środa, 29 października 2014

Rozdział 13

"PAN PŁACZE?"


*******
W Polsce wiele osób mi zazdrościło. Czego? Czego się dało. Kasy moich rodziców, różnych gadżetów, które dostawałem od nich, moich relacji z siostrą, mojego talentu... dosłownie wszystkiego. Zapewne uważali, że jak mam wszystko to jestem szczęśliwy. Jednak tak nie było. W Polsce czułem się okropnie. Wszyscy zadawali się ze mną tylko ze względu na to co mam, a nie jaki jestem. To strasznie bolało, bo nigdy nie miałem prawdziwego przyjaciela. Wyjazd do Niemiec był dla mnie szansą wyrwania się z tej zakłamanej rzeczywistości. Sądziłem, że wyjechanie tutaj do Dortmundu to zmieni wszystko co się da. W pewnym sensie miałem rację, bo wiele sie zmieniło. Jestem w juniorskiej drużynie Borussii Dortmund, znam się z Borussen, mam wspaniałego przyjaciela, a moje relację z siostrą są jeszcze lepsze. Mimo, że sama nie za bardzo się cieszyła z tego wyjazdu to jednak się w końcu przekonała. Więc czy taka osoba jak ja może mieć jakieś problemy? Oczywiście, że może. Moja siostra wyprowadziła się z domu, moi rodzice mają nas gdzieś, a dodatkowo wyparli się mojej siostry. Nie wiem czy wytrzymałbym w tym domu, gdyby nie Felix, który przyszedł do mnie wieczorem. Wiki, albo może nawet Mario powiedzieli mu coś, bo przyszedł i od razy wypytywał co się dzieję. Brat Mario wspierał mnie najbardziej jak mógł. Jestem mu za to ogromnie wdzięczy, bo na chwilę zapomniałem o problemie, ale nie wiem ile uda mi się wytrzymać. Jeżeli rodzice się nie zmienią będę musiał uciec. W każdy możliwy sposób...
-KUBA!?-krzyczał do mnie trener.-Co się dzisiaj z tobą dzieję? Zapomniałeś jak się kopię piłkę?-prawił mi wyrzuty, kiedy to kolejny raz nie trafiłem na pustą bramkę.
-Trenerze, Kuba musi na chwilę usiąść.-bronił mnie Felix.-Porozmawiam z nim i będzie okej.
-Dobrze, ale na 5 minut.-zarządził. Po chwili siedzieliśmy już na ławkach rezerwowych. Nie mam pojęcia co się dzisiaj ze mną dzieję, ale cały czas towarzyszy mi dziwne uczucie. Nie ogarniam o co w tym chodzi, ale kiedy ostatnio miałem coś podobnego to Wiki złamała rękę na treningu karate. Martwię się o nią. Wiem, że jest bezpieczna u Mario, ale on przed chwilą skończył właśnie trening, czyli przez ten czas wiele mogło się zdarzyć. Boję się o nią. A jak coś siebie zrobiła? Ostanio jest strasznie wrażliwa.
-Kuba, co jest?-zapytał Felix z troską.
-Felix...Ja nie wiem, ale mam dziwne wrażenie, że coś z jest z Wiktorią.-powiedziałem zgodnie z prawdą. Martwiłem się o nią i to bardzo.
-Jest przecież bezpieczna u Mario.-próbował mnie uspokoić.
-Przecież miał przed chwilą trening.
-A Ann?-zapytał, ale zaraz potem sam sobie odpowiedział.-W sumie Mario coś wspominał o jakieś sesji. Czyli jest sama...
-Dzięki.-powiedziałem z sarkazmem.-Ty wiesz jak pocieszyć człowieka.
-Jak to Cię uspokoi to chodź to szatni i zadzwonisz do niej. Okej? Wtedy się wszystko wyjaśni i będzie po sprawie.-odparł i po chwili oboje wyruszyliśmy do naszej szatni. Powiedzieliśmy trenerowi o tym. ale za bardzo zadowolony nie był, lecz się na szczęście zgodził. Przechodziliśmy też obok szatni, w której znajdują się seniorzy. Było w niej słychać śmiechy, krzyki...Zazdrościłem im. Zazdrościłem, że mogą się uśmiechać, a ja nie mam do tego jak na razie powodów. Kiedy otworzyliśmy drzwi od szatni szybkim krokiem podszedłem do mojej torby w której znajduje się telefon. Już na samym początku w oczu rzuciło mi się 30 nieodebranych połączeń od Rafała. Czego on mógł ode mnie chcieć? Szybko wykonałem połączenie do niego, a po sekundzie usłyszałem jego głos. Był przerażony.
-Kuba?!-krzyknął zaraz po odebraniu.
-Co się stało?!-też krzyknąłem, bo usłyszałem syrenę karetki. W tej chwili modliłem się w duchy, by moje przeczucie się myliło.
-Wiki...ona...potrącił ją samochód.
-CO!? Jak to? Gdzie? Kiedy?-zadawałem mnóstwo pytań.
-To nie ważne. Szybko jedź do szpitala, tego w centrum. Zawiadom swoich rodziców. Będę pod telefonem jak coś.-powiedział i szybko się rozłączył.
Ja natomiast byłem w ogromnym szoku. Opadłem bezwładnie na ławkę i schowałem twarz w dłoniach i zacząłem płakać. Jak małe dziecko. Ona nie może umrzeć. Wtedy straciłbym już wszystkich. Z Rafałem rozmawiałem po Polsku, więc Felix nic nie rozumiał. Zaraz zaczął coś do mnie mówić, ale nie mogłem nic zrozumieć. Dopiero po chwili odzyskałem świadomość.
-Boże Kuba! Co się dzieję?-domagał się odpowiedzi.
-...Wiki... jest w drodze do szpitala. Potrącił ją samochód.
-Co?! Nie to nie możliwe...-złapał się za głowę i zaczął chodzić w kółko.-Musimy tam jechać.
-Czym?-zapytałem, na co Felix szybko wybiegł z szatni, a ja pognałem za nim. Młody Götze kierował się do szatni swojego brata. Bez pukania wszedł, a właściwie wparował.
-Ej! Puka się.-oburzył się Kevin, który był w samych spodenkach i gaciach, chyba Erica, na głowie.
-Gdzie jest Mario?-krzyknął, a po chwili z łazienki wyszedł na szczęście ubrany piłkarz. Jak zobaczył mój i jego brata stan szybko krzyknął.
-Co się stało? Kuba, ty płakałeś?-skierował się do mnie.
-Musisz zawieźć nas do szpitala. Wiktoria miała wypadek.-powiedział na jednym wydechu mój przyjaciel.
-CO?!-krzyknął, a reszta chłopaków też spoważniała. Szczególnie Polska grupa i Marco.
-Nic jej nie jest prawda?-przejął się Reus.
-Nie ma pojęcia, ale musimy tam jechać. Szybko.-odpowiedziałem.
-Dobra, jedziemy.-powiedział Mario.
-Czekajcie! Jadę z Wami.-zarządził Marco, a po chwili cała szatnia była gotowa to wyruszenia do szpitala. Jednak ostatecznie tylko ja, rodzeństwo Götze i Marco jedziemy, a reszta ma dojechać później.

*******
Kiedy brat Wiki powiedział, że jest ona w szpitalu, ledwo powstrzymywałem się od płaczu. Niby chłopaki nie płaczą, ale... Jeżeli coś by jej się stało nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Bo to moja wina. Mario mi wszystko powiedział. To przeze mnie jest w takim stanie. Zostawiłem ją i zamiast walczyć o jej względy to wolałem się szlajać po mieście z Marcelem (Fornellem). Boję się o nią, bo Kuba po drodze zadzwonił właśnie do tego Rafała i powiedział, że operują ją. Brat Wiktorii zadzwonił jeszcze do rodziców, którzy o dziwo mają zjawić się od razu. Bałem się, bałem się o dziewczynę, którą kocham najbardziej na świecie, a teraz kiedy jej życiu zagraża niebezpieczeństwo nic nie mogę zrobić. Kiedy Mario zaparkował samochód na parkingu obok szpitala szybko pognaliśmy do środka budynku.
-Gdzie jest Wiktoria Müller i co z nią?!-zapytałem kiedy wepchałem się bez kolejki do recepcji.
-Proszę Pana tu obowiązuje kolejka.-zaczęła mnie pouczać stara recepcjonistka.
-Mam to gdzieś?!-krzyknąłem zdenerwowany.-Gdzie ona jest!!!-poczułem jak każdy wzrok w tym pomieszczeniu jest zwrócony na mnie. W końcu nie codziennie widzi się zdenerwowanego piłkarza w szpitalu.
-Powie nam Pani?-dołączył się Mario, ale był zdecydowanie bardziej opanowany. Jednak było widać po nim, że przeżywa to wszystko. W końcu Wiktoria jest jego przyjaciółką. Oboje zżyli się ze sobą.
-Proszę poczekać.-zerknęła na ekran komputera.-Dziewczyna jest teraz operowana. Sala 124.-odparła, a cała nasza czwórka popędziła do tej właśnie sali. Kiedy już tam byliśmy zauważyłem zdenerwowanego chłopaka i jakąś blondynkę, kiedy nas zauważyli szybko do nas podeszli.
-Rafał co z nią?-zapytał brat Wiki.
-Jest operowana. Pytałem jednego lekarza i mówił, że robią co w ich mocy.-odparł.
-Ale jak to się stało?-zapytał Mario.-Gdzie ją potrącił.
-Była u nas w hotelu. Zaczęliśmy się kłócić, a potem ona wybiegła... Wybiegła prosto na ulicę, a ja i Nina nie mogliśmy nic zrobić.-schował twarz w dłonie. Nie ukrywam jestem na niego wściekły. To jest też poniekąd jego wina, ale jeżeli będziemy się nawzajem obwiniać to to nic nie pomoże. Wszyscy usiedliśmy na krzesłach obok sali operacyjnej. Jednak ja długo nie wytrzymałem i zacząłem chodzić w kółko. Nagle zauważyłem biegnących sąsiadów, a rodziców Wiki i Kuby.
-Co z nią?!-zapytała zapłakana matka Wiktorii. Chyba rzeczywiście się tym przejęli. Jej ojciec też miał taki ból w oczach. Cierpiał, ale każdy w tym miejscu cierpi i boi się o Wiktorię. Po kilku minutach pojawili się Lewandowscy. Ania była strasznie przejęta. Prawie płakała. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Zawsze uśmiechnięta i wesoła dziewczyna. Teraz zupełnie jej nie przypomina. Po niecałej godzinie cały korytarz był przepełniony drużyną BVB i ich partnerkami.

Mija już druga godzina, a oni ciągle tam siedzą i operują. Żaden lekarz nawet nie pofatygował się przekazać jakieś informację. W korytarzu zaczęło robić się trochę duszno, wiec postanowiłem się iść przewietrzyć, ale sam.
-Gdzie idziesz?-zapytał mnie Mario. Po chwili każdy patrzał właśnie na mnie.
-Nie wiem...-odparłem i poszedłem przed siebie. Znalazłem się przed budynkiem placówki. Oparłem się o barierkę i zacząłem myśleć. Co będzie jeśli ona się umrze? Nie, ona nie może umrzeć... Nie zdążyłem powiedzieć jej tych dwóch wspaniałych słów. Tak bardzo chciałbym zrobić to teraz...Chciałbym ją  przytulić, pocałować, złapać za rękę... Obiecuję, że jeżeli się wybudzi to ja się zmienię. Zmienię się na lepszego człowieka. Już nigdy nie będę traktował kobiet przedmiotowo. Będę miał jedną kobietę, którą będę kochał nad życie. Poślubię ją, będę miał z nią dzieci, które potem będziemy razem wychowywać, patrzeć jak rosną i jak spełniają swoje marzenia, zestarzejemy się, i razem umrzemy trzymając za ręce.
-Wiki...proszę nie umieraj...-powiedziałem sam do siebie i poczułem jak z moich oczu lecą samotne łzy. Nie może mi tego zrobić. Nie może umrzeć. Nie w tej chwili!
-Pan Marco Reus?-usłyszałem ciche wołanie mojego imienia. Szybko wytarłem łzy i zobaczyłem małego chłopczyka. Na oko miał może z 6 lat. Patrzał się na mnie tak niewinnie i uroczo.
-Tak? W czym mogę pomóc?-wymusiłem uśmiech i przykucnąłem do niego.
-Pan płacze?-zapytał niepewnie.
-Nie, jasne, że nie...-starałem się wyjść jak najbardziej pewnie, ale maluch chyba to wyczuł.
-Nie musi się Pan bać. Nikomu nie powiem.-postanowił przysięgnąć.
-Może...może trochę...-odparłem.
-A dlaczego? Stało się coś?-dopytywał .
-Wiesz, bo ktoś kogo kocham jest chory i boję się o niego.-odpowiedziałem.
-Boi się Pan, że ten ktoś umrze?-ponownie zapytał, a ja zrozumiałem, że małe dziecko lepiej radzi sobie z rozmową o śmierci niż ja.
-Taa..Tak. Boję się bardzo.-spuściłem głowę. Na co mały podszedł do mnie bliżej i mnie po prostu przytulił. Ja oczywiście odwzajemniłem gest. Od razu zrobiło mi się lżej na sercu. To jest niesamowite, że taki zwykły gest może pomóc. To niby nic takiego, ale mi pomogło. Poczułem się lepiej. Dopiero teraz zauważyłem, że malec ma na sobie koszulkę Borussii z moim nazwiskiem.
-Wie Pan co...-zaczął i oderwał się ode mnie.-Mój tata też kiedyś płakał w szpitalu, bo moja mamusia była bardzo chora. Bał się nią bardzo jak Pan teraz, ale lekarz ją naprawił i jest wszystko dobrze. Ja uważam, że lekarze również naprawią ...eee jak nazywa się ta chora osoba?-zapytał.
-Wiktoria.-odparłem.
-Moja mamusia ma tak samo na imię!-krzyknął uradowany.-Więc to już na pewno ją uratują!-dodał, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech i radość w oczach. Ten mały bardzo mi pomógł. Podniósł na duchu.
-Dziękuję. Nawet nie wiesz jak mi bardzo pomogłeś.-uśmiechnąłem się do malca.
-Bo ja lubię pomagać.-powiedział dumny.
-Tak widzę, że masz na sobie moją koszulkę...Ktoś tu chyba lubi Borussie?-postanowiłem odwdzięczyć się jakoś małemu.
-Kocham!!!-krzyknął i skoczył wysoko.-A najbardziej lubię Pana.-dodał wesoło.
-A chciałbyś może pójść na mecz?-zapytałem na co mały głośno zapiszczał.-Gdzie są Twoi rodzice?-zadałem chłopcu pytanie, na co on pociągnął mnie w stronę dwojga młodych ludzi. Jak mnie zobaczyli byli w niemałym szoku.
-Max! Dlaczego nam uciekasz?-zwróciła się w stronę chłopca prawdopodobnie jego matka.-Nie ładnie tak przeszkadzać innym.-zaczęła go pouczać.
-Nic się nie stało.-broniłem chłopaka.-Muszę pochwalić syna, bo...bardzo mi pomógł, a w nagrodę chciałbym dać bilety na najbliższy mecz BVB.-odpowiedziałem na co rodzice Maxa popatrzeli po sobie. Byli chyba w lekkim szoku.
-Ale...ale...-zaczął ojciec.-Co on takiego zrobił?
-Nie mogę powiedzieć.-odparł Max.-To nasza tajemnica.-mrugnął do mnie.
-Tu macie Państwo numer do mojego menadżera. Proszę śmiało do niego zadzwonić, ale jutro. Ja dzisiaj go uprzedzę, że ktoś zadzwoni w sprawie biletów. -odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do nich.
-Dzię..Dziękujemy.-odpowiedzieli.
-To ja dziękuję. Przepraszam, ale muszę już lecieć. Do zobaczenia na meczu!-pożegnałem się z rodzinką i poszedłem w kierunki sali, gdzie operują Müller.
Szedłem powolnym krokiem nie patrząc na nic. Myślałem to o czym mówił ten mały. "Że lekarz ją naprawi". Mam szczera nadzieję, że tak właśnie będzie. Nagle poczułem, że na kogoś wpadam. Był to były chłopak Wiktorii.
-O Marco.-powiedział zdziwiony.-Właśnie Cię szukałem.
-Coś z Wiktorią?-zapytałem z nadzieją, ale i też przerażeniem, że coś mogło się stać.
-Bez zmian.-odparł.-Muszę z Tobą porozmawiać.-dodał.
-Ze mną?-również się zdziwiłem. O czym on niby chce rozmawiać. Może chce mi uświadomić, że Wiktoria jest jego i będzie o nią walczył?
-Tak. Jest coś co muszę Ci powiedzieć.
-No okej. Chodźmy może na zewnątrz.-tak też zrobiliśmy, wyszliśmy na zewnątrz, a po drodze spotkałem jeszcze rodzinkę Maxa. Jak mnie zobaczyli od razu się do mnie uśmiechnęli, a ja odwzajemniłem gest.
-To o czym chcesz mi powiedzieć?-zapytałem, kiedy byliśmy już na zewnątrz. Dodatkowo w tym samym miejscu, gdzie do niedawna byłem z Maxem.
-Ja...chcę Cię przeprosić.-zaczął.-To moja wina, że Wiktoria teraz jest operowana i walczy o życie. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem. Dlaczego powiedziałem o Was rodzicom. Chciałem sie po prostu zemścić, ale ja...nie kłamałem...Ja na prawdę kocham Wiktorię. Z Niną byłem tylko dlatego, bo pewnego razu na imprezie przespałem się z nią. Potem ona sobie zaczęła nie wiadomo co wyobrażać i tak jakąś wyszło, że zostaliśmy parą. Nie chciałem tego, bo kochałem Wiktorię, ale wyszło jak wyszło. Znam dość dobrze jej rodziców i wiedziałem, że zareagują gwałtownie na to, że widziałem Was razem. Chciałem by cierpiała tak jak ja, ale nie chodziło mi o to...
-Po pierwsze powinieneś przeprosić Wiktorię, ale zrób to kiedy się poczuje lepiej...Ja...nie mam Ci  nic już za złe. Teraz ważne jst to, by Wiki wyszła z tego cało.
-Marco...ja sobie nie wybaczę jeżeli ona umrze...
-Nie mów tak!-powiedziałem do niego.-Wiktoria będzie żyła, będziemy się jeszcze śmiali z Tego później. Zobaczysz.-próbowałem załagodzić sytuacje i dodać mu trochę otuchy, a dodatkowo jeszcze sobie. Potem staliśmy tak nic nie mówiąc. Patrzeliśmy przed siebie. Oboje się nie znamy, jesteśmy pewnie zupełnie różni, ale na 100% każdy z nas myślał o tym samym. O Wiktorii.
-Marco?-zawołał mnie nagle Rafał, a ja popatrzałem na niego pytająco.-Ona Cię kocha.-odparł nie patrząc na mnie, tylko dalej przed siebie, a ja nie wiedziałem za bardzo o co mu chodzi, ale po chwili połączyłem wątki.
-Wiki? Skąd...?
-Wtedy w hotelu powiedziała mi to. Mówiła, że kocha Ciebie, a nie mnie. Walcz o nią Marco. Musisz. Ja się odsunę obiecuję.-powiedział i poklepał mnie po ramieniu. Jeżeli to co mówi Rafał to prawda to Wiktoria musi przeżyć. Muszę jej powiedzieć, że też ją kocham. Po kilku minutach stania postanowiliśmy w końcu udać się do środka. Kiedy wracaliśmy spotkaliśmy prawie całą Borussię. Powiedzieli, że wracają już, ale jeżeli coś będzie wiadome mamy dzwonić.

Na korytarzu zostali już tylko ja, Rafał, Nina, rodzice i brat Wiki, Mario z Felixem oraz Lewandowscy, Piszczkowie i Błaszczykowscy. Było już po 20, więc po chwili Agata z Ewą również postanowiły wrócić do domu, bo w końcu maja małe dzieci. Przez ten czas zajęła się nimi wspólna opiekunka. Po kolejnej godzinie czekania z sali w końcu wyszła pielęgniarka. Wszyscy nagle gwałtownie wstali i patrzeli na nią pytając.
-Operacja się udała. Nie ukrywam było ciężko, ale teraz sytuacja jest opanowana. Jednak dziewczyna jest w śpiączce i będziemy wybudzać ją dopiero za kilka dni.-odparła, a wszyscy odetchnęli z ulgą. Ania zaczęła ściskać swojego męża, Kuba Łukasza, Rodzice siebie nawzajem, Rafał Ninę, brat Wiki Felixa, a Mario mnie. Jednak nagle lekarka postanowiła przerwać nam szczęśliwe chwile.
-Ale niestety jest też zła wiadomość.-powiedziała, a wszyscy popatrzeli na nią jak na ducha, O co może jej chodzić? Co może być Wiki? Nie będzie już chodziła, będzie kaleką? Tysiące myśli przechodziły mi przez głowę.
-No niech Pani mówi szybko!-poganiała ją Ania.
-Czy jest tutaj partner pacjentki?-zapytała, a nagle wszyscy popatrzeli się na mnie. Nawet rodzice Wiki.
-Tak, on!-wskazał na mnie Mario. Z jednej strony to my nie byliśmy "jeszcze" razem, ale już nie bardzo mogłem wybrnąć z tej sytuacji, bo kiedy chciałem coś powiedzieć pielęgniarka mi przerwała.
-Mogę rozmawiać przy nich czy chce Pan na osobności?-zapytała, a ja nie miałem pojęcia o co może jej chodzić. Postanowiłem się zgodzić.
-Tttak.-odpowiedziałem kompletnie ciekawy co ona chce mi powiedzieć i dlaczego właśnie chce rozmawiać o tym ze mną, a nie z rodzicami Wiktorii.
-Jak Pan wie stan pacjentki był bardzo poważny. Było wiele urazów wewnętrznych oraz...
-Może Pani mówić bez większych wstępów?-poganiałem ją na co ona ciężko westchnęła. Tak jakby trudno było jej to mówić.
-Bardzo nam przykro, ale dziecka nie udało się uratować...
________________________________________________________________
TA DAM!!! ZAPRASZAM NA ROZDZIAŁ 13 :) PECHOWY? CHYBA BARDZO :(

Ten rozdział mimo, że jest krótki zajął mi jakiś czas.
Co sądzicie?

Naszej Borussii ostatnio coś słabo idzie w lidze :/
Może i nie jest to za korzystna sytuacja, ale wierzę, że będzie dobrze i damy popalić Bayernowi w sobotę :*



JESTEŚMY Z WAMI CHŁOPAKI <3



Po prostu uwielbiam kończyć w takim momencie <3
Spodziewaliście się takiego zakończenia?
Spokojnie w następnym rozdziale się wszystko wyjaśni, więc cierpliwości :*
Do następnego <3



Zapraszam do komentowania ♥


ENJOY! 

piątek, 24 października 2014

Rozdział 12

"NIKT NIE MOŻE MI POMÓC!" 


 Zrezygnowana poszłam wolniejszym krokiem do swojego domu. Kiedy otworzyłam drzwi od razu w oczy rzuciło mi się, że rodzice siedzą w salonie. Postanowiłam wejść głębiej, ale kiedy zobaczyłam z kim rodzice siedzą odebrało mi mowę i zapał na resztę dnia...
-Co ty tutaj robisz?!-krzyknęłam w stronę Rafała, który jakby nigdy nic, siedzi sobie z moją mamą i tatą oraz pije herbatkę. Ten zaśmiał się tylko i wstał.
-Dziękuję, że Państwo mnie wysłuchali. Teraz pozostaje rozmowa z Naszą Wiki. Do widzenia!-odparł oraz minął mnie w progu mówiąc jeszcze cicho do mojego ucha.-Mówiłem, że się zemszczę.-i wyszedł. Ja natomiast stałam jak głupia i nie wiedziałam kompletnie o co mu chodzi? Jak on niby się zemścił.
-Możecie mi wyjaśnić co się dzieje?-zwróciłam się do rodziców, ale żadne mi nie odpowiedziało tylko gwałtownie i nerwowo zaczęli chodzić w kółko po salonie. Wtedy to już się naprawdę przestraszyłam.-Słyszycie mnie?!
-Jak ty się dziewczyno zachowujesz!-odezwała się pierwsza mama.
-Co? Możesz jaśniej?-kompletnie nie rozumiałam o co chodzi.
-Jak możesz sypiać z przypadkową osobą w łóżku!!!-mój tata wybuchł. Więc chodzi o to? Chodzi o to, że Rafał przyłapał mnie z Marco. Jak on mógł?! Przecież to jest tak dziecinne zachowanie, że to aż śmieszne.
-Wy nic nie rozumiecie!-stać było mnie tylko na tyle, albo jak kto woli na aż tyle.
-Czyli to jednak prawda?!-krzyknęła moja matka. Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie było mi to dane, bo przerwano mi.
-Masz 18 lat! W głowie powinnaś mieć naukę i szkołę, a nie za chłopakami się uganiasz i dupy im dajesz!!! Ja nie mam już córki.-krzyknęła moja mama, a te słowa mnie cholernie zabolały. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Żyję na tym świecie 18 i ludzie mówili mi wiele przykrych rzeczy, ale nigdy czegoś takiego. Dobrowolnie opadłam na kanapę i siedziałam tak bez wyrazu twarzy. Nagle usłyszałam głos mojego brata. Zauważyłam go kłócącego się z mamą i tatą.
-...to Twoja córka, a ty się jej wypierasz? Powinnaś się wstydzić!-krzyczał, a po chwili podszedł do mnie i mnie przytulił. Mój tata złapał się za głowę i powiedział.
-Co się z nimi dzieję? Nie tak ich wychowaliśmy.-powiedział, a mi puściły emocję i wybuchłam.
-Wychowaliście?! Ciekawe kiedy?! Jak możecie mówić, że nas wychowaliście jak dobrze wiecie, że to nie prawda! Was interesuje tylko praca i kariera! Nas macie gdzieś! Jesteśmy tylko przeszkodą dla Was! To my sami musieliśmy się sobą zająć. Gdzie byliście kiedy przeżywaliśmy ważne chwile w naszym życiu? No gdzie? W pracy! Tylko to was interesuje! Teraz tak nagle udajecie takich kochanych rodziców. Myślicie, że jak dacie mi teraz jakąś karę to zostaniecie mamą i tatą roku? Śmieszni jesteście...-mówiłam z zażenowaniem.-Nie znacie ani mnie ani Kuby. Wydaje Wam się, że ja taka jestem? Że pierwszemu lepszemu wskakuję do łóżka? Gówno prawda! Nie wiecie jakie mam teraz problemy. Nic nie wiecie! Mój nauczyciel wie więcej od was! To jemu wolę się wyżalić niż Wam! To my powinniśmy powiedzieć, że nie mamy rodziców!-skończyłam i oboje z bratem udaliśmy się na górę do mojego pokoju. Ja położyłam się na łóżku, a brat usiadł obok mnie. Oczywiście z bezsilności zaczęłam płakać - ostatnio to moje ulubione zajęcie. Chwilę tak nic nie mówiliśmy, lecz kiedy się już trochę uspokoiłam Kuba mnie zapytał:
-Wiki...czy ty i Marco...-pytał delikatnie patrząc w podłogę.
-Kocham go. Rozumiesz kocham.-powiedziałam pewnie, bo po rozmowie z Panem Lukasem nie boję się tego mówić.-To nie jest tak jak mówią rodzice...
-Co... co teraz będzie?-zapytał cicho.
-Nie wiem Kuba...-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.-Nie mam pojęcia...
-Myślisz, że oni się zmienią?
-Wątpię.-syknęłam pod nosem. Na ten moment rodzice stali się moimi wrogami. Za to co powiedzieli dzisiaj i za te wszystkie poprzednie lata. Nie mogę zostać tutaj, a przynajmniej teraz.-Kuba...ja nie mogę tu na razie mieszkać.-powiedziałam.
-Co?-zdziwił się.
-Nie mogę mieszkać z nimi pod jednym dachem.
-Idę z Tobą.-powiedział pewnie,
-Nie Kuba, nie możesz. Masz 14 lat, a ja 18. Moja wyprowadzka jest zgodna z prawem, Twoja już nie. Obiecuję, że zabiorę Cię stąd kiedyś. Obiecuję, ale nie teraz.
-Dokąd pójdziesz?-zadawał ciągłe pytania.
-Teraz pójdę do Mario. Może mnie przyjmie. Potem postaram znaleźć coś dla siebie.-odparłam, a Kuba się do mnie mocno przytulił oraz zaczął płakać.
-Kocham Cię.-powiedział. Sama się wzruszyłam i moje oczy zaszkliły się, a po chwili było mnóstwo łez.
-Też Cię kocham braciszku.-dodałam, a po chwili czułości złapałam jakąś małą torbę i schowałam tam najpotrzebniejsze rzeczy oraz kilka ubrań. Powoli zeszłam na dół z moim bratem oraz zobaczyliśmy rodziców w kuchni z papierosami. Generalnie to nie palą, ale musieli się poważnie zdenerwować.
-A ty dokąd?-zapytał ojciec.
-Jak najdalej od Was.-odparłam i zaczęłam ubierać buty.
-Wyprowadzasz się?!-krzyknęła moja rodzicielka.
-Nie interesujcie się.-odpowiedziałam i żałowałam, bo poczułam silny ból na moim prawym policzku. Otóż mój własny ojciec mnie uderzył. Pierwszy raz. Nigdy to mu się wcześniej nie zdarzyło. Złapałam się szybko za miejsce uderzenia.
-Nienawidzę Was. Obiecuję, że za jakiś czas zabiorę Kubę z tego piekła.-krzyknęłam jeszcze i szybko wybiegłam z domu. Szkoda mi było zostawać brata wtedy, ale zdążyłam mu wcześniej powiedzieć, że jak coś będzie się działo ma iść do Felixa, albo nawet do Mario, gdzie możliwe, ze będę. W sumie sama nie wiem dlaczego wybrałam właśnie piłkarza, a nie Anie. U Mario jest Ann, a wiadomo jak ją lubię. Jednak czuję, że lepiej będzie jak właśnie do niego tam pójdę. Nogi same mnie tam kierowały. Przez całą drogę do domu Götze płakałam. Ludzie patrzeli się na mnie jak na wariatkę. Jednak nie mogłam się opanować. W ciągu kilku godzin moje całe życie się rozwaliło. Marco, rodzice, Rafał....Nie mam już siły na to wszystko. Teraz tak myślę, że miałam rację na początku. Zostanie w Gdańsku byłoby prostsze. Może i żyłabym w kłamstwie i nie spotkałabym tych wszystkich wspaniałych ludzi, ale byłoby spokojniej. Teraz wszystko się wali...

Po jakimś czasie znalazłam się pod rezydencją Mario i Ann. Widziałam jak pali się światło, więc ktoś jest na pewno. Wahałam się czy pójść tam. Bałam się, chociaż nie bardzo wiem czego. Mario jest moim przyjacielem, więc na pewno by mi pomógł. Postanowiłam, że jednak spróbuję. Nie pewnie zapukałam do drzwi. Czekałam moment, aż nagle drzwi się otworzyły, a konkretnie otworzyła mi Ann. Była bardzo zdziwiona, ale też i zmartwiona.
-Boże Wiktoria! Co się stało?!-krzyknęła jak zobaczyła w jakim jestem stanie.-Szybko wejdź do środka, bo jest zimno.-powiedziała szybko i przepuściła mnie w drzwiach. ja natomiast bez słowa weszłam głębiej do domu. Nie odzywałam się za bardzo, bo w sumie co miałam powiedzieć, a szczególnie Ann?-Chodź do salonu. Poczekaj tam na mnie. Zrobię herbatę i rozgrzejesz się trochę.-powiedziała, a ja poczłapałam się do pokoju dziennego i usiadłam oraz czekałam. Nie należę do cierpliwych osób i zwykłe 5 minut czekania na kogoś mnie denerwuję, ale wtedy to było dla mnie bez znaczenia. Siedziałam z nogami skulonymi pod brodą. Nie płakałam. Starałam się przy modelce pokazać, że jestem silna. Nie za bardzo wiem dlaczego. Po kilku minutach Ann przyszła z gorącym kubkiem herbaty. Podała mi go i usiadła obok mnie.
-Opowiesz mi co się stało?-zapytała, a ja nie odpowiedziałam nic tylko dalej tępo patrzałam w jeden punkt.-Mogę Ci pomóc.-dodała.
-Nikt nie może mi pomóc!-podniosłam głos.-A szczególnie ty!-wskazałam na Niemkę.-Myślisz, ze pozjadałaś wszystkie rozumy? Co możesz wiedzieć życiu księżniczko!?
-Dlaczego sądzisz, że moje życie jest idealne.-mówiła spokojnie.-Pamiętasz jak wtedy w pizzerii nakrzyczałam na Mario, bo pobrudził mi moją chustkę?-kiwnęłam twierdząco głową.-Należała do mojej ukochanej babci. Babci, z którą miałam świetny kontakt. Nawet lepszy niż z rodzicami. W sumie to ja nie traktowałam ich jak rodziców, bo ciągle pracowali. Rzadko bywali w domu. To babcia była dla mnie jak matka. Doradzała, pomagała, uczyła...Kochałam ją najbardziej na świecie.-kiedy tak wspominałam zobaczyłam, że jej oczy się lekko zaszkliły.-To ona wspierała mnie w modelingu, Namawiała mnie bym robiła to co kocham. Nie tak jak rodzice, którzy chcieli bym została prawniczką jak oni. To dzięki niej znalazłam się w kolejnej edycji top model i odniosłam sukces. To właśnie jej zawdzięczam wszystko. Nie mamie, czy tacie, tylko właśnie jej. Jednak kilka lat temu, kiedy byłam w Paryżu na sesji zdjęciowej zadzwonił do mnie lekarz i powiedział, że babcia jest w szpitalu. Nic więcej od niego nie wyciągnęłam, bo powiedział, że to nie rozmowa na telefon oraz powinnam jak najszybciej zjawić się w Niemczech. Nie myśląc długo rzuciłam wszystko i wsiadłam do najbliższego samolotu, który leciał do kraju. W szpitalu powiedzieli mi, że babcia ma raka i może nie przeżyć tej nocy.-nagle na jej twarzy dostrzegłam pojedyncze łzy. Zrobiło mi się jej strasznie szkoda i złapałam ją za rękę by poczuła się pewniej. Ona natomiast ścisnęła ją mocniej.-Poczułam się strasznie z myślą, że już nigdy więcej jej nie zobaczę, nie usłyszę, nie poczuję. Najgorsze było to, że mi nie powiedziała kompletnie nic. Była na tyle dobra, że nie chciała mnie martwić. Wszystko musiała ukrywać już jakiś czas, bo przecież raka nie dostaje się od tak z dnia na dzień. Pomyślałam wtedy, że nie dam jej umrzeć, że będę walczyć razem z nią. Niestety, ale cały ten czas była nieprzytomna. Całą noc spędziłam z nieprzytomną babcią, aż nad ranem, kiedy przysypiałam, chciałam wypić kawę, by nie zasnąć wyszłam. Wyszłam tylko na 5 minut do automatu po kawę. Po głupią kawę-Ann płakała coraz bardziej.- a kiedy wróciłam, to już nie żyła. Zostawiła mnie. Samą. Byłam wściekła za to na nią. Płakałam, krzyczałam...lekarze nie mogli mnie uspokoić. Nagle jedna z pielęgniarek dała mi list właśnie od babci. Napisała w nim, że o raku wie już od 2 lat. Starała się to przede mną ukryć, bo nie chciała mnie martwić, kiedy to spełniałam swoje marzenia. Nie chciała też bym ją wspominała i kiedy już czuła się coraz gorzej spaliła wszystkie zdjęcia, ubrania... Wszystko co mogło kojarzyć mi się z nią. Chciała, żebym o niej zapomniała, bo nie chciała, żebym pogłębiała się w rozpaczy. Jednak zapomniała o jednej rzeczy. Właśnie o tej różowej chustce. Jest dla mnie ważna, bo kiedy ją mam czuję babcię przy sobie. Nigdy o niej nie zapomnę. Mimo wszystko. Wiki... Ja wiem, że może wydaję Ci się zwykłą, głupią, pustą, zapatrzoną w siebie modelką bez problemów, ale każdy je ma. Musimy tylko się z nimi stawić. Stawić czoła problemom. Ja na początku byłam kompletnie załamana, ale po kilku miesiącach od śmierci babci poznałam Mario i to on pomógł mi się podnieść. Kocham go. Wiem, że jesteś jego przyjaciółką i masz prawo się o niego martwić, ale pamiętaj, że nie skrzywdzę go. Kocham go i jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie.-skończyła swoją opowieść, a ja właśnie wtedy zrozumiałam, że Ann nie jest wcale złą osobą. Miała podobne problemy do moich teraz. Też rodzice nie interesowali się nią. Ma też rację. Martwię się o Mario. Nie kocham go tak jak Marco, ale też jest dla mnie ważny. Może i rzeczywiście jakaś tam część mnie coś do niego czuję, ale może to tylko cząstka tego pierwszego zauroczenia? Wracając do Ann to myślę, że postaram sie zmienić do niej nastawienie, a w szczególności po tym co mi opowiedziała, bo z tego wynika, że dużo nas łączy.
-Nie martw się Wiki. Nie jesteś sama. Ja z Mario ci na pewno pomożemy. Ania i wszyscy inni również Ci pomogą.-odpowiedziała modelka, kiedy to ja skończyłam opowiadać wszystko po kolei. Zaczynając od feralnego końca imprezy u Lewego, kończąc na tym jak wyszłam z domu.-Możesz tu zostać ile chcesz.-przytuliła mnie na koniec.
-Dziękuję.-powiedziałam przez łzy, które podczas opowiadania tej historii ponownie naleciały mi do oczu.-Tak w ogóle, to gdzie jest Mario?-zapytałam po krótkiej chwili, bo zauważyłam, ze Götze chyba jest po za domem.
-Jest...-zaczęła, ale przerwała, kiedy to usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i wesołe gwizdanie piłkarza wchodzącego do pomieszczenia.-...w domu.-dodała, a po chwili.
-Hej kochanie!-krzyknął.-Jestem strasznie głodny. Może zamówi...-przerwał kiedy to zobaczył mnie oraz mój i Ann stan.-...my coś...Boże co się stało?!-podszedł do nas.
-To ja zostawię Was samych i pójdę coś zamówić.-powiedziała modelka.-Mario Wiki zostanie u nas na parę dni, dobrze?-zapytała, a ten kiwnął głową ze zdumieniem. Przytuliłam się do niego i zaczęłam opowiadać to samo co Ann.


*******
Nie miałem pojęcia co Wiki musiała przejść. Jak jej własny ojciec mógł ją uderzyć? Nie mogę sobie teraz tego nawet wyobrazić. Dobrze, że przyszła do mnie i Ann. Dobrze, że właśnie Kathrin nie chciała iść ze mną do Jürgena, na tą pogadankę o nadchodzących meczach. Tylko nie wiemy co jeszcze z jej bratem. Nie wiem czy to, że został tam z nimi to jest dobry pomysł. Kurczę, może powinienem Reusowi powiedzieć, żeby zajrzał do niego, ale chyba lepiej nie, bo jej ojciec jeszcze mu coś zrobi. Może wyślę Felixa. Tak, to dobry pomysł. Jest 19, ale sądzę, że Felix poświęci się. Złapałem szybko telefon i zadzwoniłem do młodszego brata.
-Halo?
-Felix jest sprawa.-powiedziałem.
-Co jest? Dlaczego masz taki głos?-zmartwił się.
-Jak byś mógł idź do Kuby i siedź tam jak najdłużej byś mógł. Okej? 
-Ale coś się stało?
-Po prostu idź... On zapewne Ci wszystko wyjaśni. Dobrze?-zapytałem.
-Jasne, już tam lecę!-krzyknął i się rozłączył.
Zajrzałem jeszcze do pokoju, w którym leży Wiktoria. Spała. Jest pewnie bardzo zmęczona, więc to nawet lepiej. Jeśli mam być szczery to w tej historii jest też coś pozytywnego, bo Wiktoria i Ann pogodziły się. Cieszę się, że tak to wszystko się skończyło, a nie jak w historii z Caro...
Kocham Ann i jestem szczęśliwy, że Polka w końcu to zrozumiała. Tylko dlaczego nie lubiła jej już na początku? Czyżby była zazdrosna? Nie, przecież ona kocha Marco, a Marco kocha ją. A ja? Ja muszę się odsunąć od tego, bo nie chce skrzywdzić Ann. Dlaczego? Bo czasami mam ochotę pocałować Wiki tak jak wtedy. Jak przed imprezą u Roberta. Jednak wiem, że Müller nic nie czuję do mnie. Może się wydawać, ze jestem niepewny w uczuciach, ale tak nie jest. Na 100% kocham Ann, ale moje serce należy też do Wiki. Dlaczego? Bo jest ważna dla mnie. Jest moja przyjaciółką, najlepszą, ale to wszystko nie może zajść za daleko, bo skrzywdził bym kilka osób na raz. Ann. Wiki i Marco, który jest w niej szalenie zakochany. Mam nadzieję, że kiedy oboje wyznają sobie miłość to wszyscy będziemy szczęśliwi. Przynajmniej mam nadzieję...


*******
Obudziłam się około 8 rano. Nie idę dzisiaj do szkoły, bo nie jestem w stanie. Muszę odpocząć dzisiaj i pomyśleć co dalej. Poszłam do łazienki i po chwili wychodziłam z niej już ubrana. Nie planowałam dzisiaj nigdzie wychodzić, a przynajmniej na razie, więc ubrałam się na luźno. Zeszłam na śniadanie, gdzie siedzieli już tam Mario z Ann.
-Hej.-przywitałam się cicho i usiadłam obok modelki.
-Hej.-odpowiedzieli równo.
-Częstuj się.-powiedział Mario oraz dodał.-Czuj się jak u siebie.
-Spróbuję.-odparłam. Śniadanie minęło nam nawet miło. Oboje starali się mnie pocieszyć, ale jakąś nie mogłam. Dzisiejszy dzień dodatkowo spędzę sama, bo Mario ma zaraz trening, Ann ma jakąś sesję i musi wyjechać do Stuttgartu. Brömmel właśnie już wyszła i zostałam sama z Götze. Razem sprzątaliśmy po śniadaniu.
-Jakie masz na dzisiaj plany?-zapytał.
-Nic w sumie.-odpowiedziałam bez wyrazu twarzy.
-Trening kończymy o 14. Powiem Marco by pojechał od razu do domu. Pojedź dzisiaj do niego i pogadaj. Obiecałaś mi coś wczoraj.-przypomniał mi wczorajszą rozmowę.
-Jeszcze mnie rodzice zobaczą.-odparłam.
-Przejmujesz się nimi?
-Zastanowię się dobrze?-odpowiedziałam i popatrzałam w stronę piłkarza. 
-Dobrze.-powiedział i pocałował mnie w policzek.-Ja już wychodzę. Pamiętaj mój dom teraz też należy do Ciebie. Pa!-dodał i wyszedł. Zostałam sama. Usiadłam w salonie na kanapie i myślałam. Nad wszystkim. Mario ma rację. Powinnam porozmawiać w końcu z Marco. Tak też zrobię i to teraz. Idę do niego na trening. Szybko pognałam do mojego tymczasowego pokoju i przebrałam się (buty).  Szybko wybiegłam z domu, ale oczywiście zamknęłam drzwi na klucz. Nie znałam dokładnej drogi na stadion i to był właśnie problem. Po jakimś czasie znalazłam się w centrum miasta. Przechodziłam właśnie koło hotelu, kiedy zauważyłam znajomą twarz. Ona również mnie poznała.
-Wiki?-zapytała, bo chyba nie była pewna.
-Yyy...tak. Ty też na zawodach?-zapytałam moją znajoma z Polski, z którą chodziłam na karate. 
-Tak ostatni dzień jesteśmy tutaj.-powiedziała, a ja postanowiłam się jej coś zapytać.
-Kasiu...wiesz może gdzie jest Rafał?
-Noo...-zdziwiła się.-W środku. Ostatnio widziałam go w głównym holu.-powiedziała, a ja ruszyłam szybko do środka. Wiem, że powinnam kierować się gdzie indziej, ale czuję, że muszę porozmawiać z nim, ale są też ostatni dzień, więc więcej nie może być okazji do spotkania. Kiedy weszłam do środka wzrokiem szukałam Rafała i znalazłam go. Przytulał się z Niną. Ja nie wytrzymałam. Podbiegłam do nich i mocno uderzyłam Rafała. 
-Wiktoria! Przestań! Co ty robisz?-przeraziła się Nina, ale ja ją zignorowałam.
-Jesteś pieprzonym tchórzem. Jak mogłeś iść z tym do moich rodziców? Zachowałeś się jak dziecko, a to tylko dlatego, bo Cię spławiłam?
-Rafał? O czym ona mówi?-zapytała Nina.
-Tak Nina. Rafał wczoraj przyszedł do mnie i wyznał miłość. Mówił, ze nic dla niego nie znaczysz.-powiedziałam.
-Zamknij się!-Rafał mi pogroził.-Przestań niszczyć mi życie!
-A ty możesz mi je niszczyć? Nie masz pojęcia przez co ja teraz przechodzę! Nie masz pojęcia, że ja GO kocham, a ty wszystko zepsułeś!-krzyknęłam i wybiegłam z hotelu. Rafał z Niną zaczęli mnie gonić. Szybko znalazłam się już przed budynkiem i nie patrząc na nic biegłam przed siebie. Nagle usłyszałam krzyk Niny i Rafała, a po chwili ogromny ból. Potem była już tylko ciemność...
________________________________________________________________
ZAPRASZAM KOCHANI NA ROZDZIAŁ 12 Z DEDYKACJĄ DLA KARU, KTÓRA ZGADŁA KTO SIEDZI Z RODZICAMI WIKI :* SERDECZNIE CIĘ POZDRAWIAM <3

Szczerze? Podoba mi się ten rozdział i jestem z niego jak najbardziej zadowolona :)
Nagły zwrot akcji...Mówiłam, że wydarzy się coś ;)

Tak jeszcze jak mam okazję to chciałabym Wam po raz kolejny serdecznie podziękować!
Komentarzy, wyświetleń i obserwatorów z każdą chwilą rośnie! Bardzo Wam za to dziękuję!
W szczególności dziękuję za te motywujące komentarze, które dają mi mocnego kopa na pisanie. Dzięki Wam chce mi pisać kolejne rozdziały <3

JESTEŚCIE WSPANIAŁE ♥

Dzisiaj swoje urodzinki obchodzi Ilkay!!!


Alles Gute!

Gratulację również dla chłopaków za wygrany mecz w LM <3
Teraz to za ligę się brać! Wierzymy w Was! Prawda? :)


Ostatnio zrobiliśmy coś takigo 7 komentarzy = kolejny rozdział :)
Udało Wam się bardzo szybko :* 
Co wy na to aby tym razem zrobić podobnie?
8 komentarzy = 13 rozdział?
Dacie radę?  ♥

ENJOY ♥

sobota, 18 października 2014

Rozdział 11

"DLACZEGO ONA MI TAK KOMPLIKUJE ŻYCIE..."


Kiedyś, kiedy nie znałam go, a jedynie oglądałam z nim mecze w roli głównej, był dla mnie tylko przystojnym, młodym piłkarzem, który ma ogromny talent. Jednak miałam taką przyjemność poznać go też z innej strony. Poznałam chamskiego, bezdusznego i aroganckiego Marco Reusa. Kiedy tylko go widziałam miałam ochotę coś mu zrobić, bo strasznie działał mi na nerwy. Jednak wiem, że to wszystko było tylko na pokaz, by oszukać samą siebie. Teraz kiedy tak śpi niewinnie obok mnie, a dodatkowo się uśmiecha, ani trochę nie przypomina mi tej osoby, z która miałam do czynienia już pierwszego dnia.

Oboje leżeliśmy obok siebie na łóżku, a ja byłam w samej bieliźnie. Przebudziłam się przytulona do Niemca. Ostatnio, kiedy byłam w takiej sytuacji nakrzyczałam na niego i nie odzywaliśmy się prawie dwa tygodnie. Teraz tak nie jest, bo tego, co stało się w nocy byłam jak najbardziej pewna i świadoma. Chciałabym mu teraz wyjaśnić wszystko. W sumie on też powinien powiedzieć mi co nie co. Obróciłam się bardziej w jego stronę i zaczęłam obserwować jak śpi. Zauważyłam, że uroczo się uśmiecha. Odruchowo zaczęłam gładzić jego policzki wskazującym palcem. Po chwili Marco powoli się wybudzał, wiec przestałam go głaskać.
-Hej.-powiedziałam cicho, kiedy zobaczyłam, że otworzył już szerzej oczy.
-Dzień dobry.-odpowiedział i zbliżył się do mnie i pocałował. Nie wiem, co to oznacza, ale chyba oboje jesteśmy na dobrej drodze do porozumienia.
-Która godzina?-zapytał, gdy oderwał się ode mnie.
-Po 12.-odparłam i położyłam się bliżej niego. Można powiedzieć, że leżałam w jego ramionach.
-Co ty taka teraz jesteś miła, co?-zadał mi pytanie, na które sama nie wiem czy znałam odpowiedź. Jednak ja naprawdę chce jego bliskości. Kocham go, ale dalej nie wiem czy on coś do mnie czuje. Muszę się dowiedzieć teraz. Tak, teraz. W tej chwili.
-Marco...-zaczęłam.-Czy to co zrobiliśmy dzisiaj oraz wtedy po imprezie u Roberta, tooo...
-Tak?
-Ma lub miało dla ciebie jakiś sens? Znaczyło coś?-zapytałam delikatnie, na co Marco lekko westchnął i poczułam jak łapie mnie za rękę. Nagle podniósł się i spojrzał głęboko w moje oczy. Powoli zbliżał się do mojej twarzy. Ujął ją w obie dłonie i po chwili zachłannie pocałował.
-Wiki... ja muszę ci coś powiedzieć.-odparł, gdy oderwał się od mojej twarzy.
-Mów.-odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Bo chodzi o to, że... Może inaczej. Na początek chciałbym cię bardzo przeprosić. Za to jaki byłem. Jakim byłem chamem i prostakiem w stosunku do ciebie. Jeszcze ta noc po urodzinach Roberta. Żałuję, że zaszło to tak daleko. Żałuję, że tak źle o mnie pomyślałaś, ale ja taki nie jestem. Mam uczucia.-mówił z przejęciem.-Właśnie... Co do moich uczuć. Wiktoria, bo...-Reus widocznie nie bardzo wiedział jak się za to zabrać. Kurczę, czy on chce mi powiedzieć to, co ja sama próbuję od rana?-Wiktoria, bo ja cię...
-Yyy Wiktoria?!-usłyszałam głos za swoimi plecami. Kiedy odwróciłam się zobaczyłam tam... RAFAŁA? Co on tu do cholery robi? Jak tu wszedł??
-Co ty tu robisz!-krzyknęłam, ale nie usłyszałam odpowiedzi, bo chłopak wyszedł z pokoju. Natomiast ja złapałam swoje wczorajsze ubrania i najszybciej jak potrafiłam ubrałam się oraz wybiegłam za moim byłym chłopakiem.
-Gdzie ty idziesz? W ogóle kto to był?
-Zaraz przyjdę!-odparłam tylko tyle i po chwili już mnie nie było. Szybko zbiegłam po schodach i zauważyłam Rafała, który właśnie otwierał drzwi.
-Czekaj słyszysz?!-krzyknęłam stanowczo.
-Co to było?-mówił do mnie.
-Pozwól, że to ja cię o coś zapytam.-powiedziałam.-Więc, jak się ty tu do cholery dostałeś?!
-Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś, więc postanowiłem cię odwiedzić, póki jestem jeszcze w Niemczech. Dzwoniłem dzwonkiem, ale chyba jest zepsuty. Pukałem nawet do drzwi. Już chciałem odpuścić, ale odruchowo nacisnąłem klamkę, a drzwi były otwarte.-noo tak! Wczoraj z całej tej "afery" zapomniałam zamknąć drzwi.
-Boże.-westchnęłam.-Musiałeś wchodzić?!
-Myślałem, że coś ci się stało, ale widzę, że nieźle sobie radzisz po rozstaniu.
-Nie twoja sprawa.-syknęłam.
-Może i nie, ale to nie zmienia faktu, że właśnie przyłapałem cię pół nagą w łóżku z Marco Reusem.
-Zamknij się słyszysz!-krzyczałam.-Mówiłeś, że chciałeś pogadać, więc słucham.
-Kocham Cię.-powiedział bez większego wstępu.
-Słucham?!-krzyknęłam z wielkim zdziwieniem.
-Wiki, ja zrozumiałem swój błąd. Nie kocham Niny. Ona nic dla mnie nie znaczy. Kocham i kochałem tylko ciebie i nic tego nie zmieni.
-Jesteś żałosny. Przychodzisz tu z podkulonym ogonem i mówisz, że mnie kochasz po tym jak przez ciebie cierpiałam.-mówiłam z łamiącym głosem, bo nagle wszystko sobie przypomniałam. Nagle na dół zszedł ubrany Marco. Kiedy Rafał go zauważył widziałam po jego twarzy, że jest coraz bardziej wściekły. Jednak Reus nie mógł być przy tej rozmowie. Sama musiałam się z nim policzyć.
-Wiki, coś się dzieje?-zapytał z troską.
-Nie, nic się nie dzieje. Proszę daj nam porozmawiać.
-Ale...
-Proszę.-powiedziałam stanowczo, a blondyn posłusznie opuścił korytarz.
-Jakby co, jestem na górze.-dodał i schował się w moim pokoju, a my wróciliśmy do naszej wcześniejszej rozmowy.
-Ja... ja nie wiedziałem, że tak bardzo to wszystko przeżyłaś.-spuścił głowę.
-I bardzo dobrze, że nie wiedziałeś. Proszę, zejdź mi z oczu!-chciałam się jak najszybciej go pozbyć.
-Nie rozumiesz, że kocham cię jak szalony!-również krzyczał i próbował mnie pocałować. Niestety, ale mu się udało. Ja sama na początku odwzajemniłam pocałunek, ale po chwili się opamiętałam i z całej siły go uderzyłam w policzek.
-Jesteś dupkiem!-krzyknęłam. On natomiast popatrzał się na mnie swoim najgorszym spojrzeniem, którego nigdy nie widziałam. Kiedy zobaczyłam te oczy przeszedł mnie dreszcz po całym ciele.
-Pożałujesz tego.-odparł i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Ja natomiast jeszcze stałam chwilę i zastanawiałam się co właściwie zaszło przed chwilą. Nagle przypomniałam sobie, że na górze jest Marco. Szybkimi krokami poszłam na górę do mojego pokoju. Piłkarz siedział na krześle od biurka. Miał obojętny wyraz twarzy. Usiadłam na skraju łóżka i przez jakiś czas żadne z nas nic nie mówiło.
-Kochasz go jeszcze?-zapytał nagle, a ja zrobiłam wielkie oczy ze zdumienia. Dlaczego on zadaje mi takie dziwne pytania?
-Dlaczego pytasz?-odpowiedziałam pytaniem.
-Po prostu. Chcę wiedzieć.-oznajmił.
-Nie... Chyba nie...-odparłam. Sama nie wiem dlaczego nie odpowiedziałam mu, że nie. Przecież kocham go. Może ja sama nie wiem czego chcę?
-Świetnie.-powiedział z ironią oraz wstał i podszedł pod moje okno.
-O co ci chodzi?
-O co mi chodzi?!-krzyknął.-O to, że zachowujesz się jak dzi...-opamiętał się.
-Słucham?!-krzyknęłam.-Uważasz mnie za dziwkę?! Na jakiej podstawie to stwierdzasz?!
-Bo sypiasz ze mną, a nie potrafisz powiedzieć, że nie kochasz już swojego byłego!-dołączył się do kłótni.
-Skąd wiesz o moich uczuciach? Gówno o mnie wiesz. Myślisz, że jak pójdziesz ze mną dwa razy do łóżka to już znasz mnie na wylot? Nie masz pojęcia co ja przeżyłam, kiedy Rafał mnie zdradził z Niną. To nie ty siedziałeś ze mną i paliłeś zdjęcia, tylko Mario. To nie ty płakałeś ze mną kiedy wszystko sobie przypomniałam, tylko Ania. Gówno zrobiłeś dla mnie!!!-mój głos robił się coraz bardziej łamliwy przez podchodzące do moich oczu łzy.
-Wiesz co? Myślałem, że się zmieniłaś. Zmieniłaś zdanie na mój temat, ale widzę, że ty jesteś taka sama. Taka sama jak wszystkie dziewczyny. Uważacie mnie za człowieka bez uczuć. Jakiegoś pieprzonego bezdusznika. Myślisz, że moje życie jest usłane różami jak to sobie wyobrażasz? Myślisz, że jak jestem bogaty i sławny to jest pięknie? Nic do cholery nie wiesz!
-Widzę, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.-stwierdziłam.-Więc tam masz drzwi.-Marco nie odpowiedział nic tylko wyszedł szybkim krokiem z mojego pokoju, a potem trzasnął drzwiami na dole. Ja natomiast oparłam się i ścianę i ssunełam się po niej oraz zaczęłam głośno płakać. Dlaczego my nie potrafimy rozmawiać? Dlaczego tak trudno jest mi wyjawić swoje uczucia? Dlaczego nie powiedziałam, że nie kocham już Rafała tylko jego?  Dlaczego jak jest już dobrze to zawsze coś musi się spierdolić? Mam dość. Mam dość tego dnia, Marco, Rafała i mojego życia. Nie mam siły już na nic. Nie pozostaje mi nic innego jak przepłakać cały dzień, a przynajmniej do puki rodzice z Kuba nie wrócą z Hamburga. Mam nadzieję, że prędko to nie nastąpi.


*******
Czy wyznanie miłości drugiej osoby jest naprawdę takie trudne? Dlaczego wszystko musi się chrzanić? Brakowało tylko chwili bym powiedział jej dwa słowa-"Kocham cię!". Jednak musiał zjawić się jej ten chłopak. Może jednak to jest jakiś znak? Może mój związek rzeczywiście nie ma najmniejszego sensu i... przyszłości...
Kiedy wyszedłem od niej z domu to najszybciej jak potrafiłem wparowałem do swojego domu. Pierwsze co zrobiłem to usiadłem na kanapie w salonie i zacząłem myśleć. Znowu. Ostatnio nic innego nie robię jak myślę o tej dziewczynie i użalam się na sobą. Kocham ją, ale to nie może tak wyglądać, że będzie co chwile naskakiwać na mnie z byle powodu. Zarzuca mi, że jej nie znam, ale czy ona pozwala mi się lepiej poznać? No właśnie. Zaczyna mi strasznie działać na nerwach. Dobra Marco, dość! Zadzwoń do chłopaków i umów się na męskie popołudnie przy fifie. Złapałem swój telefon i wykręciłem numer do Mario.
-No co jest?-zapytał ja odebrał.
-Zbierz chłopaków i za pół godziny u mnie.-powiedziałem bez większych wyjaśnień, w sumie zawsze tak się umawiamy.
-No dobra. Kupić coś po drodze?
-Jak byś mógł.-odpowiedziałem i uśmiechnąłem się sam do siebie. Mario to niezwykły przyjaciel. Zna mnie juz na wylot.
-Dobrze wiesz, że mogę. Słyszę jeszcze, że nie najlepiej z Tobą jest, więc postaram się sam przyjść szybciej. 
-Dziękuję.-odpowiedziałem.
-Dobra, to za 10, 15 minut będę. Cześć.-odparł i się rozłączył.
Cieszy mnie to, że Mario już nie ma mi za złe tego incydentu. Mam nadzieję, że nie będziemy już tego wypominać, a jeżeli już to obrócimy to w żart jak wszytko niemiłe związane z naszą dwójką. Postanowiłem iść do łazienki na szybki prysznic. Kiedy umyłem się szybko ubrałem w coś luźnego, zszedłem na dół gdzie zobaczyłem Mario leżącego na mojej kanapie z puszką piwa w ręku.
-A Tobie nie za wygodnie?-zapytałem z uśmiechem.
-Troszkę.-również się uśmiechnął.-Roberta dzisiaj nie będzie, bo Ania ma oficjalnie urodziny i chciał z nie trochę posiedzieć.-oznajmił.
-Spoko.-odparłem bez większego wysiłku.
-Dobra, opowiadaj lepiej co Cię gryzie, bo widzę, że nie jest najlepiej.-dodał, a ja głośno westchnąłem oraz opadłem na kanapę.-O, kochany.-krzyknął.-Niech zgadnę...Wiktoria?-ja nic nie odpowiedziałem tylko westchnąłem jeszcze bardziej na co Mario pokręcił z niezadowoleniem głową.
-Mario, co ja robię źle?-zapytałem po chwili.
-No wiesz... Chciałbym Ci pomóc, ale ja nie za bardzo wiem co ty w ogóle robisz.-zaśmiał się, a ja zabrałem się za opowiadanie.
-Wczoraj jak postanowiłem ja odprowadzić to podczas drogi nie było tak źle. Może na początku było trochę niezręcznie, ale po chwili ona sama przerwała ciszę i chciała, żebym coś o sobie poopowiadał. I tak w sumie spędziliśmy resztę drogi. Na opowiadaniu o sobie nawzajem.
-No to chyba dobrze.-wtrącił.
-No właśnie słuchaj dalej.-powiedziałem i kontynuowałem.-Pod drzwiami ona stała tak blisko mnie. Ona... ona sama mnie pocałowała. Rozumiesz sama! Później to impreza skończyła się podobnie jak poprzednia...-odparłem trochę ciszej na co Mario zrobił wielkie oczy ze zdumienia. Nie chcąc słyszeć od przyjaciela zbędnych komentarzy czy pytań postanowiłem opowiadać dalej.-Jak rano się obudziłem ona już nie nie spała. Była taka radosna. To było zupełnie inne niż wtedy u mnie. Teraz jakby tego nią żałowała. Była taka ciepła dla mnie, przytulała się do mnie. Chciałem już jej powiedzieć co czuję, wszystko rozumiesz? Wszystko. Wtedy nagle do pokoju wszedł jej były. Ona poszła do niego kłócili się, a potem kiedy on odszedł my zaczęliśmy się kłócić. Znowu! Rozumiesz to? Może rzeczywiście powiedziałem coś nie bardzo na miejscu, ale ona też nie ma prawa być taka dla mnie. Zaczęła zarzucać mi, że jej nie znam, ale czy ona pozwala mi się poznać? Albo czy ona zna mnie? Wiesz Mario, myślałem, że Wiki jest taka wyjątkowa. Inna niż wszystkie dziewczyny, które się kręciły w okół mnie. Jednak doszedłem do wniosku, że jest taka sama.-skończyłem opowiadać, a Mario przez jakiś czas nic nie mówił. Podobnie do mnie.
-Wow.-tylko tyle usłyszałem od przyjaciela po długiej chwili.
-Tylko tyle powiesz?-zapytałem nie patrząc nawet na niego.
-Stary wybacz, ale ja jestem w szoku. Bardzo dużym szoku.-mówił i kręcił lekko głową.-No...nie wiem co powiedzieć.-oznajmił.
-To co myślisz.-odpowiedziałem.
-Kurde Marco nie wiem, ale nie możesz się poddać.-powiedział.-Może to wszystko idzie za szybko? Nie pomyślałeś o tym?
-To znaczy?
-Już drugi raz spędziliście ze sobą noc mimo, że nie jesteście parą. Ja rozumiem, że ciągnie Was obojga do siebie, ale to troszkę za wcześnie. Wiktoria może po prostu nie radzi sobie z tak nagłą sytuacją. Uwierz mi. Jest wspaniałą dziewczyną. Wprost idealną dla Ciebie, ale OBOJE musicie się ogarnąć. Też z nią pogadam. Powiem jej, żeby była troszkę łagodniejsza dla Ciebie, ale ty sam Marco musisz wiedzieć czego chcesz. Pragniesz być z nią czy wycofujesz się?-zadał mi pytanie, które było z jednej strony oczywiste, a z drugiej nie bardzo.
-Kocham ją, ale czy związek miałby sens?-zapytałem przyjaciela.
-To ty musisz o tym zadecydować. To Twoja decyzja Marco.
-Dlaczego ona tak mi komplikuje życie...-westchnąłem głośno na co Mario się szeroko uśmiechnął, a po momencie dodał.
-Wiesz dlaczego jeszcze się tak często kłócicie?
-No dawaj.
-Jesteście identyczni!-krzyknął wesoło.
-Co?
-Macie wręcz takie same charaktery. Obydwoje uparci, jeden wie lepiej od drugiego, zachowujecie się czasami bardzo podobnie, denerwujecie się szybko-wymieniał.-Po prostu konflikt osobowości.-uśmiechnął się. Potem włączyliśmy grę i zaczekaliśmy na przyjście kolegów.
-Mario?-zwróciłem się do niego.
-Tak?
-Dziękuję.-powiedziałem po prostu.
-Nie ma za co. W końcu jesteśmy ja bracia.-odprał i poklepał mnie po plecach.-Wszystko się ułoży zobaczysz.-dodał, co dało mi trochę pewności. Za chwilę już przyszli koledzy i na kilka najbliższych godzin zapomniałem o problemach.


*******
Cały wczorajszy dzień spędziłam na myśleniu. Większość czasu spędziłam w pokoju. Rodzice nie za bardzo zauważyli co ze mną jest, co było mi wtedy na rękę, bo nie mam zamiaru z nimi rozmawiać. Gorzej było z Kubą, który od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Spławiałam go na każdy możliwy sposób, ale mimo, że odpuścił to i tak mi nie uwierzył.

Wstałam dzisiaj trochę później niż zamierzałam. Musiałam się śpieszyć, bo to dzisiaj tata zawozi mnie do szkoły, bo mój samochód stoi u Lewandowskich. Jak wspomniałam wcześniej nie miałam za bardzo wczoraj głowy na odebranie go. W łazience siedziałam już jakieś 20 minut, gdy usłyszałam za drzwiami mojego tatę.
-Wiki proszę pośpiesz się, bo spóźnię się do pracy.-mówił. Praca, praca i praca. Tylko to jest ważne. chciałam powiedzieć coś uszczypliwego, ale w porę się ugryzłam w język i po kilku minutach wyszłam z pomieszczenia i udałam się na dół, gdzie czekał na mnie zniecierpliwiony ojciec.
-Jeszcze chwila i byś szła na piechotę.-odparł. Ja ponownie przemilczałam to wszystko i zaczęłam ubierać buty.
-A Kuba nie jedzie?-zapytałam po chwili.
-Wyszedł już wcześniej z Felixem. Uważa, ze zdrowiej będzie się przejść.-powiedział, a ja właśnie skończyłam wiązać sznurowadła. Chwyciłam jeszcze torbę i oboje kierowaliśmy się do samochodu.

Mija już 3 godzina lekcyjna, a ja dalej nie potrafię skupić swoich myśli. W głowie mam tylko jedno-Marco. Nie potrafię przestać o nim myśleć. Jak zamykam oczy to widzę jego. Jak wtedy oboje leżeliśmy u mnie w łóżku, jak byliśmy tacy beztroscy. Jak zwykle wszystko musiało się spieprzyć.
Dodatkowo w szkole jak zwykle musi się dziać na przekór mnie. Na pierwszej lekcji, a konkretnie na matematyce była zapowiedziana kartkówka, na którą oczywiście nic nie potrafiłam, bo wczoraj w ogóle nie zajrzałam do książek. Na drugiej lekcji miałam chemię, a akurat tego dnia mieliśmy być pytani z wzorów. Naturalnie nic nie umiałam. Natomiast na polskim mieliśmy oddać rozprawki, które zadała nam nauczycielka w piątek. Jak łatwo się domyślić-nie miałam jej. Żeby tego było mało Jessica nie daje mi dzisiaj wyjątkowo spokoju. Kręci się koło mnie i zaprasza na swoją kolejną imprezę oraz prosi mnie o numer do Marco. Na początku spławiałam ją delikatnie, ale zaczęłam ją po prostu wyganiać. Mam nadzieję, że w końcu odpuści.
 Aktualnie siedzę na długiej przerwie na krzesełkach razem z Laurą, Emmą, Oliverem i Martinem. Wszyscy rześko rozmawiają tylko ja siedzę, jakby nieobecna.
-WIKI!-krzyknął do mnie Oliver.-Co jest dzisiaj z Tobą?
-Nic..-powiedziałam obojętnie.
-Coś Cie gryzie?-zapytała Emma.
-Chodzi Ci o oceny? Spokojnie poprawisz je.-odparła Laura.
-Super...-odparłam.
-Wiki jeżeli coś Cię trapi to możesz nam zaufać.-powiedziała Laura i poklepała mnie po ramieniu. To miło z ich strony, ale co oni mi pomogą. Dadzą mi tajemną moc, dzięki której będę mogła w końcu dogadać się z Reusem?
-Dzięki Wam, ale poradzę sobie sama.
-Jasne, ale nie zapomnij o nas.-dodał Martin. Po chwili zadzwonił dzwonek i wszyscy udaliśmy się pod klasę. Miał być angielski z Panem Lukasem. Mam nadzieję, że chociaż on nie będzie na przekór mnie dzisiejszego dnia. Kiedy staliśmy wszyscy pod klasą i rozmawialiśmy ponownie podeszła do mnie Jessica.
-Wiki kochanie!-zapiszczała w moja stronę.-Bo co do tej imprezy, na którą idziesz. Nie zapomnij zabrać Reusika okej?-Reusika? Co to kurde ma być?!-bardzo zależy mi na tym by go poznać. Dodatkowo jest wolny, więc i ja ma drogę wolną.-zaśmiała się, a ja nie wytrzymała.,
-Posłuchaj mnie ty głupia idiotko!-krzyknęłam i nagle wszyscy co byli w pobliży przyglądali się naszej dwójce i powoli podchodzili bliżej.-Nie przyjdę na żadną Twoją imprezę! Rozumiesz? Ani ja, ani Marco! Mam gdzieś twoje plany na przyszłość co do niego. Uwierz mi, kto jak kto, ale on nie upadł jeszcze tak nisko, by z Tobą w ogóle porozmawiać.-zaśmiałam się.-A na koniec oświadczam Ci, że jeżeli jeszcze raz przynajmniej poczuję twoje perfumy w pobliżu mnie, to obiję Ci tą twarz, że nawet własny ojciec Cię nie rozpozna!-dodałam. Wszyscy inni byli w szoku. Prawdopodobnie nie widzieli nikogo, kto mógł by się postawić córeczce dyrektora.
-Ty głupia suko.-powiedziała oraz zamachnęła się by mnie uderzyć, ale ja byłam szybsza i z całej siły uderzyłam ją w twarz, że upadła. Nikt nic nie mówił, tylko się przyglądał,
-Ostrzegłam Cię.-powiedziałam w kierunku leżącej.
-Pożałujesz tego.-odparła dość cicho, ale ja i chyba większość doskonale słyszała co powiedziała, następnie blondynka wstała i zniknęła gdzieś za ścianami szkoły. Już drugi raz ktoś mi groził.  Po chwili przyszedł Pan Lukas.
-Co to za zamieszanie? No już zmykajcie, a wy do klasy.-zwrócił się do naszej grupy. Na angielskim siedzę z Laurą. Dziewczyna nie odzywała się, bo była zbyt zszokowana. Przez chwilę pomyślałam, że się mnie boi.
-Hej, masz mi za złe to co zrobiłam Jessice?-zapytałam niepewnie. Ona natomiast popatrzała na mnie bardzo poważnie, a po chwili jej grobowa mina zmieniła się w wielki uśmiech.
-No coś ty! To co zrobiłaś... Było zajebiste!-podniosła głos.
-Laura! Już uspokój się.-zwrócił uwagę Pan Wolf.-Dobrze moi drodzy. Na dzisiejszej lekcji poćwiczymy wszystkie czasy przeszłe. Także zaczniemy od...-nie było mu dane dokończyć, bo do sali wpadł wściekły dyrektor. Pan Lukas było bardzo zdziwiony.-Coś się stało Panie dyrektorze?
-Która to Wiktoria Müller?!-krzyknął. Czyli już było jasne czego chciał. Ta blond suka naskarżyła się swojemu ojczulkowi. Cholerny tchórz.
-To ja!-powiedziałam pewnie. Nie mam zamiaru się ukrywać. Moje życie już wystarczająco jest spieprzone, więc nie mam tak za dużo do stracenia.
-Co ty robisz?-szepnęła do mnie Laura, ale zignorowałam ją.
-Pójdziesz ze mną.-powiedział stanowczo. Ja natomiast bez słowa wstałam, spakowałam się i udałam się za Panem Neumanem. Kiedy wychodziłam z klasy słyszałam różne szepty, zapewne na mój temat. Po 5 minutach byłam już w gabinecie dyrektora. Kazał mi usiąść na krześle i chwilę poczekać na niego. Moment później siedział już na przeciwko mnie.
-Dobrze, możesz mi moja droga wyjaśnić swoje zachowanie?-zapytał dość łagodnie.
-To znaczy?
-Dobrze wiesz o co mi chodzi!-taa, jego łagodny ton już minął.-Dlaczego uderzyłaś moją córkę?
-Bo sobie na to zasłużyła!-odkrzyknęłam.
-Niby czym?
-Kręciła się cały czas w okół mnie. Kiedy powiedziałam jej, żeby się odczepiła SAMA zamachnęła się by mnie uderzyć, ale byłam szybsza...-siedziałam u dyrektora do końca lekcji. Rozmawialiśmy, albo raczej krzyczeliśmy o całej tej sytuacji. Próbowałam mu wytłumaczyć, że jego córka wcale taka święta nie jest, ale gdzie tam cudowny ojczulek uwierzy obcej dziewczynie. Prawie wygarnęłam mu co o nim sądzę, ale w porę w gabinecie pojawił się Pan Lukas i teraz on sie z nim męczy, natomiast ja czekam na zewnątrz na wynik tej rozmowy. Po 20 minutach ujrzałam twarz wychowawcy.
-I jak?-zapytałam z nadzieję w głosie.
-Rodzice nie będą wzywani, ale obniżono Ci zachowanie.-odpowiedział.
-Mogło być gorzej.-odparłam pod nosem.
-No mogło Wiki, mogło. Dyrektor chciał na policji złożyć zawiadomienie o pobicie! Myślałem, że Laura wyjaśniła Ci, że Neuman jest przewrażliwiony na punkcie swojej córeczki.-widać, że nie tylko uczniowie maja dość takiego zachowania dyrektora, ale też i nauczyciele.
-Ja wiem, ale...
-Ale?-usiadł obok mnie na krześle.-Wiktorio? Czy coś się dzieje?-zapytał z troską w głosie?
-Wszystko jest nie tak...-powiedziałam i zaczęłam płakać. Znowu. Jak kiedyś przez kilka lat nie uroniłam ani jednej łzy, tak teraz zdarza to się za często. Poczułam jak nauczyciel obejmuję mnie ramieniem. Poczułam się wtedy pewniej. Pan Lukas jest świetnym pedagogiem. Jego lekcje są ciekawe, ale też i jest niesamowitym człowiekiem. Czuję, że mogę mu wyjawić co mnie gryzie.
-Pamiętaj, że mi możesz wszystko powiedzieć.-dodał.
-Dlaczego miłość tak boli?-zaczęłam, ale nie skończyłam, bo ponownie zalałam się łzami.
-Cii..uspokój się i zacznij od początku.-zaproponował, natomiast ja wytarłam łzy i zabrałam się za opowiadanie mojego problemu.
-Chodzi o to, że się zakochałam. Zakochałam się w chłopaku, który wydawał mi się na początku dupkiem, egoistą i zwykłym chamem, ale się myliłam. Zakochiwałam się w nim coraz bardziej z dnia na dzień. Na początku myślałam, że bez wzajemności, bo każda nasza rozmowa kończyła sie kłótnią. Nigdy nie potrafiliśmy się dogadać. jednak kiedy ostatnio było lepiej wszystko musiało się schrzanić. Ja wszystko musiałam schrzanić!-kolejne strumienie łez spływały po moich policzkach.-Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mu nawet nie możemy być razem.
-Dlaczego?-zapytał bardzo zdziwiony.
-Bo...bo-wahałam się czy powiedzieć kim jest ten mężczyzna, o którym mówię, ale Panu Wolf mogę zaufać.-Ten mężczyzna, o którym mówię ma na imię...nazywa się Marco, Marco Reus.-wydusiłam z siebie w końcu na co Pan głośno westchnął.
-Dalej nie rozumiem.
-Jak Pan to sobie wyobraża? 18-latka z dorosłym mężczyzną, który jest piłkarzem? To nie mój świat...
-Nie możesz tak mówić, ani nawet myśleć! Wiktoria posłuchaj. Musisz wiedzieć czego chcesz.-powiedział.-Miłości, przyjaźni czy może chcesz zyskać nowego wroga.-mówił, a ja słuchałam go uważnie.
-Ma Pan rację, bo ja kocham go...
-Czy on kocha Cię?-zapytał.
-Nie jestem w 100% pewna, ale wydaję mi się, że tak.
-Więc?
-Nie wiem...-powiedziałam zrezygnowana.-Nie mam pojęcia co jest ze mną nie tak.-załamałam się.
-A może ty po prostu się boisz miłości? Boisz się odrzucenia.
-Może...-westchnęła,
-Pamiętaj Wiktorio, że strach przed miłością nie jest niczym złym, ale życie bez miłości jest puste, nie uważasz?
-To co mam zrobić?
-Idź do niego i powiedź mu o swoich uczuciach.-odparł szybko.
-Tak po prostu?-zdziwiłam się.
-No możesz zaśpiewać mu, zatańczyć dla większego efektu, ale wydaje mi się, że rozmowa w zupełności wystarczy-zaśmiał sie, a ja razem z nim.
-Ma Pan rację.-otarłam łzy.-Pójdę do niego.-powiedziałam pewnie, a potem zwróciłam się do nauczyciela.-Dziękuję Panu bardzo za wszystko. Za pomoc w tym incydencie, za rozmowę...
-Nie ma za co, a teraz zmykaj na ostatnią lekcje, a potem wiesz co masz załatwić.-odparł.
-Wiem, wiem. Dziękuję jeszcze raz.

Na biologi byłam tylko 10 minut. Do sali weszłam bez żadnych wstępów. Po prostu usiadłam sobie z tyłu sama i próbowałam się skupić na lekcji, lecz było to trudniejsze niż mi się wydawało. W głowie układałam sobie cały plan rozmowy z Reusem. O dziwo w klasie nie było Panny Neuman.
-Pewnie tatuś ją zwolnił....-myślałam. Nagle usłyszałam dzwonek kończący lekcje. Migiem się spakowałam i wyleciałam z klasy ja torpeda. Słyszałam w oddali wołanie Laury i reszty, ale nie mam za bardzo czasu na tłumaczenie tego co ze mną itd. Wyskoczyłam ze szkoły i prawie całą drogę do domu biegłam. Na szczęście z moja kondycją nie jest źle, więc wytrzymałam i po około 20 minutach biegu byłam pod domem Marco. Zauważyłam, że przed bramą nie stoi żaden samochód, więc mogło go nie być, ale ciągle w duchu wierzyłam, że zastanę go. Podbiegłam do drzwi frontowych i zadzwoniła raz...drugi, trzeci. Nic... Nikt mi nie otworzył. Zrezygnowana poszłam, wolniejszym krokiem do swojego domu. Kiedy otworzyłam drzwi od razu w oczy rzuciło mi się, że rodzice siedzą w salonie. Postanowiłam wejść głębiej, ale kiedy zobaczyłam z kim siedzą odebrało mi mowę i zapał na resztę dnia...
________________________________________________________________
BYŁO 7 KOMENTARZY, WIĘC ODDAJE ROZDZIAŁ 11 :*

Mam nadzieje, że spodoba Wam się to na górze :) Nie jest to 8 cud świata, ale sądzę, że powinno się Wam spodobać. Jeśli nie, to przepraszam, że zawiodłam kogoś co oczekiwał czegoś innego :)

Pewnie wiele osób myślało, że nadszedł moment pogodzenia się czy wyznania sobie miłości, ale nie! Zła ja muszę zepsuć, ale napisałam kiedyś, że ta dwójka szybko się nie pogodzi :\

Jako taki malutki spojler dodam, że w następnym rozdziale coś się wydarzy i raczej nie będzie to należało to pozytywnych rzeczy ;)
Wyczekujcie następnego rozdziału!

Jak myślicie, kto znajduję się z rodzicami w salonie oraz dlaczego Wiktoria tak zareagowała?
Kiedy Marco i Wiki powiedzą w końcu o swoich uczuciach?


Dzisiaj mecz z Kolonią! Cieszę się, bo w końcu wraca Marco i Ilkay <3 Jeszcze trochę więcej niż godzinka!



Takie pytanie z innej beczki XD
Mamy tu jakiś fanów The Walking Dead?
Albo przynajmniej ogląda ktoś? 
Jeśli tak to jak wrażenia po premierze 5 sezonu :D


Zapraszam do komentowania ♥

ENJOY!

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 10

"NIGDZIE NIE IDZIESZ!"


*******
6 września

W Dortmundzie ponownie minęło kilka dni. Jeśli chodzi o mnie, to już na dobre zaklimatyzowałam się w tym pięknym, niemieckim mieście. 
W szkole utrzymuję dobre kontakty ze wszystkimi. Powiedźmy, że trzymam się głównie z Laurą, Emmą, Oliverem i Martinem, ale generalnie cała klasa jest bardzo przyjazna i towarzyska. Lepszej nie mogłam sobie wyobrazić. Niestety, żeby nie wyglądało tak kolorowo to panna Jess nie daje mi spokoju. Jest strasznie upierdliwa i cały czas zaprasza mnie do siebie mimo, że odmawiałam jej już w mniej przyjemny sposób. Oczywiście nie robi to bezinteresownie, bo ma zamiar dzięki mnie poznać się z Marco. A no tak... Marco...
Sytuacja między nami nie poprawiła się, a nawet pogorszyła. Kiedy byłam raz na treningu BVB wraz z moim bratem i Felixem, to on poprosił mnie na rozmowę. Jednak ja musiałam wszystko spieprzyć i nie dałam mu się nawet wysłowić. Zwyzywałam go i skończyło się na ostrej kłótni między nami. My po prostu nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Wątpię byśmy kiedyś doszli do porozumienia. Kocham go, ale on nie kocha mnie, a poza tym nasz związek nie ma najmniejszego sensu i przyszłości.

-Co ja na siebie włożę...-mówiłam sama do siebie pod nosem, gdy stałam pod szafą. Musiałam znaleźć jakąś stylizacje na dzisiejszą małą imprezkę u Ani, bo ma jutro urodziny, a z racji, że jutro jest niedziela, to ta "mała imprezka" jest dzisiaj. Jest dopiero 13, ale Lewandowska poprosiła mnie bym przyszła szybciej, bo chce żebym jej pomogła w przygotowaniach. Oczywiście zgodziłam się bez zastanowienia. Jako prezent dam jej naszyjnik przyjaźni. Jedną część mam ja, a drugą ona. Kiedy tak stałam przed szafą, usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie jutrzejszej jubilatki.
-Tak Aniu?-powiedziałam, gdy odebrałam.
-Słuchaj jest problem i to duży!-mówiła, a właściwie krzyczała.
-Co sie stało?-przeraziłam się.
-Pamiętasz jak wczoraj robiłyśmy te ciastka oraz ciasto marchewkowe?-zapytała.
-Noo, tak. Pamiętam.
-To już go nie ma.-odparła.
-Co?! Dlaczego?
-Robert je zjadł.
-Zjadł? Wszystko?
-Połowę zjadł wczoraj, bo mówił, że był zmęczony i głodny po treningu. Dzisiaj zabrał się za drugą połowę.
-No nieźle...
-To nie wszystko. Dodatkowo stłukł przed chwilą miski z przekąskami.
-Boże, Aniu.-zaśmiałam się.-Co ty z nim masz?
-Sama nie wierzę w to co on wyprawia... Wystarczyło, go na chwilę zostawić samego...-powiedziała i nagle sie ocknęła.- Ale słuchaj, bo dzwonie do ciebie z pytaniem, czy nie dałoby się, żebyś przyszła szybciej do mnie? Poszłybyśmy razem do marketu po jakieś zakupy, no i miski...-wyczułam jak uśmiecha się.
-Jasne, że dałoby się. Tylko muszę się przyszykować. Poczekasz tak z pół godziny? Może więcej?
-Pewnie! To nawet lepiej.
-To ja w takim razie idę już się ubierać. To do później!
-Papa, do później!
Kurczę, muszę chyba się jednak sprężać i wybrać coś na dzisiejszy wieczór. Nie będzie to jakaś wielka impreza jaką miał Robert. Ania postawiła na coś bardziej skromnego, bo przecież prawie tydzień temu była inna impreza, a jak się skończyła to wszyscy wiemy, więc nie musiałam jakąś specjalnie wyglądać. W końcu padło na taki zestaw. Poszłam szybko do łazienki i wzięłam prysznic. Potem zaczęłam się ubierać oraz malować. Włosy spięłam w wysokiego kucyka. Po 25 minutach wyszłam z łazienki i udałam się na dół, gdzie spotkałam Kubę z moimi rodzicami.
-A wy się gdzieś wybieracie?-zapytałam.
-Tak, jedziemy do dziadków do Hamburga. Zostaniemy tam na noc i wrócimy jutro. Tu masz klucze.-odparła moja mama i podała mi kęp różnych kluczy.
-Złóż Ani ode mnie życzenia!-powiedział Kuba.
-Jak nie zapomnę.-zaśmiałam się.-Dobra ja już lecę. Ucałujcie ode mnie babcie i dziadka. Cześć!-krzyknęłam wychodząc i wsiadłam do swojego samochodu.

Po 15 minutowej drodze, dojechałam do domu Lewandowskich. W Dortmundzie nauczyłam się zwyczaju niepukania do domów przyjaciół. Tak, też zrobiłam, ale jednak dzwonkiem dałam znak, że wchodzę.
-Jestem!-krzyknęłam.
-Kuchnia!-usłyszałam głos Roberta.
-O proszę! Widzę zamiana ról.-powiedziałam, gdy przekroczyłam próg pomieszczenia i zobaczyłam Lewandowskiego przy garach. Przywitałam się z nim buziakiem w policzek.-A gdzie Ania?
-W łazience ubiera się. Pomożesz mi troszkę?
-Słyszałam, że ktoś był bardzo głodny... do tego bardzo niezdarny.-zaśmiałam się i zajęłam się krojeniem warzyw.
-Oj tam..-machnął ręką Robert.-Każdemu może się zdarzyć.-odparł i oboje w przyjemniej atmosferze przygotowywaliśmy posiłki na dzisiejszy wieczór. Nagle do kuchni weszła Ania.
-Co się tu dzieje!?-krzyknęła rozweselona Lewandowska, która jak zwykłe wyglądała świetnie.
-Ania!-krzyknęłam i podbiegłam do przyjaciółki oraz mocno ją wyściskałam.
-Wiki! Bo mnie udusisz!-śmiała się.
-Dobra, nie marudź tylko słuchaj. Jako, że jutro jest 7 września i w ten wspaniały dzień obchodzisz swoje urodzinki, to życzę ci już teraz wszystkiego dobrego, żebyś się spełniała w tym co robisz, radości z męża i oczywiście nas wszystkich, czyli najlepszych przyjaciół pod słońcem.-mówiłam z uśmiechem.-Po prostu bądź szczęśliwa! Kocham cię.-powiedziałam już ciszej i mocno się z nią przytuliłam. Obie z każdym dniem stawałyśmy się sobie coraz bliższe. Powiedziałam jej nawet o tym co zaszło między mną a Marco. Nikt inny o tym nie wie oprócz Ani. Nawet Mario, no chyba, że Reus mu powiedział. Uznałam, że lepiej jakby Götze tego nie wiedział. Co do tej sytuacji, Lewandowska uważa, że powinnam coś z tym zrobić. Pogadać z Marco, ale ja nie chcę. Ostatnio jak z nim rozmawiałam skończyło się na tym, że omal nie pozabijaliśmy się nawzajem. Na szczęście Ania jest bardzo wyrozumiała i mimo, że wie swoje, to szanuje moją decyzję, za co jestem jej bardzo wdzięczna.
-Dziękuję ci!-powiedziała i wytarła samotną łzę na policzku.-Cieszę sie, że cię poznałam.-dodała i ponownie mnie przytuliła.
-Jejku! Zapomniałabym!-ocknęłam się i podeszłam do blatu w kuchni oraz wzięłam małą torebeczkę, w której znajdował się przeuroczy, pluszowy miś, czekolada i pudełeczko, gdzie znajdowała się jedna część naszyjnika. Ania powoli złapała za pudełko i wyciągnęła z niego biżuterię.-To naszyjnik przyjaźni. Ja mam jedną część, ty masz drugą.-wyjaśniłam i pokazałam swoją "cząstkę" na szyi.
-Jesteś wspaniała!-odparła i ponownie przytuliła się do mnie bardzo mocno.
-EJ!-usłyszałyśmy głos Roberta.-Ja też chcę się poprzytulać!-powiedział naburmuszony.
-To dawaj!-krzyknęłam i zachęciłam piłkarza do zbiorowego przytulasa.

-Masz listę?-zapytałam, kiedy wysiadałyśmy obie z Anią, z mojego samochodu, pod marketem. Musiałyśmy do niego podjechać po potrzebne składniki do ciasteczek oraz ciasta. No i oczywiście, musiałyśmy dokupić miski, bo Pan Lewandowski musiał potłuc je.
-Tak mam.-uśmiechnęła się i weszłyśmy do sklepu, w którym można znaleźć wszystko od jedzenia, po właśnie różne miski. Przechodząc tak po stoiskach rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, ale oczywiście w naszym ojczystym języku.
-Wiki, tak w ogóle to Marco i Mario się pogodzili?-zapytała.
-Z tego co wiem to chyba tak. Gadałam kilka dni temu z Mario.-odpowiedziałam obojętnie.
-Ej... Co jest?-Lewandowska od razu wszystko wyczuła.
-Nic Aniu, nic.-odpowiedziałam, ale od razu zostałam skarcona poważnym wzrokiem przez przyjaciółkę.-No bo... Denerwuję mnie ta cała Ann.-powiedziałam nie kłamiąc, bo i tak wcześniej czy później karateczka to ze mnie wyciągnie.
-Dlaczego?-dopytywała.
-No, bo...-szukałam jakiś dobrych argumentów, ale tak szczerze, to po prostu go nie było. Od początku nie pawałam sympatią do Brömmel.-nie lubię jej.
-Sensowne...-powiedziała z ironią moja towarzyszka, która jednocześnie przyglądała się opakowaniu jakiegoś produktu.-Czy ty przypadkiem Wiki nie jesteś zazdrosna?
-O Mario? Oczywiście, że nie.-starałam się być jak najbardziej wiarygodna.
-Dobra, a tak na serio?-dodała.
-Ania... daruj...-powiedziałam z podirytowaniem.
-Czyli jednak!-dodała zwycięsko.
-Tak!-powiedziałam głośno.-Jestem zazdrosna. Pasuję?
-Tak, ale dlaczego?
-Nie pasuje mi coś ona po prostu. Dodatkowo ostatnio on cały czas spędza z nią. Czasami bywało tak, że dzwonił do mnie bez powodu nawet w nocy, a teraz od kilku dni nie daje znaku życia.-wyżalałam się.
-Tak się dzieje, kiedy człowiek się zakochuje. Zobaczysz, jak spotkasz miłość swojego życia, to też będziesz chciała każdą wolną chwilę spędzać z drugą połówką.
-Ha, dzięki, ale na razie mam dość miłości.-powiedziałam z grymasem na twarzy.
-A Marco?-wypaliła nagle brunetka.
-Co on?-podniosłam głos, bo jego imię działało na mnie jak płachta na byka.
-Wiktoria, obie jesteśmy dorosłe i zachowujmy się jak dorosłe. Czujesz coś do niego? Ale tak szczerze.
-Ania, ja... nie wiem...-powiedziałam i zatrzymałam się obok stoisk z czekoladą.-Może masz rację.-wypaliłam.
-Jejku!-powiedziała słodko.-Wiktoria się zakochała w Marco!
-Anka! Ciszej!
-Dobra, wybacz.-zaśmiała się.-Kurczę, ale nie masz pojęcia jak się cieszę, że coś do niego czujesz!-przytula mnie i jednocześnie szła ze mną.
-Ania, ale to nie jest takie proste...-przyćmiłam jej zadowolenie.-Nie zrozumiesz.
-A co tu jest do rozumienia?Kochasz go, on kocha cię...-mówiła, ale ja jej przerwałam.
-No właśnie tu jest problem. Ja GO kocham, ale on MNIE nie.
-Skąd ta pewność?
-Gdyby coś do mnie czuł, to nie wykorzystał by mnie przy pierwszej lepszej okazji. Nie zachowywał się jak kretyn w stosunku do mnie.-wymieniałam.-Po za tym nasz związek nie miałby w ogóle sensu.
-Dlaczego?-Lewandowska ciągle zasypywała mnie różnymi pytaniami.
-A jak ty sobie to wszystko wyobrażasz? Normalna, zwykła, a do tego jeszcze mająca 18 lat dziewczyna z piłkarzem światowej klasy, który ma 25 lat? Proszę cię...
-Słabo się kochana cenisz. Pamiętaj, że miłość nie wybiera, a jeżeli Marco cię kocha, a jestem prawie pewna, że nie jesteś mu obojętna, to nie będzie dla niego ważne to czy jesteś modelką czy zwykłą dziewczyną. Myślisz, że ja byłam pewna, że będąc z Robertem dobrze robię? Oczywiście, że nie, a teraz jestem najszczęśliwsza osoba na świecie. Musisz tylko...-mówiła, ale ja jej przerwałam.
-Aniu, proszę... zmieńmy temat okej?-musiałam, bo denerwowało mnie to co mówiła przyjaciółka. Dlaczego? Bo miała rację. Z dnia na dzień coraz bardziej zakochiwałam się w piłkarzu, ale nie mogę pozwolić na to byśmy byli razem. Nasz związek nie ma najmniejszej przyszłości. On jest piłkarzem. Piłkarze dużo trenują, wyjeżdżają, spotykają się z wieloma ludźmi z tego popularnego środowiska. Nie wiem, czy potrafiłabym tak żyć. Żyć bez ukochanej osoby. Tylko co ja w ogóle gadam? Przecież nie mam pojęcia co czuje do mnie Marco. Niby Ania mówi, że nie jestem mu obojętna. Mario też mi to mówił, ale kurde... Dlaczego to wszystko jest tak skomplikowane? Chciałabym czasami wyjechać z Niemiec i wrócić do Polski. Mimo, że bardzo mi się tu podoba i mam tu wielu nowych przyjaciół, a w Polsce został kto został. To miasto przysparza mi jednak coraz więcej problemów.
Obładowane zakupami pojechałyśmy w końcu do domu Ani i Roberta oraz zaczęliśmy przygotowania do imprezy, na której będzie też Marco. Niby to było oczywiste już od początku, ale zupełnie nie skojarzyłam faktów. Mimo wszystko mam nadzieje, że impreza minie w przyjemniej atmosferze.


*******
Mała imprezka u Ani to chyba to, czego potrzebuję. Od kilku dni nie jest ze mną najlepiej. Na treningach nic mi nie wychodzi. Nie potrafię dać z siebie nawet 10%, a dodatkowo nie mogę przestać myśleć o Wiktorii. Co się ze mną dzieję? Kiedy zasypiam myślę o niej. Kiedy się budzę myślę o niej. Mario miał chyba niestety rację. Zakochałem się w niej, ale bez wzajemności. Przecież ona mnie nienawidzi. Ostatnio jakoś się zebrałem i postanowiłem z nią pogadać, ale skończyło się tym czym zawsze, czyli kłótnią. My chyba po prostu nie potrafimy ze sobą rozmawiać, a co dopiero tworzyć jakiś związek. Jeszcze jest ta noc po urodzinach u Roberta... Z jednej strony bardzo żałuję tego, ale z drugiej jestem szczęśliwy, bo podobało mi się to. Nie był to dla mnie przelotny romans, tylko coś więcej. Może gdybym się chociaż trochę opamiętał to może jednak sytuacja teraz wyglądałaby inaczej. Jednak co się stało to się nie odstanie. Jak to powiedziała Wiktoria: muszę nauczyć się żyć sam, a nim się obejrzę miłość sama do mnie przyjdzie. Miejmy nadzieję, że tak będzie.

Dzielniejszy wieczór zaliczę do udanych, W końcu odżyłem, co wyszło mi na dobre. Między mną a Mario po ostatniej awanturze jest już lepiej. Chociaż kiedy z nim rozmawiam to wyczuwam w nim tą nutkę złego Götze. Jest moim najlepszym przyjacielem, wiec znam go na wylot. No właśnie... Jest moim najlepszym przyjacielem i Caro tego nie zmieni. Co do niej, to od czasu kiedy opuściła mój dom nie mam z nią kontaktu. To nawet lepiej, ale dość! Nie chcę o niej myśleć. Jestem tutaj by odpocząć.
-Halo! Słyszycie mnie?!-krzyczał na cały dom Mario, który jak zwykle nie mógł darować sobie alkoholu, ale jednak tym razem nas wszystkich zaskoczył, bo jest już po 1, a on dalej się trzyma. To chyba musi być zasługa Ann.
-Jak moglibyśmy cię nie słyszeć skoro drzesz się jak opętany!-odparł Robert.
-Mam pomysł.-zignorował komentarz przyjaciela z klubu.-Zagrajmy w butelkę.-zaproponował.
-Nie jesteś na to za stary?-zapytał Ciro.
-Na butelkę nie jest się nigdy za starym, mój drogi.-odparł. Po krótkich namowach Mario, wszyscy usiedliśmy na dywanie w wielkim salonie Lewandowskich. Jako, że Mario to wymyślił to miał pierwszeństwo do kręcenia. Padło na Kubę.
-Pytanie czy wyzwanie?-zapytał Götze.
-Hmmm...-myślał.-A co mi tam. Raz się żyje! Wyzwanie.-klasnął w dłonie uradowany.
-To w takim razie, idź do kuchni i umyj głowę w płynie do naczyń.-powiedział, a reszta wybuchła śmiechem oraz czekała na reakcje Kuby. O dziwno, zgodził się bez żadnych "ale".
Gra w butelkę jeszcze bardziej rozluźniła i rozbrykała towarzystwo. Były przeróżne zadania, od striptizu do wykrzyczenia przez okno "kocham Jürgena Kloppa". Butelką ponownie kręcił Mario, który przed chwilą musiał zjeść łyżkę mąki. Nagle butelka wskazała na mnie.
-Pytanie czy zadanie?
-Zadanie.
-Oooo!-zapiszczał przyjaciel.-Co by tu dla ciebie dać?-myślał głośno.
-Tylko błagam, nie karz mi niczego jeść.-krzywiłem się.
-Spokojnie.-odparł.-Tylko czekaj, daj mi troszkę pomyśleć...
-No dawaj!-pospieszał go Łukasz.-Nie mamy całej nocy.
-Już wiem!-krzyknął, przez co wszyscy spojrzeli własnie na niego.-Tylko nie zabij mnie.-dodał nagle, a ja się trochę przeraziłem co ten głupek wymyślił
-Mów.-powiedziałem pewnie.-Aż tak, źle to chyba nie będzie.
-Oj będzie...-powiedział pod nosem, prawie niesłyszalnie.-No dobra Marco! Gotowy?
-No zaczynaj już!
-Więc... ty musisz...
-No muszę...-przedrzeźniałem przyjaciela.
-Musisz pocałować Wiki.-powiedział na jednym wdechu, na co ja prawie zakrztusiłem się swoją własną śliną, a Wiktoria, która siedziała praktycznie na przeciwko mnie dławiła się swoim drinkiem. Po raz kolejny w moim towarzystwie.
-Dlaczego mnie w to mieszasz?-awanturowała się.-Jego zadanie!
-Oj kochana, a co ja miałem powiedzieć.-zwrócił się do niej Roman, który został ucałowany w policzek przez Kevina, również w związku z grą w butelkę.
-No.. ale...-Polka nie dawała spokoju.-To jest nie fair!
-Oj Wikuś, kochanie.-słodził jej Mario.- Przecież nie idziecie razem do ołtarza.
-Też uważam, że to jest zły pomysł.-zabrałem głos w tej sprawie.
-Sam widzisz.
-Dobra, to daj mi jakieś zadanie za nie wykonanie tego.-zaproponowałem.
-Okej. Także za nie wykonanie tego zadania, za karę musisz pocałować Wiki.-odpowiedział z uśmiechem i oczywiście rozbawił większość towarzystwa.
-Mario no!!!-Wiki była nieugięta, ale podobnie jak Mario.
-Całujesz ją raz, raz!-klasnął w ręce. W tym momencie oboje z Wiki popatrzeliśmy się na siebie wzrokiem typu "ty zadecyduj". Nie miałem pojęcia jak się zachować. Zgodzić się, czy czekać na jej ruch. Nagle mój problem się rozwiązał sam.
-Dobra, ale pod warunkiem, że nie będzie to musiało długo trwać. Jasne?-zapytała stanowczo.
-Jasne!-krzyknęła większość. Wtedy oboje z Wiki wstaliśmy prawie, że równo i podeszliśmy do siebie.
-Dobra miejmy to już za sobą.-powiedziałem. Po chwili nasze usta złączyły się w gorącym pocałunku. Ponownie mogłem je posmakować. Były strasznie delikatne. Sama Wiktoria wyglądała na delikatną osobę, ale to tylko pozory, bo drzemię w niej prawdziwa lwica. Kiedy zaczynałem coraz bardziej pochłaniać się jej ustom dziewczyna nagle się odsunęła ode mnie. Nawet na mnie nie spojrzała, tylko od razu odwróciła się do Götzego i powiedziała.
-Pasuje?!
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-uśmiechnął się. Wiki wróciła na swoje miejsce obok Ani, a ja na swoje obok Mario. Chłopak przysunął się do mojego ucha i szepnął.
-Nie ma za co.-ja natomiast nic nie odpowiedziałem tylko lekko się uśmiechnąłem. Wiem, że zrobił to specjalnie. Dziękuję mu za to, bo to zawsze coś może poprawić nasze relację, ale na cud nie liczę.


*******
Zabiję kiedyś Mario. Oj zabiję go kiedyś. Zrobił to specjalnie. Na pewno, tylko skąd on wie, że ja i Reus? Nie gadałam z nim ta temat Marco, więc to blondyn mu o wszystkim powiedział? Nawet jeśli, to w sumie nie mam się co dziwić, bo w końcu mówią sobie o wszystkim. Chociaż to trochę dziwne uczucie, kiedy Mario, wie o czymś takim na mój temat. Najgorsze jest to, że nie wie tego ode mnie. 
Zbliżała się godzina 2.30. Powoli zaczynałam być już coraz bardziej śpiąca. Postanowiłam zbierać się powoli do domu, ale przypomniałam sobie, że trochę wypiłam dzisiaj. Niby niewiele, ale zawsze coś, a ja nigdy nie wsiadam do auta po choćby najmniejszym kieliszku czegoś z procentem. 
-No nic. Najwyżej się przejdę kawałek.-pomyślałam. Podeszłam, więc do Ani i Lewego. Powiadomiłam ich o moich planach, ale niestety odpowiedź była inna niż się spodziewałam.
-Nigdzie nie idziesz!-powiedziała stanowczo Lewandowska.-Jest druga w nocy, dziewczyno! 
-Pójdę na skróty. Przez park.-broniłam swego.
-Nie ma mowy.-żonę poparł Robert.-Zostaniesz u nas, a pojedziesz jutro. 
-Nie jestem małą dziewczynką, spokojnie.-mówiłam dalej.
-Sama nigdzie nie idziesz. Zapomnij!-pogroziła palcem w sumie już dzisiejsza jubilatka.
-Idziesz już do domu?-usłyszałam pytanie, ale to nie był ani Robert, ani Ania. Tylko Marco.
-Tak.-odpowiedziałam bez większych emocji, ale w głębi duszy się cieszyłam, że ktoś prawdopodobnie idzie w moją stronę i będę mogła wrócić do siebie. Niby zostanie u Lewandowskich jest zdecydowanie wygodniejsze, to ja mimo wszystko wolę swój dom i swoje łóżko.
-Jeśli chcesz, możemy iść razem. Wtedy oni będą spokojni.-wskazał na młode małżeństwo.
-To już zmienia postać rzeczy.-powiedział Robert.-Z Marco jak najbardziej możesz iść, ale nie sama.
-No dobra...-powiedziałam. Po chwili podeszliśmy się pożegnać do wszystkich, tych co zostali, bo parę osób już wyszło do swoich domów, 
-Marco tylko pilnuj jej!-krzyczała Ania jak byliśmy już przy furtce.
-A ty pilnuj mojego autka!-dokrzyczałam.
-Będę! Papa!-powiedziała i schowała się już za drzwiami. Szliśmy oboje powolnym krokiem w stronę parku. Żadne z nas się nie odzywało. Ta cisza mnie bardzo denerwowała. Nie lubię tego, ale też nie wiedziałam za bardzo co mam powiedzieć. Idąc tak czułam zapach jego perfum. Było w pewnym sensie wspaniale. Ja, Marco i park. Sami. W pewnej chwili chciałam mu wykrzyknąć całą prawdę, jak bardzo go kocham, ale w porę się opanowałam. Bardzo chciałabym, żeby blondyn czuł to samo co ja. Chciałabym, żeby mnie pokochał, tak jak ja go, niewiedząc nawet kiedy. 
-Dlaczego nic nie mówisz?-postanowiłam w końcu zacząć rozmowę.
-A co mam mówić?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
-No nie wiem... Może coś o sobie?-powiedziałam niepewnie.
-Serio chcesz coś o mnie wiedzieć?-ciągle zadawał pytania, lecz kiedy pytał o to miał takie dwie iskierki w oczach.
-A co masz innego do roboty?
-No, w sumie...-odparł.-tak szczerze to nie bardzo wiem co chcesz wiedzieć.
-Wszystko.-zaśmiałam się razem z Reusem.
-No dobrze... Więc, nazywam się Marco Reus. Mam 25 lat. Jestem piłkarzem reprezentacji Niemiec i Borussii Dortmund, którą kocham z całego serca. Zawsze będzie dla mnie ważna. Tak samo jak piłka, bo gra jest dla mnie całym życiem. Do niedawna była najważniejsza na świecie. Nic więcej się nie liczyło. Jednak od pewnego czasu zrozumiałem co jest ważne. Staram się zmienić. Zmienić na lepsze. Mam nadzieję, że mi się uda, przynajmniej w jakimś małym stopniu.-mówił.
-A opowiesz coś o swojej rodzinie?-zapytałam, bo podobało mi się jak Marco mówił o sobie.
-Jasne.-uśmiechnął się uroczo.-Więc mam wspaniałą kochającą rodzinkę. Rodziców, którzy dzielnie mnie wspierali w tej drodze do sukcesu. Dziękuję im bardzo za to wszystko. Mam też dwie wspaniałe siostry - Yvonne i Melanie. Jedna z nich ma cudownego synka - Nico, którego uwielbiam. Wiele im zawdzięczam i wiem, że gdyby nie oni, to  raczej wątpię, że byłbym tym kim jestem teraz.-tłumaczył z dumą.-Teraz twoja kolej.
-Twojej historii raczej nie pobiję.-odparłam z uśmiechem.
-Nie przesadzaj. No dawaj. Zamieniam się w słuch.
-Okej... Mam na imię Wiktoria Müller. Pochodzę z Polski, a konkretnie z Gdańska. Urodziłam się tam i wychowałam. Chodzę do liceum o profilu humanistycznym. W przyszłości chciałabym zostać dziennikarką sportową. Dodatkowo trenuję karate oraz co nieco potrafię grać w nogę, ale wam to się nie równam.-powiedziałam i spojrzałam na Reusa, który był lekko uśmiechnięty.-Co do rodziny, to mam wspaniałego braciszka - Kubę, który gra w juniorskiej Borussii Dortmund. Znasz go w sumie. Mam też rodziców, którzy w domu bywają tylko rano i wieczorem, ale za to mam wspaniałych przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć.-skończyłam i nagle zauważyłam, że jestem pod moim domem.-No nieźle. Szybko nam minęła nam ta droga.-powiedziałam.
-W dobrym towarzystwie droga zawsze leci szybko.-uśmiechnął się. 
-To ja wtedy...-chciałam dokończyć, ale piłkarz mi przerwał.
-Odprowadzę cię do samych drzwi. Ania nie dałaby mi spokoju.-wyjaśnił.
-Nie trzeba, ale skoro chcesz to okej.-odparłam. Bez słowa wędrowaliśmy pod drzwi. Odwróciłam głowę w stronę chłopaka by się z nim pożegnać, ale niestety... Nie miałam pojęcia, że jest aż tak blisko mnie. Kiedy się odwróciłam to nasze twarze były ze sobą bardzo blisko. Stałam na stopniu, a on nie więc, byłam już bliżej jego twarzy. Nagle pocałowałam go. Ja sama! Nie wiem dlaczego, ale musiałam. Tym razem to ja nie mogłam się oprzeć. Wyczułam w nim nutkę zdziwienia, ale nie opierał się. Na chwilę musiałam jednak przerwać.
-Zimno mi.-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-To chodź do środka.-powiedział i oboje powróciliśmy do zajęcia. W międzyczasie, nie odrywając się od niego otwierałam drzwi od domu. Byliśmy sami, więc nikt nam nie mógł przerwać tej chwili. 
Jak łatwo można domyślać się, nasza impreza skończyła się podobnie jak poprzednio. Jednak tym razem byłam bardziej pewna tego, co zrobiłam. Oboje zmęczeni dzisiejszym dniem zasnęliśmy w swoich ramionach.
 ________________________________________________________________
ZAPRASZAM AN ROZDZIAŁ 10!

Cholerka! To już 10? Kiedy to wszystko zleciało?

W tym miejscu chciałabym Wam bardzo serdecznie podziękować za ponad 2000 wyświetleń! To ogromna liczba dla mnie, biorąc pod uwagę też, że to jest mój pierwszy blog :)
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie wyświetlenia, obserwację, komentarze, które w szczególności bardzo mnie motywują i po prostu, że czytacie moje wypociny i po prostu jesteście! ♥

Grzechem było by nie napisać o wygranej naszych Polaków w meczu z Niemcami.
Kiedy zobaczyłam pierwszego gola to byłam wniebowzięta i błagałam by wynik się utrzymał, a potem ten drugi gol. Myślałam, że śnię, ale to prawda!

Jestem niesamowicie dumna z naszych rodaków i obyśmy dzisiaj rozgromili Szkocję jak Mistrzów Świata i pokazali, że ta wygrana nie była przypadkiem XD

POLSKA GOLA!!






Co do rozdziału to powiem, że mi samej się podoba :) Jestem z niego zadowolona. Czekam tylko na wasze opinie :*

Sądzicie, że Wiktoria i Marco ostatecznie się pogodzili?
Czy w końcu wyznają swoje uczucia?
Co się zdarzy po przepudzeniu?

\
Tęsknie za tym widokiem :(


Hej! Co wy na to? 
7 komentarzy =  następny rozdział? 
Dacie radę ;) ? 


Zapraszam do komentowania ♥

ENJOY!