piątek, 21 sierpnia 2015

WAŻNE!!!

Kochani :) 
Chciałabym ogłosić, że na kontynuacyjnym blogu pojawił się już prolog :) 
Zapraszam!


Szybkość dodawania kolejnych rozdziałów zależy w dużej szczególności od Was :) 
Im lepiej komentujecie, tym mi się lepiej pisze i widzę, że chcecie czytać oraz poznawać tę historię, a obiecuję, że już przy pierwszym rozdziale zaczniemy z grubej rury! :D
Mam nadzieje, że będziecie ze mną ♥
Liczę na Was!
Buziaki :*

środa, 19 sierpnia 2015

Epilog


Ten rozdział jest dla Ciebie  

~*~
20 czerwca 2015 roku, Dortmund

Stała przed wielkim lustrem i gapiła się w nie od dobrych kilkunastu minut. Przed chwilą poprosiła towarzystwo, by dało jej chwile odetchnąć przed tym ważnym, dzisiejszym wydarzeniem.
Spoglądała na siebie i kogo powinna widzieć? Piękną kobietę, która właśnie wkracza w dorosłe życie. W coś niezwykłego, a zarazem przerażającego. 
Dzisiaj wychodzi z mąż. Za piłkarza Borussii Dortmund. Jednego z najlepszych piłkarzy Bundesligi, a kto wie może i świata.
Stoi i komentuje w myślach samą siebie. Ma na sobie tę samą wspaniałą suknię, co miała Ania. Tak. Dotrzymała jej ostatniej woli i tak jak Lewandowska prosiła, założyła ją. Włosy miałam podkręcone i lekko upięte z tyłu.
Wyglądała idealnie. Gdyby sprawca tego całego zdarzenia zobaczyłby ją, nie byłby w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Po prosto byłby nią zauroczony. Ale czy już nie jest od dobrych kilku miesięcy?
Sam ślub jest czymś szalonym i równie spontaniczny, jak zaręczyny. Marco, zwyczajnie wrócił, pewnego dnia, do domu, w którym od jakiegoś czasu, Wiktoria pomieszkiwała, i oświadczył, żeby oboje wzięli ślub. Na początku dziewczyna nie zgodziła się, a nawet uznała to za żart, ale dopiero po kilku kolejnych rozmowach z jej narzeczonym, zrozumiała, że on nie żartuje, a naprawdę chce wziąć ślub. Naprawdę chce resztę życia spędzić z Wiktorią. Właśnie z tą Polką, która namieszała w jego życiu, ale i jednocześnie ubarwiła.
Zgodziła się po jakimś czasie i zaczęli planować. Oboje uznali, że czerwiec jest idealnym momentem, a tym bardziej chcieli zrobić coś niezwykłego. Wzięli ślub ze zbliżoną datą do ślubu Ani i Roberta. Chcieli w ten sposób uczcić, jaka miłość ich łączyła. Gdy Lewandowski to usłyszał, poleciały mu łzy ze wzruszenia.
No właśnie... Jak zareagowali inni? Rodzice obydwu stron byli po prostu w szoku i myśleli, że to żart. Jak jeszcze można zrozumieć Reusa, tak nie bardzo zgadzali się Wiktorię. Ma przecież zaledwie 19 lat. Nie jest to idealny wiek na zamążpójście, ale czego nie robi się dla miłości?
Zaakceptowali to po wielu rozmowach. Zgodzili się i obiecali pomóc.
Przyjaciele to już inna sprawa. Na początku zwyzywali zakochanych od świrów i wariatów, ale po chwili już ich ściskali i nie mogli się doczekać wielkiej imprezy.
A ona? Niektórzy myślą, że się nie cieszy. A tak nie jest. Jest pełna euforii i nie może się doczekać, gdy powie formulę zaślubin. Ona po prostu się boi. Boi przyszłości. Mimo, że ma zagwarantowane wszystko. Pieniądze, miłość, pracę, do której już za niedługo pójdzie. Jednak zawsze pojawiają się niepewności. Jej nie zależy na tym. Chce być szczęśliwa. Jest i będzie. Ale strach będzie zawsze.
Nie powiedziała... Ani ona, ani jej najlepszy przyjaciel, ani Robert. Cała trojka trzyma sekret i powoli już o nim zapomnieli. Zrozumieli, że to była chwila słabości i nic to nie znaczyło. Zakończyli ten rozdział. Wyrzuty sumienia powoli zanikają.  Jednak czasami trzeba... trzeba robić coś wbrew swojej woli.
-Hej, mogę?-usłyszała cichy głos modelki. Odwróciła się ku źródła i dostrzegła, ją wyłaniającą się zza drzwi. Dziewczyna Mario również była pięknie ubrana. Miała na sobie czerwoną, zwiewną i długą suknię. Włosy miała lekko pofalowane i rozpuszczone. Jej brzuszek, który był już w zaawansowanym stanie, dodawał jej niezwykłego uroku. Kobieta przecież lada chwila powinna urodzić.
-Jasne.-odpowiedziała i uśmiechnęła się do niej.
Dziewczyna Mario posłuchała ją i podeszła do niej oraz przytuliła lekko.
-Dziękuję za te wyróżnienie. Wraz z Mario. Dziękujemy, że to nas wybraliście na świadków.
-Nie macie za co dziękować. Jesteście dla nas rodziną.-wyjaśniła, a Ann przytuliła ją jeszcze bardziej.
-Będziemy się już zbierać. Ty też powinnaś już się szykować. Wkrótce wielka chwila.
-Denerwuje się.-wyznała.
-Na pewno, ale to jest twój dzień, kochana. Bądź szczęśliwa. Jak jesteś pewna, że tego właśnie chcesz, to nie masz się czego obawiać. Za niedługo będzie po wszystkim.-przyjaciółka robiła, co w jej mocy, by tylko mogła się rozluźnić i poczuć lepiej. Wie, że to jest ciężki i stresujący okres dla młodej Polki. Rozumie ją doskonale, więc po to tu jest. By jej pomóc.
-Dziękuję, Ann. Doceniam to.-uśmiechnęła się szczerze do niej.
-Zostać z tobą?-zapytała.
-Nie.-zaprzeczyła szybko. Wiedziała, że modelce też jest ciężko, bo musi męczyć się ze swoim stanem.-Jedźcie już z dziewczynami i zobaczymy się na miejscu.-poradziła i pogłaskała blondynkę po ramieniu.
-Dobrze. Trzymam, skarbie, kciuki.-dopowiedziała i wyszła zgodnie z wolą przyszłej żony przyjaciela jej chłopaka.
Młoda kobieta stała dalej w tym samym miejscu i z niewiadomych przyczyn ciągle patrzała się dalej w lustro. Może chciała w nim zobaczyć przyszłość? Zobaczyć siebie za kilka lat?
Po kilku minutach usłyszała dźwięk odjeżdżających aut. W jednym z nich była jej mama i Ann. W innych jej najbliższa rodzina.
Reus jest u siebie w domu i tam się przygotowywał. Są z nimi inni przyjaciele i kolejny świadek, czyli Mario.
Oboje nie mieli problemu z wybraniem odpowiednich osób. Wiedzieli, że Mario i Ann będą idealnymi osobami na tym miejscu. Chociaż początkowo miejsce Niemki miała zastępować inna Wag - Ania Lewandowska.
-Kochanie!-usłyszała wołanie swojego taty.-Już czas!-dokrzyczał. Wiktoria głośno westchnęła, a po momencie wypuściła zebrane powietrze.
Powoli wyszła ze swojego pokoju i zaczęła kierować się na dół. Do taty i wujka, który jest kierowcą limuzyny jednocześnie. Stali na dole i bacznie obserwowali ją. Ojciec mimo, że nie do końca powinien, jest z niej dumny. Jego mała córeczka jest już dorosła. Przecież pamięta, jakby to było wczoraj, jak zaraz po porodzie wziął ją na rękę i podziwiał jaka jest malutka i piękna. A dzisiaj? Dzisiaj odprowadza ją do ślubu. Oddaje w ręce innego mężczyzny. Teraz to Marco musi się zająć jego córką. Pan Müller ufa mu i traktuje jak własnego syna. Nie widzi zastępcy dla niego. Ale i tak się boi . Podobnie jak jego córka. Boi się tego, co przyniesie przyszłość. Chce dla niej, jak najlepiej. Chce by była szczęśliwa i bezpieczna. wierzy, że u piłkarza, będzie miała wszystko, co jej potrzeba. A co najważniejsze - będzie kochana i bezpieczna.
-Ślicznie wyglądasz, córciu.-skomentował, gdy była już na dole. Ona tylko się uśmiechnęła nieśmiało i zaśmiała.-Kiedy ty mi tu tak szybko wyrosłaś? Nie mogę w to wszystko uwierzyć.-mówił i miał łzy w oczach. To wszystko, to jak czas leci szybko, a my z tym nic nie możemy zrobić, wzruszało go. Z niewiadomych przyczyn jego życie przeleciało mu przed oczami. Widział jak poznał swoją aktualną żonę, ile z nią przeżył. Widział swój ślub, podróż poślubną i narodziny jego dzieci. Widział swoje błędy, jakie popełnili w wychowywaniu i marzył, gdy to Wiktoria zostanie matką, nie popełni ich błędów.
-Tato, wszystko tylko nie płacz, bo rozmażę makijaż.-zażartowała i przytuliła się do swojego ojca. Wujek, a brat pana Michała, spoglądał na nich z boku i widział piękny obraz. Obraz kochającej się rodziny. Sam nie mógł się doczekać, aż to on będzie oglądał swoją córkę w białej sukni.
-Jedziemy?-zapytał ocierając łzy.
-Jedziemy.

Limuzyna, którą miała podjechać była w kolorze białym, na pewno długa i ślicznie ozdobiona różnymi kwiatami, wiązankami i balonami. Wsiadła do niej z pomocą swojej rodziny i powoli odjechali. Kierowali się do jednego z największych budynków w Dortmundzie. Jest to ten sam urząd, w którym ślub brali Cathy z Matsem i Roman z Lisą. Tak, wiele gwiazd Borussii postanowiła na zmianę swojego stanu cywilnego w podobnym czasie. Dziewczyny się śmieją, że to jest ich jakiś wspólny spisek, ale panom to w ogóle nie przeszkadza, bo jest to dla nich dodatkowa okazja na imprezowanie.
Jechała z tyłu wraz ze swoim tatą i spoglądała na największe miasto Zagłębia Ruhry. Dzień był słoneczny. Idealny na ten wielki dzień.
Oczywiście miasto nie mogło nie wiedzieć o tym, że ich wychowanek, największa gwiazda żeni się z Wiktorią. Gazety z Dortmundu rozpisywali się na kilka stron, a wszelkie inne z całych Niemiec również się dołączali.
Przyjaciele Wiktorii z Polski opowiadali jej, że w ojczystym kraju panny Müller nie było wcale gorzej. Każda gazeta codzienna, sportowa, plotkarska pisała o tym wydarzeniu i z dnia na dzień przebijali się w treściach artykułu.
A oni? Niczym się nie przejmowali. Dla nich najważniejsze było ich szczęście i przez cały ten czas, gdy z niewiadomych przyczyn wiadomość o ślubie ujrzała światło dziennie, nie zgadzali się na żadne wywiady, czy komentarze. Marco chciał, żeby ten dzień był ich i nie miał zamiaru dzielić się ze światem.
Czasami tylko Polka zastanawiała się, co sądzą o niej Niemcy, a bardziej Niemki i ma tu oczywiście na myśli młode fanki jej narzeczonego. Myślała, czy są zazdrosne i czy życzą jej źle. Oczywiście te myśli były bardziej dla żartów, ale i tak była ciekawa tego wszystkiego.

Wujek gnał spokojnie po ulicach Dortmundu, a w tym samym czasie w urzędzie powoli zjeżdżali goście. To i tak nie byli wszyscy, bo dalsza część postanowiła udać się od razu do dworu, w którym odbędzie się wesele.
Było wiele osób. Rodzina bliższa i dalsza Marco i Wiki. Przyjaciele z klubu, z reprezentacji, a między innymi Thomas Müller wraz z żoną. Po imprezie w Polsce, na której bardzo polubił Polkę, nie mógł się doczekać, gdy znowu ją zobaczy. Są również gracze z innych klubów. Zarząd BVB, trener Thomas Tuchel ze partnerką i były szkoleniowiec Jürgen Klopp również z żoną - Ullą. Tak, wiele się wydarzyło, przez ostanie miesiące i i mimo, że Tuchel jeszcze nie zabłysną w roli trenera Dortmundu, to Marco nie mógł go nie zaprosić. Zależało mu na lepszym poznaniu z resztą piłkarzy.
Jest Marcel i Robin. Jest Caroline - była dziewczyna blondyna, która przyszła ze swoim nowym chłopakiem. Na wieść o ślubie bardzo się ucieszyła i podziękowała osobiście za zaproszenie, odwiedzając Wiki i Reusa. Są przyjaciele Wiktorii ze szkoły. Jest Rafał i Nina. Jest nawet pani Bożena, którą Wiktoria poznała z Gdańsku. Przyjechała ze swoim mężem. Wiki w taki o to sposób podziękowała za pomoc.
Jest jeszcze wiele innych osób, ale i również fotoreporterów, którzy stoją przed urzędem i czekają na Wiktorię, bo Marco udało im się już uwiecznić. Są fani, fanki, małe dzieci i nawet teraz stoją z koszulkami i czekają na podpis. Nie mają jednak na co liczyć. Teraz jest ich dzień. Marco Reusa i Wiktorii Müller, która wkrótce zmieni nazwisko.
On stoi w środku i czeka na nią. Ubrany w gustowny garnitur. Sala jest duża i spokojnie pomieściła by mnóstwo osób. Czekał wraz z Mario, który dodawał mu otuchy i uspokajał. Było mu ciężko. Denerwował się tymi chwilami, ale z drugiej strony nie mógł się doczekać, aż ujrzy swoją kobietę, którą przecież tak bardzo kocha i nie wyobraża sobie, że miałby stanąć na ślubnym kobiercu z jakoś inną osobą. 
-Marco, nie denerwuj się.-uspokajał go ponowne przyjaciel, gdy zauważył, że mina pana młodego zmieniła się.
-Łatwo ci mówić. Zobaczymy, co będzie jak ty się będziesz żenił z Ann i jak będziesz się zachowywał.-odgryzł się blondyn. 
Zaraz po tym stwierdzeniu, przyszła mama pojawiła się wraz z Agatą Błaszczykowską i Ewą Piszczek. Dziewczyny zaczęły wchodzić głębiej oraz witać się jednocześnie z gośćmi.
-Widzisz? Są już dziewczyny, to zaraz przyjedzie Wiktoria. 
-Dzięki.-warknął i zaraz podeszła modelka oraz przywitała się całusem z Mario.
-Dobraliście się z Wiktorią.-zaśmiała się Kathrin. Marco popatrzała na nią zdziwiony, a ona zaraz dopowiedziała.-Też się stresuje, więc nie jesteś sam. Spokojnie. Zaraz będzie po wszystkim.
-Dziękuję, Ann.-uśmiechnął się szczerze piłkarz. Pomogło mu to. Poważnie. Myśl, że nie tylko on się boi, pomogła mu. Nie jest z tym sam.
Po chwili przeprosił przyjaciół, bo chciał jeszcze za nim to wszystko się zacznie pobyć sam. Przyjaciele go zrozumieli, a on sam odszedł i schował się w kącie, gdzie nikt go nie miał prawa widzieć. Stał tak i zastanawiał się nad wszystkim. Nie miał wątpliwości. Co to, to nie. Jednak denerwował się. To normalne.
-Hej.-nagle usłyszał, jak ktoś do niego podszedł. Czyli jedna nie schował się tak, że nikt go nie znajdzie.
-Robert? Co się stało?-pytał.
-To bardziej ja powinienem się ciebie spytać, co tu robisz?-odpowiedział.
-Nie bój się. Nie wycofuję się, ale.... zwyczajnie się denerwuje....-wyznał prawdę swojemu przyjacielowi.
-Pocieszę cię, bo ja też.-odparł. Bardzo zdziwiło, to Marco. Dodatkowo to, że Lewy był bezpośredni. Od razu powiedział, że coś go gryzie, a może właśnie tego potrzebował? Pomocy?
-Ty?-ponownie zadziwił się.-Czemu?
-Boję się, że jak zobaczę Wiktorię w sukni Ani... to... to... to wszystko wróci.-mówił, a jego towarzysz nie zastanawiając się, zwyczajnie go przytulił. Tkwili tak w uścisku przez jakiś czas, aż w końcu Marco powiedział:
-Nie martw się. Ania tu jest. Zerka na ciebie. Przecież obiecała Wiktorii, że będzie na ślubie...

Jechali i powoli zbliżali się do centrum miasta. Wiktoria coraz bardziej się denerwowała i jej serce z emocji waliło z sekundy na sekundę coraz mocniej. Widziała jak przechodnie i inne samochodu oglądali się zza limuzyną. Pewnie wiedzieli, kto w niej jedzie, ale pannie Müller w ogóle to nie pomagało. Wręcz przeciwnie.
W pewnym momencie zerknęła na bok i przez szybę dostrzegła dortmundzki cmentarz. Do głowy wpadł jej pewien pomysł. Coś, co musiała zrobić. Nie zastanawiając się sięgnęła do swojej małej, białej torebki. Wyjęła z niej białą kopertę i krzyknęła do kierowcy.
-Wujku, zawracaj!
Gdy to usłyszał, spojrzał gwałtownie w stronę swojej bratanicy i myślał, że żartuje. Chce się wycofać? Teraz?
-Co ty Wiki wyprawiasz?-zareagował jej ojciec.
-Gdzie mam zawracać? Do domu?!-pytał wujek Wiki.
-Nie.-zaprzeczyła szybko.-Na cmentarz. Proszę.
-Ale spóźnimy się. I tak już jedziemy na styk.
-Proszę, wujku. Zrób to. Nie martw się. Poczekają.-próbowała go przekonać. Pan Paweł patrzał się na nią i cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy. Poddał się. Nie umiał jej odmówić i gwałtownie skręcił w stronę cmentarza.
Mimo, że jej mina się nie zmieniła, to cieszyła się bardzo. Oboje zrobili to wbrew woli, nie wiedzieli do końca, co jest grane. Jedynie podejrzewali.
W końcu zajechali na parking, a Wiki od razu złapała za klamkę i otworzyła drzwi.
-Poczekaj.-powiedział jej tata.-Idę z tobą.-oznajmił i zaczął się odpinać.
-Nie, tato. Pójdę sama.
-Ale jak sama?!-zdenerwował się.-Wiki, przecie...
-Tato, spokojnie. Zaraz wrócę.-dodała tylko i już jej nie było. Wiedziała, że będzie ciężko jej się poruszać, ale podwinęła suknie i pognała przed siebie.
Znała drogę. Znała ją na pamięć. Przychodziła tu przynajmniej raz w tygodniu. Sama, z Robertem, z
Marco. Jednak najbardziej lubiła, gdy jest sama. Mogła wtedy zawsze na spokojnie porozmawiać z Anią.
Tym razem jednak nie miała czasu, ale musiała. Musiała jej coś powiedzieć. Akurat teraz. Akurat dzisiaj.
Po kilku minutach znalazła się na miejscu spoczynku Anny Lewandowskiej. Przez całą drogę szła z podwiniętą suknią by jej nie pobrudzić. Szybko oddychała, bo wiele rzeczy się teraz zebrało. Stres, zdenerwowanie i zaistniała sytuacja.
Podeszła jeszcze bliżej nagrobka i od razu się uśmiechnęła. W ręku cały czas trzymała kopertę.
-Cześć, Aniu.-przywitała się.-Dawno nie mogłyśmy sobie porozmawiać, ale tyle się dzieje...Tak, to już dzisiaj. Dzisiaj wychodzę za Marco. Nawet nie wiesz, jak jestem tym wszystkim zdenerwowana. Nie mogę nawet jeszcze w to wszystko uwierzyć. Pamiętasz, jak mówiłam, że go nienawidzę? Albo, jak powiedziałam, że nie możemy się związać?-zaśmiała się na wspomnienie o tych wszystkich starych dziejach.-A teraz zobacz, gdzie jestem. Za chwile stanę się żoną samego Marco Reusa. Tego samego, którego nienawidziłam na początku, z którym znam się zaledwie kilka miesięcy. Ten sam Marco Reus, który jest piłkarzem Borussii Dortmund i reprezentacji Niemiec. Brzmi jak jakaś bajka, prawda?-rozmawiała z nią szczerze i hamowała łzy.-Aniu, to tobie zawdzięczam, że tu dzisiaj jestem. Bardzo żałuję, że cię tu nie ma. Ale nie martw się. Poradzę sobie. Kocham cię i mam tu coś dla ciebie.-powiedziała i schyliła się nad nagrobkiem, a następnie położyła kopertę. Uśmiechnęła się ostatni raz i na odchodne powiedziała:
-Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa i pojawisz się. Ja dotrzymałam. Ubrałam suknię. Dziękuję i do zobaczenia...
Odeszła, a wiatr drażnił kopertę, na której było napisanie "ZAPROSZENIE".

-A co jeżeli się rozmyśliła?-pytał przyjaciół, którzy zebrali się w okół niego. Wiktora się spóźnia, a nikt nie ma od niej jakichkolwiek wiadomości. Piłkarz denerwował się, bo to dla niego ważne wydarzenie. Ale dla Wiki chyba niemniej, prawda?
-Nie myśl tak nawet. Pewnie są korki.-uspokajał go tym razem Marcel.
-Właśnie... pewnie już jedz...-nie dokończył, bo wszyscy usłyszeli krzyki dziennikarzy i innych zebranych ludzi pod Urzędem Stanu Cywilnego. Wyjrzeli lekko i dostrzegli, jak wysiada. Marco oniemiał. Wiedział, że związał się z piękna dziewczyną, ale wtedy zaczarowała nim jeszcze raz. Wyglądała wtedy pięknie dla niego, a jego przyjaciele również nie mogli oderwać od niej wzroku. Lewy, gdy spojrzał na Wiki, widział Anię. Przypomniał się mu ten dzień. Ten wspominał dzień, gdy powiedział wraz z Anią sakramentalne "tak". Tęsknił za nią, a Wiktoria mu o nim przypomniała, ale nie był smutny, ani tym bardziej zły. Cieszył się, bo tak jakby ten dzień odżywa na nowo. Wszystko się przypomina, a on jest zadowolony i chce tego. Chce od nowa przeżyć swój ślub.
Po kilku minutach wszyscy się już zebrali i ustawili. Marco i Wiki jak się zobaczyli, nie mogli oprzeć się od pocałunku.
-Przepraszam...-wyszeptała, jak się od niego oddaliła.-Musiałam odwiedzić Anię.
-Wiedziałem.-wypowiedział, jakby to było najoczywistsza rzecz na świecie.

-Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Wiktorią Müller i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
-Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Marco Reusem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
-Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że Związek Małżeński Pani Wiktorii Müller i Pana Marco Reusa został zawarty zgodnie z przepisami. Jako symbol łączącego Państwa związku wymieńcie proszę obrączki

Impreza trwała już dobre kilka godzin. Wszyscy świętowali i cieszyli się szczęściem młodego małżeństwa. Mimo, że tego nie mówili, to każdy z obecnych był pod wrażeniem tego, ile się wydarzyło w życiu Wiktorii już Reus i Marco.
Jednak wygrali, a ich nagrodą jest właśnie miłość. Bo to ona jest teraz dla nich najważniejsza. Są szczęśliwi. Szczęśliwi? Najszczęśliwsi w całym Dortmundzie, jak nie Niemczech.
Teraz ich życie się zmieni. Diametralnie, ale przecież mają siebie. Siebie nawzajem. Będą się wspierali. 
Są młodzi. Jeszcze wiele przed nimi. Czekają ich dobre i smutne chwile. Wiedzą, że będą kłótnie. Z ich charakterami to nieuniknione. Jednak teraz nie popełnią tych samych błędów, co w przeszłości. Ich miłość na to nie pozwoli. Bo jest za silna.
Wiktoria siedziała teraz na ławeczce na dworze. W środku wszyscy się bawili i na pewno nie szczęśliwi alkoholu, ale kto im zabroni. Teraz niech się bawią. Mogą.
Ona natomiast potrzebowała chwili dla siebie, by odetchnąć. Zrozumieć, co się właśnie stało. Kim jest. Co teraz będzie i przede wszystkim, kto jest u jej boku.
Jedna dla niej najważniejsze było to, że jest szczęśliwa. Wiele wycierpiała, ale karma wróciła. Dobro wróciło, a zło odeszło w zapomnienie. Nie ma teraz na nią mocnych, bo jest najszczęśliwszą osobą n świecie i w ogóle nie żałuje tego, co zrobiła.
Chociaż... żałuje czasami tego, że nie jest na tyle odważna by powiedzieć Marco prawdę. Prawdę o pocałunku z Mario. Jednak powoli o tym zapomina. Wyrzuty sumienia są, ale nie dlatego, że pocałowała przyjaciela, ale bo okłamuje Marco. 
Może jednak.... Może jednak nadejdzie taki dzień, w którym powie prawdę. Może to będzie dzisiejsza noc?
-Dlaczego tu siedzisz sama? Pani Reus. Nie ładnie.-usłyszała głos swojego JUŻ męża. 
-Chciałam odpocząć od tego wszystkiego. Nie bój się. Nie ucieknę ci.-zażartowała i złapała swojego mężczyznę za policzek i patrzała mu głęboko w oczy. Wtedy chciała mu powiedzieć. Przyznać się to pocałunku. Uznała, że to najlepszy moment. Może i popsułaby humory, ale... ale nie chce okłamywać swojego męża. Przybliżyła się do niego i zachłannie pocałowała. Postanowiła sobie, że gdy się od niego oderwie, powie mu. Niezależnie od tego, jak zareaguje. Musi to zrobić. Mimo strachu i coraz mocniejszego bicia serca. Mimo trzęsących dłoni i coraz większego stresu, który w niej narastał. Najlepiej byłoby jakby całowała go bez końca, ale po chwili oderwał się od niej.
Znowu spojrzała w jego tęczówki i w końcu otworzyła usta, w celu przyznania się. 
-Marco?
-Tak?-zamruczał.
-... ja... ja... jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Kocham cię. I dziękuję.
-To ja dziękuję. Też cię kocham. Choćby do reszty. To nasz dzień. Nasza noc, Wiki...
________________________________________________________________
WŁAŚNIE TAK ZAKOŃCZYŁABY SIĘ TA HISTORIA


Tak to wszystko by się skończyło, gdybym nie postanowiła dokończyć tego opowiadania w innej formie. Jest lekki niedosyt i właśnie o to mi chodziło, ale jednak zmienimy to wszystko i zaczniemy drugą część. Ale teraz kilka słów ode mnie.

Nie żegnam się, bo będę tu. Zaczynamy kontynuację, ale jeśli mam być szczera, gdyby nie ona, to nie wiem, czy zaczęłabym drugie opowiadanie, ale nie o tym.
Kończę właśnie coś, co zaczęłam rok temu. Na coś na co się zgodziłam, bo chciałam spróbować czegoś nowego.
Pisałam amatorsko, a założenie bloga, było moim pierwszym takim wyczynem publicznego ukazania moich prac.
To opowiadanie będzie dla mnie sentymentalne już zawsze i pozostanie w moim sercu.
Bywało różnie, prawda? ;) 
Wena była, a kolejnym razem już nie. 
Chciałam pisać, a kolejnym razem już nie.
Chciałam zawiesić i rzucić to wszystko, a kolejnym razem już nie.
Czasem byłyście ze mnie zadowolone, ale na pewno jakiegoś czasu coś wam się nie podobało.
Dzisiaj kończymy coś, przez co zmieniło się wiele. Poznałam wspaniałe osoby. Poznałam sferę bloga, gdzie są cudowni ludzie z pasją i marzeniami.

Kończymy to opowiadanie, a mimo, że zaczynamy drugie, to wiem, że nie będzie takie samo jak to. Nie będzie miało tego czegoś, co wciągnęło wiele czytelniczek.
Do dzisiaj nie wiem, co jest w nim takiego, że zebrało się tu Was aż tyle. Nie wiem i chyba nie zrozumiem. 
Pamiętam, jak zaczynałam. Jak wymyślałam tytuł, szukałam zdjęć do bohaterów, myślałam nad tym, co się potoczy dalej i wyobrażałam sobie, ze mój blog jest w elicie tych najlepszych. 

Chciałabym kochani Wam podziękować. Za wszystko, a w szczególności TOBIE. 
Bo to TY mnie napędzałaś. To TY pisałaś wspaniałe i motywujące komentarze i to TY była ze mną. 
Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócicie. Zaczniecie czytać od nowa, moje pełnie błędów i litrówek opowiadanie, które Wam się spodobało. 
Za to właśnie dziękuję. Za to, że byłyście. 
Nie ważne, czy pisałyście komentarze, czy nie. Nie ważne, że pisałyście co rozdział długaśne prozy. 
Ważne, że BYŁYŚCIE i dzięki temu, że tu zajrzałaś, przyczyniłaś się to powstania. 
Do powstania bloga o przystojnym piłkarzu. Bloga, który ma swoją drug historię.
Nie chce dziękować pojedynczym osobą. Nie lubię nikogo wyróżniać, ale myślę, że te osoby, dla których mam szczególne podziękowania, to wiedzą :) 

DZIĘKUJĘ ♥

Dzisiaj oficjalnie chciałabym też zaprosić Was na drugiego bloga:

Your time will come

Na razie są tam tylko bohaterzy i małe zjawki na następne rozdziały :) 
Zaczynajcie już go obserwować, dodawać do zakładek, komentować i nastawiać się na niesamowitą historię i proszę... nie wyłączajcie piosenek, która wybrała :) 
Dodają klimat *.*

Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i jeszcze mnie znienawidziłyście za to wszystko, co robiłam :D
Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Mam nadzieję, że przeżyjemy również wspaniałą historię :) 

Uwielbiam Was i do zobaczenia! 

Prolog wkrótce♥

wtorek, 18 sierpnia 2015

Liebster Award x4

Jakiś czas temu kolejne cztery blogerki nominowały mnie do LA, a dopiero teraz się ogarnęłam ze wszystkim, więc mogę odpowiedzieć na nie :)

Oczywiście jeszcze raz bardzo dziękuję za nominację ♥ Kochane jesteście!

Pytania od єυρнσяу я :

1. Co Cię skłoniło do założenia bloga?
Trudno jednoznacznie określi dlaczego :) 
Inne blogi, które czytałam i zamarzyłam o tym, by samej coś takiego osiągnąć,  chęć poznania czegoś nowego i przeżycia czegoś nowego. Przygoda :D

2. Czy w pewnych sytuacjach utożsamiasz się z główną bohaterką opowiadania?
Tak, ale nie zawsze. Ja i Wiktoria jesteśmy w pewnych sytuacjach podobne, a nawet wręcz identyczne, ale tyle ile nas łączy, to równie wiele dzieli. 
Jednak uważam, że każdy piszący w pewnych sytuacjach, nawet nieświadomie, utożsamia się z kimś. To dzieje się już automatycznie i w pewnych momentach wplatamy nasze zachowania.

3. Masz w planach założenie jakiegoś opowiadania?
Wkrótce światło dzienne ujrzy kontynuacja tego. A czy w przyszłości powstanie coś jeszcze? Trudno powiedzieć :) Serio. Jeśli mam być szczera, to gdyby nie ta kontynuacja, to nie wiem, czy założyłabym kolejne. Serio :) 

4. Co robisz w wolnym czasie?
Wszystko i nic :D 
Jak najwięcej rzeczy z jak najlepszymi osobami!

5. Plany na przyszłość to...
... brak XD Jestem jedną z tych osób, które nie wyglądają w przyszłość, bo jak na razie to nigdy mi nie wychodziło i plany, jak to plany, się zmieniały.
Teraz skupiam się na szkole i na maturze, a potem... Na pewno chciałbym zostać w kraju, bo wiadomo, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Jednak wiemy, że dużo osób ucieka, ale ja jednak wolałabym zostać ze względu na sentymenty, założyć coś swojego i być człowiekiem sukcesu haha
Jedna czas pokaże i zobaczymy. Jednak z wyjazdem bym się wstrzymywała do ostateczności :)

6.Ulubiona książka?
Niestety nie czytam za wiele książek, a jak już to w odstępach i trudno mi teraz powiedzieć. Jednak ostatnio wzięłam się za biografię Błaszczykowskiego, ale nie mogę jej skończyć xo

7.Ulubiony film?
Wszystkie ekranizację Stephena Kinga, czyli np. Zielona mila, Mgła, czy Skazani na Shawshank 

8. Jak określiłabyś swój charakter? 
Trudny.. XD
Jestem czasami strasznie wredna i sarkastyczna. Upominam czasami ludzi w okół mnie i komentuje, ale Ci bliżsi się już przyzwyczaili i to nie jest na podstawie takich wrednych komentarzy, ale ... no mówiłam... haha trudno określić XD
Jestem szczera. Walę prosto z mostu, co czasami jest zaletą, a czasami wadą :/ 
Jednak z tej dobrej strony, to jest chyba to, że jestem pomocna dla każdego. Raczej nie przypominam sobie, że odmówiłam komuś. Mam ogromne poczucie humoru i dość specyficzne. Potrafię tez być przyjacielska i na pewno towarzyska. Odważna chyba też :)
Tolerancyjna bardzo i ogólnie wydaje mi się, że z większością mogłabym się zakumplować. Może i wredna czasami, ale i przyjacielska jednocześnie... Dziwna. Jestem. Wiem ♥


9. Gdzie pojechałabyś w podróż swojego życia?
Tajlandia ♥
Jak wspominałam wcześniej - marzenie od zawsze.

10. Wierzysz w przesądy?
Nie, ale tak trochę w karmę. 

11. Jak zaczęła się Twoja przygoda z ulubionym klubem sportowym?
U nas w rodzinie sport zawsze był ważny :D Zawsze jak nasza reprezentacja występowała wszyscy zlatywali się i zabieraliśmy się za oglądaniem. Ja sama interesowałam się tymi wszystkimi sportami, a piłką tak po prostu, przy okazji. Potem po jakimś czasie zapomniałam o tym wspaniałym sporcie jakim jest właśnie piłka nożna. Jednak nadeszło Euro 2012 i to wszystko wróciło. 
Mój brat jako ogromny fan, wie prawie wszyscy, zaraził mnie jeszcze większą miłością, a że w Polsce Borussia była nawet bardzo popularna ja sama się nią zainteresowałam, ale nie miałam w planach większej pasji. Po prostu była. Oglądałam czasami ich mecze w telewizji, ale nie regularnie, ale potem to zwiększało się coraz bardziej. Nie wiem do dzisiaj co takiego było w tym klubie, że tak przyciągał, ale po prostu. :D Stało się. 
Dzisiaj pojechanie do Dortmundu jest jednym z marzeń, które staram się spełnić :)



Pytania od Aleksandra Piotrowska

1. Ulubiona pora roku?
Szczerze? Nie ma ulubionej i każda jest idealna pod pewnym względem :))

2. Jakie filmy oglądasz?
Horrory :D

3. Dlaczego zdecydowałaś się pisać?
Trudno jednoznacznie określi dlaczego :) 
Inne blogi, które czytałam i zamarzyłam o tym, by samej coś takiego osiągnąć,  chęć poznania czegoś nowego i przeżycia czegoś nowego. Przygoda :D

4. Jakie jest Twoje największe marzenie?
Tajlandia no i Dortmund. Spotkanie Reusa i podziękowanie mu za zostanie w Borussii :)
Zrobię to kiedyś, zobaczycie haha!

5. Czy chciałabyś wyjechać za granicę?
Wyjechać tak, ale nie wyprowadzić się. Wolę jednak swój kraj. Chyba, że w ostateczności.

6. Jaki masz cel w życiu?
Znaleźć zawód i odnaleźć się w nim, a potem pracować i być szczęśliwym. 

7. Czy lubisz podejmować nowe wyzwania?
Jakbym nie lubiła, nie byłoby mnie tutaj :)

8. Co robisz w wolnym czasie?
Wszystko i nic :D

9. Ulubiony piłkarz i dlaczego?
Nie mam pojęcia dlaczego mnie właśnie tak do tego Reusa pociągnęło od razu XDD Do dzisiaj próbuje się dowiedzieć haha
Ale również mam wielki respekt dla naszego Kuby. Oni obaj są moimi ulubionymi piłkarzami :) 
A dlaczego? 
Mają niesamowite umiejętności i udowodnili lojalność dla klubu. Jeszcze wiele innych rzeczy, ale nie chce mi się już pisać ( mówiłam XD )

10. Spełniłaś już jakieś swoje marzenie?
Jeszcze nie, ale cierpliwości :)

11. Wymarzony zawód?
Dziennikarz, ale na pewno nie uda mi się pracować w tym zawodzie :')



Pytania od Jowita11

1. Ulubiony piosenkarz / piosenkarka?
Od dobrych kilku lat jestem zakochana w Imagine Dragons. Jest to zespół, więc naciągam trochę pytanie, ale generalnie nie słucham pojedynczych osób.
Mają niesamowite piosenki, z przesłaniem i w sami są niesamowici. Ogromnie żałuję, że nie mieszkam gdzieś po środku Polski, bo nie ma  dojazdu na koncert.
Mieszkanie na Pomorzu nie jest fajne. Pamiętajcie :)

2. Kto jest Twoim idolem i dlaczego?
Marco, Kuba, chłopaki z ID.
Ogólnie piłkarze z Borussii, ale i nie tylko. Jest jeszcze Lewy i Mario z Bayernu :D

3. Ulubiony klub z Niemiec, Polski, Hiszpanii i Włoch?
Niemcy : Borussia ♥
Polska : Legia
Hiszpania : Barcelona
Włochy : chyba najbliżej mi do Juve ze względu na sentymenty

4. Ulubiony piłkarz?
Marco Reus i Kuba Błaszczykowski.

5. Z kim najchętniej zjadłabyś kolację?
Pytanie... XD

6. Jakie jest Twoje najskrytsze marzenie?
Najskrytsze? Nie powiem :) 

7. Dlaczego postanowiłaś pisać bloga?
Trudno jednoznacznie określi dlaczego :) 
Inne blogi, które czytałam i zamarzyłam o tym, by samej coś takiego osiągnąć,  chęć poznania czegoś nowego i przeżycia czegoś nowego. Przygoda :D

8. Co sądzisz i Marco Reusie?
Genialny piłkarz. Jak jest w swojej szczytowej formie to najlepszy Niemiec i gracz Bundesligi.
Cholernie przystojny, ale wiele osób, co znam mówi, że jest taki normalny. Więc nie wiem, co dziewczyn, w tym mnie, ciągnie do niego w kwestii wyglądu. Gdzieś widziałam, jak ktoś napisał, że jest on po prostu uroczy. Może, to jest to :D
Z charakteru nie wiem jaki jest, bo go nie znam, ale podoba mi się to, że chroni swoją prywatność. Jednak z medialnego punktu widzenia wygląda na normalnego, ułożone i miłego gościa :)
Miejmy nadzieje, że taki jest.

9. Jürgen Klopp czy Thomas Tuchel?
Klopp jest już legendą Borussii i za to, co dla niej zrobił, powinien mieć pomnik przed Iduna.
Jednak co prawda, to prawda. Wypalił się już w ty, co robi. Ale nie czyni go gorszym. Dalej jest jednym z najlepszych trenerów na świecie.
Thomas to zupełnie inna osoba, więc nie będę ich dwóch porównywała. Miejmy nadzieję, że osiągnie z Borussią tyle co Jurgen, a nawet więcej.

10. Borussia Dortmund, czy Bayern Monachium i dlaczego?
To jest również oczywiste, a dlaczego? Nie ma wytłumaczenia. Po prostu już tak jest jak się nagle zakochuje w klubie.
Ale jestem osobą, która ma szacunek dla rywali. A nawet lubię kilku piłkarzy z Monachium ;)

11. Jakbyś miała okazję spotkać piłkarzy, z jakiego klubu oni byliby i dlaczego właśnie oni?
To również jest już oczywiste :)



Pytania od tosia mm

1. Ulubiony klub?
Borussia Dortmund

2. Gdybyś miała w kilka minut zdecydować się, gdzie chcesz spędzić wakacje życia, jaki / kraj miasto być wybrała?
Tajlandia i najlepiej ją całą zwiedzić :)

3. Ulubiony sportowiec, dlaczego?
Nie mam pojęcia dlaczego mnie właśnie tak do tego Reusa pociągnęło od razu XDD Do dzisiaj próbuje się dowiedzieć haha
Ale również mam wielki respekt dla naszego Kuby. Oni obaj są moimi ulubionymi piłkarzami :) 
A dlaczego? 
Mają niesamowite umiejętności i udowodnili lojalność dla klubu. Jeszcze wiele innych rzeczy, ale nie chce mi się już pisać ( mówiłam XD )

4. Ulubiona piosenka?
Nie mam jednej ulubionej :)
Kocham wszystkie Imagine Dragons, ale chyba właśnie największy sentyment do On Top The World.
Ogólnie lubię posłuchać, że trapów, więc..

5. Największe marzenie? 
Tajlandia no i Dortmund. Spotkanie Reusa i podziękowanie mu za zostanie w Borussii :)
Zrobię to kiedyś, zobaczycie haha!

6. Gdybyś mogła zrobić (a przeprowadzić, nie jest poprawną formą?) wywiad z kimś sławnym  byłby to, dlaczego?
Wiadomo Marco, bo chciałabym dowiedzieć się kilku rzeczy o nim.

7. Ulubiona pora roku?
Każda jest super :)

8. Piszę bloga, bo... 
Trudno jednoznacznie określi dlaczego :) 
Inne blogi, które czytałam i zamarzyłam o tym, by samej coś takiego osiągnąć,  chęć poznania czegoś nowego i przeżycia czegoś nowego. Przygoda :D

9. Idealny facet to... dlaczego?
Jejku. Kiedyś miałam z koleżanką listę, jaki ma być idealny chłopak, ale tak dla beki XD
Nie chce mi się tu teraz tak pisać, więc powiem tak :
ważne by kochał swoją dziewczynę, a reszta idzie na drugi plan :)

10. Co robisz w wolnym czasie?
Wszystko i nic :)

11. Odpoczynek nad morzem, czy góry?
Morze :))

Tak na zakończenie tego bloga :)
 Ja nikogo nie nominuję, ale chciałabym jeszcze raz podziękować wszystkim!

A jutro epilog!
Buziole :* 

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 51 cz. II


"ŻEBY UMIEĆ KOCHAĆ, TRZEBA UMIEĆ MYŚLEĆ"


Po długiej przerwie, w końcu jego głos rozbrzmiewał w słuchawce, a moje imię chodziło cały czas mi po głowie. Chciałam się odezwać. Bardzo tego chciałam, ale miałam blokadę. Tę dobrze znaną blokadę, która pojawiała się zawsze w najmniej odpowiednim momencie. Nie umiałam wypowiedzieć choćby najkrótszego i najcichszego słowa. 
-Wiki... błagam...-słyszałam jak mówił. Chciał bym się odważyła coś powiedzieć. Prosił od dobrych kilku minut, ale ja go zwyczajnie słuchałam i płakałam po kryjomu. Nie chciałam by ktoś to usłyszał. Chodzi o Marco, ale i o Ninę.-Powiedz proszę, że tylko nic ci nie jest.-nie dawał za wygraną.-Powiedz, że jesteś cała i zdrowa. Chce tylko usłyszeć twój głos. Proszę. Zrób to. Tylko to.-"tylko" i "aż tyle". Jednak nie mogłam dłużej słuchać jak on się męczy o próbuje coś ode mnie wyciągnąć. Nie wytrzymałam już tego.
-Nic mi nie jest, Marco.-odezwałam się w końcu. Tego wszystkiego było za wiele i gdy tylko się uspokoiłam z płaczem, zabrałam głos.
-Gdzie jesteś? Wiki... Martwimy się wszyscy o ciebie. Nie rób nam tego. Wróć.-wyraźnie odetchnął z ulgą. Uspokoiłam go zwyczajnymi słowami, ale wiedziałam, że jak się zaraz nie rozłączę, to może być źle.
-Kocham cię. Pamiętaj o tym.-powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłam się i najszybciej jak tylko mogłam wyjęłam kartę z telefonu. Moje ręce zachowywały się jakby miała Alzheimera. Oczy przestały widzieć cokolwiek przez napływające łzy. Rzuciłam telefon na poduszkę, a sama walnęłam głową o drugą. Przykryłam się kołdrą i czekałam. Na co? Aż zmądrzeję. Aż wydorośleje. Aż zrozumiem, że moje zachowanie rani ludzi. Aż ogarnę się. Aż przestanę płakać. Aż zasnę i obudzę się kolejnego dnia, pełna nadziei, że będzie lepiej, a tak naprawdę będzie jeszcze gorzej.


*******
Siedziałem wraz z Ann przy jej łóżku i rozmawiałem z nią na różne tematy. Były już godziny wieczorne, a ja jestem z nią już od kiedy Marco wyszedł na trening. Głównie gadaliśmy o dziecku. Często tak robiliśmy, ale to zawsze uspokaja Brömmel. Odpręża się i myśli o naszej przyszłości, którą wiążemy z dzieckiem.
Śmiejąc się wraz z ukochaną, usłyszałem, jak dzwoni mój telefon. Wraz z Kathrin popatrzeliśmy na siebie nawzajem bez wyrazu. Oboje wiedzieliśmy, co to znaczy. Oboje wiedzieliśmy, kto się do mnie dobija i dobrze wiedzieliśmy, że za chwile podejmę ważną decyzję, której jestem pewny. Wtedy nie byłem. Chciałem to zrobić, bo myślałem, że tak pomogę Wiki, ale moja decyzja doprowadziła do tego, że moja przyjaciółka uciekła. Dla mnie. Gdybym miał być dociekliwy, to znalazł bym w tym wszystkim kilka pozytywów. Mam pewność, że Wiktorii na mnie zależy. Jak na przyjacielu, rzecz jasna. Tym swoim wyjazdem pokazała, że nie pozwoli bym cierpiał. Wykazała się tu odwagą. Niepotrzebną, ale dla niej koniczną.
Złapałem głośno powietrze w usta, a zaraz po chwili je wypuściłem i wziąłem iPhona do ręki, a następnie przystawiłem go do ucha.
-Mam nadzieję, że to ważne?-rozpoczął na przywitanie. Dzwoniłem do niego wcześniej, ale podobno miał jakieś spotkanie. Dopiero teraz oddzwonił.
-Tak. Jest to ważne.-odpowiedziałem i nerwowo przeczesałem swoje włosy. Spojrzałem tez wtedy na Ann. Widziałem, jak mnie obserwuje i chce zachować spokój, ale dobrze wiem, że bardzo denerwuje się w środku. Dlatego też postanowiłem wyjść z sali i porozmawiać z agentem na osobności.
-Mów więc.-odparł.-Generalnie, to mam nadzieję, że jesteś już spakowany.-dopowiedział.
-Generalnie, to ja nigdzie nie jadę.-powiedziałem to, co miałem zamiar mu wyjawić już wcześniej. Denerwowałem się lekko i bałem się jego reakcji. Przez moją decyzję stracił dużo pieniędzy.
-Nie możesz... 
-Właśnie, że mogę, bo to moja decyzja. Nic z nikim jeszcze nie podpisywałem, a kontrakt z Borussią jeszcze mnie obowiązuje. Dortmund to moje miejsce i to, że chciałem odejść było błędem. Żałuję. Ale nie wszystko jest stracone i nie zamierzam jechać czy grać dla Monachium. Tu jest moje miejsce i uszanuj to!-gdy skończyłem, poczułem jak moje wszystkie problemy, które mnie ciąży zniknęły. Powiedziałem wszystko, co chciałem mu wygarnąć. Może będzie na mnie wściekły, ale mam to gdzieś. Ważne, że Ann, Marco i Wiktoria, jak się znajdzie, będą szczęśliwi.
-Będziesz jeszcze tego żałował Götze. To nie ty, a ja będę się tłumaczył im. Już nigdy niczego ci nie załatwię. Zapomnij!-krzyknął i się zwyczajnie rozłączył.
Stałem jeszcze tak chwilę w bez ruchu z telefonem przy uchu. Nie wiem dlaczego, ale najzwyczajniej analizowałem słowa i to co się właśnie wydarzyło, to co zadecydowałem.
Dopiero po kilku minutach stania, postanowiłem wejść do sali, w której leży moja ciężarna dziewczyna. Siedziała i wyraźnie czekała na mnie i na jakieś wieści. Wszedłem bez wyrazu twarzy. Ann przez to trochę się zaniepokoiła i jej wszystkie mięśni nagle się naprężyły.
Podszedłem do łóżka i usiadłem na nim. Od razu popatrzałem w oczy ukochanej i pocałowałem ją niespodziewanie, ale delikatnie.
-To już koniec, skarbie.-uśmiechnąłem się.-Dortmund jest nasz.
-Musimy znaleźć jeszcze tylko Wiki.-oznajmiła.


*******
Delikatne promienie słońca zaczęły drażnić moje powieki, przez co się obudziłem. Mimo, że nie chciałem. Czułem się fatalnie. Zupełnie jakby jakiś dźwig po mnie przejechał. 
Po wczorajszym telefonie od Wiktorii, nie spałem prawie cała noc. Dopiero nad ranem udało mi się zasnąć. Nie wiem jak, ale chyba na chwilę udało mi się zapomnieć. Przez cały czas analizowałem słowa Wiki. Mówiła, że jest bezpieczna i mnie kocha, więc dlaczego do cholery jej tu nie ma? Osoba, która kocha drugą osobę, nie zostawia jej. Nie ucieka.
Martwię się o nią, chociaż powiedziała, że jest bezpieczna. Ja chciałem mieć jednak pewność. Jeżeli miałaby się już nie odnaleźć, to chciałbym mieć jednak stu procentową pewność. 
Dodatkowo strasznie za nią tęsknie. Chciałbym bardzo by była właśnie w tym momencie obok mnie. Oddałbym wszystko, co mam by tylko pojawiła się przy mnie. Przynajmniej na chwilę.
Leżałem tak na łóżku jeszcze z jakąś godzinę. Cały ten czas myślałem o brunetce i próbowałem wymyślić jakieś miejsce, gdzie mogłaby być, ale wszystko i wszystkich sprawdziliśmy. 
Powiedziałem niektórym kolegą z klubu o jej zniknięciu i zaoferowali pomoc. Ale jednak, co oni mogli?
Gdy na zegarku wybiła 9, postanowiłem podnieść się i wstać oraz zjeść jakieś śniadanie. Najpierw jednak poszedłem do łazienki i umyłem się. Zimny prysznic zawsze mi pomaga. Oczyściłem lekko swój umysł ze wszystkich problemów, ale tylko na chwilę, bo jak tylko wyszdłem ubrany z łazienki, wszystko wróciło. 
Poszedłem do kuchni i chciałem zaparzyć sobie herbaty, ale dzwonek do drzwi mi przeszkodził. 
Zdziwiłem się, kto mógłby to być? Nikogo nie zapraszałem, ani nikt nie miał się dzisiaj pojawić. Wtedy przez myśl mi przeszło, że to może być Wiktoria i wróciła po swoim wczorajszym telefonie.
Najszybciej jak tylko mogłem ruszyłem do drzwi z nadzieją, że to Wiki. Otworzyłem je, ale to nie była Polka. To był Mario. 
-Spodziewałeś się kogoś innego, że tak ci uśmiech znikł, jak mnie zobaczyłeś?-zapytał od razu. Miał jakby lepszy humor. Na pewno lepszy ode mnie. 
-Myślałem, że to Wiki.-odpowiedziałem i odszedłem od niego, zostawiając otwarte drzwi, by przyjaciel mógł wejść. 
-Kontaktowała się z tobą?-pytał poważnie, tym razem.
-Dzwoniła do mnie wczoraj.-wyjawiłem po krótkiej przerwie. Götze otworzył szeroko buzię ze zdziwienia i patrzał się na mnie jak na wariata. Dopiero po chwili, gdy mu pomagałem powrócić do życia, ocknął się.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?! Mów, co gadała? Gdzie jest!? Powiedziała, że wraca?!-zadawał mnóstwo pytań, ale nie przerywałem mu,. bo ja sam pewnie zachowałbym się podobnie. 
-Mario, spokój. Nie powiedziała nic konkretnego, tylko, ze nic jej nie jest. Żadnych wieści, gdzie, co i jak.-odparłem i usiadłem na sofie w salonie. Nawet nie wiem, kiedy doszliśmy aż do salonu. 
-Marco, dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?!-zdenerwował się.
-Bo sam musiałem to wszystko przemyśleć. Zadzwoniła w nocy.  Nie spałem w ogóle Mario... tęsknie za nią, a ona już nie wróci.-żaliłem się, a moja ręka zaczęła automatycznie przeczesywać moje blond włosy.
-Jak nam nie powiedziała, to sami się dowiemy!-krzyknął uradowany.-A teraz choć!-rozkazał i sam, nie czekając na mnie, ruszył do drzwi. Sam nic z tego wszystkiego nie rozumiałem, ale chciałbym by Mario wykazał się teraz jakimś pomysłem, bo to jest teraz to, co potrzebujemy. 
-Mario?-dziwiłem się.-Co ty wykombinowałeś?-pytałem teraz ja, ale od razu złapałem za kurtkę, a potem buty i wystartowałem za moim przyjacielem, który czekał na klatce schodowej na mnie. 
-Nie pytaj, tylko chodź!-ponownie nie wyjaśnił za wiele, ale oboje wyruszyliśmy do samochodu Mario, a on? Pojechał gdzieś na miasto, a ja nie miałem zielonego pojęcia gdzie.
-Götze gadaj, co jest grane!-postanowiłem być bardziej stanowczy i chyba to opłaciło się, bo postanowił wyjaśnić.
-Idziemy na policję. Może uda im się namierzyć, skąd dzwoniła.-odpowiedział. Ucieszyłem się. Byłem szczęśliwy pierwszy raz od kilku dni. Mógł mieć rację. Mógł rozwiązać nasz problem i moglibyśmy odnaleźć ją. 
-Mario... jesteś genialny!-krzyknąłem i najchętniej przytuliłbym przyjaciela, ale że prowadzi pozwolę się mu skupić na drodze. 
-Podziękujesz mi później, ale teraz dzwoń do mamy Wiki. Muszą wiedzieć.-poradził, a ja od razu wyciągnąłem telefon i wykręciłem numer do pani Müller. Czekając na jakiś znak od Polki, przypomniałem sobie, że Mario przyszedł do mnie rano w jakimś celu, podajże. Nie powiedział dlaczego, ani nic nie wyjaśnił, bo od razu zajęliśmy się sprawą z Wiktorią. 
-Mario? Możesz mi powiedzieć jeszcze, po co przyszedłeś do mnie dzisiaj?-zadałem pytanie, a przyjaciel od razu uśmiechnął się lekko i tajemniczo zarazem.-Mario?
-Zostaję. Nigdzie się nie wybieram.-wyjaśnił i po raz pierwszy zerknął na mnie przelotem, ale chwilę to trwało. 
-Marco? Jesteś tam?-dopiero doszedł do mnie głos mamy Wiki. Ocknąłem się i zrozumiałem, co właśnie zaszło i co może zajść.


*******
-Musisz jeść.-pouczała mnie Nina, ale ja dalej siedziałam i przysłowiowo modliłam się nad miską czekoladowych płatków. Głowę oparłam o swoją rękę i po prostu myślałam nad tym wszystkim, co się wydarzyło.
Moje zachowanie, kłamstwa, oszustwa, decyzję... to wszystko zakręciło się w okół mnie i wciągnęło w koło, z którego nie da się wyjść. W każdym bądź razie jest bardzo trudno. Ninie się wydaje, że powiedzenie zwyczajnie prawdy załagodzi konflikt i wszyscy będą szczęśliwi. Ale to tak nie gra. Nie będziemy szczęśliwi. Jak Marco się tego dowie, to w najlepszym wypadku tylko rozstaniemy się w złej atmosferze. W najgorszym - może mnie znienawidzić i Mario też przy okazji. Ann może się coś stać przez stres. Jest wiele powodów, dla których nie powinnam wracać. Ja tu jestem szczęśliwa. Albo... ja po prostu to sobie wmawiam. Tak czy inaczej, Mario został w swoim mieście, a Marco... musi być silny. Wiem, że wymagam od niego zbyt wiele rzeczy, ale już wiele przeszedł i przyzwyczai się. Cholera. Ja jestem okropna...
-Nina, zrozum, że nie jestem głodna.-powiedziałam ostro w kierunku dziewczyny.
-Ale...-chciała coś jeszcze dodać, ale przerwałam jej.
-Dość!-krzyknęłam i podniosłam się.-Daj mi proszę spokój, dobrze?-uspokoiłam się po chwili. Blondynka patrzała na mnie i analizowała każde słowo, które wypadało z moich ust. 
-Wiktoria... rozumiem, że jesteś i żyjesz w stresie. Przepraszam.-spuściła lekko głowę.
-Ja też, Nina. Nie powinnam była tak krzyczeć. Zachowałam się głupio.-wypowiedziałam szczerze. Nowak mi pomaga, a ja traktuję ją tak jak to przed chwilą pokazałam. Było mi wstyd.
-Już okej.-uśmiechnęłam się zmieniając temat.
-Pozwolisz, że pójdę się przejść?-zapytałam, bo poczułam taką potrzebę. 
-Jasne. Nie mogę cię trzymać na siłę, ale nie uważasz, że to nie jest jak najlepszy pomysł?
-Świerze powietrze mi dobrze zrobi.-uznałam i po prostu odeszłam na korytarz. Ubrałam ciepłe buty, kurtkę i do tego szalik wraz z rękawiczkami. Pożegnałam się z Polką i wyszłam. Nie wiedziałam konkretnie dokąd, więc szłam przez siebie. 
Mijałam domy, bloki, sklepy, samochody i ludzi. Niektórzy patrzeli się na mnie jakoś inaczej. Może mnie poznali? Ale kogo poznali? Wiktorię Müller, dawną mieszkankę Gdańska, czy Wiktorię Müller, dziewczynę Marco Reusa?
Ja w każdym bądź razie nie zwracałam na nikogo i na nic uwagi. Szłam i myślałam. Analizowałam. Starałam się wymazać Dortmund i te wszystkie wspomnienia z mojej głowy, ale tak się nie da. Nie mogę zapomnieć o kimś takim jak Mario. Najlepszym przyjacielu, którego na początku nie lubiłam, ale to wszystko się zmieniło, bo poznałam go z lepszej strony. Prawdziwej. Miałam okazję poznać go. Wiele osób marzy o tym, by poznać swoich idoli, albo przynajmniej porozmawiać chwilę z ulubionym piłkarzem. Ja miałam okazję go poznać i stać się jego najlepszą przyjaciółka. Choć w pewnych momentach byłam za blisko.

-Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że jesteś, pomogłeś mi, przytuliłeś. Po prostu. Kocham cię Mario. Nigdy nie miałam kogoś takiego jak ty. Takiego przyjaciela. Teraz to widzę i wiem, że Nina, i Rafał nie mogą się z tobą równać.

Nie mogłabym też zapomnieć o Ann. Pamiętam, to jak na początku się nie lubiłyśmy i szukałam zawsze pretekstu do tego, by się z nią pokłócić. Wydawała mi się taką typową, negatywną Wag, która leci tylko na pieniądze. Z biegiem czasu poznałam ją bardziej. Poznałam i zrozumiałam, że wiele nas łączy. Polubiłyśmy się z każdym kolejnym spędzonym dniem ze sobą. Zbliżyłyśmy się do siebie nawzajem. Nawet nie wiem, kiedy dokładnie zaufałam jej na tyle mocno, by uznać ją za ważną część mojego życia. Najwidoczniej, to dzieje się samo. Gdy się do kogoś zbliżymy, po prostu mu ufamy i staję się dla nas automatycznie kimś ważnym.

Nie martw się Wiki. Nie jesteś sama. Ja z Mario ci na pewno pomożemy. Ania i wszyscy inni również ci pomogą. Możesz tu zostać ile chcesz.
-Dziękuję.

Wizyta w Dortmundzie pomogła mi poznać, również, kogoś wspaniałego. Oczywiście Anie. Nigdy jej nie zapomnę. Zmieniła moje życie. Dziękuje jej każdego dnia, a właściwie każdej nocy, bo przed zaśnięciem zamykam oczy i rozmawiam z nią w myślach. Właśnie z nią. Dziękuję jej i mówię, co robiłam. To mi ogromnie pomaga się pozbierać, ale jednocześnie przywołuje wspomnienia. To wszystko, co razem zrobiłyśmy, powiedziałyśmy, przeżyłyśmy. Tego nie da się wymazać. Nie mogłabym nawet. Przypadkowe spotkania są zawsze najlepsze, a gdy pomyślę tylko, że poznałam Anię, dzięki byłej Marco i dzięki temu, że wyciągnęła mnie za kawę, to od razu uśmiecham się sama do siebie, bo przecież ja nie przepadałam za bardzo za kawą. Dopiero w Dortmundzie przyzwyczajałam się pić ją w różnych odmianach. Los jest niesamowity. 

-Zaraz, zaraz! Polka?
Ja tylko pokiwałam głową ze szczerym uśmiechem, na co Ania wstała i mnie przytuliła.
-Ania Lewandowska. To opowiadaj, co cię tutaj sprowadza? Skąd się znasz z Carolinie?
-Przyleciałam wczoraj z rodzicami i bratem, a Caro jest moją sąsiadką.
-Serio? No, proszę. Trafiłaś na fajnych sąsiadów.
-Oj, na pewno. Szczególnie jeśli chodzi o pewnego blondyna.

Robert też będzie dla mnie ważny. W szczególności po śmierci Ani, zbliżyliśmy się do siebie. Wspólna tragedia połączyła nas. Razem przeżywaliśmy ból i pogodzenie się z tęsknotą, ale przede wszystkim ze stratą, bo to ona tu grała pierwsze skrzypce. 
Pomogliśmy sobie nawzajem i dzięki temu oboje podnieśliśmy się mimo, że było nam bardzo ciężko. Obojgu. Może to dziwne, ale cierpiałam słabiej z myślą, że nie jestem sama. Że ktoś również ma problem wręcz identyczny do mnie. 
Na zawsze zapamiętam też jego lojalność. Gdy przyłapał mnie razem z Mario na pocałunku, mógł od razu pójść i naskarżyć Marco, ale tego nie zrobił. A wręcz przeciwnie. Porozmawiał nawet ze mną i poradził. Pokazał tutaj, jak wielkim jest człowiekiem. 

-Wiesz Wiki? Wiesz, co mnie jeszcze trzyma przy życiu i dlaczego nic jeszcze nie pierdolnęło? Wy. To dzięki wam się jeszcze trzymam. Widzę jak jesteście przy mnie i mi pomagacie. Nie mógłbym tego tak wszystkiego zostawić i pierdolić. Wstaję dla was, jem, żyję... Wy i moja mama z siostrą mi pozostaliście. To dzięki wam mam jeszcze ochotę na życie. Wy, klub, kibice, Dortmund... jesteście dla mnie ważni. Straciłem Anię, ale wiem, że ona nie chciałaby, bym się smucił i pogrążał w żałobie. Chce mojego szczęścia. Dlatego staram się żyć bez kogoś, kto był najważniejszą osobą. Wiesz dlaczego pochowałem Anię w Dortmundzie, a nie w Polsce? Bo powiedziała, że tu jest nasz dom. Dortmund jest naszym domem i tu chciałby zamieszkać. W miejscu, gdzie mieliśmy tak wielu ludzi obok siebie.
-Robert...

Marco... On jest osobą, o której nie muszę nawet wspominać. O nim nigdy bym nie mogła zapomnieć. Jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu i strasznie go kocham. Chciałabym w tym właśnie momencie go przytulić, powiedzieć, jak bardzo go kocham i pocałować oraz wyznać, jak wiele mu zawdzięczam. Ile mnie nauczył i jak wiele razy miałam w nim wsparcie. 

-Marco? Mogę cię o coś zapytać?
-Jasne.
-Jest to trochę dziwne pytanie, ale... ale chciałabym wiedzieć. No... bo....ahh... Jak chciałbyś by nazywało się nasze dziecko, gdyby się urodziło? Przepraszam Marco. Nie powinnam była pytać o takie coś. Znowu zawiniłam z tą sytuacją. 
-To nie twoja wina. Nie mów tak nawet. Mi też jest teraz ciężko. Szczególnie teraz, jak Mario i Ann spodziewają się dziecka. Czasami myślę, co by było gdyby. Jak to by wyglądało, gdyby coś tam się nie stało. Jednak nie możemy cofnąć czasu. Musimy pogodzić się z tym i żyć dalej. Moja mama zawsze mi powtarzała, że po zachodzie słońca, zawsze jest wchód. My już swoje wycierpieliśmy. Zobaczysz, że za jakiś czas będziemy bawić się na placu zabaw z naszym dzieckiem. Proszę, przestań się już obwiniać. Nie jesteś winna niczyjej śmierci. Dobrze, kochanie?
-Kocham cię.

Dortmund, to bardzo ważny etap w moim krótkim życiu. Tak było i już tak pozostanie.
Miastko, które przecież nie należy do jednych z najładniejszych na świecie, ale i też w Niemczech. Wygląda na zwykłe, ale tak naprawdę ma w sobie wiele historii. W tym moją. Niezwykłą historię Wiktorii Müller, która się pogubiła. W czym? We wszystkim. Co zrobiła? Uciekła. A co powinna? Porozmawiać. 
Ona to wie, ale się boi. Jest przerażona. 

Nie wiem nawet kiedy znalazłam się w dzielnicy domów, w której kiedyś mieszkałam. To tu znajduje się mój stary dom, który przecież też jest dla mnie ważny. To tu dorastałam. 
Pomyślałam, że fajnie byłoby zobaczyć mój dom. Dowiedzieć się kto tam mieszka. Jednak najważniejsze i moim priorytetem było zobaczyć go. Chciałam, by wspomnienia wróciły Wiem, że może do bardzo rodzinnych nie należały, ale w końcu wspomnienia, to wspomnienia. 
Ruszyłam przed siebie i oglądałam po kolei wszystkie budynki. Znałam. Ale nikogo nie spotkałam, bo chyba wszyscy byli w ten dzień po za domem.
Po kilku minutach znalazłam się pod odpowiednim numerem. 24 B. To mój były adres. Wszystko wyglądało, jakby było nienaruszone. Nie zmienione. Ta sama brama. Ta sama furtka. Ten sam numer. Te same rośliny, drzewa. Zupełnie, jakby nikt tu nic nie zmieniał. A może tak jest? Może nikt nie mieszka w tym domu? Nie, jednak ten pomysł muszę wyrzucić, bo widzę w oknach firanki. Tylko kto? Ciekawa jestem, kto mieszka w moim pokoju i czy widział popisaną ścianę. Było na niej napisanie "Gdańsk, 23.07.2010 r. Kubuś i Wiki". Napisaliśmy to razem z bratem. By każdy o nas usłyszał i wiedział, że jesteśmy przyjaciółmi. Nie tylko rodzeństwem, ale i przyjaciółmi. 
-W czym mogę pomóc?-usłyszałam nagle czyiś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam starszą kobietę z reklamówkami, pełnymi zakupów. Wyglądała na miłą. Taką miała twarz i jej głos zapowiadał, że ktoś za chwilę będzie rozmawiał z pogodną i ciepłą osobą. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, które niekoniecznie musi być prawdą.
-Yy.. nie.-odparłam zakłopotana lekko, bo chyba nie wygląda to dobrze, jak przyglądam się czyjemuś domowi.
-Mam nadzieję, że nie muszę wzywać policji?-mówiła ostrożnie i ostrzegawczo.
-Nie.-zaprzeczyłam.-Chciałam tylko, obejrzeć swój stary dom.-powiedziałam prawdę i odwróciłam się na chwilę w stronę budynku, ale zaraz potem wróciłam wzrokiem na starszą panią.
-Stary dom?-powtórzyła zdziwiona.-Mieszkałaś tu?
-Tak. Wyprowadziłam się w te wakacje. Ale... przyjechałam w odwiedziny i...  chciałam zajrzeć i tu.-wyjaśniłam.
-Mogę prosić o jakiś twój dokument?-poprosiła grzecznie, a ja wyjęłam z portfela dowód i pokazałam go jej. Kobieta obejrzała go dokładnie i zaraz go oddala mi.-Może chcesz wejść? Na herbatkę?-zaproponowała już praktycznie wyłączając podejrzliwość. 
-Dziękuję za zaproszenie, ale nie. Nie chcę się narzucać i...
-Jakie narzucać? Proszę. Mój mąż i tak jest na spacerze z siostrą i wnukami, więc wrócą pewnie dopiero na obiad, a teraz nie mam nic lepszego do robienia. Proszę. Zapraszam.-przerwała mi, opowiedziała o mężu, a następnie pokazała ręką bym weszła. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, ale sama nie mam za wiele do roboty, a może ta rozmowa coś mi da? Pomoże?
-No, dobrze.-zgodziłam się, a kobieta od razu uśmiechnęła i otworzyła furtkę, a wkrótce poprowadziła do frontowych drzwi. 
-No to wracamy na stare śmieci, Wiki.-powiedziałam sama do siebie w myślach. Pani, którą poznałam otworzyła mi drzwi. a przede mną ukazał się mój stary dom. Wszystko wróciło.

Obserwowałam kobietę i patrzałam, co dokładnie robi. Jej włosy były krótkie, ale tak zazwyczaj czeszą się starsze kobiety. Pofarbowane były na ciemny blond oraz ich właścicielka lekko je podkręciła.
Ubierała się normalnie. Jak to przystało na jej wiek. Miała na sobie zwykłe, czarne spodnie z jakiegoś materiału i biały sweterek,
Stała teraz przy blacie i przygotowywała kubki na herbaty. Stała tam, gdzie kiedyś stała moja mama, albo nawet i ja. Dziwne uczucie być w domu, który jest przecież twój. Bo ty to wiesz. Czujesz się w nim swobodnie, pamiętasz te kąty, ale jednocześnie to nie jest twoje miejsce.
Kobieta po chwili odwróciła się do kuchenki i nalała wody do kolorowych kubków. Gdy to już wykonała, zwróciła się do mnie i podała gorące napoje. Siedziałam cały czas przy stole. To tu kiedyś jadłam śniadania. Uśmiechnęłam się do niej, ona odwzajemniła gest i usiadła naprzeciwko mnie.
-Pewnie dziwnie się tu teraz siedzi z myślą, że czuło się tu kiedyś tak swobodnie, a teraz to dom jakiejś starej baby.-zagadała i zaśmiała się jednocześnie.
-Tak, ale mogę zapewnić, że nie pomyślałam w ten sposób.-odpowiedziałam i wymieszałam napój.
-Jak ci się żyje w Niemczech?-zapytała, a ja popatrzałam na nią gwałtownie, jak na jakąś wariatkę, która ledwo co uciekła z psychiatryka. Ona sama zdziwiła się pewnie moim zdziwieniem i ponownie zaśmiała się.-Nie myśl, że nie wiem z kim spotyka się sam Marco Reus. Może i jestem stara, ale cały Gdańsk, jak nie kraj, trąbił o tym. Niektórzy mówili nam, że to w tym domu mieszkali. Rzeczywiście, mieszkaliśmy po jakiś Müllerach, ale myślałam, że to zbieg okoliczności. Jednak nie.-roześmiała się na koniec. Widać, że jest niesamowicie pogodna.
-Ja... ja...-wahałam się. Z jednej strony zaufałam od razu tej pani i nie miałabym problemu by z nią porozmawiać, ale z drugiej strony boję się trochę.
-Oj, wybacz. Ja cię znam, a ty nawet nie wiesz jak mam na imię. Grażyna Kwiatkowska.-podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam.-Przepraszam, że na początku trochę naskoczyłam na ciebie, ale musiałam być ostrożna. Ile to się słyszy, jak oszukują starszych ludzi.-tłumaczyła.
-Jasne, rozumiem. To normalne.-zgodziłam się.
-To jak? Opowiesz mi o życiu w Niemczech?-nie dawała za wygraną.
-Tyle, że ja już nie będę mieszkała w Niemczech. Wróciłam do Gdańska.-pani Grażyna nie kryła zdziwienia i od razu zaciekawiła się.
-Dlaczego? Co się stało?
-Dużo gadać... -unikałam odpowiedzi.
-Mamy czas...
Zgodziłam się. Postanowiłam wyjawić praktycznie obcej osobie o moich problemach. Zaczęłam od początku. O tym jak wyjechałam i jakie były moje relacje z poszczególnymi osobami. Wspomniałam o pocałunku, o kłamstwach, wypadku i dziecku. Nic nie ominęłam. Potem jak wszystko było dobrze, ale zachorowała Ania. O Carolin, która namieszała nam życiu. O przeszłości Marco i o tym jak to wszystko się potoczyło. Powiedziałam o zaręczynach i tym wspaniałym dniu. Najwięcej jednak rozgadałam się o śmierci Ani. Mówiłam jej o swoim bólu i o tej samotności, ale że walczyłam i wygrałam. Nie ominęłam też wakacji w Chorwacji i o tym, co tam się wydarzyło. Skończywszy na transferze Mario i dzisiejszym dniu.
-Wiesz Wiki... Nigdy nie było mi dane poznać tak młodej osoby z tyloma problemami i przeżyciami. Podziwiam cię, że się trzymasz, bo wiele osób już by dawno uciekło. Tak jak zrobiłaś to teraz. Rozumiem twoją ucieczkę i czuję, że gdybyś się poddała już wcześniej, to byłabyś tu już dawno temu. Te problemy, które się zebrały w tobie stworzyły niewyobrażalne obciążenie dla ciebie. Kochana, najwyraźniej nie wytrzymałaś już tego obciążenia.
-Jest pani pierwszą osobą, która mówi, że mnie rozumie.-wyznałam.
-Wiesz... wszyscy inni, chyba chcą po prostu ci wbić do głowy na siłę, co powinnaś zrobić. Nie przeczę. Czasami takie rozmowy, gdy ktoś chce coś dosadnie przekazać, są dobre. Ale ty wyglądasz na taką osobę, która chce rozmowy. Spokojnej i wyrozumiałej.
-Tęsknie za nimi. Za Mario, Ann, Robertem, bratem i rodzicami. Za Marco to już powoli nie wytrzymuję. Chciałabym... tak strasznie chciałabym się w niego wtulić...-mówiłam i opuściłam głowę w dół. W taki sposób mówiłam. Jakbym się bała, a może raczej wstydziła swojego zachowania.
-Ale nie chcesz wrócić, bo Mario?-widać, że bardzo uważnie mnie słuchała i teraz odpowiednio dobiera pytania.
-Tak. Nie chcę niszczyć jego życia, przeze mnie...-odpowiedziałam.
-Nie zwalaj wszystkiego na siebie. Posłuchaj, a może gdybyś wróciła i porozmawiała z Mario i Ann? A przede wszystkim z Marco? Nie uważasz, że zasłużył na prawdę?
-Zasłużył jak nikt inny, ale ja się po prostu boję. Boję, że mnie znienawidzi, albo pokłóci się z Mario. Nie chcę, by ich przyjaźń się rozwaliła.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo cię rozumiem.-skomentowała cicho, a gdy na nią w końcu popatrzałam odwróciła wzrok i głośno westchnęła, a następnie wstała.-Byłam kiedyś szalenie zakochana w pewnym chłopaku. Miałam może z osiemnaście lat. Zupełnie jak ty. Kochaliśmy się i świata po za sobą nie widzieliśmy. Ale miałam również przyjaciela. Pamiętam, że wtedy każdy nam mówił, jak to idealnie do siebie byśmy pasowali, ale ja miałam chłopaka, a on dziewczynę i tak było. Nie kochałam go jak Krzysztofa, ale coś mnie do niego ciągnęło. Nie miłość, ale jakiś dziwny pociąg. Pewnego razu, doszło między nami do zbliżenia. Mieszkałam wtedy w Warszawie. Po tym wszystkim, chcieliśmy o tym zapomnieć, ale nie mogłam. Miałam wyrzutu sumienia, co do każdego. W końcu nie wytrzymałam i uciekłam. Jak ty. Przyjechałam do Gdańska i poznałam mojego aktualnego męża - Zbigniewa. Kocham go, ale bywają dni, że myślę o Krzysztofie i o moim przyjacielu - Arku. Zastanawiam się, co robią, czy mają rodziny, czy żyją.-zaśmiała się.-Jestem naprawdę szczęśliwa, bo mam obok siebie wspaniałego mężczyznę, ale i tak uważam, że wyjazd nie był koniczny. Nie powiem ci, co masz teraz zrobić, ale zastanów się i zrozum moją historię. Niech będzie dla ciebie wskazówką.
-Kocha pani Krzysztofa?-zapytałam, a w oczach kobiety zobaczyłam łzy.
-Nigdy nie przestałam.-wyznała i uśmiechnęła się lekko.
Po tym nic już nie odpowiedziałam. Postanowiłam podziękować kobiecie i udać się... chyba do domu. Do Niny.
Gdy powiadomiłam ją o moich planach, to miła pani nalegała bym została jeszcze chwilę, ale nie mogłam. Po tym, co mi naopowiadała mam jeszcze większy mętlik w głowie, ale chyba... chyba wiem, co chcę zrobić.
-Dziękuję za wszystko.-powiedziałam do niej, jak stałam już przy drzwiach.-Gdyby nie pani...
-Wiesz, co już masz zrobić?-zapytała, a ja na to westchnęłam i opuściłam głowę, na co ona:
-Żeby umieć kochać, trzeba umieć myśleć.-powiedziała nagle, a ja natychmiast, gdy usłyszałam, że coś mówi podniosłam twarz i spojrzałam na nią. Zmarszczyłam brwi, a pani Grażyna stała i uśmiechała się do mnie.
-Do widzenia, Wiki.-powiedziała.
-Do widzenia.-odpowiedziałam i wyszłam.

Szłam powoli, spacerkiem po parku oliwskim i oglądałam te wszystkie piękne zdobione krzewy i kwiaty. Uwielbiałam to miejsce. Wchodząc tu, wyciszasz się i ożywasz. Możesz na spokojnie przemyśleć wszystkie problemy, jakie cię gryzą, bez obaw, że ktoś ci tu zakłóci twój spokój. Mam wrażenie, jakby tutaj każdy szanował drugiego człowieka bez względu. Jakby każdy każdemu dawał szansę na pobycie ze swoimi myślami.
Idąc, zastanawiałam się nad ostatnimi słowami pani Kwiatkowskiej. Wiedziałam, że muszę zastanowić się nad nimi, ale w pewnym miejscu. Na pewnej ławce, gdzie... może to dziwnie teraz wyglądać, ale zawsze spotykałam się z Rafałem. To tu wyznaliśmy sobie miłość. Nie wiem, dlaczego chcę tam pójść, ale chciałabym powspominać, pomyśleć, a czuję, że tam będę miała taką możliwość.
Przemierzałam powoli trasę, gdy nagle znalazłam się blisko tego miejsca. Kogo tam zastałam? Mojego byłego. Dlaczego tam siedział? W ogóle nie wyglądał na osobę w najlepszej kondycji, ale nie fizycznej a psychicznej.
-Rafał?-postanowiłam dać o sobie znać, gdy byłam już blisko. Jak usłyszał  mój głos, to zdziwił się. Bardzo. Wstał, jak oparzony i patrzał się na mnie wielkimi oczami.
-Co tu robisz? Sama do tego?-pytał.
-Chciałam usiąść i pomyśleć. Uważałam, że to dobre miejsce. Ale nie chcę przeszkadzać, to pójdę gdzieś indziej.-już chciałam odchodzić, ale mój były złapał mnie za rękę i uniemożliwił oddalenie się.
-Możemy zawsze pomyśleć razem.-zaproponował, a ja przystałam na jego propozycję. Usiedliśmy obok siebie i po prostu... siedzieliśmy. Nikt nic nie mówił, nie komentował, a a zajmował się jedynie swoimi własnymi myślami.
W pewnym momencie, po prostu, zainteresowałam się czy tak zawzięcie zastanawia się Jankowski. nie chciałam jednak pytać, by nie wyjść na wścibską. Po za tym sama mam na głowie dużo problemów, że kolejne nie są mi w ogóle potrzebne.
-Żeby umieć kochać, trzeba też potrafić myśleć, wiesz o tym?-zagadałam w końcu. Zerknął na mnie z nierozumiejącą miną.
-W poetę się bawisz?-zażartował.
-Nie, ale ktoś mi właśnie to powiedział. Wiesz, co dla mnie znacz?-pokiwał przecząco głową.-Że czasami trzeba zastanowić się nad swoją miłością. Zastanowić się dlaczego ona jest i czy jest potrzebna. Umieć rozumieć pojęcie miłości i znać drugą osobę. Myśleć. Myśleć w przód, a nie stać w miejscu. Niby czasami teraźniejszość jest najważniejsza, ale trzeba wyglądać w przyszłość i umieć powiedzieć, czy widzi się siebie za kilka lat ze swoją drugą połówką czy kompletnie samą. Albo może jeszcze z zupełnie inną osobą. Myślenie w miłości jest kluczem.
-Mądre.-skomentował i po raz kolejny nikt z nas nie wypowiedział ani słowa. Ale na chwilę.
-Czasami przychodzę tutaj, by pomyśleć nad tym wszystkim. Lubię to miejsce i gdy wyjechałaś, bywałem tu czasami raz w tygodniu.-mówił.
-Rafał...
-Nie, Wiki. Ja wiem, jak to wygląda, ale ja wszystko rozumiem. Pogodziłem się, ale chcę byś jedno wiedziała. Kocham cię, kochałem i zawsze będę. Byłaś moją prawdziwą miłością. Pierwszą i ostatnią. Wyjechałaś i myślałem, że zapomnę, ale tak nie było. Nie było też dnia, w którym bym o tobie nie myślał. Jesteś dla mnie ważna cały czas i gdy cię zobaczyłem.... wtedy u Niny... Myślałem, że mam zwidy,ale nie. Byłaś tam. Naprawdę tam byłaś. Momentalnie wszystko wróciło. Wszystkie dobre chwile, które przecież nie można wymazać z pamięci. Gdy dowiedziałem się, że uciekłaś... opowiedziałaś mi wszystko.. Ja.. ja...chciałem... Myślałem nawet, że będzie dla nas szansa...
-Ale Rafał...-chciałam coś powiedzieć, ale nie dał mi dojść do słowa.
-Daj mi skończyć, Wiktorio. Ja wiem, że nie mam u ciebie szans. Wiedziałem to już wtedy, gdy miałaś wypadek. Gadałem z Marco i rozmawialiśmy szczerze... Widziałem jak cię kocha. Jak wiele by dla ciebie zrobił. Widziałem to wszystko. A teraz też widzę, jak ty go kochasz i jak silne jest u ciebie uczucie. Może dziwne, ale dla mnie uciekłaś dla Marco. Nie chciałaś go ranić, nie chciałaś go krzywdzić. Nie chcę nic zniszczyć.-byłam w szoku. Nie sądziłam, że Rafał dąży mnie jeszcze jakimkolwiek uczuciem. To, co powiedział, było pięknie i powiedziane od serca. Nie mogłam opanować łez wzruszenia, bezsilności, tęsknoty. Emocje puściły.
-Ale... dlaczego?-płakałam i mówiłam z trudem.-Dlaczego mnie zdradziłeś z Niną?
-Kiedyś po jednej z imprez byłem pijany i... ja nie wiem, jak to się stało, ale przespaliśmy się. Powiedziałem Ninie za dużo i ona też za dużo myślała. Nawet nie wiesz, jak trudno mi było. Jak trudno było mi cię kłamać. Potem, jak wyjechałaś... związek z nią była dla mnie jakby zapomnieniem... To wszystko jest skomplikowane.-schował twarz w dłoniach.
Nie wiedziałam co mam jeszcze dodać. Tyle wiedziałam, co chcę zrobić, ale teraz jestem jeszcze bardziej skołowana.
-Wiki, ja wiem, że moimi słowami namieszałem, ale ty wiesz, co masz robić. Wracaj. Idź do Marco i bądź szczęśliwa, okej?-wydostał swoją twarz znad rąk i patrzał na mnie schylony.
-Też będziesz dla mnie ważny, rozumiesz.-powiedziałam, a on podniósł się.-Może nie kocham cię, ale wiele z Niną dla mnie zrobiliście. Będę wam wdzięczna do końca życia. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
-Prawda.-uśmiechnął się w końcu. Lekko, ale w końcu uśmiech to uśmiech. W ramach podziękowań, nachyliłam się i pocałowałam go w policzek.
-Przyjaciele.-dodałam ukazując przez łzy promienie radości. Nagle zauważyłam, jak zmarszczył czoło i spojrzał gdzieś w jakiś punkt za mną. Nie odwróciłam się, ale zdziwiona popatrzałam na niego.
-Co tam widzisz?-zapytałam ciągle z dobrym humorem.
-Ninę, ale nie samą.-odpowiedział.-Odwróć się.-rozkazał, a ja to zrobiłam. Gdy ujrzałam kto tam stoi, moje serce momentalnie oszalało i zaczęło bić tak szybko, jak jeszcze nigdy. Stał tam... Mario. Był blisko mnie i Rafała. Odwróciłam się jeszcze bardziej. Chciałam biec. Pobiec do niego, ale coś mnie jeszcze trzymało. Czy on an pewno chce bym do niego podeszła?-Biegnij,Wiki.-usłyszałam Rafała, a mi nie pozostało nic innego, jak pobiec. Zerwałam się z ławki i najszybciej jak tylko mogłam ruszyłam do Götze, a gdy już tam byłam rzuciłam się w jego ramiona. W końcu. Znowu. Poczułam go. Mojego przyjaciela. Tym razem znowu popłakałam się. Ze szczęścia.
-To już koniec, Wiki.-mówił ściskając mnie.
-Jak?-zapytałam.
-Dzwoniłaś do Reusa. Policja cię namierzyła.-wyjaśnił, a ja ściskałam go coraz mocniej. Nie chciałam go wypuszczać.
-Wiki, zostaję. Nie wyjeżdżam nigdzie. Będzie już dobrze. Zapomnijmy o tym, co było. Niech to pozostanie między nami i Robertem.-mówił.
-Potrafisz ich kłamać?
-Nie kłamiemy ich, ale tak, kochanie, będzie lepiej. Uwierz mi.-wyznał, a ja przyznałam mu rację.-Biegnij do niego.-szepnął mi do ucha, a ja wyjrzałam zza piłkarza i dostrzegła go. Stał z Niną i przyglądali się nam. Nie myślałam długo, ale ruszyłam do przodu i biegłam ile sił w nogach. Chciałam już go przytulić, pocałować, poczuć, że jest. Że ja jestem bezpieczna. Marco też ruszył w moją stronę i nasza odległość się zmniejszała. Już prawie. Kilka sekund.
-Marco!-krzyknęłam i rzuciłam się w jego ramiona. Od razu przytuliłam go najmocniej jak mogłam. On mnie podniósł do góry i trzymał tak mocno jak nigdy. Od razu poszłam na poszukiwana jego usta, a gdy znalazłam wbiłam się w nie.
-Przepraszam...-wyszeptałam, gdy oderwałam się od jego ust.
-Już jest dobrze.-odpowiedział.-Wracamy do domu...
________________________________________________________________
OSTATNI? OSTATNI! :)

Nie będę się tu teraz rozpisywać o niczym :)
Ani o wczorajszym fantastycznym meczu, ani o tym rozdziale.
Proszę Was bardzo o opinie i komentarze, bo to od Was teraz zależy kiedy pojawi się epilog, kochane ♥

Chciałabym jednocześnie podziękować, za wszystko już teraz, ale takie prawdziwe podziękowania będę przy epilogu :') Aż łezka leci, że to już koniec...

Bardzo dziękuję Wam za wszystko. 
Jak na razie koniec już historii Wiki i Marco. Zostaje epilog, który wprowadzi nas do drugiej historii.
Historii o przyjaźni, miłości, tęsknocie, trudnych decyzjach, odpowiedzialności. 
Będzie inna. Szczęśliwa? Nie umiem pisać takich opowiadań. Będzie dramatyczna... Może nawet bardziej do tej?
Cóż... wszystko się wyjaśni już wkrótce ♥

Do zobaczenia przy epilogi i pamiętajcie:

WY DECYDUJECIE, KIEDY SIĘ POJAWI :)
KOMENTUJCIE

Rozdział 46


"WEŹ SIĘ W GARŚĆ!"


Okres świąteczny kojarzony jest zazwyczaj z radością i szczęściem, bo jesteś wśród bliskich i spędzacie ze sobą czas, którego nie zawsze mają za wiele. Czasami jednak święta nie mogą się równać w pełni z tą definicją.
Jest już lepiej. Było lepiej, dlatego nie spędziłam czasu na płakaniu, a z rodziną. W wigilię pojechaliśmy do Hamburga i tam spędziliśmy dwa dni. Po powrocie z tego pięknego miasta, wraz z Marco byłam u jego rodziców. Było miło i przyjemnie. Lepiej poznałam moją przyszłą rodzinę i zakolegowałam się z siostrami piłkarza, które już w pełni mnie zaakceptowały. Jeśli chodzi o prezenty, to od mojego narzeczonego dostałam śliczną sukienkę, a ja kupiłam mu złoty zegarek. Po raz pierwszy od bardzo dawna odżyłam na te kilka dni. Ten okres zawsze był dla mnie odskocznią. Wtedy nigdy nie myślałam o problemach i o tym, co złe. Wyłączałam się na te kilka dni.
Ann wraz z Mario również nie narzekali. To są ich ostatnie święta spędzane we dwójkę, bo już za rok będzie ich o jedną osobę więcej. Oboje nie mogą się doczekać tej chwili, aż w końcu zobaczą swoją córeczkę, która już oficjalnie została nazwana Dianą.
Natomiast jeśli chodzi o Roberta, to wyjechał na te kilka dni do Polski, do swojej rodziny. Również potrzebuje trochę odsapnąć. W swoim ojczystym kraju powinien mieć przynajmniej na chwilę spokój.
Można pomyśleć, że każdy z nas ma już najgorszy okres za sobą. Chciałabym, żeby tak było i mam nadzieje, że będzie. Jest czasami ciężko, a nawet bardzo. Pozostaje jednak wierzyć, że wszystko się ułoży. Chociaż czy to w ogóle jest możliwe?

-Na pewno zabrałaś wszystko?-pytał ciągle Marco, który stał już ubrany przy drzwiach i czekał na mnie, aż zapnę walizkę.
-Powtarzam ci już chyba dziesiąty raz, że tak.-odparłam.-To nie moja pierwsza wycieczka.-dodałam.
-Wiesz, ja ci tylko pomagam, żeby potem nie było niepotrzebnego wracania.-odpowiedział, na co ja skarciłam go spojrzeniem, ale potem nie wytrzymałam i się zaśmiałam lekko.
-Nigdy nie zdarzyło mi się zapomnieć czegokolwiek, więc się nie bój.-dopowiedziałam i wstałam z podłogi zapinając już definitywnie walizę. Reus podszedł do mnie i złapał za nią oraz zaczął powoli się wycofywać z mojego pokoju. Ja jeszcze tylko złapałam za torebkę podręczną, kurtkę i telefon oraz dodatkowo rozejrzałam się po pokoju, a gdy stwierdziłam, że mam wszystko, wyszłam z niego na dół.
W kuchni stali moi rodzice, którzy rozmawiali jeszcze chwilę z moim narzeczonym. Gdy byłam już blisko, przerwali interesującą konwersację o niczym i popatrzeli na mnie.
-Zabrałaś wszystko?-zapytała tym razem mama.
-Ktoś jeszcze ma może ochotę zwątpić we mnie?-sarknęłam w jej stronę, ale gdy moja mama za bardzo nie zrozumiała, prócz Marco, który się uśmiechnął, postanowiłam odpowiedzieć ostatni raz na to pytanie.-Tak, zabrałam wszystko. Spokojnie.-potem postaliśmy wraz z blondynem i pogadaliśmy o nadchodzących dniach z mamą i tatą. Rozmawialiśmy o pogodzie i o tym, co można ciekawego porobić w tej Chorwacji. Gdy jednak skapnęliśmy się, że goni nas czas, postanowiliśmy ruszyć. Chwilę żegnałam się z rodzicami, a potem jeszcze z bratem, który korzystając z wolnych dni, pospał sobie dłużej. Następnie wyszliśmy przed dom, gdzie stał zaparkowany samochód Reusa. Sam Marco przyjechał po mnie jakieś dobre dwie godziny temu, więc byłam zmuszona do wczesnego wstania, co oczywiści nie za bardzo mi się spodobało, ale tłumaczyłam sobie, że w samolocie odeśpię.
Po 5 minutach byliśmy już zapakowani i pozostało tylko ruszyć. Widziałam jeszcze jak mama macha mi z okna wraz z tatą. Odmachałam im i piłkarz spokojnie wyjechał z podwórka.
-STÓJ!-krzyknęłam, gdy wykręcał. Zdziwiony zatrzymał auto, a ja przypominając sobie o czymś wyskoczyłam z pojazdu i pobiegłam szybko do domu. Minęłam rodziców, którzy coś się mnie pytali, ale nie słuchałam ich. Wbiegłam do pokoju i złapałam za ładowarkę do telefonu i słuchawki. Praktycznie,  o mały włos bym zostawiła najważniejsze przedmioty. Potem znowu zbiegłam ze schodów, żegnając rodziców przy okazji i pobiegłam w stronę mojego narzeczonego, który patrzał się na mnie zdziwiony, a gdy zobaczył, co trzymam w rękach, wybuchł śmiechem.
-Przestań.-powiedziałam i oparłam się o szybę, choć samej chciało mi się śmiać z własnej głupoty.
-Nigdy nie zdarzyło mi się zapomnieć czegokolwiek.-przedrzeźniał mnie, powtarzając śmiesznym głosem. Tym razem nie wytrzymałam i zaśmiałam się głośniej.
Droga minęła nam dość szybko, co było dziwne, bo generalnie okres świąteczny się jeszcze nie skończył i na drogach powinno roić się od aut. Tak jednak nie było i na nasze szczęście, szybko dotarliśmy na lotnisko.
Zaparkowaliśmy na parkingu samochód, po który ma później przyjechać Marcel z Robinem. Wysiedliśmy z pojazdu i udaliśmy się do głównego pomieszczenia, gdzie powinni znajdować się pozostali. Marco złapał mnie naturalnie za rękę i ruszyliśmy wraz z naszymi, niezbyt dużymi walizkami. Nie zdziwiłam się, gdy po drodze zaczepiali nas, a konkretnie Reusa, fani, bo spodziewałam się tłumów na lotnisku. Po kilku zdjęciach i autografach, byliśmy już blisko naszych towarzyszy, którzy również byli oblegani przez kibiców.
Podeszliśmy i kolejne osoby wyjrzały mojego narzeczonego. Tylko się do niego uśmiechnęłam i pozwoliłam mu "pracować". Natomiast ja, usiadłam obok dziewczyn, czyli Ann, Agaty i Ewy. Polki dodatkowo zajmowały się dziewczynkami. Jako, że Błaszczykowska miała na głowie dwójkę dzieci, wzięłam od niej Lenę i zaopiekowałam się nią.
-Jesteśmy już chyba w komplecie.-zaczął Łukasz, jak panowie wrócili od fanów.
-Nie jesteśmy wszyscy.-zaprzeczyła jego żona.-Brakuje przecież Roberta.-słusznie zauważyła, a Kuba przyznał jej rację.
-Dziwne...-westchnęła Ann - Kathrin.-Zawsze przychodził przed czasem.-powiedziała, a ja w myślach przyznałam jej rację. Prawda jest taka, że to dzięki Ani, Lewy na wszystko się wyrabiał z czasem. To Ania, gdy gdzieś wyjeżdżali, pakowała walizki i pilnowała by zdążyli na samolot. Teraz, gdy jej nie ma, musi wszystko robić sam. Można pomyśleć, że to trochę przedmiotowe traktowanie zmarłej, ale taka jest prawda. Nie mam zamiaru obrazić tu nikogo, a tym bardziej Ani, czy Roberta. Po prostu, jest to pewna prawda. Mężczyzna musi zmienić wiele w swoim życiu i zapomnieć o pewnym przyzwyczajeniach.
Nie minęło kilka chwil, a wszyscy dostrzegli nadchodzącego bruneta. Każdy uśmiechnął się na jego widok.
-Cześć.-przywitał się.-Wybaczcie za spóźnienie, ale zaspałem.-tłumaczył się.
-Nic nie szkodzi.-odpowiedział Kuba.-Przyszedłeś na czas, bo właśnie idziemy na odprawę.-dodał i poklepał go po plecach. Wszyscy wstaliśmy i ruszyliśmy za Błaszczykowskim, który podobnie, jak wtedy w Polsce, robi za przewodnika, albo raczej głównego dowodzącego tej wycieczki.

Po 30 minutach, siedzieliśmy już w samolocie, który startował do góry. Siedziałam razem z Marco i tylko z nim. Tak wypadły nam miejsca, co było oczywiście na rękę nam. Więcej prywatności jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Siedziałam oparta o piłkarza, który miał na sobie słuchawki i słuchał czegoś oraz dodatkowo przeglądał jakieś portale na swoim telefonie. Ja nie korzystałam z słuchawek, które trzymałam w dłoni. Oglądałam niezbyt ciekawe widoki zza okna i po prostu delektowałam się jego obecnością. Już odpoczywałam. Oni mieli rację. Potrzebuję tego. Potrzebuję chwili wytchnienia i uspokojenia.
-Wszystko okej?-usłyszałam nagle głos blondyna. Podniosłam się i popatrzałam na niego.
-Tak.-odparłam.-Dlaczego pytasz?
-Siedzisz taka smutna ze słuchawkami w dłoni. Pytam, bo się martwię o ciebie.-mówił.
-Nic mi nie jest.-uśmiechnęłam się do niego.-Po prostu już odpoczywam.-odpowiedziałam, a piłkarz mnie pocałował lekko w usta.
-Zobaczysz, że tam odpoczniemy.-wyszeptał mi do ucha i zmusił, bym ponownie się na niego położyła. Tym razem objął mnie mocniej, a swoją głowę przystawił do moich włosów.
-Mam nadzieję...-dopowiedziałam i przymknęłam na chwilę oczy. Sama nie wiem, kiedy przysnęłam. Obudziłam się, jak właśnie lądowaliśmy w Chorwacji.

Na lotnisku, w miejscowości Pula, byliśmy praktycznie anonimowi. Nikt nie rozpoznał chłopaków, którzy dodatkowo założyli czapki i okulary. Już wtedy odczuwałam gorąco, jakie płynie z tego kraju. Gdy wachlowałam się jakąś ulotką, Kuba zawołał nas wszystkich i wynajęliśmy aż 3 auta, by swobodnie moglibyśmy się poruszać. Ja, Marco i Mario wraz z Ann i Lewym, jechaliśmy jednym samochodem. Drugim, rodzina Piszczków, a trzecim Błaszczykowscy, którzy to jechali pierwsi, bo nas prowadzili. Wyglądaliśmy przez okna pojazdu i podziwialiśmy krajobrazy, które zabierały dech w piersiach. To miasto żyło pełnią kolorów. Dawno nie widziałam tak pięknego miasta, które mnie tak szybko by zauroczyło. Tubylcy, ubrani w krótkie spodenki i cienkie bluzki, spacerowali dumnie po chodnikach. Wyglądali na szczęśliwych samym tym, że mieszkają w tak pięknym kraju. Patrząc na nich, można mieć wrażenie, że nie mają problemów i zmartwień. Jakby żyli właśnie tą chwilą, co jest i nie patrzeli w przyszłość. Co jakiś czas, dało się dostrzec widocznych Europejczyków, którzy podobnie do nas, odwiedzili Pulę. Może to dziwne, ale dało się wyczuć tutaj pozytywną energię. Poczułam się zdecydowanie lepiej, niż przez ostatnie dni w Niemczech. Tak jakbym, odżyła od razu.
Po około 10 minutach, wyjeżdżaliśmy z miasta i mieliśmy okazję obserwować dzikie tereny Chorwacji. Słońce, cały czas dawało się we znaki i świeciło mocno. Jego promienie przedostawały się przez szyby samochodu i co jakiś czas dało się słyszeć pojękiwania kierowcy, czyli Marco. Jednak mi, to w ogóle nie przeszkadzało, bo uwielbiam, gdy jest gorąco. Z uśmiechem na twarzy spoglądałam na pejzaże dzikiej natury Chorwacji. Zauważyłam nawet, jak na jednym z kamieni wygrzewały się jaszczurki.
Nagle po jakimś czasie, zaczęliśmy wjeżdżać do pewnej dzielnicy na obrzeżach miasta. Stało tam kilka domków i można było zobaczyć twarze turystów. Wraz z Ann głośno zastanawialiśmy się, który dom może być nasz. Jakie było nasze zdziwienie, gdy ominęliśmy wszystkie budynki i wjechaliśmy w polną drogę, która po około 5 minutach jazdy, zaprowadziła nas do pojedynczego domku, który stał oddalony od wszystkich. Jak go zobaczyłyśmy, oniemiałyśmy z wrażenia. Był cudny. Zdobiły go białe jak śnieg ściany. Okna udekorowane były wiszącymi doniczkami z czerwonymi kwiatami. Niski dach, to chyba jedna z cech charakterystycznych dla domów śródziemnomorskich. W okół. było mnóstwo kwiatów, a w ogrodzie kompletnie dominowały. Agata zabrała nas i pokazała dokładnie to miejsce, a ja, gdy go zobaczyłam, zaniemówiłam. Był magiczny. Znajdował się tam mini - plac zabaw. Istny raj dla dzieci. Drzewo, pod którym można się schować w upalne dni, a do niego przyczepiona duża huśtawka. Był też duży taras, a na nim wbudowany grill z kamieni i duży stolik. Wszystko było zadbane, więc zdziwiłam się, kto o to dba, skoro Błaszczykowscy, są tu raz na rok. Jednak żona Jakuba wyjaśniła nam, że poznali tu kiedyś miłą panią w średnim wieku. Zaprzyjaźnili się, a że kobieta mieszka sama, kilka minut drogi stąd, to zobowiązała się, że będzie dbała o ten dom, gdy ich nie ma.
Dodatkowo, dopiero teraz zauważyłam, że znajdujemy się na małej wyżynie, z której można idealnie podziwiać morze. Podeszliśmy bliżej, do końca działki i złapaliśmy się za drewniany płotek. Staliśmy tak i spoglądaliśmy na cuda natury.
-Znamy skróty, które zaprowadzą nas na plaże w ciągu 5 minut.-powiedziała Błaszczykowska. Po kilku chwilach spoglądania na niespokojne wody, Kuba zawołał nas wszystkich do samochodu i zajęliśmy się przydzielaniem pokoi. Jednak w salonie, który swoją drogą wyglądał równie pięknie jak wszystko inne w tym domu, zaczęliśmy ustalać zasady, które mogą nam pomóc w tym, żeby nikt nie rozpoznał nas.
-Dobra, więc tak: na zakupy, po jedzenie, będą chodziły Agata z Ewą i Wiktoria. My odpuszczamy. Jeśli idziemy na plażę, to z Agatką pokażemy wam takie miejsca, gdzie nikt nas nie znajdzie. Natomiast, jeśli chodzi o wycieczki, to wydaje mi się, że nie będziemy się wyróżniać. Zakładamy czapki, okulary i heja w miasto!-krzyknął na koniec.
-A jeżeli, ktoś jednak nas rozpozna i poprosi nas o zdjęcie?-dopytywał Gotze.
-Trudno się mówi.-dopowiedział Łukasz.
-Nie musimy się aż tak chować. Zobaczycie, że i tak znajdzie się jakiś fan, czy kibic. Po za tym, widzieliście, co było na lotnisku w Dortmundzie. Już w internecie są nasze zdjęcia z nimi, a media szybko wyczają wszystko.-włączył się do dyskusji mój narzeczony.
-Po prostu starajmy się zostać jak najdłużej anonimowi, okej?-zapytał Polak, a wszyscy odpowiedzieli twierdząco.
Gdy, skończyliśmy rozmowy na temat ukrywania się chłopaków, powędrowaliśmy wszyscy do swoich pokoi. Ja, naturalnie dzieliłam pokój z Marco, który znajdował się na pierwszym piętrze. Ann z Mario obok, a Błaszczykowski wzięli największy pokój z racji, że jest ich czwórka. Piszczkowie zajęli pokój na parterze wraz z Robertem obok. Na górze znajdowały się dwie łazienki. Jedna, tylko dla pokoju, w którym są Jakub z rodzinką oraz wspólna dla mnie, Reusa i Ann z Mario. Na dole również Łukasz musiał dzielić łazienkę z Lewym, ale wątpię, że byłby to jakiś problem dla kogokolwiek.
Wszystkie pokoje były podobnie umeblowane i miały podobny, morski wystrój. Nie było tam luksusów, co miło mnie zaskoczyło. Ogólnie wszystko było wykreowane na skromny dom. Idealny dla turystów. To przyjemna odmiana od tych wszystkich, pięciogwiazdkowych hoteli.
Razem z piłkarzem weszliśmy do naszego pokoju, a ja od razu rzuciłam się na łóżko, które było bardzo wygodne. Położyłam się i na chwilę przymknęłam oczy. Poczułam, jak po chwili łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. To było oczywiste, że jest to blondyn. Postanowiłam jednak nie otwierać oczu i czekałam, co za chwilę on wymyśli. Czekałam, a mój mózg podpowiadał mi, że Marco musi się nade mną nachylać. Uśmiechnęłam się automatycznie, a po sekundzie czułam jego usta na moich. Całował mnie lekko, a ja oddawałam pocałunki z rozkoszą. Gdy przestał, podniosłam powieki i zobaczyłam, jak się uśmiecha. Na jego widok, samej podniosły mi się kąciki ust.
-Cieszę się, że ponownie to robisz.-powiedział nagle, ale ja nie zrozumiałam za bardzo, o co mu chodzi.
-Ale co?-zmarszczyłam brwi.
-Uśmiechasz się.-wypowiedział.-Dawno tego nie robiłaś regularnie. Tęskniłem za tym.-dopowiedział i po raz kolejny schylił się nade mną oraz po raz kolejny mnie pocałował. Tym razem jednak, na dłużej. 
-Kocham cię.-wyszeptał, jak odkleił się już ode mnie. Wstał i i pomógł mi się podnieść. Obydwoje wtedy, usiedliśmy na skraju łóżka. 
-Jakie mamy plany na dzisiaj w ogóle?-zdążyłam zapytać Marco, kiedy nagle rozbrzmiało pukanie do drzwi. Powiedzieliśmy wspólnie "proszę" i zauważyliśmy wchodzącą powoli Agatę. 
-Hej, nie przeszkadzam wam, zakochańce?-spytała śmiejąc się lekko. 
-Na razie nie.-mrugnął do mnie narzeczony. Wraz z kobietą zaśmiałyśmy się. 
-Czyli dobrze, że nie zaszłam później.-odetchnęła teatralnie.
-A w jakiej sprawie w ogóle przyszłaś?-dopytywałam się, patrząc na nią. 
-W takiej, że chciałam się ciebie zapytać, czy nie chciałabyś może, pójść z nami, czyli damską częścią wycieczki, przejść się po okolicy, a potem na plaże?-wyjaśniła, a mi od razu ten pomysł przypadł do gustu. Zdecydowanie ostatnio zabrakło mi trochę ruchu. Nie wychodziłam z nikim za często i chyba najwyższy czas to zmienić. 
-Dobry pomysł, ale możecie na mnie chwilę poczekać, bo muszę się przebrać?-spytałam.
-Jasne. Nie ma najmniejszego problemu, bo i tak Ewa, i ja musimy zająć się chwilę dziećmi.-oznajmiła i po chwili już jej nie było w pokoju. Ponownie zostaliśmy sami i Reus chciał to perfidnie wykorzystać, ale nie dałam się mu, i uciekłam do łazienki. Po wzięciu orzeźwiającego prysznicu, przebrałam się i powędrowałam na dół, bo prawdopodobnie właśnie tam przenieśli się wszyscy. Nie myliłam się. Siedzieli w przestronnym salonie, z dużymi oknami, a mężczyźni już popijali zimne piwo.
-O! Gotowa już jesteś. Właśnie miałam cię wołać.-powiedziała Polka o blond włosach. 
-Gotowa i możemy już iść.-odpowiedziałam pewnie i nasza czwórka wyruszyła na poznanie nowego kraju. Dzieci zostały ze swoimi ojcami i przybranymi wujkami.
Na początku Agata, która to właśnie oprowadzała nas po miejscowych atrakcjach, zabrała do ślicznego miejsca, które znajduje się niedaleko domu. Cała okolica, generalnie znajduje się na wyżynie, więc są tutaj miejsca, gdzie można podziwiać Morze Adriatyckie. W pobliżu znajdowała się też opuszczona altanka, z której można zobaczyć wszystko na plaży. Potem Błaszczykowska zabrała nas i okazała dzielnicę, tych domów, które widzieliśmy wcześniej. Poznaliśmy kilku znajomych Chorwatów, co znają się z Polakami.
Następnie wybraliśmy się na plażę, na której to spędziłyśmy najwięcej czasu. Pogoda była wręcz idealna na pływanie, ale że ja i Ewa nie wzięłyśmy stroju, położyłyśmy się tylko na pisaku i spoglądałyśmy na wariacje Ann i Agaty. Po zabawach, kupiłyśmy sobie lody, które potem okazały się najlepszymi, jakie w życiu jadałam. Były przepyszne. Nie szczędziłyśmy czasu na rozmowach, plotkach i po prostu odpoczęciu od szarej rzeczywistości. Zapomniałam o tym, że cierpię. Nie zapomniałam o Ani, ale zapomniałam o jej śmierci. Czuję się, jakby ona była tutaj z nami gdzieś. Trochę to dziwne, ale naprawdę tak się czuję. Może, to jednak prawda, że zmarłe osoby nie opuszczają bliskich?
Nie ukrywając, zasiedziałyśmy się na słońcu. Dopiero, gdy na zegarze wybiła 20.00, postanowiłyśmy wracać do domu, bo panowie mogą się o nas martwić. Chociaż, kłóciłabym się, bo od tych 4 godzin, nie otrzymałyśmy telefonów od nich, czy SMS. Choć może, dobrze się bawią zwyczajnie.
Pewnym krokiem weszłyśmy do domu i napotkałyśmy, wręcz identyczny widok, jaki zostawiłyśmy. Chłopaki siedzą na swoich miejscach, z puszką piwa w ręku i oglądają jakieś programy.
-Widzę, że jak was zostawiłyśmy, tak pozostaliście?-zaczęła Ewka.
-Oj kochanie. Zmęczeni jesteśmy.-wypowiedział jej mąż. O dziwno, oni nie byli pijani za bardzo.
-Doskonale przecież wiem.-odpowiedziała szybko.-Idę do dziewczynek zobaczyć.-dodała i zniknęła w mroku jednego z pokoi, gdzie znajduje się cała trójka córek. Polacy, postanowili dać ich do jednego pomieszczenia, a jak coś to się je przeniesie.
-Chłopaki, tak w ogóle, to gdzie jest Robert?-zapytała spostrzegawcza modelka. Wtedy nasza trójka rozejrzała się po pokoju i również potwierdziłyśmy brak polskiego napastnika.
-Nie ma. Wyszedł jakieś pół godziny temu.-odparł bez wyrazu Jakub i popił swoje piwo. Dziewczyny popatrzały wtedy na siebie i jakby zdenerwowały się.
-Jak to?-krzyknęła jego żona.-Czy wy jesteście nienormalni?! Jak mogliście go puścić gdzieś samego do nowego miejsca? Przecież on może się zgubić, a kto wie, czy po ostatnich przeżyciach nie będzie miał jakiś dziwnych myśli!-gorączkowała się blondynka, a po niej Ann o Ewa, która przyszła, jak tylko usłyszała wrzaski.
-Ej, dziewczyny!-postanowiłam odezwać się w końcu i uspokoić towarzystwo.-Robert jest dorosłym mężczyzną. Przeżył i stracił wiele, ale nie jest samobójcą. On po prostu potrzebuje samotności. Dajcie mu wolną rękę, a sam powoli będzie powracał do normalności. Potrzebuje naszej pomocy, ale to on sam musi działać. My jedynie możemy go nakierować. On ma swój własny sposób na oswojenie ze stratą Ani.-powiedziałam poważnie, a w salonie zastała cisza. Nikt nie mówił za wiele, więc postanowiłam udać się już do pokoju.
-Masz rację.-usłyszałam głos Agaty, gdy byłam już na schodach. Odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam lekko, a potem podążyłam do pomieszczenia, bo po tej nie krótkiej przechadzce, bolą mnie nogi, które chyba posiadały niezbyt odpowiednie obuwie. Szybko zdjęłam z nóg niepotrzebny ciężar i rzuciłam się na łóżko. Najchętniej, to poszłabym już teraz spać, ale powinnam jeszcze odwiedzić łazienkę.
Gdy miałam zamiar już wstawać i udać się pod prysznic, do pokoju wszedł powoli blondyn. Jak mnie zobaczył od razu na jego bladej twarzy, pojawił się uśmiech. Podszedł do mnie bliżej i zmusił, bym się do niego przytuliła. Leżeliśmy tak, nic nie mówiąc, a jedynie delektowaliśmy się sobą nawzajem.
-Podobało mi się to, jak mówiłaś o Lewym.-zaczął nagle temat, całując mnie w czoło po chwili.
-Wiesz, po tych wszystkich rozmowach z Anią, wiele się od niej nauczyłam. Kiedyś, kiepska była ze mnie Pani psycholog, a teraz... sama się zdziwiłam tym co powiedziałam, ale to było to, co myślę, co leżało mi na sercu.
-Robert wie sam, czego potrzebuje najbardziej.-odparł i zmienił swoją pozycję na siedzącą, a ja powtórzyłam za nim.-My musimy tylko uszanować jego decyzję.-dodał i zbliżył się do moich ust oraz zachłannie pocałował. Owszem, dało się wyczuć posmak alkoholu, ale jakoś nie liczyło się to dla mnie. Piłkarz, całował coraz bardziej zachłannie, zupełnie jakby był spragniony moich ust, czy w ogóle mnie samej. Obydwoje położyliśmy, a ja leżałam pod jego ciężarem. Wiem, że myślę trochę egoistycznie, ale nie mam ochoty na nic więcej, po za pocałunkiem. Wiem, że nie jest to fair, ale nie mam ochoty na zbliżenia. Czułość fizyczna, jest dobra wtedy, gdy obydwoje chcą czerpać z niej miłość. Ja nie mogę. Nie teraz. Nie chcę po prostu.
Blondyn, zaczął dobierać się do mojej marynarki, która szybko się znalazła na podłodze. Stawiałam lekki opór, bo nie chciałam niczego więcej. Ja wiem, że to Marco, mój Marco, ale nie chcę robić nic na siłę, a szczególnie teraz.
-Marco... proszę... ja nie...-mówiłam między pocałunkami, ale mężczyzna jakby mnie nie słyszał, albo nie chciał słyszeć. Nie reagował w ogóle, tylko dalej dobierał się do mnie. Nie podobało mi się to i na chwilę się przestraszyłam.-Marco!-krzyknęłam, ale ponownie nic. Zrobiłam to drugi i trzeci raz, ale nie przestawał. Wtedy, zdarzyło się coś, co może nie powinno, ale zadziałało. Podniosłam dłoń i uderzyłam go w prawy policzek. Zadziałało od razu. Piłkarz nie wiedział jak zareagować, ale przestał. Patrzał się na mnie tymi swoimi brązowymi tęczówkami. Ja też nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Był zszokowany. Nie wdział, co ma powedzieć. Nagle Reus podniósł się i usiadł na skraju łóżka, masując obolały policzek. Wtedy dopiero do mnie dotarło, co zrobiłam. Podniosłam się szybko i po chwili byłam już obok.-Marco?-mówiłam do niego.-Powiedź coś. Ja... ja cię przepraszam. Nie chciałam, ale tak... przepraszam. Naprawdę. Wybacz mi, proszę.-przepraszałam mojego narzeczonego, bo prawda jest taka, że nie chciałam tego. To był odruch, bo przez moment poczułam się zagrożona. Wiem, że to głupie. Sam powód był głupi, ale...  nie chciałam. Po prostu tak się stało. Żałuję tego mocno.-Przepraszam kochanie. Ja nie chciałam tego zrobić. Przepraszam.-czułam jak do moich oczu napływają łzy. On natomiast siedział dalej tak samo, jak poprzednio. Nie ruszał się, tylko patrzał w jakiś punkt. Objęłam go mocno i błagałam w myślach, by nie skończyło się to kolejną kłótnią.
-Który to już raz, co?-usłyszałam jego głos. Automatycznie, puściłam go i usiadłam na łóżku, na ugiętych kolanach.-Który to już raz mnie uderzyłaś?!-krzyknął. Widziałam w jego oczach złość.
-Przepraszam.-szepnęłam. Chciałam go dotknąć, ale nerwowo wstał z łóżka i zaczął krążyć po pokoju.-Tak ma to wyglądać? Za każdym razem, jak zrobię coś nie po twojej myśli, to mnie uderzysz?!
-Nie... przepraszam...-mówiłam coraz ciszej.-Jest mi ciężko Marco... po prostu nie radzę sobie czasami...
-Przestań do cholery zwalać wszystko na śmierć Ani! Weź się w garść! Już dawno powinnaś to zrobić!-krzyczał, a ja nie mogłam go słuchać. Złapałam za jakieś trampki obok i wybiegłam z pokoju, ubierając je dopiero na dworze, na tarasie. Po drodze nikogo nie spotkałam. Wszyscy są już w pokojach i mam nadzieję, że nie słyszeli naszej kłótni.
Zapłakana, postanowiłam udać się w jedno miejsce, a konkretnie do tej altanki, gdzie będę mogła chwile pomyśleć. A mam o czym. Zawiodłam. Cholernie zawiodłam się na Marco. Mówił, że zawsze będzie mnie wspierał i mogę na niego liczyć. Nie dość, że nie miałam w nim oparcia, to jeszcze powiedział takie słowa. Rozumiem, był zły, ale nie powinien mówić tego. Chociaż może.... Czyżby powiedział mi prawdę? Czy ja naprawdę tylko tłumaczę się śmiercią Ani? Jestem słaba... nie potrafię przyjąć pewnych rzeczy na klatę i stawić im czoła. Ciągle szukam wymówek. Słowa zabolały, ale Marco ma rację i to właśnie boli...
Nie wiedząc nawet kiedy, ale znalazłam się w odpowiednim miejscu. Okazało się, że nie tylko ja zapragnęłam sobie nocny spacer. Już ktoś tam był. Siedział. Nie widział mnie. Zaczęłam podchodzić bliżej, aż w końcu rozpoznałam tę osobę.
-Co tu robisz?-zapytałam cicho, ale z lekkim zdziwieniem. On popatrzał się na mnie swoimi oczyma. Widziałam w nich smutek, ale... dlaczego?
-Co ty tu robisz o tej godzinie.-odparł mężczyzna, a ja spuściłam tylko lekko głowę, dając do zrozumienia, że to trochę długa historia. Piłkarz odsunął się kawałek na ławce, przez co chciał mi powiedzieć, żebym się do niego dosiadła. Tak też zrobiłam. Wiedziałam, że za chwilę będę zmuszona opowiedzieć mu choć w skrócie, co się stało. Jednak próbowałam ten moment odłożyć na później. Oboje siedzieliśmy i nic nie mówiliśmy. Patrzeliśmy na niebo, które jest już bez słońca. Słyszeliśmy morze, które odzywało się w równych odstępach czasowych. Słyszeliśmy odgłosy natury. Słyszeliśmy swoje ciche i opanowane oddechy.
-Pokłóciłeś się z Ann?-zapytałam pierwsza, nie patrząc nawet na niego, ale czułam, że on to zrobił.
-Nie. Po prostu wyszedłem na krótki spacer, jak wszyscy poszliście do pokoi. Chciałem posiedzieć trochę sam i pomyśleć.-odpowiedział.
-To może ja wtedy pójdę.-bardziej stwierdziłam niż zapytałam i gdy już chciałam, wstawać Mario złapał mnie za rękę, i zmusił, bym została.
-Nie wygłupiaj się.-zaśmiał się lekko i ukazał ten swój charakterystyczny uśmiech, na który niejedna dziewczyna mdleje.-Siadaj i mów.-rozkazał, a ja popatrzałam na niego ze zdziwioną miną. Brunet się zaśmiał i pokiwał tylko głową, jakby z niedowierzania.-No, ja powiedziałem, co tu robię, więc teraz twoja kolej, a widzę, że coś się stało.-wyjaśnił.
-Dużo gadać...-stwierdziłam markotnie, bawiąc się swoimi butami.
-Wiki...-powiedział groźnie, a ja w końcu zerknęłam na niego. Jego twarz oczekiwała wyjaśnień, ale nie bardzo wiedziałam, jak to wszystko zacząć.-Wiem, że ostatnio nie mieliśmy czasu na takie zwierzenia, ale komu jak komu, mi nieprzerwanie możesz ufać. Proszę, co się dzieje?
-Pokłóciłam się z Marco.-odparłam po chwili, ale szybko. Tak jakbym chciała, by nie usłyszał mnie. Götze, jak to usłyszał, westchnął głośno. Wiedział, że ja i Reus kochamy się, ale i też kłócimy czasem. Czasem często.
-Dlatego płakałaś?-dopytywał. Nawet nie zdziwiłam się, że wiedział, że płakałam. To Mario. On wie i widzi wszystko, ale z drugiej strony czasem największe kłamstwo może kupić. Taki jest tyko Götze.-Czy on coś ci zrobił?-spytał ponownie, bo jego poprzednie pytanie, przemilczałam.
-Raczej to ja jemu.-w końcu się odezwałam. Mój towarzysz nie krył zdziwienia. Chciał, a nawet żądał wyjaśnień. Postanowiłam, więc dla świętego spokoju, opowiedzieć wszystko ze szczegółami. Chociaż powiem, było mi głupio opowiadać o tym, jak mój własny narzeczony wymuszał na mnie seks z nim. Czułam się z tym dziwnie. Mario starał się jak tylko mógł, by opowiadanie tej krótkiej historii było jak najmniej nieprzyjemne i ścisnął mnie za dłoń.
-Idiota.-skomentował, gdy skończyłam już opowiadać.
-Nie mów tak Mario. On mam racje.
-Z czym ma racje? Że chciał cię zgwałcić?-krzyknął oburzony.
-Mario! To nie żaden gwałt. Daj spokój. Nie rób z igły widły. Chodzi mi o to, co powiedział na końcu, że usprawiedliwiam się cały czas śmiercią Ani, a tak naprawdę, ja po prostu jestem słaba. Nie potrafię wziąć spraw w swoje ręce...-dodałam i schowałam twarz w podkulonych kolanach. Czułam jak przyjaciel siada jeszcze bliżej mnie i objął moją osobę.-Te wakacje miały być odskocznią, a jest już pierwszy dzień i już jest do dupy.-wypowiedziałam.
-Wiki... posłuchaj mnie.-usłyszałam jego głos i podniosłam głowę.-Zachowanie Reusa nie można tłumaczyć. Pamiętaj, że nikt nie może na tobie niczego wymuszać. Niczego Wiktoria. To, że go uderzyłaś...-nabrał powietrza i kontynuował.-Broniłaś się. Ja to rozumiem i Marco też powinien. Co do słów, on ma trochę racji... Musisz się wziąć w garść, jak to powiedział. Wiktorio, my cię naprawdę rozumiemy. Ania była dla ciebie bardzo ważna. Cierpisz i jest ci ciężko, ale musisz zrozumieć, że życie toczy się dalej. Śmierć jest normalną rzeczą i spotka każdego z nas. Ja też kiedyś umrę, Ann czy Marco.
-Mam nadzieje, że nie nadejdzie  to za szybko.-powiedziałam, zerkając na niego.
-Też taką mam nadzieję, ale jak widzisz to nie zależy od nas. Dlatego musimy cieszyć się z obecności bliskich obok, by później niczego nie żałować. Zobacz jak Ania spędziła ostatnie chwile. Była szczęśliwa do końca i ty masz w tym swoją zasługę.
-Wiem Mario, wiem.-westchnęłam głośno. Niby takie proste, ale jak trudne. Po prostu trudno jest pogodzić mi się z tym, że już nie zobaczę Ani. Jest mi ciężko, ale jest lepiej. Tylko nie mogę czasami opanować swoich emocji.
-Wiesz, ale trudne jest pogodzenie się ze stratą.-zupełnie jakby czytał mi w myślach.-Rozumiem cię mała. Mi również jest ciężko. Ja też za nią tęsknie, ale mam w okół siebie osoby, dla których jest sens życia. Mam Ann, rodzinę, przyjaciół, a wkrótce dziecko. Ty też masz w okół siebie bardzo dużo ludzi, dla których jesteś ważna. Nie zapominaj o tym.
-Nigdy Mario nie zapomnę o tym.-spojrzałam się w jego oczy i na chwilę się zahipnotyzowałam.-Teraz twoja kolej na zwierzenia.-dopowiedziałam, gdy w końcu się ogarnęłam.-Nie jesteś tu tylko dla spaceru. Wiem to.
-Skąd?-zdziwił się i podniósł brwi do góry.
-Twoje oczy.-odparłam.-One nie kłamią.
-Dużo gadać.-powtórzył dosłownie to samo, co powiedziałam wcześniej, gdy sam chciał się dowiedzieć, o co chodzi. Brunet wstał z miejsca i podszedł do oparcia altanki. Powtórzyłam po nim i po chwili stałam obok niego. Staliśmy w ciszy i oboje przyglądaliśmy się pierwszym gwiazdkom na niebie, które się właśnie pojawiają.-Pięknie, prawda?-spytał, a ja kiwnęłam głową, zgadzając się z jego komentarzem.
-Zawsze lubiłam je podziwiać. W Polsce, często z Niną i Rafałem, i jeszcze kilkoma innymi znajomymi, jeździliśmy spać pod namioty. Wieczorami, gdy się ściemniało, obserwowaliśmy gwiazdy. Szukaliśmy jakiś układów i myśleliśmy o tym, jak tak naprawdę jesteśmy mali. Ile tak naprawdę znaczymy.-opowiadałam, a gdy skończyłam ponownie było słychać tylko fale morza, które uderzają o brzeg. W Dortmundzie wiele przeżyłam. Wiele złych momentów, ale były też dobre chwile. Jednak moja relacja z Mario nigdy nie uległa zmianie. Zawsze byliśmy dla siebie ważni. Zawsze byliśmy blisko siebie i pomagaliśmy. Nigdy nie zawiodłam się na nim, a on, mam nadzieję, na mnie.
-Po prostu... boję się.-wyznał, a ja zdziwiona popatrzałam na niego i oczekiwałam dalszych wyjaśnień.-Boję się przyszłości... wiem, że to dziwne, ale tak jest. Boję się tego, co przyniosą kolejne dni. Boję się, że stanie się coś nie tak z ciążą Ann. Boję się, że dostanę jakiejś kontuzji, która mi poważnie zaszkodzi. Śmierć Ani dała mi dużo do myślenia nad wszystkim.-dodał i pogładził się prawdę ręką po głowie.
-Ja też tak mam czasami Mario. Boję się, że stracę tych, co kocham, ale w życiu nie można myśleć zbyt wiele nad przyszłością.-stwierdziłam.
-Ani zbyt wiele nad przeszłością.-skierował do mnie.
-Dlatego żyjmy teraźniejszością. Tak będzie najlepiej.-dopowiedziałam szeptem. Mario podszedł bliżej mnie o przytulił. Mocno wtuliłam się w jego umięśnione ciało. Trwaliśmy tak długo, aż w końcu poczułam jak robi mi się zimno. Zaczęłam się lekko trząść. Götze musiał to zauważyć, bo lekko rozluźnił uścisk i popatrzał na mnie. Wtedy ja również podniosłam głowę. Nasze spojrzenia się spotkały. Na moment wszystko się wyłączyło i nic nie słyszałam. Nawet tych fal, które były bardzo słyszalne. Teraz nie było nic. To było złe, bo byłam tylko ja i on. Piłkarz zaczął się do mnie przybliżać. Przybliżać swoje usta do moich. Wiedziałam, co chciał zrobić, ale nie chciałam tego. Nie mogę skrzywdzić Marco, którego kocham. Mario jest tylko moim przyjacielem, bratem. Nie miłością. Jednak nie mogłam tego przerwać. Moje ciało odmawiało jakichkolwiek ruchów. Próbowałam się powstrzymać, ale nie mogłam nic zrobić. A może nie chciałam? Mario zbliżał się do mnie, a nim się obejrzałam stało się. Poczułam jego usta na moich. Ponownie. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobił. Przecież kocha Ann. Przecież sobie obiecaliśmy coś. Mieliśmy nigdy do tego nie dopuścić. A teraz? Teraz oboje ranimy Marco. Oboje ranimy Ann. Oboje ranimy siebie nawzajem.
Pocałunek był delikatny, czuły, ale subtelny. Jednak nie podobał mi się. Nie czułam nic przyjemnego. Nie chciałam go i modliłam się by już przestał. Mimo to, oddawałam pocałunki. Dlaczego to robiłam? Jedną ręką chłopak złapał mnie w pasie i zmusił bym przyległa bliżej jego. Drugą, która wcześniej znajdowała się na moich plecach, powędrowała na mój policzek.
W pewnej chwili poczułam zbliżające się kroki. Szybko oderwałam się od piłkarza i spostrzegłam... zdziwionego Roberta. Patrzał się na nas ze zdziwieniem, ale i jakby złością.
-Yyy... przepraszam...-wybełkotał.-Nie zauważyłem... was.-dodał i zaczął się oddalać. Wtedy popadłam w małą panikę. Odepchnęłam lekko Mario i zwróciłam się do Lewego.
-Robert!-krzyknęłam.-To nie tak! Nie! Proszę, Robert!-mówiłam do niego z podniesionym głosem, ale Polak mnie nie słuchał, tylko oddalał się szybkim krokiem. Wtedy dotarło do mnie co się stało. Odwróciłam się do niemieckiego piłkarza i zobaczyłam jak stoi w bezruchu. Jego twarz nie wyrażała za wiele. Nie wiedziałam kompletnie, co mam myśleć o tym wszystkim. Na pewno żałowałam tego pocałunku. Mogłam do niego nie dopuścić. Mogłam coś zrobić, ale nie zrobiłam i to mnie najbardziej boli, bo nie oparłam się. Nie wiem dlaczego. Nie potrafię tego wyjaśnić. Mario jest dla mnie ważny, ale nie kocham go jak kocha się chłopaka. Powtarzałam to wiele razy i Götze o tym wie. Może ja po prostu chciałam ponownie posmakować jego ust? Tak, jak kiedyś. Tak, jak kilka miesięcy temu w moim pokoju.
Zawodnik BVB zaczął się do mnie powoli zbliżać.
-Wiki...-szepnął i wyciągnął do mnie dłoń. Chciał mnie dotknąć, ale ja nie pozwoliłam mu na to. Odsunęłam się od niego.-Przepraszam...-szeptał dalej do mnie.-Nie chciałem...
-Ale zrobiłeś to.-dopowiedziałam za niego. Nie chciałam być tu teraz z nim, więc po prostu się oddaliłam. Najchętniej poszłabym teraz do łóżka i zasnęła, ale mam do zrobienia jeszcze jedną ważną rzecz na dzisiaj - muszę porozmawiać z Robertem. Dlatego po prostu odeszłam od stojącego Mario. Szłam szybkim krokiem, ale piłkarz mnie dogonił i złapał za rękę.
-Porozmawiajmy.-powiedział rozkazująco w moją stronę.
-Ale ja nie chcę rozmawiać.-odpowiedziałam.
-Ale ja tak.-stwierdził i nawet jeszcze mocniej złapał za moją dłoń, którą ścisnął podwójnie.
-Mario! Nie chcę z tobą rozmawiać o tym. Żałuję, że tu w ogóle przyszłam.-podniosłam głos i wyszarpałam się z uścisku, dając do zrozumienia piłkarzowi, że to co zaszło przed chwilą, nie powinno nigdy mieć miejsca. Zostawiłam go. Zostawiłam go samego na tej drodze, a sama poszłam szukać Lewego. Muszę mu wyjaśnić wszystko . Muszę.


*******
Odeszła. Zostawiła mnie samego w tym pustkowiu. Samego z milionem myśli. Mogłem jedynie odprowadzić ją wzrokiem, gdy przyspieszała kroku i prawdopodobnie próbowała dogonić Roberta. Chciała mu wszystko wytłumaczyć, ale to ja powinienem to zrobić. To ja powinienem świecić oczami przed Lewym, a nie ona. Chociaż, ja nawet nie zdążyłem wytłumaczyć się Wiktorii...
Nie mogę powiedzieć, dlaczego dokładnie to zrobiłem. Dlaczego ją pocałowałem. Poczułem zwyczajnie potrzebę, a że była blisko mnie, wykorzystałem to. Żałuje, bo wiem, że mogę ją stracić. Polka jest przecież zakochana w Marco. Ma wystarczająco dużo problemów, a ja jej tylko dokładam następny. 
Kocham Ann. Kocham ją całym sercem. Kocham również Dianę, która za niedługo będzie już z nami. Ale kocham również Wiki. Nie jak Ann, bo to zupełnie inna miłość. Jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałem. Mogę zawsze na nią liczyć i powiedzieć jej najcięższy sekret, a ja wiem, że mnie nigdy nie zostawi. Ufała mi, a ja tym pocałunkiem, nadużyłem jej zaufania.  
Kiedy była przytulona do mnie i spojrzałem się w jej oczy, przypomniało mi się jak kilka miesięcy temu, podobnie jak teraz, pocałowałem ją. Chciałem przypomnieć sobie jak smakują jej usta, nie mogłem się oprzeć. Te uczucia, które towarzyszą mi przy Wiktorii, niektóre są tymi z tego pierwszego zauroczenia. Zauroczyłem się wtedy w niej, a potem pojawiła się Ann. Wróciły stare uczucia i miłość do niej. Te do Wiki uciekły, ale to dobrze, bo przecież ona kochała Marco. 
Wiele razy rozmawialiśmy o tym, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, a ten pocałunek przed urodzinami, nie był dla nas ważny. Nie żałowaliśmy, ale nie był dla nas istotny. Teraz żałujemy. Oboje. 
Robert widział, co widział. Pewnie uważa nas teraz za najgorszych. Stracił osobę, którą kochał. Stracił Anię i powoli się zbiera po jej śmierci. A my? Mamy osoby, które kochamy, a całujemy się ze swoimi przyjaciółmi. Kompletnie nie potrafimy docenić to, kogo mamy. A przynajmniej ja, bo to moja inicjatywa. Na pewno, gdybym nie pocałował jej, to nic by się nie stało. Bylibyśmy szczęśliwi. Ja z Ann, a Wiki z Marco.
Mam nadzieję, że dziewczyna dogada się z Lewym i wyjaśni mu to wszystko. Może nawet zwalić wszystko na mnie, ale niech wyjaśni jak to było. Bo prawda jest taka, że to ja rozwaliłem wszystko na nowo. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... 
Ruszyłem w kierunku naszego domu. Szedłem i pragnąłem by wszystko się wyjaśniło. Najlepiej, jak oboje zapomnimy o tym. Udamy, że nic się nie wydarzyło. Tak było by najlepiej. Dla każdego. 
Po 10 minutach, wolnego marszu, byłem już pod domem. Wszedłem po cichu, bo pewnie każdy już jest w krainie Morfeusza. Na palcach podszedłem po schodach i nagle usłyszałem, jak otwierają się drzwi z pokoju Reusa i Müller. Wyszedł z nich ubrany Marco. Wyglądał, jakby się gdzieś wybierał. 
-Mario?-zdziwił się jak mnie zobaczył.-Co ty tu robisz? 
-Byłem na spacerze. Nie mogłem zasnąć.-skłamałem. Nie chciałem mu teraz tłumaczyć, dlaczego dokładnie wyszedłem na zewnątrz. 
-Widziałeś może Wiktorię?-zapytał z nutką nadziei w głosie.
-Tak.-odparłem. Chciałem coś jeszcze dodać, ale nie zostałem dopuszczony do głosu.
-Gdzie ona jest?! Muszę się z nią zobaczyć!-gorączkował się i podniósł lekko głos.
-Spotkaliśmy się i pogadaliśmy. Poszła jeszcze na chwilę z Lewym... porozmawiać o Ani...-wymyśliłem kłamiąc przy okazji.
-Robert też się odnalazł?-zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi, bo nawet na nią nie czekał.-Marioo... ja wiem, że ty wiesz, co zaszło między mną a Wiki. Więc, proszę. Dobij mnie bardziej.-powiedział. Och Marco. Gdybyś ty wiedział, że już to zrobiłem...
-Słuchaj, nie wydaję mi się, że to jest miejsce i czas na takie rzeczy. Grunt, że zrozumiałeś, co zrobiłeś. Wiki nie powinna też cie uderzyć. Oboje zawiniliście. Musicie pogadać ze sobą szczerze o tej całej sytuacji.
-Wiem Mario, wiem. Ja już nie mam siły do tego wszystkiego. Powiedziałem, żeby Wiktoria wzięła się w garść i zaczęła normalnie funkcjonować, a ja sam nie potrafię tego robić. Ciągle pokazuje jej, że jestem silny i daję sobie radę, ale mnie też to już zaczyna przerastać.-powiedział i głośno westchnął.
-Będzie dobrze Marco. -poklepałem go po plecach.-Macie siebie nawzajem i się kochacie. Wszystko się ułoży.
-Dzięki.-spojrzał na mnie i się uśmiechnął.-Nie wiem, co bym zrobił bez ciebie.-wypowiedział, a ja tylko się uśmiechnąłem. Co mogłem dodać? Było mi cholernie głupio. Okropnie się czułem przy nim z myślą, co zrobiłem przedtem, a jak teraz Marco się do mnie odnosi. Czułem się okropnie.
-Nie ma za co. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.-dodałem jednak, a blondyn się do mnie przytulił.-Idź się połóż. Poczekaj na nią chwilę i pogadajcie.
-Tak zrobię. Dziękuje jeszcze raz. Dobranoc.-dopowiedział i zniknął za drzwiami.
-Dobranoc Marco.-szepnąłem i sam udałem się do siebie. Po cichu, by nie obudzić Ann, wziąłem bieliznę na przebranie i poszedłem do łazienki. Szybko się umyłem i wykonałem wieczorną toaletę. Następnie wszedłem do naszego wspólnego pokoju i spokojnie ułożyłem się do łóżka. Zerknąłem tylko szybko na Ann, która smacznie spała. Jeszcze bardziej poczułem się winni. Coraz bardziej żałowałem, że ją pocałowałem. Kocham Ann. Kocham ją z całego serca i nie mogę jej stracić. Przytuliłem się do niej szybko, a rękoma zahaczyłem o jej lekko zaokrąglony brzuch. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, że już wkrótce będziemy rodzicami, chociaż bardzo się boję. Boję się, ze nie poradzę sobie.
-Mario...-jęknęła cicho modelka. Pewnie jeszcze spała i lekko się przebudziła.
-Ci...-szepnąłem do jej ucha.-Śpij skarbie. Jestem tu.-dodałem. Dzięki księżycowi, który był w pełni, oświetlał trochę pokój. Mogłem dzięki temu zobaczyć jak Niemka uśmiecha się po moich słowach.
-Dobranoc. Kocham cię.-dopowiedziała.
-Dobranoc Ann... śpij dobrze...


*******
Szłam szybkim krokiem wśród drzew i mroku, który mnie otulał. Musiałam dogonić Roberta, którego straciłam z pola widzenia. Muszę go zatrzymać. Muszę wyjaśnić mu wszystko. Tylko... co ja mu tak naprawdę powiem? "Mario mnie pocałował, a ja głupia, zamiast coś zrobić i sprzeciwić się, pogłębiałam, to co zaczął"? Chociaż... może powiedzenie prawdy jest akurat w tym momencie najlepsze...
Sama nie wiem do końca i dalej do mnie nie dochodzi, co zaszło na tej altance. Było dobrze. Rozmawialiśmy. Mario mi bardzo pomógł, a potem to jak na mnie spojrzał.... Tak nie patrzą na siebie przyjaciele. Gdy się do mnie powoli zbliżał, to nawet chciałam poczuć jego usta, ale gdy już to zrobił od razu miałam w sobie wyrzuty sumienia. Mam je dalej. Zraniłam Marco i Ann. Nie chcę tu zarzucać całej winy na Gotze, bo mogłam coś zrobić, mogłam się ogarnąć i powstrzymać go. Nie zrobiłam tego i cierpię. Po raz kolejny moje cholerne przeczucie miało rację. Mogłam zostać w Niemczech i nie było by problemu.... Moje pierdolone przeczucie... 
Po chwili, dotarłam na pewne rozdroża, które mijałam idąc tutaj. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam idącą sylwetkę, chyba mężczyzny. Nie widziałam, czy to jest Lewy, czy ktoś inny. Chociaż tak na dobrą sprawę, kto mógłby się tutaj znaleźć? W sumie...  co ja, Robert i Mario tu robimy? Postanowiłam przyspieszyć i dogonić tajemniczą postać, która miałam nadzieję, była moim przyjacielem. Jak byłam już blisko niej, dostrzegłam ten charakterystyczny krok. To był on. To był Lewy. Wtedy jeszcze bardziej zwiększyłam tempo.
-Robert!-krzyknęłam, ale Polak ani myślał by się odwrócić.-Robert! Stój!-dokrzyczałam i powoli zbliżałam się do piłkarza.-Robert, nie ignoruj mnie.-dodałam i złapałam piłkarza za rękę, bo byłam już przy nim. Ten natychmiast odrzucił moją dłoń i szedł dalej, ale chyba wolniej. A może mi się tak po prostu wydaje?-Robert, ja wiem, że po tym, co widziałeś, nie chcesz mnie znać ani Mario, ale proszę wysłuchaj mnie. Nie każę ci rozmawiać ze mną, ale posłuchaj.-mówiłam i złapałam głęboki oddech.-Nie znam konkretnego powodu, dla którego to się stało. Po prostu. Pocałował mnie, a ja nie zrobiłam nic, by się mu oprzeć. Byłam po kłótni z Marco. Mario mi pomógł i zwyczajnie chwila słabości i bezmyślności zrobiła swoje. Dobrze wiem, że mam w tym swój udział i wiem, że ja tez zawiniłam, ale.... żałuję tego. Oboje tego żałujemy. Gdybyśmy tylko mogli cofnąć czas, na pewno byśmy do tego nie dopuścili... Ale nie możemy...-mówiłam i powoli czułam jak łamie mi się głos. Czułam się bezradna. Dodatkowo Lewandowski nie mówił nic, tylko powoli szliśmy, a właściwie to ja goniłam go.-Błagam cię Lewy!-krzyknęłam bez siły.-Powiedz coś! Cokolwiek. Możesz mnie zwyzywać od dziwek, od najgorszych, ale powiedz coś!-robiłam, co mogłam, ale gdy pomysły mi się już skończyły - zatrzymałam się i zwyczajnie rozłożyłam ręce.-Błagam... nie mów o tym Marco, Robert. Proszę... wszystko tylko nie to. Ja mu powiem sama, ale nie teraz... Błagam cię...-Myślałam, że polski napastnik idzie dalej i nie zwraca najmniejszej uwagi na mnie, ale jakie było moje zdziwienie, gdy również wstrzymał swoje kroki. Popatrzałam na niego z lekko załzawionymi oczami.
-Chodź ze mną.-wypowiedział prawie niesłyszalnie. Wytarłam gołymi rękoma policzki, które było mokre i oczy oraz zaczęłam podążać za Polakiem.
Szłam i szłam krok za nim. Nie wiedziałam, gdzie mnie prowadzi, ale powoli zaczęło robić mi się zimno. Myślami byłam już w ciepłym łóżku. Nagle brunet zatrzymał się i skręcił w bok. Dopiero teraz zauważyłam gdzie jesteśmy. Zniknęły drzewa i byliśmy na otwartym terenie. Na wyżynie, z której można podziwiać całą okolicę, a w szczególności morze. Zapatrzyłam się na pejzaże i zupełnie zapomniałam o zimnie. Księżyc, który był w pełni, oświetlał nam okolice. Morze szumiało, jakby chciało wypowiedzieć jakieś słowa. A może, coś mówi?
Zobaczyłam, że Lewy usiadł bez słowa na trawie. Postanowiłam powtórzyć po nim gest i zaraz siedziałam obok niego. Patrzeliśmy w przód, nie mówiąc nic przy tym. Kątem oka zerknęłam na Polaka. W jego oczach można było widzieć, że nad czymś mocno rozmyśla. Albo może o kimś. W każdym bądź razie, wolałam nie przeszkadzać i poczekać, aż sam się odezwie do mnie. Moje niepotrzebne wtrącenie się może tylko popsuć.
-Ania zawsze chciała odwiedzić Chorwację. Obiecałem jej, że kiedyś na pewno tu przyjedziemy.-zaczął wspominać. Zdziwiło mnie, że sam zaczął temat o Ani, ale w sumie... Może on tego potrzebuje?-Kochała takie miejsca. Na pewno spodobało by się jej tutaj.
-Też tak uważam.-przyznałam mu rację. Potem ponownie nastała cisza. Robert patrzał przed siebie i może myślał właśnie o Annie? Mimo wszystko wiedziałam, że muszę pierwsza poruszyć ten temat. Ponownie. Tak naprawdę nie chciałam. Najlepiej, to przeleżałbym do rana tutaj, albo i dalej, ale muszę wytłumaczyć się Lewemu.-Ja poważnie żałuję.-wypowiedziałam i podkuliłam kolana do siebie, bo chłód się o sobie przypomniał. Przyjaciel, to zauważył i ściągnął bluzę ze swoich pleców oraz podał ją mi.-Teraz tobie będzie zimno.-słusznie zauważyłam.
-Nie będzie.-zaprzeczył i zmusił mnie bym ją ubrała. Kiedy nałożyłam, przesiąkniętą drogimi perfumami Lewandowskiego, bluzę poczułam się od razu lepiej. Odpowiednia temperatura ciała zrobiła swoje.
-Uważasz mnie teraz za najgorszą.-ponownie wróciłam do tego wątku.-Wiem, że to co widziałeś... straciłam u ciebie szacunek...  Ja już czasami nie wyrabiam...-powiedziałam i czułam jak ponownie moje emocje puszczają i z oczu lecą łzy.-Po co ja tu w ogóle przyjeżdżałam?
-To dopiero pierwszy dzień...-mówił, ale ja mu przerwałam.
-Nie mówię o tych wakacjach, a ogólnie. Po co ja się wyprowadziłam z Polski?! Jak tylko przyjechałam mam same problemy i inni razem ze mną. Najpierw Reus i te nasze początkowe zaloty, potem wypadek i dziecko. Następnie nie mogłam się dogadać z Marco, bo chciał mnie okłamać, a jak się wszystko ułożyło, ja i on byliśmy szczęśliwi, to Ania zachorowała. Potem znowu pojawiła się ta Carolin i jeszcze przeszłość Marco. Teraz nie ma Ani, a ja i Mario się pocałowaliśmy. Zawsze, zawsze jak jest dobrze, to wszystko się znowu pierdoli i wraca do punktu wyjścia. Ja, jak tylko się tu przeprowadziłam, to nie mam spokoju. Co chwilę, ktoś kopie pode mną dołki. I dlaczego?-pytałam retorycznie.
-Przykro mi Wiki... Wiem, że jest ci ciężko. Mnie również. Każdego dnia wstaję z nadzieję, że to wszystko mi się śniło, a Ania jest na swoim treningu.
-Ja wiem, że myślisz o mnie źle. Straciłeś swoją żonę. Kogoś, kto był dla ciebie wszystkim, a ja? Ja mam kogoś takiego i nie potrafię tego docenić...Robert... to co się stało... było naprawdę momentem słabości. Nie wydarzyłoby się to, gdybym zareagowała. Nie zrobiłam tego. To moja wina... Mogłam nie przychodzić tam...
-Przestań Wiktorio...-zwrócił się do mnie.-To nie twoja wina. Każdemu jest teraz ciężko. Nie uważam was za nikogo złego. Stało się i trudno. Nie można tego cofnąć. Musicie z tym żyć po prostu, ale pamiętaj, kogo kochasz... Chyba, że coś się zmieniło...
-NIE!-zaprzeczyłam szybko.-Kocham tylko Marco. Nic się nie zmieniło. Zwyczajnie się pokłóciliśmy... tyle...
-Dlatego poszłaś na spacer?-dopytywał uważnie.
-Tak... pokłóciłam się, bo Reus powiedział mi prawdę... tyle...-wytarłam kolejne spływające łzy, bo powoli przeszkadzały mi w konwersacji.
-Jaką?
-Powiedział, że zwalam wszystko na śmierć Ani. Każdy mój błąd... Powiedział też, że mam się wziąć w garść.-opowiedziałam, ale wolałam uniknąć rozdziału o moim uderzeniu i jaki był tego powód.-Ona ma rację Robert. Nie potrafię się długo pozbierać. Ciągle tłumaczę się śmiercią Anny, a prawda jest taka, że są ludzie, którzy cierpią bardziej. Podziwiam cię, że jeszcze się trzymasz... Gdybym ja straciła Marco... nie wiem, czy tydzień później nie chowali by mnie obok niego.-wyszeptałam.
-Wiesz Wiki? Wiesz, co mnie jeszcze trzyma przy życiu i dlaczego nic jeszcze nie pierdolnęło?-zapytał, a ja od razu wyczekiwałam odpowiedzi.-Wy. To dzięki wam się jeszcze trzymam. Widzę jak jesteście przy mnie i mi pomagacie. Nie mógłbym tego tak wszystkiego zostawić i pierdolić. Wstaję dla was, jem, żyję... Wy i moja mama z siostrą mi pozostaliście. To dzięki wam mam jeszcze ochotę na życie.-odparł, a mi opadła szczęka. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. To było takie szczere i odważne.-Wy, klub, kibice, Dortmund... jesteście dla mnie ważni. Straciłem Anię, ale wiem, że ona nie chciałaby, bym się smucił i pogrążał w żałobie. Chce mojego szczęścia. Dlatego staram się żyć bez kogoś, kto był najważniejszą osobą. Wiesz dlaczego pochowałem Anię w Dortmundzie, a nie w Polsce? Bo powiedziała, że tu jest nasz dom. Dortmund jest naszym domem i tu chciałby zamieszkać. W miejscu, gdzie mieliśmy tak wielu ludzi obok siebie.
-Robert...-wyszeptałam wzruszona jego słowami i przytuliłam się do piłkarza. Razem płakaliśmy i wspominaliśmy żonę i przyjaciółkę jednocześnie.
-Wiki... teraz będziemy silni. Nie zapomnimy o niej, ale pokażemy, że się nie poddamy. Mamy siebie nawzajem, a ty masz jeszcze Marco obok, który cię kocha i wierzę, że się pogodzicie. Pogadaj z nim, a ten pocałunek niech nie zepsuje niczego. Miłość jest najwspanialszą rzeczą jaką można doświadczyć, a ja ci tylko zazdroszczę, bo masz Reusa.
-Zobaczysz, że przyjdzie taki czas, że zakochasz się drugi raz.
-Nie Wiki. Zakochać można się tylko raz...-dodał prawdę. Ma rację. Muszę bardziej docenić to kogo mam obok, bo bywa różnie. Nie wiem, czy ja dałabym, radę tak jak Lewy i pozbierała się po stracie mojego narzeczonego. Bywało między nami różnie, ale nigdy nie zaprzeczyliśmy swojej miłości. Kochamy się i już tak będzie. Teraz nadchodzi moja zmiana. Wraz z Lewym będziemy walczyć i będziemy starać się żyć na nowo. Bez Ani obok, a w sercu, bo tam będzie już zawsze.
Około dwunastej w nocy, byliśmy z powrotem w naszym tymczasowym miejscu zamieszkania. Weszliśmy po cichu, by nikogo nie obudzić. W całym domu panował mrok, ale co się dziwić. W końcu jest noc. Wyciągnęłam swój telefon, który ma latarkę i poprowadzi mnie ona do pokoju, gdzie śpi zapewne już Marco.
-Dziękuję.-szepnęłam do rodaka, który kierował się do pokoju.
-Dobranoc Wiktorio.-odpowiedział i powoli znikał za drzwiami, a ja weszłam już wolno na schody. W zwolnionym tempie stawałam na pojedynczy schodek, bo nie znałam ich dokładnie i wolałam uważać.-A, Wiki.-usłyszałam ciche wołanie napastnika.-Nie powiem Marco.-wyjawił i uśmiechnął się lekko do mnie, dodając otuchy.-Dobranoc raz jeszcze.
-Dobranoc, Robert. Dobranoc.-odpowiedziałam drugi raz i weszłam szybciej. Po chwili znalazłam się w pokoju. Myślałam, że Reus śpi, więc zachowywałam się jak najciszej mogłam. Jakie było moje zdziwieni, gdy poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę. Nie była to obca ręka. Był to Marco...
-Wiktoria...-powiedział i po sekundzie zapalił światło.-Martwiłem się...
________________________________________________________________
Witam i zapraszam na kolejny rozdział ode mnie! 

Mamy wyczekiwaną wycieczkę, a to dopiero początek ostatniego wątku na tym blogu. Cieszycie się, że powolutku koniec? :D 

No, a dzisiaj koniec roku! Koniec gimnazjum i czas na liceum :))
Nie wierzę, że tak szybko to wszystko minęło. 
A jak u Was? Zadowoleni? Plany na wakacje? Opowiadajcie :3

A co do rozdziału, to generalnie miał być dłuższy, ale podzieliłam jeden na dwa, bo chciałam już coś dodać, bo długo mnie nie było.

To do następnego kochane. Mam nadzieje, że spodoba wam sie rozdział i skomentujcie go, bo ostatnio coś mam jakiś kryzys i nie podoba mi się to co pisze. Wyraźcie swoje zdanie, bo może pomogą mi i poradzą, jak robię coś źle.
Liczę na Was :) 

Udanych wakacji!!! 

ENJOY <3