"MARIO GÖTZE-POKONANY PRZEZ ŚCIANĘ!"
PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM
*******
Nastoletnie matka...Hmmm... Kiedy ktoś usłyszy takie hasło od razu wyobraża sobie jakąś młodą dziewczynę, która wygląda jakby została ledwo co zabrana z domu publicznego. Zero zainteresowania dzieckiem, kompletnie wylanie na nie i ciągłe imprezy z ojcem tego dziecka. W ciąże zaszła na jakieś imprezie, gdzie zabalowała i poszła do łazienki, a za nią jej "chłopak". Po prostu wpadli... Jednak czy każda jest taka sama. Nie. To tylko stereotypy, które w jakimś stopniu się sprawdzają, ale są wyjątki i takim wyjątkiem zdecydowanie byłbym ja. Tak, mówię niby teraz tak, bo dziecko nie żyję, ale ja wiem jak bym zareagowała, gdybym dowiedziała się o ciąży szybciej. BOŻE! Jestem taką idiotką! Przez moja głupotę życie straciło małe dziecko, malutka istotka. Jestem morderczynią. Inaczej się tego nazwać. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Już zawszę będę się obwiniać i nic oraz nikt tego nie zmieni. Ania, Mario, Kuba, rodzice czy nawet Marco.
Sam blondyn dotrzymał słowa i codziennie przez te kilka dni przychodził do mnie. Przychodził, chciał porozmawiać, ale ja jakąś nie potrafiłam. Mam do niego ogromny żal, że nie chciał to przede mną ukryć. Co by się stało, gdyby jednak nie miała tego cholernego przeczucia i nie poszła wtedy za nim? Żyłabym w nieświadomości i w kłamstwie. Rodzice również powiedzieli, że sami namawiali Marco do takiego kroku. Na nich jestem bardziej wściekła. Dlaczego kiedy wszystko się układa nagle musi się rozwalić? Czuję się jeszcze gorzej niż w ten dzień, w którym się obudziłam po śpiączce. Wtedy byłam słaba fizycznie, a teraz jestem wykończona psychicznie.
Dzisiaj jest 17 września i w końcu wychodzę do domu. Za kilka minut powinni pojawić się rodzice, ale jestem już gotowa od dobrej godziny. Z jednej strony cieszę się, że nareszcie opuszczam to miejsce, bo nie cierpię szpitali, ale z drugiej wiem, że jak wrócę to rozpoczną się rozmowy o moim stanie, a tego nie chcę. Nagle do pokoju weszli rodzice.
-Cześć kochanie.-powiedziała mama jak mnie zobaczyła i pocałowała w czoło. Chciała być miła oraz dodać mi może jakieś pewności lub po prostu pokazać, że się zmieniła.
-Hej.-odparłam obojętnie.-Idziemy już?
-Jasne. Dom już czeka na Ciebie.-odpowiedział ojciec, a ja powoli wstałam i zaczęliśmy kierować się już do samochodu. Kiedy w końcu wyszliśmy z szpitala poczułam przyjemny chłód. Dzisiaj wyjątkowo jak na wrzesień jest zimno. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Wszyscy siedzieliśmy w ciszy. Było słychać tylko samochód i radio, które aktualnie grało piosenkę Imagine Dragons "Demons". Jedną z moich ulubionych piosenek. Po chwili, gdy kawałek dobiegł końca w radiu zaczęli mówić o wydarzeniach sportowych. Radio oczywiście jest Dortmundzkie, więc są to wiadomości głównie z Dortmundu.
-Borussia Dortmund wygrała wczoraj pierwszy mecz Ligi Mistrzów. Chłopaki z naszego miasta pokonali Aresenal 3:0*. Strzelcami byli Aubameyoung, Lewandowski oraz nowy nabytek Ciro Immoblie...-oglądałam transmisje tego meczu na laptopie. Jednak teraz nie miałam takiej frajdy z zwycięstwa jak to zazwyczaj bywa. Z wiadomych powodów. Nagle zauważyłam, że tata parkuję już samochód w garażu zaraz obok mojego samochodu, którego ktoś musiał odebrać od Ani i Roberta, bo ja...nie zdążyłam. Powolutku wysiadłam z auta i zaczęłam kierować się do domu. Gdy weszłam poczułam się dość dziwnie. Dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia, ale ostatnim razem byłam tutaj, gdy pokłóciłam się z rodzicami. Niezbyt miłe wspomnienie. Chwile później przyszli już moi rodzice z torbami.
-Jesteś głodna?-zapytała mama.-Nie, dziękuję. Ja właściwie idę się położyć.-odpowiedziałam.
-Dobrze, ale jakby coś to wołaj.-dodała kiedy byłam już na schodach. Powoli przekroczyłam próg mojego pokoju i poczułam się jak pierwszego dnia. Podeszłam do mojej garderoby i wybrałam najluźniejsze rzeczy jakie miałam i przebrałam się w nie. Położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć. O czym? O wszystkim. Czy byłabym dobrą matką, jak by to dziecko wyglądało, do kogo byłoby podobne... Po prostu myślałam co by było gdyby. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę.-powiedziałam. Do pomieszczenia weszła moja mama.
-Nie przeszkadzam?-zapytała zanim weszła głębiej.
-Nie.-odparłam i lekko się uśmiechnęłam. Mama natomiast usiadła na łóżku obok mnie i przez chwilę nic nie mówiła, jakby w głowie układała sobie różnie scenariusze, albo w ogóle co ma powiedzieć.
-Wiki...-zaczęła.-Ja...ja wiem, że ty pewnie masz nam ponownie za złe naszą decyzję. Ponownie Cię zawiedliśmy, ale zrobiliśmy to tylko z myślą o Tobie. Chcieliśmy Cię uchronić właśnie przed tą twoja rozpaczą, przed smutkiem i przed tym obwinianiem się.
-Mamo, ale przyznaj chociaż, że jest to moja wina. To ja wbiegłam pod samochód i to przeze mnie nie żyję małe dziecko.-powiedziałam i złapałam się odruchowo za brzuch. tak jakbym chciała poczuć je.
-Nie, Wiktoria. To nie jest twoja wina. Nie wiedziałaś, a założę się jakbyś miała świadomość, że nosisz pod sercem swoje dziecko uważałabyś na siebie, ale nie wiedziałaś, więc nie myśl tak nawet. To ja z tatą jesteśmy bardziej winni niż ty. Proszę Cię Wikuś. Przestań tak myśleć. Chcę żeby to wszystko wróciło do normy...-złapała mnie za rękę.
-Nie, Wiktoria. To nie jest twoja wina. Nie wiedziałaś, a założę się jakbyś miała świadomość, że nosisz pod sercem swoje dziecko uważałabyś na siebie, ale nie wiedziałaś, więc nie myśl tak nawet. To ja z tatą jesteśmy bardziej winni niż ty. Proszę Cię Wikuś. Przestań tak myśleć. Chcę żeby to wszystko wróciło do normy...-złapała mnie za rękę.
-Sądzisz, że się da?-popatrzałam w jej oczy.-Sądzisz, że uda nam zacząć od nowa wszystko budować?
-Musimy tylko chcieć.-odpowiedziała.
-Mamo!-podniosłam głos, ale to było coś bardziej w stylu bezradności.-Bardzo bym chciała, ale ja już za dużo rzeczy zniszczyłam...
-Nie rozumiem?
-Bo...bo Marco przychodził do mnie przez ostatnie dni codziennie, a ja go miałam w dupie, bo moja duma nie pozwalała mi się do niego odezwać. On pewnie ma mnie już dość. Zależy mi na nim, ale jest już chyba za późno....
-Co tu dziecko gadasz?-oburzyła się blondynka.-Marco i Ciebie dosyć? Wiktoria on jest w Tobie szalenie zakochany.-powiedziała, a ja zrobiłam wielkie oczy ze zdumienia. Mama, która jeszcze niedawno nie miała o nim za dobrej opinii mówi takie coś.-On codziennie, kiedy byłaś w śpiączce przychodził do Ciebie. Rozmawiał z Tobą mimo, że prawdopodobnie go nie słyszałaś. On cierpiał, kiedy dowiedział się, że straciłaś dziecko. On przeżył to równie mocno jak ty. Marco przyszedł nawet do mnie, bo chciał porozmawiać. On kocha Cię jak nikogo innego Wiki. Jest cierpliwy i na pewno nie jest na nic za późno.
-Wow...-powiedziałam tylko tyle, bo byłam w niemałym szoku. Pierwszy raz słyszałam coś takiego z ust mojej matki. Widać, że stara się to wszystko naprawić. Mam nadzieje, że z dnia na dzień będzie już tylko lepiej.-Dziękuję...-odparłam po chwili i mocno przytuliłam się z mamą. Dawno nie przeżyłam takiego czegoś. Dawno nie czułam się tak wspaniale. Dawno nie czułam matczynej miłości. Po chwili przytulasów mama musiała już wstać i iść zrobić coś na obiad, bo Kuba będzie głodny jak wróci ze szkoły.
-Tata pojechał dzisiaj do klubu pozałatwiać różnie formalności. Niestety, ale musiał jechać. Jednak na 100% wróci na obiad.-tłumaczyła się.
-Spokojnie. Przecież nie karzę Wam skończyć z pracą. Doskonale wszystko rozumiem. Cieszę się, że poprawiliście się.
-To my dziękujemy za szansę.-uśmiechnęła się i wyszła. Ponownie zostałam sama w pokoju. Niestety, ale znowu zaczęłam myśleć, ale tym razem o tym co powiedziała mi mama. Nie wiem dlaczego ja i Marco to utrudniamy. Oboje wiemy, że nawzajem coś do siebie czujemy, a żadne z Nas nie może tego skończyć. Skończyć wypowiedzeniem tych dwóch zwykłych, a jednocześnie wspaniałych słów.
W końcu postanowiłam nie myśleć już o tym wszystkim tylko trochę się odprężyć. Poszłam do łazienki i nalałam do niej wody oraz dodałam płynu o słodkim zapachu. Rozebrałam się i wskoczyłam do gorącej wody. Wcześniej wzięłam jeszcze mojego iPhone i słuchawki. Postanowiłam odpłynąć na kilka, kilkanaście lub troszkę więcej minut. Tego mi po prostu było trzeba. Po dobrej godzinie wyszłam dopiero z łazienki. Ubrałam się w to co wtedy i wskoczyłam na łóżko. Chwileczkę tak leżałam, aż nagle ktoś ponownie mnie odwiedził.
-Witamy Panią!-krzyknęli.
-Ania! Robert!-krzyknęłam i rzuciłam im się na szyję i mocno ścisnęłam.
-Widzę humor i energia wrócili. No to co? Jutro o 6 pobudka i biegamy?-zaśmiała się Ania.
-Z Tobą zawsze.-odparłam.-Co Was tu sprowadza?
-Przyszliśmy Cię mała w końcu odwiedzić.-odpowiedział Robert.
-Jesteście wspaniali. Dziękuję Wam.
-Czego nie robi się dla przyjaciół.-objęła mnie ramieniem Ania.
-Oglądałaś wczoraj mecz?-zapytał Robert i okręcił się na moim biurowym krześle.
-Jasne. Gratuluję pięknego gola.-uśmiechnęłam się szczerze do męża mojej przyjaciółki.
-Dzięki, a zapomniałbym.-ocknął się nagle.-Trzymam kwiaty w rękach i nie daję Ci ich.-zaśmiał się.-Proszę.
-Dziękuję Wam. Jesteście kochani.-powiedziałam.
-Masz tu może jakiś wazon.?-rozejrzał się po pokoju.
-Musisz zejść do kuchni. Tam jest moja mama. Powinna coś Ci dać.
-Okej.-odparł i zaczął kierować się do wyjścia.
-Trafisz?-zapytałam jeszcze.
-Spokojnie. Robert Lewandowski się nie gubi.-dodał i już go nie było, a ja z Anią miałyśmy chwileczkę dla siebie. Położyłyśmy się na łóżku i zaczęłyśmy rozmawiać. Tradycyjnie Ania dopytywała się o stan mojego zdrowia, ale utwierdziłam ją w przekonaniu, że z dnia na dzień jest coraz lepiej. Potem zaczęłyśmy plotkować o wszystkim, kiedy nagle usłyszałyśmy dźwięk samochodu.
-To czasem nie Marco?-zapytała i podniosła się oraz podeszła do okna. Widać było Marco, który właśnie parkuje swojego Astona.
-Może już jeździć?-dopytywałam się, bo jeszcze przedwczoraj miał usztywniacz na nodze.
-Tak, Robert mówił, że już nie musi nosić usztywniacza, ale ma uważać. Wkrótce powinien wrócić do treningów.-odpowiedziała.-Ale dlaczego się pytasz? Nie mów, że jeszcze nie pogodziliście się.-Ania jak zawsze była we wszystkim obeznana. Jako moja przyjaciółka, wszystko wie o aktualnej sprawie, dziecku i Marco.
-Jakoś nie było okazji...-spuściłam głowę.
-No to teraz jest idealna okazja. Chodź idziemy do niego.-powiedziała pewnie.
-Żartujesz chyba?
-Czy ja kiedykolwiek żartowałam w takiej sytuacji? Kiedy wy w końcu dojdziecie do porozumienia?-pytała jakby sama siebie.
-Spokojnie Aniu. Ja sama muszę jeszcze to wszystko ogarnąć. Jeszcze nie pozbierałam się do końca...po...wiesz czym.-odparłam i poczułam jak Ania siada obok mnie.
-Przepraszam...Nie powinnam...Znasz mnie...ja po prostu nie mogę tego przeżyć, że wy tak się mijacie ze sobą. Jedno kocha drugie, a jak przychodzi co do czego to zawsze coś musi Wam przeszkodzić.
-Uwierz mi ja też. Obiecuję, że kiedy będę gotowa to sama do niego pójdę.-powiedziałam. Nie potrafię jeszcze normalnie porozmawiać z Marco. Jest mi ciężko, bo po prostu dziwnie się czuję jeszcze z tym wszystkim i z Reusem. Muszę z nim porozmawiać. Tak szczerze, ale nie teraz.
Po chwili obie z Anią wróciłyśmy już do normalnych rozmów jak gdyby nic.
-Wiki! Zapomniałabym!-krzyknęła.
-Co się stało?-zapytałam zdziwiona.
-Mam dla Ciebie pewną propozycję!
-Powinnam się bać?-zaśmiałam się.
-Raczej nie, ale słuchaj mnie.-zaczęła.-Tak sobie myślałam i wpadłam na taki pomysł aby założyć w Dortmundzie szkołę, gdzie będzie można trenować karate.
-No to świetnie Aniu.-przytuliłam ją.-Jednak co ja mam do tego?
-No ja i ty mogłybyśmy uczyć w tej szkółce.-odpowiedziała.
-Ja? Chyba żartujesz.-odparłam.-Przecież ja nie nadaję sie do takich rzeczy...
-Nie, nie żartuje i NADAJESZ się do takich "rzeczy". Zajęcia mielibyśmy dla dzieci i odrobinę starszych i były by dwa razy w tygodniu.-mówiła podekscytowana. Ja sama za bardzo nie byłam pewna tego co mówi Ania, bo jakoś nie widziałam siebie w roli nauczyciela dzieci. Niby mam ten czarny pas, ale nie wiem czy sobie bym poradziła. Musiałabym też umieć pogodzić szkołę z zajęciami, matura i też życie prywatne... Nie wiem czy dałabym radę, ale Ania zawsze mówi, że należy ciągle próbować nowych rzeczy, więc może powinnam spróbować?
Pogadałyśmy jeszcze z Anią chwilę, aż zorientowałam się, że Robert jeszcze nie wrócił z wazonem.
-Tak w ogóle to gdzie jest Robert?-zapytałam.-Nie wrócił jeszcze z dołu?
-Może on poważnie zabłądził?-dodała Anka, a po chwili obie postanowiłyśmy zejść na dół i poszukać piłkarza. Schodząc po schodach zauważyłyśmy jak Lewy siedzi sobie beztrosko z moją mamą w kuchni i piję kawę.
-Co wy robicie?-zaśmiałam się.
-Przyszedłem tu do Twojej mamy po ten wazon i tak zaczęliśmy sobie rozmawiać. Po za tym pewnie przeszkadzałbym Wam w ploteczkach.-odpowiedział z uśmiechem.
-Oj co ja z Tobą mam kochanie.-powiedziała Ania oraz usiadła obok swojego męża i przy okazji pocałowała w policzek.
-Może zjecie z Nami obiad?-zaproponowała mama.-Jeszcze z jakieś 10 minut i kurczak będzie gotowy.
-A nie będziemy przeszkadzać?-upewniła się Ania.
-Przestań! Będzie Nam miło.-odparłam.
Lewandowscy zgodzili się na wspólny obiad, a po chwili w domu pojawili się mój tata oraz brat. Posiłek spędziliśmy w przemiłej i bardzo rodzinnej atmosferze. Dawno nie było tak przyjemnie przy zwykłym obiedzie. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i opowiadaliśmy przeróżne historię. Szczególnie Robert się rozgadał i bardzo dobrze dogadywał się z moimi rodzicami. Oboje wyszli już do siebie około godzin wieczornych. Pożegnaliśmy się, a ja udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku by poleżeć. Zaczęłam myśleć o tym co powiedziała, a właściwie zaproponowała mi Ania. Może to będzie jednak dobry pomysł? Karate dawało mi się wyżyć z problemów i mogłam zapomnieć o wszystkim. Od kiedy się wyprowadziłam z Polski nie miałam do czynienia z tym sportem. Szczerzę to trochę tęsknię za tym białym strojem.... Nie wiedząc kiedy, moje powieki opadły i zapadłam w sen.
Powoli zaczęłam się przebudzać... Nie wiem ile spałam, ale jak się obudziłam byłam jeszcze bardziej zmęczona. Przewróciłam się na drugi bok i zobaczyłam...MARIO! Zdziwiłam się bardzo, bo przecież jak zasypiałam byłam zupełnie sama w pokoju. Chłopak bawił się w swoim telefonie, ale po chwili zauważył, że już nie śpię. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
-Wyspałaś się?-odłożył telefon.
-No własnie jestem jeszcze bardziej śpiąca niż przedtem...-ziewnęłam.-Co ty tu w ogóle robisz?-zapytałam w końcu.
-Przyszedłem Cie odwiedzić. Twoja mama mnie wpuściła i kazała wejść do pokoju, ale że spałaś to postanowiłem położyć się obok, i poczekać aż sama się obudzisz.-uśmiechnął się.
-Długo czekałeś?
-...z godzinkę może.-odpowiedział po chwili namysłu.
-Mogłeś mnie obudzić.-przeciągnęłam się ciągle zaspana. Pogadałam chwileczkę z Mario o naturalnie moim stanie. Miłe jest to, że martwią się o mnie, ale denerwują mnie czasami te pytania.
-Wiki?-zapytał niepewnie Mario, a ja popatrzałam na niego pytająco.-Rozmawiałem dzisiaj z Marco...-tak. Mogłam się spodziewać, że w tej sprawie przyszedł do mnie. Dlaczego każdy miesza się w moje sprawy? Ani już powiedziałam, że to ja muszę być gotowa do tej rozmowy, ale czy każdemu z osobna muszę o tym mówić?
-Mario...ja nie chcę o nim teraz rozmawiać. Rozumiem, że chcecie dobrze, ale ja SAMA muszę chcieć z nim się spotkać, porozmawiać czy co jeszcze sobie wymyślicie.-zdenerwowałam się.
-Przepraszam...Wiem Wiki, że jest Ci ciężko, ale Marco tez cierpi. Cierpi, bo nie może z Tobą porozmawiać, spotkać, a nawet zobaczyć. On Cię potrzebuję tak jak tu go.
-Skąd ty możesz wiedzieć kogo ja potrzebuję!-krzyknęłam. Sama się sobie dziwię, bo ja i Mario nigdy nie kłóciliśmy się. -Przepraszam...Nie chciałam krzyknąć.-powiedziałam i opadłam na łóżko. Byłam bezradna...To trochę za dużo jak na mnie. Poczułam jak Mario siada obok mnie oraz obejmuje mnie ramieniem, a po chwili już przytula. To było to, czego potrzebowałam. Bliskości drugiej osoby. Nie żadne, będzie dobrze, że wszystko się ułoży tylko po prostu ciepła od bliskiej osoby.
-Nie mogę patrzeć na to jak dwoje bliskich mi osób cierpi...-szepnął.
-Obiecuję, że spotkam się z nim w końcu, ale to nie teraz...
-Trzymam Cię za słowo.-chwile jeszcze spędziliśmy w uścisku, ale zaproponowałam Mario, byśmy obejrzeli jakiś film. Padło na horror, bo oboje je uwielbiamy. Niby rzadko się zdarza, że dziewczyna lubi takie filmy, bo zazwyczaj są fankami kiepskich komedii romantycznych, albo po prostu różnych romansideł. Ja za bardzo nie przepadam za takimi filmami, bo każdy kończy się tak samo. W horrorach niby też jest dużo sytuacji do przewidzenia, ale zdecydowanie wole się bać. Po prostu adrenalina i po prostu to lubię. Razem z Mario wybraliśmy film "Naznaczony". Położyliśmy się, wzięliśmy wcześniej przygotowany popcorn, laptop na kolana i lecimy z oglądaniem. Z Mario filmy ogląda się dość ciekawie, bo z nim żaden horror jest nie straszny. Zamiast krzyczeć ze strachu czy bać się to śmialiśmy się bez opamiętania. Najstraszniejsza scena nie była nam straszna. Kiedy film się skończył zabraliśmy się za kolejny, ale tym razem podnieśliśmy poprzeczkę i zabraliśmy się za "Ring", ale tą starszą wersję. Tutaj nie było już nam tak bardzo do śmiechu, bo co niektóre sceny były wręcz przerażające, ale i tak nie obyło się bez żartowania.
-To co jeszcze jedne?-zapytałam, gdy "Ring" dobiegł końca.
-Pytanie.-zaśmiał się Mario. Zaczęłam przeglądać strony w poszukiwaniu innych filmów, aż nagle trafiłam na dość ciekawy tytuł i zaczęłam głębiej czytać opis.-Yyy Wiki...-powiedział Mario.
-Taa?-powiedziałam nie odrywając wzroku od ekranu.
-Wiesz, która jest godzina?-zapytał, a ja na niego spojrzałam i wyczekiwałam odpowiedzi.-W pół do pierwszej.-odparł, a ja aż otworzyłam buzię z wrażenia. No nieźle nam czas minął, ale w sumie co się dziwić. Z Mario to normalne. Kompletnie straciliśmy poczucie czasu.
-No nieźle...-powiedziałam tylko tyle..
-I to jak.-dodał.-No to muszę się najwidoczniej zbierać.
-Jesteś samochodem?
-Nie, z buta przyszedłem.-odpowiedział i wstało oraz przeciągnął się.-No to czas ruszać.
-Nigdzie nie idziesz.-zaprotestowałam.-Jest ciemno, środek nocy i ty sam masz iść do domu?
-Spokojnie nic mi się nie stanie.-zaśmiał się.-Ale miło, że martwisz się o mnie. Jakby co to nie na darmo trenuję boks.
-No nie wiem...-ciągle bałam się wypuścić Mario samego z domu. Przecież mogło mu się coś stać. Jakiś psychofan, albo nawet psychofanka...-Ale obiecaj, że jak dojdziesz do domu to napiszesz, albo zadzwonisz?
-Obiecuję.-przysiągł. Po chwili oboje zeszliśmy po cichu na dół po schodach. Postanowiliśmy nie palić nigdzie świateł, w sumie nie wiem dlaczego. Nagle usłyszałam dźwięk uderzenia.
-Auć.-szepnął Mario trochę głośniej.
-Co się stało?-powiedziałam z lekkim przerażeniem. Jeszcze by coś stało mu się poważnego i przeze mnie nie grałby w meczach.
-Nic, tylko nie wspominałaś, że masz tu ścianę.-powiedział i zapaliłam światło. Zobaczyłam wtedy Mario, który stał obok ściany i gładził ręką swoje czoło, a ja zaczęłam się śmiać.
-Już myślałam, że stało się Ci coś poważnego i nie będziesz mógł grać przez kontuzję.
-Oj tak. Wyobrażam już sobie te artykuły: "Mario Götze-pokonany przez ścianę!", albo "Mario Götze nie gra przez Wiktorię Müller, bo posiada ściany w domu!".-mówił, a ja ponownie zaczęłam się śmiać.-Byłbym skończony.-dodał. W końcu udało nam się opanować i Mario ubrał już buty i kurtkę.
-To uważaj i napisz jak dojdziesz.
-Jasne, nie martw się.-powiedział i pocałował mnie w policzek, a dodatkowo jeszcze przytulił jak to miał w zwyczaju.-Pamiętaj co Ci powiedziałem.-szepnął mi do ucha.
-Pamiętam...-również szepnęłam i uśmiechnęłam się pod nosem.
-To do zobaczenia!-krzyknął i udał się w stronę domu, a ja mu jeszcze przy okazji pomachałam.
W końcu postanowiłam nie myśleć już o tym wszystkim tylko trochę się odprężyć. Poszłam do łazienki i nalałam do niej wody oraz dodałam płynu o słodkim zapachu. Rozebrałam się i wskoczyłam do gorącej wody. Wcześniej wzięłam jeszcze mojego iPhone i słuchawki. Postanowiłam odpłynąć na kilka, kilkanaście lub troszkę więcej minut. Tego mi po prostu było trzeba. Po dobrej godzinie wyszłam dopiero z łazienki. Ubrałam się w to co wtedy i wskoczyłam na łóżko. Chwileczkę tak leżałam, aż nagle ktoś ponownie mnie odwiedził.
-Witamy Panią!-krzyknęli.
-Ania! Robert!-krzyknęłam i rzuciłam im się na szyję i mocno ścisnęłam.
-Widzę humor i energia wrócili. No to co? Jutro o 6 pobudka i biegamy?-zaśmiała się Ania.
-Z Tobą zawsze.-odparłam.-Co Was tu sprowadza?
-Przyszliśmy Cię mała w końcu odwiedzić.-odpowiedział Robert.
-Jesteście wspaniali. Dziękuję Wam.
-Czego nie robi się dla przyjaciół.-objęła mnie ramieniem Ania.
-Oglądałaś wczoraj mecz?-zapytał Robert i okręcił się na moim biurowym krześle.
-Jasne. Gratuluję pięknego gola.-uśmiechnęłam się szczerze do męża mojej przyjaciółki.
-Dzięki, a zapomniałbym.-ocknął się nagle.-Trzymam kwiaty w rękach i nie daję Ci ich.-zaśmiał się.-Proszę.
-Dziękuję Wam. Jesteście kochani.-powiedziałam.
-Masz tu może jakiś wazon.?-rozejrzał się po pokoju.
-Musisz zejść do kuchni. Tam jest moja mama. Powinna coś Ci dać.
-Okej.-odparł i zaczął kierować się do wyjścia.
-Trafisz?-zapytałam jeszcze.
-Spokojnie. Robert Lewandowski się nie gubi.-dodał i już go nie było, a ja z Anią miałyśmy chwileczkę dla siebie. Położyłyśmy się na łóżku i zaczęłyśmy rozmawiać. Tradycyjnie Ania dopytywała się o stan mojego zdrowia, ale utwierdziłam ją w przekonaniu, że z dnia na dzień jest coraz lepiej. Potem zaczęłyśmy plotkować o wszystkim, kiedy nagle usłyszałyśmy dźwięk samochodu.
-To czasem nie Marco?-zapytała i podniosła się oraz podeszła do okna. Widać było Marco, który właśnie parkuje swojego Astona.
-Może już jeździć?-dopytywałam się, bo jeszcze przedwczoraj miał usztywniacz na nodze.
-Tak, Robert mówił, że już nie musi nosić usztywniacza, ale ma uważać. Wkrótce powinien wrócić do treningów.-odpowiedziała.-Ale dlaczego się pytasz? Nie mów, że jeszcze nie pogodziliście się.-Ania jak zawsze była we wszystkim obeznana. Jako moja przyjaciółka, wszystko wie o aktualnej sprawie, dziecku i Marco.
-Jakoś nie było okazji...-spuściłam głowę.
-No to teraz jest idealna okazja. Chodź idziemy do niego.-powiedziała pewnie.
-Żartujesz chyba?
-Czy ja kiedykolwiek żartowałam w takiej sytuacji? Kiedy wy w końcu dojdziecie do porozumienia?-pytała jakby sama siebie.
-Spokojnie Aniu. Ja sama muszę jeszcze to wszystko ogarnąć. Jeszcze nie pozbierałam się do końca...po...wiesz czym.-odparłam i poczułam jak Ania siada obok mnie.
-Przepraszam...Nie powinnam...Znasz mnie...ja po prostu nie mogę tego przeżyć, że wy tak się mijacie ze sobą. Jedno kocha drugie, a jak przychodzi co do czego to zawsze coś musi Wam przeszkodzić.
-Uwierz mi ja też. Obiecuję, że kiedy będę gotowa to sama do niego pójdę.-powiedziałam. Nie potrafię jeszcze normalnie porozmawiać z Marco. Jest mi ciężko, bo po prostu dziwnie się czuję jeszcze z tym wszystkim i z Reusem. Muszę z nim porozmawiać. Tak szczerze, ale nie teraz.
Po chwili obie z Anią wróciłyśmy już do normalnych rozmów jak gdyby nic.
-Wiki! Zapomniałabym!-krzyknęła.
-Co się stało?-zapytałam zdziwiona.
-Mam dla Ciebie pewną propozycję!
-Powinnam się bać?-zaśmiałam się.
-Raczej nie, ale słuchaj mnie.-zaczęła.-Tak sobie myślałam i wpadłam na taki pomysł aby założyć w Dortmundzie szkołę, gdzie będzie można trenować karate.
-No to świetnie Aniu.-przytuliłam ją.-Jednak co ja mam do tego?
-No ja i ty mogłybyśmy uczyć w tej szkółce.-odpowiedziała.
-Ja? Chyba żartujesz.-odparłam.-Przecież ja nie nadaję sie do takich rzeczy...
-Nie, nie żartuje i NADAJESZ się do takich "rzeczy". Zajęcia mielibyśmy dla dzieci i odrobinę starszych i były by dwa razy w tygodniu.-mówiła podekscytowana. Ja sama za bardzo nie byłam pewna tego co mówi Ania, bo jakoś nie widziałam siebie w roli nauczyciela dzieci. Niby mam ten czarny pas, ale nie wiem czy sobie bym poradziła. Musiałabym też umieć pogodzić szkołę z zajęciami, matura i też życie prywatne... Nie wiem czy dałabym radę, ale Ania zawsze mówi, że należy ciągle próbować nowych rzeczy, więc może powinnam spróbować?
Pogadałyśmy jeszcze z Anią chwilę, aż zorientowałam się, że Robert jeszcze nie wrócił z wazonem.
-Tak w ogóle to gdzie jest Robert?-zapytałam.-Nie wrócił jeszcze z dołu?
-Może on poważnie zabłądził?-dodała Anka, a po chwili obie postanowiłyśmy zejść na dół i poszukać piłkarza. Schodząc po schodach zauważyłyśmy jak Lewy siedzi sobie beztrosko z moją mamą w kuchni i piję kawę.
-Co wy robicie?-zaśmiałam się.
-Przyszedłem tu do Twojej mamy po ten wazon i tak zaczęliśmy sobie rozmawiać. Po za tym pewnie przeszkadzałbym Wam w ploteczkach.-odpowiedział z uśmiechem.
-Oj co ja z Tobą mam kochanie.-powiedziała Ania oraz usiadła obok swojego męża i przy okazji pocałowała w policzek.
-Może zjecie z Nami obiad?-zaproponowała mama.-Jeszcze z jakieś 10 minut i kurczak będzie gotowy.
-A nie będziemy przeszkadzać?-upewniła się Ania.
-Przestań! Będzie Nam miło.-odparłam.
Lewandowscy zgodzili się na wspólny obiad, a po chwili w domu pojawili się mój tata oraz brat. Posiłek spędziliśmy w przemiłej i bardzo rodzinnej atmosferze. Dawno nie było tak przyjemnie przy zwykłym obiedzie. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i opowiadaliśmy przeróżne historię. Szczególnie Robert się rozgadał i bardzo dobrze dogadywał się z moimi rodzicami. Oboje wyszli już do siebie około godzin wieczornych. Pożegnaliśmy się, a ja udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku by poleżeć. Zaczęłam myśleć o tym co powiedziała, a właściwie zaproponowała mi Ania. Może to będzie jednak dobry pomysł? Karate dawało mi się wyżyć z problemów i mogłam zapomnieć o wszystkim. Od kiedy się wyprowadziłam z Polski nie miałam do czynienia z tym sportem. Szczerzę to trochę tęsknię za tym białym strojem.... Nie wiedząc kiedy, moje powieki opadły i zapadłam w sen.
Powoli zaczęłam się przebudzać... Nie wiem ile spałam, ale jak się obudziłam byłam jeszcze bardziej zmęczona. Przewróciłam się na drugi bok i zobaczyłam...MARIO! Zdziwiłam się bardzo, bo przecież jak zasypiałam byłam zupełnie sama w pokoju. Chłopak bawił się w swoim telefonie, ale po chwili zauważył, że już nie śpię. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
-Wyspałaś się?-odłożył telefon.
-No własnie jestem jeszcze bardziej śpiąca niż przedtem...-ziewnęłam.-Co ty tu w ogóle robisz?-zapytałam w końcu.
-Przyszedłem Cie odwiedzić. Twoja mama mnie wpuściła i kazała wejść do pokoju, ale że spałaś to postanowiłem położyć się obok, i poczekać aż sama się obudzisz.-uśmiechnął się.
-Długo czekałeś?
-...z godzinkę może.-odpowiedział po chwili namysłu.
-Mogłeś mnie obudzić.-przeciągnęłam się ciągle zaspana. Pogadałam chwileczkę z Mario o naturalnie moim stanie. Miłe jest to, że martwią się o mnie, ale denerwują mnie czasami te pytania.
-Wiki?-zapytał niepewnie Mario, a ja popatrzałam na niego pytająco.-Rozmawiałem dzisiaj z Marco...-tak. Mogłam się spodziewać, że w tej sprawie przyszedł do mnie. Dlaczego każdy miesza się w moje sprawy? Ani już powiedziałam, że to ja muszę być gotowa do tej rozmowy, ale czy każdemu z osobna muszę o tym mówić?
-Mario...ja nie chcę o nim teraz rozmawiać. Rozumiem, że chcecie dobrze, ale ja SAMA muszę chcieć z nim się spotkać, porozmawiać czy co jeszcze sobie wymyślicie.-zdenerwowałam się.
-Przepraszam...Wiem Wiki, że jest Ci ciężko, ale Marco tez cierpi. Cierpi, bo nie może z Tobą porozmawiać, spotkać, a nawet zobaczyć. On Cię potrzebuję tak jak tu go.
-Skąd ty możesz wiedzieć kogo ja potrzebuję!-krzyknęłam. Sama się sobie dziwię, bo ja i Mario nigdy nie kłóciliśmy się. -Przepraszam...Nie chciałam krzyknąć.-powiedziałam i opadłam na łóżko. Byłam bezradna...To trochę za dużo jak na mnie. Poczułam jak Mario siada obok mnie oraz obejmuje mnie ramieniem, a po chwili już przytula. To było to, czego potrzebowałam. Bliskości drugiej osoby. Nie żadne, będzie dobrze, że wszystko się ułoży tylko po prostu ciepła od bliskiej osoby.
-Nie mogę patrzeć na to jak dwoje bliskich mi osób cierpi...-szepnął.
-Obiecuję, że spotkam się z nim w końcu, ale to nie teraz...
-Trzymam Cię za słowo.-chwile jeszcze spędziliśmy w uścisku, ale zaproponowałam Mario, byśmy obejrzeli jakiś film. Padło na horror, bo oboje je uwielbiamy. Niby rzadko się zdarza, że dziewczyna lubi takie filmy, bo zazwyczaj są fankami kiepskich komedii romantycznych, albo po prostu różnych romansideł. Ja za bardzo nie przepadam za takimi filmami, bo każdy kończy się tak samo. W horrorach niby też jest dużo sytuacji do przewidzenia, ale zdecydowanie wole się bać. Po prostu adrenalina i po prostu to lubię. Razem z Mario wybraliśmy film "Naznaczony". Położyliśmy się, wzięliśmy wcześniej przygotowany popcorn, laptop na kolana i lecimy z oglądaniem. Z Mario filmy ogląda się dość ciekawie, bo z nim żaden horror jest nie straszny. Zamiast krzyczeć ze strachu czy bać się to śmialiśmy się bez opamiętania. Najstraszniejsza scena nie była nam straszna. Kiedy film się skończył zabraliśmy się za kolejny, ale tym razem podnieśliśmy poprzeczkę i zabraliśmy się za "Ring", ale tą starszą wersję. Tutaj nie było już nam tak bardzo do śmiechu, bo co niektóre sceny były wręcz przerażające, ale i tak nie obyło się bez żartowania.
-To co jeszcze jedne?-zapytałam, gdy "Ring" dobiegł końca.
-Pytanie.-zaśmiał się Mario. Zaczęłam przeglądać strony w poszukiwaniu innych filmów, aż nagle trafiłam na dość ciekawy tytuł i zaczęłam głębiej czytać opis.-Yyy Wiki...-powiedział Mario.
-Taa?-powiedziałam nie odrywając wzroku od ekranu.
-Wiesz, która jest godzina?-zapytał, a ja na niego spojrzałam i wyczekiwałam odpowiedzi.-W pół do pierwszej.-odparł, a ja aż otworzyłam buzię z wrażenia. No nieźle nam czas minął, ale w sumie co się dziwić. Z Mario to normalne. Kompletnie straciliśmy poczucie czasu.
-No nieźle...-powiedziałam tylko tyle..
-I to jak.-dodał.-No to muszę się najwidoczniej zbierać.
-Jesteś samochodem?
-Nie, z buta przyszedłem.-odpowiedział i wstało oraz przeciągnął się.-No to czas ruszać.
-Nigdzie nie idziesz.-zaprotestowałam.-Jest ciemno, środek nocy i ty sam masz iść do domu?
-Spokojnie nic mi się nie stanie.-zaśmiał się.-Ale miło, że martwisz się o mnie. Jakby co to nie na darmo trenuję boks.
-No nie wiem...-ciągle bałam się wypuścić Mario samego z domu. Przecież mogło mu się coś stać. Jakiś psychofan, albo nawet psychofanka...-Ale obiecaj, że jak dojdziesz do domu to napiszesz, albo zadzwonisz?
-Obiecuję.-przysiągł. Po chwili oboje zeszliśmy po cichu na dół po schodach. Postanowiliśmy nie palić nigdzie świateł, w sumie nie wiem dlaczego. Nagle usłyszałam dźwięk uderzenia.
-Auć.-szepnął Mario trochę głośniej.
-Co się stało?-powiedziałam z lekkim przerażeniem. Jeszcze by coś stało mu się poważnego i przeze mnie nie grałby w meczach.
-Nic, tylko nie wspominałaś, że masz tu ścianę.-powiedział i zapaliłam światło. Zobaczyłam wtedy Mario, który stał obok ściany i gładził ręką swoje czoło, a ja zaczęłam się śmiać.
-Już myślałam, że stało się Ci coś poważnego i nie będziesz mógł grać przez kontuzję.
-Oj tak. Wyobrażam już sobie te artykuły: "Mario Götze-pokonany przez ścianę!", albo "Mario Götze nie gra przez Wiktorię Müller, bo posiada ściany w domu!".-mówił, a ja ponownie zaczęłam się śmiać.-Byłbym skończony.-dodał. W końcu udało nam się opanować i Mario ubrał już buty i kurtkę.
-To uważaj i napisz jak dojdziesz.
-Jasne, nie martw się.-powiedział i pocałował mnie w policzek, a dodatkowo jeszcze przytulił jak to miał w zwyczaju.-Pamiętaj co Ci powiedziałem.-szepnął mi do ucha.
-Pamiętam...-również szepnęłam i uśmiechnęłam się pod nosem.
-To do zobaczenia!-krzyknął i udał się w stronę domu, a ja mu jeszcze przy okazji pomachałam.
Kiedy Mario poszedł nie chciało mi się jeszcze spać, więc zajęłam się sprzątaniem pokoju, który nie wyglądał za najlepiej po naszym maratonie horrorów. Zajęło mi to nie długo, więc potem postanowiłam wziąć szybki prysznic. Później wieczorna toaleta i mogę kierować się do łóżka. Godzina? Druga w nocy. Strasznie straciłam poczucie czasu, ale w sumie to chyba dobrze, bo dzięki Götze zapomniałam o wszystkich problemach. Super, że potrafi tak mi pomóc. Złapałam jeszcze telefon i zauważyłam wiadomość od Mario.
"Dotarłem :) Żyję i jestem cały, ale straciłem niektóre części mojej garderoby, bo rzesza fanek mnie dopadła :O"
Przeczytałam wiadomość i zaczęłam sie śmiać sama do siebie. Chciałam już mu coś odpisać, ale postanowiłam do niego zadzwonić. Nie musiałam czekać nawet kilku sekund, a już usłyszałam głos przyjaciela.
-W czym mogę Pani pomóc?-zaczął niczym dżentelmen.
-Co dokładnie straciłeś?-zapytałam.
-Na pewno chcesz wiedzieć?-zaśmiał się.
-Hmmm chyba nie...
Porozmawiałam z Mario jeszcze z 10 minut. Gadaliśmy o wszystkim. Zupełnie jakbyśmy nie widzieli się z kilka lat. O meczu, co będzie w sobotę, o "napadnięciu" i o kolejnych filmach, które jak Mario mówił musimy obejrzeć. Kiedy skończyliśmy rozmawiać położyłam się na łóżku i nagle stałam się bardzo śpiąca. Zanim jeszcze zasnęłam myślałam o kolejnym dniu i o tym co mnie będzie czekać. Czuję, że najbliższe dni zmienią mnie jeszcze bardziej. Jednak czy na lepsze czy na gorsze to się okażę...
________________________________________________________________
KOCHANE! ZAPRASZAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ!
Serdecznie zapraszam do czytania mojego nowego rozdziału.
Jak wiecie (albo i nie XD) jestem z Wami zawsze szczera :)
Jeżeli rozdział mi się podoba to, to piszę. Jeżeli nie to również Wam to oświadczam :)
Co do tego rozdziału to pisałam go strasznie długo :/
Nie miałam do niego kompletnie weny i pisałam po kawałkach z jakiś tydzień.
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że w końcu skończyłam go :)
Ale chciałabym powiedzieć coś o nim do Was:
PRZEPRASZAM!
To chyba powinno znaleźć się na samym początku tego rozdziału, bo wyszedł mi zupełni inaczej jak go wyobrażałam na początku.
Nudno i nic się nie dzieję. Mam nadzieje, że nie zasnęłyście :/
Obiecuje Wam, że kolejny już taki nie będzie! Postaram się dla Was, bo jesteście ze mną i komentujecie!
Nawet nie wiecie jak mi się gęba cieszy jak zobaczę komentarz,w którym jest napisane, że uważacie, że świetnie piszę, podoba Wam sie ten blog i w ogóle KAŻDY komentarz czytam kilka razy i normalnie jestem taka szczęśliwa!!
Więc jetem Wam winna przeprosin za ten rozdział, bo po prostu nie wyszedł :/
Jeszcze raz przepraszam :(
*Jak pisałam pod poprzednim rozdziałem staram się by blog był rzeczywisty jeśli chodzi co o niektóre sytuacje związane z piłkarzami, meczami itp.
Wiem, że ten mecz z Arsenalem BVB wygrało 2:0, ale chciałabym, żeby Mario i Robert, którzy są w Borussii w moim opowiadaniu, tez mieli swoje gole :)
Więcej już nie będę pisała pod rozdziałem gwiazdki jeżeli mecz nie będzie rzeczywisty.
Znaczy jak wygrają to wygrają, jak przegrają to przegrają, jeżeli zremisuję to zremisują ;)
Napisałam to chyba w miarę zrozumiale :)
W ogóle dodam jeszcze, że strzeliłam dość znaczący błąd rzeczowy w poprzednim rozdziale XD
Napisałam, że Polska wygrała z Gibraltarem 6:0, a powinno być 7:0, a nikt nie zauważył, albo po prostu nie chciałyście mi zwracać uwagi. :3
Jeżeli jeszcze gdzieś strzelę gafę to pisać śmiało. Nie ugryzę XD
Więc jak coś w przyszłości zauważycie to możecie, a wręcz proszę o napisanie mi tego :*
Dobra koniec tych uwag, bo jak zwykle rozpisałam się ^^
Jak myślicie, Wiki ma rację i najbliższe dni przyniosą coś ze sobą?
I będzie to coś dobrego czy wręcz przeciwnie?
Czy Wiktoria w końcu porozmawia z Marco?
Jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! Jesteście wspaniałe ♥
ENJOY ♥
ENJOY ♥
Podoba mi się, oj podoba... :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rodzice Wiktorii zrozumieli, jaki błąd poczynili i mam nadzieję, że teraz sytuacja, która obecnie jest między rodzicami i dziećmi nie ulegnie zmianie. :)
Patrząc jakich wspaniałych przyjaciół ma bohaterka szczerze mogę powiedzieć, że jest szczęściarą. ♥
A co do sytuacji między Wiki i Marco...
Mam nadzieję, że Wiktoria w końcu przezwycięży wszystkie stojące jej na drodze przeszkody i dojdzie do porozumienia z chłopakiem. :)
Co przyniesie czas? Naprawdę nie wiem.
Czekam na kolejny rozdział ♥
Buziaki :*
Rozdział jest taki cudowny :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba :)
Mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie dobrze :)
Może w końcu Wiki i rodzice staną się taką "prawdziwą rodziną" i że ich sytuacja zmieni się na lepsze :)
No a co do Wiki i Marco to mam nadzieję, że w końcu porozmawiają i będzie dobrze :)
Wiki ma naprawdę szczęście, że ma takich przyjaciół :)
Tacy przyjaciele to skarb :*
Co przyniosą kolejne dni ? Nie wiem ale mam nadzieję, że same dobre rzeczy :)
Czekam nn :*
Pozdrawiam <3
Świetny jest! Fajnie, że Wiki ma takich przyjaciół i że rodzice się zmienili. Czekam aż w końcu Wiki porozmawia z Marco. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się już niedługo, bo chyba nie wytrzymam z ciekawości. Buziaki ;*
OdpowiedzUsuńSuper !!! :D Musi w końcu pogadać z Marco, bo przecież no ile można .. :D Hahah, czytając , że Mario stracił garderobę, bo napotkał fanki od razu sobie to wyobraziłam hahahhaha :D Leję! :D Czekam na następny rozdział :) Weny i do następnego :** - Karu ;d
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ! :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Wiki powoli zaczyna dogadywać się z rodzicami. :)
Jeszcze żeby było tak z Marco, ale jestem dobrej myśli, że wszystko będzie dobrze. :)
Czekam na następny rozdział. :)
Nominowałam cie do lieber avard. :)
Szczegóły na http://loveumieraostatnia.blogspot.com/p/lieber-avards.html.
Ugh,nie masz racji.Czasami potrzebny jest taki luźny rozdział,nie zawsze musi być pelno akcji :D.Ale rozdział strasznie fajny wyszedł,sama chciałabym mieć takiego przyjaciela jakim jest Mario.I kurde!Niech Wiki pogada juz z Marco,to frustrujące ze niby się kochają,a siebie w dupie maja xd.zycze weny,zebys nie musiała się tak męczyć z pisaniem,no i oczywiście żeby szybciej był rozdział :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za takie miłe słowa :*
UsuńWcale nie jest nudny. Fajnie że Wiktoria dogaduje się tak dobrze z rodzicami ;)
OdpowiedzUsuńno i przyjaźń z Mario ;D mam nadzieję że Wiki będzie razem z Marco i liczę bardziej na te pozytywne wydarzenia. Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam ;D
Ten rozdział jest cudowny <3
OdpowiedzUsuńWierzę, że Marco i Wiki sie dogadają <3
Na pewno wszystko się ułoży <3
Czekam na nexta i pozdrawiam :***