"O CO SIĘ POKŁÓCILIŚCIE?!"
*******
Powoli zaczynałem się przebudzać z błogiego snu. Gdy otworzyłem już w pełni oczy, pomyślałem o jednym: to już dzisiaj. Za kilka godzin mam samolot do Monachium i podpiszę z nimi kontrakt na 5 lat. Nie mam pojęcia czy zostanę tam tak długo, ale jak na razie nie myślę o tym. Zastanawiam się przede wszystkim, jak ludzie zareagują. Pewnie kibice mnie znienawidzą. Nie chciałem tego. Gdybym mógł, to poszedłbym do innego klubu, ale tylko Bayern obiecał mi kontrakt już po wakacjach. Tylko jemu zależało bym grał już teraz. FC Hollywood było moim jedynym wyjściem. Najgorszym, ale możliwym.
Przeciągnąłem się leniwie na łóżku i poczułem, że Ann nie ma ze mną. Musiała już wstać wcześniej, bo dziewczyna nie należy do osób, które lubią sobie pospać. Jest rannym ptaszkiem i zapewne siedzi w kuchni i przygotowuje śniadanie dla mnie. Wstałem z przyjemnego mebla i udałem się do garderoby po nowe ubrania. Przygotowałem już w strój, w którym miałem odwiedzić Alianz Arenę. Czarne jeansy i do tego koszula w kratę. Wziąłem szybki prysznic, a potem się już ubrałem. Spakowałem swoje kosmetyki do torby, która stała koło okna w sypialni. Z Ann znaleźliśmy już mieszkanie. Na razie nam wystarczy, a potem pomyślimy o jakimś domku. Generalnie to modelka zostanie kilka dni w Dortmundzie. Pozałatwia wszystkie formalności i dopiero przeniesie się na Bawarię.
Zszedłem powoli po schodach i słyszałem, jak blondynka cicho mruczy jakąś piosenkę. Była odwrócona i smażyła naleśniki. Nie widziała mnie. Podszedłem do niej od tyłu i gdy byłem już wystarczająco blisko, objąłem ją w talii. Modelka lekko wzdrygnęła, ale gdy poczuła jak moje ręce zjeżdżają niżej, rozluźniła mięśnie.
-Jak się spało, kochanie?-zamruczałem jej prosto do nosa.
-Dobrze. Dziękuję.-odpowiedziała. Wiedziałem, że jest smutna. Czułem ten smutek i rozżalenie na kilometr. Chciała zostać, ale akceptuje to. Akceptuje moje działania, które wie, że są nieodpowiednie. Dzielnie mnie wspiera i wiem, że będzie. Ahh... Dlaczego ja tak bardzo schrzaniłem?-Będę tęskniła za tym miejscem. Za tym domem.-wyszeptała, a ja podwoiłem uścisk.
-Ja też. Wiem, że cierpisz przeze mnie.
-Nie cierpię. Akceptuję tą decyzję, bo cię kocham i zawszę będę. Wiedziałam to wiążąc się z tobą.-oznajmiła.-Ale proszę, nie gadajmy o tym. Zjedzmy w spokoju śniadanie.-zaproponowała i tak też zrobiliśmy. Zasiedliśmy wspólnie do stołu i zaczęliśmy zajadać się. Ann naprawdę dobrze gotuje, a naleśniki są jej specjałem. Obydwoje podczas posiłku staraliśmy się porozmawiać na tematy bardziej przyjemne i żadne z nas nie poruszało tematu transferu. Gadaliśmy o kolejnych sesjach dziewczyny, o jej zdrowiu, o Dianie. Skupialiśmy się na wszystkim, tylko nie na tym.
W czasie gdy zegar wybił godzinę 10, zrozumiałem, że muszę się już powoli zbierać na samolot. Na lotnisku mamy się jeszcze raz pożegnać z bliskimi, W międzyczasie, zadzwonił do mnie mój menadżer, który załatwił mi kontrakt. Ja i Marco mamy też tego samego agenta. Za samym gościem nie przepadamy za bardzo. Jest aż za bardzo otwarty, a do tego dochodzi arogancja i egoizm. Jednak nie każdy może być idealny. Nie możemy natomiast zaprzeczyć, że źle wykonuje swoją pracę. Jego cechy idealnie pasują do tego zawodu.
-O której jedziemy?-zapytała, gdy sprzątaliśmy po śniadaniu.
-Myślę, że o 11 wystarczy spokojnie.-oznajmiłem i pomogłem dziewczynie przy odkładaniu brudnych naczyń do zmywarki.
-Pójdę zobaczysz, czy nie ma jakiś listów.-wypowiedziałem i nie czekałem nawet na odpowiedź. Zawszę tak robię. Zawsze, co tydzień w poniedziałek. Pospacerowałem sobie powoli do skrzynki, która znajdowała się przy mojej bramce. Otworzyłem furtkę, a potem metalowe pudełko i zauważyłem, że znajdowało się w nim kilka białych kartek. Wyjąłem wszystkie i zamknąłem na klucz skrzynkę. Szedłem równie powoli, jak przedtem i przeglądałem listy. Większość to były jakieś informacje z urzędu, a jeden to był chyba mandat. Wiadomo, że mój. Kiedy nagle natrafiłem na coś ciekawego. Złożona karta. Pomyślałem, że to na pewno jakaś fanka, bo już zdarzył się takie coś parę razy. Chciałem odczytać len list, ale już po pierwszym zdaniu zrozumiałem, że to nie jest ani wiadomość, a tym bardziej od fanki. Czytając coraz dalej, moje serce gwałtownie przyspieszyło i rozbiło się ba kilka drobnych kawałków. Moja buzia nieumyślnie się otworzyła. Kończąc, przejechałem dłonią po swojej głowie i najszybciej jak tylko mogłem wpadłem do domu.
-ANN!-krzyknąłem głośno.
-Co się stało?-przeraziła się.
-Zbieraj się jedziemy!-oznajmiłem nie tłumacząc za wiele.
-Ale dokąd, Mario?-denerwowała się, a fakt, że jest w ciąży wcale nam nie pomagał.
-Do domu Wiktorii, szybko!
Zszedłem powoli po schodach i słyszałem, jak blondynka cicho mruczy jakąś piosenkę. Była odwrócona i smażyła naleśniki. Nie widziała mnie. Podszedłem do niej od tyłu i gdy byłem już wystarczająco blisko, objąłem ją w talii. Modelka lekko wzdrygnęła, ale gdy poczuła jak moje ręce zjeżdżają niżej, rozluźniła mięśnie.
-Jak się spało, kochanie?-zamruczałem jej prosto do nosa.
-Dobrze. Dziękuję.-odpowiedziała. Wiedziałem, że jest smutna. Czułem ten smutek i rozżalenie na kilometr. Chciała zostać, ale akceptuje to. Akceptuje moje działania, które wie, że są nieodpowiednie. Dzielnie mnie wspiera i wiem, że będzie. Ahh... Dlaczego ja tak bardzo schrzaniłem?-Będę tęskniła za tym miejscem. Za tym domem.-wyszeptała, a ja podwoiłem uścisk.
-Ja też. Wiem, że cierpisz przeze mnie.
-Nie cierpię. Akceptuję tą decyzję, bo cię kocham i zawszę będę. Wiedziałam to wiążąc się z tobą.-oznajmiła.-Ale proszę, nie gadajmy o tym. Zjedzmy w spokoju śniadanie.-zaproponowała i tak też zrobiliśmy. Zasiedliśmy wspólnie do stołu i zaczęliśmy zajadać się. Ann naprawdę dobrze gotuje, a naleśniki są jej specjałem. Obydwoje podczas posiłku staraliśmy się porozmawiać na tematy bardziej przyjemne i żadne z nas nie poruszało tematu transferu. Gadaliśmy o kolejnych sesjach dziewczyny, o jej zdrowiu, o Dianie. Skupialiśmy się na wszystkim, tylko nie na tym.
W czasie gdy zegar wybił godzinę 10, zrozumiałem, że muszę się już powoli zbierać na samolot. Na lotnisku mamy się jeszcze raz pożegnać z bliskimi, W międzyczasie, zadzwonił do mnie mój menadżer, który załatwił mi kontrakt. Ja i Marco mamy też tego samego agenta. Za samym gościem nie przepadamy za bardzo. Jest aż za bardzo otwarty, a do tego dochodzi arogancja i egoizm. Jednak nie każdy może być idealny. Nie możemy natomiast zaprzeczyć, że źle wykonuje swoją pracę. Jego cechy idealnie pasują do tego zawodu.
-O której jedziemy?-zapytała, gdy sprzątaliśmy po śniadaniu.
-Myślę, że o 11 wystarczy spokojnie.-oznajmiłem i pomogłem dziewczynie przy odkładaniu brudnych naczyń do zmywarki.
-Pójdę zobaczysz, czy nie ma jakiś listów.-wypowiedziałem i nie czekałem nawet na odpowiedź. Zawszę tak robię. Zawsze, co tydzień w poniedziałek. Pospacerowałem sobie powoli do skrzynki, która znajdowała się przy mojej bramce. Otworzyłem furtkę, a potem metalowe pudełko i zauważyłem, że znajdowało się w nim kilka białych kartek. Wyjąłem wszystkie i zamknąłem na klucz skrzynkę. Szedłem równie powoli, jak przedtem i przeglądałem listy. Większość to były jakieś informacje z urzędu, a jeden to był chyba mandat. Wiadomo, że mój. Kiedy nagle natrafiłem na coś ciekawego. Złożona karta. Pomyślałem, że to na pewno jakaś fanka, bo już zdarzył się takie coś parę razy. Chciałem odczytać len list, ale już po pierwszym zdaniu zrozumiałem, że to nie jest ani wiadomość, a tym bardziej od fanki. Czytając coraz dalej, moje serce gwałtownie przyspieszyło i rozbiło się ba kilka drobnych kawałków. Moja buzia nieumyślnie się otworzyła. Kończąc, przejechałem dłonią po swojej głowie i najszybciej jak tylko mogłem wpadłem do domu.
-ANN!-krzyknąłem głośno.
-Co się stało?-przeraziła się.
-Zbieraj się jedziemy!-oznajmiłem nie tłumacząc za wiele.
-Ale dokąd, Mario?-denerwowała się, a fakt, że jest w ciąży wcale nam nie pomagał.
-Do domu Wiktorii, szybko!
*******
Równo o godzinie 9 rano zadzwonił mój budzik. Oznaczało to, że pora wstać i szykować się do pracy. Podniosłam się z wygodnego łóżka i przetarłam oczy. Odwróciłam się w stronę mojego męża, który spał jak zabity i ani myślał by wstać z ciepłego posłania. Prawda jest taka, że jego to nawet woja by nie obudziła. Zaśmiałam się sama do siebie i pochyliłam nad nim i pocałowałam w policzek. Nie zadziałało. Drugi raz. Uśmiechnął się tylko pod nosem. Następnie postanowiłam lekko go szturchnąć. Nic. Znowu i znowu nic. Zdenerwowana podniosłam głos:
-Wstawaj, kurczę!-powiedziałam, a Michał otworzył ciężkie oczy. Spojrzał na mnie, zanalizował i znowu je zamknął.-Nie wygłupiaj się, tylko wstawaj, bo spóźnię się do kancelarii, a zdaję się, że ty też masz dzisiaj spotkanie z klientem.
-O 13 wymamrotał. Kobieto, daj mi spać...-odpowiedział i przykrył się kołdrą po sam czubek głowy.
-Gdyby ktoś miał wątpliwości, że Wiktoria to twoja córka, to chyba go wyśmieję.-skomentowałam wspólną cechę mojego męża i córki.-Wstawaj!-klepnęłam go w ramię.
-Gdzie ci się tak śpieszy?-zapytał, gdy wyłonił się spod pierzyny.
-No nie wiem. Zastanówmy się...-udawałam, że myślę.-Do pracy!
-Przecież ta kancelaria jest twoja. Jesteś swoim własnym szefem. Nie możesz się zwolnić.-stwierdził, a ja zastanawiałam się jakim cudem ten człowiek znajduje się na tak poważnym stanowisku.
-Wstawaj, kurczę!-powiedziałam, a Michał otworzył ciężkie oczy. Spojrzał na mnie, zanalizował i znowu je zamknął.-Nie wygłupiaj się, tylko wstawaj, bo spóźnię się do kancelarii, a zdaję się, że ty też masz dzisiaj spotkanie z klientem.
-O 13 wymamrotał. Kobieto, daj mi spać...-odpowiedział i przykrył się kołdrą po sam czubek głowy.
-Gdyby ktoś miał wątpliwości, że Wiktoria to twoja córka, to chyba go wyśmieję.-skomentowałam wspólną cechę mojego męża i córki.-Wstawaj!-klepnęłam go w ramię.
-Gdzie ci się tak śpieszy?-zapytał, gdy wyłonił się spod pierzyny.
-No nie wiem. Zastanówmy się...-udawałam, że myślę.-Do pracy!
-Przecież ta kancelaria jest twoja. Jesteś swoim własnym szefem. Nie możesz się zwolnić.-stwierdził, a ja zastanawiałam się jakim cudem ten człowiek znajduje się na tak poważnym stanowisku.
-Udam, że tego nie słyszałam. Idę robić śniadanie, a ciebie też zaraz widzę na dole.
-Boże. Widzisz i nie grzmisz.-usłyszałam za plecami żale męża. Tylko uśmiechnęłam się zwycięsko i udałam się na dół, w celu zrobienia kawy, która jest idealna na początek dnia. Przynajmniej ja z mężem nie wyobrażam sobie poranka bez ciemnego napoju. Wstawiłam ekspress na ciepły napój i usiadłam przy stole. Za chwilę pojawił się brunet, który był jeszcze trochę przymulony, ale ulubione Latte z ekspresu, postawi go na nogi.
Gdy nasze picia zostały przygotowane, zajęliśmy się ich spożyciem. Dodatkowo wzięliśmy do zjedzenia resztki ciasta, które dostaliśmy od naszych wspólnych znajomych. Najedzeni i napojeni, poszliśmy do sypiali i zaczęliśmy wybierać ubrania do pracy. Postawiłam na czarną spódnicę za uda i białą koszulę. Poszłam do łazienki i ubrałam się. Chciałam wyprostować sobie jeszcze włosy, ale ja i Wiktoria mamy wspólną, bo ja sama nie używam jej tak wiele, więc prostownica musiała być w łazience mojej córki. Wiedziałam, że śpi, więc nie bardzo chciałam ją budzić, ale pomyślałam, że jak zachowam się cicho, to mnie nie usłyszy. Wyszłam ze swojego pokoju i po cichu powędrowałam do niej. Mijałam kolejne odległości i w końcu dotarłam pod drzwi. Otworzyłam je powoli i na paluszkach udawałam się do łazienki. Przystanęłam jednak chwilę. Przestałam się zachowywać cicho. Podeszłam do łóżka córki i nie wiem dlaczego, ale wywaliłam kołdrę na podłogę. Nie było jej. Ale jak to jej nie było? Moje serce powoli zaczęło szybciej kołatać, a dłonie trząść. Zdenerwowałam się i zaniepokoiłam, bo Wiktoria nigdy nie odwaliła mi takiego numeru. Co tu jest grane?
-Michał!-krzyknęłam głośno.
-Co się stało?-odkrzyknął zza ściany.
-Nie czy coś się stało, tylko chodź tu!-odpowiedziałam zdenerwowana. Usłyszałam zbliżające się kroki, a po chwili mój mąż był obok mnie.
-Co się... gdzie jest Wiktoria?-przerwał sam sobie jak zobaczył, że łóżko jest puste.
-Mówiła ci coś?-pytałam zmartwiona i coraz bardziej zbierało mi się na łzy, ale jeszcze była silna. Przecież mogła wyjść wcześniej, np. pobiegać, ale moje przeczucie mówiło mi coś innego. Dodatkowo jeszcze ta sprawa z Mario...
-Nie, ale spokojnie, kochanie.-uspokajał mnie.
-Jak mam być spokojna jak moja córka zniknęła.-podniosłam głos.
-Mogła przecież gdzieś wyjść. Jest dorosła. Nie będzie przecież nam się spowiadała ze wszystkiego.-mówił swoim spokojnym i opanowanym głosem.
-Tak, masz rację.-odetchnęłam lekko.-Panikuję tylko niepotrzebnie. Zaraz do niej zadzwonię.-wyjaśniłam i poszłam do sypialni, gdzie został mój telefon. Wzięłam go i wykręciłam numer do Wiki. Niestety. Włącza się automatyczna sekretarka.
-I jak?-zapytał wchodząc do pokoju. Również się martwił, ale mężczyźni potrafią ukrywać emocje. Zazdroszczę im.
-Ma wyłączony telefon.-wyjaśniłam i szybkimi krokami poszłam jeszcze raz do pokoju córki. Weszłam do jej garderoby i zamarłam. Nie było jej ubrań. Została większość, ale były widoczne braki. Zajrzałam też do miejsca, gdzie zawsze trzymała swoją walizkę podróżną, ale jej również nie było. W tym momencie do moich oczu zaczęły podchodzić łzy. Mój mąż również znalazł się zaraz w tym samym miejscu co ja i pierwsze co zrobił to rozejrzał się dookoła. Potem poczułam jak mnie przytula.
-Cii.. nie płacz.-sam nie wiedział już, co ma odpowiedzieć. Bo jak ma mnie pocieszyć?
-Michał... gdzie ona jest? Dlaczego jej nie ma?-płakałam. Ukochany wyprowadził mnie z garderoby i stanęliśmy w pokoju Wiki. Nagle dołączył do nas niewyspany Kuba. Nie wyglądał na zadowolonego.
-Co wy się tak tłuczecie, kurczę.-marudził, ale zaraz po swoich słowach spojrzał na nas. Zobaczył w jakim jestem stanie i momentalnie otrzeźwiał.-Mamo? Co się dzieje?-pytał i podszedł bliżej.
-Twoja siostra zniknęła.-wyręczył mnie ojciec moich dzieci.
-Jak to zniknęła?!-zaniepokoił się.
-Nie ma jej rzeczy, walizki... Wygląda jakby się wyprowadziła.-odpowiedziała tym razem ja.-Nie mówiła ci niczego? Kuba, każde informacje są ważne.
-Nie.-zaprzeczył.-My wczoraj nawet nie rozmawialiśmy jak wróciła. Może jest u Marco. Dzwoniliście do niego?-zapytał, a ja szybko wyrwałam się z uścisku męża i wykręciłam już numer do narzeczonego Wiktorii, ale nagle usłyszałam jak ktoś kilka razy wciska przycisk dzwonka do drzwi. Momentalnie przerwałam połączenie i ruszyłam w stronę korytarza na dole. Do moich uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi. W środku stali już Mario i jego dziewczyna. Z jednej strony poczułam ulgę, ale z drugiej widziałam jak na twarzy bruneta malował się smutek i przerażenie. Czyżby wiedział o Wiki?
-Mario?-krzyknęłam.
-Proszę, niech mi pani powie, że Wiktoria jest na górze?-mówił błagalnym tonem i złożył dłonie jak do modlitwy. Kiwnęłam przecząco głową, a potem ją spuściłam.-Cholera.-syknął.
-Mario, a ty coś wiesz?-odezwał się mój mąż.
-To moja wina...-złapał się za głowę i odwrócił do nas.-Gdybym tylko wziął jej słowa na poważnie.
-Co takiego powiedziała?-zadałam pytanie.
-Wczoraj jak się pokłóciliśmy o ten transfer, powiedziała, że nie da mi odejść i to ona jest tu niepotrzebnie.-odparł.-A dzisiaj znalazłem to.-dodał i wyciągnął z kieszeni zgniecioną kartkę. chwyciłam szybko za nią i odczytałam. Było to widoczne pismo Wiktorii.
-Boże. Widzisz i nie grzmisz.-usłyszałam za plecami żale męża. Tylko uśmiechnęłam się zwycięsko i udałam się na dół, w celu zrobienia kawy, która jest idealna na początek dnia. Przynajmniej ja z mężem nie wyobrażam sobie poranka bez ciemnego napoju. Wstawiłam ekspress na ciepły napój i usiadłam przy stole. Za chwilę pojawił się brunet, który był jeszcze trochę przymulony, ale ulubione Latte z ekspresu, postawi go na nogi.
Gdy nasze picia zostały przygotowane, zajęliśmy się ich spożyciem. Dodatkowo wzięliśmy do zjedzenia resztki ciasta, które dostaliśmy od naszych wspólnych znajomych. Najedzeni i napojeni, poszliśmy do sypiali i zaczęliśmy wybierać ubrania do pracy. Postawiłam na czarną spódnicę za uda i białą koszulę. Poszłam do łazienki i ubrałam się. Chciałam wyprostować sobie jeszcze włosy, ale ja i Wiktoria mamy wspólną, bo ja sama nie używam jej tak wiele, więc prostownica musiała być w łazience mojej córki. Wiedziałam, że śpi, więc nie bardzo chciałam ją budzić, ale pomyślałam, że jak zachowam się cicho, to mnie nie usłyszy. Wyszłam ze swojego pokoju i po cichu powędrowałam do niej. Mijałam kolejne odległości i w końcu dotarłam pod drzwi. Otworzyłam je powoli i na paluszkach udawałam się do łazienki. Przystanęłam jednak chwilę. Przestałam się zachowywać cicho. Podeszłam do łóżka córki i nie wiem dlaczego, ale wywaliłam kołdrę na podłogę. Nie było jej. Ale jak to jej nie było? Moje serce powoli zaczęło szybciej kołatać, a dłonie trząść. Zdenerwowałam się i zaniepokoiłam, bo Wiktoria nigdy nie odwaliła mi takiego numeru. Co tu jest grane?
-Michał!-krzyknęłam głośno.
-Co się stało?-odkrzyknął zza ściany.
-Nie czy coś się stało, tylko chodź tu!-odpowiedziałam zdenerwowana. Usłyszałam zbliżające się kroki, a po chwili mój mąż był obok mnie.
-Co się... gdzie jest Wiktoria?-przerwał sam sobie jak zobaczył, że łóżko jest puste.
-Mówiła ci coś?-pytałam zmartwiona i coraz bardziej zbierało mi się na łzy, ale jeszcze była silna. Przecież mogła wyjść wcześniej, np. pobiegać, ale moje przeczucie mówiło mi coś innego. Dodatkowo jeszcze ta sprawa z Mario...
-Nie, ale spokojnie, kochanie.-uspokajał mnie.
-Jak mam być spokojna jak moja córka zniknęła.-podniosłam głos.
-Mogła przecież gdzieś wyjść. Jest dorosła. Nie będzie przecież nam się spowiadała ze wszystkiego.-mówił swoim spokojnym i opanowanym głosem.
-Tak, masz rację.-odetchnęłam lekko.-Panikuję tylko niepotrzebnie. Zaraz do niej zadzwonię.-wyjaśniłam i poszłam do sypialni, gdzie został mój telefon. Wzięłam go i wykręciłam numer do Wiki. Niestety. Włącza się automatyczna sekretarka.
-I jak?-zapytał wchodząc do pokoju. Również się martwił, ale mężczyźni potrafią ukrywać emocje. Zazdroszczę im.
-Ma wyłączony telefon.-wyjaśniłam i szybkimi krokami poszłam jeszcze raz do pokoju córki. Weszłam do jej garderoby i zamarłam. Nie było jej ubrań. Została większość, ale były widoczne braki. Zajrzałam też do miejsca, gdzie zawsze trzymała swoją walizkę podróżną, ale jej również nie było. W tym momencie do moich oczu zaczęły podchodzić łzy. Mój mąż również znalazł się zaraz w tym samym miejscu co ja i pierwsze co zrobił to rozejrzał się dookoła. Potem poczułam jak mnie przytula.
-Cii.. nie płacz.-sam nie wiedział już, co ma odpowiedzieć. Bo jak ma mnie pocieszyć?
-Michał... gdzie ona jest? Dlaczego jej nie ma?-płakałam. Ukochany wyprowadził mnie z garderoby i stanęliśmy w pokoju Wiki. Nagle dołączył do nas niewyspany Kuba. Nie wyglądał na zadowolonego.
-Co wy się tak tłuczecie, kurczę.-marudził, ale zaraz po swoich słowach spojrzał na nas. Zobaczył w jakim jestem stanie i momentalnie otrzeźwiał.-Mamo? Co się dzieje?-pytał i podszedł bliżej.
-Twoja siostra zniknęła.-wyręczył mnie ojciec moich dzieci.
-Jak to zniknęła?!-zaniepokoił się.
-Nie ma jej rzeczy, walizki... Wygląda jakby się wyprowadziła.-odpowiedziała tym razem ja.-Nie mówiła ci niczego? Kuba, każde informacje są ważne.
-Nie.-zaprzeczył.-My wczoraj nawet nie rozmawialiśmy jak wróciła. Może jest u Marco. Dzwoniliście do niego?-zapytał, a ja szybko wyrwałam się z uścisku męża i wykręciłam już numer do narzeczonego Wiktorii, ale nagle usłyszałam jak ktoś kilka razy wciska przycisk dzwonka do drzwi. Momentalnie przerwałam połączenie i ruszyłam w stronę korytarza na dole. Do moich uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi. W środku stali już Mario i jego dziewczyna. Z jednej strony poczułam ulgę, ale z drugiej widziałam jak na twarzy bruneta malował się smutek i przerażenie. Czyżby wiedział o Wiki?
-Mario?-krzyknęłam.
-Proszę, niech mi pani powie, że Wiktoria jest na górze?-mówił błagalnym tonem i złożył dłonie jak do modlitwy. Kiwnęłam przecząco głową, a potem ją spuściłam.-Cholera.-syknął.
-Mario, a ty coś wiesz?-odezwał się mój mąż.
-To moja wina...-złapał się za głowę i odwrócił do nas.-Gdybym tylko wziął jej słowa na poważnie.
-Co takiego powiedziała?-zadałam pytanie.
-Wczoraj jak się pokłóciliśmy o ten transfer, powiedziała, że nie da mi odejść i to ona jest tu niepotrzebnie.-odparł.-A dzisiaj znalazłem to.-dodał i wyciągnął z kieszeni zgniecioną kartkę. chwyciłam szybko za nią i odczytałam. Było to widoczne pismo Wiktorii.
"Drogi Mario!
Tak jak Ci mówiłam, nie pozwolę Ci byś przeze mnie odchodził i opuszczał swoje miasto. To ja nabroiłam i muszę teraz ponieś konsekwencję. Nie szukajcie mnie. Będę bezpieczna. Uszanuj moją decyzję, tak jak ty chciałbyś bym zaakceptowała Twój wyjazd do Monachium. Teraz możesz zostać.
Kocham Was i przepraszam. Przepraszam Marco.
Wiktoria."
-O co tu chodzi? Co ona zrobiła? Nic z tego nie rozumiem.-mówiłam do Niemca, ale ten odwrócił się i wyciągnął telefon.
-Zadzwonię do Marco. Nic jeszcze nie wie.-wyznał i udał się na zewnątrz. Natomiast ja patrzałam na tę zwykłą karteczkę i zerkałam na każdego z domowników wraz z Ann.-Proszę, może ty coś wiesz?-zwróciłam się do modelki.
-Chciałabym, ale Mario nie chce mi nic powiedzieć.-odpowiedziała. Głośno westchnęłam i usiadłam na schodach. Schowałam twarz w dłoniach. Chciało mi się płakać. Nie mogłam zrozumieć, że już nigdy nie zobaczę mojej córki. Było dobrze. Wróciła szczęśliwa i odmieniona z wakacji. W końcu odżyła po tych wszystkich ostatnich wydarzeniach. Nagle tak jednego dnia się po prostu wszystko zmieniło?
Poczułam jak blondynka siada obok mnie. Obejmuje moja osobę.
-Niech cię pani nie denerwuje. Wszystko się ułoży.-pocieszała mnie, a zaraz potem dołączyli do mnie mój mąż i syn.
*******
Po nieprzespanej nocy najlepszym lekarstwem na okropny ranek będzie zimny, bardzo zimny prysznic. Wstałem z okropną myślą. Z myślą, że mój najlepszy przyjaciel mnie opuszcza. Z myślą, że już go nie będzie. Jeszcze to pożegnanie na lotnisku. Nienawidzę tego. Płakałem, ale rozumiałem go. Może ma rację, że w BVB jest teraz ciasno na jego pozycji, ale przecież po tylu latach wypracował sobie miejsce. Pragnę zrozumieć go, ale jakoś nie mogę. Jego decyzja jest dla mnie szokiem. Szczególnie, bo dowiedziałem się tego z dnia na dzień. Nie powiedział mi wcześniej. Dowiedziałem się w dzień przed jego wyjazdu. okropne uczucie. Może gdybym dowiedział się wcześniej. Może mógłbym zaakceptować i oswoić się z tą myślą. Przecież jeszcze przed wczoraj siedzieliśmy na wspólnej kawie w restauracji, a dzisiaj ma samolot do Monachium i ma się zaprezentować dziennikarzom. Zostawia nas w najgorszym momencie. Zawodowym i prywatnym. Jesteśmy na dole tabeli, a jego gra nam sie przyda. Jego osobowość na boisku. Dodatkowo straciliśmy niedawno wspólną przyjaciółkę, a teraz jeszcze on. Tak się nie robi. Skoro Bayern chce go teraz, to równie dobrze może chcieć go w letnim okienku transferowym. Mógłby poczekać. Mógłby dać nam czas na przemyślenie. A tak, pozostaje nam tylko się pożegnać.
Mimo to, szanuję jego decyzję. Wiem ile znaczy dla niego piłka. Wiem, co to znaczy mieć marzenia. Przecież moim marzeniem od dziecka było grać w czarno - żółtych barwach. Kiedy udało mi się kilka lat temu spełnić te marzenia i powrócić do rodzimego miasta, czułem się wspaniale. Rozumiem ile znaczą marzenia.
Wyszedłem z kabiny prysznicowej i wytarłem się w ręcznik. Powoli ubierałem się nie śpiesząc i nie patrząc na godzinę. Wiedziałem, że mam czas. Podjadę jeszcze wcześniej do Wiktorii i sprawdzę jak się trzyma. Zrobiłem tak jak prosiła i nie dzwoniłem do niej wczoraj oraz dałem czas na myślenie. Mimo, że było mi trudno i biłem się ciągle z myślami, czy napisać, czy nie. Wiedziałem i czułem jak jest jej ciężko. Jak Mario wrócił bez niej i powiedział, że teraz trzeba dać jej chwilę i spokój. Wiedziałem, że to wszystko co odbudowaliśmy małymi kroczkami w Chorwacji, prysnęło. Znowu wrócił płacz i stres. Nie potrafię sobie wyobrazić jak musi cierpieć. Tyle miała problemów, a kolejne dokładają jej na dodatek najbliższe osoby.
W końcu gdy ułożyłem swoje włosy, wyszedłem z łazienki i powędrowałem na dół do kuchni. Tam usłyszałem dopiero jak mój telefon wibruje. Również nie śpieszyłem się i powoli podszedłem do urządzenia. Ktoś już przestał się dobijać i iPhone ucichł. Złapałem go i odblokowałem. Zauważyłem kilka nieodebranych połączeń od Mario. Czyżby przełożył wyjazd na wcześniej, albo na późniejszą godzinę. Było też jedno nieodebrane połączenie od mamy Wiki. Coś tu nie gra...
Nagle telefon znowu rozbrzmiał.
-Cześć.-przywitałem się.-Co się dzieje, Mario?
-Marco, proszę przyjedź do domu Wiktorii.-oznajmił.
-Stary, co jest grane? Co się stało?-martwiłem się.
-Nie denerwuj się. Wszystko wyjaśnię ci jak przyjedziesz.
-Mario!-krzyknąłem, bo denerwowały mnie jego wykręty.
-Wiktoria zniknęła....-wydusił to z siebie, a ja zastygłem. Jak to zniknęła? Jak można tak po prostu zniknąć?-Halo? Marco? Jesteś tam?
-Zaraz będę.-powiedziałem i nie czekając na nic, rozłączyłem się.
Chwyciłem pośpiesznie za kluczyki od auta i nie patrząc na nic wybiegłem z domu. Nawet nie wiem, czy zamknąłem go. To nie było teraz ważne. Udałem się do podziemnego parkingu, gdzie stały moje samochodu i dorwałem się do Astona. Z piskiem opon opuściłem Phoenix See. Nie patrzałem na znaki, na innych uczestników ruchu i na ograniczenia. Pędziłem by jak najszybciej znaleźć się w mojej starej dzielnicy. Podczas drogi obserwowałem jak moje ręce rytmicznie się trzęsą. Strach dominował nade mną. Okropne uczucie. Chciałem jak najszybciej znaleźć się u niej w domu i dowiedzieć co się dzieje. Szczerze, pragnąłem by jak przyjadę powiedzieli mi, że to taki żart, a dziewczyna wybiegnie z pokoju i mnie przytuli.
Mimo to, szanuję jego decyzję. Wiem ile znaczy dla niego piłka. Wiem, co to znaczy mieć marzenia. Przecież moim marzeniem od dziecka było grać w czarno - żółtych barwach. Kiedy udało mi się kilka lat temu spełnić te marzenia i powrócić do rodzimego miasta, czułem się wspaniale. Rozumiem ile znaczą marzenia.
Wyszedłem z kabiny prysznicowej i wytarłem się w ręcznik. Powoli ubierałem się nie śpiesząc i nie patrząc na godzinę. Wiedziałem, że mam czas. Podjadę jeszcze wcześniej do Wiktorii i sprawdzę jak się trzyma. Zrobiłem tak jak prosiła i nie dzwoniłem do niej wczoraj oraz dałem czas na myślenie. Mimo, że było mi trudno i biłem się ciągle z myślami, czy napisać, czy nie. Wiedziałem i czułem jak jest jej ciężko. Jak Mario wrócił bez niej i powiedział, że teraz trzeba dać jej chwilę i spokój. Wiedziałem, że to wszystko co odbudowaliśmy małymi kroczkami w Chorwacji, prysnęło. Znowu wrócił płacz i stres. Nie potrafię sobie wyobrazić jak musi cierpieć. Tyle miała problemów, a kolejne dokładają jej na dodatek najbliższe osoby.
W końcu gdy ułożyłem swoje włosy, wyszedłem z łazienki i powędrowałem na dół do kuchni. Tam usłyszałem dopiero jak mój telefon wibruje. Również nie śpieszyłem się i powoli podszedłem do urządzenia. Ktoś już przestał się dobijać i iPhone ucichł. Złapałem go i odblokowałem. Zauważyłem kilka nieodebranych połączeń od Mario. Czyżby przełożył wyjazd na wcześniej, albo na późniejszą godzinę. Było też jedno nieodebrane połączenie od mamy Wiki. Coś tu nie gra...
Nagle telefon znowu rozbrzmiał.
-Cześć.-przywitałem się.-Co się dzieje, Mario?
-Marco, proszę przyjedź do domu Wiktorii.-oznajmił.
-Stary, co jest grane? Co się stało?-martwiłem się.
-Nie denerwuj się. Wszystko wyjaśnię ci jak przyjedziesz.
-Mario!-krzyknąłem, bo denerwowały mnie jego wykręty.
-Wiktoria zniknęła....-wydusił to z siebie, a ja zastygłem. Jak to zniknęła? Jak można tak po prostu zniknąć?-Halo? Marco? Jesteś tam?
-Zaraz będę.-powiedziałem i nie czekając na nic, rozłączyłem się.
Chwyciłem pośpiesznie za kluczyki od auta i nie patrząc na nic wybiegłem z domu. Nawet nie wiem, czy zamknąłem go. To nie było teraz ważne. Udałem się do podziemnego parkingu, gdzie stały moje samochodu i dorwałem się do Astona. Z piskiem opon opuściłem Phoenix See. Nie patrzałem na znaki, na innych uczestników ruchu i na ograniczenia. Pędziłem by jak najszybciej znaleźć się w mojej starej dzielnicy. Podczas drogi obserwowałem jak moje ręce rytmicznie się trzęsą. Strach dominował nade mną. Okropne uczucie. Chciałem jak najszybciej znaleźć się u niej w domu i dowiedzieć co się dzieje. Szczerze, pragnąłem by jak przyjadę powiedzieli mi, że to taki żart, a dziewczyna wybiegnie z pokoju i mnie przytuli.
Po 10 minutach byłem już na miejscu. Zaparkowałem obok wyjazdu i wyszedłem szybko z samochodu. Wbiegłem do domu i nawet nie dzwoniłem tylko zwyczajnie otworzyłem drzwi. Wszyscy siedzieli w salonie, a gdy usłyszeli, że ktoś wszedł, popatrzeli na mnie. To jednak nie jest kawał.
-Jak to zniknęła?-zapytałem na przywitanie. Nikt nie odpowiedział.
-Nie mamy pojęcia, Marco.-odezwała się jej mama, która właśnie wyszła z kuchni, Miała w ręku telefon.-Dzwonię do każdego z rodziny, ale nikt nic nie wie.
-Dzwoniliście do niej?-pytałem dalej.
-Tak, ale ma wyłączony telefon.-wyjaśnił Mario. Wtedy popatrzałem na niego i zrozumiałem, że to on jest jedną z ostatnich osób, z którymi się widziała.
-Musiała ci coś powiedzieć, Götze.-ruszyłem do niego. Miałem wrażenie, że ma to jakiś związek z nim i z tą ich kłótnią co miała miejsce.
-Powiedziała, że nie da mi odejść.-odpowiedział i popatrzał na mnie z dołu, bo siedział na kanapie obok Ann.
- Zostawiła ten list.-starsza kobieta podała mi kartkę papieru. Zacząłem ją czytać. Wtedy zrozumiałem, że to na pewno chodzi o ich kłótnie. Przecież Wiktoria wyznała mi, że to nic takiego. Błahostka. Wyjechała przez błahostkę?
-O co się pokłóciliście?-zadałem pytanie mojemu najlepszemu przyjacielowi, nie odrywając wzroku od papieru. Ten popatrzał na mnie zdziwiony. Zupełnie jakby zobaczył ducha.
-Co?-wymamrotał.
-O co się pokłóciliście?!-podniosłem głos.
-Marco, spokojnie.-jego dziewczyna wstała i zaczęła mnie uspokajać.
-Jak to zniknęła?-zapytałem na przywitanie. Nikt nie odpowiedział.
-Nie mamy pojęcia, Marco.-odezwała się jej mama, która właśnie wyszła z kuchni, Miała w ręku telefon.-Dzwonię do każdego z rodziny, ale nikt nic nie wie.
-Dzwoniliście do niej?-pytałem dalej.
-Tak, ale ma wyłączony telefon.-wyjaśnił Mario. Wtedy popatrzałem na niego i zrozumiałem, że to on jest jedną z ostatnich osób, z którymi się widziała.
-Musiała ci coś powiedzieć, Götze.-ruszyłem do niego. Miałem wrażenie, że ma to jakiś związek z nim i z tą ich kłótnią co miała miejsce.
-Powiedziała, że nie da mi odejść.-odpowiedział i popatrzał na mnie z dołu, bo siedział na kanapie obok Ann.
- Zostawiła ten list.-starsza kobieta podała mi kartkę papieru. Zacząłem ją czytać. Wtedy zrozumiałem, że to na pewno chodzi o ich kłótnie. Przecież Wiktoria wyznała mi, że to nic takiego. Błahostka. Wyjechała przez błahostkę?
-O co się pokłóciliście?-zadałem pytanie mojemu najlepszemu przyjacielowi, nie odrywając wzroku od papieru. Ten popatrzał na mnie zdziwiony. Zupełnie jakby zobaczył ducha.
-Co?-wymamrotał.
-O co się pokłóciliście?!-podniosłem głos.
-Marco, spokojnie.-jego dziewczyna wstała i zaczęła mnie uspokajać.
-Nie, Ann... zostaw.-podniósł się i westchnął. Nie patrzał mi w oczy.-Dobrze... powiem...
________________________________________________________________
________________________________________________________________
SERDECZNIE ZAPRASZAM!
Zostawiam przed wami taki o to rozdział.
Jestem z niego tak średnio zadowolona. Chciałam oddać emocje, jakie towarzyszyły bohaterom, ale chyba średnio mi się udało.
W każdym bardz razie zbliżamy się do końca, a jak się zakończy i od czego zaczniemy druga część? :))
Gdzie jest Wiktoria?
Czy Marco ją odnajdzie?
Co powie Mario? Przyzna się? Jak zareagują inni?
I co z Monachium?
Liczę kochani, że skomentujcie ten rozdział, bo chciałabym znać opinie. Zależy mi na niej, bo czasami mam takie momenty, że tracę ochotę na pisanie...
Obiecuję, że jak będzie dużo komentarzy to nowy rozdział dodam jeszcze przed weekendem 😘
snapchat --> mariposa_aa
Buziaki i do następnego ❤️❤️❤️
ENJOY ❤️
Rozdział jest cudowny. W wspaniały sposób opisałaś uczucia bohaterów, a w szczególności matki Wiki. Widać, że wszyscy bardzo przejęli się zniknięciem Wiktorii. Trochę jej nie rozumiem, bo w końcu ma wokół siebie tyle kochających ją osób, a tak nagle znika. Powinna oszczędzić im stresu, zostać i porozmawiać na poważnie z Marco, Mario i Ann. Wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie mam pojęcia gdzie może być Wiktoria. Może wyjechała do Polski... Naprawdę nie wiem. W każdym bądź razie mam OGROMNĄ nadzieję, że Reus ją znajdzie. Musi ją znaleźć, nie pozostawiam mu innego wyjścia...
Co do drugiej części, zdecydowanie jestem na TAK <3
Z niecierpliwością czekam na nexta, pozdrawiam i weny życzę, bo masz dla kogo pisać, kochana ;***
Dziękuję bardzo, kochana ❤️
UsuńRozdział jest wspaniały! Wspaniale oddane emocje. Może i to bardzo głupio zabrzmi, ale naprawdę masz ogromny talent, wspaniale piszesz i sama się nie mogę nadziwić, jak bardzo... Choćbym próbowała pisać jak ty, skutki są opłakane. Dla mnie każdy rozdział jest cudowny, wspaniały itd. nie umiem juz nawet rozróżnić który rozdział jest lepszy, który gorszy(chociaż wydaje mi się, że takich nie ma.). Ustawiłaś olbrzymią poprzeczkę piszącym opowiadania. I to co piszesz powinno być oprawione w twardą oprawę i służyć do nauki, świecić przykładem. I ja tu nie cukrzę, czy się nie podlizuję, tylko tak właśnie uważam od juz bardzo dawna..JJesteś po prostu wzorem,tyle...
OdpowiedzUsuńMyślę, że Mario powie prawdę, choć nie wiem, czy w obecności Ann, ale mam wrażenie że się odważy i powie o wszystkim. Z ogromną niecierpliwością czekam na 51...ps.ty też coś masz z tego Polsatu:))
Pozdrawiam♡
Jejku dziewczyno! Dziękuję bardzo! Rozpisałaś się, a ja się wzruszyłam normalnie :')
UsuńDziękuje bardzo, bardzo, bardzo ❤️
A co do Polsatu, to chyba jednak ciebie nie przebiję <333333
Kobieto co ty ze mną robisz...Na poprzednim rozdziale płakałam a teraz jest mi strasznie smutno:( I co teraz będzie? Mam nadzieję że Wiktoria wróci i wszystko się ułoży ale nie jestem tego taka pewna...Jestem ciekawa czy Mario powie prawdę czy skłamie:( Myślę ,ze skłamie bo nie chce dodatkowych kłótni no ale cóż czas pokarze ;D Czekam z niecierpliwością na następny:D
OdpowiedzUsuńAaaaaaa! I co teraz?! :o Dobrze, że Mario sprawdził tą skrzynkę, bo aż boję się pomyśleć, co by się działo, gdyby tego nie zrobił... Jak oni mają ją znaleźć, skoro wyłączyła telefon i nie wiedzą, gdzie pojechała...
OdpowiedzUsuńMyślę, że Mario się przyzna. Widzi, jak poważna jest sytuacja i że nie da się dłużej tego ukrywać. Obawiam się też reakcji Ann i Marco, choć z drugiej strony, to nie jest teraz najważniejsze. Obecnie muszą działać razem, żeby znaleźć Wiki, a ten pocałunek był przecież chwilą słabości, więc może to zrozumieją...
Nie wiem, dlaczego, ale tak sobie pomyślałam, że Wiktoria może być u Lewego. Tak po prostu :D Obiecali, że będą sobie pomagać, więc może właśnie u niego będzie szukała wsparcia... Zobaczymy ;)
Wrzucaj następny jak najszybciej! I nie każ nam czekać ;) Pozdrawiam ♡
świetny rozdział .. Mam nadzieje , że wszystko się wyjaśni i będzie jak dawniej a wiktoria wróci . Trochę obawiam się reakcji Marco na wieść o tym , że całowała się z Mario . Oby się znalazła , Cudnie piszesz i bardzo mi się podoba twój blog . Pozdrawiam i czekam bardzo na następny
OdpowiedzUsuńZnowu!
OdpowiedzUsuńZnowu przerwałaś w takim momencie! :o
Jak mogłaś, Kochana? :o
Ale na samym początku chciałabym przeprosić za tak długą nieobecność, ale ostatnie dni miałam wypełnione po brzegi. Mam nadzieję, że mi wybaczysz? :))
Co do rozdziału.
Piszę te słowa o zawsze, ale co ja poradzę?
GENIALNY!
Wszystkie wyżej wymienione pytania są trafne i nie potrafię odpowiedzieć na żadne z nich.
Gdzie jest Wiktoria?
Nie mam pojęcia. Być może wróciła do Polski, żeby dać spokój wszystkim znajomym, których poznała w Niemczech? Może wyjechała do babci? Nie mam pojęcia. ;/
Czy Marco ją odnajdzie?
To zależne od tego, czy Mario powie mu, o co tak naprawdę poszło. Jeżeli mu powie, a Marco przyjmie to na spokojnie, to z pewnością będzie ją szukał. A jeśli przyjmie to bardzo emocjonalne... Bóg jeden raczy wiedzieć.
Co powie Mario?
Myślę, że prawdę.
Przyzna się?
Teraz, w takiej sytuacji nie ma sensu niczego ukrywać.
Jak zareagują inni?
Ich najbliżsi mogą zareagować bardzo źle. Boję się o Ann... Przecież jest w ciąży. Marco może zareagować tak samo źle. :/ To zależne od tego, w jaki sposób Mario im wszystko przedstawi. Jednak wydaje mi się, że tak czy owak i tak będą tym faktem rozgoryczeni.
Co z Monachium?
Wydaje mi się, że Mario odejdzie. Dlaczego? Bo w realu tak się stało. Ale nie tylko o to chodzi. Wydaje mi się, że nasz Pączuś nie będzie mógł normalnie funkcjonować w Dortmundzie. Obawiam się, że wszystko będzie mu przypominało ten jeden błąd. A co gorsza? Jeśli Ann go zostawi, a Marco go znienawidzi, nie będzie miał żadnych podstaw by zostać w Dortmundzie.
Wszystko się pokomplikowało. :/ Wszystko przez ten pocałunek... Gdyby od razu powiedzieli swoim partnerom, może mogłoby się to skończyć inaczej...
Jestem mega ciekawa, co będzie dalej. Jestem głodna rozdziału nr 51!!! :D
Czekam! Czekam! Czekam! ♥
Buziaki! :*
Już po tytule wiedziałam, że będzie gorąco <3
OdpowiedzUsuńZirytowała mnie delikatnie Wiktoria, bo jednak nie pomyślała o Marco i całej reszcie tylko tak po prostu uciekła. Po raz kolejny zresztą.
Ja normalnie padnę jak Mario wyzna całą prawdę, przecież wszyscy się dowiedzą i już mam wizję rodzącej z wrażenia Ann ( nie rób tego, mój mózg jest wystarczająco dziki) :)
Czekam z niecierpliwością na nexta!
<3
Dla mnie to jest bardzo dziwne, bo Wiktoria ma narzeczonego i tak nie myśląc o nim, ucieka i ma wszystko w dupie, bo sądzi, że tym polepszy sprawę? Rozdział bardzo fajny, piszesz coraz lepiej, ale ten wątek jest dla mnie wręcz dziwaczny. Chyba musiałaby mieć w tamtej chwili nieźle 'narąbane' w głowie, żeby uciekać i zostawić swojego narzeczonego bez żadnego słowa, ani bez niczego. Chore troszkę, ale czekam na następny rozdział, bo jestem bardzo ciekawa co dalej z tego wyniknie. Mam nadzieję, że niczym Cię nie uraziłam ;) Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNie jasne, że mnie nie uraziłaś :D Wręcz przeciwnie!
UsuńWiem, że ten wątek jest taki inny, ale właśnie chciałam nim pokazać, że główna bohaterka ma wady, a nawet dużo. Wieje od niej lekkomyślnością. Myślała szybko. Nie chciała by Mario odchodził i gdy powiedział, że wyjeżdża przez nią/dla niej, to jej pierwszym odruchem było właśnie to by nie pozwolić mu odejść. Widziała w sobie winię. Nie chciała tego, by Gotze zmuszał się do wyjazdu. To jest coś w stylu poświęcenia. To kłamstwo, które zostało spowodowane pocałunkiem, powędrowało za daleko i już było za późno na odkręcenie tego.
Wyjechała i zostawiła wszystkich. To głupie i może rzeczywiście "ma narąbane". Nie przeczę. Ona nie chciała tego robić, ale powiedźmy, że się poświęciła. Ten wyjazd jest poświęceniem, bo jak pisałam wcześniej widzi w sobie winę. Sądzi, że jak wyjedzie problemy i to wszystko minie. A czy na pewno?
Wiktoria jest młoda i popełnia błędy. myśli impulsywnie i wiem, że was denerwuje jej zachowanie. Gdybym nie była autorką, a czytała po prostu, to pewnie irytowałaby mnie tak samo jak Was, a że tak jakby ja ją tworzę, to staram się ją bardziej rozumieć.
Jednak nikt nie jest idealny i nie miałam zamiaru tworzyć pseudo wyidealizowanej laski z samymi plusami. Wiki popełnia mnóstwo błędów, ale się i też się na nich uczy, a przynajmniej teoretycznie :D
Jej postać jest specyficzna, a w kolejnym rozdziale, który jest spóźniony dowiecie się więcej co nią kierowało.
Mam nadzieję, że nie znienawidzicie jej aż za bardzo, bo może... troszeczkę przesadziłam z niektórymi wątkami, ale ten wyjazd był od początku zaplanowany. Od początku planowałam pocałunek Mario i Wiki oraz od początku wiedziałam, że wyjedzie i nie chciałam z tego rezygnować.
Cóż... Mam nadzieję, że mimo wszystko wytrzymacie jeszcze dwa rozdziały i przygotujecie się na nową część, która będzie inna od tej pod względem charakterów postaci. Spokojnie, Wiki już nie będzie taka, bo dorośnie :D
W każdym bądź razie, mam nadzieję, ze mnie tez nie znienawidzicie za ten wątek, ale nie wszystko musi być idealne, prawda? :)
Mam nadzieję, że rozumiecie.
Dziękuję Ci za komentarz i również pozdrawiam! :*
Oczywiście, że rozumiem i to nawet łączy się z rzeczywistością, bo czasem robi się niektóre rzeczy zbyt lekkomyślnie. Cieszę się, że niczym nie uraziłam i już zabieram się za lekturę dwóch następnych rozdziałów! :)))))
UsuńDokładnie tak jest jak mówisz :)
UsuńA komentarz nie ma prawa mnie nawet urazić! Nawet gdyby ktokolwiek napisałby mi w nim, że coś mu się nie podoba to w życiu nie napisałabym, że sie pogniewałam czy coś. Uzasadniona krytyka jest dobra, a nawet konieczna :) a tym bardziej jak ktoś wyraża swoje zdanie jak ty :))
Miłej lekturki ♥
I dziękuuję jeszcze raz :*