wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 48


"NIE PRZEZ CIEBIE, A DLA CIEBIE"


*******
Wakacje w Chorwacji, które na początku wydawały mi się głupim pomysłem, okazały się strzałem w dziesiątkę. Po powrocie, rodzice nie mogli mnie poznać. Zmieniłam się i to bardzo. Przestałam myśleć o śmierci Ani. Zrozumiałam, że nie mamy na nią wpływu i ona na pewno nie chciałaby, żebym się smuciła. Postanowiłam, że nigdy o niej nie zapomnę, ale muszę żyć dalej, bo mam dla kogo. Oboje z Robertem obiecaliśmy sobie, że będziemy się czasem spotykać i pomagać w chwilach załamania, bo dobrze wiemy, że takowe będą. To nieuniknione. Jednak każde z nas wie, że możemy na siebie liczyć nawzajem.
Moje relacje z Marco są najlepsze od kilku miesięcy. Ten wieczór pomógł nam obojgu. Tak jakbyśmy zaczęli wszystko na nowo, a wymazali to co było złe.
Chociaż z tego wypadu jest jedna sytuacja, która nie powinna była mieć definitywnie miejsca. Chodzi oczywiście o ten pocałunek z Mario. Żadne z nas nie rozmawiało ze sobą, jedynie gdy musieliśmy stwarzać pozory dobrych przyjaciół. Każde z nas zajęło się pielęgnowaniem swojego związku. Prawdę mówiąc, cieszyłam się, gdy widziałam Mario i Ann razem. Jak byli szczęśliwi, weseli i z wielkim uczuciem mówili o swoich planach na przyszłość względem Diany. U bruneta musi doszczętnie zniknąć uczucie, o którym mówił wcześniej. Taka przerwa dobrze nam zrobi. Zapomnimy o tym incydencie i wszystko wróci do normy.

Korzystając z ostatnich dni wolnych od szkoły nie miałam za wiele do roboty, więc odpoczywała jeszcze przed nadchodzącymi miesiącami nauki. Ostatnimi do tego, bo już oficjalnie przywitaliśmy rok 2015 i liczę, że będzie tym udanym rokiem, a przynajmniej lepszym. Dzisiaj praktycznie cały czas się obijałam, a do tego dzisiejszy dzień nie należał do najładniejszych. Gdy schodziłam powoli po schodach, poczułam jak moja kieszeń wibruje. Podniosłam rękę i wyjęłam z niej telefon. Od razu na mojej twarzy wyrósł wielki uśmiech. Otóż na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie blondyna.
-Tak, słucham?-powiedziałam, gdy odebrałam starając zachować powagę.
-Dzień dobry. Czy mógłbym poprosić panią Wiktorię Müller do telefonu?-również postanowił ze mną pograć.
-Przykro mi, ale nie znam takiej.-odpowiedziałam śmiejąc się cicho pod nosem i powoli zaczęłam kroczyć do kuchni, w której znajdowali się moi rodzice.
-A przepraszam!-ocknął się nagle, co mnie rozbawiło.-Pomyliły mi się nazwiska. Wiktoria, ale Reus! Jest taka?-nie dawał za wygraną i pytał dalej, a ja ponownie nie odpuściłam sobie głośnego śmiechu, co zwróciło tym uwagę pozostałych osób w pomieszczeniu.
-Niestety, ale wyszła.-odparłam i otworzyłam lodówkę, a następnie wyjęłam z niej karton mleka.-Przekazać coś?
-Jakby była pani taka dobra i miła, to proszę powiedzieć jej, że niejaki Marco Reus za chwilę pojawi się u niej w domu.-oznajmił, a ja zaczęłam przygotowywać sobie płatki z mlekiem.
-Dobrze, przekażę, ale za ile ma się go spodziewać?
-Za 30 minut.-wyjawił szybko.
-Dobrze, w takim razie przekażę i do widzenia.
-Do widzenia!-również pożegnał się i zakończył połączenie, a ja usiadłam przy stole i zaczęłam zajadać się płatkami z cały czas widocznym uśmiechem.
-Dlaczego się tak na mnie patrzycie?-spytałam, a rodzice zaśmiali się jednocześnie.
-Oboje z Marco jesteście nienormalni.-wyznała mama i wstała od stołu. Dopiero zauważyłam, że ubrała się bardziej wyjściowo. Tata również.
-Gdzie wy żeście się tak wystroili?-podpytywałam ich, a oni popatrzeli na mnie, jakbym pytała, czy zgadzają, że się wyprowadzam.
-A czy twoi starzy już nie mogą gdzieś wyjść?-odpowiedział pytaniem na pytanie mój tata.
-Tego nie powiedziałam.-broniłam się i uniosłam rękę w geście obronnym.-A dokąd porywasz mamę, tato?
-Idziemy razem do restauracji na spotkanie z przyjaciółmi. Dawno nigdzie nie wychodziliśmy, więc chyba to nie grzech.-odpowiedziała za tatę mama.-Będziesz miała wolną chatę na przyjście Marco, bo Kuba jest u kolegów, ale grzecznie ma być, bo nie chcemy zostać, z twoim ojcem, za szybko dziadkami.-odparła i zaśmiała się z tatą, a ja o mały włos nie udławiłam się mlecznym posiłkiem. Pierwszy raz żartuje w taki sposób przy mnie. Popatrzałam na nią z dużymi oczami, które wielkością przypominały polskie pięciozłotówki.-No co się tak patrzysz?-mówiła rozbawiona.
-Nic... po prostu pierwszy raz słyszę u ciebie takie poczucie humoru.-wyjaśniłam ciągle zdziwiona.-Ale o nic się nie martw. Będzie spokojnie.-dodałam niewinnie.

Po 10 minutach rodzice wyszli do znajomych, a ja zostałam sama i siedziałam chwilę w kuchni. Myślałam, co możemy z Reusem porobić, gdy przyjdzie. W sumie... moglibyśmy przygotować jakąś kolacje. Tak, wiem. Jadłam niedawno, ale co z tego, jak ciągle burczy w mi brzuchu. Ah... jakby mnie Ania usłyszała i zobaczyła, zamknęłaby mi lodówkę na klucz.
Postanowiłam przynieść swojego laptopa z góry i poszukać jakiś ciekawych kolacji dla dwojga. Przeszukując internet w kuchni na blacie, usłyszałam dźwięk samochodu, a po krótkiej przerwie donośny krzyk:
-Zgadnij kto to?!-a potem był tylko trzask drzwiami.
-W kuchni!-odkrzyknęłam, a nie minęło 10 sekund, a zobaczyłam piłkarz jak wchodził do mojego ulubionego pomieszczenia. Zawodnik Borussii miał lekko wilgotne włosy. Zdziwiłam się jak to zobaczyłam i automatycznie zerknęłam na okno, z którego dowiedziałam się, że pada.
-Czyżby panu idealnemu, natura zepsuła fryzurę?-zaśmiałam się widząc go. Reus w odpowiedzi popatrzał na mnie z byka i powoli się zbliżył. Rozłożył ręce w celu przytulenia. W sumie nic takiego i dla mnie też nie wydawało się to podejrzane. Dopiero potem zrozumiałam, że jest cały mokry, a za chwilę mogę być i ja.-O nie!-powiedziałam.-Nawet się do mnie nie zbliżaj.-mówiła. Chciałam nawet uciec, ale nie miałam jak. Jedyną drogę ucieczki tarasował mój narzeczony.
-To za naśmiewanie się ze mnie.-wyjaśnił i szybkim ruchem złapał mnie w tali i mocno przyciągnął do siebie.
-Niee!-krzyczałam głośno.-Nienawidzę cię!
-Wiem to.-roześmiał się i pocałował mnie w policzek, a potem zerknął na ekran laptopa.-Gotujemy coś?
-Tak, ale na razie nie wiem co.
-Coś co szybko się zrobi, bo nie zdążymy do Mario.-powiedział, a ja zamarłam. Do Mario? Ale po co? Dlaczego? Czemu ja o tym nic nie wiem?
-Jak to?-nie kryłam zdziwienia.-Jakaś impreza?-pytałam dalej.
-Mario nie dzwonił do ciebie?-również okazał swoje lekkie zszokowanie.
-Nie.-pokręciłam głową i wytarłam mokre ręce w papierowy ręcznik.
-Prosił mnie, byśmy do niego dzisiaj wpadli. Nie mówił dlaczego, ani nic. Po prostu zaprosił mnie. Odniosłem wrażenie, że już z tobą gadał.-opowiadał.
-Nie, nie dzwonił do mnie. Ciekawe, o co może chodzić?-zaprzeczyłam ponownie i myślałam głośno nad powodem. Następnie podeszłam do przenośnego komputera i od razu spodobał mi się jedne przepis.-Co powiesz na sałatkę z krewetkami i warzywami?-popatrzałam na mężczyznę.-Krewetki akurat są i to jeszcze te co w Chorwacji kupiliśmy.
-Brzmi pysznie.-odpowiedział i lekko się uśmiechnął. jakby chciał wymusić ten uśmiech. Wiedziałam, że zaraz zacznie mnie o coś wypytywać. Wolałam to uniknąć i szybko zaczęłam szukać składników.
-Krewetki powinny być w zamrażalce.-mówiłam nie do siebie, nie do Reusa. Gdy schyliłam się do lodówki poczułam jak jego ręce okrążają mój brzuch. Zmusił mnie nimi, bym wstała. Wróciłam do pozycji stojącej i odwróciłam się w jego stronę. Patrzałam mu w oczy i... czułam się ponownie okropnie. Nie lubię kłamać, a myśl, że to właśnie jego okłamuje jest najgorsza. Nie chcę tego robić, ale nie mam wyjścia. Uważam, że mogę go skrzywdzić jeszcze bardziej mówiąc. A jak zapomnę o tym, Mario też... Wszystko wróci do normy i nie będziemy musieli ranić swoich bliskich. Boję się, że ta dobra atmosfera szybko pryśnie i nim się obejrzę znowu będzie źle. Znowu będę miała problemy.
-Wiki, czy ty i Mario się pokłóciliście?-zapytał podejrzliwie, podnosząc jedną brew do góry.
-Dlaczego tak sadzisz?
-Nie wiem. Takie mam wrażenie. Na wakacjach mało się odzywaliście razem. Praktycznie nie widziałem, żebyście rozmawiali. Wszystko okej?-pytał, a ja próbowałam odwracaniem głowy, stracić z siebie ten przeszywający wzrok, który czasami mam wrażenie, że jest jak rentgen.-Ej.-powiedział cicho i złapał mnie za podbródek. Musiałam. Nie miałam wyjścia i spojrzałam mu w oczy.
-Może rzeczywiście się trochę pokłóciliśmy.-westchnęłam.-Ale to poszło o błahostkę.-skłamałam.
-I przez błahostkę się nie odzywacie?-nie wierzył.
-Wiesz jacy czasami jesteśmy. Uparliśmy się i tak się to ciągnie.
-Dziwne... Mario zazwyczaj odpuszcza po godzinie.-kurde... Jestem idiotką, bo zapomniałam jaki charakter ma mój najlepszy przyjaciel. Świetnie.
-Tym razem poszło o coś innego. Mario ci kiedyś opowie na pewno.-tak, to dobry pomysł. Niech teraz Götze improwizuje.
-Nie chcę i nie mam nawet zamiaru mieszać się w wasze sprawy, ale jak mi się dzisiaj nie pogódźcie, to zamknę was w pokoju, tak jak on nas kiedyś.-zażądał i posłował mnie w usta.-To zabierajmy się za te krewetki, bo czasu nie ma!-klasnął w dłonie i zajął się wyjmowaniem warzyw. 
Takie wspólne gotowanie jest idealnym sposobem na spędzenie wspólnego czasu. Było dożo śmiechu i zabawy, ale mimo to ciągle się bałam. Tak, bałam się tego spotkania z Mario i Ann. Bałam się tego jak tam będzie, kto będzie i co będzie, bo dalej nie znamy konkretnego powodu, dla którego piłkarz ściąga nas. Będziemy tam tylko ja z Reusem, czy ktoś jeszcze? A co jeżeli on powiedział Ann - Kathrin o tym pocałunku? A co jeżeli właśnie dlatego zwołał to spotkanie? Cholera. 
Po skończonym jedzeniu, które sami dzielnie przygotowaliśmy i było wręcz wyśmienite, postanowiliśmy poleżeć jeszcze chwilę w salonie. Zostało nam trochę czasu i postanowiliśmy wykorzystać go dla siebie. Marco wraz z resztą Borussii wyjedzie do Hiszpanii na zgrupowanie. Potem treningi, mecze i ten czas dla mnie od niego się skurczy. Ale rozumiem to. Wiążąc się z nim, wiedziałam na co się piszę i szanuję jego prace, która jest dla niego ważna. Zazdroszczę mu, że pracuje w zawodzie, który kocha i robi to, co kocha. 
Przed 19 postanowiliśmy się zbierać. Przebrałam się w bardziej wyjściowe ciuchy i równo o 19 wyjechaliśmy. Nie minęło zbyt wiele czasu nim dojechaliśmy, bo mój dom i Mario znajdują się blisko siebie. Wjechaliśmy na podwórko, gdzie stało już kilka samochodów. Uff... czyli impreza. Odpięliśmy pasy i wyszliśmy z auta, a potem podeszliśmy do drzwi. Czułam jak moje serce bije coraz mocniej. Z każdym kolejnym krokiem jest coraz gorzej. Mogę stąd uciec? Reus nie pukając, otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich. Na korytarzu zastaliśmy Mario. Kurde. Zabiję kiedyś amrco za to jego wyczucie.


*******
Czekałem na ten dzień bardzo długo właściwie od początku tych wakacji, które dla mnie wcale nie były tak udane. Kurwa, no! Wszystko byłoby okej. Nawet bardzo. Ja, Ann, a wkrótce Diana. Miałbym wspaniałych przyjaciół obok siebie, ale tym pocałunkiem zniszczyłem to wszystko. Kocham Ann. Kocham ją najbardziej na świecie, ale w moim sercu jest też ważna Wiktoria i zawsze będzie. Pamiętam te pierwsze zauroczenie w niej, a potem pojawiła się Brömmel. Niestety, ale ciągle coś czuję do niej przez to pieprzone zauroczenie. Wiki miała rację, że musimy od siebie odpocząć, a w szczególności ja. W szczególności ja powinien docenić, że mam kogoś takiego jak kobieta, która jest we mnie zakochana. Moje uczcie do Wiki musi się wyzerować. Ale to nie jest takie proste, gdy wiesz, że jest blisko ciebie. Czasami trzeba postąpić drastycznie, ale skutecznie. Niestety ja... musiałem się kierować tą zasadą. 
Gdy w moim salonie siedziała już większość moich przyjaciół z klubu, stałem w kuchni. Obserwowałem Ann, która kryła smutek i rozmawiała jak nigdy nic z Agatą. Czekałem jeszcze tylko na nich. Bałem się, że Wiktoria nie przyjedzie przez całą tą sytuację z nami. Wtedy to byłaby tragedia, bo nie dowiedziałaby się tego ode mnie, tylko od osób trzecich, a co najgorsze z gazet. 
Stając w kuchni postanowiłem jeszcze szybko udać się do łazienki. Przejadać widziałem wszystkich w salonie. Rześko rozmawiali i śmieli się. Wszedłem do ubikacji i załatwiłem swoje potrzeby. Wychodząc, usłyszałem otwierane drzwi. To byli oni. Moi najlepszy przyjaciele. Weszli do środka. Wiktoria od razu spojrzała na mnie i... no właśnie. Nie potrafię za bardzo opisać jaką minę i co wyrażała jej twarz. Strach? Bała się tu przychodzić? Bała się, że może opowiedziałem Ann wszystko? Nie zrobiłem tego. Jeżeli ona sobie tego nie życzy, to uszanuję to. W sumie. To nie koniecznie jest taki zły pomysł. Nie ranimy swoich bliskich, bo trzymamy tę tajemnice dla siebie. Po za tym, obiecałem jej, a ja dotrzymuję słowa. 
-Cześć Mario!-przywitała się ze mną klubowa jedenastka.
-Hej, hej. Wchodźcie.-zaprosiłem ich i ciepło się uśmiechnąłem.
-Słuchajcie, zanim tam pójdziemy, to nie wejdę dalej dopóki się nie pogodzicie.-oznajmił, a ja wtedy popatrzyłem na Wiktorię. Czy ona mu powiedziała? Ale przecie mówi o tym zbyt wesoło. Co jest grane?-Wiktoria mi powiedziała, że się pokłóciliście. Nie chce ingerować w wasze problemy, ale nie lubię jak jest taka atmosfera do dupy, wiec już!-klasnął w dłonie.-Przytulamy się.-wtedy właśnie na nią spojrzałem. Wiem co widziałem wcześniej. Smutek. Smutek, bo musiała okłamać Reusa. Teraz wiem, że ta decyzja, którą podjęłam jest słuszna. Zrobiło mi się jej żal i po prostu podszedłem i przytuliłem ją. Odwzajemniła uścisk. Staliśmy tak tylko chwilę. Gdy puściłem ją, spojrzałem w jej oczy i uśmiechnąłem się.
-Od razu lepiej.-skomentował mój długoletni przyjaciel i powoli zaczęliśmy się kierować do salonu. Marco i Wiki znaleźli miejsce, a ja do Ann lekko kiwnąłem głową, że już zaczynamy. Brzmi dziwnie. Wiem. Ale za chwilę miałem przekazać moim przyjaciołom wiadomość, która na pewno im się nie spodoba. Stanąłem na środku i klasnąłem w dłonie. 
-Okej, słuchajcie-zacząłem.-Powiem wam tylko to co planowałem i potem będziemy mogli się rozluźnić.-zagadałem, a towarzystwo od razu się rozbawiło.
-Mam nadzieje, że piwo już chłodzisz?-zapytał Kuba.
-Dla ciebie mam specjalnie odłożone.-odpowiedziałem.
-No i to mi się podoba. Dobra, dawaj Mario, bo przecież nie zamrozimy tego piwa na lód. Coś pić trzeba!-krzyczał rozbawiony.
-Ahh... więc...-zawieszałem się. Serce strasznie mi się trzęsło, a myśl, że patrzy na mnie tyle par oczu, a do tego najbliższych par oczu wcale mi nie pomagał. Bałem się ich reakcji. najgorsze w tym wszystkim to, że robię to pod przymusem.-Nie bardzo wiem od czego zaczął.-zaśmiałem się.-Może od tego, że jesteście wspaniali. Wszyscy. Bez wyjątku. Takich ludzi można bardzo rzadko spotkać, a ja miałem szczęście i spotkałem ich aż tylu na raz. Nie wiem, czy zasłużyłem sobie, czy nie. Zawsze jak  mnie dziennikarze pytają, co jest moim źródłem sukcesu odpowiadam, że ciężka praca i zaangażowanie oraz wytrwałość. Potem im dodaje, że jest jeszcze jeden składnik - bliscy. To dzięki wam jestem tym kim jestem, bo wierzyliście we mnie, wspieraliście. Nigdy nie zostawiliście. Jednak czasami przychodzi taki czas podjęcia pewnych decyzji.-mówiąc to spojrzałem na nią. Oboje nie odrywaliśmy od siebie wzroku.-Podejmując je patrzysz na siebie, ale też i na innych. Gdy wiesz, że inni będą szczęśliwi, to znaczy, że to dobra decyzja.-teraz popatrzałem na wszystkich.-Wierzę, że będziecie szczęśliwi. 
-Mario?-odezwał się Marco.-Czy ty... nam właśnie mówisz...?-drżał mu głos.
-Jutro podpisuję kontrakt z Bayernem.-nastała cisza. Wszyscy patrzeli na mnie, jak na wariata. Ich oczy się powiększyły, a u niektórych już było widać jak łzy próbują się wydostać. Tylko Ann miała spuszczoną głowę. Zaakceptowała to. Zaakceptowała, bo mnie kocha, ale wiem, że będzie jej trudno. Pamiętam jak jej wtedy powiedziałem na wakacjach, że dzwoniłem do mojego menadżera. Musiałem coś na poczekaniu wymyślić i opowiedziałem, że jest to dla mnie wielka szansa. Pamiętam jej łzy. Mówiła, że się cieszy, bo moja kariera zawsze była dla niej ważna i że nie może mi przeszkodzić. Ale z drugiej strony dokładnie widziałem jak jest jej przykro. Najgorsze, że robię to dla nas, ale ona nie ma pojęcia o tym. 
-Mario?-zawołał Robert.-Co ty pierdolisz? Ann?-zwrócił się do mojej dziewczyny.-Ann! Powiedz, że to są jakieś jaja! Powiedź, że to są jakieś pieprzone żarty!-nie odpowiedziała. Ona nie, tylko samotna kropla łzy, która spadła na podłogę. Jej dźwięk rozbrzmiał w całym pomieszczeniu. Takiej ciszy dawno nie słyszałem.
-Dlaczego?-dopytywał się Mats.-Po co? Mario! 
-Chciałby trenować pod okien Guardiolii. Zawsze o tym marzyłem. Nie myślcie, że uciekam. Kadra jest szeroka. Nie ma dla mnie już tak miejsca jak kiedyś. Po za tym... czasami... zmiana jest potrzebna.-wyznałem kłamiąc.
-Przepraszam.-usłyszałem głos brunetki. Wstała z kanapy i szybkim krokiem opuściła salon.
-Wiki!-krzyknął za nią jej narzeczony i również wstał. Chciał za nią biec. Drżał mu głos, ręce. Boże.
-Nie, Marco.-zatrzymałem.-To ja z nią muszę pogadać. Wyjaśnić.-powiedziałem, a blondyn tylko kiwnął głową i usiadł na swoim miejscu. Natomiast ja pognałem szybko do wyjścia. Nie brałem nawet kurtki, tylko ubrałem buty, nie zawiązując nawet sznurówek. Wyszedłem na chodnik j rozejrzałem się. Szła. Szła kawałek dalej ode mnie, ale słyszałem dokładnie, że płakała. Zacząłem do niej biec i krzyczeć.
-Wiktoria! Stój!-odwróciła się. Cały jej makijaż się rozmazał, a z oczy ciągnął się potok łez.-Nie płacz.-chciałem ją przytulić, ale odsunęła się natychmiast ode mnie.
-Dlaczego to robisz!? Dlaczego mnie zostawiasz!?-histeryzowała. Nic bardziej nie pragnąłem, jak po prostu przytulić ją. 
-Wiktoria sama powiedziałaś, że musimy robić czasami coś wbrew sobie. Tak będzie lepiej. Moje uczucia się wyzerują i nie będziemy przeszkadzali, albo niszczyli swój związek.-wyjaśniłem.
-Dobrze wiesz, że nie miałam tego na myśli!-rozpłakała się jeszcze bardziej i zaczęła krążyć dookoła. Najgorsze jest to, że nic nie mogłem zrobić.-Straciłam Anię, a teraz tracę ciebie.-mówiła i przystanęła, a ja wtedy wykorzystałem moment i mocno przeciągnąłem ją do siebie. Głaskałam jej włosy i uspokajałem. Na początku się wyrywała, ale potem zaraz przestała i wtuliła się we mnie najmocniej jak tylko mogła.
-Ciii... Będzie dobrze. Będziemy się spotykali, pisali, dzwonili. Dalej będziemy przyjaciółmi.
-Wyjeżdżasz... przeze mnie...
-Nie przez ciebie, a dla ciebie.-poprawiłem, a wtedy nastolatka oderwała się ode mnie natychmiast.
-Właśnie! To ja powinnam odejść! To ja niszczę wszystkim życie! To ja przejechałam niepotrzebnie.-gadała cała roztrzęsiona. Wtedy już nie mogłem jej uspokoić. 
-Wiki...
-Żadna Wiki! Nie pozwolę ci odejść, Mario! To ja tu jestem niepotrzebnie!
-A Marco? Pomyślałaś o nim?-argumentowałem.
-A ty pomyślałeś? To twój najlepszy przyjaciel, a potraktowałeś go gorzej niż śmiecia... Boże! Ja też jestem okropna okłamując go...-mieszała się. Wyglądała jakby miała zaraz z nerwów eksplodować, ale miała racje. Znowu. Potraktowałem go okropnie, a przecież to mój brat. Jest dla mnie jak brat, a zachowałem się w stosunku do niego okropnie. Po raz kolejny w ostatnim czasie.
-Dlatego tak będzie lepiej. Ten pocałunek zostanie miedzy nami. Ja wyjadę i wszystko wróci do normy.
-Ty chyba siebie nie słyszysz? Wróci do normy? Od kiedy Mario Götze w Bayernie to norma?!-podniosła głos akcentując środkowe wyrazy. Opuściłem głowę. Nie widziałem, co mam odpowiedzieć.-Widzisz?-powiedziała jakby z nutką pogardy.-Wybacz Mario, ale nie pozwolę ci odejść, bo to ja przyjechałam do Dortmundu bez zaproszenia.-gdy skończyła po prostu ruszyła w swoją stronę. Była zła, zrozpaczona, wściekła, niezdecydowana, przerażona. Wszystko na raz. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Okropne.
-Wiktoria! Proszę! Tak będzie lepiej!-krzyczałem do odwróconej Polki. Załamałem się. Samej chciało mi się płakać. Schowałem twarz w dłoniach i głośno westchnąłem.
-Powiedz Marco, żeby się nie martwił, ale i nie dzwonił. Potrzebuje spokoju.-usłyszałem nagle jej drżący głos. Szła bokiem jak spojrzałem na nią, ale zaraz się odwróciła i poszła w swoją stronę. Ja nie miałem wyjścia. Musiałem się jeszcze zmierzyć z chłopakami. Cholera jasna. 


*******
Nie wierzę. Nie, to jest jakiś żart. Mario odchodzi? Nie będzie go już w Dortmundzie? To są jakieś żarty? Przecież... nie może. Nie może mnie zostawić! Mnie, Marco, klubu, kibiców! 
Cała zapłakana i z tysiącami myśli weszłam do domu. Moje serce było rozwalone na kilka rożnych kawałków. Czuję się podobnie jak wtedy, gdy lekarze powiedzieli, że Ania może nie przeżyć nocy. Okropnie się czułam z tą myślą, że to przeze mnie. Idąc chciałam coś rozwalić. Buzowało we mnie. Czułam nienawiść do samej siebie. Przyjechała Polka do wielkiego miasta i myśli, że może rozwalać wszystkim życie. Bo taka jest prawda. Gdy tylko przyjechałam wszyscy zaczęli mieć problemy. W szczególności Marco. Nie powinno było mnie ty być. Nie byłoby mnie  i nie byłoby problemów.
Rodzice już byli, bo stał samochód. Chciałam wejść jak najciszej i modliłam się w duchu, by byli wszyscy w pokojach. Niestety. Gdy tylko otworzyłam drzwi. Zastałam wszystkich w salonie. Widzieli jak wchodzę, a co najgorsze, świeciło się światło, więc widzieli moje łzy, a właściwe rozmazany makijaż.
-Wiktoria!-przeraziła się mama i szybko wraz z tatą do mnie podbiegła. Nagle znikąd obok pojawił się też Kuba.-Co się stało? Dlaczego płakałaś?
-Marco coś ci zrobił?-pytał tata.
-Wiki powiedź coś.-mówił brat i złapał mnie za rękę. Ja przymknęłam oczy, by tylko się nie rozryczeć. W końcu jednak musiała odpowiedzieć rodzicom na te wszystkie pytania. 
-Mario odchodzi. Wyjeżdża do Monachuim.-powiedziałam i rozpłakałam się bardziej. Po tym wyznaniu rodzice byli w szoku. Nie spodziewali się tego. Wszystko, tylko nie to.-A teraz dajcie mi spokój. Chcę być sama.-oznajmiłam i pognałam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam płakać do poduszki. Zaczęłam zadawać pytania "dlaczego?". Mówi, że robi to dla mnie, ale dobrze wiem, że nie chce tego. Nie chce podpisać kontraktu z wrogiem numer jeden BVB. Nie chce wyprowadzać się do Monachium. Ani on, ani Ann. Obydwoje robią to pod przymusem. Ich miejsce jest tutaj. W Dortmundzie. Z bliskimi. To ich przyjaciele. Nie moi. To ich miasto. Nie moje. Jeżeli ktoś z naszej dwójki powinien się wyprowadzić, to na pewno nie jest to Mario i Ann. 
-Nie pozwolę ci odejść...-powiedziałam do siebie. Widziałam, co muszę robić. Czy chcę? Nie. Ale przecież "musimy robić coś wbrew sobie".
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA KOLEJNY :)

Dzisiaj krótszy niż zazwyczaj, ale chyba treściwy :)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i nie będziecie chciały mnie zabić za Mario :D

Jak sądzicie, co planuje Wiktoria?
Czy transfer Mario dojdzie do skutku?
Jak zareaguje reszta i kibice?

Nie przedłużam tylko oddaje wam szybko i życzę miłego czytania :*

Zachęcam do komentowania, bo to motywuje ♥

ENJOY ♥

5 komentarzy:

  1. Treściwy i to jak! Bomba! <3 Czy zabić? ...Hmmm, niech no się zastanowię...TAK! ;D Wydaje mi się, że Wiktoria chce wyjechać. I chce zostawić Marco ;<<<< A jak mu powie, że całowała się z Mario, to nie będzie chciał jechać po nią na drugi koniec świata? o.O :(...A ja tu chciałam ślub ;(( A może Mario nie wyjedzie??? Przecież on sam tego nie chce! Nawet Ann! *-*
    Czekam na next! :**
    Buziaki! <33

    OdpowiedzUsuń
  2. I co? I znowu jestem smutna. :(
    Rozdział genialny. (Tak, wiem. Powtarzam to cały czas, ale... no co ja poradzę, że jestem szczera? ;))
    Zaczynamy od początku.
    Rodzice Wiktorii zmienili się nie do poznania. I zmienili się na lepsze. Ten, kto powie mi, że ludzie się zmieniają, ale tylko na gorsze, ma u mnie przerąbane. ;p Podobają mi się ich stosunki. Są ciepłe, luźne, przyjacielskie. ♥
    Ciężko jest mi się dziwić zachowaniu Wiki przy Marco, a zwłaszcza, gdy ten wspomni o Mario. Ma potworne wyrzuty sumienia. Jak tutaj jej się dziwić? To, że je ma to dobra strona, ale jeżeli nie powie o tym, co wydarzyło się między nim, a Goetze Reusowi, nigdy nie zazna spokoju i pełni szczęścia. Zawsze będzie się obawiała, że to "wypłynie".
    Moment oznajmienia chłopakom wyjazdu Mario... Napisałaś to tak pięknie, że aż oczy zaszkliły mi się od łez. Wierz mi albo nie, ale tak było... ♥
    Wiktoria ma trochę racji, odkąd przyjechała do Dortmundu, wszystko się pozmieniało. Nic nie jest już takie same, ale nie można mówić, że wszystko popsuła. OK, wydarzyło się kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale przecież bez tego życie byłoby nudne.
    Myślę, że oboje z Mario popełnili błąd, gdy postanowili to zataić. Gdyby wyjawili wszystko Ann i Marco tej sytuacji w ogóle by nie było.
    Jedno zatajenie prawdy niesie za sobą kolejne konsekwencje. Kto jak kto, ale Wiktoria powinna się już tego nauczyć.
    Bardzo podobał mi się ten rozdział i ubolewam, że dobiegł już końca. :(
    Czekam na kolejny! ♥
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy dowiedziałam się, że Mario odchodzi do b., rozpaczałam nad tym trzy dni, nie mogąc pogodzić się z jego decyzją. Teraz, z perspektywy czasu widzę, jak bardzo zniszczył go ten klub, bo chwilami mam wrażenie, że na siłę robi z siebie gwiazdę. Przestałam go nawet lubić... Dlatego przebrnęłam przez ten rozdział w towarzystwie neutralnych uczuć. Jednak w kontekście opowiadania, wiadomo, szok dla wszystkich chłopaków. Nadal uważam, że to zła decyzja i powinni w czwórkę: Wiki, Ann, on i Marco usiąść i na spokojnie o tym porozmawiać. Oczywiście, ten pocałunek był zły, ale sytuacja mogła potoczyć się w o wiele gorszym kierunku...
    Szkoda, że to musi skończyć się w ten sposób. Może jeszcze oboje się opamiętają... Wytłumaczą to i wszystko wróci do normy... Mam wrażenie, że po wyjeździe któregoś z nich Marco prędzej czy później dowie się prawdy, ba, gdy czytałam ten rozdział, myślalam, że on albo Ann podsłuchają całą tą kłótnię... Ale teraz to już niczego nie jestem pewna, nie mam pojęcia, co się wydarzy ;)
    Do następnego, pozdrawiam ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Popłakałam się...Naprawdę popłakałam się na tym rozdziale.To już 2 lata odkąd Mario nie ma...To boli ale już nie tak bardzo;/ Rozdział genialny.Nie ma słów ,żeby go opisać:) Tylko Wiktoria co ona znowu kombinuje? Pewnie wyjedzie do Polski... Albo gdzieś za granice;( Mam nadzieje ,że sie mylę! Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nowy rozdział-http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/2015/07/rozdzia-14-to-nie-tak-ze-bya.html ;d

    OdpowiedzUsuń
  5. Coz.Mam nadzieje ze wszystko sie jakos ulozy.Przeciez Wiki nie musi odchodzic.To da sie jakos rozwiazac.Sama sie pytala Mario czy widzi jak skrzywdzil Marco, a sama ma zamiar to zrobic.Jedyne o co moze zapytac to 'kiedy nn'?

    OdpowiedzUsuń