wtorek, 14 października 2014

Rozdział 10

"NIGDZIE NIE IDZIESZ!"


*******
6 września

W Dortmundzie ponownie minęło kilka dni. Jeśli chodzi o mnie, to już na dobre zaklimatyzowałam się w tym pięknym, niemieckim mieście. 
W szkole utrzymuję dobre kontakty ze wszystkimi. Powiedźmy, że trzymam się głównie z Laurą, Emmą, Oliverem i Martinem, ale generalnie cała klasa jest bardzo przyjazna i towarzyska. Lepszej nie mogłam sobie wyobrazić. Niestety, żeby nie wyglądało tak kolorowo to panna Jess nie daje mi spokoju. Jest strasznie upierdliwa i cały czas zaprasza mnie do siebie mimo, że odmawiałam jej już w mniej przyjemny sposób. Oczywiście nie robi to bezinteresownie, bo ma zamiar dzięki mnie poznać się z Marco. A no tak... Marco...
Sytuacja między nami nie poprawiła się, a nawet pogorszyła. Kiedy byłam raz na treningu BVB wraz z moim bratem i Felixem, to on poprosił mnie na rozmowę. Jednak ja musiałam wszystko spieprzyć i nie dałam mu się nawet wysłowić. Zwyzywałam go i skończyło się na ostrej kłótni między nami. My po prostu nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Wątpię byśmy kiedyś doszli do porozumienia. Kocham go, ale on nie kocha mnie, a poza tym nasz związek nie ma najmniejszego sensu i przyszłości.

-Co ja na siebie włożę...-mówiłam sama do siebie pod nosem, gdy stałam pod szafą. Musiałam znaleźć jakąś stylizacje na dzisiejszą małą imprezkę u Ani, bo ma jutro urodziny, a z racji, że jutro jest niedziela, to ta "mała imprezka" jest dzisiaj. Jest dopiero 13, ale Lewandowska poprosiła mnie bym przyszła szybciej, bo chce żebym jej pomogła w przygotowaniach. Oczywiście zgodziłam się bez zastanowienia. Jako prezent dam jej naszyjnik przyjaźni. Jedną część mam ja, a drugą ona. Kiedy tak stałam przed szafą, usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie jutrzejszej jubilatki.
-Tak Aniu?-powiedziałam, gdy odebrałam.
-Słuchaj jest problem i to duży!-mówiła, a właściwie krzyczała.
-Co sie stało?-przeraziłam się.
-Pamiętasz jak wczoraj robiłyśmy te ciastka oraz ciasto marchewkowe?-zapytała.
-Noo, tak. Pamiętam.
-To już go nie ma.-odparła.
-Co?! Dlaczego?
-Robert je zjadł.
-Zjadł? Wszystko?
-Połowę zjadł wczoraj, bo mówił, że był zmęczony i głodny po treningu. Dzisiaj zabrał się za drugą połowę.
-No nieźle...
-To nie wszystko. Dodatkowo stłukł przed chwilą miski z przekąskami.
-Boże, Aniu.-zaśmiałam się.-Co ty z nim masz?
-Sama nie wierzę w to co on wyprawia... Wystarczyło, go na chwilę zostawić samego...-powiedziała i nagle sie ocknęła.- Ale słuchaj, bo dzwonie do ciebie z pytaniem, czy nie dałoby się, żebyś przyszła szybciej do mnie? Poszłybyśmy razem do marketu po jakieś zakupy, no i miski...-wyczułam jak uśmiecha się.
-Jasne, że dałoby się. Tylko muszę się przyszykować. Poczekasz tak z pół godziny? Może więcej?
-Pewnie! To nawet lepiej.
-To ja w takim razie idę już się ubierać. To do później!
-Papa, do później!
Kurczę, muszę chyba się jednak sprężać i wybrać coś na dzisiejszy wieczór. Nie będzie to jakaś wielka impreza jaką miał Robert. Ania postawiła na coś bardziej skromnego, bo przecież prawie tydzień temu była inna impreza, a jak się skończyła to wszyscy wiemy, więc nie musiałam jakąś specjalnie wyglądać. W końcu padło na taki zestaw. Poszłam szybko do łazienki i wzięłam prysznic. Potem zaczęłam się ubierać oraz malować. Włosy spięłam w wysokiego kucyka. Po 25 minutach wyszłam z łazienki i udałam się na dół, gdzie spotkałam Kubę z moimi rodzicami.
-A wy się gdzieś wybieracie?-zapytałam.
-Tak, jedziemy do dziadków do Hamburga. Zostaniemy tam na noc i wrócimy jutro. Tu masz klucze.-odparła moja mama i podała mi kęp różnych kluczy.
-Złóż Ani ode mnie życzenia!-powiedział Kuba.
-Jak nie zapomnę.-zaśmiałam się.-Dobra ja już lecę. Ucałujcie ode mnie babcie i dziadka. Cześć!-krzyknęłam wychodząc i wsiadłam do swojego samochodu.

Po 15 minutowej drodze, dojechałam do domu Lewandowskich. W Dortmundzie nauczyłam się zwyczaju niepukania do domów przyjaciół. Tak, też zrobiłam, ale jednak dzwonkiem dałam znak, że wchodzę.
-Jestem!-krzyknęłam.
-Kuchnia!-usłyszałam głos Roberta.
-O proszę! Widzę zamiana ról.-powiedziałam, gdy przekroczyłam próg pomieszczenia i zobaczyłam Lewandowskiego przy garach. Przywitałam się z nim buziakiem w policzek.-A gdzie Ania?
-W łazience ubiera się. Pomożesz mi troszkę?
-Słyszałam, że ktoś był bardzo głodny... do tego bardzo niezdarny.-zaśmiałam się i zajęłam się krojeniem warzyw.
-Oj tam..-machnął ręką Robert.-Każdemu może się zdarzyć.-odparł i oboje w przyjemniej atmosferze przygotowywaliśmy posiłki na dzisiejszy wieczór. Nagle do kuchni weszła Ania.
-Co się tu dzieje!?-krzyknęła rozweselona Lewandowska, która jak zwykłe wyglądała świetnie.
-Ania!-krzyknęłam i podbiegłam do przyjaciółki oraz mocno ją wyściskałam.
-Wiki! Bo mnie udusisz!-śmiała się.
-Dobra, nie marudź tylko słuchaj. Jako, że jutro jest 7 września i w ten wspaniały dzień obchodzisz swoje urodzinki, to życzę ci już teraz wszystkiego dobrego, żebyś się spełniała w tym co robisz, radości z męża i oczywiście nas wszystkich, czyli najlepszych przyjaciół pod słońcem.-mówiłam z uśmiechem.-Po prostu bądź szczęśliwa! Kocham cię.-powiedziałam już ciszej i mocno się z nią przytuliłam. Obie z każdym dniem stawałyśmy się sobie coraz bliższe. Powiedziałam jej nawet o tym co zaszło między mną a Marco. Nikt inny o tym nie wie oprócz Ani. Nawet Mario, no chyba, że Reus mu powiedział. Uznałam, że lepiej jakby Götze tego nie wiedział. Co do tej sytuacji, Lewandowska uważa, że powinnam coś z tym zrobić. Pogadać z Marco, ale ja nie chcę. Ostatnio jak z nim rozmawiałam skończyło się na tym, że omal nie pozabijaliśmy się nawzajem. Na szczęście Ania jest bardzo wyrozumiała i mimo, że wie swoje, to szanuje moją decyzję, za co jestem jej bardzo wdzięczna.
-Dziękuję ci!-powiedziała i wytarła samotną łzę na policzku.-Cieszę sie, że cię poznałam.-dodała i ponownie mnie przytuliła.
-Jejku! Zapomniałabym!-ocknęłam się i podeszłam do blatu w kuchni oraz wzięłam małą torebeczkę, w której znajdował się przeuroczy, pluszowy miś, czekolada i pudełeczko, gdzie znajdowała się jedna część naszyjnika. Ania powoli złapała za pudełko i wyciągnęła z niego biżuterię.-To naszyjnik przyjaźni. Ja mam jedną część, ty masz drugą.-wyjaśniłam i pokazałam swoją "cząstkę" na szyi.
-Jesteś wspaniała!-odparła i ponownie przytuliła się do mnie bardzo mocno.
-EJ!-usłyszałyśmy głos Roberta.-Ja też chcę się poprzytulać!-powiedział naburmuszony.
-To dawaj!-krzyknęłam i zachęciłam piłkarza do zbiorowego przytulasa.

-Masz listę?-zapytałam, kiedy wysiadałyśmy obie z Anią, z mojego samochodu, pod marketem. Musiałyśmy do niego podjechać po potrzebne składniki do ciasteczek oraz ciasta. No i oczywiście, musiałyśmy dokupić miski, bo Pan Lewandowski musiał potłuc je.
-Tak mam.-uśmiechnęła się i weszłyśmy do sklepu, w którym można znaleźć wszystko od jedzenia, po właśnie różne miski. Przechodząc tak po stoiskach rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, ale oczywiście w naszym ojczystym języku.
-Wiki, tak w ogóle to Marco i Mario się pogodzili?-zapytała.
-Z tego co wiem to chyba tak. Gadałam kilka dni temu z Mario.-odpowiedziałam obojętnie.
-Ej... Co jest?-Lewandowska od razu wszystko wyczuła.
-Nic Aniu, nic.-odpowiedziałam, ale od razu zostałam skarcona poważnym wzrokiem przez przyjaciółkę.-No bo... Denerwuję mnie ta cała Ann.-powiedziałam nie kłamiąc, bo i tak wcześniej czy później karateczka to ze mnie wyciągnie.
-Dlaczego?-dopytywała.
-No, bo...-szukałam jakiś dobrych argumentów, ale tak szczerze, to po prostu go nie było. Od początku nie pawałam sympatią do Brömmel.-nie lubię jej.
-Sensowne...-powiedziała z ironią moja towarzyszka, która jednocześnie przyglądała się opakowaniu jakiegoś produktu.-Czy ty przypadkiem Wiki nie jesteś zazdrosna?
-O Mario? Oczywiście, że nie.-starałam się być jak najbardziej wiarygodna.
-Dobra, a tak na serio?-dodała.
-Ania... daruj...-powiedziałam z podirytowaniem.
-Czyli jednak!-dodała zwycięsko.
-Tak!-powiedziałam głośno.-Jestem zazdrosna. Pasuję?
-Tak, ale dlaczego?
-Nie pasuje mi coś ona po prostu. Dodatkowo ostatnio on cały czas spędza z nią. Czasami bywało tak, że dzwonił do mnie bez powodu nawet w nocy, a teraz od kilku dni nie daje znaku życia.-wyżalałam się.
-Tak się dzieje, kiedy człowiek się zakochuje. Zobaczysz, jak spotkasz miłość swojego życia, to też będziesz chciała każdą wolną chwilę spędzać z drugą połówką.
-Ha, dzięki, ale na razie mam dość miłości.-powiedziałam z grymasem na twarzy.
-A Marco?-wypaliła nagle brunetka.
-Co on?-podniosłam głos, bo jego imię działało na mnie jak płachta na byka.
-Wiktoria, obie jesteśmy dorosłe i zachowujmy się jak dorosłe. Czujesz coś do niego? Ale tak szczerze.
-Ania, ja... nie wiem...-powiedziałam i zatrzymałam się obok stoisk z czekoladą.-Może masz rację.-wypaliłam.
-Jejku!-powiedziała słodko.-Wiktoria się zakochała w Marco!
-Anka! Ciszej!
-Dobra, wybacz.-zaśmiała się.-Kurczę, ale nie masz pojęcia jak się cieszę, że coś do niego czujesz!-przytula mnie i jednocześnie szła ze mną.
-Ania, ale to nie jest takie proste...-przyćmiłam jej zadowolenie.-Nie zrozumiesz.
-A co tu jest do rozumienia?Kochasz go, on kocha cię...-mówiła, ale ja jej przerwałam.
-No właśnie tu jest problem. Ja GO kocham, ale on MNIE nie.
-Skąd ta pewność?
-Gdyby coś do mnie czuł, to nie wykorzystał by mnie przy pierwszej lepszej okazji. Nie zachowywał się jak kretyn w stosunku do mnie.-wymieniałam.-Po za tym nasz związek nie miałby w ogóle sensu.
-Dlaczego?-Lewandowska ciągle zasypywała mnie różnymi pytaniami.
-A jak ty sobie to wszystko wyobrażasz? Normalna, zwykła, a do tego jeszcze mająca 18 lat dziewczyna z piłkarzem światowej klasy, który ma 25 lat? Proszę cię...
-Słabo się kochana cenisz. Pamiętaj, że miłość nie wybiera, a jeżeli Marco cię kocha, a jestem prawie pewna, że nie jesteś mu obojętna, to nie będzie dla niego ważne to czy jesteś modelką czy zwykłą dziewczyną. Myślisz, że ja byłam pewna, że będąc z Robertem dobrze robię? Oczywiście, że nie, a teraz jestem najszczęśliwsza osoba na świecie. Musisz tylko...-mówiła, ale ja jej przerwałam.
-Aniu, proszę... zmieńmy temat okej?-musiałam, bo denerwowało mnie to co mówiła przyjaciółka. Dlaczego? Bo miała rację. Z dnia na dzień coraz bardziej zakochiwałam się w piłkarzu, ale nie mogę pozwolić na to byśmy byli razem. Nasz związek nie ma najmniejszej przyszłości. On jest piłkarzem. Piłkarze dużo trenują, wyjeżdżają, spotykają się z wieloma ludźmi z tego popularnego środowiska. Nie wiem, czy potrafiłabym tak żyć. Żyć bez ukochanej osoby. Tylko co ja w ogóle gadam? Przecież nie mam pojęcia co czuje do mnie Marco. Niby Ania mówi, że nie jestem mu obojętna. Mario też mi to mówił, ale kurde... Dlaczego to wszystko jest tak skomplikowane? Chciałabym czasami wyjechać z Niemiec i wrócić do Polski. Mimo, że bardzo mi się tu podoba i mam tu wielu nowych przyjaciół, a w Polsce został kto został. To miasto przysparza mi jednak coraz więcej problemów.
Obładowane zakupami pojechałyśmy w końcu do domu Ani i Roberta oraz zaczęliśmy przygotowania do imprezy, na której będzie też Marco. Niby to było oczywiste już od początku, ale zupełnie nie skojarzyłam faktów. Mimo wszystko mam nadzieje, że impreza minie w przyjemniej atmosferze.


*******
Mała imprezka u Ani to chyba to, czego potrzebuję. Od kilku dni nie jest ze mną najlepiej. Na treningach nic mi nie wychodzi. Nie potrafię dać z siebie nawet 10%, a dodatkowo nie mogę przestać myśleć o Wiktorii. Co się ze mną dzieję? Kiedy zasypiam myślę o niej. Kiedy się budzę myślę o niej. Mario miał chyba niestety rację. Zakochałem się w niej, ale bez wzajemności. Przecież ona mnie nienawidzi. Ostatnio jakoś się zebrałem i postanowiłem z nią pogadać, ale skończyło się tym czym zawsze, czyli kłótnią. My chyba po prostu nie potrafimy ze sobą rozmawiać, a co dopiero tworzyć jakiś związek. Jeszcze jest ta noc po urodzinach u Roberta... Z jednej strony bardzo żałuję tego, ale z drugiej jestem szczęśliwy, bo podobało mi się to. Nie był to dla mnie przelotny romans, tylko coś więcej. Może gdybym się chociaż trochę opamiętał to może jednak sytuacja teraz wyglądałaby inaczej. Jednak co się stało to się nie odstanie. Jak to powiedziała Wiktoria: muszę nauczyć się żyć sam, a nim się obejrzę miłość sama do mnie przyjdzie. Miejmy nadzieję, że tak będzie.

Dzielniejszy wieczór zaliczę do udanych, W końcu odżyłem, co wyszło mi na dobre. Między mną a Mario po ostatniej awanturze jest już lepiej. Chociaż kiedy z nim rozmawiam to wyczuwam w nim tą nutkę złego Götze. Jest moim najlepszym przyjacielem, wiec znam go na wylot. No właśnie... Jest moim najlepszym przyjacielem i Caro tego nie zmieni. Co do niej, to od czasu kiedy opuściła mój dom nie mam z nią kontaktu. To nawet lepiej, ale dość! Nie chcę o niej myśleć. Jestem tutaj by odpocząć.
-Halo! Słyszycie mnie?!-krzyczał na cały dom Mario, który jak zwykle nie mógł darować sobie alkoholu, ale jednak tym razem nas wszystkich zaskoczył, bo jest już po 1, a on dalej się trzyma. To chyba musi być zasługa Ann.
-Jak moglibyśmy cię nie słyszeć skoro drzesz się jak opętany!-odparł Robert.
-Mam pomysł.-zignorował komentarz przyjaciela z klubu.-Zagrajmy w butelkę.-zaproponował.
-Nie jesteś na to za stary?-zapytał Ciro.
-Na butelkę nie jest się nigdy za starym, mój drogi.-odparł. Po krótkich namowach Mario, wszyscy usiedliśmy na dywanie w wielkim salonie Lewandowskich. Jako, że Mario to wymyślił to miał pierwszeństwo do kręcenia. Padło na Kubę.
-Pytanie czy wyzwanie?-zapytał Götze.
-Hmmm...-myślał.-A co mi tam. Raz się żyje! Wyzwanie.-klasnął w dłonie uradowany.
-To w takim razie, idź do kuchni i umyj głowę w płynie do naczyń.-powiedział, a reszta wybuchła śmiechem oraz czekała na reakcje Kuby. O dziwno, zgodził się bez żadnych "ale".
Gra w butelkę jeszcze bardziej rozluźniła i rozbrykała towarzystwo. Były przeróżne zadania, od striptizu do wykrzyczenia przez okno "kocham Jürgena Kloppa". Butelką ponownie kręcił Mario, który przed chwilą musiał zjeść łyżkę mąki. Nagle butelka wskazała na mnie.
-Pytanie czy zadanie?
-Zadanie.
-Oooo!-zapiszczał przyjaciel.-Co by tu dla ciebie dać?-myślał głośno.
-Tylko błagam, nie karz mi niczego jeść.-krzywiłem się.
-Spokojnie.-odparł.-Tylko czekaj, daj mi troszkę pomyśleć...
-No dawaj!-pospieszał go Łukasz.-Nie mamy całej nocy.
-Już wiem!-krzyknął, przez co wszyscy spojrzeli własnie na niego.-Tylko nie zabij mnie.-dodał nagle, a ja się trochę przeraziłem co ten głupek wymyślił
-Mów.-powiedziałem pewnie.-Aż tak, źle to chyba nie będzie.
-Oj będzie...-powiedział pod nosem, prawie niesłyszalnie.-No dobra Marco! Gotowy?
-No zaczynaj już!
-Więc... ty musisz...
-No muszę...-przedrzeźniałem przyjaciela.
-Musisz pocałować Wiki.-powiedział na jednym wdechu, na co ja prawie zakrztusiłem się swoją własną śliną, a Wiktoria, która siedziała praktycznie na przeciwko mnie dławiła się swoim drinkiem. Po raz kolejny w moim towarzystwie.
-Dlaczego mnie w to mieszasz?-awanturowała się.-Jego zadanie!
-Oj kochana, a co ja miałem powiedzieć.-zwrócił się do niej Roman, który został ucałowany w policzek przez Kevina, również w związku z grą w butelkę.
-No.. ale...-Polka nie dawała spokoju.-To jest nie fair!
-Oj Wikuś, kochanie.-słodził jej Mario.- Przecież nie idziecie razem do ołtarza.
-Też uważam, że to jest zły pomysł.-zabrałem głos w tej sprawie.
-Sam widzisz.
-Dobra, to daj mi jakieś zadanie za nie wykonanie tego.-zaproponowałem.
-Okej. Także za nie wykonanie tego zadania, za karę musisz pocałować Wiki.-odpowiedział z uśmiechem i oczywiście rozbawił większość towarzystwa.
-Mario no!!!-Wiki była nieugięta, ale podobnie jak Mario.
-Całujesz ją raz, raz!-klasnął w ręce. W tym momencie oboje z Wiki popatrzeliśmy się na siebie wzrokiem typu "ty zadecyduj". Nie miałem pojęcia jak się zachować. Zgodzić się, czy czekać na jej ruch. Nagle mój problem się rozwiązał sam.
-Dobra, ale pod warunkiem, że nie będzie to musiało długo trwać. Jasne?-zapytała stanowczo.
-Jasne!-krzyknęła większość. Wtedy oboje z Wiki wstaliśmy prawie, że równo i podeszliśmy do siebie.
-Dobra miejmy to już za sobą.-powiedziałem. Po chwili nasze usta złączyły się w gorącym pocałunku. Ponownie mogłem je posmakować. Były strasznie delikatne. Sama Wiktoria wyglądała na delikatną osobę, ale to tylko pozory, bo drzemię w niej prawdziwa lwica. Kiedy zaczynałem coraz bardziej pochłaniać się jej ustom dziewczyna nagle się odsunęła ode mnie. Nawet na mnie nie spojrzała, tylko od razu odwróciła się do Götzego i powiedziała.
-Pasuje?!
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-uśmiechnął się. Wiki wróciła na swoje miejsce obok Ani, a ja na swoje obok Mario. Chłopak przysunął się do mojego ucha i szepnął.
-Nie ma za co.-ja natomiast nic nie odpowiedziałem tylko lekko się uśmiechnąłem. Wiem, że zrobił to specjalnie. Dziękuję mu za to, bo to zawsze coś może poprawić nasze relację, ale na cud nie liczę.


*******
Zabiję kiedyś Mario. Oj zabiję go kiedyś. Zrobił to specjalnie. Na pewno, tylko skąd on wie, że ja i Reus? Nie gadałam z nim ta temat Marco, więc to blondyn mu o wszystkim powiedział? Nawet jeśli, to w sumie nie mam się co dziwić, bo w końcu mówią sobie o wszystkim. Chociaż to trochę dziwne uczucie, kiedy Mario, wie o czymś takim na mój temat. Najgorsze jest to, że nie wie tego ode mnie. 
Zbliżała się godzina 2.30. Powoli zaczynałam być już coraz bardziej śpiąca. Postanowiłam zbierać się powoli do domu, ale przypomniałam sobie, że trochę wypiłam dzisiaj. Niby niewiele, ale zawsze coś, a ja nigdy nie wsiadam do auta po choćby najmniejszym kieliszku czegoś z procentem. 
-No nic. Najwyżej się przejdę kawałek.-pomyślałam. Podeszłam, więc do Ani i Lewego. Powiadomiłam ich o moich planach, ale niestety odpowiedź była inna niż się spodziewałam.
-Nigdzie nie idziesz!-powiedziała stanowczo Lewandowska.-Jest druga w nocy, dziewczyno! 
-Pójdę na skróty. Przez park.-broniłam swego.
-Nie ma mowy.-żonę poparł Robert.-Zostaniesz u nas, a pojedziesz jutro. 
-Nie jestem małą dziewczynką, spokojnie.-mówiłam dalej.
-Sama nigdzie nie idziesz. Zapomnij!-pogroziła palcem w sumie już dzisiejsza jubilatka.
-Idziesz już do domu?-usłyszałam pytanie, ale to nie był ani Robert, ani Ania. Tylko Marco.
-Tak.-odpowiedziałam bez większych emocji, ale w głębi duszy się cieszyłam, że ktoś prawdopodobnie idzie w moją stronę i będę mogła wrócić do siebie. Niby zostanie u Lewandowskich jest zdecydowanie wygodniejsze, to ja mimo wszystko wolę swój dom i swoje łóżko.
-Jeśli chcesz, możemy iść razem. Wtedy oni będą spokojni.-wskazał na młode małżeństwo.
-To już zmienia postać rzeczy.-powiedział Robert.-Z Marco jak najbardziej możesz iść, ale nie sama.
-No dobra...-powiedziałam. Po chwili podeszliśmy się pożegnać do wszystkich, tych co zostali, bo parę osób już wyszło do swoich domów, 
-Marco tylko pilnuj jej!-krzyczała Ania jak byliśmy już przy furtce.
-A ty pilnuj mojego autka!-dokrzyczałam.
-Będę! Papa!-powiedziała i schowała się już za drzwiami. Szliśmy oboje powolnym krokiem w stronę parku. Żadne z nas się nie odzywało. Ta cisza mnie bardzo denerwowała. Nie lubię tego, ale też nie wiedziałam za bardzo co mam powiedzieć. Idąc tak czułam zapach jego perfum. Było w pewnym sensie wspaniale. Ja, Marco i park. Sami. W pewnej chwili chciałam mu wykrzyknąć całą prawdę, jak bardzo go kocham, ale w porę się opanowałam. Bardzo chciałabym, żeby blondyn czuł to samo co ja. Chciałabym, żeby mnie pokochał, tak jak ja go, niewiedząc nawet kiedy. 
-Dlaczego nic nie mówisz?-postanowiłam w końcu zacząć rozmowę.
-A co mam mówić?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
-No nie wiem... Może coś o sobie?-powiedziałam niepewnie.
-Serio chcesz coś o mnie wiedzieć?-ciągle zadawał pytania, lecz kiedy pytał o to miał takie dwie iskierki w oczach.
-A co masz innego do roboty?
-No, w sumie...-odparł.-tak szczerze to nie bardzo wiem co chcesz wiedzieć.
-Wszystko.-zaśmiałam się razem z Reusem.
-No dobrze... Więc, nazywam się Marco Reus. Mam 25 lat. Jestem piłkarzem reprezentacji Niemiec i Borussii Dortmund, którą kocham z całego serca. Zawsze będzie dla mnie ważna. Tak samo jak piłka, bo gra jest dla mnie całym życiem. Do niedawna była najważniejsza na świecie. Nic więcej się nie liczyło. Jednak od pewnego czasu zrozumiałem co jest ważne. Staram się zmienić. Zmienić na lepsze. Mam nadzieję, że mi się uda, przynajmniej w jakimś małym stopniu.-mówił.
-A opowiesz coś o swojej rodzinie?-zapytałam, bo podobało mi się jak Marco mówił o sobie.
-Jasne.-uśmiechnął się uroczo.-Więc mam wspaniałą kochającą rodzinkę. Rodziców, którzy dzielnie mnie wspierali w tej drodze do sukcesu. Dziękuję im bardzo za to wszystko. Mam też dwie wspaniałe siostry - Yvonne i Melanie. Jedna z nich ma cudownego synka - Nico, którego uwielbiam. Wiele im zawdzięczam i wiem, że gdyby nie oni, to  raczej wątpię, że byłbym tym kim jestem teraz.-tłumaczył z dumą.-Teraz twoja kolej.
-Twojej historii raczej nie pobiję.-odparłam z uśmiechem.
-Nie przesadzaj. No dawaj. Zamieniam się w słuch.
-Okej... Mam na imię Wiktoria Müller. Pochodzę z Polski, a konkretnie z Gdańska. Urodziłam się tam i wychowałam. Chodzę do liceum o profilu humanistycznym. W przyszłości chciałabym zostać dziennikarką sportową. Dodatkowo trenuję karate oraz co nieco potrafię grać w nogę, ale wam to się nie równam.-powiedziałam i spojrzałam na Reusa, który był lekko uśmiechnięty.-Co do rodziny, to mam wspaniałego braciszka - Kubę, który gra w juniorskiej Borussii Dortmund. Znasz go w sumie. Mam też rodziców, którzy w domu bywają tylko rano i wieczorem, ale za to mam wspaniałych przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć.-skończyłam i nagle zauważyłam, że jestem pod moim domem.-No nieźle. Szybko nam minęła nam ta droga.-powiedziałam.
-W dobrym towarzystwie droga zawsze leci szybko.-uśmiechnął się. 
-To ja wtedy...-chciałam dokończyć, ale piłkarz mi przerwał.
-Odprowadzę cię do samych drzwi. Ania nie dałaby mi spokoju.-wyjaśnił.
-Nie trzeba, ale skoro chcesz to okej.-odparłam. Bez słowa wędrowaliśmy pod drzwi. Odwróciłam głowę w stronę chłopaka by się z nim pożegnać, ale niestety... Nie miałam pojęcia, że jest aż tak blisko mnie. Kiedy się odwróciłam to nasze twarze były ze sobą bardzo blisko. Stałam na stopniu, a on nie więc, byłam już bliżej jego twarzy. Nagle pocałowałam go. Ja sama! Nie wiem dlaczego, ale musiałam. Tym razem to ja nie mogłam się oprzeć. Wyczułam w nim nutkę zdziwienia, ale nie opierał się. Na chwilę musiałam jednak przerwać.
-Zimno mi.-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-To chodź do środka.-powiedział i oboje powróciliśmy do zajęcia. W międzyczasie, nie odrywając się od niego otwierałam drzwi od domu. Byliśmy sami, więc nikt nam nie mógł przerwać tej chwili. 
Jak łatwo można domyślać się, nasza impreza skończyła się podobnie jak poprzednio. Jednak tym razem byłam bardziej pewna tego, co zrobiłam. Oboje zmęczeni dzisiejszym dniem zasnęliśmy w swoich ramionach.
 ________________________________________________________________
ZAPRASZAM AN ROZDZIAŁ 10!

Cholerka! To już 10? Kiedy to wszystko zleciało?

W tym miejscu chciałabym Wam bardzo serdecznie podziękować za ponad 2000 wyświetleń! To ogromna liczba dla mnie, biorąc pod uwagę też, że to jest mój pierwszy blog :)
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie wyświetlenia, obserwację, komentarze, które w szczególności bardzo mnie motywują i po prostu, że czytacie moje wypociny i po prostu jesteście! ♥

Grzechem było by nie napisać o wygranej naszych Polaków w meczu z Niemcami.
Kiedy zobaczyłam pierwszego gola to byłam wniebowzięta i błagałam by wynik się utrzymał, a potem ten drugi gol. Myślałam, że śnię, ale to prawda!

Jestem niesamowicie dumna z naszych rodaków i obyśmy dzisiaj rozgromili Szkocję jak Mistrzów Świata i pokazali, że ta wygrana nie była przypadkiem XD

POLSKA GOLA!!






Co do rozdziału to powiem, że mi samej się podoba :) Jestem z niego zadowolona. Czekam tylko na wasze opinie :*

Sądzicie, że Wiktoria i Marco ostatecznie się pogodzili?
Czy w końcu wyznają swoje uczucia?
Co się zdarzy po przepudzeniu?

\
Tęsknie za tym widokiem :(


Hej! Co wy na to? 
7 komentarzy =  następny rozdział? 
Dacie radę ;) ? 


Zapraszam do komentowania ♥

ENJOY! 

7 komentarzy:

  1. Huhu <3 no to się porobiło :)
    Ale może w końcu Wiki i Marco się dogadają :)
    Mam nadzieję, że tak :)
    Czekam nn i życzę weny :)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak ! Damy radę :D Rozdział cuuuuuuudownyy :D :D :D Jak całe opowiadanie zresztą :D Mam nadzieję, że się w końcu pogodzę, może i nawet wyznają swoje uczucia.. A po przebudzeniu będą szczęśliwi, a Wiktoria nie zrobi nic głupiego :D Weny i do następnego rozdziału :D Pozdrawiam - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabym powiedzieć krótko, zwięźle i na temat: BOSKO!
    Ale niestety nie poprzestanę na tym. xD
    Rozdział wyszedł Ci tak genialnie, że czytałam go z zapartym tchem. Anka i Wiktoria są takie urocze. Pokazują przykład prawdziwej przyjaźni. <3
    Mario miał cudowny pomysł z tym podstępem. :) Podobało mi się to, oj podobało. <3
    A finisz! :o Matko Boska! Poezja. Nie sądziłam, że w najbliższym czasie wydarzy się coś takiego. Jestem pod wrażeniem. Mam teraz ogromną nadzieję, że para wyzna sobie uczucia i oficjalnie będę mogła już ich nazwać ta PARĄ. <3

    Ja też jestem szalenie dumna z naszej reprezentacji. <3

    Czekam na next :*
    Bużka :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest świetny !!
    Mam wielką nadzieję, że teraz się już pogodzą, pogodzą..xd
    Aww.. te pocałunki .. :D xd
    Jestem ciekawa jak zareagują po obudzeniu się..xd ;P
    Czekam na następny ! :*

    Zapraszam : http://dlugi-sen-diany.blogspot.com/
    Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle świetny! :D Już nie mogę się doczekać kolejnego..Mam nadzieje,że Marco i Wiktoria będą razem.. Inaczej być nie może :)
    Pozdrawiam i do następnego
    Buziakii :*

    OdpowiedzUsuń
  6. AAAAAA!!!!!!!!!!!!
    No nareszcie :3
    Czekałam i się doczekałam :D
    Cudny rozdział :)
    Marco ohhhh :D ja też chcę takiego :)
    Czekam na nextai pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział !
    Mam nadzieję, że pogodzą się ze sobą. :)
    Czekam na 11 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń