zerwałam się z ławki i najszybciej jak tylko mogłam ruszyłam do Götze, a gdy już tam byłam rzuciłam się w jego ramiona. W końcu. Znowu. Poczułam go. Mojego przyjaciela. Tym razem znowu popłakałam się. Ze szczęścia.
-To już koniec, Wiki.-mówił ściskając mnie.
-Jak?-zapytałam.
-Dzwoniłaś do Reusa. Policja cię namierzyła.-wyjaśnił, a ja ściskałam go coraz mocniej. Nie chciałam go wypuszczać.
-Wiki, zostaję. Nie wyjeżdżam nigdzie. Będzie już dobrze. Zapomnijmy o tym, co było. Niech to pozostanie między nami i Robertem.-mówił.
-Potrafisz ich kłamać?
-Nie kłamiemy ich, ale tak, kochanie, będzie lepiej. Uwierz mi.-wyznał, a ja przyznałam mu rację.-Biegnij do niego.-szepnął mi do ucha, a ja wyjrzałam zza piłkarza i dostrzegła go. Stał z Niną i przyglądali się nam. Nie myślałam długo, ale ruszyłam do przodu i biegłam ile sił w nogach. Chciałam już go przytulić, pocałować, poczuć, że jest. Że ja jestem bezpieczna. Marco też ruszył w moją stronę i nasza odległość się zmniejszała. Już prawie. Kilka sekund.
-Marco!-krzyknęłam i rzuciłam się w jego ramiona. Od razu przytuliłam go najmocniej jak mogłam. On mnie podniósł do góry i trzymał tak mocno jak nigdy. Od razu poszłam na poszukiwana jego usta, a gdy znalazłam wbiłam się w nie.
-Przepraszam...-wyszeptałam, gdy oderwałam się od jego ust.
-Już jest dobrze.-odpowiedział.-Wracamy do domu...
________________________________________________________________
OSTATNI? OSTATNI! :)
Nie będę się tu teraz rozpisywać o niczym :)
Ani o wczorajszym fantastycznym meczu, ani o tym rozdziale.
Proszę Was bardzo o opinie i komentarze, bo to od Was teraz zależy kiedy pojawi się epilog, kochane ♥
Chciałabym jednocześnie podziękować, za wszystko już teraz, ale takie prawdziwe podziękowania będę przy epilogu :') Aż łezka leci, że to już koniec...
Jak na razie koniec już historii Wiki i Marco. Zostaje epilog, który wprowadzi nas do drugiej historii.
Historii o przyjaźni, miłości, tęsknocie, trudnych decyzjach, odpowiedzialności.
Będzie inna. Szczęśliwa? Nie umiem pisać takich opowiadań. Będzie dramatyczna... Może nawet bardziej do tej?
Cóż... wszystko się wyjaśni już wkrótce ♥
Do zobaczenia przy epilogi i pamiętajcie:
WY DECYDUJECIE, KIEDY SIĘ POJAWI :)
KOMENTUJCIE
HIP HIP HURRRAAAAAAAAA!
OdpowiedzUsuńwiedzialam! wiedzialam, ze tak to sie skonczy, ale gdy przeczytalam ten ostatni rozdzial tego cudownego opowiadania - odetchnelam z ulga. Nie mam pojecia co by jeszcze tutaj napisac, ale pod epilogiem na pewno sie wyprodukuje ;)
Łuhu super rozdział nie mam słów by go opisać. Co do wczorajszego meczu to była poezja ale niestety z przykrym zakończeniem w postaci kontuzji Marco "Lamy" Reusa. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Czekam na epilog, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle nie powinno być nic strasznego z jego stopą. Potem normalnie podszedł do wszystkich, a w wywiadzie nie mówił nic o tym, wiec na następny mecz wydaje mi się, że powinien być gotowy :)
UsuńDziękuje i rownież pozdrawiam 😘
żadna tam dramatyczna ma nie być! Nie zgadzam się :)
OdpowiedzUsuńAle będzie ciekawie :D od pierwszego rozdziału do ostatniego.
UsuńZatwierdzam :*
Jaki dłuuugi... Jaki pięknyyy... Jaki najleeepszy... *.*
OdpowiedzUsuńGdybym miała opisać każdy fragment po kolei, pewnie już w ogóle wyczerpałabym limit znaków w komentarzu albo musiałabym go pisać do jutra ;) Sam rozdział jest świetnym podsumowaniem całego opowiadania, wspomnienia, fragmenty rozmów, powrót do przeszłości... No po prostu po mistrzowsku ;) I na koniec cudowne zwieńczenie - Mario dogaduje się z Wiki, Wiki wraca do Marco, a Mario zostaje w Dortmundzie :) Oboje za nią tęsknili, a rozmowa z panią Kwiatkowską tylko pomogła Wiktorii podjąć właściwą decyzję. W dodatku w Gdańsku zawsze będzie miała przyjaciół, do których warto wracać. Mam nadzieję, że teraz już wszyscy będą szczęśliwi... Zaraz, ja to przecież wiem :D
Czekam z niecierpliwością na epilog i mam nadzieję, że wrzucisz go jak najszybciej! Bo nie mogę się już doczekać hahah :D
Pozdrawiam ♡
I chyba wiem dlaczego nie możesz się doczekać 😘
UsuńDodam najszybciej, jak tylko będę mogła 🙊
Ściskam ❤️
Jezu!!!! Aż się popłakałam. Oni muszą być razem i koniec kropka. Ostatnia wypowiedź Marco '' wracamy do domu '' była najlepsza. Czekałam na to. Rozdział świetny. Czekam na epilog. Pozdrawiam Monia ✌
OdpowiedzUsuńDziewczyno piszesz cuda i szczerze mi też się zakręciła łza w oku i to nawet nie jedna. A co do rozdziału to poprostu cudowny, wspaniały, wciągający zresztą tak jak inne. Pozdrawiam weny życzę i do następnego :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci ogromnie :)
UsuńMega motywuje to, co piszesz ❤️
Ściskam mocnoo :**
Kiedyś pisałam, że tamten komentarz był beznadziejny...może i był słaby, ale to co teraz piszę...nie mam nic do napisania. Mam cały czas zeszklone oczy i cholera jasna nic do powiedzenia. Jeśli kończyć w wielkim stylu. Twój jest ogromny. Nie będę wymieniać poszczególnych momentów i mówić, jak cholernie były dobre. Bo taki był ten rozdział. I właśnie pisząc ten komentarz zaczynam ryczeć-doslownie, bo doszło do mnie, że to ostatni rozdział...a ja? Strasznie pokochałam ten blog. Pokochałam Wiki, Marco, Mario, Ann...Pokochałam go jak swojego bloga...i mam właśnie na twarzy trzy wielkie łzy..bo i jestem beznadziejnie wrażliwa...ale...ta historia się zakończyła. Wiem, wiem, że będzie epilog.., może będzie kontynuacja..nowe wątki...ale w tym blogu jest coś tak niesamowitego...tak pięknego..., że będę go czytać i ze sto razy, i zawsze, zawsze będę się wzruszac...przy śmierci Ani, przy każdym pogodzenia, wyznaniu miłości, będę się śmiać z odpalow chłopaków...I pewnie inni co przeczytają ten komentarz pomyślą "jaka idiotka", ale ja po prostu go kocham. I nic tego nie zmieni...A ty jesteś niesamowita...stworzylas tak piękną historię..dałaś czytelnika tyle emocji...cudownych chwil..taka..dobra wróżka...i..i..kończę bo czegoś z większym sensem albo jego brakiem napisać nie mogę...także..Dziękuję. Najzwyczajniej dziękuję za te wszystkie 51 rozdziałów.., bo każdy sam w sobie był niesamowity.i z ogromnym szacunkiem do wszystkich...jesteś moim numerem 1...
OdpowiedzUsuń..idę po tę chusteczki, bo już mam łzy do szyi...
Ściskam Cię mocno, kochana...
Dobrej nocki.
Wiesz, że po raz kolejny odprowadziłaś mnie do łez? Tak, znowu :')
UsuńDziękuje za to wszystko co napisałaś. To było wspaniałe, a moja twarz cały czas była jednym wielkim bananem! Serio :D
Uwielbiam Cie za to wszystko ❤️
Mam nadzieje, że kontynuacja rownież ci się spodoba mimo wszystko :)
A dobra nocka mi się przyda na pisanie rozdziałów nowego opowiadania❤️
Dziękuje jeszcze raz ❤️❤️❤️
Że co koniec??? No chyba sobie zartujesz kochana. Wiesz,jaki mam usmiech na twarzy, ze Wiki sie znalazla? I sie pogodzili?? Mario zostal w BVB, tylko szkoda, ze takiej decyzji nie podja, jak naprawde odchodzil z Dortmundu. Kochana, ja mam nadzieje, ze nowy blog bedzie kontynuaca tego. A moze, by tak zrobic nastepna czesc jistorii Wiktorii i Marco?? Kochana buziaki i do nastepnego :-*;-)
OdpowiedzUsuńAle kolejny blog będzie właśnie kontynuacją tego :)
UsuńTutaj łap więcej informacji o tym:
http://bvb09-love-story.blogspot.com/2015/07/wazne-wazne-wazne.html
Dziękuję i ściskam ♥
Nie wiem czy wiesz co ty zrobiłaś! Doprowadziłaś mnie do łez tym rozdziałem <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za moją nieobecność, że nie komentowałam i wg.! No przepraszam, ale czasem ważne sprawy i nie mam nawet czasu na komentarz.
Tyle emocji w jednym rozdziale, a te wspomnienia? Uhhhh *.* Najbardziej to spodobał mi się koniec rozdziału. To chyba przez tą rozmowę z Rafałem. Chłopak chyba zrozumiał swój błąd. Nawet nie wiesz jak się cieszyłam jak Goetze wpadł na ten pomysł. Przyjechali po Wiki! Aaaaaaaaaa! :D Pisze chaotycznie xd Mario i Ann zostają w Dortmundzie. Juupi! Ciekawa jestem reakcji reszty jak Wiktoria, Marco i Mario wrócą do Niemiec. Zakochałam się w tym rozdziale. Twój blog. Jest taki idealny *.* Zawsze, każdy rozdział czytało mi się z wielkim uśmiechem na twarzy i takim przyjemnym uczuciem <3 Czekam na epilog iii drugą część :*
Kochana moja! Weny, weny i jeszcze raz, weny!!!:) Buziaki i do epilogu i kolejnej części :* <3
Już jestem! :)
OdpowiedzUsuńOstatni?! Jak to ostatni?! :( Nawet nie wiesz jak przyzwyczaiłam się do Wiki i Marco, Ani i Roberta, Mario i Ann... ach będę tęsknić... :') Ale to później. Teraz do rzeczy. :)
Szczęśliwe zakończenie? Chyba tak.
Boże! Jak dobrze, że Wiki zadzwoniła do Marco. Nie wiem, co ją do tego tknęło, ale jestem z tego powodu po prostu szczęśliwa.
Te wszystkie wspomnienia... To piękne przeżycie. Wiesz, że odczuwałam to, co wtedy? Wtedy, gdy pierwszy raz czytałam tamte słowa? Niebywałe. :)
Wiktoria spotkał na swojej drodze wspaniałą osobę. ❤ Starsza pani okazała się... takim... dobrym duchem? Bardzo mądra kobieta. Mogła podzielić się z Wiktorią cząstką siebie.:) Szczera, dobra kobieta. :))
Wyznanie Rafała? Szokujące. Piękne. Sentymwntalne. Każdy popełnia błędy. Ważne, by się na nich uczyć i nie popełniać ich po raz drugi. :)
Mario zostaje!!! Tak!!! :D Co do szczerości, to wg mnie mimo wszystko powinni opowiedzieć o swojej tajemnicy i Marco i Ann. Ale zrobisz jak będziesz uważała. :))
Cóż... wspaniały rozdział. Nie chcę epilogu, ale chcę następny... ;)
Czekam! :d
Buziaki! :*
I znowu się spóźniłam... Pewnie będę ostatnia czy coś w tym stylu, ale tak to już jest jak ma się taki refleks jak ja...
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału odebrało mi mowę, więc musiałam chwilę odczekać i pomyśleć co mogę w takiej sytuacji napisać. I jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to: I LOVE YOU!!! Normalnie kocham Cię dziewczyno za to co stworzyłaś, za to co nadal tworzysz! Za tą wspaniałą historię, za ten cudowny przekaz, który niesie ta opowieść. Za łzy (wzruszenia jak i paniki), za uśmiech na mojej twarzy i za chwile radości, smutku, za niesamowitą dramaturgię, za nerwowe momenty wyczekiwania na kolejny rozdział. Za całą fabułę, za emocje, za to, że będzie druga część... Za to, że masz niespotykany talent. Za wszystko! KOCHAM TEGO BLOGA!!! To jest po prostu niesamowite jak (nie)zwykłe opowiadanie potrafi wpłynąć na psychikę człowieka. Niesamowite jak jedna (nie)zwykła dziewczyna potrafi wpłynąć na życie tylu ludzi! Jesteś najlepsza! I nie wiem co musiałabym jeszcze napisać, aby wyrazić swoją wdzięczność wobec Ciebie.
Nawet nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że wszystko dobrze się skończyło.
Nie ma mnie chwilowo w domu i mam mega słaby internet, a tak bardzo chciałam napisać tego koma, że klikałam w "Dodaj komentarz" chyba z dwadzieścia razy, a jak już się udało wszystko mi się usunęło, więc piszę od nowa.
Nie przynudzam i kończę, bo znowu zabraknie mi miejsca, a na telefonie trudno będzie mi kopiować i wklejać to co wcześniej napisałam Xd
A więc pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na epilog, no i oczywiście drugą część <3
Dziękuję Ci jeszcze za nominację do L.A.
Weny;***
KOCHAM!!! <3