niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 19

"TROCHĘ MARTWI MNIE TO, ŻE SIĘ NIE ODZYWA"


Październik

Minęło już sporo czasu od ostatnich wydarzeń, od ostatniej imprezy. W moim życiu w końcu jest spokojnie, ale od początku.
Oczywiście dalej jestem z Marco. Jesteśmy szczęśliwi i cieszymy się każdą chwilą spędzoną w swoim towarzystwie. Powoli uczę się na nowo być zakochaną i żyć w związku z dużo starszą od siebie osobą. Jednak oboje się kochamy i to chyba jest najważniejsze, czyż nie?
Media wiedzą już o naszym związku, bo nie kryjemy się z tym. Oczywiście pojawiło się już pełno artykułów na nasz temat, ale Marco mówił bym nie przejmowała się nimi. Tak też, więc zrobiłam.
W szkole nie zmieniło się wiele oprócz tego, że ludzie znają i kojarzą mnie już trochę bardziej. Bardzo sie cieszę, że trafiłam własnie do tej placówki, bo wszyscy są tutaj bardzo wyrozumiali i w porządku. Jeśli chodzi o Jessicę to trochę odpuściła, ale nie raz się zdarzyło, że "przypadkiem" na mnie wpadła lub wylała sok. Staram się ją ignorować i jak widać przynosi to skutek.
Będąc z Marco nie zapomniałam o rodzinie i przyjaciołach. Z Kubą czy z rodzicami staram się spędzać dużo czasu jak nie jestem z blondynem. To samo z Mario czy innymi dziewczynami, z którymi załapałam coraz lepszy kontakt.
Jednak z Anią ostatnio nie widziałam się, ale to dlatego, że ma teraz trochę spraw na głowie z tą szkółką karate. Myślę, że kiedy pozałatwia wszystko to w końcu będziemy mogły sie spotkać i pogadać jak dawniej. Bardzo mi brakuję spotkań z Lewandowską.

Właśnie skończyłam lekcje i planuje wybrać się na trening chłopaków. Marco już na nich uczestniczy, ale nie przemęcza się jakoś szczególnie. Jeszcze minie trochę czasu zanim wróci w pełni sił na boisko. Nie wspominałam, ale chłopaki przechodzą mały kryzys. Nie grają ostatnio za dobrze w Bundeslidze i przegrywają kolejne mecze z rzędu. Jednak, żeby było śmieszniej w CL idzie im jak jak na przekór wspaniale i nikt za Chiny nie może zrozumieć na czym polega to fatum. Jutro będzie mecz z HCV Hamburg i Klopp szczególnie chce ich przygotować na to spotkanie.
Trening, na który się wybieram jest ostatnim przed zgrupowaniem. Jutro mecz, w niedziele odpoczynek, a w poniedziałek zgrupowanie kadry. Najlepsze jest to, że 11 gramy z Niemcami w eliminacjach to Euro 2016. Z Marco postanowiliśmy, że mimo, że on sam nie gra to i tak pojedziemy. Ania, Agata z Kubą i Ewa również się wybierają, więc my też możemy polecieć na małą wycieczkę do mojej ojczyzny. Mimo wszystko, że z niemieckiej kadry mam dużo znajomy to i tak będę za Polakami. Chociaż i tak jakoś nie wierzę, że wygrają z aktualnymi Mistrzami Świata. Pomarzyć zawsze można...
Ze szkoły do stadionu nie mam daleko. Dodatkowo nie idę sama, bo Laura i Emma idą do domu właśnie w tę stronę. Po jakiś 20 minutach w końcu dotarłam pod budynek. Bez problemu dostałam się do środka, bo ochroniarz już mnie zna. Krętymi korytarzami dotarłam do tunelu, skąd powędrowałam na murawę. Prze moment poczułam się nawet jak jedna z Borussen. Już teraz towarzyszyło mi niesamowite uczucie, a co dopiero maja powiedzieć chłopaki jak wychodzą w towarzystwie 80 tys. kibiców.
Zobaczyłam, że piłkarze bardzo ciężko ćwiczą. Nawet nie zauważyli jak weszłam. Byli bardzo skupieni i wciągnięci w grę, ale to dobrze, bo muszą być jutro gotowi na 100%. Koło ławki rezerwowych stał Klopp i przyglądał się poczynaniom jego podopiecznych. Postanowiłam podejść do niego.
-Dzień dobry!-przywitałam się z trenerem.
-O! Cześć Wiki!-uśmiechnął się szczerze.-Dawno Cię u nas nie było na treningu.
-Miałam dużo nauki na głowie, ale teraz jest już spokojnie to w końcu przyszłam. Szczerze to spodziewałam się przedszkola, a tu widzę, że chłopaki ciężko trenują.-oznajmiłam.
-Tak, pracują na pełnych obrotach. Jak jutro coś nie pójdzie to nie wiem co robię źle...-westchnął.-Może to znak, że pora na zmianę trenera?
-Co Pan gada?!-podniosłam głos.-To Pan z roku na rok odbudowuje ten zespół i z roku na rok jest coraz lepszy. To, że przegrywamy w lidze nie czyni nas, a szczególnie Pana gorszym. Kryzysy się zdarzają i będą zdarzać. Prawdziwi kibice będą z Borussią, nawet jak spadnie do IV ligi.-uśmiechnęłam się.
-Nawet tego nie mów.-zaśmiał się Niemiecki trener.-Ale bardzo dziękuję za miłe słowa.-poklepał mnie po ramieniu. Stałam tak z Jürgenem i rozmawiałam o wszystkim. Bardzo dobrze mi się z nim gadało, bo jest bardzo towarzyski i rozmowny. Mogę poruszyć każdy temat, a on i tak będzie dalej mówił jak najęty, a nawet coraz bardziej.
-Tak w ogóle jak układa Ci się z Marco?-zapytał nagle.
-W porządku, a nawet bardzo.-uśmiechnęłam się niewinnie.
-Dobrze, że Marco kogoś ma. Szczególnie teraz. Kontuzja dla piłkarza jest najgorszą rzeczą z możliwych, ale jeżeli ma odpowiednie wsparcie to przetrwa wszystko.
-Może nie powinnam pytać, ale Marco wiele razy wspomina, że zmieniłam go i może to głupie pytanie, ale czy to prawda?-postanowiłam zapytać o coś co Reus powtarza wiele razy.
-Co ty gadasz? Jakie głupie pytanie? To normalne, że chcesz wiedzieć takie rzeczy.-mówił.-Ale to prawda. Kiedyś był taki inny... Nie wiem...Nie umiem nawet tego opisać, ale na kilometr da się wyczuć zmianę w powietrzu, więc chyba tak kochana. Zmieniłaś mojego zawodnika.-zaśmialiśmy się oboje.
-Mam nadzieję, że na dobre.-dopowiedziałam ze śmiechem.
-O tak zdecydowanie. Wiki... Tak między nami.-ściszył głos.-Masz niesamowitego chłopaka, a on niesamowitą dziewczynę. Nie dajcie się zniszczyć. Walczcie o siebie nawzajem. Na początku wiadomo, będzie ciekawie, ale z biegiem czasu mówi się, że miłość słabnie i wygasa, lecz gdy będziecie ją pielęgnować to już zawsze będzie taka jak na początku.-powiedział, a ja chwilę stałam zaczarowana tymi słowami, bo to co powiedział Klopp było piękne.
-Dzię...dziękuję Panu. To na prawdę piękne co Pan powiedział.
-No, wiesz jak ma sie tylu "synów" to już nauczyło się wielu rzeczy.-ponownie trener doprowadził mnie do śmiechu. Nagle usłyszeliśmy śmiechy chłopaków. Okazało się, że chyba zauważyli moja pogawędkę z Kloppem, bo zaczęli rzucać się nawzajem korkami.
-No jak ja tam zaraz podejdę to chyba im nogi z dupy powyrywam.-odparł, a ja się zaśmiałam.
-To nie przeszkadzam już Panu w katowaniu chłopaków. Powodzenia!-krzyknęłam i zaczęłam udawać się na trybuny, gdzie były tam inne dziewczyny, a konkretnie Agata i Ewa z dziećmi oraz Riri i Cathy.
-Cześć Wam!-przywitałam się z partnerkami piłkarzy.
-Hej!-odpowiedziały, a zaraz po chwili podbiegły do mnie Oliwka i Sara.
-WIKI!!!-krzyknęły i podbiegły do mnie. Ostatnimi czasy zajmowałam się nimi i skromnie powiem, że dziewczynki bardzo mnie polubiły.
-Cześć Wam!-przytuliłam je oraz przykucnęłam do nich.-Oliwka, a gdzie masz Lenę?-zapytałam.
-W wózku z mamą!-wskazała palcem na blondynkę z wózkiem. Wtedy złapałam obie dziewczynki za rączki i doprowadziłam do reszty.
-O czym tak żwawo rozmawiałaś z trenerem?-zapytała ciekawska Ewa.
-Trochę o tym, trochę o chłopaka, trochę tamtym.
-No to żeś się dowiedziała.-zaśmiała się Agata, a my razem z nią.
-Wiki, a tak w ogóle to wiesz co dzieję się z Anią?-pytała Riri.-Nie mam z nią od jakiegoś czasu kontaktu.
-No, mi mówiła, że załatwia coś z tą szkołą karate. Trochę zachodu z tym jest, więc pewnie jest zajęta.-odparłam i podniosłam Sarę, która domagała się by usiadła mi na kolanach.
-Trochę martwi mnie to, że nie odzywa się. Nawet do Ciebie Wiki. Może coś się stało?-zaczęła wymyślać najczarniejsze scenariusze Cathy.
-Nie mówimy tak nawet.-zaprotestowałam.-Możemy do niej zaraz zadzwonić i poprosić by przyszła.-zaproponowałam, a dziewczyny zgodził bez żadnego "ale". Wyciągnęłam telefon oraz wybrałam numer do żony Roberta. Głos wzięłam na głośnik by każda mogła słyszeć.
-Tak?-odebrała po kilku sygnałach.
-Cześć Aniu!-krzyknęłam na powitanie.-Co się z Tobą dzieję ostatnio?
-Mówiłam Ci, że mam dużo teraz spraw na głowie.-odparła.
-Ale teraz masz chyba czas na spotkanie z Nami. 
-Z Wami?-zapytała zdziwiona.
-No ja, Agata, Ewa, dzieciaki, Riri i Cathy. Jesteśmy na stadionie wpadnij do nas.-zaproponowałam.
-Przepraszam Was, ale nie dam dzisiaj rady. Kiedy indziej.-odpowiedziała.
-Na prawdę? Może jednak. Na pół godzinki chociaż.
-Wybaczcie, ale nie. 
-No, dobrze.-odparłam smutno.
-Muszę już kończyć. Pa i ucałuj ode mnie resztę.
-Jasne, pa!-dodałam i się rozłączyłam.
Zrobiło mi się trochę smutno jak odmówiła. Pomyślałam przez chwilę, że coś zrobiłam, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Tłumaczyłam to sobie, że Ania jest zmęczona tym wszystkim i pewnie za jakiś czas wróci wszystko do normy. Do końca treningu przesiedziałam z dziewczynami na trybunach.
-Hej, a może wybierzemy się na jakieś zakupy do galerii?-zaproponowała Riri, gdy skończył się trening. Ona zawsze miała świetne pomysły
-Takie damskie popołudnie?-dopytała Cathy.
-Bez facetów, piłki, wszystkiego. Tylko mi i centrum handlowe.-uśmiechnęła się dziewczyna rezerwowego bramkarza.
-Jestem za!-krzyknęła Agata. Reszta również się zgodziła podobnie do mnie. Umówiłyśmy się, że spotkamy się w piątkę u Błaszczykowskiej w domu o 16. Jest 15 i przez godzinę muszę dojść do domu i przyszykować się, ale od czego ma się ukochanego.
Czekałyśmy z dziewczynami na swoich parterów. Nagle panowie zaczęli wychodzić. O dziwno pierwszy wyszedł Gotze.
-Kogo moje piękne oczy widzą!-zwrócił się do mnie oraz pocałował w policzek.-Czekasz na swojego księcia?
-Tak, a jego rumak go opuścił i wyszedł wcześniej.-zaśmiałam się.
-Bardzo śmieszne.-odpowiedział sarkastycznie. W tej chwili wyszedł właśnie blondyn
-Hej księciu!-zwróciłam się do niego, a piłkarz sie uśmiechnął i pocałował mnie w usta.
-O jak słodko.-słodził Mario.
-Czekałaś specjalnie na mnie?-zapytał Marco ignorując przy tym przyjaciela.
-Powiedźmy... umówiłam się z dziewczynami na 16 u Agaty, a potem idziemy na zakupy, więc potrzebuję transportu do domu.-uśmiechnęłam się niewinnie.
-Co ja z Tobą mam.-pokręcił głową. Zaczęliśmy wybierać się na parking, przy wyjściu ktoś z zarządu zaczepił Marco i musiał do niego na chwilę podejść. Czekałam cierpliwie, gdy nagle podszedł do mnie Robert.
-Hej, Wiki...-zaczął nieśmiało.-Mam pytanko.-uśmiechnął się.
-Tak?-zdziwiłam się. Co mógł takiego chcieć Lewy ode mnie?
-Masz może dzisiaj czas, czy jesteś zajęta?-zapytał.
-Znaczy idę zaraz z dziewczynami na zakupy tylko podjadę jeszcze z Marco do domu, a stało się coś?
-Co? Yyy nie!-uśmiechnął się.-W takim razie już nic i nie, nic się nie stało. Na razie i mam nadzieję, że do jutra!-odkrzyknął i szybko zniknął z mojego pola widzenia.
-Dziwne...-powiedziałam po nosem.
-Co jest dziwnie?-znikąd pojawił się Reus oraz splótł nasze dłonie razem i zaczęliśmy kierować sie do jego samochodu.
-Robert prosił mnie o spotkanie. Jestem ciekawa co się stało. Martwię się, że może chodzić o Anie.
-Rzeczywiście był jakiś taki dziwny, ale to chyba normalne, że ludzie w związkach się kłócą. Pogodzą się dzisiaj i zobaczysz, że jutro na meczu będzie wszystko okej.-powiedział, kiedy już byliśmy obok jego samochodu. Wpakował na tylne siedzenie torbę treningową, a potem wsiadł za kierownice.
-Tylko co mógł chcieć ode mnie?-zastanawiałam się i jednocześnie zapinałam pas.
-Pewnie chciał pogadać. Wie, że jesteście z Anią blisko. Potrzebował takiej wiesz... Rozmowy z kobietą.
Później drogę spędziliśmy na bardziej przyjaznych rozmowach. Po 5 minutach Marco zaparkował pod swoim domem i oboje z niego wysiedliśmy.
-To papa.-podeszłam do niego.-Może spotkamy się jeszcze wieczorem.-powiedziałam, bo z racji tego, że mieszkamy koło siebie jest łatwiej.
-Idę z Tobą jeszcze, no chyba, że masz coś przeciwko.-spojrzał na mnie tym swoim charakterystycznym wzrokiem.
-Jasne, że nie.-pocałowałam go szybko w usta, a następnie udaliśmy się wolnym krokiem pod mój dom.
-Jesteśmy!-krzyknęłam głośno, bo nie wiedziałam gdzie kto się znajduje.
-Heej!-odpowiedziała mama z salonu.-O! Witaj Marco!-uśmiechnęła się jak zobaczyła, że nie jestem sama.
-Dzień dobry!-przywitał się Reus.
-Gdzie Kuba i tata?-zapytałam jednocześnie zdejmując buty.
-Nie uwierzysz, ale przyszedł Felix i zabrał Kubę na boisko, a Twój ojciec zabrał się nimi.-powiedziała, a wszyscy zaśmialiśmy się. Chwileczkę jeszcze pogadaliśmy, ale potem już musieliśmy udać się na górę bym mogła się przebrać. Wyjątkowo nie miałam problemu z wybraniem stroju. Gdy znalazłam co chciałam poszłam do łazienki ubrać się, a Marco w tym czasie rozwalił się u mnie na łóżku.
-Wolałbym byś przebierała się przy mnie.-uśmiechnął się cwaniacko.
-No co ty nie powiesz.-odparłam i położyłam się obok niego oraz przytuliłam się. Leżąc tak czułam jego obecność, bicie serca, perfumy, miłość. Nie jesteśmy ze sobą długo, a nawet nie znamy się kilka lat. Jednak wiem, że to nie jest przypadkowy związek, ale jak to powiedział Klopp musimy oboje go pielęgnować inaczej oboje znudzimy się sobą.
-Marco?-zapytałam cicho. Prawie szeptem.
-Tak mała?
-Obiecasz mi coś?
-Jasne. Postaram się.
-Obiecaj, że będziemy starać się o ten związek. Będziemy o niego dbać, nigdy nie przestaniemy kochać siebie nawzajem.-powiedziałam, a blondyn podniósł się i pocałował mnie gorąco.
-Obiecuję.


*******
Dawno, bardzo dawno nie czułem się tak jak teraz. W końcu po tylu próbach zakochałem się. Zakochałem się w dziewczynie, o którą musiałem walczyć. Jednak wygrałem, a moją nagrodą jest Wiktoria. Nie mam pojęcia co przyniesie nam przyszłość. Musimy, jak to powiedziała Wiki, dbać o nasza miłość, bo inaczej nie zajdziemy daleko. Teraz moje życie ma jakby większy sens. Mam dla kogo się budzić, wracać do domu po treningu, grać, strzelać gole. Kiedyś śmiałem się z kolegów, którzy gadali jaka to miłość jest wspaniała, ale teraz ich rozumiem. Rozumiem, bo sam przeżywam to co oni. W życiu nie byłem niczego pewny. Jednak dzisiaj mogę śmiało powiedzieć, że jestem pewny swoich uczuć. Uczuć do ślicznej Polki, z którą znajomość nie zaczęła się tak kolorowo jak w tanich romansidłach. Nasze uczucie zaczęło się od nienawiści do zakochania.


*******
Punktualnie o 16 zjawiłam się pod domem Błaszczykowskich. Okazało się, że Kuba z Łukaszem będą musieli stawić czoła trójce dziewczynek. Trzymamy za nich kciuki!
Następnie wsiadłyśmy do jednego samochodu i udałyśmy się do centrum na podbój sklepów. 
Czas z dziewczynami minął mi bardzo miło i przyjemnie oraz bardzo, bardzo szybko. Jednak, mimo tej świetniej atmosfery i tak czułam brak czegoś, a właściwie to kogoś, a konkretnie Ani. 
Po szalonych zakupach, gdzie zajrzałyśmy do prawie każdego sklepu, poszłyśmy do przytulnej kawiarenki. tam spędziłyśmy też z dobrą godzinę, a potem każda postanowiła sama udać się do siebie. Ja natomiast zanim wszyłam udałam się jeszcze do jednego sklepu sportowego, bo zaciekawiły mnie jedne buty do biegania, ale wcześniej ich nie kupiłam, bo... w sumie nie wiem czemu. Jakoś wcześniej nie urzekły mnie tak jak teraz. No cóż... Kobieta zmienną jest...
Stojąc przy kasie i płacąc ekspediencie poczułam wibracje w kieszeni. Szybko zapłaciłam i udała sie do wyjścia. Wyjęłam telefon i spojrzałam, kto dzwoni. Dziwne... To Robert...
________________________________________________________________
JEJKU! NIE WIERZĘ, ŻE TO JUŻ 19 ROZDZIAŁ :O

Pobiłam chyba rekord, bo napisałam go w dwa dni!
Jeszcze z żadnym rozdziałem nie poradziłam sobie tak szybko, ale wiadomo - wena jest to i sie lepiej pisze :)
Taki trochę spokojniejszy rozdział. Nie każdemu może przypaść do gustu, ale czasami trzeba zwolnić :)
Chciałabym też podziękować za miłe słowa co do egzaminu :) Dziękuję ♥



Jak myślcie, co może chcieć Robert?
Ma to jakiś związek z Anią?

Słuchajcie, nie lubię tego robić. Nie lubię mówić, że jest mało komentarzy ostatnio, ale...

Troszkę mało komentarzy jest pod ostatnimi postami, a obserwatorów trochę jest XD
Rozumiem, że czasami się nie chce, ale zwykłe słowo, że podobało się lub, że właśnie nie pomaga :)
Ci co piszą to sami wiedzą, że komentując motywujecie Nas :D 
Także KOMENTUJEMY, a rozdział pojawi się szybko :) 

10 komentarzy = następny rozdział ;) 
Pasuję układ? 

ENJOY ♥

środa, 26 listopada 2014

Rozdział 18

"CAŁY CZAS ROZMAWIAMY"


-Wchodź Mario!-usłyszałam jak drzwi się powoli otwierają, a ja dalej mówiłam nie patrząc i zakładając buty.-Dlaczego dzwoniłeś? Zawsze wparowywałeś krzycząc, że niejaki Götze wchodzi.-zaśmiałam się, ale nie usłyszałam odpowiedzi.-Co nic nie mówisz?-wreszcie popatrzałam na, jak mi się wydawało piłkarza, ale jakie było moje zdziwienie, gdy stał tam zupełnie ktoś inny. Osoba, której nie widziałam już jakiś czas, ale zupełnie się jej nie spodziewałam...
-Caro? Co ty tu robisz?-zdziwiłam się.
-Przeszkadzam?-zapytała.
-No właśnie zaraz będę wychodziła, ale jeżeli to coś ważnego to mam jeszcze chwilkę.-odparłam.
-Nie zajmę Ci dużo czasu. Przyszłam tu, bo chcę Ci coś po prostu powiedzieć.-oznajmiła.
-Dobrze...Chodź do salonu.-dodałam i pozwoliłam blondynce wejść głębiej pierwszej. Przez cały czas miałam w głowie pomysły co ona mogła tu chcieć. Czyżby dowiedziała się skądś, że jak i Marco jesteśmy razem? Tylko skąd? Przecież nawet Mario o tym nawet nie wie. Żadne gazety nie pisały jeszcze on nas, więc skąd? Może jednak przyszła ty w zupełnie innej sprawie tyle, że nie mam kompletnie pomysłu po co... W ogóle nie widziałam jej dawno. Ostatnio to było pierwszego dnia szkoły jak przyszła z Marco do pizzerii i zaczęła kłócić się z Ann.
Blondynka usiadła na sofie, a ja postanowiłam zrobić podobnie do niej.
-Więc...-zaczęłam.-Co chciałaś mi powiedzieć?
-Jesteś z Marco prawda?-bardziej stwierdziła niż spytała. Cholera, czyli wie. Moje najgorsze przypuszczenia się potwierdziły. Tylko skąd, skąd wie?
-Ja...-zwiesiłam się.-Skąd...?
-Dowiedziałam się przez przypadek, bo wczoraj byłam w parku i widziałam Ciebie z Marco.-odpowiedziała jakby za mnie.
-No to dobrze widziałaś.-oznajmiłam bez wyrazu twarzy, jednak zaraz potem dodałam trochę ostrzej.-Przyszłaś tutaj teraz i chcesz mi powiedzieć, że nie dasz za wygraną, i Marco będzie mimo wszystko Twój? Zapomnij! Rozumiem Cię, że jest Ci źle, ale ja kocham Marco. Jestem szczęśliwa i nie pozwolę Ci tego zniszczyć!-krzyknęłam na koniec. No, tak. Powróciła stara dobra Wiki. Carolinie była przez chwilę jakby oszołomiona tymi słowami.
-Dlaczego myślisz, że przyszłam tu po to?-zapytała po chwili.
-A nie?
-Nie.-odpowiedziała, co mnie trochę zdziwiło.-Przyszłam tu, by Ci pogratulować.-oznajmiła, a mnie po prostu zatkało. Pomyślałam o samych najgorszych rzeczach, a Caro tak po prostu przyszłam mi pogratulować tego, że związałam z jej byłym chłopakiem? Nie pasuję mi coś tutaj.
-Caro... Nie oszukujmy się. Powiedź po co tu przyszłaś, ale szybko, bo Mario będzie tu za chwilę.-stwierdziłam.
-Nie każę Ci byś mi uwierzyła. Chcę byś wiedziała, że nie mam do Ciebie żalu. Wiem, że jak ostatnio się widziałyśmy to zachowywałam się jak idiotka. Przepraszam Cię za teraz.-mówiła.-Jak się poznałyśmy to polubiłam Cię od razu i ostatnio doszłam do wniosku, że powinnam Cię przeprosić i wyjaśnić wszystko. Ty i Marco pasujecie do siebie. Kochacie się i dobrze. Dobrze, że Marco kogoś kocha, bo ze mną nie mógł doświadczyć tego uczucia. Życzę Wam szczęścia i  wszystkiego dobrego. Nie będę dla Was problemem.-powiedziała i wstała oraz od razu udała się do wyjścia. Ja przez chwile siedziałam i analizowałam słowa Caro. Może jednak mówi prawdę? Może jednak na prawdę nie ma złych zamiarów. W ostatniej chwili poderwałam się z miejsca i pobiegłam do blondynki, która właśnie otwierała drzwi.
-Caro!-krzyknęłam, a ona zatrzymała się. Podeszłam do niej i bez słowa się przytuliłam.-Przepraszam, że taka byłam dla Ciebie. Dziękuję za takie słowa. Nie jedna na twoim miejscu zamordowała by mnie od razu. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze. Mieszkasz dalej w Dortmundzie?
-Tak, ale za jakiś czas wyprowadzam się do Hamburga. Jednak będę przyjeżdżała do rodziców.-odpowiedziała.
-Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze. Mam tam dziadków, więc jest szansa na spotkanie.
-Na pewno.-uśmiechnęła się.-Muszę już iść Wiki. Do zobaczenia! A! Mogłabyś pozdrowić ode mnie Marco? Przeproś go jakbyś mogła. Wiem, że to ja powinnam zrobić, ale na razie nie jestem jeszcze gotowa. Zrobisz to dla mnie?-popatrzała w moją stronę.
-Jasne.-uśmiechnęłam się.
-To do zobaczenia!-krzyknęła i zaczęła się kierować w swoją stronę.
-Oh, Caro! Czekaj jeszcze!
-Tak?-odkrzyknęła.
-Na razie nic nie wiesz. To ma być niespodzianka!
-Spokojnie! Nikomu nie powiem.-dokrzyczała i już powoli odchodziła. Natomiast ja weszłam do domu. Nie jestem w 100% pewna, że to co Caroline powiedział to prawda, ale w sumie nie ma powodu by kłamać, ale nigdy nie wiadomo do czego może się posunąć kobieta, która kogoś kocha. Nagle moje przemyślenia przerwał nikt inny jak Götze.
-Zgadnij kto przyszedł!-wydarł się na cały dom. Czyli jak mówiłam. Cała dzielnica powinna wiedzieć jakiego mam gościa u siebie.
-Co się tak drzesz! Wiem, że to ty.-odparłam i podeszłam do niego oraz przywitałam się całusem w policzek.-To co idziemy?-zaproponowałam.
-Skąd wiesz gdzie się wybieramy? Skąd w ogóle wiedziałaś, że przyjdę po Ciebie?-zapytał, a ja musiałam improwizować.
-No, wiesz...Na mecz to normalne, że idę. Miałam jechać z Anią, ale ona mi mówi, że ty po mnie przyjedziesz. Nie wiem skąd, ale jak widać miała rację.
-No, tak. Dobra to zbieramy się.-klasnął w ręce, a ja ucieszyłam się, że można mu wcisnąć najtańszy kit, a on i tak to kupi. Zaśmiałam się w duchu, ale po chwili ogarnęłam, że skoro chłopaki grają mecz to dlaczego Mario nie jest z nimi?
-Ej, ale dlaczego ty nie jesteś z resztą drużyny? Nie śpieszy Ci się na własny mecz?!-zapytałam, gdy siedzieliśmy już w jego samochodzie. Na co on się tylko uśmiechnął.
-Nie gram w dzisiejszym meczy, bo dostałem lekkiej kontuzji. To nic takiego, wiec w następnym meczu powinienem grać.-oznajmił. Resztę drogi na stadion spędziliśmy na rozmowie o wszystkim i o niczym w sumie. O dziwo, Mario nic nie wspomniał o imprezie u Marco. Ciekawa jestem jak ma mi to powiedzieć. Wspomniał też o tym, że widział Caroline, którą widział na mojej i Marco dzielnicy. Gadał jak najęty o tym, że pewnie przyszła do Reusa i ma wielką nadzieję, że więcej przy Marco jej nie zobaczy. Nie dziwię się Mario, bo Caro bardzo namieszała i w pewnym sensie skłóciła tą dwójkę. Po jakimś czasie dojechaliśmy pod SIP i powolutku, tylnym wejściem weszliśmy na trybuny. Nasze miejsca były w loży VIP, gdzie siedziały partnerki piłkarzy i wszystkie inne ważne postacie. Wchodząc z Mario zauważyłam Marco, który siedział w raz Kuba i Nurim, którzy również mają kontuzje.
-Idziemy do chłopaków?-zapytał Mario, a ja popatrzałam w stronę, gdzie się właśnie znajdowali i udawałam, że analizuję kto tam siedzi.
-Ja tam nie idę.-zrobiłam kwaśną minę.
-Ponieważ...?
-Ponieważ siedzi tam Reus, a ja nie zamierzam być tam gdzie on.-oznajmiłam.
-Kiedy wy się w końcu dogadacie? Zaczyna mnie to już powoli irytować.-irytował się Mario.
-Jakoś mało mnie to interesuje.-odparłam i założyłam ręce na piersi.-Jak chcesz to idź se do nich, a ja idę do dziewczyn.-powiedziałam i odwróciłam się w stronę WAG's.
-Czekaj!-złapał mnie za rękę.-Po prostu obiecałaś mi coś. Miałaś z nim porozmawiać.-mówił z pretensjami.
-Wiem Mario, ale jeszcze nie teraz. Proszę...Daj mi czas.-poprosiłam.
-Dobrze.-westchnął, a ja postanowiłam iść usiąść tam, gdzie siedzą już Ania, Agata, Ewa, Riri, Lisa, Cathy i Sila. Nagle zauważyła, że Mario idzie za mną.
-Siadasz z nami?-zdziwiłam się.
-Muszę mieć Cię na oku.-mrugnął do mnie. Obydwoje przywitaliśmy się z dziewczynami i usiedliśmy wygodnie. Reszta kobiet trochę się zdziwiła, że Götze siada z nami, a nie idzie do chłopaków. Czekając na rozpoczęcie meczu w duchu byłam z siebie dumna i śmiało mogłabym zostać aktorką. świetnie udało mi się zdenerwować Mario. Jeszcze nie wiemy z Marco jak powiemy o tym reszcie, ale czuje, że wyjdzie to nam na prawdę fajnie.
Spojrzała na chwilę w stronę blondyna i tak się złożyło, że on też popatrzał na mnie. Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie, ale tak by nikt po za nami tego nie zauważył. Po chwili czekania piłkarze zaczęli wychodzić na boisko.
-No chłopaki liczymy na zwycięstwo! Macie wygrać, bo impreza się nie uda.-myślałam w głębi, a za chwilę usłyszeliśmy pierwszy gwizdek.

Właśnie mecz dobiegł końca i niestety nie był dla nas za bardzo korzystny. Przegraliśmy i to 2:0. Widziałam jak chłopaki, którzy nie grali są strasznie zawiedzeni, ale to wiadome. Każdy kibic ma czasami ochotę wejść na boisko, a tym bardziej piłkarz. Już bałam się, że coś z tej imprezy nie wyjdzie, ale pisałam z Marco, bo rozmawiać raczej nie mogłam, i powiedział, że nic się nie zmieniło. Tylko, że ja jeszcze w pewnym sensie "nie wiem" nic o tej imprezie.
-Nie martw się.-pocieszałam Götze.-Następnym razem będzie lepiej.
-Wiem.-odparł i popatrzał na mnie.-Musi.
-Dobra! Koniec tego ociągania!-krzyknęłam do większości.-To jakie mamy plany na teraz?-zapytałam i zobaczyłam, że niektórzy mieli trochę zdezorientowanie miny, czyli nasz plan idzie w coraz lepszym kierunku.
-Chodź Wiki na bok, dobrze?-poprosił Mario.
-W porządku. Coś się stało?-"martwiłam się".
-Nie, ale... Chodzi o to, że mam propozycję dla Ciebie.
-Jaka?-podpytywałam.
-Pójdziesz ze mną na imprezę do Marco? PROSZĘ...-zrobił maślane oczka w moją stronę, a ja już chciałam wybuchnąć ogromnym śmiechem, ale musiałam się powstrzymać.
-Chyba śnisz...-zakpiłam.-Nie możesz iść z Ann?-no właśnie... Gdzie jest Ann?
-Też będzie, ale przyjedzie trochę później. No Wikuś zrobię wszystko obiecuję!
-Mario, zapomnij! Nie chcę tam iść!-odparłam, a ten debil zrobił coś czego bym się po nim nigdy nie spodziewała. Uklęknął przede mną i złapał się moich rąk.
-Kochana, najwspanialsza, najmądrzejsza, najlepsza przyjaciółko Wiktorio proszę chodź ze mną do Reusa.-błagał, a każdy dosłownie każdy patrzał się na nas. Marco to myślałam, że zdechnie ze śmiechu. Kurcze, mam nadzieję, że nic nie zepsuł.
-Götze! Wstawaj!-zarządziła, ale na serio, bo to wyglądało komicznie.
-Nie dopóki się nie zgodzisz!-zaprotestował.
-Dobra! Okej, idę!-odpowiedziałam szybko.
-Hm.. myślałem, że dłużej mi to zajmie. Szkoda, bo miałem fajny pomysł w zanadrzu.
-Jaki?-przeraziłam się.
-Chciałem Cię złapać i zacząć z Tobą biegać w okół boiska, a potem Klopp...
-Dobra nie kończ!-odparłam i potem wszyscy zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia, gdzie następny każdy pojechał prawdopodobnie już do Reusa.

Pod domem Marco byliśmy dopiero po jakiejś godzinie. Dlaczego? Musieliśmy wstąpić jeszcze do sklepu po procenty, a właśnie dla Mario przypadło to zadanie. Oczywiście same zakupy do normalnych i prostych nie należały. Byliśmy godzinami wieczornymi, a wyszło tak, że było dość sporo ludzi, a wiadomo po meczy, również kibiców. Nie obyło się bez zdjęć, autografów i nawet podrywania Mario, któremu to się nawet podobało. Sama musiałam robić prawie cały czas za fotografa. Nie przeszkadzało mi to strasznie, bo rozumiem tych ludzi - widzą swojego idola, tylko troszkę nam się śpieszyło. Sam piłkarz nie ułatwiał zadania. Stal przy stoisku i zastanawiał sie cholernie długo, co wybrać. Kiedy w końcu wybraliśmy to zaczęło mu się nudzić i w drodze do kasy wjeżdżał we mnie wózkiem i rzucał paczkami chipsów, żelków innymi przekąskami, które kupiliśmy "w razie czego".
Obładowani zakupami weszliśmy do domu Marco, gdzie dało się już wyczuć imprezę. Na razie było spokojnie, bo chłopaki gadali o meczu i wyniku, co dało się usłyszeć.
-Mamy prowiant!-krzyknął Götze.
-No na reszcie! Co tak długo?-zapytał gospodarz. Chciałam się z nim przywitać, ale przypomniałam sobie o planie.
-No, tak wyszło. Nie Wiki?-odpowiedział Mario i zwrócił sie do mnie.
-Ta..-odparłam markotnie.-Idę to rozpakować.-dodałam i ruszyłam z zakupami do kuchni. Była pusta, bo wszyscy byli w salonie. Wypakowując przekąski poczułam czyjeś ręce na moich biodrach.
-Marco, bo ktoś Nas zauważy. Zapomniałeś o planie?-powiedziałam, bo wiedziałam, że to blondyn, bo za tym katem oka zauważyłam jego wytatuowaną rękę.
-Trudno...-powiedział i pocałował mnie w szyje. Nagle na nasze nie szczęście do kuchni ktoś wszedł.
-Marco, gdzie masz te paluszki....O przepraszam.-powiedział... No właśnie nie wiem kto, bo widzę go chyba pierwszy raz na oczy. Możliwe, że to jakiś przyjaciel Marco?
-No i widzisz? Zepsułeś wszystko.-zwróciłam się do piłkarza z lekkimi pretensjami.
-Spokojnie.-uśmiechnął się Reus.-Marcel o wszystkim wie. Wy sie chyba nie znacie? Wiktorio poznaj Marcela, mojego przyjaciel. Marcel poznaj Wiktorie.-przedstawił nas Marco.
-Hej, Marcel. Miło mi poznać w końcu tą słynną Wiktorię, która namieszała w głowie Reusa.
-Wiktoria, również mi miło.-odpowiedziałam.-O! Jestem bardzo ciekawa co Marco gadał na mój temat?-zaśmiałam się.
-Przysięgam, że same dobre rzeczy.
Marco poszedł do reszty gości, a ja z Marcelem zajęłam się przekąskami. Doszłam do wniosku, że jest to bardzo sympatyczny i towarzyski facet.  Opowiadał dużo o sobie i o Marco. Było tez nawet dość zabawnie, kiedy to mówił o przygodach z młodości. Strasznie fajnie mi się z nim rozmawiało, ale musieliśmy już kończyć i udać się z jedzeniem do reszty. Na szczęście nikt nic nie zauważył, więc ja i Reus nienawidzimy się dalej.

Impreza trwa w najlepsze. Wszyscy z zaproszonych gości rozmawiają, pocieszają i rozśmieszają. Większość z nich wie co się stało i chcą mi pomóc, ale powtarza, że jest już dobrze. Chłopaki są troszkę jeszcze przybici przegraną, ale próbują zapomnieć i skupić się na kolejnym spotkaniu.
Stałam teraz sobie razem Mario i gadaliśmy o jego lekkiej kontuzji, gdy nagle podszedł do Nas Marco. Wiedziałam co sie szykuję, więc byłam przygotowana. Przed chwilą zgadałam się z blondynem, że wkurzymy naszym zachowaniem Mario, co do najtrudniejszych rzeczy nie należy. Powinno być zabawnie.
-Hej Wam! Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.-zaczął, na co ja dość głośno prychnęłam, co nie uszło uwadze Mario.
-Wiki.-zganił mnie Mario i popatrzał jak na najgorszego wroga.
-No co?-zapytałam głupio.
-Zachowuj się...-powiedział ciszej i przez zęby.
-Będę się zachowywała jak chcę i Tobie nic to tego.-podniosłam głos, ale na szczęście nikt tego nie słyszał, albo nie chciał słyszeć.-I nie zamierzam być miła dla kogoś dla kogo nie chcę.-dodałam.
-Nie przestajesz mnie zadziwiać.-włączył się blondyn.-Raz mówisz co innego teraz co innego. Sama chyba nie wiesz czego chcesz. Zastanów się nad sobą!
-Ja? Lepiej ty! Zobacz co zrobiłeś z moim życiem!-akcja coraz bardziej się rozkręcała i niektórzy już zaciekawili się naszą "kłótnią".
-Posłuchaj mnie...-Marco chciał coś dodać, ale niestety nie było mu to dane, bo przerwał mu Mario. Brunet był strasznie zdenerwowany.
-Dobra dość!-krzyknął i złapał naszą dwójkę za ręce, i wyprowadził z salonu oraz zaczął kierować w bliżej nieokreślonym kierunku.
-Mario...? Co ty?-zapytałam, kiedy zorientowałam się, że prowadzi nas na górę. Götze nic nie odpowiedział tylko wprowadził do pokoju gościnnego. Kiedy zdezorientowani stanęliśmy na środku pomieszczenia i czekaliśmy na kolejny ruch pomocnika. Niestety to co zrobił później to chyba przerosło nasze oczekiwania, bo kiedy tak staliśmy on sam szybko opuścił pokój i zamknął nas na klucz.
-Mario!-krzyknął Reus i zaczął pukać w drzwi.-Co ty robisz?!
-Nie wyjdziecie stąd dopóki się  nie pogodzicie!-krzyknął za drzwi.
-Mario, ale słuchaj...bo mi się pogodziliśmy! To miała być niespodzianka.-próbowałam ratować sytuację.
-Jasne. Jeszcze taki głupi to nie jestem. Zajrzę tu później!
-Mario kretynie wracaj tu! Nie możesz nas tu więzić! Mario! Mario!-krzyczałam jeszcze, ale to na nic, bo piłkarz już prawdopodobnie jest na dole.-No świetnie!-rzekłam.
-Co za idiota... Plan chyba trochę nie wypalił.-podrapał się po głowie Marco.
-Trochę?! Jesteśmy zamknięci!-krzyknęłam.
-Masz może telefon? Ja swój zostawiłem na dole.
-Mam, ale do kogo zadzwonić?-zapytałam.
-Weź do Ani.-powiedział, a ja wykonałam plecenie, ale niestety Lewandowska miała wyłączony telefon.
-To do kogo teraz?
-To do Roberta wtedy.-zaproponował. Wzięłam telefon na głośnik i oboje z Marco czekaliśmy na odpowiedź od Lewego. Po kilku sygnałach usłyszeliśmy głos piłkarza.
-Halo?-zaczął.
-Robert! Pomóż nam proszę!-ze względu na Niemca obok mówiłam po niemiecku.
-Nie otworzę Wam drzwi.-oznajmił po prostu.
-Co?!-oburzył się Marco.-Robert ty nic nie rozumiesz. My pogodziliśmy się już wcześniej! Spytaj się Ani i Marcela.-dodał.
-Ta? Czekajcie.-odparł i prawdopodobnie zwrócił się do swojej żony i przyjaciela Marco. Po kilku chwilach ponownie go usłyszeliśmy.-Mówią, że nic nie wiedzą. 
-A to oszuści...-powiedziałam.
-Przestańcie się wykręcać, tylko zacznijcie rozmawiać to szybciej stamtąd wyjdziecie.-oznajmił i się rozłączył.
-Nie... Wszyscy przeciwko nam...-dodałam i rzuciłam telefon na łóżko.-W ogóle skąd on miał klucz?-zapytałam.
-W pewnym sensie ten pokój był kiedyś jego. Bywał tu częściej niż u siebie.-westchnął Marco.-Moja własna impreza, a ja siedzę zamknięty w pokoju.
-Ej! Towarzystwo Ci nie odpowiada?-zapytałam "oburzona".
-Pytanie... jasne, że NIE odpowiada.-odpowiedział poważnie, a po chwili wybuchnął śmiechem oraz przybliżył się i mnie pocałował.-W sumie, to nie jest tu tak źle...-uśmiechnął się.
No i w taki oto sposób zostaliśmy zamknięci w pokoju na imprezie Reusa. Co robiliśmy? Leżeliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, całowaliśmy... wszystko by tylko skrócić czas. Jednak nie było, aż tak źle, bo całkiem przyjemnie. Jednak ile można siedzieć w zamkniętym pomieszczeniu.
-Jak Mario się tylko tu pojawi, to obiecuję, że go rozszarpię na miejscu.-powiedział blondyn rzucając się jednocześnie na łóżko. Natomiast ja po prostu głośno westchnęłam.
-Przypomnij mi, żeby następnym razem nie brać udziału w Twoich głupich pomysłach.
-Skąd wiedziałem, że Mario tak zareaguję.-bronił swego.-Plan byłby idealny, gdyby nie to, że za bardzo wczułaś się w rolę.-powiedział na co dostał ode mnie poduszką prosto w głowę.
-Masz za swoje.-wystawiłam mu język, Na co Marco rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. Nagle usłyszeliśmy, że drzwi się otwierają. Odeszliśmy od siebie i myśląc, że to Götze byliśmy gotowi do "ataku". Jednak za drzwiami nie stał piłkarz, tylko jego partnerka.
-Żyjecie!?-wparowała do naszego pokoju.
-Jezu Ann!-krzyknęłam i pobiegłam w jej stronę oraz rzuciłam się na nią.-Dzięki Ci!
-Dlaczego Mario Was tu zamknął?-zapytała.
-Nie powiedział Ci?-odpowiedział pytaniem na pytanie Reus.
-Jak przed chwilą przyszłam to spytałam się Mario, gdzie jesteście, bo od razu zauważyłam, że kogoś brakuje. Powiedział coś w stylu, że "odbywacie karę", "wyjdziecie jak się pogodzicie".-tłumaczyła.
-Skąd wiedziałaś, że jesteśmy tutaj?-dopytywałam.
-Zauważyłam, że Mario ma w kieszeni klucz, więc zabrałam mu go i intuicyjnie poszłam na górę.
-Jesteś wybawcą!-powiedział Marco, a po chwili dodał.-Ale Twojego chłopaka to chyba zatłukę na śmierć.-zdążył powiedzieć, a w pomieszczeniu pojawili się Mario, Ania z Robertem i Marcel.
-Po jaką cholerę ich wypuściłaś?-wtargnął zdenerwowany Mario.-Mieli wyjść jak się pogodzą!
-Ślepy jesteś? Nie wyglądają jakby byli pokłóceni.-wskazała na nas partnerka Mario, a on popatrzał na nas poważna min, lecz po chwili podbiegł do Nas i przytulił.
-Wiedziałem, że mój plan jest niezastąpiony!-krzyknął, nasza dwójka oraz Marcel i Ania wybuchli śmiechem.
Wyjaśniliśmy Mario, Robertowi i Ann jak tak na prawdę to wszystko wyglądało. Götze oczywiście bardzo się zawiódł, bo dowiedział się, że wcale nie dzięki niemu udało mu się nas pojednać. Oczywiście Ania i Marcel dostali zjebkę od nas za to, że dali Mario zamknąć nas w pokoju. Później zeszliśmy na dół i oficjalnie ogłosiliśmy, że jesteśmy parą. Gratulacją nie było końca, a na koniec każdy wypił za nasze zdrowie. Impreza rozkręcała się jeszcze bardziej. Jestem szczęśliwa, że tak to się właśnie wszystko skończyło. Po jakimś czasie zobaczyłam, że nie mam przy sobie już jakiś czas telefonu. Zaczęłam go szukać, a pomagała mi Ania i Agata. jednak przypomniałam sobie, że prawdopodobni zostawiłam go w pokoju, gdzie byliśmy zamknięci z Marco. Mówiąc tylko Ani i Agacie, że idę na górę po telefon udałam się na schody. Weszłam pewnie do pokoju, ale jak się okazało nie był pusty.
-Co ty tu robisz?-zapytałam.

*******
Dlaczego czasami człowiek mówi co innego, a co innego czuje? Dlaczego czasami trudno odkryć samego siebie? Kiedy Wiktoria i Marco powiedzieli, że są razem poczułem się dziwnie, choć nie dałem po sobie tego poznać. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest, bo sam chciałem wcześniej by ta dwójka się zeszła ze sobą. To więc dlaczego teraz się tak dziwnie czuję?
Kocham Wiktorię, ale tylko jak siostrę. Siostrę, której nigdy nie miałem. Znaczy staram się. Przyznaję, że czasami chciałbym powrócić do tego dnia, w którym pocałowałem ją, ale wiem, że nie mogę. Mam Ann, którą szczerze kocham i nie mógłbym jej skrzywdzić. Nie żałuję, że oboje się ze sobą zeszliśmy tylko... Sam nie wiem. Sam nic już nie wiem. Może powinien porozmawiać z Wiktorią? Tylko kiedy?
Siedząc samemu, po ciemku w pokoju, gdzie wcześniej zamknąłem Reusa i Müller, ktoś wszedł, a tym ktosiem na moje nieszczęście była właśnie Wiki.
-Co ty tu robisz?-zdziwiła się jak mnie zobaczyła.
-Ja?-głupio zapytałem.
-Widzisz tu kogoś jeszcze?-powiedziała z ironią.
-No, nie.-westchnąłem, a po chwili poczułem jak Polka siada obok mnie.
-Mario?-dotknęła mojego ramienia.-Co się dzieję? Coś Cię trapi, widzę to.-oznajmiła.
-Ja po prostu się cieszę, że w końcu ułożyło Wam się z Marco.-odpowiedziałem.
-Coś dziwnie wygląda ta twoja euforia.-ponownie złożyła zdanie z nutką ironii.
-Może porozmawiamy teraz?-zaproponowałem.
-Cały czas rozmawiamy.-zaśmiała się.
-Tak, ale chciałbym porozmawiać o ... nas.-zawiesiłem się na chwilę, ale potem odpowiedziałem pewnie.
-O "nas"?-powtórzyła zdziwiona.-Mario? O co chodzi?-zmartwiła się.
-Uwierz mi, że bardzo się cieszę, że jesteś z Marco i jesteście szczęśliwi. Jednak czuję teraz coś dziwnego. Coś jakby zazdrość... Wiki.-złapałem ją za ręce.-Kocham Ann. Kocham ją najbardziej na świecie, ale... Nie umiem się czasami...
-...oprzeć?-odpowiedziała za mnie.
-Dokładnie. Czasami kiedy zasypiam to myślę o tym dniu, kiedy się... pocałowaliśmy. Nie żałuję tego, ale to już nigdy nie może się wydarzyć. Mimo,  że mam czasami taką potrzebę.
-Wiesz Mario... Ja czasami mam podobnie. To strasznie dziwnie. Mamy osoby, które kochamy, a ciągnie nas do siebie.-tym razem oboje zaśmialiśmy się.
-Jesteśmy rodzeństwem, przyjaciółmi, najlepszymi przyjaciółmi...-mówiłem.-Tak musi zostać.-uśmiechnąłem się na koniec i przytuliliśmy się.
-Dobrze, że wyjaśniliśmy to sobie. Nie ma to jak szczera rozmowa.-szepnęła na co ja pocałowałem ją w policzek. Chwilę jeszcze posiedzieliśmy, ale zaraz potem zeszliśmy już na dół do reszty.


*******
W domu Marco zostałam już tylko ja i właśnie blondyn. Jest już po 2, a ostatni goście wyszli jakieś 10 minut temu. Pomagałam Marco sprzątać po imprezie, która nie była wcale, aż tak pijacka jak to czasami było. 
-No to chyba wszystko.-powiedziałam na koniec w kuchni. 
-Na to wygląda.-powiedział i podszedł do mnie i mocno przytulił, że aż przeszedł mnie dreszcz.-Kocham Cię, wiesz?-popatrzał mi prosto w oczy. 
-Wiem, wiem.-odpowiedziałam i postanowiłam pierwsza go pocałować. Najpierw delikatnie, ale potem sam piłkarz przejął inicjatywę i wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. 
-Może jednak zostaniesz dzisiaj u mnie?-uśmiechnął się chytrze.
-No, nie wiem. Daleko nie mam, więc nawet nie musisz mnie odprowadzać.
-Może jednak?-namawiał mnie ciągle.
-Marco...Ja wiem i rozumiem Cię, że jesteś starszy ode mnie i oczekujesz więcej, ale ja po tym wszystkim.... po ciąży...
-Hej, ja nic od Ciebie oprócz miłości nie oczekuję.-złapał moją twarz w swoje dłonie.-Rozumiem, ale proszę Cię byś została, bo chciałbym się do kogoś poprzytulać w nocy.-zaśmiał się, a ja... uległam. Napisałam szybko SMS do mamy, by się nie martwiła. 
Marco w domu ma dwie łazienki, więc każdy z nas zajął jedną. Ja nie myłam się długo, bo jestem troszkę zmęczona po dzisiejszym dniu. Kiedy weszłam do sypiali, w której już w sumie byłam, zastałam leżącego blondyna.
-A myślałam, że to ja szybko się umyłam.
-Ładnie Ci w mojej koszulce.-uśmiechnął się uroczo. No, tak. Nie miałam za bardzo w co się ubrać, więc chłopak musiał użyczyć mi coś ze swojej garderoby. Zmęczona dzisiejszym dniem walnęłam się na łóżko. Po sekundzie poczułam jak ktoś się do mnie przytula, ale wiadomo kto był tym ktosiem. 
-Zdecydowanie wolę tak zasypiać.-ziewnął. 
-Marco, zapomniałam Ci coś powiedzieć.-ocknęłam się, bo nie powiadomiłam Marco o wizycie Caroline. 
-Stało się coś?
-Nie, ale Caro była dzisiaj u mnie.-odparłam i odwróciłam się w jego stronę.
-Czego od Ciebie chciała?-wkurzył się.-Pewnie znowu chce coś nagadać jak poprzednio.
-Nie Marco. Ona przyszła mnie przeprosić. Powiedziała, że nie jest dla nas problemem i życzy nam szczęścia. Chciała Ciebie też przeprosić, ale boi się.-broniłam Niemki.
-Jakoś nie chce mi się w to uwierzyć.-powiedział markotnie.-Nie ufam jej po ostatniej akcji i Tobie też radzę, ale jeżeli to prawda to miło z jej strony. Wiki... Nie zaprzątajmy sobie nią głowy.-dodał i położył się ponownie na łóżko, a ja obok niego. 
-Nie martw się i tak wyjeżdża do Hamburga. Nie będzie z nią problemu.-dopowiedziałam.
-Pamiętaj, że kocham Ciebie i tylko Ciebie... Dobranoc.-szepnął na koniec. W tym momencie poczułam ogromne ciepło i taką dobroć bijącą od niego. To wspaniałe jak ma się taką osobę. Osobę, która kochasz i zrobiłbyś dla niej wszystko. Wiem, że kocham właśnie blondyna, a nie jego przyjaciela - Mario, który jest też i moim przyjacielem. Jestem pewna co do swoich uczuć, choć nie kryję, że czasami ciągnie mnie do bruneta. Jednak mogę się powstrzymać, bo mam dla kogo. 
-Też Cię kocham...Dobranoc.-odszepnęłam po momencie i przytuliłam się do Marco, a po chwili zasnęłam.
_________________________________________________________________
W KOŃCU 18!

Po krótkiej przerwie mam dla Was kolejny rozdział!
Wybaczcie, że właśnie nie dodawałam, ale nie miałam zupełnie czasu na pisanie i strasznie mi to się dłużyło. Jednak zabrałam się raz i porządnie no, i jest!
Wiem, wiem jest strasznie długi, ale to tylko dlatego, że nie chciałam go urywać, choć w dwóch miejscach miałam możliwość. Można nawet zauważyć, w których ;)
Uznałam, że zakończę w końcu jakby jeden wątek, by w końcu zacząć nowe i myślę, że ciekawsze :*
Już nie mogę się doczekać efektów :D

Tak btw. w następnym tygodniu są próbne egzaminy, które będę pisać :/ Odczuwam lekki stres, ale powtarzam sobie, że "będzie dobrze" :)
Grunt to pozytywne myślenie!
Powiem też, że jako język wybrałam niemiecki :) Jednak mój wybór był przez to, że akurat ten język mam jako podstawowy. Chociaż z językiem sąsiadów radzę sobie nawet ok, jednak z angielskim jest 100 razy lepiej. Z niemieckim mam problem z tworzeniem zdań, a z angielskim takiego problemu nie ma za bardzo. Dość dobrze się nim posługuję, co mogłam sprawdzić :D
Pewne są również jakieś osoby co piszą, więc życzę Wam już teraz powodzenia i połamania długopisów!
Jak najlepszych wyników! ♥


Czyli jednak Caro? Jak myślicie, mówi prawdę?
Jak to jest z tymi uczuciami Mario i Wiki?

Będzie dobrze :) 
Musi!
Get well soon!

środa, 19 listopada 2014

Rozdział 17

"TO NIC NIE ZNACZYŁO"


*******
Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że obok mnie ktoś leży. Nie była to Caro, bo wczoraj wyjechała do rodziców. Dodatkowo ta kobieta, co ze mną leży jest brunetką. Przetarłem oczy i chwyciłem za telefon, i sprawdziłem godzinę. Było po 10. Caroline przyjeżdża dzisiaj o 14, więc lepiej jakby naga piękność leżąca obok się już przebudziła. Zacząłem bawić się jej włosami, a jednocześnie próbowałem sobie przypomnieć jak ją poznałem. A! No, tak. Wczoraj z Mario poszliśmy do klubu. Ja poznałem... podajże ma na imię Natalie. No, poznałem Natalie, a Mario próbował, ale od czasu rozstania z Ann nie ma głowy do kobiet. Chłopina po prostu ciągle ją kocha chociaż wmawia nam co innego. Nagle dziewczyna zaczęła się przebudzać.
-Hej.-powiedziała i przytuliła sie do mnie. Trochę mnie to zirytowało, bo chyba jasno się wczoraj wyraziłem, że to nic dla mnie nie będzie znaczyło. 
-Hej.-odpowiedziałem.-Nie chce nic mówić, ale moja dziewczyna zaraz powinna wrócić. 
-Wyganiasz mnie?-dodała słodkim głosikiem. 
-Nazywaj to jak chcesz.-odparłem i odkleiłem się od niej oraz zacząłem ubierać ciuchy. 
-Wczoraj byłeś milszy...
-Wczoraj byłem prawdopodobnie pijany. Ty też.-odparłem nie patrząc na nią w ogóle.
-Było nam dobrze...-mówiła ciągle swoim charakterystycznym głosem
-Wyraziłem sie chyba jasno, tak? To nic nie znaczyło. To nic nie znaczący seks. Nie będzie drugiej takiej sytuacji. TY zaraz stąd wyjdziesz i wrócisz do swojego narzeczonego oraz zapomnisz, a JA zrobię identycznie to samo.-krzyknąłem. 
-Mógłbyś być trochę milszy, bo to może źle się skończyć dla Ciebie. W każdej chwili mogę iść do Twojej dziewczyny i jej wszystko powiedzieć, albo nawet dziennikarzom.-odpowiedziała cwaniacko, ale ja mam sposoby na takie jak ona.
-Nie zrobisz tego kochana.-powiedziałem pewnie.
-Niby dlaczego?
-Niby dlatego, bo ja mogę pierwszy powiedzieć o Nas Twojemu narzeczonemu. Ciekawe wtedy, kto by Cię utrzymywał? Po za tym nie masz żadnego dowodu, a ja tak.-i wyjąłem telefon oraz pokazałem jej zdjęcie, które zrobiłem wczoraj, chociaż to mogło być już dzisiaj. Natalie zrobiła skwaszona minę i zaczęła się ubierać. Po około 10 minutach była już na dole i ubierała buty. 
-Zanim wyjdę, mogę się Ciebie coś zapytać?-powiedziała.
-No słucham.-odparłem oraz wziąłem łyk świeżej kawy, którą przed chwilą sobie zrobiłem. 
-Dlaczego zdradzasz swoją dziewczynę? Jest aż taka zła?-zapytała, a ja się tylko sztucznie uśmiechnąłem oraz otworzyłem jej drzwi i pokazałem gestem ręki by już wyszła. 
Dziewczyna wykonała moje polecenie i śladu już po niej nie było. Wyjrzałem przez okno i zauważyłem, że do domu obok podjeżdżają ciężarówki z meblami. 
-Pewnie jakaś nowa rodzina się wprowadza.-pomyślałem, a po chwili zadzwonił telefon, gdzie dzwoniła Caroline.

Właśnie ta sytuacja przypomniała mi się jak wracaliśmy już z parku. To był tydzień przed przyjazdem Wiktorii i jej rodziny do Dortmundu. Nie mogę w to jeszcze uwierzyć jak mnie zmieniła. Jeszcze kilka tygodni temu nie traktowałem dziewczyn poważnie, a teraz? Teraz idę za rękę z dziewczyną, którą wiem, że kocham. Jestem tego pewny i wiem, że teraz wszystko się zmieni. Zmieni się, bo mam Wiki. Nagle zauważyłem jak dziewczyna uśmiecha się pod nosem.
-Dlaczego się śmiejesz?-zapytałem, ale również się uśmiechnąłem.
-To zabawne, ale my się na początku przecież nienawidziliśmy.-oznajmiła i popatrzała na mnie, a ja się zaśmiałem.
-No, a teraz się kochamy.-powiedziałem i pocałowałem ja.-W końcu mogę to robić bez problemu.-dodałem.
-Marco, a tak w ogóle to, kiedy powiemy reszcie o nas?-zapytała, kiedy byliśmy już pod jej domem.
-Może potrzymamy ich trochę w niepewności?
-Byłoby świetnie, ale Ani będę musiała powiedzieć, bo jako jedyna wiedziała, że się spotkamy dzisiaj.
-Tak, wiem, że była u Ciebie.-odparłem.
-Skąd?-zdziwiła się.
-Nie zapomnij, że mieszkam obok Ciebie.-uśmiechnąłem się.-Będę miał Cię na oku.-puściłem jej oczko.-Po za tym mam pewien pomysł.
-Jaki?
-Może po meczu*, który jest jutro zorganizujemy imprezę u mnie? Namówię Mario, żeby zabrał Cię ze sobą, bo ty sama z własnej woli nie przyjdziesz do mnie.-zaproponowałem.
-Czyli rozumiem, że gramy jak bardzo się nienawidzimy?-upewniła się.
-Dokładnie.-uśmiechnąłem się szeroko.
-Jestem jak najbardziej za. Może być ciekawie.-dodała, a ja ponownie ją pocałowałem. Kochałem to robić, a teraz kiedy w końcu jesteśmy razem będę mógł smakować jej ust częściej.
-Dlaczego ciągle mnie całujesz?-zapytała kiedy się od siebie odkleiliśmy.
-Bo tak.
-To nie odpowiedź.-oznajmiła, a ja ponownie ją pocałowałem.
-Po prostu kocham Cię i cieszę się, że to wszystko właśnie tak się skończyło.-dodałem.
-Nie znałam Cię od tej strony. Wydawałeś mi się takim zapatrzonym w siebie dupkiem, a tu teraz przede mną taki romantyk stoi.-zaśmiała się. Staliśmy pod jej domem jeszcze chwile, ale Wiki zaczęła odczuwać chłód, więc postanowiła udać się do domu. Oczywiście chwila minęła zanim się "pożegnaliśmy". Kiedy odeszła poczułem się bardzo dziwnie. Tak jakby jakaś część odeszła ode mnie. Wtedy zrozumiałem, że po prostu wpadłem po same uszy. Po prostu się zakochałem. Zakochałem się w dużo młodszej od siebie dziewczynie, ale to nie jest dla mnie problemem i mam nadzieję, że dla nikogo innego też nie będzie. Dopiero teraz czuję co to znaczy kochać. Co znaczy to uczucie. Teraz wiem, że mimo, że moje życie zmieniło się przez Wiki doszczętnie to ta zmiana będzie jeszcze większa. Jednak nie boje się tego, wiem, że poradzimy sobie ze wszystkim. Nie boje się, bo mam ją.


*******
Nie sądziłam, że ten dzień w końcu nadejdzie. Ale, jednak! Ja i Marco nareszcie się dogadaliśmy i to z jakim rezultatem. Teraz moje życie na pewno sie zmieni chociaż już uległo wielkiej zmianie. Zauważyłam, że właśnie przez Marco mój charakter gruntownie się zmienił. Nie jestem już tak bardzo wybuchowa, wredna, arogancka. Stałam się strasznie wrażliwa...
Na razie nasz związek będzie się rozwijał powoli. Małymi kroczkami, bo tak jest zdecydowanie ciekawiej i lepiej dla nas. Po jakimś czasie na pewno dziennikarze się do nas przylepią, ale to normalne, bo rozumiem ich - dziennikarzy. Mniej więcej dlatego, że sama planuję wiązać przyszłość z właśnie tym zawodem.
Muszę brać też pod uwagę, że Marco jest dużo starszy. Mimo, że miałam już chłopaka to zdecydowanie nasz związek będzie czymś innym. Niemiec jest bardziej doświadczony w związkach. Zapewne będzie oczekiwał ode mnie zdecydowanie więcej niż Rafał.

Cala uradowana weszłam do domu. Rodzice jeszcze siedzieli w salonie.
-Cześć.-powiedziałam i zajęłam się ściąganiem butów,
-Hej i jak?-zapytała mama, na co ja się tylko uśmiechnęłam i poszłam na górę. Nie miałam za bardzo głowy do czegokolwiek, więc postanowiłam udać się już tylko do łazienki oraz do łóżka. Kiedy leżałam już w cieplutkim łożu postanowiłam w końcu zadzwonić do Ani i powiedzieć jej co się dzisiaj wydarzyło.
-No halo!-powiedziała zaraz kiedy odebrała.
-Hej, właśnie niedawno wróciłam z spotkania.-powiedziałam.
-No to na co czekasz? Opowiadaj!-rozkazała.
-Więc...Marco przyszedł do mnie równo o 18, potem poszliśmy do parku, rozmawialiśmy, aż w końcu...
-Kurde Wiki! Gadaj, bo nie wytrzymam!-krzyczała przez słuchawkę.
-Haha spokojnie.-zaśmiałam się.-To na czym ja...? A! Już wiem! Więc rozmawialiśmy i Marco powiedział, że zmieniłam go, że z Caro tak nie było, bo jej nie kochał, ale...
-Powiedział Ci, że Cię kocha czy nie?!-niecierpliwiła się Ania.
-Nooo...
-MÓW!
-Tak, powiedział tak.-odparłam i uśmiechnęłam sie do słuchawki.
-Jejku!-zapiszczała.-Ale... proszę powiedź mi, że nie zrobiłaś nic głupiego. Wiki proszę...
-No wiesz...
-WIKTORIA!
-Powiedziałam to samo i jesteśmy razem!-krzyknęłam jej do telefonu, a przez moment odpowiadała mi głucha cisza.-Ania? Jesteś?
-Żartujesz czy mówisz serio?-upewniła się.
-Z takich rzeczy się raczej nie żartuje, no nie?
-WIKI! NAWET NIE WIESZ JAK SIĘ CIESZĘ! NORMALNIE BYM CIĘ UŚCISKAŁA, ALE NIE BARDZO MOGĘ...
Ania ekscytowała się przez jakiś czas. Gratulowała mi i mówiła, że wiedziała, ze tak to sie skończy, bo jeżeli ludzie się kochają to kończą tak wcześniej czy później. Oczywiście wdrążyłam ją w Nasz plan odnośnie imprezki po meczu oraz mojej ciągłej nienawiści do Marco. Dodatkowo jutro umówiłyśmy się na wspólny trening, więc jutrzejszy dzień będzie bardzo ciekawy. Natomiast ten dzień na pewno zapadnie mi w pamięć i może nawet być jednym z najważniejszych w moim życiu. Zmęczona dzisiejszym dniem szybko zapadłam w sen.

Powoli zaczęłam otwierać powieki. Nie wiem, która mogłaby być, ale jest chyba dość wcześnie, chociażby dlatego, że poszłam spać około 22. Niestety, ale należę do strasznych śpiochów i nawet jak jestem wyspana muszę poleżeć przynajmniej chwilkę w ciepłym łóżku. Leżąc tak myślałam nad wczorajszym dniem. Przez chwilę pomyślałam, że to tylko sen, ale jednak nie. To wszystko to prawda. Ja sama w ogóle nie ogarniam co się dzieję. Przez jeden wyjazd straciłam tak wiele. Dom, starych przyjaciół, chłopaka, pasję. Jednak zyskałam zupełnie nowy dom, do którego już powoli się przyzwyczajam, nowych, jeszcze lepszych przyjaciół, nowego chłopaka, z którym łączy mnie już tak wiele, zyskałam kontakt z rodzicami. Stali się po prostu lepsi. Za chwilę może wrócę do karate i razem z Anią Lewandowską będziemy trenować maluchy. Czasami się zastanawiam czym zasłużyłam sobie na takie szczęście. Nigdy nie należałam do osób, które robią zawsze wszystko według zasad, są niesamowicie mili, pomagają itp. Przyznaję się do tego bez bicia, bo byłam wredna osobą. Od czasu do czasu pomogłam jakiemuś bliższemu znajomemu i na tym moja dobroć się kończyła. Tak szczerze to byłam dobra tylko dla mojego brata. Nawet dla Rafała czy Niny potrafiłam być chamska. Jednak Dortmund mnie zdecydowanie zmienił. Przecież pierwszego dnia nakrzyczałam na Reusa, a potem? Potem przez niego płakałam, a teraz? Teraz go kocham i wiem, że oboje musimy się poprawić. Marco sam przyznał, że również zmienił się. Myślę, że jeżeli każde z nas będzie pielęgnować ten związek to każdy dobrze na tym wyjdzie. Na razie jest zdecydowanie za wcześnie by mówić o naszej przyszłości. Jednak wiem, że to co nas łączy jest prawdziwe. Traktuje ten związek poważnie i liczę, że Marco również. Będzie to trudne. Oboje będziemy musieli się starać. Postarać się by tego nie zepsuć. Czy uda nam się?
Dla mnie samej jest to coś nowego, bo jak już wcześniej wspomniałam dziennikarze na pewno zainteresują się moja skromną osobą. Marco jest przyzwyczajony do tego, że paparazzi są częścią jego życia, ale ja nie za bardzo. Nikt nigdy nie musiał mi robić zdjęć jak robię zakupy. Dodatkowo wyjazdy, treningi, mecze... Marco większość czasu będzie spędzał czas właśnie z ludźmi z piłkarskiego świata. Czy ja tam się odnajdę? Reus mógłby mieć każdą modelkę, aktorkę, piosenkarkę, czy kogo tam sobie jeszcze wymyśli, ale to jednak ja jestem tą wybranką, więc może powinnam sobie poradzić? W tym wszystkim jest jeszcze mnóstwo pytań bez odpowiedzi, bo nikt nie zna przyszłości. Między innymi to jak będzie wyglądało w szkole. Niektórzy zapewne będą uważali, że jestem dla kasy, na pewno zyskam nowych "przyjaciół" oraz Jess jeszcze bardziej mnie znienawidzi. Uhg... Nie chciałabym jej w najbliższym czasie spotkać. Po za tym nie pomyślałam jeszcze o jego rodzicach. Moich powiedźmy, że mam już z głowy, ale co z Państwem Reus. Co jak mnie nie polubią albo pomyślą, że jestem dla niego za młoda lub właśnie, że dla kasy? Najgorszą z możliwych opcji jest to, że Caroline mogła być ich ulubienicą, a wtedy to już na 100% byłabym na przegranej pozycji. W tym momencie w głowie mam mnóstwo pytań, ale powinnam przynajmniej na część z nich odpowiedzieć w najbliższym czasie.

Po jakimś czasie zmotywowałam się i w końcu zeszłam na dół zjeść śniadanie. Akurat złożyło się tak, że wszyscy już tam byli i jedli.
-Cześć wam!-powiedziałam jak weszłam i od razu zasiadłam do stołu, bo były już tam wyłożone różne przysmaki na kanapki.
-Hej!-odpowiedzieli niemal równo. Jedliśmy w ciszy, co mnie trochę zdziwiło, bo zanim tu przyszłam rozmawiali w najlepsze. Poczułam też jak wszystkie czy zostały skierowane w moja stronę i tak przez cały czas, dopóki się nie odezwałam.
-O co Wam chodzi?-popatrzałam na nich.
-Nie, nic.-odparła mama i powróciła do jedzenia, a reszta poszła w jej ślady. Jednak po chwili Kuba postanowił przerwać ponownie ciszę.
-Masz zamiar to przed Nami ukrywać?-zapytał.
-Co ukrywać?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-No, że jesteś z Marco!-krzyknął oburzony na co ja się po prostu uśmiechnęłam i zrobiłam niewinną minę. Wyglądało to dość dziwnie.
-No, to nie było jeszcze wczoraj nic pewne...
-A dzisiaj jest?-dodał tata. W sumie nie wiem czemu nie chciałam im tak oficjalnie potwierdzić tej wiadomości.
-Noooo...chyba tak.-ponownie zrobiłam głupią minę, a reszta na mnie jak na idiotkę. Po chwili mama podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
-Cieszę się, że w końcu będziesz szczęśliwa.-szepnęła do ucha, na co ja się uśmiechnęłam. Następnie kolejno podeszli tata i na koniec Kuba, który szczególnie był na mnie "zły", że mu nie powiedziałam, ale dał się przekupić propozycją wspólnej gry.
Także zaraz po obiedzie poszłam na górę, by przebrać jakieś luźniejsze ubrania do gry na podwórku. Przy okazji złapałam jeszcze za telefon i zauważyłam nieodczytaną wiadomość od...Marco. Napisał mi ją wczoraj, ale nie jej nie zauważyłam, bo poszłam już spać.
"Dziękuję Ci jeszcze raz za wszystko. Za szansę. Dobranoc :*"
Jak to przeczytałam od razy poczułam się lepiej. Marco wyszedł tu na niesamowitego romantyka. Jestem ogromnie szczęśliwa, że mam go. 
"Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale zasnęłam wczoraj szybko. Wiesz...emocję :) Ja też dziękuję :) 
Teraz to w sumie już dzień dobry :*"
Odpisałam i szybko ruszyłam na dwór, gdzie czeka już mój brat. Szybko do niego dołączyłam i zaczęliśmy wykonywać różne strzały na bramkę. Dodatkowo Kuba zapragnął, że nauczy mnie jak wykonywać Rainbow. Oczywiście już na starcie zapowiedziałam mu, że nie będzie to należało do najprostszych rzeczy, ale się uparł, a jak on sobie coś postanowi to musi i tak być. 
Ćwiczyliśmy już jakiś czas, aż nagle poczułam jak mój telefon w kieszeni wibruje. Oczywiście dostałam SMS od Reusa. 
"Nic nie szkodzi :) Gadałem z Mario i przyjdzie po Ciebie o 17. 
Nieźle Ci idzie ;)"
Przez moment nie wiedziałam o co chodzi mu z tym ostatnim, ale potem zrozumiałam, że prawdopodobnie widział mnie przez okno. Hmm.. Rzeczywiście będzie miał mnie na oku. 
Po godzinie grania musiałam już niestety się zbierać, bo umówiłam się z Ania na wspólny trening. Przebrałam się w odpowiedni strój i ruszyłam z domu. Akurat jak wychodziłam widziałam już Anię, która zmierzała do mnie. 

Trening jak trening. Jednak z Anią jest on zupełni inny. Przez całą drogę oczywiście Ania domagała się, bym opowiedziała jej jak wyglądała moja wczorajsza rozmowa z Marco i jak przebiegała. Oczywiście nie odbyło się bez ponownych gratulacji. Kiedy po 2 godzinach postanowiłyśmy już przestać biegać, Ania zaproponowałaby potrenować trochę nasz ulubiony sport, czyli karate. Poszłyśmy na trawę, w parku i zaczęłyśmy. Przez moment bałam się trochę, że Ania mi coś zrobi, bo w końcu to Mistrzyni. Jednak dość dobrze sobie poradziłam. Szczerze to było nawet zabawnie, bo obie z Anią nie traktowałyśmy tego na poważnie. Nim się obejrzałyśmy, a zegar wskazywał 15 godzinę, a o 17 ma być u mnie Mario. Niby jeszcze dwie godziny, ale wiadomo jak to u mnie wygląda z przygotowaniem się. Lewandowska odprowadziła mnie kawałek, a potem sama pobiegła do siebie się przygotować do meczu.
Weszłam do domu i zobaczyłam rodziców i Kubę, którzy również przygotowują sie do meczu, bo jak się dowiedziałam to także się tam wybierają tylko, że wychodzą wcześniej ode mnie. Najpierw poszłam do łazienki i zdjęłam z siebie spocone ubrania oraz wzięłam chłodny prysznic. Troszkę mi to zajęło, ale zobaczyłam, że na zegarku widniała godzina 15.40 postanowiła nie śpieszyć się jakoś specjalnie.W samym szlafroku usiadłam na łóżko i wzięłam laptopa oraz zaczęłam przeglądać różne strony. Na Facebooku dostałam wiadomość od Niny:
"Hej! Wybacz, że się nie odzywaliśmy wcześniej, ale mieliśmy problemy z przyjazdem :( Małe zamieszanie, ale nie ważne. Twoja mama dzwoniła do mnie jak się wybudziłaś. Mam nadzieję, że dobrze się już czujesz :)"
No, tak zapomniałam z tego całego zamieszania, że w pewnym sensie pogodziliśmy, chociaż przy tym nie było mnie nawet...Powinnam sie do nich odezwać. Na szczęście Nina była dostępna do napisałam do niej. 
Z dawną przyjaciółką z Polski popisałam dość długo. Wyjaśniłyśmy sobie wszystko i powinno być między nami ok. Może nie nazywajmy tego powrotem do przyjaźni, ale nie chcę, żeby było miedzy nami napiętej atmosfery. Nie należę do osób, które lubią być długo pokłócone, a mimo wszystko Nina była dla mnie przez długi czas jak siostra. Mam jej za złe to co zrobiła i to bardzo, i raczej wątpię bym jeszcze kiedykolwiek jej w pełni wybaczyła czy zapomniała. Nie, tego na 100% nie zrobię, bo za bardzo mnie skrzywdziła, jednak chciałabym przynajmniej czasami z nią porozmawiać, spotkać...Po prostu wspomnieć stare, dobre czasy...
Oczywiście straciłam poczucie czasu i dopiero o 16.30 skończyłam z nią pisać. Podeszłam, więc szybko do garderoby i zaczęłam szukać coś co mogłabym założyć. To miało być coś na stadion i jednocześnie na imprezę u Marco, bo jedziemy od razu do niego. W sumie mogłabym przecież przebrać się u siebie, bo daleko nie mam, ale szczerze to jakoś mi sie nie chce. Sama się sobie dziwiłam, ale bardzo szybko znalazłam coś odpowiedniego. Przebrałam się szybko, umalowałam, uczesałam i byłam gotowa. Poszło mi to bardzo szybko, aż sama byłam w szoku. Zauważyłam też, że Marco już wyjeżdża z domu, więc Mario powinien być lada chwila. Rodziców i Kuby już nie było, wiec byłam sama w domu. Nie bardzo miałam pomysł co porobić przez ten czas, więc...zaczęłam przeglądać notatki z dni, w których mnie nie było! Ponownie dzisiejszego dnia zaskakuje samą siebie. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Trochę zdziwiło mnie to dlaczego Mario nie wszedł od razu, bo zazwyczaj nigdy nie dzwonił, ale nie zastanawiałam sie jakoś nad tym tylko podbiegłam do drzwi. Pewna, że własnie za nimi stoi przyjaciel krzyknęłam.
-Wchodź Mario!-usłyszałam jak drzwi się powoli otwierają, a ja dalej mówiłam nie patrząc i zakładając buty.-Dlaczego dzwoniłeś? Zawsze wparowywałeś krzycząc już od dworu, że niejaki Götze wchodzi.-zaśmiałam się, ale nie słyszałam odpowiedzi.-Co nic nie mówisz?-wreszcie popatrzałam na, jak mi się wydawało piłkarza, ale jakie było moje zdziwienie, gdy stał tam zupełnie ktoś inny. Osoba, której nie widziałam już jakiś czas, ale zupełnie sie jej nie spodziewałam...
________________________________________________________________
ZAPRASZAM SERDECZNIE NA KOLEJNY ROZDZIAŁ! :) :) :)

Skromnie powiem, że podoba mi się ten rozdział i jestem z niego nawet zadowolona, ale ostateczna ocena należy do Was :*

*Ten mecz z Mainz była tak naprawdę właśnie w ich mieście, ale ponownie dla dobra opowiadania zmieniłam i mecz jest w Dortmundzie :D

Jak myślicie, kto przyszedł do Wiktorii i w jakiej sprawie?
Czy coś wydarzy się na imprezie u Marco?
Jak zareagują inni na ich związek?
Jak zareaguje Mario?

Piękny widok! ♥

Zachęcam do komentowania ♥

ENJOY!

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 16

 "ZABIJE CIĘ..."


Kolejnego dnia obudziłam się bardzo późno, no ale z wiadomych przyczyn. Zeszłam na dół w
piżamie i jakie było moje zdziwienie jak zauważyłam Kubę. Siedział w salonie i grał w Fifę.
-Co tu robisz? Dlaczego nie jesteś w szkole?-zapytałam zdziwiona.
-No właśnie nie wiem.-powiedział, a ja popatrzałam na niego jak na idiotę. Nie wie dlaczego nie poszedł do szkoły?-Wstałem normalnie o 7, ale kiedy zszedłem, mama powiedziała, że mogę spać dalej, bo dzisiaj nie idę do szkoły.-dodał po chwili.
-A rodzice są w pracy?
-No tu też się zdziwiłem, ale nie. Oboje wyszli z jakąś godzinę temu po zakupy.-odpowiedział, a ja już nie chciałam mu przerywać gry, więc poszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie. Postawiłam na zwykłe kanapki z serem i pomidorem. Najprostsze, ale za to jakie dobre. Robiąc je myślałam tak nad tym co opowiedział Kuba. Coś mi tu się nie zgadza...Dlaczego nie kazali mu iść do szkoły, a sami nie poszli do pracy? Może coś kombinują?
Powoli już kończyłam jeść, aż nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. 
-O już wstałaś!-powiedział tata jak mnie zobaczył. Miał chyba z trzy siaty pełne jedzenia.
-Wy chcecie wojsko wykarmić?-zapytałam.
-Oj tam!-machnął ręką.-Nie przesadzajmy. Nie jest tego, aż tak wiele.
-Cześć kochanie!-powiedziała pierwsze co mama jak weszła do kuchni.-Do której wczoraj siedzieliście?
-No właśnie, czemu nie uświadomiliście nam która jest godzina? Dopiero o w pół do pierwszej się ogarnęliśmy.-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Tak się dobrze bawiliście to nie chciałam Wam przerywać. 
-Po za tym obydwoje żyjecie?-dodał tato.-Bo słyszałem jakiś huk, właśnie tak około drugiej.
-Aaaa...-zaśmiałam się.-To Mario miał spotkanie ze ścianą.-odarłam i wszyscy się zaśmiali. Pomogłam przy okazji jeszcze rodzicom w rozpakowaniu reklamówek.
-Tak w ogóle to dlaczego Kuba dzisiaj nie poszedł do szkoły, a wy do pracy?-zapytałam w końcu, bo nie dawało mi to spokoju. 
-Bo mamy dla Was propozycję.-powiedziała tajemniczo mama.
-A dokładniej?-zapytał Kuba, który pojawił się nagle w kuchni.
-Chcieliśmy dzisiaj Was zabrać do centrum. Najpierw poszlibyśmy do kina na jakiś fajny film, a potem na kręgle. Spędzilibyśmy trochę czasu razem. Chyba zasłużyliśmy na to?-odparł ojciec.
-SERIO?!-powiedziałam razem z bratem.
-No raczej Was nie kłamiemy-uśmiechnęła się mama.
-Dziękujemy!-ponownie zgraliśmy się z bratem i przytuliliśmy rodziców.
-No to na co czekacie? Już ubierać się!-rozkazał rodziciel. Oboje jak na zawołanie pognaliśmy do swoich pokoi. Ja sama musiałam jeszcze wziąć prysznic i poranną toaletę. Umyta i czyściutka pobiegłam do pokoju w poszukiwaniu jakiś ubrań. Zajęło mi to chwilkę, ale w końcu znalazłam coś odpowiedniego. Włosy rozpuściłam i wyprostowałam oraz lekko się pomalowałam. Gotowa zeszłam na dół gdzie niestety, ale czekali już na mnie.

Wczorajszy dzień minął niesamowicie. Z rodzicami spędziliśmy przemiło czas. Nawet nie sądziliśmy, że są aż tak wyluzowani i towarzyscy. W pewnym sensie wszyscy poznawaliśmy się na nowo. Przestałam myśleć o wszystkim co złe i skupiłam się na rodzinie, bo jak to mówią "rodzina jest najważniejsza na świecie". Nigdy wcześniej nie rozumiałam tych słów jednak z każdym dniem zaczynam je pojmować. Szkoda, że dopiero teraz rodzice zrozumieli swój błąd, ale lepiej późno niż wcale. Nigdy wcześniej z Kubą się tak dobrze nie bawiliśmy w ich towarzystwie. Z mamą poszłam nawet na zakupy. Nigdy wcześniej tego nie robiłyśmy. Kuba też wyciągnął tatę na mały shopping. Oczywiście piłkarski shopping. Kupił podajże nowe korki, nową piłkę oraz zapragnął nowy case na swój telefon oczywiście z BVB. Wróciliśmy około godziny 18 wieczorem. Zabraliśmy się wtedy za wspólne gotowanie. Postanowiliśmy zrobić pizzę. Każdy miał swoje zadanie, a przy okazji się świetnie bawił. Potem zasiedliśmy razem w salonie i razem graliśmy na Xbox'ie w przeróżne gry. Nawet w fifę. Ten dzień z pewnością zaliczę do udany i ważnych. Długo go nie zapomnę...

Kolejnego dnia nie pospałam już tak długo jak wcześniejszego. Dzisiaj miałam pewien plan, by wybrać się do szkoły, ale nie lekcję rzecz jasna tylko po zeszyty i po prostu dowiedzieć się co w szkole. Zeszłam na dół i zobaczyłam moją mamę w salonie z laptopem.
-Hej!-krzyknęłam z kuchni.-Co robisz?
-Muszę tutaj wysłać pismo do sądu. Wyobraź sobie, że chłopak pobił swojego sąsiada, bo nie chciał pożyczyć mu pieniędzy. Co się dzieję z tymi ludźmi...-odpowiedziała. No, tak. Adwokat nie należy do najprostszych zwodów. Mama opowiadała mi czasem jakie ma spawy i jakich czasem ludzi musi bronić. Kiedyś chciałam pójść w jej ślady, ale szybko wymazałam ten pomysł z mojej głowy. To zdecydowanie nie na moje nerwy. 
Zrobiłam sobie płatki na mleku i zaczęłam się zajadać. Kiedy skończyłam jeść była dopiero 10, więc miałam jeszcze trochę czasu to postanowiłam pójść jeszcze do siebie na górę, i posprawdzałam różne portale. Nim się obejrzałam, a była już 11. Poszłam, więc do łazienki i naturalnie zabrałam się za poranną toaletę. Ubrałam się i przejrzałam się szybko w dużym lustrze w garderobie. Dzisiaj na dworze porównując do poprzednich dni jest bardzo ciepło, więc mogłam sobie pozwolić na taki strój. Zeszłam powoli na dół i zobaczyłam mamę. Trochę zdziwiła się jak mnie zauważyła.
-Wybierasz się gdzieś?-zapytała.
-Tak idę się przejść do szkoły. Zobaczyć co słychać.-odparłam i zaczęłam ubierać buty.
-Samochodem jedziesz?
-Wolę się przejść.
-Tylko proszę, uważaj na siebie.-dodała, kiedy już wychodziłam.
-Spokojnie. Pa!-krzyknęłam i powoli oddalałam się od mojego miejsca zamieszkania.
Szłam spokojnie ulicami Dortmundu ze słuchawkami w uszach. Ostatnio polubiłam właśnie chodzić niż jeździć samochodem. Możliwe, że to dzięki Ani, która zaraziła we mnie ten zdrowy styl życia. Po prostu wolałam się przejść, posłuchać muzyki w słuchawkach oraz pomyśleć po drodze. Jednak tym razem byłam bardzo czujna. Uważałam na drodze i zawsze się oglądałam jak przechodziłam na druga stronę.
-Byłoby śmiesznie jakby znowu potrącił mnie samochód.-pomyślałam i zaśmiałam się pod nosem. Tak, uwielbiam swój czarny humor. Po chwili byłam już przed budynkiem szkoły. Właśnie jak wchodziłam była przerwa. Spokojnie weszłam do środka i wzrokiem szukałam kogoś z mojej klasy. Od razu zauważyłam Laurę i resztę. Szybko skierowałam się do nich. Zaszłam od tyłu blondynkę i zakryłam jej oczy.
-Ej!-krzyknęła.-Złaź ze mnie Michael!
-To nie on.-powiedział rozbawiony Martin.
-Zaraz...kobiece dłonie...Claudia?
-Pudło!-krzyknęli na równi Emma z Oliverem.
-Dobra poddaję się.-odparła i odwróciła się w moja stronę.-WIKI?!
-Nie...wydaje Cię się...-odparłam z ironią i po chwili każdy rzucił się na mnie oraz przytulił.
-Właśnie się do Ciebie wybieraliśmy.-powiedziała Laura.
-Skończyliście już lekcje?-zdziwiłam się, bo zazwyczaj w piątek kończyliśmy później.
-Tak, nie mieliśmy ostatniej lekcji....-zaczęliśmy rozmawiać ze sobą, bo dość dawno się nie widzieliśmy. Zabrakło mi tego towarzystwa. Bardzo lubię spędzać czas z nimi. Kiedy zadzwonił dzwonek na kolejną lekcje, zaproponowali, że odprowadzą powoli mnie do domu. Dodatkowo będziemy mogli spędzić razem więcej czasu. Kiedy powoli kierowaliśmy się do wyjścia, zauważyłam wchodzącego Pana Lukasa. Jak mnie zauważył od razu się uśmiechnęłam. Odeszłam na chwilę od mojej grupy i podeszłam do wychowawcy.
-Jak dobrze Cie widzieć Wiki.-uśmiechnął się szczerze.-Jak się czujesz?
-Coraz lepiej. Dziękuję.-odpowiedziałam i przez chwilę się zaczęłam się zastanawiać czy wie o ciąży.
-A co Cię do nas sprowadza?-zapytał.
-Przyszłam odwiedzić znajomych. Trochę się za nimi stęskniłam. Spokojnie, w poniedziałek powinnam już wrócić.
-Nie śpiesz się. Powinnaś dużo odpoczywać. Nauczyciele wiedzą o Twoim stanie, więc nie będą naciskać. Powoli nadrabiaj wszystko.
-Dziękuję Panu bardzo.-uśmiechnęłam się.-Na prawdę wiele Panu zawdzięczam.
-Wiesz, ja po prostu wykonuje moją pracę, ale trochę w inny sposób. Mój tata też był nauczycielem i zawsze powtarzał, żeby do każdego podejść indywidualnie. Należy zachowywać się tak, jakby uczniowie byli Twoimi przyjaciółmi.
-Dlaczego Pana tata już nie uczy?-zaciekawiła mnie historia Pana Wolfa.
-Zmarł na raka kilka lat temu.-odpowiedział.
-Przepraszam...Nie widziałam,-zrobiło mi się trochę głupio.
-Nie przejmuj się. Skąd mogłaś Wiki wiedzieć. Przepraszam, ale muszę już lecieć. Możemy porozmawiać w poniedziałek, ale ty chyba też się śpieszysz.-uśmiechnął się tajemniczo.
-Tak idziemy z Laurą, Emmą i chłopakami. Chcą mnie odprowadzić.-odparłam zgodnie z prawdą.
-Aaa...To ty nie wiesz?-zadał kolejne dziwne dla mnie pytanie. O co mu chodziło?
-Ale o czym?-dziwiłam się.
-Zobaczysz przed szkolą. Do zobaczenia!-krzyknął i powoli odszedł. Kurczę...O co mu chodziło. Myślałam i szybko podeszłam do przyjaciół z klasy.
-Nad czym tak myślisz?-zapytała Emma i zaczęła mi sie uważnie przyglądać.
-No właśnie chodźmy zobaczyć...-odparłam i zaczęliśmy iść w kierunku wyjścia.
Kiedy byliśmy już na dworze zauważyliśmy niemałe zamieszanie. Pełno ludzi zupełnie jakby chcieli się do kogoś dopchać. Nagle zrobiło się w jednym miejscu trochę luzu i zauważyłam, że to całe zamieszanie spowodował przyjazd...Marco. Stałam jak wryta, ale jak go zobaczyłam to jednocześnie kąciki moich ust się podniosły. On po chwili też mnie zauważył i przeprosił fanów, i powoli się do mnie kierował. Ja też zaczęłam się do niego zbliżać.
-Co ty tu robisz?-zapytałam, kiedy w końcu znaleźliśmy się blisko siebie.
-Byłem u Ciebie, ale Twoja mama powiedziała, że poszłaś do szkoły na chwilę. No, więc jestem.-uśmiechnął się uroczo.
-Dzię...dziękuję.-powiedziałam. Było mi niezmiernie miło, że przyjechał tu specjalnie dla mnie po...No właśnie. Po co?-Ale dlaczego tu przyjechałeś?
-Bo...Mam dla Ciebie propozycję.
-Można wiedzieć jaką?
-Wiki...Bo...-chciał coś, powiedzieć, ale jestem już przyzwyczajona, że los raczej nie jest po naszej stronie. Jak zwykle coś, albo ktoś musi nam przerwać. Tym razem trafiło na Jess...
-Marco!-zapiszczała oraz podbiegła do niego i mocno go przytuliła. Zupełnie jakby znali się od lat.-Dobrze cię widzieć!
-Yyy.. Mi Ciebie też, ale .... Znamy się?-zapytał bardzo zdziwiony.
-Noo jeszcze nie, ale możemy. Jestem Jessica, ale mów mi Jess.-powiedziała i podała mu rękę. Marco odwzajemnił gest.-Skoro już tu jesteś to może byśmy spotkali się dzisiaj na kawie...
-Ej Jess!-podszedł do nas Oliver i objął ja ramieniem.-Chodź idziemy sprawdzić czy nie ma czasem Ciebie na stołówce.-dodał i próbował ją odciągnąć od nas.
-Zostaw mnie zboczeńcu!-krzyknęła.-Idę z Marco na kawę.-powiedziała pewna swego.
-Wybacz, ale na dzisiaj mam trochę inne plany... z Wiktorią.-odparł, a ja się pozytywnie zdziwiłam. Natomiast córeczka dyrektora aż poczerwieniała ze złości. Nie było mi jej ani trochę szkoda. Należało sie jej za poprzednie akcje.
-Suka.-skierowała do mnie i odeszła szybkim krokiem do swoich przyjaciółeczek. Oliver cały czas stal obok.
-Dobra, to chyba nie musimy się już Tobą zajmować.-zapytał, a Marco odpowiedział mu szczerym uśmiechem,-To powodzenia, a ja idę po wkurzać jeszcze Jessice, puki jest taka wściekła. Cześć Wam!-dopowiedział i już był koło zdenerwowanej blondynce.
-Wow...-westchnął Marco.-Co to było? Ta laska...Ona jest...
-...nienormalna?
-Dokładnie.
-Mogę wiedzieć jakie masz plany względem mnie i o których nic nie wiem?-uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Chodź do samochodu może? Podwiozę Cię do domu przy okazji i przynajmniej będziemy mieli pewność, że nikt nam nie przeszkodzi.-powiedział i objął mnie w talii oraz zaczął prowadzić do samochodu, który stał kawałek dalej. Trochę dziwnie się czułam, bo każdy kto był na placu patrzał własnie na naszą dwóję. Marco jest już do tego przyzwyczajony, ale ja nie za bardzo, po za tym to wygląda jednoznacznie, a my razem nie jesteśmy...
Wsiedliśmy już do samochodu, Marco go odpalił i powoli ruszył.
-No wiec...odpowiesz mi na wcześniejsze pytanie?-zapytałam po krótkiej ciszy.
-Chodzi o to, że...znaczy....chciałabyś się dzisiaj spotkać?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Z chęcią.-odpowiedziałam od razu, bo bardzo tego chciałam. Bardzo chciałam spotkania z Reusem. Cieszę się, że to on przejął inicjatywę.
-Poszlibyśmy do parku...porozmawiali...
-To bardzo dobry pomysł.

Pożegnałam się z Marco, który podwiózł mnie pod dom. Poszłam szybko do środka. Drzwi były zamknięte, ale to dlatego, że rodzice są w pracy, a Kuba w szkole. O 18 jestem umówiona z Reusem, że przyjdzie po mnie. Niby mam dużo czasu, ale to strasznie szybko zleci. Wparowałam, więc do kuchni i przyszykowałam sobie coś do zjedzenia. Padło na kanaki, ale że byłam trochę bardziej głodna to zjadłam "trochę" więcej kanapek. Po posiłku usiadłam jeszcze przed telewizorem i chwilę pooglądałam jakieś programy. Niestety telewizja jako zjadacz czasu zabrała mi go zupełnie za dużo. Poszłam, więc do swojego pokoju i wzięłam długą, relaksująca kąpiel. Stanęłam w ręczniku w garderobie i załamałam się.
-Co ja mam założyć?!-powiedziałam sama do siebie. Niby mam dużo ciuchów, ale zawsze, kiedy jest jakieś ważne spotkanie to nigdy ich nie ma. Wpadłam na pomysł, by zadzwonić do Lewandowskiej. Może ona by mi coś pomogła.
-Tak?-usłyszałam głos Polki.
-Halo, Aniu?-krzyknęłam.
-Wiki, co się stało?-przejęła się.
-Mogłabyś do mnie przyjść? Szybko!
-Jejku już jadę! Będę za 5 minut.-dodała i szybko się rozłączyła.
Ja natomiast zaczęłam przeglądać jakieś ciuchy, przymierzać, dopasowywać, ale skończyło się na tym, że łóżko wyglądało jak szafa. Bezwładnie opadłam na moje łoże i głośno westchnęłam. Nagle do pokoju wparowała żona Roberta.
-Gadaj co się stało?!-krzyknęła od razu.
-No, bo umówiłam się z Marco na 18, ale nie mam kompletnie pomysłu w co się mam ubrać.-powiedziałam szybko, a Ania popatrzała na mnie jak na wariatkę.-Co?
-To ja jadę jak szalona przez całe miasto, boję się, że coś Ci się stało, a ty mówisz, że nie masz w co się ubrać?
-No dokładnie...
-Zabiję Cię....Zabije Cię kiedyś Wiki...-powiedziała poważnie, ale po chwili wybuchła niepohamowanym śmiechem, a zaraz po niej ja. Potem obie leżałyśmy na łóżku, gdzie leżało mnóstwo ubrań.-Super, że w końcu spotkasz się z nim.
-Wiem...Też jestem szczęśliwa. Mam nadzieję, że już wszystko się wyjaśni i ...kto wie...-uśmiechnęłam się.
-Dobra, to czas coś poszukać....-i zaczęło się. Jeszcze nigdy nie spędziłam tyle czasy przed szafą. Pokój wyglądaj jak po przejściu tornada, zanim z Anią znalazłyśmy w końcu coś, w czym mogłabym pokazać się Reusowi. Oczywiście zrobiłyśmy sobie mnóstwo zdjęć. Jedno nawet dodała Ania na swój profil na FB. Około godziny 17 znalazłyśmy coś odpowiedniego. Razem z Ania posiedziałyśmy jeszcze jakiś czas i dopiero przed 18 przyjaciółka opuściła "mój"dom i skierowała się do siebie.
Z niecierpliwością czekałam na godzinę przyjścia Marco. Mama pytała się mnie dlaczego tak sie ubrałam i dlaczego się denerwuję. W skrócie opowiedziałam jej co się dzisiaj stało. Dodatkowo do Kuby przyszedł Felix i obydwoje spędzali ze mną ostatnie chwilę, zanim Reus zapukał do moich drzwi. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Wiki! Do Ciebie!-usłyszałam wołanie mamy. Poczułam lekki ból w brzuchu. Bałam się chociaż nie wiem czego.
-No to powodzenia!-krzyknęli Kuba z bratem Mario. Najwolniej jak się dało zeszłam z góry. Marco stał oparty o drzwi i grzebał coś w telefonie. Odruchowo spojrzał w moja stronę i od razu się uśmiechnął.
-Hej.-również uśmiechnęłam się.-Jestem już gotowa.
-Hej. Ślicznie wyglądasz.-pocałował mnie w policzek.-No to idziemy.

Nasza dwójka zaczęła kierować się w stronę parku. Było dość ciemno, ale bez przesady. Dawało to swój urok. Przez całą drogę gadaliśmy o w sumie niczym ważnym. Nagle Marco się zatrzymał na malutkim moście.
-Dlaczego stoisz?-zapytałam.
-Ładnie tutaj.-powiedział i oparł się o barierkę. Powtórzyłam jego gest. Staliśmy tak dość długo nic nie mówiąc, ale nie przeszkadzało to nam. Było fantastycznie. Czułam jego perfumy, jego obecność...To jest niesamowite...Nienawidziliśmy się, a teraz stoimy tutaj jakby nigdy nic.
-Marco...?-zawołałam go.
-Tak?-popatrzał na mnie.
-Mogę Cię o coś zapytać?
-Jasne.-odwrócił się bardziej w moja stronę.
-Czy...czy gdybym dowiedziała się o ciąży i to dziecko...żyłoby...Wychowałbyś je ze mną?-zapytałam w końcu i poczułam jak leci mi jedna, mała, samotna łza. Marco szybko ją zauważył i wytarł palcem, a następnie się mocno do mnie przytulił.
-Oczywiście, że bym Ci pomógł. Wychowałbym je najlepiej jakbym mógł. Nie martw się. Nie zapomnimy o nim. Nigdy...-szepnął, a ja wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.-Mogę Ci teraz ja coś powiedzieć?
-Proszę...
-Chodzi o to, że zmieniłaś mnie. Nie jestem już tym samym człowiekiem, którym byłem. Poznając Ciebie zacząłem dostrzegać ważne rzeczy i ważne dla mnie osoby. Będą z Caro tak nie było, bo nie kochałem jej...
-Chcesz powiedzieć, że...-chciałam dokończyć, ale nie było mi to dane, bo przerwał mi pocałunkiem. Długim i bardzo namiętnym.
-Tak, kocham Cię. Od początku coś do Ciebie czułe, ale byłem idiotą i tego nie zauważyłem.-wyszeptał i oparł się swoim czołem i moje. Zupełnie jak w moim śnie.
-Ja Ciebie też kocham. Idioto.,.-odpowiedziałam i ponownie zastygliśmy w pocałunku. Tylko tym razem na dłużej...
________________________________________________________________
W KOŃCU ROZDZIAŁ 16!

Podoba się? Zadowoleni?
W końcu Wiki i Marco powiedzieli coś co powinni już dawno :)

A wy jakbyście zareagowali jakby Marco przyjechał pod Waszą szkołę i podwiózł do domu? :D

Czy to koniec? Czy to koniec problemów? Koniec wylanych łez? Koniec zmartwień?
Czy to koniec historii o Wiki i Marco?


~to dopiero początek~

Następny rozdział: 
9 Waszych komentarzy :) 
Dacie radę? :)
Najlepiej było by jeżeli każdy kto czyta niech go również komentuję :) Wtedy będę miała większą motywację do pisania rozdziałów :) 
Więc zapraszam wszystkich co czytają (anonimów również) do komentowania! 
Ale oczywiście nikogo do niczego nie zmuszam :*

ENJOY ♥

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 15

"MARIO GÖTZE-POKONANY PRZEZ ŚCIANĘ!"


PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM
*******
Nastoletnie matka...Hmmm... Kiedy ktoś usłyszy takie hasło od razu wyobraża sobie jakąś młodą dziewczynę, która wygląda jakby została ledwo co zabrana z domu publicznego. Zero zainteresowania dzieckiem, kompletnie wylanie na nie i ciągłe imprezy z ojcem tego dziecka. W ciąże zaszła  na jakieś imprezie, gdzie zabalowała i poszła do łazienki, a za nią jej "chłopak". Po prostu wpadli... Jednak czy każda jest taka sama. Nie. To tylko stereotypy, które w jakimś stopniu się sprawdzają, ale są wyjątki i takim wyjątkiem zdecydowanie byłbym ja. Tak, mówię niby teraz tak, bo dziecko nie żyję, ale ja wiem jak bym zareagowała, gdybym dowiedziała się o ciąży szybciej. BOŻE! Jestem taką idiotką! Przez moja głupotę życie straciło małe dziecko, malutka istotka. Jestem morderczynią. Inaczej się tego nazwać. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Już zawszę będę się obwiniać i nic oraz nikt tego nie zmieni. Ania, Mario, Kuba, rodzice czy nawet Marco. 
Sam blondyn dotrzymał słowa i codziennie przez te kilka dni przychodził do mnie. Przychodził, chciał porozmawiać, ale ja jakąś nie potrafiłam. Mam do niego ogromny żal, że nie chciał to przede mną ukryć. Co by się stało, gdyby jednak nie miała tego cholernego przeczucia i nie poszła wtedy za nim? Żyłabym w nieświadomości i w kłamstwie. Rodzice również powiedzieli, że sami namawiali Marco do takiego kroku. Na nich jestem bardziej wściekła. Dlaczego kiedy wszystko się układa nagle musi się rozwalić? Czuję się jeszcze gorzej niż w ten dzień, w którym się obudziłam po śpiączce. Wtedy byłam słaba fizycznie, a teraz jestem wykończona psychicznie.
Dzisiaj jest 17 września i w końcu wychodzę do domu. Za kilka minut powinni pojawić się rodzice, ale jestem już gotowa od dobrej godziny. Z jednej strony cieszę się, że nareszcie opuszczam to miejsce, bo nie cierpię szpitali, ale z drugiej  wiem, że jak wrócę to rozpoczną się rozmowy o moim stanie, a tego nie chcę. Nagle do pokoju weszli rodzice.
-Cześć kochanie.-powiedziała mama jak mnie zobaczyła i pocałowała w czoło. Chciała być miła oraz dodać mi może jakieś pewności lub po prostu pokazać, że się zmieniła.
-Hej.-odparłam obojętnie.-Idziemy już?
-Jasne. Dom już czeka na Ciebie.-odpowiedział ojciec, a ja powoli wstałam i zaczęliśmy kierować się już do samochodu. Kiedy w końcu wyszliśmy z szpitala poczułam przyjemny chłód. Dzisiaj wyjątkowo jak na wrzesień jest zimno. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Wszyscy siedzieliśmy w ciszy. Było słychać tylko samochód i radio, które aktualnie grało piosenkę Imagine  Dragons "Demons". Jedną z moich ulubionych piosenek. Po chwili, gdy kawałek dobiegł końca w radiu zaczęli mówić o wydarzeniach sportowych. Radio oczywiście jest Dortmundzkie, więc są to wiadomości głównie z Dortmundu.
-Borussia Dortmund wygrała wczoraj pierwszy mecz Ligi Mistrzów. Chłopaki z naszego miasta pokonali Aresenal 3:0*. Strzelcami byli Aubameyoung, Lewandowski oraz nowy nabytek Ciro Immoblie...-oglądałam transmisje tego meczu na laptopie. Jednak teraz nie miałam takiej frajdy z zwycięstwa jak to zazwyczaj bywa. Z wiadomych powodów. Nagle zauważyłam, że tata parkuję już samochód w garażu zaraz obok mojego samochodu, którego ktoś musiał odebrać od Ani i Roberta, bo ja...nie zdążyłam. Powolutku wysiadłam z auta i zaczęłam kierować się do domu. Gdy weszłam poczułam się dość dziwnie. Dlaczego?  Nie mam zielonego pojęcia, ale ostatnim razem byłam tutaj, gdy pokłóciłam się z rodzicami. Niezbyt miłe wspomnienie. Chwile później przyszli już moi rodzice z torbami.
-Jesteś głodna?-zapytała mama.
-Nie, dziękuję. Ja właściwie idę się położyć.-odpowiedziałam.
-Dobrze, ale jakby coś to wołaj.-dodała kiedy byłam już na schodach. Powoli przekroczyłam próg mojego pokoju i poczułam się jak pierwszego dnia. Podeszłam do mojej garderoby i wybrałam najluźniejsze rzeczy jakie miałam i przebrałam się w nie. Położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć. O czym? O wszystkim. Czy byłabym dobrą matką, jak by to dziecko wyglądało, do kogo byłoby podobne... Po prostu myślałam co by było gdyby. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. 
-Proszę.-powiedziałam. Do pomieszczenia weszła moja mama.
-Nie przeszkadzam?-zapytała zanim weszła głębiej.
-Nie.-odparłam i lekko się uśmiechnęłam. Mama natomiast usiadła na łóżku obok mnie i przez chwilę nic nie mówiła, jakby w głowie układała sobie różnie scenariusze, albo w ogóle co ma powiedzieć.
-Wiki...-zaczęła.-Ja...ja wiem, że ty pewnie masz nam ponownie za złe naszą decyzję. Ponownie Cię zawiedliśmy, ale zrobiliśmy to tylko z myślą o Tobie. Chcieliśmy Cię uchronić właśnie przed tą twoja rozpaczą, przed smutkiem i przed tym obwinianiem się. 
-Mamo, ale przyznaj chociaż, że jest to moja wina. To ja wbiegłam pod samochód i to przeze mnie nie żyję małe dziecko.-powiedziałam i złapałam się odruchowo za brzuch. tak jakbym chciała poczuć je.
-Nie, Wiktoria. To nie jest twoja wina. Nie wiedziałaś, a założę się jakbyś miała świadomość, że nosisz pod sercem swoje dziecko uważałabyś na siebie, ale nie wiedziałaś, więc nie myśl tak nawet. To ja z tatą jesteśmy bardziej winni niż ty. Proszę Cię Wikuś. Przestań tak myśleć. Chcę żeby to wszystko wróciło do normy...-złapała mnie za rękę.
-Sądzisz, że się da?-popatrzałam w jej oczy.-Sądzisz, że uda nam zacząć od nowa wszystko budować?
-Musimy tylko chcieć.-odpowiedziała.
-Mamo!-podniosłam głos, ale to było coś bardziej w stylu bezradności.-Bardzo bym chciała, ale ja już za dużo rzeczy zniszczyłam...
-Nie rozumiem?
-Bo...bo Marco przychodził do mnie przez ostatnie dni codziennie, a ja go miałam w dupie, bo moja duma nie pozwalała mi się do niego odezwać. On pewnie ma mnie już dość. Zależy mi na nim, ale jest już chyba za późno....
-Co tu dziecko gadasz?-oburzyła się blondynka.-Marco i Ciebie dosyć? Wiktoria on jest w Tobie szalenie zakochany.-powiedziała, a ja zrobiłam wielkie oczy ze zdumienia. Mama, która jeszcze niedawno nie miała o nim za dobrej opinii mówi takie coś.-On codziennie, kiedy byłaś w śpiączce przychodził do Ciebie. Rozmawiał z Tobą mimo, że prawdopodobnie go nie słyszałaś. On cierpiał, kiedy dowiedział się, że straciłaś dziecko. On przeżył to równie mocno jak ty. Marco przyszedł nawet do mnie, bo chciał porozmawiać. On kocha Cię jak nikogo innego Wiki. Jest cierpliwy i na pewno nie jest na nic za późno.
-Wow...-powiedziałam tylko tyle, bo byłam w niemałym szoku. Pierwszy raz słyszałam coś takiego z ust mojej matki. Widać, że stara się to wszystko naprawić. Mam nadzieje, że z dnia na dzień będzie już tylko lepiej.-Dziękuję...-odparłam po chwili i mocno przytuliłam się z mamą. Dawno nie przeżyłam takiego czegoś. Dawno nie czułam się tak wspaniale. Dawno nie czułam matczynej miłości. Po chwili przytulasów mama musiała już wstać i iść zrobić coś na obiad, bo Kuba będzie głodny jak wróci ze szkoły.
-Tata pojechał dzisiaj do klubu pozałatwiać różnie formalności. Niestety, ale musiał jechać. Jednak na 100% wróci na obiad.-tłumaczyła się.
-Spokojnie. Przecież nie karzę Wam skończyć z pracą. Doskonale wszystko rozumiem. Cieszę się, że poprawiliście się. 
-To my dziękujemy za szansę.-uśmiechnęła się i wyszła. Ponownie zostałam sama w pokoju. Niestety, ale znowu zaczęłam myśleć, ale tym razem o tym co powiedziała mi mama. Nie wiem dlaczego ja i Marco to utrudniamy. Oboje wiemy, że nawzajem coś do siebie czujemy, a żadne z Nas nie może tego skończyć. Skończyć wypowiedzeniem tych dwóch zwykłych, a jednocześnie wspaniałych słów. 
W końcu postanowiłam nie myśleć już o tym wszystkim tylko trochę się odprężyć. Poszłam do łazienki i nalałam do niej wody oraz dodałam płynu o słodkim zapachu. Rozebrałam się i wskoczyłam do gorącej wody. Wcześniej wzięłam jeszcze mojego iPhone i słuchawki. Postanowiłam odpłynąć na kilka, kilkanaście lub troszkę więcej minut. Tego mi po prostu było trzeba. Po dobrej godzinie wyszłam dopiero z łazienki. Ubrałam się w to co wtedy i wskoczyłam na łóżko. Chwileczkę tak leżałam, aż nagle ktoś ponownie mnie odwiedził.
-Witamy Panią!-krzyknęli.
-Ania! Robert!-krzyknęłam i rzuciłam im się na szyję i mocno ścisnęłam. 
-Widzę humor i energia wrócili. No to co? Jutro o 6 pobudka i biegamy?-zaśmiała się Ania.
-Z Tobą zawsze.-odparłam.-Co Was tu sprowadza?
-Przyszliśmy Cię mała w końcu odwiedzić.-odpowiedział Robert.
-Jesteście wspaniali. Dziękuję Wam.
-Czego nie robi się dla przyjaciół.-objęła mnie ramieniem Ania.
-Oglądałaś wczoraj mecz?-zapytał Robert i okręcił się na moim biurowym krześle. 
-Jasne. Gratuluję pięknego gola.-uśmiechnęłam się szczerze do męża mojej przyjaciółki.
-Dzięki, a zapomniałbym.-ocknął się nagle.-Trzymam kwiaty w rękach i nie daję Ci ich.-zaśmiał się.-Proszę.
-Dziękuję Wam. Jesteście kochani.-powiedziałam.
-Masz tu może jakiś wazon.?-rozejrzał się po pokoju.
-Musisz zejść do kuchni. Tam jest moja mama. Powinna coś Ci dać.
-Okej.-odparł i zaczął kierować się do wyjścia.
-Trafisz?-zapytałam jeszcze.
-Spokojnie. Robert Lewandowski się nie gubi.-dodał i już go nie było, a ja z Anią miałyśmy chwileczkę dla siebie. Położyłyśmy się na łóżku i zaczęłyśmy rozmawiać. Tradycyjnie Ania dopytywała się o stan mojego zdrowia, ale utwierdziłam ją w przekonaniu, że z dnia na dzień jest coraz lepiej. Potem zaczęłyśmy plotkować o wszystkim, kiedy nagle usłyszałyśmy dźwięk samochodu.
-To czasem nie Marco?-zapytała i podniosła się oraz podeszła do okna. Widać było Marco, który właśnie parkuje swojego Astona.
-Może już jeździć?-dopytywałam się, bo jeszcze przedwczoraj miał usztywniacz na nodze. 
-Tak, Robert mówił, że już nie musi nosić usztywniacza, ale ma uważać. Wkrótce powinien wrócić do treningów.-odpowiedziała.-Ale dlaczego się pytasz? Nie mów, że jeszcze nie pogodziliście się.-Ania jak zawsze była we wszystkim obeznana. Jako moja przyjaciółka, wszystko wie o aktualnej sprawie, dziecku i Marco.
-Jakoś nie było okazji...-spuściłam głowę.
-No to teraz jest idealna okazja. Chodź idziemy do niego.-powiedziała pewnie.
-Żartujesz chyba?
-Czy ja kiedykolwiek żartowałam w takiej sytuacji? Kiedy wy w końcu dojdziecie do porozumienia?-pytała jakby sama siebie.
-Spokojnie Aniu. Ja sama muszę jeszcze to wszystko ogarnąć. Jeszcze nie pozbierałam się do końca...po...wiesz czym.-odparłam i poczułam jak Ania siada obok mnie. 
-Przepraszam...Nie powinnam...Znasz mnie...ja po prostu nie mogę tego przeżyć, że wy tak się mijacie ze sobą. Jedno kocha drugie, a jak przychodzi co do czego to zawsze coś musi Wam przeszkodzić. 
-Uwierz mi ja też. Obiecuję, że kiedy będę gotowa to sama do niego pójdę.-powiedziałam. Nie potrafię jeszcze normalnie porozmawiać z Marco. Jest mi ciężko, bo po prostu dziwnie się czuję jeszcze z tym wszystkim i z Reusem. Muszę z nim porozmawiać. Tak szczerze, ale nie teraz. 
Po chwili obie z Anią wróciłyśmy już do normalnych rozmów jak gdyby nic. 
-Wiki! Zapomniałabym!-krzyknęła.
-Co się stało?-zapytałam zdziwiona.
-Mam dla Ciebie pewną propozycję!
-Powinnam się bać?-zaśmiałam się.
-Raczej nie, ale słuchaj mnie.-zaczęła.-Tak sobie myślałam i wpadłam na taki pomysł aby założyć w Dortmundzie szkołę, gdzie będzie można trenować karate.
-No to świetnie Aniu.-przytuliłam ją.-Jednak co ja mam do tego?
-No ja i ty mogłybyśmy uczyć w tej szkółce.-odpowiedziała.
-Ja? Chyba żartujesz.-odparłam.-Przecież ja nie nadaję sie do takich rzeczy...
-Nie, nie żartuje i NADAJESZ się do takich "rzeczy". Zajęcia mielibyśmy dla dzieci i odrobinę starszych i były by dwa razy w tygodniu.-mówiła podekscytowana. Ja sama za bardzo nie byłam pewna tego co mówi Ania, bo jakoś nie widziałam siebie w roli nauczyciela dzieci. Niby mam ten czarny pas, ale nie wiem czy sobie bym poradziła. Musiałabym też umieć pogodzić szkołę z zajęciami, matura i też życie prywatne... Nie wiem czy dałabym radę, ale Ania zawsze mówi, że należy ciągle próbować nowych rzeczy, więc może powinnam spróbować? 

Pogadałyśmy jeszcze z Anią chwilę, aż zorientowałam się, że Robert jeszcze nie wrócił z wazonem. 
-Tak w ogóle to gdzie jest Robert?-zapytałam.-Nie wrócił jeszcze z dołu?
-Może on poważnie zabłądził?-dodała Anka, a po chwili obie postanowiłyśmy zejść na dół i poszukać piłkarza. Schodząc po schodach zauważyłyśmy jak Lewy siedzi sobie beztrosko z moją mamą w kuchni i piję kawę. 
-Co wy robicie?-zaśmiałam się.
-Przyszedłem tu do Twojej mamy po ten wazon i tak zaczęliśmy sobie rozmawiać. Po za tym pewnie przeszkadzałbym Wam w ploteczkach.-odpowiedział z uśmiechem.
-Oj co ja z Tobą mam kochanie.-powiedziała Ania oraz usiadła obok swojego męża i przy okazji pocałowała w policzek.
-Może zjecie z Nami obiad?-zaproponowała mama.-Jeszcze z jakieś 10 minut i kurczak będzie gotowy.
-A nie będziemy przeszkadzać?-upewniła się Ania.
-Przestań! Będzie Nam miło.-odparłam. 
Lewandowscy zgodzili się na wspólny obiad, a po chwili w domu pojawili się mój tata oraz brat. Posiłek spędziliśmy w przemiłej i bardzo rodzinnej atmosferze. Dawno nie było tak przyjemnie przy zwykłym obiedzie. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i opowiadaliśmy przeróżne historię. Szczególnie Robert się rozgadał i bardzo dobrze dogadywał się z moimi rodzicami. Oboje wyszli już do siebie około godzin wieczornych. Pożegnaliśmy się, a ja udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku by poleżeć. Zaczęłam myśleć o tym co powiedziała, a właściwie zaproponowała mi Ania. Może to będzie jednak dobry pomysł? Karate dawało mi się wyżyć z problemów i mogłam zapomnieć o wszystkim. Od kiedy się wyprowadziłam z Polski nie miałam do czynienia z tym sportem. Szczerzę to trochę tęsknię za tym białym strojem.... Nie wiedząc kiedy, moje powieki opadły i zapadłam w sen. 
Powoli zaczęłam się przebudzać... Nie wiem ile spałam, ale jak się obudziłam byłam jeszcze bardziej zmęczona. Przewróciłam się na drugi bok i zobaczyłam...MARIO! Zdziwiłam się bardzo, bo przecież jak zasypiałam byłam zupełnie sama w pokoju. Chłopak bawił się w swoim telefonie, ale po chwili zauważył, że już nie śpię. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
-Wyspałaś się?-odłożył telefon.
-No własnie jestem jeszcze bardziej śpiąca niż przedtem...-ziewnęłam.-Co ty tu w ogóle robisz?-zapytałam w końcu.
-Przyszedłem Cie odwiedzić. Twoja mama mnie wpuściła i kazała wejść do pokoju, ale że spałaś to postanowiłem położyć się obok, i poczekać aż sama się obudzisz.-uśmiechnął się.
-Długo czekałeś?
-...z godzinkę może.-odpowiedział po chwili namysłu.
-Mogłeś mnie obudzić.-przeciągnęłam się ciągle zaspana. Pogadałam chwileczkę z Mario o naturalnie moim stanie. Miłe jest to, że martwią się o mnie, ale denerwują mnie czasami te pytania.
-Wiki?-zapytał niepewnie Mario, a ja popatrzałam na niego pytająco.-Rozmawiałem dzisiaj z Marco...-tak. Mogłam się spodziewać, że w tej sprawie przyszedł do mnie. Dlaczego każdy miesza się w moje sprawy? Ani już powiedziałam, że to ja muszę być gotowa do tej rozmowy, ale czy każdemu z osobna muszę o tym mówić?
-Mario...ja nie chcę o nim teraz rozmawiać. Rozumiem, że chcecie dobrze, ale ja SAMA muszę chcieć z nim się spotkać, porozmawiać czy co jeszcze sobie wymyślicie.-zdenerwowałam się.
-Przepraszam...Wiem Wiki, że jest Ci ciężko, ale Marco tez cierpi. Cierpi, bo nie może z Tobą porozmawiać, spotkać, a nawet zobaczyć. On Cię potrzebuję tak jak tu go.
-Skąd ty możesz wiedzieć kogo ja potrzebuję!-krzyknęłam. Sama się sobie dziwię, bo ja i Mario nigdy nie kłóciliśmy się. -Przepraszam...Nie chciałam krzyknąć.-powiedziałam i opadłam na łóżko. Byłam bezradna...To trochę za dużo jak na mnie. Poczułam jak Mario siada obok mnie oraz obejmuje mnie ramieniem, a po chwili już przytula. To było to, czego potrzebowałam. Bliskości drugiej osoby. Nie żadne, będzie dobrze, że wszystko się ułoży tylko po prostu ciepła od bliskiej osoby.
-Nie mogę patrzeć na to jak dwoje bliskich mi osób cierpi...-szepnął.
-Obiecuję, że spotkam się z nim w końcu, ale to nie teraz...
-Trzymam Cię za słowo.-chwile jeszcze spędziliśmy w uścisku, ale zaproponowałam Mario, byśmy obejrzeli jakiś film. Padło na horror, bo oboje je uwielbiamy. Niby rzadko się zdarza, że dziewczyna lubi takie filmy, bo zazwyczaj są fankami kiepskich komedii romantycznych, albo po prostu różnych romansideł. Ja za bardzo nie przepadam za takimi filmami, bo każdy kończy się tak samo. W horrorach niby też jest dużo sytuacji do przewidzenia, ale zdecydowanie wole się bać. Po prostu adrenalina i po prostu to lubię. Razem z Mario wybraliśmy film "Naznaczony". Położyliśmy się, wzięliśmy wcześniej przygotowany popcorn, laptop na kolana i lecimy z oglądaniem. Z Mario filmy ogląda się dość ciekawie, bo z nim żaden horror jest nie straszny. Zamiast krzyczeć ze strachu czy bać się to śmialiśmy się bez opamiętania. Najstraszniejsza scena nie była nam straszna. Kiedy film się skończył zabraliśmy się za kolejny, ale tym razem podnieśliśmy poprzeczkę i zabraliśmy się za "Ring", ale tą starszą wersję. Tutaj nie było już nam tak bardzo do śmiechu, bo co niektóre sceny były wręcz przerażające, ale i tak nie obyło się bez żartowania.
-To co jeszcze jedne?-zapytałam, gdy "Ring" dobiegł końca.
-Pytanie.-zaśmiał się Mario. Zaczęłam przeglądać strony w poszukiwaniu innych filmów, aż nagle trafiłam na dość ciekawy tytuł i zaczęłam głębiej czytać opis.-Yyy Wiki...-powiedział Mario.
-Taa?-powiedziałam nie odrywając wzroku od ekranu.
-Wiesz, która jest godzina?-zapytał, a ja na niego spojrzałam i wyczekiwałam odpowiedzi.-W pół do pierwszej.-odparł, a ja aż otworzyłam buzię z wrażenia. No nieźle nam czas minął, ale w sumie co się dziwić. Z Mario to normalne. Kompletnie straciliśmy poczucie czasu.
-No nieźle...-powiedziałam tylko tyle..
-I to jak.-dodał.-No to muszę się najwidoczniej zbierać.
-Jesteś samochodem?
-Nie, z buta przyszedłem.-odpowiedział i wstało oraz przeciągnął się.-No to czas ruszać.
-Nigdzie nie idziesz.-zaprotestowałam.-Jest ciemno, środek nocy i ty sam masz iść do domu?
-Spokojnie nic mi się nie stanie.-zaśmiał się.-Ale miło, że martwisz się o mnie. Jakby co to nie na darmo trenuję boks.
-No nie wiem...-ciągle bałam się wypuścić Mario samego z domu. Przecież mogło mu się coś stać. Jakiś psychofan, albo nawet psychofanka...-Ale obiecaj, że jak dojdziesz do domu to napiszesz, albo zadzwonisz?
-Obiecuję.-przysiągł. Po chwili oboje zeszliśmy po cichu na dół po schodach. Postanowiliśmy nie palić nigdzie świateł, w sumie nie wiem dlaczego. Nagle usłyszałam dźwięk uderzenia.
-Auć.-szepnął Mario trochę głośniej.
-Co się stało?-powiedziałam z lekkim przerażeniem. Jeszcze by coś stało mu się poważnego i przeze mnie nie grałby w meczach.
-Nic, tylko nie wspominałaś, że masz tu ścianę.-powiedział i zapaliłam światło. Zobaczyłam wtedy Mario, który stał obok ściany i gładził ręką swoje czoło, a ja zaczęłam się śmiać.
-Już myślałam, że stało się Ci coś poważnego i nie będziesz mógł grać przez kontuzję.
-Oj tak. Wyobrażam już sobie te artykuły: "Mario Götze-pokonany przez ścianę!", albo  "Mario Götze nie gra przez Wiktorię Müller, bo posiada ściany w domu!".-mówił, a ja ponownie zaczęłam się śmiać.-Byłbym skończony.-dodał. W końcu udało nam się opanować i Mario ubrał już buty i kurtkę.
-To uważaj i napisz jak dojdziesz.
-Jasne, nie martw się.-powiedział i pocałował mnie w policzek, a dodatkowo jeszcze przytulił jak to miał w zwyczaju.-Pamiętaj co Ci powiedziałem.-szepnął mi do ucha.
-Pamiętam...-również szepnęłam i uśmiechnęłam się pod nosem.
-To do zobaczenia!-krzyknął i udał się w stronę domu, a ja mu jeszcze przy okazji pomachałam.

Kiedy Mario poszedł nie chciało mi się jeszcze spać, więc zajęłam się sprzątaniem pokoju, który nie wyglądał za najlepiej po naszym maratonie horrorów. Zajęło mi to nie długo, więc potem postanowiłam wziąć szybki prysznic. Później wieczorna toaleta i mogę kierować się do łóżka. Godzina? Druga w nocy. Strasznie straciłam poczucie czasu, ale w sumie to chyba dobrze, bo dzięki Götze zapomniałam o wszystkich problemach. Super, że potrafi tak mi pomóc. Złapałam jeszcze telefon i zauważyłam wiadomość od Mario.
"Dotarłem :) Żyję i jestem cały, ale straciłem niektóre części mojej garderoby, bo rzesza fanek mnie dopadła :O"
Przeczytałam wiadomość i zaczęłam sie śmiać sama do siebie. Chciałam już mu coś odpisać, ale postanowiłam do niego zadzwonić. Nie musiałam czekać nawet kilku sekund, a już usłyszałam głos przyjaciela.
-W czym mogę Pani pomóc?-zaczął niczym dżentelmen.
-Co dokładnie straciłeś?-zapytałam.
-Na pewno chcesz wiedzieć?-zaśmiał się.
-Hmmm chyba nie...
Porozmawiałam z Mario jeszcze z 10 minut. Gadaliśmy o wszystkim. Zupełnie jakbyśmy nie widzieli się z kilka lat. O meczu, co będzie w sobotę, o "napadnięciu" i o kolejnych filmach, które jak Mario mówił musimy obejrzeć. Kiedy skończyliśmy rozmawiać położyłam się na łóżku i nagle stałam się bardzo śpiąca. Zanim jeszcze zasnęłam myślałam o kolejnym dniu i o tym co mnie będzie czekać. Czuję, że najbliższe dni zmienią mnie jeszcze bardziej. Jednak czy na lepsze czy na gorsze to się okażę...
________________________________________________________________
KOCHANE! ZAPRASZAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ!

Serdecznie zapraszam do czytania mojego nowego rozdziału.
Jak wiecie (albo i nie XD) jestem z Wami zawsze szczera :) 
Jeżeli rozdział mi się podoba to, to piszę. Jeżeli nie to również Wam to oświadczam :)

Co do tego rozdziału to pisałam go strasznie długo :/ 
Nie miałam do niego kompletnie weny i pisałam po kawałkach z jakiś tydzień.
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że w końcu skończyłam go :) 
Ale chciałabym powiedzieć coś o nim do Was:
PRZEPRASZAM! 
To chyba powinno znaleźć się na samym początku tego rozdziału, bo wyszedł mi zupełni inaczej jak go wyobrażałam na początku. 
Nudno i nic się nie dzieję. Mam nadzieje, że nie zasnęłyście :/
Obiecuje Wam, że kolejny już taki nie będzie! Postaram się dla Was, bo jesteście ze mną i komentujecie! 
Nawet nie wiecie jak mi się gęba cieszy jak zobaczę komentarz,w którym jest napisane, że uważacie, że świetnie piszę, podoba Wam sie ten blog i w ogóle KAŻDY komentarz czytam kilka razy i normalnie jestem taka szczęśliwa!!
Więc jetem Wam winna przeprosin za ten rozdział, bo po prostu nie wyszedł :/ 
Jeszcze raz przepraszam :(

*Jak pisałam pod poprzednim rozdziałem staram się by blog był rzeczywisty jeśli chodzi co o niektóre sytuacje związane z piłkarzami, meczami itp.
Wiem, że ten mecz z Arsenalem BVB wygrało 2:0, ale chciałabym, żeby Mario i Robert, którzy są w Borussii w moim opowiadaniu, tez mieli swoje gole :) 
Więcej już nie będę pisała pod rozdziałem gwiazdki jeżeli mecz nie będzie rzeczywisty. 
Znaczy jak wygrają to wygrają, jak przegrają to przegrają, jeżeli zremisuję to zremisują ;) 
Napisałam to chyba w miarę zrozumiale :) 

W ogóle dodam jeszcze, że strzeliłam dość znaczący błąd rzeczowy w poprzednim rozdziale XD
Napisałam, że Polska wygrała z Gibraltarem 6:0, a powinno być 7:0, a nikt nie zauważył, albo po prostu nie chciałyście mi zwracać uwagi. :3
Jeżeli jeszcze gdzieś strzelę gafę to pisać śmiało. Nie ugryzę XD 
Więc jak coś w przyszłości zauważycie to możecie, a wręcz proszę o napisanie mi tego :* 

Dobra koniec tych uwag, bo jak zwykle rozpisałam się ^^

Jak myślicie, Wiki ma rację i najbliższe dni przyniosą coś ze sobą?
I będzie to coś dobrego czy wręcz przeciwnie? 
Czy Wiktoria w końcu porozmawia z Marco? 



Jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! Jesteście wspaniałe ♥

ENJOY  ♥