wtorek, 9 września 2014

Rozdział 4

"JEŻELI KTOŚ POJAWIŁBY SIĘ W MOIM ŻYCIU, TO POWIEDZIAŁBYM TOBIE PIERWSZEMU"


-Dobra, to ja wtedy lecę. Do jutra, a może i nawet wcześniej.-pożegnałam się, już chciałam iść, ale Mario złapał mnie jedną ręką za policzek i mocno pocałował w drugi...
Kiedy się oderwał oboje patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Byłam trochę zmieszana całą tą sytuacją.
-Przepraszam... ja.-Mario jąkał się.
-Nic nie szkodzi.-postanowiłam uśmiechnąć się lekko. Nie ukrywam podobał mi się ten buziak.-Naprawdę muszę już lecieć. Zgadamy się. Pa Mario!
-Pa Wiki!-również odpowiedział i czekał, aż przekroczę próg mieszkania. Dopiero wtedy oddalił się, prawdopodobnie do siebie.
-No proszę, proszę...-usłyszałam głos mojego brata, który stał na korytarzu z założonymi rękoma. Miał na sobie taki chytry uśmieszek, który rzadko oznaczał coś dobrego.
-O co chodzi?-zapytałam trochę zdezorientowana i jeszcze zszokowana tym "pocałunkiem".
-Moja własna siostrzyczka zarywa z samym Mario Götze.-powiedział dumny.
-Co?-powiedziałam głośniej.
-Przecież widziałem jak się żegnacie. Nie mam 5 lat i to widać, że Mario na ciebie leci.-odpowiedział szybko po czym dodał trochę ciszej.-Po za tym, Felix coś mi mówił...
-Jezu, daj mi spokój!-wybuchłam, chociaż nie wiem dlaczego.-Zaraz! Co ci Felix mówił?
-Co?! A... Felix... Nie, nic...Tak mi się tylko powiedziało...-jąkał się i mieszał w tym co mówi oraz postanowił szybko zniknąć mi z oczu.
-Hej! Wracaj tu!-pobiegłam za nim, a ten zaczął uciekać przede mną jakbym byłam jakimś zabójcą.-Wracaj tchórzu!
Ganialiśmy się po ogrodzie z jakieś 15 minut, ale jak na "piłkarza" przystało, Kuba był dość szybki i zwinny, ale ja też taka zła nie byłam. W końcu mój brat potknął się o własne nogi i upadł. Wtedy go dorwałam i ledwo powstrzymując się od śmiechu powiedziałam:
-Teraz gadaj, albo powiem Felixowi jak w Polsce spałeś z misiem.-postawiłam na szantaż.
-Nie zrobisz tego!-mówił błagającym tonem.
-Chcesz się przekonać?
-NIE!-krzyknął.-Dobra... bo chodzi o to, że Mario BARDZO cię lubi. Powiedział to Felixowi wczoraj.-odpowiedział w końcu młodszy Müller.
-Tylko tyle?-trochę się dziwiłam, bo co w tym dziwnego, że Mario mnie bardzo lubi... chociaż wiedziałam o co chodzi tak naprawdę Kubie.
-Tak! Możesz mnie puścić?
Bez słowa puściłam mojego brata i powędrowałam do łazienki pod zimny prysznic, który trochę orzeźwił mój umysł. Myślałam nad tym co powiedział Kuba. "Mario BARDZO cię lubi". Co może to oznaczać. Czy Mario coś do mnie czuję? Ten pocałunek... STOP! Co ja gadam? Tego nawet nie można było nazwać pocałunkiem, tylko po prostu buziakiem Wiele osób tak się żegna, a ja przeżywam to jak jakaś nastolatka. 
Kiedy się umyłam, wykonałam jeszcze wszystkie poranne czynności. Ubrałam się i wyszłam na dwór, by pograć z Kubą w piłkę. Kiedy wkroczyłam do ogródka, zobaczyłam jak mój brat rozmawia z ... REUSEM!
-... więc to nie jest taki zły pomysł. O cześć Wiki!-krzyknął sąsiad.
Nie odpowiedziałam nic, tylko jak go zobaczyłam wróciłam z powrotem do domu, przewracając oczami przy okazji. Usiadłam na sofie i włączyłam TV. Kuba rozmawiał jeszcze z nim chwilę, a po 5 minutach siedział już obok mnie.
-Co nie jest złym pomysłem?-zapytałam mojego brata, przypominając sobie co mówił piłkarz.
-A co ty taka ciekawska?-również zapytał z uśmiechem Jakub. Na co ja tylko skarciłam go spojrzeniem, co jakby na niego zadziałało, bo postanowił opowiedzieć mi szczegóły rozmowy z piłkarzem.-Marco wpadł na pomysł, byśmy dzisiaj podczas treningu rozegrali mecz z nimi. Taki mieszany. Czy to nie wspaniałe?! Przed chwilą rozmawiałem z Marco Reusem, który jest moim sąsiadem, a za chwilę będę grał z resztą Borussen. Kocham nowe życie!-krzyknął.
-Gratuluję.-również się uśmiechnęłam i potem oboje zaczęliśmy oglądać niemiecki program.

Właśnie wiozę Kubę i Felixa na trening. Niemiec przed chwilą do nas przyszedł, co było mi na rękę, bo nie musiałam widzieć się z Mario, bo szczerze było mi trochę głupio po tym incydencie rano. Kiedy byłam pod stadionem, zadzwonił do mnie telefon. Była to Ania Lewandowska.
-No halo!-odebrałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
-No witam! Słuchaj mam propozycje nie do odrzucenia!
-Zamieniam się w słuch.
-Co ty na to, abyśmy wybrały się do galerii na zakupy. Ja wiem, że wczoraj byłaś z Caro, ale kupimy coś specjalnego, bo mam KOLEJNĄ propozycje dla ciebie kochaniutka.-powiedziała Ania i wyczułam, że się uśmiechnęła.
-No jasne!-odpowiedziałam od razu.-To kiedy chcesz się spotkać?
-Możemy nawet teraz.-odpowiedziała szybko.
-Słuchaj, bo ja właśnie jestem pod stadionem, bo odwoziłam mojego brata, więc muszę tylko podjechać do domu, przebrać się i wtedy podjadę po ciebie. Co ty na to?
-Jasne! Świetny pomysł! To kiedy mam się ciebie spodziewać?
-Będę za 30 minut.-odpowiedziałam pewnie
-To czekam! Pa!

Bardzo cieszyłam się, że Ania zadzwoniła i poprosiła o spotkanie. Coś mam przeczucie, że to może chodzić o tę imprezę, na którą zapraszał mnie już Mario. Szybko podjechałam pod dom i przebrałam się migiem. Ania wysłała mi SMS'em adres, gdzie mam podjechać i udałam się w drogę do domu Lewandowskich.


*******
Obudziłem się w swoim domu, w swoim łóżku. Nie mam zielonego pojęcia, jak się tu znalazłem. Zapewne ktoś musiał mnie tu wczoraj, a może nawet jeszcze dzisiaj przywieźć. Głowa mi tak pulsowała, że myślałem, że ją wyrwę.
-Nie Mario! Więcej nie pijesz. Do tego jak cię Klopp dzisiaj zobaczy, to ci nogi z dupy powyrywa.-mówiłem do siebie. 
Musiałem naprawdę coś zrobić, bo wyglądałem jak 7 nieszczęść, albo gorzej. Robert mówił, że na kaca najlepszy jest poranny jogging. Nie pozostało mi nic innego jak ubrać się w coś wygodnego i ruszyć do parku pobiegać. Oczywiście ledwo chodziłem. Wziąłem jakieś tabletki i popiłem wodą po czym z butelką, okularami, telefonem i słuchawkami ruszyłem biegać. Nie oszukujmy się, strasznie mi się nie chciało. Ociągałem się i co chwilę robiłem przerwy. Już nawet chciałem nie iść na dzisiejszy trening ze względu na mój stan. Po raz kolejny usiadłem na ławce i popijałem wodę. Nagle usłyszałem, jak ktoś coś do mnie mówi. Szczerze to się wystraszyłem. Nie wiem nawet czego... Po prostu, zamyśliłem się trochę o Wiktorii. Znowu... Robert jutro ma urodziny i robi imprezę. Bardzo chciałbym, żeby poszła tam ze mną. Tylko, jak zagadać? Kiedy usłyszałem ten głos, prawie nie dostałem zawału. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że tą osobą jest sama WIKTORIA! Przyznam, że ucieszyło mnie jej spotkanie. Tak jakby ktoś mnie wysłuchał i zesłał ją w to miejsce. Najwidoczniej jak ja, również biegała, tylko ona trzymała się znacznie lepiej niż ja. Pogadaliśmy chwilę, pośmialiśmy się z mojego stanu i postanowiliśmy razem pobiegać. Świetnie spędzało mi się z nią czas. To wszystko jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest wspaniałą osobą. Chciałbym z nią spędzać każdą, wolną chwilę. Czy ja naprawdę, się w niej zakochałem? Tak szybko? Nie mam pojęcia co to jest za stan. Wiem tylko tyle, że uwielbiam być z nią w jednym miejscu. Podczas biegania wymieniliśmy się numerami. Tak! W końcu mam jej numer. Ogromnie cieszyło mnie też jej zachowanie co do fanów, którzy zatrzymywali nas z prośbą o autografy czy zdjęcia. Nie marudziła, nie pośpieszała mnie, tylko spokojnie czekała. Ona jest ideałem dziewczyny. Kiedy postanowiliśmy wracać, a ja zobowiązałem się, że ją odprowadzę zapytałem ją czy pójdzie ze mną na tę imprezę. O dziwo zgodziła się, bez zbędnego błagania jej, co oczywiście też miałem w planach w razie niepowodzenia. Tak się ucieszyłem, gdy sie zgodziła, że chyba przesadziłem z tym przytulasem. Prawie ją udusiłem. Kiedy się od niej odkleiłem, przypadkowo popatrzałem w jej śliczne, brązowe tęczówki. Ona chyba też poniosła się moim oczom. Wtedy emocje wzięły górę i chciałem ją pocałować. Pocałować w usta, ale wiem, że gdybym to zrobił to był bym już spisany ma straty. W ostatniej chwili moje usta zmieniły tor i wylądowały na jej policzku. Była najwyraźniej trochę zdziwiona tym wszystkim. Przeprosiłem ją za to, ale chyba nie gniewała się na mnie, co mnie bardzo ucieszyło. 

W świetnym humorze wszedłem do szatni, gdzie znajdowała się reszta zgrai. Wychodzi na to, że byłem ostatni. Kiedy wszedłem, koledzy wyglądali jakby nie spali, nie jedli i nie pili przez miesiąc. Tak się kończą imprezy w środku tygodnia. W sumie, gdyby nie Wiktoria, to zapewne też bym tak wyglądał.
-Cześć Wam!-powiedziałem energicznie i szybkim krokiem zająłem się przebieraniem. Wszystkie oczy zwrócone były w moją stronę, ale nie zwracałem na to uwagi. Kiedy byłem już gotowy, a zostały mi same buty nie wytrzymałem.
-O co wam kurde chodzi?-wkurzyłem się tym przyglądaniem mi się.
-Dobrze się czujesz?-zapytał Kevin.
-Takk...-przeciągnąłem.- Dlaczego pytasz?
-Wczoraj u Reusa przepiłeś chyba każdego z nas. Kiedy cię wczoraj odwoziliśmy to myśleliśmy, że nawet z łóżka nie wstaniesz.-odpowiedział Roman.
-Ale wstałem.-powiedziałem trochę chłodno, ale potem dodałem.-Wstałem, zjadłem śniadanie, poszedłem pobiegać i przyszedłem nawet na trening.-chłopaki chyba zrozumieli, że trochę mnie zdenerwowali, to postanowili odpuścić i każdy zajął się sobą. No, prawie każdy. Jeden z przyjaciół postanowił dowiedzieć się ciut więcej.
-Mario?-zapytał niepewnie Marco.- Wszystko w porządku?
-Tak!-podniosłem głos.- Co się z wami dzieje dzisiaj?
-Nie wiem. To ty mi powiedź. Jesteś inny. Weselszy... jakbyś odżył na nowo. Mario, a może ja o kimś nie wiem...
-Marco!-tym razem krzyknąłem.- Jeżeli ktoś pojawiłby się w moim życiu, to powiedziałbym tobie pierwszemu.-skłamałem, ale jakoś nie mogłem mu teraz o tym powiedzieć. Nie wiem czemu, ale uznałem, że lepiej będzie, jak nikt o tym nie będzie wiedział. Sam nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nie wiem czy ja się w niej zakochałem, czy może zauroczyłem. Może też ja ją po prostu bardzo polubiłem, a te uczucia towarzyszą mi przez rozstanie z Ann. Nagle do szatni wparował Klopp i kazał się nam zbierać na murawę.

-Chłopaki! Chodźcie tutaj!-krzyknął trener, kiedy byliśmy już na boisku.-Ustawcie się w szeregu.-zarządził. Posłusznie wykonaliśmy polecenie. Oczywiście wychodziło to dość powolnie, bo kac nie był nikomu dłużny. Byłem chyba jedyny i jeszcze paru innych, których można by policzyć na palcach jednej ręki, co nie odczuwali aż tak wczorajszej imprezy.
-NO CHŁOPAKI!-krzyknął tak, że i ja nawet odczułem skutki picia, a co dopiero chłopcy, którzy zaczęli łapać się za głowy i jęczeć, by trener przestał.-MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE MOŻECIE DOCZEKAĆ SIĘ SPOTKANIA Z BAYERNEM W LIDZE.-krzyczał dalej, a chłopaki zaczęli nawet go błagać by przestał.-MECZ JEST BARDZO WAŻNY, A BAYERN TO BARDZO TRUDNY PRZECIWNIK, ALE OCZYWIŚCIE BĘDZIEMY WALCZYĆ O 3 PUNKTY!
-Trenerzeeee!!!-krzyknęli jednocześnie Mitch, Roman i Mats.
-My już więcej nie będziemy pić!-przekonywał Łukasz, który chyba sam w to nie wierzył.
-Obiecujemy!-tym razem to Auba i Eric błagali trenera.-Jürgen na to tylko złowieszczo się uśmiechnął i kontynuował swoją przemowę, ale ciszej.
-Mam nadzieję, że to ostatni raz kiedy pijecie mi w środku tygodnia i to jeszcze na początku sezonu! Za karę, dam Wam taki wycisk, że będę wam się śnił po nocach! A teraz 20 kółek.
-Co?!-krzyknęliśmy wszyscy.
-Mało Wam? To 25!
-Pan chyba żartuję!-krzyknął Lewy.
-Oj dobra skoro tak bardzo chcecie to 30 kółek.
-A...-parę chłopaków chciało krzyknąć, ale w porę ich uciszyliśmy.
Ahhh już czuję, że ten trening będzie jednym z najgorszych...


*******
A mogło być tak pięknie. Teraz te 20 kółek wygląda ubogo w stosunku do 30! Chłopakom zachciało się licytować z Kloppem. Powinni już chyba wiedzieć, jak to się zazwyczaj kończy. Dopiero po dwóch godzinach morderczego treningu trener zarządził przerwę. Usiedliśmy z chłopakami i rozmawialiśmy o głupotach. Szczerze, to nie słuchałem ich jakoś. Myślami błądziłem gdzieś indziej, a konkretnie nad swoim życiem prywatnym. Dzisiaj rano Caroline nie odzywała się do mnie za wczorajszą akcję. Mówiąc szczerze, to nie zależało mi na tym jakoś, aby się ze mną pogodziła. Liczyłem na to, że to ona mnie zostawi, a nie ja ją. Od dłuższego czasu próbuje zebrać się na odwagę, by powiedzieć jej, że to nie ma najmniejszego sensu, ale nie mogę. Najnormalniej w świecie nie potrafię.
Myślałem też o Wiktorii. Widziałem ją dzisiaj jak rozmawiałem z jej bratem. Jest to niesamowity dzieciak. Widać, że kocha Borussię i piłkę. Zaproponowałem, byśmy zagrali mecz. To było by wielkie przeżycie dla wielu dzieciaków. Wracając do Wiktorii to jak ją zobaczyłem ponownie oniemiałem. Mimo, że ubrała się bardziej na "luzie" to i tak wyglądała ślicznie. Nie mam pojęcia co ta dziewczyna ze mną robi. Jak mnie olała dzisiaj to strasznie się wkurzyłem. Irytowało mnie to, że jest taka niedostępna, ale to przez to, że pierwszy raz zdarzyła mi się taka trudna dziewczyna. Mimo wszystko, bardzo, ale to bardzo chciałem ją poznać lepiej.
-MARCO!!!-krzyknęli nagle wszyscy koledzy, z którymi spędzałem przerwę.
-CO?!-również krzyknąłem-Co się tak drzecie?
-Bo mówimy do ciebie od kilku minut, a ty nic.-tłumaczył Ilkay.
-Oj, zamyśliłem się.-odpowiedziałem przy czym machnąłem ręką.
-O czym tak myślałeś?-zapytał poważnie Kuba.
-Może nie o czym, ale o kim.-swoje trzy grosze musiał dodać Robert.-nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo Klopp zaczął już nas wołać na zbiórkę. 
-Dobra chłopaki!-zaczął.-Mam nadzieję, że to da wam nauczkę na przyszłość.-w tym momencie zaczął się śmiać szyderczo, ale nam wcale do śmiechu nie było.-Dobra, do rzeczy. Mam dla Was niespodziankę. Otóż jak wiecie oprócz was - staruszków, są jeszcze juniorzy, dla których jesteście autorytetem, pacany.-oczywiście tym wyzwiskiem miał na myśli sytuacje, że raczej nie chciał by młodzi w przyszłości przychodzili na kacu na trening.-Dzisiaj zagracie mieszany mecz z młodymi Borussen. 

Mój pomysł został wcielony w życie. Za chwile zagramy mecz. Ja jestem w jednej drużynie z Mario. Tak, nasz duet jest nierozłączny. W przeciwnej natomiast, znajdował sie Felix z bratem Wiktorii - Kubą. Powiem, że oni byli bardzo podobni do nas. Mieli nawet takie same numery jak my. Felix 10, a Kuba 11. W czasie meczu grali najlepiej z młodych. Obydwoje rozumieją się świetnie na boisku. Do końca pierwszej połowy nasza drużyna wygrywała 4-3 po golach Oscara z młodzików, Kuby, Mario i mnie. W przeciwnej drużynie strzelili Łukasz, Robert i Thomas z juniorów. Szkoda było mi Kuby i Felixa, bo bardzo się starali, ale nie udało im się strzelić gola. Kiedy przerwa powoli się kończyła, postanowiłem podejść do chłopaków i dodać im trochę otuchy. Powiedziałem, żeby grali do końca i wierzyli, że w końcu im się uda. W drugiej połowie widać było, że moje słowa dały im dużo do myślenia, bo grali bardziej ostro. Nagle obok bramki Mitcha znaleźli się Kuba z Felixem. Felix podał do Kuby, a później Müller prostopadle do brata Mario, a ten strzelił technicznie. Oczywiście duet götzüller, bo tak z Mario ich nazwaliśmy, stworzyli własną cieszynkę. Wszyscy byli pod ogromnym wrażeniem, również Mario. Kiedy do końca zostały 3 minuty i wszyscy byli przekonani, że mecz skończy się remisem, niespodziewanie Felix wywalczył piłkę i szybko pobiegł w stronę bramki. Był na świetnej pozycji do strzelenia. Wszyscy myśleliśmy, że młody Götze strzeli sam, ale... NIE! Podał do Kuby wysoką piłkę. Jak to zobaczyłem to pomyślałem, że Felix postąpił bezmyślnie, bo był na perfekcyjnej pozycji do strzelenia, a podał Kubie, który nie miał dużego pola do popisu, bo był na prawym skrzydle. Müller przyjął na klatę i uderzył z woleja. W tym momencie wszyscy patrzeliśmy jak zaczarowani na piłkę, która... wpadła do bramki. Chwilę potem trener zagwizdał, dając znak, że mecz się skończył. Chłopaki w grupie, w której grali götzüller, rzucili się na nich i ściskali. Zagrali świetny mecz i zdecydowanie zasłużyli na takie gratulacje. Widziałem jak Mario jest z dumny ze swojego brata. W sumie, co się dziwić, taki brat to skarb.
Reszta dnia minęła nam w bardzo miłej atmosferze. Mimo naszego stanu, spędziliśmy czas z młodymi Borussen na Idunie. Zamówiliśmy nawet pizzę, ale niestety Klopp i trener młodzików zauważyli co jemy i kazali nam biegać za karę 5 kółek. Kiedy kończyliśmy 3 kółko zauważyliśmy, że naszą pizze wpieprzają Jürgen z trenerem młodych. Wszyscy pobiegliśmy w stronę trenerów, ale po pizzy nie zostało śladu.
-Na co się tak gapicie?-zaczął trener juniorów.
-Dbamy o waszą formę!-dokończył Klopp, a po chwili dodał.-A jak głodni jesteście, to gdzieś w kantorze marchewki powinien mieć.-zaśmiał się głośno, a my wszyscy zastanawialiśmy się po co Jürgenowi marchewki...


*******
-Więc gadaj, co to za propozycja?-zapytałam Anię, kiedy siadałyśmy w kawiarni, w galerii.
-Spokojnie.-uspokajała mnie Lewandowska.-Najpierw zamówmy, co mamy zamówić.
Tak też zrobiłyśmy. Ja poprosiłam o czekoladowe cappuccino, a Ania late. Oczywiście karateczka nie chciała mi nic powiedzieć, więc musiałam posłusznie czekać na nasze napoje.
-Teraz się nie wycofasz.-powiedziałam z uśmiecham.-Słucham!
-No, więc tak. Jutro Robert ma urodziny i robi imprezę. Opowiedziałam mu oczywiście, że spotkałam bardzo sympatyczną Polkę i razem uzgodniliśmy, że bardzo było by fajnie, jakbyś się pojawiła.-tak jak myślałam. Nawet Ania chce, żebym poszła na imprezę u Roberta. Na tą samą, co zaprosił mnie Mario.
-Jutro?-westchnęłam.-Niestety nie mogę, bo też zostałam właśnie dzisiaj rano, zaproszona na imprezę.-powiedziałam smutno. Muszę przyznać, że nawet dobra ze mnie aktorka.
-Serio?-powiedziała smutno Ania.-Nie możesz się wycofać? Taka impreza prędko się nie powtórzy.-Polka namawiała mnie, przez co zrobiło mi się bardzo miło. Cieszę się, że Ani tak zależy na tym, byśmy się coraz lepiej poznawały.
-Nie bardzo...-powiedziałam z żalem, ale zaraz potem dodałam.-Nie wypada nie wpaść na imprezę u Lewandowskich, no nie?
-No taak, ale...-przerwała.-Zaraz! Czy ja się przesłyszałam?
-Nie.-powiedziałam pewnie i z uśmiechem.-Dzisiaj rano ktoś zaprosił mnie na imprezę u niejakich Lewandwskich. Kojarzysz ich chyba?-zaśmiałam się mocno.
-Ktoś zaprosił cię do nas?-powtórzyła.-Robert?-zgadywała.
-Nie!
-Marco?
-Boże, nie!-oburzyłam się, ale zaraz potem obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-No to Caro?
-Nie!
-To ja już nie mam pomysłów.-powiedziała zrezygnowana.
-Poddajesz się?-zapytałam z uśmiechem.
-Chyba tak.-Ania również się uśmiechnęła i czekała, aż jej odpowiem, kto mnie zaprosił jako osobę towarzyszącą.
-Niejaki Mario Götze...
-Mario?!-dziwiła się Lewandowska.-Serio?! Skąd wy się znacie w ogóle?
-Pamiętasz jak mówiłam ci, że mój brat gra w juniorskiej Borussii?-towarzyszka kiwnęła głową, a ja kontynuowałam.-No to właśnie mój braciszek zakolegował się z bratem Mario i tak jakoś wyszło, że się poznaliśmy i polubiliśmy. Spędziłam dzisiaj z nim ranek.-odpowiedziałam, ale później doszło do mnie, jak to zabrzmiało.
-Wy coś.. ten..tego?-zapytała niepewnie.
-Co?! Nie, jasne, że nie. Jesteśmy sobie bliscy, ale...-tu przerwałam, bo przypomniałam sobie dzisiejsze spotkanie.
-Hej?-Ania zwróciła się do mnie i złapała za rękę.-Ja wiem, że znamy się bardzo krótko, ale mi możesz zaufać.-powiedziała, a mi automatycznie pojawił się uśmiech na twarzy.-Jeśli jesteś na to gotowa, to ja cię wysłucham, postaram pomóc i wesprę cię najbardziej, jak będę potrafiła.
-Dziękuję.-na początek musiałam powiedzieć tylko tyle. Postanowiłam opowiedzieć Lewandowskiej o moim małym problemie.-Bardzo go lubię. Na początku wydawał mi się taki jak Marco, ale on jest w rzeczywistości zupełnie inny. Świetnie czuję się w jego towarzystwie. Bardzo go polubiłam, ale to nic więcej. Dzisiaj rano, kiedy mnie właśnie zaprosił na tę imprezę, to pocałował mnie w policzek, ale ja czułam, że tak naprawdę chciał mnie pocałować usta. Ania ja teoretycznie mam chłopaka...
-Teoretycznie?-nie rozumiała o co mi chodzi, więc postanowiłam jej wyjaśnić.
-Od wyjazdu nie rozmawiamy ze sobą. To wszystko psuję się. Planuję skończyć to wszytko, bo jest to bez sensu, ale ja nie potrafię się związać na ten moment z kimkolwiek. Boję się, że Mario może coś do mnie czuć, bo Kuba mówił mi coś o tym jak Mario gadał z Felixem, że mnie bardzo lubi, a ja nie będę odwzajemniała tego. Co jeżeli nie będzie chciał się już ze mną przyjaźnić?
-Wiki, nikt nie może Cię zmuszać do uczuć. Jeżeli Mario rzeczywiście coś do Ciebie czuję, to musi uszanować to, że ty tego nie odwzajemniasz. Ale jesteś pewna, że do niego nic nie czujesz?
-Ja go nie znam zbyt długo.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.-Nie, chyba nie, bo kurczę... jest w nim coś takiego, co przyciąga. Nie zakochałam się w nim, bo wiem jak to uczucie wygląda. Inaczej się zachowywałam przy moim chłopaku, a inaczej przy Mario...
-Może to zwykłe zauroczenie?-zasugerowała.
-Możliwe. Dobra, Aniu nie będę
ci zanudzała moimi problemami i nie będę psuć ci humoru.
-Daj spokój.-odpowiedziała stanowczo.- Dobrze wiesz, że możesz na mnie zawsze liczyć.-po tych słowach zrobiło mi się ciepło na sercu. Ania to wspaniała osoba. Nie zna mnie za długo, a już potrafi mi pomóc. Cieszę się, że ją poznałam.
-Może idziemy na te zakupy.-zapytałam, bo przypomniałam sobie, że Ania proponowała mi przez telefon wspólny shopping.
-A no tak, tak!-ocknęła się.-Musimy kupić sobie coś na jutrzejszą imprezę.

Po wypiciu szybko kaw, poszłyśmy do różnych sklepów. Czas mijał nam bardzo miło i przyjemnie. Oboje miałyśmy podobny gust, więc nawzajem sobie doradzałyśmy. Ania postanowiła na czarną sukienkę. Moim zdaniem, idealnie podkreślała jej figurę. Ze mną był trochę większy problem, bo jestem dość wybredna. Obeszłyśmy chyba wszystkie sklepy w galerii, a ja dalej byłam bez sukienki. Kiedy zrezygnowane wychodziłyśmy ze sklepu, moją uwagę przykuła sukienka, która była na wystawie. Razem z Anią pogrzałyśmy do tego sklepu, by jak najszybciej ją przymierzyć. Ostatecznie, to właśnie ją kupiłam. Podobała mi się, bo była jednocześnie skromna, ale z drugiej strony też bardzo seksowna. Wychodziłyśmy z galerii około godziny 19. Zleciało to strasznie szybko, ale z dobrym towarzystwem tak bywa. Zanim pojechałam do domu, odwiozłam jeszcze Lewandowską.

Wieczór minął mi spokojnie. O 21 postanowiłam się umyć. Chciałam jeszcze iść na balkon, ale tym razem zrezygnowałam, bo nie chciałam Reusem psuć sobie humoru. Wzięłam laptopa na łóżko. Chciałam sprawdzić, co tam słychać w Polsce, więc weszłam na Facebooka. Przeglądając tablice, natrafiłam na pewne zdjęcie...
________________________________________________________________
Zapraszam tym razem na rozdział 4!
Wiem, nie wydarzyło się za wiele, ale obiecuję, że na urodzinach Roberta COŚ się stanie :))))
Musicie być cierpliwi ;)
Teraz macie trochę o uczuciach głównych bohaterów.

Mam nadzieję, że mimo wszystko spodoba Wam się!

Zachęcam do komentowania ♥

ENJOY !

Teraz trochę o reprezentacjach.
Dobra wiadomość jest taka, że Polska wygrała z Gibraltarem! Chociaż co się dziwić :) Robert zagrał świetny mecz i mam nadzieję, że każdy następny też taki będzie i będziemy mieli możliwość zobaczenia naszych rodaków we Francji na Euro.
Z gorszych, a nawet okropnych, tragicznych wieści to jest kontuzja Marco. Samego meczu nie widziałam, bo oglądałam ten Polaków, ale jak dowiedziałam się o tej kontuzji to się załamał :(
Nie dość, że dopiero regeneruję się po poprzednim urazie to teraz się to odnowiło. Plus jest taki, że nie wygląda to tak źle jak ostatnio, ale czeka go rehabilitacja.
Kurczę, coś ostatnio mu nie idzie gra w reprezentacji. Teraz będzię miał przerwę przez 4 tygodnie i możliwe, że nie zagra z naszymi rodakami :(


NIE POZOSTAJE NAM NIC INNEGO JAK ŻYCZYĆ MU WSZYSTKIEGO DOBREGO I SZYBKIEGO POWROTU DO ZDROWIA!




GET WELL SOON MARCO! :* 





TAŃCZYMY HAHA XD ♥

3 komentarze:

  1. No no no jestem mega ciekawa coi sie tam wydarzy^^
    Ale Mario :3 jest genialny :3
    Pozdrawiam i życzę weny :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłam na twojega bloga przez przypadek i nie żałuję. To opowiadanie jest świetne. Piszesz naprawdę genialnie.:) Czekam z mega niecierpliwością na kolejny rozdział i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardz dziękuję! To wiele dla mnie znaczy i napewno będzie mi się taraz lepiej pisało kolejne rozdziały :)
      Pozdrawiam również i jeszcze raz dziękuje :*

      Usuń