czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 50


"DORTMUND JEST NASZ"

Chciałabym ten rozdział dedykować єυρнσяу я. która dodała ostatnio wspaniały komentarz przy którym prawie się popłakałam :') 
Pisząc ten rozdział i przy każdych kolejnych problemach z weną, a właściwie jej braku, czytałam go jeszcze raz, a Twoje słowa miałam w głowie przez cały czas.
Dziękuję ♥
*******
-Mogłabyś uważać jak leziesz?-powiedział mężczyzna w średnim wieku. Ja zamiast mu wrednie odpyskować, zwyczajnie głupio się uśmiechnęłam. Facet pokiwał tylko głową z niedowierzaniem i odszedł. Jeszcze nigdy nie cieszyłam się z powodu, że ktoś na mnie nawrzeszczał. Cieszyłam się, bo ten koleś powiedział to w moim ojczystym języku. W polskim. Witam w Gdańsku, Wiktoria. 
Wróciłam, a właściwie to uciekłam. Wieczorem zabukowałam bilety na poranny lot. Całą noc się pakowałam, a i tak zostawiłam wiele rzeczy. Między innymi samochód, ale nie chciałam tracić pieniędzy na paliwo i wolałam polecieć samolotem. Co do pieniędzy, to mam ich trochę, bo rodzice, gdy skończyłam 18 lat aktywowali mi konto, na które wpłacali mi oszczędności. Trochę się ich uzbierało. Nigdy ich nie wydawałam, ale teraz wypłaciłam wszystko. Chciałam zacząć nowe życie. Od nowa. Tam robiłam każdemu problemy. Tam każdy cierpiał przeze mnie. Wiem, że ranię ich, ale przyzwyczają się. Marco znajdzie kogoś innego. Pokocha kogoś innego. Mario będzie szczęśliwy z Ann i z Dianą. A rodzice... Wiem. Ich ranię najbardziej, ale dadzą radę. 
Wyłączyłam telefon. Kartę mam w portfelu, ale raczej wątpię, że ją jeszcze użyję. Zaczynam od nowa, ale na razie potrzebuję pomocy. 
Wyszłam z budynku lotniska i pierwsze co, udałam się do pobliskiego kiosku po nową kartę do telefonu. Nie chcę, by mogli kontaktować się ze mną. Wzięłam i zapłaciłam kobiecie o ciemnych włosach, a następnie ruszyłam na postój taksówek.Wsiadłam do jednej i podałam adres mieszkania. Auto odpaliło, a ja oparłam się zmęczona o okno. Około godziny 4 na ranem wyszłam z domu i do 8 siedziałam na lotnisku. Nic nie spałam. Byłam wykończona. 
Z przymrużonymi oczami obserwowałam jak moje miasto się zmieniło, albo raczej czy w ogóle to zrobiło. Wszystko zostało takie same. Nie byłam tu może z kilka miesięcy, bo ostatnio to było w dzień mojego wyjazdu. Jednak doskonale widzę, że wszystko jest takie same. Każda uliczka, po której chodziłam z przyjaciółmi, każda odwiedzona kawiarnia, każdy sklep. To jest moje miasto. 
-Halo, proszę pani?-usłyszałam wołanie kierowcy. Gwałtownie się ocknęłam, a mężczyzna uśmiechnął się do mnie.-Jesteśmy na miejscu.
-Tak, tak.-odparłam szybko.-Dziękuję.
-Ciężka noc?-zagadał, a ja w tej chwili dawałam mu pieniądze. 
-Żeby pan wiedział.-westchnęłam głośno.
-Mam nadzieję, że będzie lepiej.-dopowiedział i uśmiechnął się pocieszająco. Następnie, wyszedł razem ze mną, praktycznie równo, z auta i podeszliśmy do bagażnika. Wyjął z niego moją walizkę i podał mi ją. Podziękowałam mężczyźnie i oboje ruszyliśmy w swoje strony.
Weszłam do nowoczesnego budynku mieszkalnego. Pamiętałam go doskonale. Od razu ruszyłam w stronę windy, bo z wielką walizą będzie mi wygodniej. Gdy się w niej już znalazłam od razu wybrałam znajomy numer piętra i czekałam. Wszystko dłużyło mi się niemiłosiernie. Chciałam mieć to już za sobą. Bałam się tego spotkania, bo nie wiedziałam jak zareaguje na mój widok. Ucieszy się? Wygoni? Przyjmie mnie jako swoje zadośćuczynienie? Mimo, że nasz kontakt był praktycznie zerowy, bo ostatnio kontaktowałyśmy się zaraz na początku mojego związku z Reusem. Potem, to minęło. 
Urządzenie w końcu się zatrzymało. Mogłam wyjść i niepewnie ruszyłam pod drzwi. Chciałam od razu zadzwonić dzwonkiem, ale wahałam się jeszcze czy dobrze robię. Może powinnam pójść do jakiegoś hotelu? Ale z drugiej strony powinnam oszczędzać pieniądze, bo mimo, że teraz jest jej dużo, to za chwilę może tak nie być. Ostatecznie zadzwoniłam, chociaż byłam niepewna. Chociaż nie chciałam i bałam się. Chyba każdy normalny człowiek by tak zareagował. Czekałam chwilę zanim zobaczyłam dawno niewidzianą twarz. Zadzwoniłam po raz drugi, ale w sumie nie wiem dlaczego. Może chciałam upewnić się, że usłyszy. W końcu do moich uszu dobiegły odgłosy kroków zmierzających w moją stronę.
-Idę, idę. Pali się czy co?-mówiła i stało się. Pociągnęła za klamkę, otworzyła drzwi. Jeszcze nigdy nie widziałam tak zszokowanego człowieka. Oczy zrobiły się nagle tak wielkie, że określenie o pięciozłotówka jest zbyt małe. Jej malinowe usta powoli się otwierały, że odsłoniły białe zęby i aparat, który dbał o to by były one proste. Blondynka nic się nie zmieniła. Była sobą. Tak jak ją zapamiętałam. Jak zwykle jej blond włosy porozrzucane na wszystkie strony świata, a mimo to wyglądała świetnie. Obcisły podkoszulek, który podkreślał jej atuty i szare dresy, a na nogach białe skarpetki, które w sumie już nie były takie białe.
A ja? Stałam z kamienną twarzą. Chciałam się uśmiechnąć, ale zabrano mi jakoś tę możliwość. Dziwne. Postanowiłam się jednak przełamać.
-Cześć.-przywitałam się i lekko się uśmiechnęłam do niej. Nina miała kompletny mętlik w głowie. Nie miała pojęcia jak powinna się zachować.
-Hej.-odezwała się w końcu.-Co ty tu robisz?
-Potrzebuję pomocy.-wyjaśniłam. Sama się sobie dziwię, że od razu przedstawiłam sprawę jasno. Najwidoczniej chciałam mieć to już z głowy.
-Wejdź, proszę.-przepuściła mnie w drzwiach. Zachowywała się bardzo ostrożnie co do mnie. Nie miała za bardzo wiedzy, co mogę od niej chcieć. Weszłam głębiej i znalazłam się na korytarzu. Wcześniej musiałam pociągnąć za sobą wielką walizkę z potrzebnymi rzeczami. Polka bardzo uważnie odprowadzała wzrokiem mój bagaż. Zamknęła za mną drzwi, a zaraz potem się odwróciła twarzą do mnie.-W czym mogę ci pomóc?
-Wiem, że to wszystko jest dziwne. Ja... obiecuję ci wszystko wyjaśnię. Potrzebuje tylko tego, żebyś mnie przenocowała na kilka dni. Obiecuję, że jak tylko znajdę coś swojego, pozbędziesz się mnie.-opowiedziałam. Nowak nie kryła zdziwienia i jej błękitne oczy ponownie powiększyły się. Po raz kolejny dzisiejszego dnia. Widać było, że nie wiedziała jak ma się zachować. Właściwie nie dziwię się jej. Stawiam ją przed faktem dokonanym. Stoję tu z walizką i tylko najgorszy wróg powiedziałby, żebym się wynosiła i radziła sobie sama. Miałam nadzieję, że Nina jednak nie zachowa się tak i nie okaże tym najgorszym.
-Wiki...-wypowiedziała moje imię patrząc się centralnie na mnie.-... jasne.-to niesamowite jaką wtedy ulgę poczułam. Jeden problem miałam z głowy, ale ile jeszcze przed sobą.-Choć do pokoju.-zaprowadziła mnie do jednego z pomieszczeń, ale nie musiała mnie prowadzić. Znałam ten dom doskonale. Nina odkąd ukończyła pełnoletność mieszka sama. Rodzice, którzy do biednych nie należeli, kupili jej mieszkanie. Dziewczyna zawsze była samodzielna, pewna siebie i odważna. Jeśli porównać moją odwagę do jej, to jak porównywać mrówkę do słonia. Zawsze radzi sobie sama świetnie. Jest jedynaczką i jej mama wraz z tatą zawsze rozpieszczali córkę, ale jak widać jak się chce można wyjść na ludzi. Nina nigdy na nikogo nie liczyła. Zawsze na siebie. Pamiętam, że to ja byłam jej pierwszą przyjaciółką. Zawsze radziła sobie świetnie zazdrościłam jej wiele cech, które ma. Niekiedy uczyłam się od niej. Ta pewność siebie i czasami chamskość to właśnie skutek zadawania się z Nowakówną. Jednak nie żałuję. Dzięki niej stałam się kimś bardziej zawziętym i walczącym o swoje. Wiele jej zawdzięczam.
Kiedy mieszkałam w Polsce byłyśmy nierozłączne. Jak te dwie papużki. Zawsze robiłyśmy wszystko razem, a w tym domu czasami bywałam cały dzień, a w niektórych momentach i kilka dni. Często tu nocowałam, a wtedy byłyśmy w swoim świecie. Muzyka na fulla i tańce tylko we dwójkę i tylko my potrafiłyśmy się tak wyginać. Całonocne oglądanie filmów i straszenie się nawzajem. Potem nie mogłyśmy spać całą noc. Nasze relacje nie zmieniły się nawet od momentu, gdy zaczęłam chodzić z Rafałem. Nina go polubiła. Chyba nawet aż za bardzo...
Gdy rozgościłam się w pokoju, poszłam następnie do przestronnej kuchni. Urzędowała tam właśnie Nina i wstawiła wodę na herbaty. Grzebała coś w szafce, gdy weszłam do pomieszczenia.
-Pomoc ci w czymś?-zapytałam delikatnie. Nasza rozmowa i zachowanie... wszystko było na zasadzie delikatności. Jednak co się dziwić. Zwyzywałam ją, a ona zawiodła mnie, zabrała mi chłopaka. Jednak po przekroczeni progu to wszystko jakby się zmieniło. Powróciły wszystkie wspomnienia. Dziwnie to mówić, ale stęskniłam się i brakowało mi Niny.
-Nie, dzięki. Już mam wszystko. Usiądź.-powiedziała, a ja wykonałam o to, o co poprosiła. Zasiadłam na krześle i obserwowałam jak nalewa wody do kubków. Spojrzałam właśnie na okno i dostrzegłam ten piękny widok. Panoramę Gdańska i to morze w oddali. To dziwnie i niezwykłe jednocześnie, że jedna rzecz, jedno miejsce i od razu masz w głowie milion chwil i wspomnień związanych z tym przedmiotem czy miejscem. Ja tak mam, gdy tylko przynajmniej spojrzę na stolicę Pomorza. Jeżeli się dobrze przyjrzy dostrzec można dostrzec PGE Arenę. Stadion, na którym bywało się i to nie raz. I ten pamiętny mecz Lechii i Barcelony.
-Mam nadzieję, że nie zmieniłaś swoich nawyków?-usłyszałam jak mnie pyta. Wróciłam wtedy dopiero na ziemię. Zauważyła, że usiadła naprzeciwko mnie. Spojrzałam na nią marszcząc brwi.-Chodzi mi o herbatę. Nie słodzisz, czy coś?
-Nie.-uśmiechnęłam się odpowiadając.
-Uff...-odetchnęła.-Myślałam, że już całkiem tam zniemczałaś.-zaśmiałyśmy się.
-Dziękuję ci.-postanowiłam od razu zacząć temat.-Dziękuję, że mnie przyjęłaś. Wiem, że to co było... nie będzie już jak dawniej, ale dobrze, że potrafimy porozmawiać.
-Nie ma sprawy. Wiele razy ratowałaś mi tyłek. Jak mogłam cię wygonić?-pytała retorycznie.-Po za tym, to był właściwie mój obowiązek...
-Żaden obowiązek. Nie rozmawiajmy o tym, Nina. Stało się i jest okej. Rozumiem. Ważne jest szczęście drugiej, a mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.-mówiłam całkiem szczerze.
-Tak, tylko, że ja i Rafał nie jesteśmy już razem.-wyznała mniej pewniej. Teraz to mi oczy się powiększyły. Ale jak?
-Dlaczego?
-To jednak nie było chyba to, Wiki. Te dwa miesiące... te zdradzanie cię. Bolało mnie to, ale nie moja wina, że on mnie strasznie pociągał. Spodobał mi się i tak jakoś to wyszło. Potem wyjechałaś i myśleliśmy, że uda nam się. Jednak po twoim wypadku wyrzuty były silniejsze. Nie mogliśmy. Jesteśmy przyjaciółmi. Tak jest dobrze, a nawet lepiej. Najwidoczniej niektórzy nie mogą być razem.-opowiadała, a ja słuchałam z uwagą. Nie jestem osobą, która życzy źle drugiej. Co było najdziwniejsze... było mi szkoda ich. Jednak, jak Nina powiedziała, niektórzy nie mogą być ze sobą.
-Przykro mi.-wypowiedziałam.
-To mi powinno być przykro. Miałyśmy o tym nie wspominać, ale wiedz, że ja mam wyrzuty cały czas. Nie uwierzysz, ale dzisiaj nawet o tobie myślałam. Dlatego byłam taka zaskoczona, że cię zobaczyłam.-zaśmiała się.-Przepraszam. Tak oficjalnie.
-A ja oficjalnie przyjmuję przeprosiny.-odparłam i jednocześnie popiłyśmy gorące napoje.
-To mów, w takim razie co cię tu wywiało? Wyprowadziłaś się z Dortmundu?-zagadała pół żartem.
-Właściwie... to ja uciekłam.-wyznałam, a Polka zakrztusiła się piciem.
-Co?-mówiła z trudem.-Ty? No, nie wierzę! Uciekłaś od tego swojego faceta, czy rodziców?
-Właściwie, to od każdego. Chcę zacząć od nowa.
-Wiktoria, mów co się dzieje, bo o ile się nie mylę, to Marco Reus jest bardzo przystojny i cholernie bogaty, a ty uciekasz od takiego mężczyzny? Laska, co się z tobą dzieje?-dziewczyna zaczynała być coraz bardziej pewna. Ta niewidzialna otoczka, która była przedtem minęła.
-Narobiłam głupot. Wiele głupot...-wypowiedziałam i oparłam rękę o swoje czoło, głośne wzdychając przy tym.
-Nie mów, że go zdradziłaś?-zgadywała.
-Całowałam się z jego przyjacielem.-wyjaśniłam krótko nie patrząc na nią.
-Cholera.-W jej głosie dało wyczuć się kilka odczuć na raz. Słychać było zdziwienie, ale i też lekkie rozbawienie całą tą sytuacją. Było też czuć współczucie i zrozumienie.
-Dwa razy.-dodałam dobijając samą siebie.
-Müller! Co jest z tobą!?-pytała głośno, ale ja sama nie znałam odpowiedzi. Nie wiedziałam, co jest ze mną. Ostatnimi czasy dostrzegłam, że jest coraz gorzej.
-To wszystko się zaczęło jak zerwałam z Rafałem. Wtedy byłam w starszym stanie. Nie potrafiłam zapanować nad złością i rozczarowaniem. Byłam sama, ale pojawił się nagle Mario. To jego poznałam najwcześniej i to jego polubiłam najbardziej. Był tak blisko. Ja byłam sama i on wtedy też...
-Zaraz, zaraz.-przerwała mi blondynka.-Mówimy o tym Mario Götze?-kiwnęłam twierdząco głową.-Ten Mario Götze, który jest z tą modelką?-pytała dalej.
-No, tak.-potwierdziłam jej słowa.
-To ten, który spodziewa się dziecka?
-Tak ten, ale skąd ty...-dziwiłam się dlaczego blondynka wie tak dużo na temat piłkarza. Mimo, że nie zna się na piłce za bardzo.
-Wiesz, ma się swoje źródła.-poruszała zabawnie brwiami, przerywając mi wcześniej.-Po za tym w Polsce dość bardzo interesują się niemieckimi zawodnikami.-tłumaczyła się.-Ale ty kontynuuj lepiej, co z tym drugim pocałunkiem.
-No... ten drugi... to on był niedawno... na wakacjach. Pokłóciłam się z Marco i spotkałam Mario. To było po śmierci Ani dodatkowo. Pocałował mnie nagle. Po prostu. Nie wiem dlaczego to zrobił, ale podobno pozostały u niego jakieś uczucia z tego pierwszego zauroczenia. Pocałował mnie, a ja nie oparłam się mu. A powinnam.
-I dlatego się wyniosłaś? Chodzi tylko o pocałunek?-dopytywała zaciekawiona.
-Od tego się zaczęło. Razem z Mario postanowiliśmy to zachować tylko dla siebie. Nie chcieliśmy ranić Ann i Marco. Chcieliśmy zapomnieć, ale powiedziałam też Mario, że na razie nie powinniśmy się widywać.
-Co? Czemu mu to powiedziałaś?-nie rozumiała.
-Myślałam, że to będzie dobre wyjście. Tak szybciej zapomni o tym uczuciu. Myślałam, że ono wygaśnie. Ale Mario postanowił przenieść się dla mnie do Bayernu. Miał dzisiaj podpisywać kontrakt, ale mam nadzieję, że nie pojawi się żadna informacja.
-Czekaj, czekaj.-powiedziała i zaczęła gestykulować rękoma.-Chcesz powiedzieć mi, że zamiast, porozmawiać z Reusem i Mario, to ty wolałaś go na początku unikać, a teraz spieprzasz?-cała Nina. Nigdy nie zastanawia się nad dobranymi słowami, tylko mówi co jej ślina na język naniesie. W sumie, może właśnie tego potrzebowałam, prawdy.
-Skoro tak to dla ciebie wygląda, to tak.-zgodziłam się opierając dłońmi o blat stolika.
-Jednym słowem - jesteś nieźle pierdolnięta.-wydała ostateczną opinię.
-Dzięki.-odparłam z ironią.
-Ty mi tu  nie dziękuj, tylko zastanów się co ty wyrabiasz!-pouczała mnie, a mi nie pozostało nic innego do zrobienia, a słuchania jej.-Miałaś zajebiste życie. Nawet nie wiesz ile dziewczyn w Gdańsku było zazdrosne o to jakiego masz faceta. Nie dość, że skubany jest niesamowicie przystojny i bogaty... W ogóle ile to on ma samochodów?-przerwała i spojrzała na mnie pytająco.
-W sumie sama nie wiem.-poruszyłam ramionami. Chyba cztery...-odpowiedziałam na pytanie.
-Cztery!? Laska!-Nina zachowywała się jakby chciała mi włosy powyrywać z głowy. Ale ona tak się zawsze zachowuje, gdy chce pokazać mi, że nie mam racji.-Ale wracając do Marco, to nie dość, że jest tam sobie piłkarzem, ale  jeszcze jest troskliwy i wskoczył by za ciebie w ogień! Wiem, co mówię. Nie widziałaś go w jakim stanie był, gdy miałaś wypadek i lekarze walczyli o twoje życie. Przecież w Dortmundzie miałaś wszystko, co chciałaś. Żyłaś jak w bajce, a ty uciekasz, bo nie chcesz się przyznać do niewinnego pocałunku?! Myślałaś, że to jak zaczniesz unikać Mario, to jego uczucia wyparują? To tak nie działa, Wiki. Jakbyś tylko z nim rozmawiała, nawet codziennie, wyjawilibyście prawdę, to wszystko by wróciło do normalności. Zobacz gdzie jesteś? To już przesada! Nawet jak na mnie.-słuchając jej, wiedziałam, że ma racje. Całkowitą rację. Ucieczka nic nie da, ale teraz jest już za późno.
-Jeżeli miałam wybierać miedzy Mario czy zostaje a mną, to oczywiste, że nie pozwolę wyjechać na siłę z jego miasta. Dortmund jest jego. Należy do niego, To tam się wychował. Nie ja. Teraz jest już za późno, Nina.
-Na nic nie jest za późno. Możesz wsiąść do najbliższego samolotu i pojechać do domu. Powiesz wszystkim prawdę i każdy będzie szczęśliwy!-gadała.
-Nie Nina. To tak nie działa. Nie chcę ranić Mario. Po za tym nie wiesz, co działo się przez te kilka miesięcy. Nie wiesz przez co przeszłam i wcale nie żyłam jak w bajce. Zostaję tutaj. Już postanowione.-stawiałam na swoim.
-Pomyślałaś w ogóle o Marco? Co on w tym momencie czuje? Zostawiłaś go, a przecież to on jest twoim chłopakiem, a nie Mario!
-Ale Mario jest też dla mnie ważny. Pomyślałam o nim. Cały czas o nim myślę, ale czasami trzeba podejmować pewne decyzje. Zrobiłam to, bo nie chcę by cierpieli przeze mnie. Poświęciłam się dla Götze, bo chcę by był szczęśliwy.
-No, a co ze szkołą?
-Nic. Nie ukończę jej. Znajdę pracę i jakoś będę żyła.-odparłam.
-Gdzie? Przecież nie masz wtedy nawet średniego wykształcenia! W takim wypadku nie wiadomo, czy przyjmą cię na kasę do jakiegokolwiek sklepu, czy marketu. Przecież stać cię na coś więcej! Masz większe ambicje niż kasa w biedronce!
-Nina!-podniosłam również głos.-Nie proszę cię o nic więcej jak uszanowanie mojej decyzji. Myślisz, że ja sobie nie zdaję sprawy, że ranię ich?-moje oczy zaszklił się, ale nie płakałam. Nie miałam zamiaru się rozbeczeć.-Mario chciał odejść przeze mnie, a ja mu nie pozwoliłam. Jeżeli w Dortmundzie nie ma miejsca na naszą dwójkę, to wolę ja się wynieść. Ja, bo przyjechałam bez zaproszenia. To ich bajka. Nie moja.-z każdym słowem ściszałam głos.
-Ale...-dawna przyjaciółka szukała kolejnych argumentów, ale jak na dzisiaj to starczy.
-Proszę!-przerwałam jej.-Proszę cię tylko o przenocowanie mnie na kilka dni. O nic więcej. Wyniosę się jak tylko znajdę pracę. Chcę pomocy. Chcę byś trzymała moją stronę, proszę.-mówiąc, patrzałam się w jej niebieskie oczy. Widziałam niezdecydowanie i wiem, że gdyby nasze relacje były lepsze, to by zdzieliła mnie z kilka razy i siłą wysłała do Niemiec. Teraz jednak powinna się zgodzić.
-Dobrze.-zgodziła się.-Wiki, możesz zostać tu ile tylko chcesz. Nawet jak najdłużej. Przynajmniej nie będę samotna. Brakowało mi twojego towarzystwa. Przepraszam jeszcze raz za wszystko.-dodała i wstała. Podeszła do mnie i mnie przytuliła. Również wstałam. Stałyśmy i tuliłyśmy się. Jak za dawnych lat. Wszystkie wspomnienia ponownie powróciły. Powróciło dzieciństwo. Powróciły te szalone młodzieńcze lata z tą wariatką. Też za nią tęskniłam.
Gdy tak stałyśmy, ktoś zadzwonił do jej drzwi, ale potem je zwyczajnie otworzył. Oderwałyśmy się od siebie i popatrzałyśmy.
-Nina? Jesteś?-usłyszałam. Poznałam ten głos. Poznałabym go wszędzie.
-W kuchni.-odkrzyknęła i nie minęło 10 sekund jak pojawił się w tym samym pomieszczeniu co ja. Zdziwienie Laury nie mogło się równać z jego zdziwieniem.


*******
-Dobrze... powiem wam...-powiedziałem prosto do Marco, ale zwróciłem się do każdego w salonie. Ann postanowiła usiąść, a każdy na mnie zerkał. Reus patrzał się na mnie tym swoim surowym wzrokiem. Marzyłem tylko o tym by się gdzieś ukryć. To spojrzenie było niczym rentgen. Prześwietlało mnie. Miałem go dość. Chciałem mieć to już za sobą. Chciałem to powiedzieć.
-Czekamy.-odezwał się surowym tonem jej ojciec, który przez cały ten czas siedział cicho.
-Chodzi o to... że ja i Wiki...-przeciągałem.-...pocałowaliśmy się... kiedyś na początku. To było jak zerwała z Rafałem. Płakała, a ja byłem przy niej. Nie byliśmy wtedy w związku z wami. Na wakacjach pokłóciliśmy się o ten pocałunek i powiedzieliśmy o kilka słów za dużo...-mówiłem. Kłamałem jak z nut. To było okropne. Okropnie się czułem. Miałem dość. Jednak nie odważyłem się. Wykorzystałem sytuację z przeszłości i umyślnie ją przekręciłem. Kłamałem ich. Kłamałem moich najbliższych. Ann...spojrzałem na nią i widziałem ten ból. Była zmartwiona. Nie patrzała na mnie, tylko tępo w podłogę. Wiem, że teraz Reus pewnie mnie rozrywa wzrokiem, ale ważniejsza była w tym momencie moja Ann. Moja kobieta, którą kocham.
-Kochanie...-przykucnąłem do niej. Wtedy coś we mnie jakby strzeliło. Zrozumiałem, że to ona jest kobietą mojego życia. Wiedziałem to już wcześniej, ale wtedy... to było coś niezwykłego. Okłamałem ją i wiem, że nigdy nie mogę tego powtórzyć. A te uczucia do Wiki... wyparowały. Nie było już ich. Tak nagle? Niezwykłe. Nawet bardzo niezwykłe, ale prawdziwe.-Kochanie...-zwróciłem się do niej jeszcze raz. Nagle jakby zmarszczyła czoło i złapała się kurczowo za brzuch.-Ann!-krzyknąłem i lekko ją szturchnąłem.
-Aua!-wyznała i skurczyła się.-Boli... mój brzuch... Mario! Zrób coś...-błagała mnie, a ja momentalnie pobladłem. Wystraszyłem się, że może coś stać się Ann, albo mojej Dianie. Nie wybaczyłbym sobie, bo to przeze mnie. Dlatego, bo powiedziałem o pocałunku, a i tak była to zupełnie inna wersja, którą miałem im wyznać. Wtedy po raz pierwszy byłem szczęśliwy, że ich okłamałem.
Złapałem dziewczynę i pomogłem się jej podnieść. Wszyscy zaczęli koło nas skakać, ale to blondyn był najbliżej i pomagał mi ją zanieść do samochodu. Mama Wiktorii uspakajała modelkę i dodawała jej różnych rad. Po chwili byliśmy już koło mojego samochodu. Wsadziłem kobietę do tyłu, a pani Müller usiadła razem z nią. Ann coraz ciężej oddychała, a z oczu wyleciały jej łzy. Chciałem szybko udać do na miejsce kierowcy, ale wyprzedził mnie Marco.
-Siadaj do niej. Musisz być przy niej.-powiedział, a ja tylko kiwnąłem głową i przyznałem mu rację. Usiadłem obok ukochanej i złapałem ją za rękę. Moje serce o mały włos by nie eksplodowało. Przyjaciel ruszył z piskiem opon i pognał do kliniki, w której blondynka ma rodzić.
-Kochanie, nie denerwuj się. Oddychaj spokojnie. Jestem tu obok ciebie.-mówiłem cały czas do niej i jednocześnie wytarłem jej łzy.
-Ann, skarbie.-usłyszałem teraz głos mamy Wiki.-Popatrz na mnie.-wykonała polecenie.-Jedziemy do szpitala. Jesteś bezpieczna. Musisz zacząć oddychać spokojnie i głęboko, dobrze? Zrobimy to razem. Uwaga: wdech... i wydech...-rodzicielka Wiktorii jako, że jest po dwóch porodach, świetnie zna się na tym i znakomicie sobie poradziła. Zanim dojechaliśmy ból u Ann zmalałam i oddychała już poprawnie.
Na miejscy wysiedliśmy pierwsi z auta i zaraz z moim klubowym kolegą pomogliśmy wyjść Ann. Weszliśmy do środka i od razu zajął się nami lekarz. Już mogłem trochę odetchnąć, bo moja dziewczyna funkcjonowała normalnie. Pielęgniarki podały jej wózek, na którym usiadła i zawieźli ją do sali. Podążaliśmy we trójkę za nimi, ale musieliśmy już poczekać przed drzwiami, gdy Ann - Kathrin wjechała do środka z lekarzem.
-Proszę się już nie niepokoić.-pocieszał mnie starszy mężczyzna.-Wszystko jest już w porządku. Proszę podziękować tej pani.-wskazał z uśmiechem na mamę Wiktorii. Ja wtedy bez zahamowania podszedłem do niej i ją przytuliłem. Blondynka oczywiście oddała uścisk.
-Dziękuję. Nie wiem co by się stało gdyby nie pani.-dziękowałem.
-Każdy by zrobił na moim miejscu to samo.-uśmiechnęła się.-Ważne, że już wszystko będzie dobrze.-dodała.
-Muszę napisać jeszcze do Strutha.-wyjaśniłem zebranym.
-Dlaczego?-zapytał blondyn.
-Nie pojadę dzisiaj podpisać tego pieprzonego kontraktu, zostawiając ją. Po za tym Wiktoria się też jeszcze nie znalazła.-odparłem wyjmując telefon z kieszeni. Wybrałem do niego numer i czekałem aż usłyszę jego głos.
-Moja gwiazda Bayernu dzwoni.-ekscytował się. Miewałem wrażenie, że bardziej ode mnie cieszył się z moich przenosin.-Jesteś już na lotnisku?
-Właśnie ja w tej sprawie.-mówiłem.-Nie mogę dzisiaj podpisać kontraktu. Musimy to przełożyć.-wyjaśniłem. Miałem nadzieję, że to wystarczy.
-Czy ty sobie w tym momencie żartujesz?! Myślisz, że takie spotkania można przekładać kilka razy dziennie?! To nie jest, do jasnej cholery, jakieś Stuttgarter Kickers, tylko Bayern Monachium. Jeden z najlepszych klubów świata! Zdajesz sobie z tego sprawę, czy ty jeszcze nie dorosłeś do takiej roli?!-krzyczał zdenerwowany.
-Ann jest w szpitalu! Nie zostawię jej!-również podniosłem głos. W słuchawce nastała cisza.
-Oddzwonię.-powiedział tylko tyle. Odetchnąłem ze zdenerwowania. Nagle poczułem, jak czyjaś ręka spoczywa na moim ramieniu. Odwróciłem się w celu zidentyfikowania kim jest ta osoba. Był to Marco.
-Spokojnie, bo zaraz ciebie będziemy musieli do lekarzy odsyłać.-zażartował, a ja wymusiłem lekki uśmiech.
-Marco, zabierz go na dwór. Niech odetchnie świeżym powietrzem. Ja tu poczekam i w razie czego dam znać.-poradziła najstarsza z nas. Blondyn się zgodził i zabrał mnie na dwór. Wyszliśmy na zewnątrz i pierwsze co, to oparłem się o barierki. Westchnąłem głośno i czekałem, aż Marco ochrzani mnie za ten pocałunek.
-Ja wiedziałem o tym.-odezwał się nagle. Zerknąłem na niego zdziwiony i oczekiwałem rozwinięcia. O czym wiedział?- Wiedziałem, że się pocałowaliście.Wiki mi powiedziała...-dopiero teraz zauważyłem, że opiera się podobnie do mnie. Patrzał się w dal jak ja. Jesteśmy jak bracia. Myśl, że już za chwilę tego nie będzie przerażała mnie.
-Przepraszam...-stać mnie było tylko na tyle. Nawet na niego nie spojrzałem.
-Nie przepraszaj. Przecież wtedy nie byliśmy razem. Ani ja z Wiki, ani ty z Ann. Było minęło.-stwierdził, a ja głośno westchnąłem. Bolało mnie to, że nie powiedziałem mu całej prawdy. Najchętniej to bym teraz podobnie jak Wiki uciekł, albo przynajmniej od Marco, ale na moje szczęście szybko zmienił temat.
-Boję się, że Wiktoria nie wróci. Że przepadła na dobre.-chociaż, czy ten temat jest dobry?
-Chciałbym powiedzieć ci coś pocieszającego, ale nie mogę.-nie chcę kłamać cię drugi raz.-Musimy wierzyć, że się znajdzie. Kocha cię i nie powinna długo wytrzymać bez twojej obecności.
-Ale dlaczego? Było wszystko dobrze, a ten pocałunek...-spojrzał nagle na mnie.-Dlaczego nagle teraz o niego się pokłóciliście?
-Sam nie wiem do końca jak to wyszło. Maro... ja nie wiem...-mieszałem się. Chciałem mu powiedzieć prawdę, ale się bałem. Bałem się, że mnie znienawidzi. Kłamstwo ma krótkie nogi, ale... na ten moment nie widzę lepszego rozwiązania.
Na moje szczęście poczułem jak telefon wibruje. Dostałem SMS'a. Wziąłem do ręki urządzenie i odczytałem. Był to mój manager.
"Jutro o 14. Teraz do końca życia powinieneś mi dziękować."
-Kto to?-zapytał piłkarz z numerem jedenaście.
-Struth. Przełożył podpisanie kontraktu na jutro o 14.-wyjaśniłem.-Muszę zadzwonić do reszty i powiedzieć, że nie jadę dzisiaj.-dodałem.
-Idź do Ann lepiej, a ja napiszę. Potrzebuje cie teraz.-zaproponował, a ja tylko się do niego uśmiechnąłem i podziękowałem. Marco jest moim najlepszym przyjacielem i wiele mu zawdzięczam. Oboje możemy na siebie nawzajem liczyć. Nie możemy tego zniszczyć, a ja właśnie to robię.
Zostawiłem przyjaciela, a sam udałem się do tego miejsca, gdzie byłem przedtem. 
-O Mario!-powiedziała mama Wiktorii, która była tu cały czas.-Miałam właśnie po ciebie iść. Ann została przewieziona na salę. Jest tam też lekarz i ma z tobą porozmawiać.
-Gdzie jest ta sala?-zapytałem.
-Powiedzieli, że po schodach i na prawo. Sala 65.-odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko.
-Dziękuję pani za wszystko.-odparłem i przytuliłem ją jeszcze raz. Wolę nie wyobrażać sobie co by było, gdyby nie ona. 
-Nie ma sprawy. Leć.-poradziła, a ja po chwili zniknąłem już i ruszyłem po schodach do sali, gdzie poleciła mi pani Müller. Zapukałem najpierw i gdy usłyszałem donośnie "proszę", wszedłem. Ann leżała na łóżku, a obok niej mężczyzna w podeszłym wieku robił jakieś badania i notował w swoim zeszycie.
-O pan Mario.-uśmiechnął się jak mnie zobaczył. Odstawił dotychczasowe zajęcie i poprawił tylko okulary, które spoczywały na jego nosie. Ja natomiast od razu podszedłem do mojej ukochanej i złapałem ją za rękę. Ścisnąłem ją, jakbym bał się, że ma zaraz uciec ode mnie. Na twarzy modelki było widać dużą ulgę. Gdy mnie zobaczyła to się nawet uśmiechnęła.
-Co z nią jest? Jak z dzieckiem?-pytałem.
-Proszę się nie martwić. Wszystko jest już w porządku. To był tylko lekki skurcz, które występuję, gdy kobieta w ciąży się zdenerwuje, albo zestresuje. Wszystko jest już opanowane. Ann dostała leki i już jutro powinna czuć się jak nigdy.-tłumaczył z wielkim uśmiechem, a jego siwa broda co jakiś czas się podnosiła i opadała pod wpływem pracy mięśni.
-Napędziłaś nam stracha, kochanie.-zwróciłem się do brzucha blondynki.
-A i jeszcze jedno. Ann zostanie z nami na noc. Chcemy mieć ją na oku. A gdy wróci musi pan na nią uważać i nie podpadać ukochanej, dobrze?-zaśmiał się.
-Dobrze. Będę o nią dbał.-zapewniłem i odwróciłem się ponownie do kobiety mojego życia. W tym czasie medyk opuścił pomieszczenie i wyszedł.-Jak się czujesz? Wiesz jak się bałem?-mówiłem do niej.
-Wiem. Przepraszam...-spuściła głowę.
-Za co ty przepraszasz? To ja powinien to zrobić. Nie potrzebnie... nie potrzebnie cię zestresowałem.-tym razem to ja opuściłem wzrok.
-Skarbie...-poczułem jak jej ręka spoczywa na mojej, by po chwili ją lekko pogładzić. Uśmiechnąłem się sam do siebie pod wpływem jej ciepłego dotyku. Kocham ją. Powtarzam się. Wiem. Jednak czuję teraz coś takiego jak poczucie winy spowodowane tym, że czułem to zauroczenie. To pierwsze zauroczenie Wiktorią. Teraz już tego nie ma.-Porozmawiajmy o tym pocałunku.-zaproponowała, a ja podniosłem się i spojrzałem na nią. Mój uśmiech nie zniknął.
-Dobrze.-zgodziłem się.-Ann... ja cię kocham. Bardzo. Najbardziej na świecie i już nie mogę się doczekać, kiedy wspólnie zostaniemy rodzicami. Ten pocałunek był kiedyś.-mówiłem i.. kłamałem. jednak nie kłamałem na temat mojej miłości.
-Też cię kocham.-odpowiedziała mi tym, że lekko się podniosła i pocałowała mnie. Zrobiła to delikatnie w usta. Oderwaliśmy się od siebie i jednocześnie uśmiechnęliśmy.
-Kochanie... Ty nie chcesz wyjeżdżać, prawda?-poruszyłem tematy wyjazdu. Brömmel popatrzała na mnie ze zdziwieniem i  zaskoczeniem. Widocznie zastanawiała się przez chwilę i analizowała swoją odpowiedź.
-Mario, jak powiedziałam wcześniej, kocham cię. Szanuję to, że jesteś piłkarzem i jeżeli będziesz chciał się gdziekolwiek przenieść, to ja będę zawsze tam, gdzie ty. Mimo wszystko i pomimo wszystko.
-Ale...
-Ale skoro pytasz, to wiedz, że to jest nasze miasto. Dortmund jest nasz. Teraz, gdy powiedziałeś, że chciałeś przenieść się dla Wiktorii... Musimy ją Mario znaleźć i zrobić wszystko by życie wróciło do normy.-dodała. Chciałem odpowiedzieć jej jeszcze, ale w  tym samym momencie usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi.
-Hej, nie przeszkadzam?-zapytał niepewnie Reus, który się powoli wyłonił.
-Nie.-zaprzeczyliśmy ponownie równo.-Coś się stało?
-Po prostu chodź. Nic się nie stało.-dodał i uspokajał mnie, ale chyba przede wszystkim Ann. Wstałem i pocałowałem jeszcze przelotem ukochaną. Wyszedłem i zobaczyłem, że doszło do nas parę osób, czyli tata Wiki i jej brat. Stali rozmawiali z panią Müller.
-Co jest?-spytałem zebranych.
-Chyba wiemy, gdzie jest Wiktoria.-odpowiedział Kuba.
________________________________________________________________
HEJ, CZEŚĆ I CZOŁEM :)

Witam i od razu przepraszam za spóźnienie, ale zaraz Wam wszystko wytłumaczę :)
Rozdziały niestety piszę na bieżąco, ale w drugiej części opowiadania powinnam to zmienić chyba i mam nadzieję, że tak się stanie :O
Słuchajcie, sam rozdział był na tyle ważny i istotny, że nie mogłam pisac go gdy nie miałam ochoty. Dlatego pisałam po częściach. Jeszcze raz przepraszam za wszelkie problemy, ale po prostu musiałam.
Rozdział sam w sobie jest dość długi, a byłby jeszcze dłuższy. Ucięłam go jednak w "super" momencie ;) Też Was kocham ♥



Jest też jeszcze jedna spawa :) 
Pod poprzednim postem, ale ogólnie ostatnio zauważyłam, że postać Wiktorii wywołuje dużo kontrowersji :) Ale to chyba dobrze, bo ja to sobie powtarzam zawsze tak: jeżeli w filmie, serialu, grze, książce, a w tym wypadku opowiadaniu na blogu, "postać wywołuje jakiekolwiek emocje, niekoniecznie pozytywne, znaczy, że jest (w tym wypadku) dobrze poprowadzona".
Jedna z osób napisała też, że ten wątek o wyjeździe jest nawet dziwny. Ja oczywiście nie odbieram tego w negatywny sposób. Wręcz przeciwnie, ale na jej komentarz odpowiedziałam wyjaśniając. Teraz wam zacytuje:
"Wiem, że ten wątek jest taki inny, ale właśnie chciałam nim pokazać, że główna bohaterka ma wady, a nawet dużo. Wieje od niej lekkomyślnością. Myślała szybko. Nie chciała by Mario odchodził i gdy powiedział, że wyjeżdża przez nią/dla niej, to jej pierwszym odruchem było właśnie to by nie pozwolić mu odejść. Widziała w sobie winię. Nie chciała tego, by Gotze zmuszał się do wyjazdu. To jest coś w stylu poświęcenia. To kłamstwo, które zostało spowodowane pocałunkiem, powędrowało za daleko i już było za późno na odkręcenie tego. 
Wyjechała i zostawiła wszystkich. To głupie i może rzeczywiście "ma narąbane". Nie przeczę. Ona nie chciała tego robić, ale powiedźmy, że się poświęciła. Ten wyjazd jest poświęceniem, bo jak pisałam wcześniej widzi w sobie winę. Sądzi, że jak wyjedzie problemy i to wszystko minie. A czy na pewno? Wiktoria jest młoda i popełnia błędy. myśli impulsywnie i wiem, że was denerwuje jej zachowanie. Gdybym nie była autorką, a czytała po prostu, to pewnie irytowałaby mnie tak samo jak Was, a że tak jakby ja ją tworzę, to staram się ją bardziej rozumieć.Jednak nikt nie jest idealny i nie miałam zamiaru tworzyć pseudo wyidealizowanej laski z samymi plusami. Wiki popełnia mnóstwo błędów, ale się i też się na nich uczy, a przynajmniej teoretycznie :DJej postać jest specyficzna, a w kolejnym rozdziale, który jest spóźniony dowiecie się więcej co nią kierowało. Mam nadzieję, że nie znienawidzicie jej aż za bardzo, bo może... troszeczkę przesadziłam z niektórymi wątkami, ale ten wyjazd był od początku zaplanowany. Od początku planowałam pocałunek Mario i Wiki oraz od początku wiedziałam, że wyjedzie i nie chciałam z tego rezygnować. Cóż... Mam nadzieję, że mimo wszystko wytrzymacie jeszcze dwa rozdziały i przygotujecie się na nową część, która będzie inna od tej pod względem charakterów postaci. Spokojnie, Wiki już nie będzie taka, bo dorośnie :D W każdym bądź razie, mam nadzieję, ze mnie tez nie znienawidzicie za ten wątek, ale nie wszystko musi być idealne, prawda? :) "


Jak myślicie? Co przyniesie kolejny rozdział i ostatni zarazem?
Wiktoria się odnajdzie?
Mario odejdzie?
Tajemnica wyjdzie na jaw?

Przygotujcie się na ostatni rozdział i na dużo emocji :) 

PS Też będzie długi nawet :D


O nie! Co to za chory pojeb zniszczył nam idealne 100% ja się pytam? :O 
I gdzie do cholery jest 1%?! 
Oczywiście żartuje hahah musicie widzieć, że mam specyficzne poczucie humoru :DDD 
Tym bardziej, że jest po 1 w nocy, a wtedy to już w ogóle dziwne się zachowuję 😄
A tym bardziej nie mam nic do osoby, która jest za nie, co nie znaczy, że dość śmiesznie to wygląda 😂

Kochane, przepraszam Was jeszcze raz za spóźnienie i do następnego ❤️

Zapraszam do komentowania!

ENJOY ❤️

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 49


"O CO SIĘ POKŁÓCILIŚCIE?!"


*******
Powoli zaczynałem się przebudzać z błogiego snu. Gdy otworzyłem już w pełni oczy, pomyślałem o jednym: to już dzisiaj. Za kilka godzin mam samolot do Monachium i podpiszę z nimi kontrakt na 5 lat. Nie mam pojęcia czy zostanę tam tak długo, ale jak na razie nie myślę o tym. Zastanawiam się przede wszystkim, jak ludzie zareagują. Pewnie kibice mnie znienawidzą. Nie chciałem tego. Gdybym mógł, to poszedłbym do innego klubu, ale tylko Bayern obiecał mi kontrakt już po wakacjach. Tylko jemu zależało bym grał już teraz. FC Hollywood było moim jedynym wyjściem. Najgorszym, ale możliwym.
Przeciągnąłem się leniwie na łóżku i poczułem, że Ann nie ma ze mną. Musiała już wstać wcześniej, bo dziewczyna nie należy do osób, które lubią sobie pospać. Jest rannym ptaszkiem i zapewne siedzi w kuchni i przygotowuje śniadanie dla mnie. Wstałem z przyjemnego mebla i udałem się do garderoby po nowe ubrania. Przygotowałem już w strój, w którym miałem odwiedzić Alianz Arenę. Czarne jeansy i do tego koszula w kratę. Wziąłem szybki prysznic, a potem się już ubrałem. Spakowałem swoje kosmetyki do torby, która stała koło okna w sypialni. Z Ann znaleźliśmy już mieszkanie. Na razie nam wystarczy, a potem pomyślimy o jakimś domku. Generalnie to modelka zostanie kilka dni w Dortmundzie. Pozałatwia wszystkie formalności i dopiero przeniesie się na Bawarię.
Zszedłem powoli po schodach i słyszałem, jak blondynka cicho mruczy jakąś piosenkę. Była odwrócona i smażyła naleśniki. Nie widziała mnie. Podszedłem do niej od tyłu i gdy byłem już wystarczająco blisko, objąłem ją w talii. Modelka lekko wzdrygnęła, ale gdy poczuła jak moje ręce zjeżdżają niżej, rozluźniła mięśnie.
-Jak się spało, kochanie?-zamruczałem jej prosto do nosa.
-Dobrze. Dziękuję.-odpowiedziała. Wiedziałem, że jest smutna. Czułem ten smutek i rozżalenie na kilometr. Chciała zostać, ale akceptuje to. Akceptuje moje działania, które wie, że są nieodpowiednie. Dzielnie mnie wspiera i wiem, że będzie. Ahh... Dlaczego ja tak bardzo schrzaniłem?-Będę tęskniła za tym miejscem. Za tym domem.-wyszeptała, a ja podwoiłem uścisk.
-Ja też. Wiem, że cierpisz przeze mnie.
-Nie cierpię. Akceptuję tą decyzję, bo cię kocham i zawszę będę. Wiedziałam to wiążąc się z tobą.-oznajmiła.-Ale proszę, nie gadajmy o tym. Zjedzmy w spokoju śniadanie.-zaproponowała i tak też zrobiliśmy. Zasiedliśmy wspólnie do stołu i zaczęliśmy zajadać się. Ann naprawdę dobrze gotuje, a naleśniki są jej specjałem. Obydwoje podczas posiłku staraliśmy się porozmawiać na tematy bardziej przyjemne i żadne z nas nie poruszało tematu transferu. Gadaliśmy o kolejnych sesjach dziewczyny, o jej zdrowiu, o Dianie. Skupialiśmy się na wszystkim, tylko nie na tym.
W czasie gdy zegar wybił godzinę 10, zrozumiałem, że muszę się już powoli zbierać na samolot. Na lotnisku mamy się jeszcze raz pożegnać z bliskimi, W międzyczasie, zadzwonił do mnie mój menadżer, który załatwił mi kontrakt. Ja i Marco mamy też tego samego agenta. Za samym gościem nie przepadamy za bardzo. Jest aż za bardzo otwarty, a do tego dochodzi arogancja i egoizm. Jednak nie każdy może być idealny. Nie możemy natomiast zaprzeczyć, że źle wykonuje swoją pracę. Jego cechy idealnie pasują do tego zawodu.
-O której jedziemy?-zapytała, gdy sprzątaliśmy po śniadaniu.
-Myślę, że o 11 wystarczy spokojnie.-oznajmiłem i pomogłem dziewczynie przy odkładaniu brudnych naczyń do zmywarki.
-Pójdę zobaczysz, czy nie ma jakiś listów.-wypowiedziałem i nie czekałem nawet na odpowiedź. Zawszę tak robię. Zawsze, co tydzień w poniedziałek. Pospacerowałem sobie powoli do skrzynki, która znajdowała się przy mojej bramce. Otworzyłem furtkę, a potem metalowe pudełko i zauważyłem, że znajdowało się w nim kilka białych kartek. Wyjąłem wszystkie i zamknąłem na klucz skrzynkę. Szedłem równie powoli, jak przedtem i przeglądałem listy. Większość to były jakieś informacje z urzędu, a jeden to był chyba mandat. Wiadomo, że mój. Kiedy nagle natrafiłem na coś ciekawego. Złożona karta. Pomyślałem, że to na pewno jakaś fanka, bo już zdarzył się takie coś parę razy. Chciałem odczytać len list, ale już po pierwszym zdaniu zrozumiałem, że to nie jest ani wiadomość, a tym bardziej od fanki. Czytając coraz dalej, moje serce gwałtownie przyspieszyło i rozbiło się ba kilka drobnych kawałków. Moja buzia nieumyślnie się otworzyła. Kończąc, przejechałem dłonią po swojej głowie i najszybciej jak tylko mogłem wpadłem do domu.
-ANN!-krzyknąłem głośno.
-Co się stało?-przeraziła się.
-Zbieraj się jedziemy!-oznajmiłem nie tłumacząc za wiele.
-Ale dokąd, Mario?-denerwowała się, a fakt, że jest w ciąży wcale nam nie pomagał.
-Do domu Wiktorii, szybko!


*******
Równo o godzinie 9 rano zadzwonił mój budzik. Oznaczało to, że pora wstać i szykować się do pracy. Podniosłam się z wygodnego łóżka i przetarłam oczy. Odwróciłam się w stronę mojego męża, który spał jak zabity i ani myślał by wstać z ciepłego posłania. Prawda jest taka, że jego to nawet woja by nie obudziła. Zaśmiałam się sama do siebie i pochyliłam nad nim i pocałowałam w policzek. Nie zadziałało. Drugi raz. Uśmiechnął się tylko pod nosem. Następnie postanowiłam lekko go szturchnąć. Nic. Znowu i znowu nic. Zdenerwowana podniosłam głos:
-Wstawaj, kurczę!-powiedziałam, a Michał otworzył ciężkie oczy. Spojrzał na mnie, zanalizował i znowu je zamknął.-Nie wygłupiaj się, tylko wstawaj, bo spóźnię się do kancelarii, a zdaję się, że ty też masz dzisiaj spotkanie z klientem.
-O 13 wymamrotał. Kobieto, daj mi spać...-odpowiedział i przykrył się kołdrą po sam czubek głowy.
-Gdyby ktoś miał wątpliwości, że Wiktoria to twoja córka, to chyba go wyśmieję.-skomentowałam wspólną cechę mojego męża i córki.-Wstawaj!-klepnęłam go w ramię.
-Gdzie ci się tak śpieszy?-zapytał, gdy wyłonił się spod pierzyny.
-No nie wiem. Zastanówmy się...-udawałam, że myślę.-Do pracy!
-Przecież ta kancelaria jest twoja. Jesteś swoim własnym szefem. Nie możesz się zwolnić.-stwierdził, a ja zastanawiałam się jakim cudem ten człowiek znajduje się na tak poważnym stanowisku.
-Udam, że tego nie słyszałam. Idę robić śniadanie, a ciebie też zaraz widzę na dole.
-Boże. Widzisz i nie grzmisz.-usłyszałam za plecami żale męża. Tylko uśmiechnęłam się zwycięsko i udałam się na dół, w celu zrobienia kawy, która jest idealna na początek dnia. Przynajmniej ja z mężem nie wyobrażam sobie poranka bez ciemnego napoju. Wstawiłam ekspress na ciepły napój i usiadłam przy stole. Za chwilę pojawił się brunet, który był jeszcze trochę przymulony, ale ulubione Latte z ekspresu, postawi go na nogi.
Gdy nasze picia zostały przygotowane, zajęliśmy się ich spożyciem. Dodatkowo wzięliśmy do zjedzenia resztki ciasta, które dostaliśmy od naszych wspólnych znajomych. Najedzeni i napojeni, poszliśmy do sypiali i zaczęliśmy wybierać ubrania do pracy. Postawiłam na czarną spódnicę za uda i białą koszulę. Poszłam do łazienki i ubrałam się. Chciałam wyprostować sobie jeszcze włosy, ale ja i Wiktoria mamy wspólną, bo ja sama nie używam jej tak wiele, więc prostownica musiała być w łazience mojej córki. Wiedziałam, że śpi, więc nie bardzo chciałam ją budzić, ale pomyślałam, że jak zachowam się cicho, to mnie nie usłyszy. Wyszłam ze swojego pokoju i po cichu powędrowałam do niej. Mijałam kolejne odległości i w końcu dotarłam pod drzwi. Otworzyłam je powoli i na paluszkach udawałam się do łazienki. Przystanęłam jednak chwilę. Przestałam się zachowywać cicho. Podeszłam do łóżka córki i nie wiem dlaczego, ale wywaliłam kołdrę na podłogę. Nie było jej. Ale jak to jej nie było? Moje serce powoli zaczęło szybciej kołatać, a dłonie trząść. Zdenerwowałam się i zaniepokoiłam, bo Wiktoria nigdy nie odwaliła mi takiego numeru. Co tu jest grane?
-Michał!-krzyknęłam głośno.
-Co się stało?-odkrzyknął zza ściany.
-Nie czy coś się stało, tylko chodź tu!-odpowiedziałam zdenerwowana. Usłyszałam zbliżające się kroki, a po chwili mój mąż był obok mnie.
-Co się... gdzie jest Wiktoria?-przerwał sam sobie jak zobaczył, że łóżko jest puste.
-Mówiła ci coś?-pytałam zmartwiona i coraz bardziej zbierało mi się na łzy, ale jeszcze była silna. Przecież mogła wyjść wcześniej, np. pobiegać, ale moje przeczucie mówiło mi coś innego. Dodatkowo jeszcze ta sprawa z Mario...
-Nie, ale spokojnie, kochanie.-uspokajał mnie.
-Jak mam być spokojna jak moja córka zniknęła.-podniosłam głos.
-Mogła przecież gdzieś wyjść. Jest dorosła. Nie będzie przecież nam się spowiadała ze wszystkiego.-mówił swoim spokojnym i opanowanym głosem.
-Tak, masz rację.-odetchnęłam lekko.-Panikuję tylko niepotrzebnie. Zaraz do niej zadzwonię.-wyjaśniłam i poszłam do sypialni, gdzie został mój telefon. Wzięłam go i wykręciłam numer do Wiki. Niestety. Włącza się automatyczna sekretarka.
-I jak?-zapytał wchodząc do pokoju. Również się martwił, ale mężczyźni potrafią ukrywać emocje. Zazdroszczę im.
-Ma wyłączony telefon.-wyjaśniłam i szybkimi krokami poszłam jeszcze raz do pokoju córki. Weszłam do jej garderoby i zamarłam. Nie było jej ubrań. Została większość, ale były widoczne braki. Zajrzałam też do miejsca, gdzie zawsze trzymała swoją walizkę podróżną, ale jej również nie było. W tym momencie do moich oczu zaczęły podchodzić łzy. Mój mąż również znalazł się zaraz w tym samym miejscu co ja i pierwsze co zrobił to rozejrzał się dookoła. Potem poczułam jak mnie przytula.
-Cii.. nie płacz.-sam nie wiedział już, co ma odpowiedzieć. Bo jak ma mnie pocieszyć?
-Michał... gdzie ona jest? Dlaczego jej nie ma?-płakałam. Ukochany wyprowadził mnie z garderoby i stanęliśmy w pokoju Wiki. Nagle dołączył do nas niewyspany Kuba. Nie wyglądał na zadowolonego.
-Co wy się tak tłuczecie, kurczę.-marudził, ale zaraz po swoich słowach spojrzał na nas. Zobaczył w jakim jestem stanie i momentalnie otrzeźwiał.-Mamo? Co się dzieje?-pytał i podszedł bliżej.
-Twoja siostra zniknęła.-wyręczył mnie ojciec moich dzieci.
-Jak to zniknęła?!-zaniepokoił się.
-Nie ma jej rzeczy, walizki... Wygląda jakby się wyprowadziła.-odpowiedziała tym razem ja.-Nie mówiła ci niczego? Kuba, każde informacje są ważne.
-Nie.-zaprzeczył.-My wczoraj nawet nie rozmawialiśmy jak wróciła. Może jest u Marco. Dzwoniliście do niego?-zapytał, a ja szybko wyrwałam się z uścisku męża i wykręciłam już numer do narzeczonego Wiktorii, ale nagle usłyszałam jak ktoś kilka razy wciska przycisk dzwonka do drzwi. Momentalnie przerwałam połączenie i ruszyłam w stronę korytarza na dole. Do moich uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi. W środku stali już Mario i jego dziewczyna. Z jednej strony poczułam ulgę, ale z drugiej widziałam jak na twarzy bruneta malował się smutek i przerażenie. Czyżby wiedział o Wiki?
-Mario?-krzyknęłam.
-Proszę, niech mi pani powie, że Wiktoria jest na górze?-mówił błagalnym tonem i złożył dłonie jak do modlitwy. Kiwnęłam przecząco głową, a potem ją spuściłam.-Cholera.-syknął.
-Mario, a ty coś wiesz?-odezwał się mój mąż.
-To moja wina...-złapał się za głowę i odwrócił do nas.-Gdybym tylko wziął jej słowa na poważnie.
-Co takiego powiedziała?-zadałam pytanie.
-Wczoraj jak się pokłóciliśmy o ten transfer, powiedziała, że nie da mi odejść i to ona jest tu niepotrzebnie.-odparł.-A dzisiaj znalazłem to.-dodał i wyciągnął z kieszeni zgniecioną kartkę. chwyciłam szybko za nią i odczytałam. Było to widoczne pismo Wiktorii.
"Drogi Mario!
Tak jak Ci mówiłam, nie pozwolę Ci byś przeze mnie odchodził i opuszczał swoje miasto. To ja nabroiłam i muszę teraz ponieś konsekwencję. Nie szukajcie mnie. Będę bezpieczna. Uszanuj moją decyzję, tak jak ty chciałbyś bym zaakceptowała Twój wyjazd  do Monachium. Teraz możesz zostać. 
Kocham Was i przepraszam. Przepraszam Marco.
Wiktoria."
-O co tu chodzi? Co ona zrobiła? Nic z tego nie rozumiem.-mówiłam do Niemca, ale ten odwrócił się i wyciągnął telefon.
-Zadzwonię do Marco. Nic jeszcze nie wie.-wyznał i udał się na zewnątrz. Natomiast ja patrzałam na tę zwykłą karteczkę i zerkałam na każdego z domowników wraz z Ann.-Proszę, może ty coś wiesz?-zwróciłam się do modelki.
-Chciałabym, ale Mario nie chce mi nic powiedzieć.-odpowiedziała. Głośno westchnęłam i usiadłam na schodach. Schowałam twarz w dłoniach. Chciało mi się płakać. Nie mogłam zrozumieć, że już nigdy nie zobaczę mojej córki. Było dobrze. Wróciła szczęśliwa i odmieniona z wakacji. W końcu odżyła po tych wszystkich ostatnich wydarzeniach. Nagle tak jednego dnia się po prostu wszystko zmieniło? 
Poczułam jak blondynka siada obok mnie. Obejmuje moja osobę.
-Niech cię pani nie denerwuje. Wszystko się ułoży.-pocieszała mnie, a zaraz potem dołączyli do mnie mój mąż i syn.


*******
Po nieprzespanej nocy najlepszym lekarstwem na okropny ranek będzie zimny, bardzo zimny prysznic. Wstałem z okropną myślą. Z myślą, że mój najlepszy przyjaciel mnie opuszcza. Z myślą, że już go nie będzie. Jeszcze to pożegnanie na lotnisku. Nienawidzę tego. Płakałem, ale rozumiałem go. Może ma rację, że w BVB jest teraz ciasno na jego pozycji, ale przecież po tylu latach wypracował sobie miejsce. Pragnę zrozumieć go, ale jakoś nie mogę. Jego decyzja jest dla mnie szokiem. Szczególnie, bo dowiedziałem się tego z dnia na dzień. Nie powiedział mi wcześniej. Dowiedziałem się w dzień przed jego wyjazdu. okropne uczucie. Może gdybym dowiedział się wcześniej. Może mógłbym zaakceptować i oswoić się z tą myślą. Przecież jeszcze przed wczoraj siedzieliśmy na wspólnej kawie w restauracji, a dzisiaj ma samolot do Monachium i ma się zaprezentować dziennikarzom. Zostawia nas w najgorszym momencie. Zawodowym i prywatnym. Jesteśmy na dole tabeli, a jego gra nam sie przyda. Jego osobowość na boisku. Dodatkowo straciliśmy niedawno wspólną przyjaciółkę, a teraz jeszcze on. Tak się nie robi. Skoro Bayern chce go teraz, to równie dobrze może chcieć go w letnim okienku transferowym. Mógłby poczekać. Mógłby dać nam czas na przemyślenie. A tak, pozostaje nam tylko się pożegnać.
Mimo to, szanuję jego decyzję. Wiem ile znaczy dla niego piłka. Wiem, co to znaczy mieć marzenia. Przecież moim marzeniem od dziecka było grać w czarno - żółtych barwach. Kiedy udało mi się kilka lat temu spełnić te marzenia i powrócić do rodzimego miasta, czułem się wspaniale. Rozumiem ile znaczą marzenia.
Wyszedłem z kabiny prysznicowej i wytarłem się w ręcznik. Powoli ubierałem się nie śpiesząc i nie patrząc na godzinę. Wiedziałem, że mam czas. Podjadę jeszcze wcześniej do Wiktorii i sprawdzę jak się trzyma. Zrobiłem tak jak prosiła i nie dzwoniłem do niej wczoraj oraz dałem czas na myślenie. Mimo, że było mi trudno i biłem się ciągle z myślami, czy napisać, czy nie. Wiedziałem i czułem jak jest jej ciężko. Jak Mario wrócił bez niej i powiedział, że teraz trzeba dać jej chwilę i spokój. Wiedziałem, że to wszystko co odbudowaliśmy małymi kroczkami w Chorwacji, prysnęło. Znowu wrócił płacz i stres. Nie potrafię sobie wyobrazić jak musi cierpieć. Tyle miała problemów, a kolejne dokładają jej na dodatek najbliższe osoby.
W końcu gdy ułożyłem swoje włosy, wyszedłem z łazienki i powędrowałem na dół do kuchni. Tam usłyszałem dopiero jak mój telefon wibruje. Również nie śpieszyłem się i powoli podszedłem do urządzenia. Ktoś już przestał się dobijać i iPhone ucichł. Złapałem go i odblokowałem. Zauważyłem kilka nieodebranych połączeń od Mario. Czyżby przełożył wyjazd na wcześniej, albo na późniejszą godzinę. Było też jedno nieodebrane połączenie od mamy Wiki. Coś tu nie gra...
Nagle telefon znowu rozbrzmiał.
-Cześć.-przywitałem się.-Co się dzieje, Mario?
-Marco, proszę przyjedź do domu Wiktorii.-oznajmił.
-Stary, co jest grane? Co się stało?-martwiłem się.
-Nie denerwuj się. Wszystko wyjaśnię ci jak przyjedziesz.
-Mario!-krzyknąłem, bo denerwowały mnie jego wykręty.
-Wiktoria zniknęła....-wydusił to z siebie, a ja zastygłem. Jak to zniknęła? Jak można tak po prostu zniknąć?-Halo? Marco? Jesteś tam?
-Zaraz będę.-powiedziałem i nie czekając na nic, rozłączyłem się.
Chwyciłem pośpiesznie za kluczyki od auta i nie patrząc na nic wybiegłem z domu. Nawet nie wiem, czy zamknąłem go. To nie było teraz ważne. Udałem się do podziemnego parkingu, gdzie stały moje samochodu i dorwałem się do Astona. Z piskiem opon opuściłem Phoenix See. Nie patrzałem na znaki, na innych uczestników ruchu i na ograniczenia. Pędziłem by jak najszybciej znaleźć się w mojej starej dzielnicy. Podczas drogi obserwowałem jak moje ręce rytmicznie się trzęsą. Strach dominował nade mną. Okropne uczucie. Chciałem jak najszybciej znaleźć się u niej w domu i dowiedzieć co się dzieje. Szczerze, pragnąłem by jak przyjadę powiedzieli mi, że to taki żart, a dziewczyna wybiegnie z pokoju i mnie przytuli. 
Po 10 minutach byłem już na miejscu. Zaparkowałem obok wyjazdu i wyszedłem szybko z samochodu. Wbiegłem do domu i nawet nie dzwoniłem tylko zwyczajnie otworzyłem drzwi. Wszyscy siedzieli w salonie, a gdy usłyszeli, że ktoś wszedł, popatrzeli na mnie. To jednak nie jest kawał.
-Jak to zniknęła?-zapytałem na przywitanie. Nikt nie odpowiedział.
-Nie mamy pojęcia, Marco.-odezwała się jej mama, która właśnie wyszła z kuchni, Miała w ręku telefon.-Dzwonię do każdego z rodziny, ale nikt nic nie wie.
-Dzwoniliście do niej?-pytałem dalej.
-Tak, ale ma wyłączony telefon.-wyjaśnił Mario. Wtedy popatrzałem na niego i zrozumiałem, że to on jest jedną z ostatnich osób, z którymi się widziała.
-Musiała ci coś powiedzieć, Götze.-ruszyłem do niego. Miałem wrażenie, że ma to jakiś związek z nim i z tą ich kłótnią co miała miejsce.
-Powiedziała, że nie da mi odejść.-odpowiedział i popatrzał na mnie z dołu, bo siedział na kanapie obok Ann.
- Zostawiła ten list.-starsza kobieta podała mi kartkę papieru. Zacząłem ją czytać. Wtedy zrozumiałem, że to na pewno chodzi o ich kłótnie. Przecież Wiktoria wyznała mi, że to nic takiego. Błahostka. Wyjechała przez błahostkę?
-O co się pokłóciliście?-zadałem pytanie mojemu najlepszemu przyjacielowi, nie odrywając wzroku od papieru. Ten popatrzał na mnie zdziwiony. Zupełnie jakby zobaczył ducha.
-Co?-wymamrotał.
-O co się pokłóciliście?!-podniosłem głos.
-Marco, spokojnie.-jego dziewczyna wstała i zaczęła mnie uspokajać.
-Nie, Ann... zostaw.-podniósł się i westchnął. Nie patrzał mi w oczy.-Dobrze... powiem...
________________________________________________________________
SERDECZNIE ZAPRASZAM! 

Zostawiam przed wami taki o to rozdział.
Jestem z niego tak średnio zadowolona. Chciałam oddać emocje, jakie towarzyszyły bohaterom, ale chyba średnio mi się udało.
W każdym bardz razie zbliżamy się do końca, a jak się zakończy i od czego zaczniemy druga część? :))

Gdzie jest Wiktoria? 
Czy Marco ją odnajdzie? 
Co powie Mario? Przyzna się? Jak zareagują inni? 
I co z Monachium? 

Liczę kochani, że skomentujcie ten rozdział, bo chciałabym znać opinie. Zależy mi na niej, bo czasami mam takie momenty, że tracę ochotę na pisanie...
Obiecuję, że jak będzie dużo komentarzy to nowy rozdział dodam jeszcze przed weekendem 😘
snapchat --> mariposa_aa

Buziaki i do następnego ❤️❤️❤️

ENJOY ❤️

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 48


"NIE PRZEZ CIEBIE, A DLA CIEBIE"


*******
Wakacje w Chorwacji, które na początku wydawały mi się głupim pomysłem, okazały się strzałem w dziesiątkę. Po powrocie, rodzice nie mogli mnie poznać. Zmieniłam się i to bardzo. Przestałam myśleć o śmierci Ani. Zrozumiałam, że nie mamy na nią wpływu i ona na pewno nie chciałaby, żebym się smuciła. Postanowiłam, że nigdy o niej nie zapomnę, ale muszę żyć dalej, bo mam dla kogo. Oboje z Robertem obiecaliśmy sobie, że będziemy się czasem spotykać i pomagać w chwilach załamania, bo dobrze wiemy, że takowe będą. To nieuniknione. Jednak każde z nas wie, że możemy na siebie liczyć nawzajem.
Moje relacje z Marco są najlepsze od kilku miesięcy. Ten wieczór pomógł nam obojgu. Tak jakbyśmy zaczęli wszystko na nowo, a wymazali to co było złe.
Chociaż z tego wypadu jest jedna sytuacja, która nie powinna była mieć definitywnie miejsca. Chodzi oczywiście o ten pocałunek z Mario. Żadne z nas nie rozmawiało ze sobą, jedynie gdy musieliśmy stwarzać pozory dobrych przyjaciół. Każde z nas zajęło się pielęgnowaniem swojego związku. Prawdę mówiąc, cieszyłam się, gdy widziałam Mario i Ann razem. Jak byli szczęśliwi, weseli i z wielkim uczuciem mówili o swoich planach na przyszłość względem Diany. U bruneta musi doszczętnie zniknąć uczucie, o którym mówił wcześniej. Taka przerwa dobrze nam zrobi. Zapomnimy o tym incydencie i wszystko wróci do normy.

Korzystając z ostatnich dni wolnych od szkoły nie miałam za wiele do roboty, więc odpoczywała jeszcze przed nadchodzącymi miesiącami nauki. Ostatnimi do tego, bo już oficjalnie przywitaliśmy rok 2015 i liczę, że będzie tym udanym rokiem, a przynajmniej lepszym. Dzisiaj praktycznie cały czas się obijałam, a do tego dzisiejszy dzień nie należał do najładniejszych. Gdy schodziłam powoli po schodach, poczułam jak moja kieszeń wibruje. Podniosłam rękę i wyjęłam z niej telefon. Od razu na mojej twarzy wyrósł wielki uśmiech. Otóż na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie blondyna.
-Tak, słucham?-powiedziałam, gdy odebrałam starając zachować powagę.
-Dzień dobry. Czy mógłbym poprosić panią Wiktorię Müller do telefonu?-również postanowił ze mną pograć.
-Przykro mi, ale nie znam takiej.-odpowiedziałam śmiejąc się cicho pod nosem i powoli zaczęłam kroczyć do kuchni, w której znajdowali się moi rodzice.
-A przepraszam!-ocknął się nagle, co mnie rozbawiło.-Pomyliły mi się nazwiska. Wiktoria, ale Reus! Jest taka?-nie dawał za wygraną i pytał dalej, a ja ponownie nie odpuściłam sobie głośnego śmiechu, co zwróciło tym uwagę pozostałych osób w pomieszczeniu.
-Niestety, ale wyszła.-odparłam i otworzyłam lodówkę, a następnie wyjęłam z niej karton mleka.-Przekazać coś?
-Jakby była pani taka dobra i miła, to proszę powiedzieć jej, że niejaki Marco Reus za chwilę pojawi się u niej w domu.-oznajmił, a ja zaczęłam przygotowywać sobie płatki z mlekiem.
-Dobrze, przekażę, ale za ile ma się go spodziewać?
-Za 30 minut.-wyjawił szybko.
-Dobrze, w takim razie przekażę i do widzenia.
-Do widzenia!-również pożegnał się i zakończył połączenie, a ja usiadłam przy stole i zaczęłam zajadać się płatkami z cały czas widocznym uśmiechem.
-Dlaczego się tak na mnie patrzycie?-spytałam, a rodzice zaśmiali się jednocześnie.
-Oboje z Marco jesteście nienormalni.-wyznała mama i wstała od stołu. Dopiero zauważyłam, że ubrała się bardziej wyjściowo. Tata również.
-Gdzie wy żeście się tak wystroili?-podpytywałam ich, a oni popatrzeli na mnie, jakbym pytała, czy zgadzają, że się wyprowadzam.
-A czy twoi starzy już nie mogą gdzieś wyjść?-odpowiedział pytaniem na pytanie mój tata.
-Tego nie powiedziałam.-broniłam się i uniosłam rękę w geście obronnym.-A dokąd porywasz mamę, tato?
-Idziemy razem do restauracji na spotkanie z przyjaciółmi. Dawno nigdzie nie wychodziliśmy, więc chyba to nie grzech.-odpowiedziała za tatę mama.-Będziesz miała wolną chatę na przyjście Marco, bo Kuba jest u kolegów, ale grzecznie ma być, bo nie chcemy zostać, z twoim ojcem, za szybko dziadkami.-odparła i zaśmiała się z tatą, a ja o mały włos nie udławiłam się mlecznym posiłkiem. Pierwszy raz żartuje w taki sposób przy mnie. Popatrzałam na nią z dużymi oczami, które wielkością przypominały polskie pięciozłotówki.-No co się tak patrzysz?-mówiła rozbawiona.
-Nic... po prostu pierwszy raz słyszę u ciebie takie poczucie humoru.-wyjaśniłam ciągle zdziwiona.-Ale o nic się nie martw. Będzie spokojnie.-dodałam niewinnie.

Po 10 minutach rodzice wyszli do znajomych, a ja zostałam sama i siedziałam chwilę w kuchni. Myślałam, co możemy z Reusem porobić, gdy przyjdzie. W sumie... moglibyśmy przygotować jakąś kolacje. Tak, wiem. Jadłam niedawno, ale co z tego, jak ciągle burczy w mi brzuchu. Ah... jakby mnie Ania usłyszała i zobaczyła, zamknęłaby mi lodówkę na klucz.
Postanowiłam przynieść swojego laptopa z góry i poszukać jakiś ciekawych kolacji dla dwojga. Przeszukując internet w kuchni na blacie, usłyszałam dźwięk samochodu, a po krótkiej przerwie donośny krzyk:
-Zgadnij kto to?!-a potem był tylko trzask drzwiami.
-W kuchni!-odkrzyknęłam, a nie minęło 10 sekund, a zobaczyłam piłkarz jak wchodził do mojego ulubionego pomieszczenia. Zawodnik Borussii miał lekko wilgotne włosy. Zdziwiłam się jak to zobaczyłam i automatycznie zerknęłam na okno, z którego dowiedziałam się, że pada.
-Czyżby panu idealnemu, natura zepsuła fryzurę?-zaśmiałam się widząc go. Reus w odpowiedzi popatrzał na mnie z byka i powoli się zbliżył. Rozłożył ręce w celu przytulenia. W sumie nic takiego i dla mnie też nie wydawało się to podejrzane. Dopiero potem zrozumiałam, że jest cały mokry, a za chwilę mogę być i ja.-O nie!-powiedziałam.-Nawet się do mnie nie zbliżaj.-mówiła. Chciałam nawet uciec, ale nie miałam jak. Jedyną drogę ucieczki tarasował mój narzeczony.
-To za naśmiewanie się ze mnie.-wyjaśnił i szybkim ruchem złapał mnie w tali i mocno przyciągnął do siebie.
-Niee!-krzyczałam głośno.-Nienawidzę cię!
-Wiem to.-roześmiał się i pocałował mnie w policzek, a potem zerknął na ekran laptopa.-Gotujemy coś?
-Tak, ale na razie nie wiem co.
-Coś co szybko się zrobi, bo nie zdążymy do Mario.-powiedział, a ja zamarłam. Do Mario? Ale po co? Dlaczego? Czemu ja o tym nic nie wiem?
-Jak to?-nie kryłam zdziwienia.-Jakaś impreza?-pytałam dalej.
-Mario nie dzwonił do ciebie?-również okazał swoje lekkie zszokowanie.
-Nie.-pokręciłam głową i wytarłam mokre ręce w papierowy ręcznik.
-Prosił mnie, byśmy do niego dzisiaj wpadli. Nie mówił dlaczego, ani nic. Po prostu zaprosił mnie. Odniosłem wrażenie, że już z tobą gadał.-opowiadał.
-Nie, nie dzwonił do mnie. Ciekawe, o co może chodzić?-zaprzeczyłam ponownie i myślałam głośno nad powodem. Następnie podeszłam do przenośnego komputera i od razu spodobał mi się jedne przepis.-Co powiesz na sałatkę z krewetkami i warzywami?-popatrzałam na mężczyznę.-Krewetki akurat są i to jeszcze te co w Chorwacji kupiliśmy.
-Brzmi pysznie.-odpowiedział i lekko się uśmiechnął. jakby chciał wymusić ten uśmiech. Wiedziałam, że zaraz zacznie mnie o coś wypytywać. Wolałam to uniknąć i szybko zaczęłam szukać składników.
-Krewetki powinny być w zamrażalce.-mówiłam nie do siebie, nie do Reusa. Gdy schyliłam się do lodówki poczułam jak jego ręce okrążają mój brzuch. Zmusił mnie nimi, bym wstała. Wróciłam do pozycji stojącej i odwróciłam się w jego stronę. Patrzałam mu w oczy i... czułam się ponownie okropnie. Nie lubię kłamać, a myśl, że to właśnie jego okłamuje jest najgorsza. Nie chcę tego robić, ale nie mam wyjścia. Uważam, że mogę go skrzywdzić jeszcze bardziej mówiąc. A jak zapomnę o tym, Mario też... Wszystko wróci do normy i nie będziemy musieli ranić swoich bliskich. Boję się, że ta dobra atmosfera szybko pryśnie i nim się obejrzę znowu będzie źle. Znowu będę miała problemy.
-Wiki, czy ty i Mario się pokłóciliście?-zapytał podejrzliwie, podnosząc jedną brew do góry.
-Dlaczego tak sadzisz?
-Nie wiem. Takie mam wrażenie. Na wakacjach mało się odzywaliście razem. Praktycznie nie widziałem, żebyście rozmawiali. Wszystko okej?-pytał, a ja próbowałam odwracaniem głowy, stracić z siebie ten przeszywający wzrok, który czasami mam wrażenie, że jest jak rentgen.-Ej.-powiedział cicho i złapał mnie za podbródek. Musiałam. Nie miałam wyjścia i spojrzałam mu w oczy.
-Może rzeczywiście się trochę pokłóciliśmy.-westchnęłam.-Ale to poszło o błahostkę.-skłamałam.
-I przez błahostkę się nie odzywacie?-nie wierzył.
-Wiesz jacy czasami jesteśmy. Uparliśmy się i tak się to ciągnie.
-Dziwne... Mario zazwyczaj odpuszcza po godzinie.-kurde... Jestem idiotką, bo zapomniałam jaki charakter ma mój najlepszy przyjaciel. Świetnie.
-Tym razem poszło o coś innego. Mario ci kiedyś opowie na pewno.-tak, to dobry pomysł. Niech teraz Götze improwizuje.
-Nie chcę i nie mam nawet zamiaru mieszać się w wasze sprawy, ale jak mi się dzisiaj nie pogódźcie, to zamknę was w pokoju, tak jak on nas kiedyś.-zażądał i posłował mnie w usta.-To zabierajmy się za te krewetki, bo czasu nie ma!-klasnął w dłonie i zajął się wyjmowaniem warzyw. 
Takie wspólne gotowanie jest idealnym sposobem na spędzenie wspólnego czasu. Było dożo śmiechu i zabawy, ale mimo to ciągle się bałam. Tak, bałam się tego spotkania z Mario i Ann. Bałam się tego jak tam będzie, kto będzie i co będzie, bo dalej nie znamy konkretnego powodu, dla którego piłkarz ściąga nas. Będziemy tam tylko ja z Reusem, czy ktoś jeszcze? A co jeżeli on powiedział Ann - Kathrin o tym pocałunku? A co jeżeli właśnie dlatego zwołał to spotkanie? Cholera. 
Po skończonym jedzeniu, które sami dzielnie przygotowaliśmy i było wręcz wyśmienite, postanowiliśmy poleżeć jeszcze chwilę w salonie. Zostało nam trochę czasu i postanowiliśmy wykorzystać go dla siebie. Marco wraz z resztą Borussii wyjedzie do Hiszpanii na zgrupowanie. Potem treningi, mecze i ten czas dla mnie od niego się skurczy. Ale rozumiem to. Wiążąc się z nim, wiedziałam na co się piszę i szanuję jego prace, która jest dla niego ważna. Zazdroszczę mu, że pracuje w zawodzie, który kocha i robi to, co kocha. 
Przed 19 postanowiliśmy się zbierać. Przebrałam się w bardziej wyjściowe ciuchy i równo o 19 wyjechaliśmy. Nie minęło zbyt wiele czasu nim dojechaliśmy, bo mój dom i Mario znajdują się blisko siebie. Wjechaliśmy na podwórko, gdzie stało już kilka samochodów. Uff... czyli impreza. Odpięliśmy pasy i wyszliśmy z auta, a potem podeszliśmy do drzwi. Czułam jak moje serce bije coraz mocniej. Z każdym kolejnym krokiem jest coraz gorzej. Mogę stąd uciec? Reus nie pukając, otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich. Na korytarzu zastaliśmy Mario. Kurde. Zabiję kiedyś amrco za to jego wyczucie.


*******
Czekałem na ten dzień bardzo długo właściwie od początku tych wakacji, które dla mnie wcale nie były tak udane. Kurwa, no! Wszystko byłoby okej. Nawet bardzo. Ja, Ann, a wkrótce Diana. Miałbym wspaniałych przyjaciół obok siebie, ale tym pocałunkiem zniszczyłem to wszystko. Kocham Ann. Kocham ją najbardziej na świecie, ale w moim sercu jest też ważna Wiktoria i zawsze będzie. Pamiętam te pierwsze zauroczenie w niej, a potem pojawiła się Brömmel. Niestety, ale ciągle coś czuję do niej przez to pieprzone zauroczenie. Wiki miała rację, że musimy od siebie odpocząć, a w szczególności ja. W szczególności ja powinien docenić, że mam kogoś takiego jak kobieta, która jest we mnie zakochana. Moje uczcie do Wiki musi się wyzerować. Ale to nie jest takie proste, gdy wiesz, że jest blisko ciebie. Czasami trzeba postąpić drastycznie, ale skutecznie. Niestety ja... musiałem się kierować tą zasadą. 
Gdy w moim salonie siedziała już większość moich przyjaciół z klubu, stałem w kuchni. Obserwowałem Ann, która kryła smutek i rozmawiała jak nigdy nic z Agatą. Czekałem jeszcze tylko na nich. Bałem się, że Wiktoria nie przyjedzie przez całą tą sytuację z nami. Wtedy to byłaby tragedia, bo nie dowiedziałaby się tego ode mnie, tylko od osób trzecich, a co najgorsze z gazet. 
Stając w kuchni postanowiłem jeszcze szybko udać się do łazienki. Przejadać widziałem wszystkich w salonie. Rześko rozmawiali i śmieli się. Wszedłem do ubikacji i załatwiłem swoje potrzeby. Wychodząc, usłyszałem otwierane drzwi. To byli oni. Moi najlepszy przyjaciele. Weszli do środka. Wiktoria od razu spojrzała na mnie i... no właśnie. Nie potrafię za bardzo opisać jaką minę i co wyrażała jej twarz. Strach? Bała się tu przychodzić? Bała się, że może opowiedziałem Ann wszystko? Nie zrobiłem tego. Jeżeli ona sobie tego nie życzy, to uszanuję to. W sumie. To nie koniecznie jest taki zły pomysł. Nie ranimy swoich bliskich, bo trzymamy tę tajemnice dla siebie. Po za tym, obiecałem jej, a ja dotrzymuję słowa. 
-Cześć Mario!-przywitała się ze mną klubowa jedenastka.
-Hej, hej. Wchodźcie.-zaprosiłem ich i ciepło się uśmiechnąłem.
-Słuchajcie, zanim tam pójdziemy, to nie wejdę dalej dopóki się nie pogodzicie.-oznajmił, a ja wtedy popatrzyłem na Wiktorię. Czy ona mu powiedziała? Ale przecie mówi o tym zbyt wesoło. Co jest grane?-Wiktoria mi powiedziała, że się pokłóciliście. Nie chce ingerować w wasze problemy, ale nie lubię jak jest taka atmosfera do dupy, wiec już!-klasnął w dłonie.-Przytulamy się.-wtedy właśnie na nią spojrzałem. Wiem co widziałem wcześniej. Smutek. Smutek, bo musiała okłamać Reusa. Teraz wiem, że ta decyzja, którą podjęłam jest słuszna. Zrobiło mi się jej żal i po prostu podszedłem i przytuliłem ją. Odwzajemniła uścisk. Staliśmy tak tylko chwilę. Gdy puściłem ją, spojrzałem w jej oczy i uśmiechnąłem się.
-Od razu lepiej.-skomentował mój długoletni przyjaciel i powoli zaczęliśmy się kierować do salonu. Marco i Wiki znaleźli miejsce, a ja do Ann lekko kiwnąłem głową, że już zaczynamy. Brzmi dziwnie. Wiem. Ale za chwilę miałem przekazać moim przyjaciołom wiadomość, która na pewno im się nie spodoba. Stanąłem na środku i klasnąłem w dłonie. 
-Okej, słuchajcie-zacząłem.-Powiem wam tylko to co planowałem i potem będziemy mogli się rozluźnić.-zagadałem, a towarzystwo od razu się rozbawiło.
-Mam nadzieje, że piwo już chłodzisz?-zapytał Kuba.
-Dla ciebie mam specjalnie odłożone.-odpowiedziałem.
-No i to mi się podoba. Dobra, dawaj Mario, bo przecież nie zamrozimy tego piwa na lód. Coś pić trzeba!-krzyczał rozbawiony.
-Ahh... więc...-zawieszałem się. Serce strasznie mi się trzęsło, a myśl, że patrzy na mnie tyle par oczu, a do tego najbliższych par oczu wcale mi nie pomagał. Bałem się ich reakcji. najgorsze w tym wszystkim to, że robię to pod przymusem.-Nie bardzo wiem od czego zaczął.-zaśmiałem się.-Może od tego, że jesteście wspaniali. Wszyscy. Bez wyjątku. Takich ludzi można bardzo rzadko spotkać, a ja miałem szczęście i spotkałem ich aż tylu na raz. Nie wiem, czy zasłużyłem sobie, czy nie. Zawsze jak  mnie dziennikarze pytają, co jest moim źródłem sukcesu odpowiadam, że ciężka praca i zaangażowanie oraz wytrwałość. Potem im dodaje, że jest jeszcze jeden składnik - bliscy. To dzięki wam jestem tym kim jestem, bo wierzyliście we mnie, wspieraliście. Nigdy nie zostawiliście. Jednak czasami przychodzi taki czas podjęcia pewnych decyzji.-mówiąc to spojrzałem na nią. Oboje nie odrywaliśmy od siebie wzroku.-Podejmując je patrzysz na siebie, ale też i na innych. Gdy wiesz, że inni będą szczęśliwi, to znaczy, że to dobra decyzja.-teraz popatrzałem na wszystkich.-Wierzę, że będziecie szczęśliwi. 
-Mario?-odezwał się Marco.-Czy ty... nam właśnie mówisz...?-drżał mu głos.
-Jutro podpisuję kontrakt z Bayernem.-nastała cisza. Wszyscy patrzeli na mnie, jak na wariata. Ich oczy się powiększyły, a u niektórych już było widać jak łzy próbują się wydostać. Tylko Ann miała spuszczoną głowę. Zaakceptowała to. Zaakceptowała, bo mnie kocha, ale wiem, że będzie jej trudno. Pamiętam jak jej wtedy powiedziałem na wakacjach, że dzwoniłem do mojego menadżera. Musiałem coś na poczekaniu wymyślić i opowiedziałem, że jest to dla mnie wielka szansa. Pamiętam jej łzy. Mówiła, że się cieszy, bo moja kariera zawsze była dla niej ważna i że nie może mi przeszkodzić. Ale z drugiej strony dokładnie widziałem jak jest jej przykro. Najgorsze, że robię to dla nas, ale ona nie ma pojęcia o tym. 
-Mario?-zawołał Robert.-Co ty pierdolisz? Ann?-zwrócił się do mojej dziewczyny.-Ann! Powiedz, że to są jakieś jaja! Powiedź, że to są jakieś pieprzone żarty!-nie odpowiedziała. Ona nie, tylko samotna kropla łzy, która spadła na podłogę. Jej dźwięk rozbrzmiał w całym pomieszczeniu. Takiej ciszy dawno nie słyszałem.
-Dlaczego?-dopytywał się Mats.-Po co? Mario! 
-Chciałby trenować pod okien Guardiolii. Zawsze o tym marzyłem. Nie myślcie, że uciekam. Kadra jest szeroka. Nie ma dla mnie już tak miejsca jak kiedyś. Po za tym... czasami... zmiana jest potrzebna.-wyznałem kłamiąc.
-Przepraszam.-usłyszałem głos brunetki. Wstała z kanapy i szybkim krokiem opuściła salon.
-Wiki!-krzyknął za nią jej narzeczony i również wstał. Chciał za nią biec. Drżał mu głos, ręce. Boże.
-Nie, Marco.-zatrzymałem.-To ja z nią muszę pogadać. Wyjaśnić.-powiedziałem, a blondyn tylko kiwnął głową i usiadł na swoim miejscu. Natomiast ja pognałem szybko do wyjścia. Nie brałem nawet kurtki, tylko ubrałem buty, nie zawiązując nawet sznurówek. Wyszedłem na chodnik j rozejrzałem się. Szła. Szła kawałek dalej ode mnie, ale słyszałem dokładnie, że płakała. Zacząłem do niej biec i krzyczeć.
-Wiktoria! Stój!-odwróciła się. Cały jej makijaż się rozmazał, a z oczy ciągnął się potok łez.-Nie płacz.-chciałem ją przytulić, ale odsunęła się natychmiast ode mnie.
-Dlaczego to robisz!? Dlaczego mnie zostawiasz!?-histeryzowała. Nic bardziej nie pragnąłem, jak po prostu przytulić ją. 
-Wiktoria sama powiedziałaś, że musimy robić czasami coś wbrew sobie. Tak będzie lepiej. Moje uczucia się wyzerują i nie będziemy przeszkadzali, albo niszczyli swój związek.-wyjaśniłem.
-Dobrze wiesz, że nie miałam tego na myśli!-rozpłakała się jeszcze bardziej i zaczęła krążyć dookoła. Najgorsze jest to, że nic nie mogłem zrobić.-Straciłam Anię, a teraz tracę ciebie.-mówiła i przystanęła, a ja wtedy wykorzystałem moment i mocno przeciągnąłem ją do siebie. Głaskałam jej włosy i uspokajałem. Na początku się wyrywała, ale potem zaraz przestała i wtuliła się we mnie najmocniej jak tylko mogła.
-Ciii... Będzie dobrze. Będziemy się spotykali, pisali, dzwonili. Dalej będziemy przyjaciółmi.
-Wyjeżdżasz... przeze mnie...
-Nie przez ciebie, a dla ciebie.-poprawiłem, a wtedy nastolatka oderwała się ode mnie natychmiast.
-Właśnie! To ja powinnam odejść! To ja niszczę wszystkim życie! To ja przejechałam niepotrzebnie.-gadała cała roztrzęsiona. Wtedy już nie mogłem jej uspokoić. 
-Wiki...
-Żadna Wiki! Nie pozwolę ci odejść, Mario! To ja tu jestem niepotrzebnie!
-A Marco? Pomyślałaś o nim?-argumentowałem.
-A ty pomyślałeś? To twój najlepszy przyjaciel, a potraktowałeś go gorzej niż śmiecia... Boże! Ja też jestem okropna okłamując go...-mieszała się. Wyglądała jakby miała zaraz z nerwów eksplodować, ale miała racje. Znowu. Potraktowałem go okropnie, a przecież to mój brat. Jest dla mnie jak brat, a zachowałem się w stosunku do niego okropnie. Po raz kolejny w ostatnim czasie.
-Dlatego tak będzie lepiej. Ten pocałunek zostanie miedzy nami. Ja wyjadę i wszystko wróci do normy.
-Ty chyba siebie nie słyszysz? Wróci do normy? Od kiedy Mario Götze w Bayernie to norma?!-podniosła głos akcentując środkowe wyrazy. Opuściłem głowę. Nie widziałem, co mam odpowiedzieć.-Widzisz?-powiedziała jakby z nutką pogardy.-Wybacz Mario, ale nie pozwolę ci odejść, bo to ja przyjechałam do Dortmundu bez zaproszenia.-gdy skończyła po prostu ruszyła w swoją stronę. Była zła, zrozpaczona, wściekła, niezdecydowana, przerażona. Wszystko na raz. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Okropne.
-Wiktoria! Proszę! Tak będzie lepiej!-krzyczałem do odwróconej Polki. Załamałem się. Samej chciało mi się płakać. Schowałem twarz w dłoniach i głośno westchnąłem.
-Powiedz Marco, żeby się nie martwił, ale i nie dzwonił. Potrzebuje spokoju.-usłyszałem nagle jej drżący głos. Szła bokiem jak spojrzałem na nią, ale zaraz się odwróciła i poszła w swoją stronę. Ja nie miałem wyjścia. Musiałem się jeszcze zmierzyć z chłopakami. Cholera jasna. 


*******
Nie wierzę. Nie, to jest jakiś żart. Mario odchodzi? Nie będzie go już w Dortmundzie? To są jakieś żarty? Przecież... nie może. Nie może mnie zostawić! Mnie, Marco, klubu, kibiców! 
Cała zapłakana i z tysiącami myśli weszłam do domu. Moje serce było rozwalone na kilka rożnych kawałków. Czuję się podobnie jak wtedy, gdy lekarze powiedzieli, że Ania może nie przeżyć nocy. Okropnie się czułam z tą myślą, że to przeze mnie. Idąc chciałam coś rozwalić. Buzowało we mnie. Czułam nienawiść do samej siebie. Przyjechała Polka do wielkiego miasta i myśli, że może rozwalać wszystkim życie. Bo taka jest prawda. Gdy tylko przyjechałam wszyscy zaczęli mieć problemy. W szczególności Marco. Nie powinno było mnie ty być. Nie byłoby mnie  i nie byłoby problemów.
Rodzice już byli, bo stał samochód. Chciałam wejść jak najciszej i modliłam się w duchu, by byli wszyscy w pokojach. Niestety. Gdy tylko otworzyłam drzwi. Zastałam wszystkich w salonie. Widzieli jak wchodzę, a co najgorsze, świeciło się światło, więc widzieli moje łzy, a właściwe rozmazany makijaż.
-Wiktoria!-przeraziła się mama i szybko wraz z tatą do mnie podbiegła. Nagle znikąd obok pojawił się też Kuba.-Co się stało? Dlaczego płakałaś?
-Marco coś ci zrobił?-pytał tata.
-Wiki powiedź coś.-mówił brat i złapał mnie za rękę. Ja przymknęłam oczy, by tylko się nie rozryczeć. W końcu jednak musiała odpowiedzieć rodzicom na te wszystkie pytania. 
-Mario odchodzi. Wyjeżdża do Monachuim.-powiedziałam i rozpłakałam się bardziej. Po tym wyznaniu rodzice byli w szoku. Nie spodziewali się tego. Wszystko, tylko nie to.-A teraz dajcie mi spokój. Chcę być sama.-oznajmiłam i pognałam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam płakać do poduszki. Zaczęłam zadawać pytania "dlaczego?". Mówi, że robi to dla mnie, ale dobrze wiem, że nie chce tego. Nie chce podpisać kontraktu z wrogiem numer jeden BVB. Nie chce wyprowadzać się do Monachium. Ani on, ani Ann. Obydwoje robią to pod przymusem. Ich miejsce jest tutaj. W Dortmundzie. Z bliskimi. To ich przyjaciele. Nie moi. To ich miasto. Nie moje. Jeżeli ktoś z naszej dwójki powinien się wyprowadzić, to na pewno nie jest to Mario i Ann. 
-Nie pozwolę ci odejść...-powiedziałam do siebie. Widziałam, co muszę robić. Czy chcę? Nie. Ale przecież "musimy robić coś wbrew sobie".
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA KOLEJNY :)

Dzisiaj krótszy niż zazwyczaj, ale chyba treściwy :)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i nie będziecie chciały mnie zabić za Mario :D

Jak sądzicie, co planuje Wiktoria?
Czy transfer Mario dojdzie do skutku?
Jak zareaguje reszta i kibice?

Nie przedłużam tylko oddaje wam szybko i życzę miłego czytania :*

Zachęcam do komentowania, bo to motywuje ♥

ENJOY ♥

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 47


"... CZASAMI MUSIMY ROBIĆ COŚ WBREW SOBIE"


Po chwili znalazłam się w pokoju. Myślałam, że Reus śpi, więc zachowywałam się jak najciszej mogłam. Jakie było moje zdziwienie, gdy poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę. Nie była to obca ręka. Był to Marco...
-Wiktoria...-powiedział i po sekundzie zapalił światło.-Martwiłem się...
-Marco...-szepnęłam na jego widok i po prostu wtuliłam się w jego ciało. Brakowało mi tego. Brakowało mi jego osoby, jego obecności, zapachu i zwyczajnie tego poczucia, że to właśnie on jest obok mnie. Mimo to, czułam się okropnie. Zraniłam go tym pocałunkiem. Bardzo żałuję, chociaż wiem, że moje słowa na ten moment są puste. Bo co mogą zdziałać? Nic. Zrobiłam i powinnam zapłacić za ten błąd.-Przepraszam cię...-mówiłam ciągle przytulona do Niemca. Zostawiłam blondyna w stanie po alkoholowym, ale teraz wydaje się być trzeźwiejszy. Jakby ta sytuacja przywróciła go na nogi.-Przepraszam za wszystko...-nie wiedziałam nawet kiedy moje oczu zrobiły się wilgotne i po chwili wyleciał z nich słony płyn.
-Ja też cię kochanie przepraszam...-usłyszałam jego zachrypnięty głos.-Sam zachowałem się nie lepiej. Nie miałem prawa wymagać od ciebie zbliżenia. Nie miałem prawa mówić ci takich przykrych rzeczy, wiedząc po jakich problemach jesteś.-tłumaczył się i odruchowo przyciągnął moje ciało bliżej swojego.-Nie płacz...-uspokajał mnie.-Nie płacz... nie lubię, gdy to robisz i do tego przeze mnie.
-Nie płaczę przez ciebie...-odpowiedziałam, ale dobrze wiem, że nie mogłam powiedzieć mu całej prawdy. A przynajmniej nie teraz.-Marco... nie przepraszaj mnie za te słowa.-odparłam i popatrzałam w jego tęczówki.-Powiedziałeś prawdę, którą już dawno powinnam usłyszeć.
-Choć, usiądziemy i porozmawiamy.-zaproponował, a ja skinęłam tylko twierdząco głową i oboje skierowaliśmy się na brzeg łóżka. Usiedliśmy i od razu Reus złapał mnie za rękę, mocno ściskając ją.
-To, co powiedziałeś... było prawdą, Marco. Miałeś rację. Cały czas zwalam winę na wszystko inne, tylko nie na mnie. Ania była dla mnie bardzo ważną osobą, ale moja rozpacz nie przywróci jej życia.-mówiłam i wytarłam łzy z policzków, bo już się uspokoiłam. Piłkarz zauważył ten ruch i mi pomógł.-Gadałam z Robertem. Taka rozmowa pomogła nam obojga, bo każde z nas przeżywa jej brak. Zrozumiałam, że muszę być silna, bo mam dla kogo.-wtedy ponownie spojrzałam się w jego oczy. Dwudziestopięciolatek uśmiechnął się lekko do mnie i postanowił ponownie mnie przytulić. Byłam bardzo blisko jego serca, które spokojnie biło. On sam natomiast, zatopił się w moich włosach, które prawdopodobnie nie wyglądały za najlepiej, przez to, że byłam na dworze i co tam robiłam.
-Jesteś dzielna, Wiki...-zaczął cicho, ciągle pozostając w tej samej pozycji.-Przeżyłaś bardzo wiele ciężkich chwil, a mimo to się trzymasz. Nie jesteś słaba. Każdy ma w życiu gorsze chwile. To, co powiedziałem....-wtedy postanowił porozmawiać ze mną patrząc się na siebie nawzajem. Zmieniając pozycję pocałował mnie w czoło, a potem dłońmi złapał za moją twarz i pocałował mnie delikatnie. To było to. Tutaj czułam się przyjemnie i po prostu za jego ruchem, zwykłym ruchem, czuję motylki w brzuchu, które próbują się wydostać. To nie to samo co z Götze, ale ja w ogóle nie powinnam porównywać tego, a już tym bardziej mieć, co porównywać. Było mi głupio i wstyd. Zachowałam się okropnie w stosunku do mojego narzeczonego.-... nie mam pojęcia dlaczego to usłyszałaś i w dodatku z moich ust. Jest mi wstyd. Wstyd za te słowa i za to, co chciałem na ciebie wymusić.-spuścił głowę. Rzeczywiście bardzo żałował swojego zachowania. Chciałam dodać mu otuchy, więc zmusiłam go by zerknął na mnie. Złapałam za jego twarz oboma rękoma, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały uśmiechnęłam się do niego i sama pocałowałam. Było to wspaniałe. Mimo, że jesteśmy już długi czas ze sobą, to i tak każdy kolejny pocałunek jest dla nas nowym doświadczeniem, z którego uwielbiamy korzystać.
-Nie myślmy już o tym co było.-stwierdziłam.-Zapomnijmy o tym.
-Prawda jest taka, że próbuje ci wmówić byś się ogarnęła, ale ja sam jestem w nie lepszej sytuacji. Trzymasz się Wiki lepiej ode mnie. Ja już nie wyrabiam. Znałem Anię tak długo i nie mogę ciągle uwierzyć, że jej nie ma. Nie będzie już tych jej rad, jej uśmiechu... Brakuje mi jej...
-Przejdziemy przez to razem...-wypowiedziałam, a nasze ciała po raz kolejny, znalazły się blisko siebie. Reus głaskał mnie po włosach, po plecach. Byłam ciągle blisko niego. Może to jest dobry moment? Może warto mu teraz o tym powiedzieć?-Marco...-zawołałam go cicho, a on w odpowiedzi zamruczał. Wtedy głośno westchnęłam i przygotowywałam się moralnie do wyznania prawdy.-...kocham cię bardzo i jesteś najlepszym, co mogło mnie spotkać.-głupia! Wiedziałam! To było oczywiste, że nie dam rady tego zrobić! Czego ja się spodziewałam? Nie mogę, po prostu jest to dla mnie za trudne, by wyznać mu taką rzecz, jaką zrobiłam. Może właśnie... tak będzie lepiej?Zostanie to między mną a Mario i zabierzemy tę tajemnice do grobu? Chore, ale boję się. Boję się jaka będzie reakcja blondyna. Nie chcę by cierpiał przeze mnie. Nie chcę tego... Postaram się zapomnieć.
-Też cię kocham i też jesteś dla mnie najważniejsza.-odpowiedział i pocałował mnie w czoło.-Chodźmy już spać, co?-zaproponował, a ja przystałam na jego propozycję.
-Dobrze, ale muszę się jeszcze umyć.-stwierdziłam, rozluźniając lekko uścisk i podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Rano się umyjesz.-odparł.-A teraz przebieraj się wskakuj do łóżka.-w sumie? Czemu nie? Podeszłam do swojej walizki i wyjęłam z niej piżamę, którą była zwyczajnie koszulka Reusa. Zdjęłam swoje stare ciuchy i położyłam je na bok, a potem narzuciłam na siebie bluzkę, która była kilka razy większa ode mnie.
-Ślicznie ci w niej.-skomplementował mnie, a ja natomiast zaśmiałam się lekko i po chwili leżałam wtulona w tors blondyna. Przytulił mnie mocno i szepnął do ucha:
-Kolorowych snów o mnie. Dobranoc.-pocałował szybko w policzek, a ja na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Dobranoc.-odpowiedziałam i zmęczona dzisiejszymi wrażeniami, zasnęłam szybko.

Pod wpływem różnych, dziecięcych odgłosów zaczęłam się przebudzać. Otworzyłam powoli zmęczone oczy i pierwsze, co zobaczyłam, to mała Sara, która stała tuż przy moim łóżku. Uśmiechnęłam się od razu na jej widok. Potem do moich oczu doszedł obraz Oliwki, która bawiła się przy mojej torbie zabawkami.
-Cześć dziewczynki.-powiedziałam cicho.
-Ceść!-odpowiedziała.-Mogę poleżeć z tobą?-zapytała wraz ze swoim urokiem osobistym, więc jak mogłam się nie zgodzić. Tylko żebyśmy nie obudziły Marco. Odwróciłam się więc do mojego narzeczonego, ale jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jestem sama. Najwidoczniej musiał wstać wcześniej. Złapałam za telefon, który był pod poduszką i zobaczyłam, że jest 9.49. Byłam zła na siebie, bo pewnie wszyscy już powstawali, a tylko ja siedzę pod kołdrą i się wyleguję. Powinnam wstać i pomóc innym w przygotowywaniu śniadania.
-Wskakuj, ale tylko chwilę leżymy, bo zaraz musimy zejść na śniadanie.-uprzedziłam dziewczynkę, a ta bez żadnych "ale" się zgodziła i wskoczyła do mnie. Mała Błaszczykowska, która zauważyła, co wyprawia jej koleżanka, podbiegła do nas i również wdrapała się na moje łóżko. Zaczęłyśmy, więc sobie odpoczywać, a przy tym rozmawiać. Wypytałam małe i spytałam się, co robi reszta i wywnioskowałam, że na moje szczęście, wszyscy powstawali dość niedawno. Pewnie każdy odpoczywał po podróży i zmianie czasowej. Gdy na moim iPhonie, czas wynosił 10.00 musiałam pożegnać się z ciepłym łożem i udać się do łazienki, wziąć prysznic, bo wczoraj nie wzięłam. Powiedziałam dziewczynkom, żeby grzecznie bawiły się w pokoju, a ja zaraz przyjdę. Złapałam za nowe ubrania i moją kosmetyczkę, a po kilku minutach byłam już pod prysznicem, z którego leciała chłodna woda. Tego było mi trzeba. Wzięłam przygotowane ciuchy i bieliznę. Potem umyłam zęby i zajęłam się wszystkimi innymi porannymi czynnościami. Po 30 minutach, wychodziłam odświeżona, a swoje włosy postanowiłam rozpuścić. Weszłam do pokoju i zastałam w nim ten sam widok, co poprzednio. Dziewczynki są naprawdę zawsze bardzo grzeczne. Posłuchały mnie, więc w nagrodę pobawiłam się z nimi chwilę. Nagle do pokoju weszła Ewa.
-Proszę! Znalazły się zguby!-krzyknęła uśmiechnięta. Oliwka i Sara nawet nie zwróciły na nią uwagi, tylko poważnie konwersowały ze mną na temat tego, jak powinny ubrać swoją lalkę na bal. Zaśmiałam się pod nosem i spojrzałam w stronę Polki, która powoli zaczęła się do mnie zbliżać.-Wybacz, jeżeli ci przeszkodziły.
-Daj spokój. Gdyby nie o on, to pewnie bym jeszcze spała.-odparłam nie tracąc uśmiechu z ust.
-Przepraszam za nie. Zajęłyśmy się śniadaniem, a je pozostawiłyśmy wolne losowi. Nie sądziłyśmy, że zajdą aż tutaj do pokoi.-opowiedziała.
-Nic się nie stało. Pamiętaj, że to sama przyjemność się nimi zajmować.-oznajmiłam.
-Choć, zejdziemy już na dól, bo chyba Ann z Łukaszem i Kubą wróciła z zakupów.-powiedziała, gdy usłyszałam trzask drzwiami.
-Kuba i Łukasz?-zdziwiłam się.-A nie miałyśmy czasem tylko my chodzić do sklepu?
-Miałyśmy, ale Robert powiedział, żebyśmy nie przejmowali się tak tą anonimowością i zaczęli żyć.-wyjaśniła.-Spodobało mi się to jak powiedział. Widać, że zależy mu na tym, by żyć na nowo. Przestać pogrążać się w żałobie. To tak, jakby chciał walczyć.-mówiła, a ja tylko nasłuchiwałam się jej słowom i co jakiś czas potakiwałam.-W ogóle ciekawe o której wczoraj wrócił?-pytała jakby siebie.
-Pewnie późno.-stwierdziłam.-Idziemy na dół?-zapytałam Piszczkowej, a ona od razu się zgodziła i złapała Sarę za rękę, a ja wzięłam do siebie Oliwkę i zeszłam razem z nią. Na dole było słychać głosy reszty domowników. Gdy stąpałam na ostatnim schodku, zauważyłam Reusa, który wchodził drzwiami z Robertem. Byli mokrzy, więc łatwo można było się domyśleć, że byli popływać. Jak tylko mnie zobaczył, od razu na jego twarzy pojawił się uśmiech. U mnie było podobnie.
-Dzień dobry!-powiedział i ukazał ten swój charakterystyczny uśmiech, który w pewnych momentach rozkładał mnie na kilka kawałków.
-Cześć.-odpowiedziałam również się uśmiechając.
-Dlacego Marco jest mokry, Wiki?-zapytała ciekawska córka Kuby, która wcześniej cały czas, bacznie obserwowała Reusa.
-Nie wiem, skarbie, więc niech nam tu się Marco spowiada.-skierowałam do niej i puściłam oczko do blondyna.
-Właśnie!-krzyknęła, a przy tym śmiesznie gestykulowała rączkami.-Musisz nam powiedzieć!
-Wiesz Oliwka, poszedłem wraz z wujkiem Robertem popływać i gdy tak sobie pływaliśmy, zaatakował nas wieeelki rekin. Musieliśmy z nim walczyć.-opowiadał, a wszyscy uważnie mu się przyglądali.
-I wygraliście?-mała dziewczynka zaciekawiła się zmyślonymi opowieściami Niemca.
-Tak, ale mało brakowało, a byśmy zostali pożarci przez niego. Wujka Roberta, to złapał nawet za nogę, ale gdyby nie ja, to by nie mógł już grać w piłkę.-taaa... Gdyby Reus nie został piłkarzem, to śmiało mógłby pisać książki. Swoim opowiadaniem rozbawił większość towarzystwa, a najbardziej zaciekawił najmłodszą część.
-A mój tata pewnie by sobie nie poradził.-skomentowała smutna Oliwka i bezradnie opuściła ręce, a wtedy całe towarzystwo wybuchło gromkim śmiechem. Nawet Kuba.
-Będziesz chciała nową zabawkę.-odpowiedział do córki Błaszczykowski, a my wycieraliśmy łzy, które nam poleciały przez śmiech.
Gdy już się wszyscy pośmialiśmy, Robert z Marco, poszli się przebrać w normalne ciuchy i zaraz mieli do nas dołączyć. Kuba z Agatą i Ewą zajęli się przygotowywaniem śniadania dla wszystkich, a Ann i ja zajęłyśmy się dziećmi Polaków. Potem dołączył do nas Łukasz i w trójkę bawiliśmy się w rożne zabawy wymyślane przez dzieciaki. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie ma z nami Mario. Zdziwiłam się, ale nie pytałam Ann. W sumie to nie wiem dlaczego. Po prostu, teraz dla mnie każdy wzmianka o Gotze, będzie się wydawała podejrzana. Ale i też nie chciałam rozmawiać z modelką o nim, bo nie chciałam czuć większych wyrzutów sumienia niż mam. Zerkam, co jakiś czas na nią i widzę z jakim oddaniem bawi się z małą Leną. Będzie wspaniałą matką. Mam nadzieję tylko, że nie zniszczyłam jej rodziny.
Nagle usłyszałyśmy śmiechy chłopaków. Słyszałam głos Marco, Lewego, ale i też... Mario? Tak, to był on. To jego głos. Utwierdził mnie w przekonaniu jego obraz. Był uśmiechnięty. Rozmawiał sobie normalnie z Reusem, jakby nic się nie stało. Naprawdę jest aż takim dobrym aktorem? W pewnym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały. Uśmiech od razu znikł. Jego twarz przybrała neutralny charakter. Stał chwilę i mi się przyglądał. Na szczęście nikt tego nie zauważył. Po kilku sekundach, coś przywróciło go na ziemię i ruszył w moim kierunku. Podszedł najpierw do Ann i przywitał się z nią całusem w usta.
-Cześć skarbie.-powiedział.
-Cześć, cześć.-uśmiechnęła się. Niemka jest w nim szalenie zakochana i jego obecność, zawsze wywołuje u niej uśmiech. Ah... Wiki... dlaczego to jemu nie strzeliłaś w twarz w odpowiednim momencie? Chyba pomyliły ci się osoby...-Pospałeś sobie dzisiaj.-zagadała.
-Tak się kończą wieczorne spacery.-odpowiedział i uśmiechnął się do mnie. Poczułam się dziwnie. Jakby to na mnie teraz zrzucił całą winę. Po tym stwierdzeniu, tylko zmierzyłam go spojrzeniem i powróciłam do zabawy z Sarą. Na moje szczęście, Agata powiadomiła, że śniadanie jest już gotowe. Wstałam i złapałam malutką za rączkę i obie poszłyśmy do stołu. Po drodze, dołączył do nas Marco i objął mnie w talii i razem poszliśmy do wielkiego stołu. Zasiedliśmy i zaczęliśmy smakować się przekąskami. Było tam wszystko. Bułki i chleb każdego rodzaju. Różne masła, dżemy, nutella. Owoce, płatki zbożowe, tosty. Wszystko. Ja stawiłam na płatki z zimnym mlekiem oraz herbatę, a do tego dołożyłam sobie dwa kawałki arbuza. Reus, jak na Niemca przystało... kanapki z nutellą.
Skończyliśmy jeść po około 40 minutach. Rozmawiało nam się tak przyjemnie, że straciliśmy poczucie czasu, a tym bardziej, że podczas śniadania dowiedzieliśmy się, że idziemy dzisiaj na wycieczkę do miasta. Zaczęliśmy wszyscy sprzątać po jedzeniu, a gdy udało nam się, mieliśmy po prostu udać się i spakować tylko najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Marco nawet, oprócz telefonu i portfela, który schował u mnie w torebce, nie brał nic więcej. A nie, wziął jeszcze okulary. Wyszliśmy z domu i stanęliśmy przy samochodach, kiedy przypomniało mi się, że też powinnam wziąć ze sobą ten sam dodatek, co Reus. Powiadomiłam, że za chwilę wrócę i pognałam do pokoju. Z torby wyciągnęłam potrzebną rzecz i już miałam wstawać, gdy nagle, będąc odwrócona, usłyszałam go.
-Tak to ma teraz wyglądać?-zapytał, a ja powoli się obracałam. W końcu popatrzeliśmy sobie w oczy.-Będziemy się unikać i udawać, że nic się nie stało?
-A ma być niby jak dawniej? Ja nie wiem, czy po tym wszystkim będę potrafiła z tobą pogadać.-odparłam, marszcząc czoło.
-Kiedy się pocałowaliśmy wcześniej, potrafiłaś zapomnieć, a teraz?-podchodził do mnie bliżej.
-Wtedy Mario, żadne z nas nie miało partnera. Zdradziliśmy ich. Nie dociera to do ciebie?
-Dociera, ale cholera... zapomnijmy o tym, tak? Żałuję i to bardzo, ale nie mogłem się po prostu oprzeć. Tak jak wtedy...
-To może przestańmy się zadawać, byś nie ulegał pokusom.-syknęłam, bo zdenerwowało mnie gadanie Mario.
-Wiki, daj spokój.-spanikował lekko.-To, to wszystko. Moje uczucia się zmieniły. Pamiętasz, jak u Reusa rozmawialiśmy? Powiedziałaś, że też czasami nie możesz się oprzeć. U mnie to po prostu pozostało z pierwszego zauroczenia do ciebie.-wyznał. Zdziwiłam się. Mario nigdy nie powiedział mi o tym tak w prost. Wiedziałam, podejrzewałam, ale nie miałam dowodów. Teraz moim dowodem jest sam Götze.
-To było kiedyś, Mario. Kocham Marco i tylko go. Ty jesteś dla mnie jak brat, ale to nie może zajść za daleko i w tym problem, że wczoraj przerwaliśmy pewną granicę.-wyjaśniłam swoje zdanie.
-I to się już nie powtórzy.
-Mario, to nigdy nie miało się prawa powtórzy! Ranimy swoich bliskich! Nie widzisz tego?-podniosłam głos.
-Dlaczego mam wrażenie, że chcesz zerwać kontakt?
-Nie chcę, ale czasami musimy robić coś wbrew sobie.-opuściłam głowę i mówiąc to ściszyłam głos. Bruneta zamurowało. Nie spodziewał się takich słów ode mnie, ale powiedziałam to, co leżało mi na sercu.
-Czyli od dzisiaj się nie znamy?-zapytał zdenerwowany.
-Może na razie przestańmy się spotykać, a potem zobaczymy... Nie wchodźmy sobie w drogę. Tak będzie lepiej. Może twoje uczucia względem mnie się wyzerują. Postarajmy się też o tym zapomnieć i nie mówmy nic ani Marco, ani Ann.-sądziłam, że to będzie najlepsze wyjście. Mario spędzi więcej czasu z Niemką i zrozumie, że uczucie do mnie musi zniknąć natychmiast i wyzerować się. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. I tak ma pozostać. Nie obwiniam oczywiście tutaj Mario, bo najwyraźniej pokusa u mnie też była silniejsza, ale skoro u piłkarza pozostały jeszcze jakieś uczucia, to niech lepiej je wymaże doszczętnie, bo nie chce być powodem rozpadu rodziny.
Gdy, powiedziałam, co miałam powiedzieć, wyszłam po prostu z pokoju, zostawiając go. Było mi przykro. Było mi żal Mario, ale czasami trzeba być twardym. Trzeba umieć powiedzieć, co się myśli. Czyżby powraca stara Wiktoria? Ta, która była zawsze silna?
-No nareszcie?-rzekł mój narzeczony, gdy tylko mnie zobaczył.-Co ty produkowałaś te okulary?-zaśmiał się, a ja tylko odpowiedziałam mu uśmiechem.
-Nie widziałaś może Mario?-zapytała Ann.
-Tak, już idzie.-odparłam, a po chwili wszyscy zobaczyli zawodnika BVB. Wsiedliśmy do samochodów i na moje nieszczęście siedziałam razem z Mario w samochodzie. Chociaż tyle, że siedział z przodu i prowadził. Ja oparłam się o okno i zaczęłam myśleć. Nie wiedzieć czemu wspomniałam, tę sytuację, jak pocałowaliśmy się. To wszystko wróciło, a poczucie winy się zwiększyło.

-Nie mam nikogo...
-Wiki! Nie mów tak. Masz i to masz wiele osób.-pocieszał mnie.-W szczególności masz mnie.-po tych słowach popatrzał mi w oczy. Nasze twarze dzieliły milimetry. Jego usta były coraz bliżej moich. Wiedziałam co chce zrobić, ale nie chciałam tego przerwać. Nie czułam do niego miłości takiej, jak kiedyś do Rafała, ale pociągał mnie, a ja nie potrafiłam się jemu oprzeć. Tak, pocałował mnie, a ja to odwzajemniłam. Mario zaczął mnie całować najpierw delikatnie, potem zaczął być już pewny. W sumie ja też. Założyłam ręce na jego szyi, a on trzymał mnie w biodrach. Położyłam się na łóżku, a piłkarz na mnie. Nie myślałam o niczym w tym momencie. Liczyła się tylko ta chwila i to, co oboje razem robimy. Podobało mi się to i to bardzo. Mam nadzieję, że piłkarzowi również to się podobało, ale ktoś musiał to w końcu przerwać. Nie miałam najmniejszego zamiaru być tą osobą, więc jeszcze bardziej pochłaniałam się jego ustom. Trwaliśmy tak chyba z 10 minut, gdzie nagle zauważyłam, że byłam ubrana tylko w większą czarną koszulkę oraz bieliznę. Kiedy poczułam, że chłopak jeździ ręką po moim udzie uznałam, że to może zajść za daleko. Postanowiłam w końcu oderwać się od niego. Kiedy to zrobiłam, ponownie zapatrzyłam się w jego oczy.

Wycieczka jaką zorganizowali nam Kuba z Agatą była świetna i każdy dobrze się bawił. Nawet ja zapomniałam o tym przykrym incydencie. Na początku, zaczęliśmy zwiedzać miasto. Poszliśmy do starożytnego amfiteatru. Zwiedziliśmy różne stare budynki i kościoły, a co najlepsze dla dziewczyn - poszłyśmy na zakupy. Następnie wybraliśmy się do wypożyczalni łodzi i wypożyczyliśmy odpowiedniej wielkości i pływaliśmy przez około 3 godziny. Tam leżakowaliśmy, opalaliśmy się i nawet skakaliśmy do wody. Mieliśmy też możliwość zjedzenia tam obiadokolacji. Około godziny 17 wróciliśmy z powrotem do portu, ale postanowiliśmy wybrać się jeszcze na dwie godzinki na plażę. Odpoczęłam i to bardzo. Mario nie odzywał się do mnie całą drogę, ale właśnie o to mi chodziło. Był cały czas blisko Ann. I dobrze. 
Przed 19, byliśmy już wszyscy w domu. Byliśmy jednocześnie bardzo zrelaksowani, ale z drugiej strony bardzo zmęczeni. Ociągaliśmy się przy samochodach i nikt nie chciał iść pierwszy do domu, więc postanowiłam, że ja będę tą osobą. Zaraz za mną doczłapał się Marco. Weszliśmy do pokoju, a ja zawiadomiłam go, że idę do łazienki. Powiedział tylko zwykle "dobra" i walną się na łóżko. Po dosłownie 5 minutach już wyszłam i pierwsze, co zrobiłam to poszłam do naszego pokoju, ale nie było w nim piłkarza. Zdziwiłam się, bo nie słyszałam, żeby wychodził. Spojrzałam na łóżko i w oczy rzuciła mi się średniej wielkości karteczka, na której było coś napisane. Zmarszczyłam brwi i złapałam ją do ręki.
"Wiem kochanie, że jesteś zmęczona, ale to nie koniec atrakcji dla ciebie. Przygotuj się na interesujący wieczór i ubierz, proszę tę sukienkę ode mnie. 
Całuję. Twój Marco ♥"
Bardzo dawno ktoś wywołał u mnie takie zdziwienie. Interesujący wieczór? Sukienka? Co on kombinuje? I skąd niby mam wziąć tę sukienkę, co dostałam od niego na święta, jak jej nie spakowałam? Nagle rozejrzałam się po pokoju i po raz kolejny myślałam, że mi oczy wyjdą. Była tam. Powieszona na szafie. Zupełnie, jakby nigdy nic. Podeszłam do niej i musiałam dotknąć ją, bo nie wierzyłam. Wtedy do pokoju wparowały Agata, Ewa i Ann. One wiedziały o wszystkim? 
-Dobra, co tu jest grane?-zapytałam poważnie, ale one tylko zachichotały. 
-Nic, kochana nic.-odpowiedziała Polka o jasnych włosach.
-Ale teraz idziesz do łazienki, bierzesz prysznic i widzimy cię tu za chwilę.-rozkazały, a ja nie mogłam nic zrobić, tylko posłuchać się ich. Weszłam do pomieszczenia z prysznicem i zaczęłam zmywać z siebie pot z całego, męczącego dnia. Umyłam włosy i szybko je wysuszyłam, a potem w śnieżnobiałym szlafroku wyszłam do dziewczyn, ubrana pod spodem tylko w koronkową, białą bieliznę.
-Siadaj. Ja się zajmę włosami, a wy makijażem.-rozkazała Brömmel. Nie wierzyłam, co oni kombinują. Byłam zdziwiona, ale i też podekscytowana, bo czułam, że dzisiejszy wieczór będzie bardzo, bardzo wyjątkowy.
Dziewczyny, tak jak powiedziały, zajęły się robieniem makijażu oraz odpowiednim ułożeniem włosów. Z natury mam je prawie idealnie proste, ale często, gdy gdzieś wychodzę podkręcam je, co u mnie robi  się to dość szybko. Modelka również postanowiła mi ułożyć je w podobny sposób. Złapała za prostownicę i zaczęła je układać w taki sposób, że po paru minutach miałam lekkie loki na całej głowie. Polki, robiące makijaż nie przesadzały. Zrobiły mi go bardzo delikatnie, przez co nie zabierały naturalności.
Gdy uznały, że wyglądam już dobrze, pozwoliły mi ubrać sukienkę. Dały mi wysokie, białe buty na szpilkach z odsłoniętymi palcami. Nie zapomniały naturalnie o dodatkach. Na moim palcu błyszczał pierścionek od Marco, który towarzyszył mi przez cały ostatni czas. Postanowiły, że moją rękę będzie zdobiła złota bransoletka, którą dostałam kiedyś od mamy na urodziny.
-Wyglądasz ślicznie.-komplementowały, gdy już byłam gotowa, a ja przyglądałam się w lustrze. Rzeczywiście, nie było najgorzej.
-Marco będzie zachwycony.-dodały, a ja, gdy usłyszałam jego imię od razu się odwróciłam w ich stronę.
-Wy wiecie, co on kombinuje?-zapytałam, ale i tak widziałam, że nie doczekam się odpowiedzi. Za Chiny by mi nie powiedziały, nawet gdybym je torturowała.
-Może tak, może nie. Ale za niedługo się wszystkiego dowiesz, więc zapraszam panią. Już ktoś na ciebie czeka.-dodała tajemniczo żona Błaszczykowskiego i łapiąc mnie za rękę, poprowadziła na dół. Szłam zdziwiona, ale i jednocześnie zainteresowana, co wydarzy się dalej. Schodząc po schodach, myślałam, co mnie jeszcze czeka i gdzie zawiezie mnie Marco, bo przecież byłam prawie pewna, że to on stoi na dole, wcale nie lepiej wystrojony ode mnie i za chwilę pokaże mi ten swój charakterystyczny uśmiech, a potem porwie mnie gdzieś daleko.
Wyszłyśmy z domu i po raz któryś dzisiejszego dnia nie wiedziałam, co mam powiedzieć. To nie był Marco. To nie on stał  obok pięknego samochodu, tylko jakiś obcy facet również nienagannie ubrany. Jak mnie zobaczył, to uśmiechnął się do mnie i podszedł bliżej oraz otworzył drzwi do samochodu, do tylnych siedzeń. Przystanęłam i patrzałam się na tego kolesia jak na wariata. Zerknęłam wtedy na dziewczyny, u których malował się uśmiech.
-To wtedy miłej zabawy, Wiki.-powiedziały i wskazały głową bym wsiadła do auta. Nic nie rozumiałam. Nie wiedziała, co mam powiedzieć i czy wsiąść, ale w sumie... Skoro to wszystko wymyślił Reus, to wiedziałam, że czeka mnie dzisiaj chyba niezła przygoda. Westchnęłam głośno i wsiadłam. Przyjaciółki machały do mnie, a ja im tylko szybko odmachałam. Kierowca, był młodym mężczyzną o ciemnych włosach z dobrze opaloną skórą. Na 100 procent był mieszkańcem Puli. Tylko jak Marco go ogarnął? Jadąc próbowałam swoim angielskim wyciągnąć coś od niego, ale milczał jak grób. Właśnie wtedy dotarła do mnie pewna rzecz. Nie mam ze sobą nic! Ani telefonu, portfelu. Niczego! To było wszystko zaplanowane z dokładnością. Przeklęty Reus.
Po 10 minutach, jeździliśmy już drogami w mieście. Byliśmy właśnie na bardzo ruchliwej ulicy z wieloma sklepani po bokach. Rozglądałam się dookoła, w sumie nie wiem dlaczego. Może myślałam, że zobaczę gdzieś blondyna. Po minucie, chłopak parkował już na jednym z parkingu obok drogi. Rozejrzałam się i nie widziałam nigdzie Marco. Chorwat odwrócił się i uśmiechnął do mnie, mówiąc:
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział i wysiadł z samochodu, a potem podszedł do moich drzwi, które mi otworzył.
-Gdzie jest Marco?-zapytałam, bo to było oczywiste, że on go zna.
-Wkrótce się spotkacie, a to dla ciebie.-podał mi złożoną karteczkę. Moje zszokowanie całą tą sprawą bywało coraz większe. Niepewnie wzięłam ją od niego, a ten od razu wziął moją prawą rękę i pocałował.-Miłego wieczoru Wiktorio.-uśmiechnął się ponownie i zasiadł za kierownicą i odjechał. Zostałam sama w obcym mieście, bez telefonu. Super. Reus to ma chyba jednak poczucie humoru.
Nie pozostało mi nic innego, jak przeczytać tę wiadomość. Odwinęłam ją i zabrałam się za czytanie.
"Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie strasznie zła, że jesteś sama, ale zobaczymy się wkrótce.
Idź prosto :)"
Marco zna mnie jednak bardziej niż myślałam. To wszystko było bardzo dziwne, ale nie ukrywam, że mi się podobało. Ruszyłam, więc do przodu. Szłam i obserwowałam miasto, które żyło bardzo głośno. Gwar był aż zbyt głośny dla mnie. Było słychać też muzykę z okolicznych klubów, które znajdowały się na innych ulicach.
-Przepraszam?-usłyszałam nagle głos starszego pana, który pracował w kwiaciarni. Przystanęłam i popatrzałam na niego wyczekując odpowiedzi.-Ty jesteś Wiktoria?-zapytał.
-Yy... tak. To ja.-odpowiedziałam nieśmiało się uśmiechając.
-Proszę, to dla ciebie.-podał mi białą różę. Była piękna. Zerkałam co chwilę, to na niego, to na kwiat. Mężczyzna uśmiechnął się szerzej, dodając mi otuchy i wtedy wzięłam prezent do ręki.
-Dziękuję.-odpowiedziałam patrząc cały czas na roślinę.
-Nie dziękuj mi, tylko temu przystojnemu młodzieńcowi. Jeszcze nie wiedziałem, żeby ktoś mówił tak z zachwytem o drugiej osobie, będąc tak młodym.-opowiadał, a mi zrobiło się ogromnie miło na sercu. Jak nigdy.-A, zapomniałbym. Jest jeszcze dla ciebie...-nie kończył, bo szukał jej w kieszeni.
-Karteczka?-dopowiedziałam za niego.
-Tak i już ją mam.-podarował mi ją.
-Dziękuję.-powiedziałam do niego, a on obdarował mnie ponownie swoim uśmiechem.
-Nie dziękuj. Miłego wieczoru.-pożegnał się i zniknął za drzwiami swojej kwiaciarni, a ja tylko odwróciłam się o tworzyłam skrawek papieru.
"Jak rozmawiało się z Panem Ivanem? 
Nie masz ochoty się teraz trochę pobawić? 
Rozejrzyj się :)" 
-Pobawić?-śmiałam się w myślach, ale tak jak poprosił, rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam, że niedaleko, obok wejścia do parku znajduje się mały plac zabaw. Jest praktycznie pusty, bo jest już trochę późno, ale jest parę dzieci z rodzicami, co bawią się na karuzeli. Pomyślałam, że to tam powinnam się udać, więc pośpiesznie i z różą, ruszyłam w stronę placu zabaw. 
Gdy już się tam znalazłam, zastanawiałam się czy wejść do środka, czy poczekać, aż ktoś sam mnie znajdzie i da kolejną karteczkę. Postanowiłam, że jednak wejdę przez bramkę i zaraz znalazłam się na terenie bawialni. Weszłam i rozejrzałam się. Dostrzegłam młodych rodziców, co ze sobą rozmawiali i co chwila zerkali na rozbrykane rodzeństwo. Podeszłam niepewnie do nich i zapytałam:
-Przepraszam?-odezwałam się po angielsku, a oni popatrzeli od razy na mnie i od razu pojawił się u nich szczery uśmiech.-Nie wiedzieliście państwo może...-nie było dane mi dokończyć, bo prawdopodobnie ojciec dzieci krzyknął do nich coś w swoim ojczystym języku. Młoda kobieta nie przestawała się we mnie wpatrywać. Trochę mnie to krępowało, ale stwarzałam pozory i byłam dla niej miła. Dzieci podbiegły do mężczyzny, on powiedział im coś i w końcu one podeszły do mnie. Przykucnęłam, by być na ich poziomie. 
-Pan Marco kazał nam pani przekazać tego misia.-i wręczył mi małą, pluszową maskotkę. Była urocza i co najważniejsze, była odpowiednio tematycznie przypasowana do sytuacji i miejsca.
-Dziękuję.-odparłam i złapałam za zabawkę i w ramach podziękowania przytuliłam chłopca, a potem dziewczynkę. 
-Mamy jeszcze dla ciebie karteczkę.-dodała mała brunetka i podała mi papierek. Uśmiechnęłam się do niej dziękując.
-Mam nadzieję, że miło spędzisz wieczór.-odezwała się kobieta, która wcześniej wpatrywała się we mnie jak w obrazek.
-Już jest cudownie.-odpowiedziałam i wstałam na równe nogi. Podziękowałam wszystkim i wyszłam z placu zabaw. Stanęłam przed bramą i rozłożyłam kartkę.
"Jestem już blisko :) 
Widzisz drogę do parku?"
Czyli teraz park? Uwielbiam parki, a ten już mi się spodobał, bo kamienna droga prowadząca w nieznane spodobała mi. Ruszyłam i czekałam aż go zobaczę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio nie mogłam się tak doczekać spotkania z Marco. Kroczyłam i słyszałam tylko tupanie swoich obcasów. Już chciałam go spotkać. Bardzo. Chciałam się wtulić w niego i nigdy nie wypuścić się z jego objęć. 
Nagle zauważyłam jak na jednym z drzew wisi coś białego. Byłam prawie pewna, że to kolejna wiadomość od Marco. Podeszłam do niej szybciej i zdjęłam ją.
"Dobry wieczór, kochanie ♥"
Zmarszczyłam brwi i przyglądałam się jej. Gdy chciałam się rozejrzeć dookoła, poczułam jak ktoś zasłania mi oczy. Wiedziałam, że to on. To był na pewno on. Czułam jego obecność. Te jego charakterystyczne perfumy z Hugo Bossa. Jego dotyk, pod którym się rozpływam.
-Znalazłaś mnie.-szepnął mi do ucha, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Tylko on tak potrafi zadziałać. Odłożyłam kwiat i misia na dół, a sama złapałam za jego dłonie i delikatnie ściągnęłam z moich oczu. Odwróciłam się i ujrzałam go. Miałam rację. Ubrany jak zwykle perfekcyjnie. Perfekcyjnie ułożone włosy. Czarna koszula z podwiniętymi rękawami, które odsłaniały jego tatuaże. I jeszcze ten zegarek, który mu kupiłam. Czarne, zwężane jeansy i trampki, które uwielbia ubierać. Perfekcyjny. 
Nie odpowiedziałam nic na jego stwierdzenie, tylko od razu mocno się w niego wtuliłam. Nie może do mnie dojść jeszcze, co on zrobił, a to dopiero początek. Nie mogę w to uwierzyć, jaką ja jestem szczęściarą. Jak oderwałam się od niego, blondyn złapał mnie za podbródek i zachłannie pocałował. Jakby nigdy tego wcześniej nie robił. 
-Znalazłam i nie wypuszczę na resztę wakacji.-skomentowała, jak się od siebie oderwaliśmy.
-Nie mam nawet najmniejszego zamiaru uciekać ci.-odparł rozbawiony.-A teraz chodź za mną.-powiedział i złapał mnie mocno za rękę, jakby to on się bał, że go zostawię. Wzięłam ze sobą odstawione rzeczy i ruszyliśmy. Szliśmy razem i całą drogę rozmawialiśmy. Marco wypytywał się z troską o moją drogę, czy nic się nie stało, czy nikt mnie nie zaczepiał? Cały on. Dowiedziałam się, że mimo wszystko dbał o mnie, choć nie było go obok, ale nie chciał jeszcze wyjaśniać wszystkiego, bo powiedział, że na to wszystko przyjdzie pora. 
Po chwili, piłkarz przystanął i stanął za mną.
-Wiem, że tego nie lubisz, ale mogę zasłonić ci oczy?-spytał.
-Dziś wyjątkowo możesz.-roześmiałam się, a pomocnik Borussii ze mną. Wyjął chustkę i zawiązał mi ją na oczy, ale tym razem był cały czas przede mną i mnie prowadził oraz rozmawiał. Pamiętał. Po bliżej nieokreślonym czasie, ale krótkim, przystanęliśmy. 
-Gotowa?-usłyszałam.
-Gotowa.-odpowiedziałam i wtedy Reus zdjął z moich oczu apaszkę. Gdy to zobaczyłam, zabrało mi dech w piersiach. Znaleźliśmy się na mini tarasie w tym parku z widokiem na morze. Dookoła drzewa, krzewy, ale i też świece. Pełno małych świec. W tym mały stolik zapełniony śródziemnomorskim jedzeniem oraz winem, które stało schładzane. Dwa krzesełka dla nas i my wraz z zachodem słońca. Tylko my. Nikt więcej. 
Odwróciłam się do swojego narzeczonego z otwartą buzią i po prostu się na niego rzuciłam.
-Jesteś najlepszy!-powiedziałam głośno. Piłkarz mnie lekko podniósł i okręcił dookoła. Cały czas podniesiona spojrzałam w jego oczy.
-Czyli się podoba?-bardziej stwierdził.
-Podoba? Tu jest pięknie. To, co zrobiłeś... wymyśliłeś... Nie wierzę. Ten wieczór był wspaniały, a on dopiero się zaczyna.
-Sam sobie bym nie poradził.-odpowiedział i postawił mnie na ziemię oraz poprowadził do stolika. Odsunął krzesełko i nalał nam po lampce czerwonego wina. Kwiat wsadził do wazonu, a pluszaka odłożył obok. Potem sam usiadł, obok mnie i złapał za rękę.-Cieszę się, że ci się podoba, bo planowałem to odkąd dowiedziałem się, że wyjeżdżamy.
-Jak to wszystko zaplanowałeś? Wziąłeś tych ludzi...-pytałam.
-Kuba i Agata mi pomogli. Tak naprawdę, to wszyscy byli w zaangażowani. Dziewczyny miały cię przystroić, a ja w tym czasie jeździłem z chłopakami i załatwiałem ludzi. Tutaj jest każdy miły i zna Kubę, więc nie było problemu. Ten kierowca, był też cały czas z tobą. Poprosiłem go by miał cię na oku, bo byłaś sama w mieście. Chodził za tobą, a dopiero w parku, jak nas zobaczył odszedł. Stolik przygotował Mario i Lewy.-oniemiałam. Miał to wszystko idealnie zaplanowane. Wszystko. Nie wierzę też, że wszyscy tak nam pomogli. Nawet Mario. Nie dociera, że mam takich ludzi u boku.
-Jesteście najlepsi, a ty przebiłeś już chyba wszystko.-skomentowałam i pocałowałam mężczyznę.
Czy ten wieczór można sobie lepiej wyobrazić. Ja i mężczyzna mojego życia. Siedzimy razem i po zjedzonej kolacji, siedzimy razem, przytuleni i patrzymy jak ostatnie promienie słońca znikają za horyzontem. Siedzimy i popijamy wino. Rozmawiamy, całujemy... Jest wspaniale.
-Powiem ci coś.-zawiadomił mnie cicho. Popatrzałam na niego, a on zerkał dalej na słońce.-Nie wiem, czy gdybym cię nie poznał, potrafiłbym zrobić coś takiego dla dziewczyny.-wyjawił, a na końcu zerknął na mnie.
-Jeżeli byś się zakochał, to na pewno byś zrobił.-odparłam i pogładziłam rękę jego policzek.
-Po akcji z tą dziewczyną, w Ahlen jak zwątpiłem w miłość...-wspominał. Widać, że było to dla niego trudne, a szczególnie po akcji z Carolin.
-Marco...-złapałam go za dłoń.-Nie wspominaj o tym. To już przeszłość.-powiedziałam.
-Wiem, ale należy umieć o tym rozmawiać. Wcześniej się bałem, ale teraz jest już lepiej. Musimy czasami zamknąć pewne rozdziały, ale to nie znaczy, że uda nam się je doszczętnie wymazać.-och... Marco... nie kopie się leżącego.
-Coś o tym wiem.-szepnęłam cicho, prawie niesłyszalnie.
-Żałuję jaki byłem. Wstydzę się tego, ale dzięki tobie... -ścisnął moją dłoń i zmusił bym wstała. Podeszliśmy do ogrodzenia w okół tarasu i staliśmy tak.-Nauczyłaś mnie kochać, Wiki.
-Ty też nauczyłeś mnie wielu rzeczy. Dorosłam szybciej i tak naprawdę nauczyłam się dorośle kochać. To nie tylko spacerki, całuski i wyjścia do kina. To poważny etap w życiu.
-Właśnie...-podrapał się lekko po głowie.-Wiem, że moje oświadczyny nie były za najlepsze.-zaśmiał się.
-Marco...-również się rozbawiłam.-Lepszych nie mogłam sobie wymarzyć. Najlepsze są spontaniczne decyzję. Ten dzień zapamiętam do końca życia.-wyznałam i zbliżyłam się do piłkarza, a on lekko musnął moje usta, by potem pogłębiać się w pocałunki. Jedną ręką złapał mnie za policzek, a drugą położył na moich udach, którą jechał coraz wyżej.
-Wyjdziesz za mnie?-zapytał, gdy przestał mnie całować. Popatrzałam na niego, jak na wariata.
-Słucham? Przecież już pytałeś się mnie o to i odpowiedź była pozytywna.
-Tak, ale teraz jest bardziej romantycznie.-odparł, a ja zaśmiałam się.-Po za tym, chcę wiedzieć, czy zrobiłabyś to drugi raz.
-Zrobiłabym. Nawet trzeci i czwarty raz.-odparłam i pocałowałam go w policzek. Nagle Marco wyciągnął z kieszeni pudełeczko, ale to było większe, więc nie ma tam pierścionka. Patrzałam na niego z zaciekawieniem. Po chwili wyjął z niego naszyjnik w kształcie serca. Zerknęłam na moment na firmę i wiedziałam, że wydał dużo. Zbyt dużo na ten prezent. Wiem, że dla niego pewnie i tak nie będzie różnicy, ale nie lubię takich sytuacji.
-Kochanie, to w ramach drugich oświadczyn.-uśmiechnął się po raz kolejny w ten sposób, że rozbroił mnie po raz milionowy. 
-Marco...-westchnęłam.-Wiem, że masz dużo pieniędzy i nie masz, co z nimi robić, ale proszę... nie lubię, gdy kupujesz mi prezenty za grube tysiące.-wyznałam.
-Wiki... daj spokój. Moja kasa i robię z nią co chce, a nie moja wina, że lubię kupować ci prezenty. Pomysł, że dałem za niego 5 euro na jakimś targu.-zażartował, a ja mu uległam. Poprosił bym się odwróciła i zapiął mi ten śliczny naszyjnik. Fakt, jest piękny.
Przez moment, gdy byłam odwrócona oglądałam biżuterie, a Marco objął mnie od tyłu i całował w szyję. Zna mój czuły punkt.
-"Dla najważniejszej osoby w moim życiu. Marco"-przeczytałam, co było napisanie na odwrocie. Popatrzałam tylko na niego, a on się zwyczajnie uśmiechnął. Objęłam go rękoma w okół szyi i ponownie zatopiłam się w jego ustach.
-Kocham cię.-powiedziałam pierwsza.
-Ja ciebie też kocham.-wypowiedział, gdy jego usta były cały czas blisko moich. Znowu zaczął mnie całować namiętnie. Gładził mnie rękoma po całym moich ciele, zaczynając od pleców, a kończąc na moich nogach. Z ust zjechał niżej i zaczął całować moją szyję. Znowu. Cicho jęknęłam, bo dobrze wiedział, że uwielbiam, gdy to robi. Jego ruchy, było coraz odważniejsze, a dłonie podchodziły coraz wyżej ud.
-Reus...-zaśmiałam się cicho.-Nie przesadzaj. Możemy dokończyć w domu, w łóżku.-mówiłam z uśmiechem na ustach.
-Dlaczego niby?-odpowiedział zdziwiony.-Jesteśmy młodzi! Korzystajmy.
-Przecież jesteśmy w miejscu publicznym. Ktoś nas może przyłapać.-broniłam swojej racji.
-Jesteśmy tu od dobrej godziny i ani żywej duszy.-argumentował.-Po za tym... nie wytrzymam już.-stwierdził i całując, pociągnął mnie do najbliższego drzewa. Przyparł mnie swoim ciałem do drzewa i zaczął zachłannie całować.
-Debil... niewyżyty debil...-skomentowałam i powoli oddawałam się przyjemnością. Piłkarz złapał mnie za pośladki i podciągnął do góry. Objęłam go swoimi nogami w okół bioder. Wbiłam się swoimi palcami w jego włosy i przez to pewnie zniszczyłam jego fryzurę. Chociaż mężczyzna się tym nie przejmował. Rozpiął swoje spodnie i własnymi rękoma pozbył się mojej bielizny. Szybkim ruchem połączył się ze mną. Z rozkoszy jęknęłam mu cicho do ust, a swoje paznokcie wbiłam w jego plecy, bo moje ręce zmieniły położenie.
Nie mam pojęcia ile tam jeszcze byliśmy. Po skończonych przyjemnościach, udaliśmy się jeszcze na spacer w okół plaży, a potem poszliśmy spacerkiem do domu. Tam też nie mogłam ulec mu. Ale co mogę zrobić, gdy już tak na mnie działa?


*******
Siedziałem przy oknie i spoglądałem na krajobraz. Wiki i Marco pewnie teraz spędzają ze sobą czas. Są szczęśliwi. Ah... Wiktoria ma rację. To nie powinno było mieć miejsca. Nie mogłem jej pocałować. To był błąd i żałuję. Ma też racje co do tego, że moje uczucia względem jej muszą się wyzerować. Jest dla mnie ważna i to bardzo, ale moimi pozostałościami po pierwszym zauroczeniu, niszczę jej związek i mój. Ale nie mogę mieszkać z nią w jednym mieście i jednocześnie ignorować, bo ranimy wtedy siebie. Jestem w kropce. Ale... chociaż jest jedno wyjście...
Złapałem za swój telefon i niepewnie wykręciłem numer. Zwlekałem, gdy słyszałem sygnał, ale uważałem to za słuszne. Sama Wiktoria powiedziała, że czasami musimy robić coś wbrew sobie. Po chwili czekania, usłyszałem głos mężczyzny.
-No proszę, proszę.-usłyszałem jego głos.-Kto to do mnie dzwoni?
-Cześć. Dzwonię, bo chciałem się spytać, czy twoje ostanie pytanie jest ciągle aktualne?
-Co się stało, że tak nagle zmieniasz zdanie? Jeszcze kilka dni temu nie chciałeś słyszeć o jakichkolwiek ofertach.
-Po prostu. Tak jakoś. 
-Dobrze, nie wnikam. Jakieś szczególne wymagania?
-Nie.-odparłem zwyczajnie.
-Jak coś załatwię, to odezwę się nawet jutro. Dobranoc.
-Dobranoc.-pożegnałem się. W tym samym momencie przyszła do pokoju Ann, która wróciła z łazienki. Podeszła do mnie i mnie objęła.
-Z kim rozmawiałeś, kochanie?-zaciekawiła się.
-Ann, musimy pogadać...
_________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ ♥

Witajcie kochane, ja dzisiaj szybko, zwięźle i na temat, bo dodaje i tak spóźniony rozdział :)
Chciałabym podziękować, za tak duży i pozytywny odzew w ostatnim poście na temat kontynuacji opowiadania. Jesteście wspaniałe i dziękuję za wszystkie miłe słowa ♥
Ale i tak przypominam, że kto jeszcze nie brał udziału w ankiecie, to niech zagłosuje!

Co do rozdziału, do za to, że jestem spóźniona daje nico dłuższy i chyba przyjemniejszy :)
Jestem nawet z niego zadowolona, ale proszę Was serdecznie o opinię :)

Czy tajemnica się nie wyda?
To koniec problemów Wiki i Marco?
Jak oceniacie niespodziankę Reusa?
Co kombinuje Mario?

10 komentarzy = następny rozdział! 
Dacie radę laski? 
Jasne, że tak ♥

ENJOY ♥