wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 34


"SPOKOJNIE MARCO"


*******
Tak, zgodziłam się. Czy postępuję dobrze? To okaże się dopiero o 19. Szczerze to chcę tego spotkania, chociażby by go ponownie zobaczyć. Nie mam zamiaru powtarzać już jak wygląda obecnie moja postawa. Kocham i nienawidzę jednocześnie. Niestety. 
Po za tym jestem ciekawa, co ma mi zamiar wyjaśnić. Może rzeczywiście to wszystko inaczej wygląda, ale czy ja byłabym w stanie zdobyć się na ponowne wkroczenie w związek. Ah... nie mam już siły na to wszystko. Dodatkowo nie mam za bardzo co ze sobą zrobić. Do domu nie mogę wrócić, bo jest tam moja mama, a nie mam zamiaru jej się tłumaczyć. Chociaż tak na dobra sprawę i tak pewnie pan Lukas już zadzwonił do niej, bo co jak co, ale wagarów to on nie toleruje. 
Gdy na telefonie zobaczyłam godzinę 10.10 postanowiłam ruszyć swój tyłek i udać się do Ani. Tak, nie miałam z nią ostatnio kontaktu, ale to dlatego, ponieważ pojechała na weekend do kliniki na Bawarię. Dzwoniłam do niej tylko raz i opowiedziałam w pigułce, co się stało.
Idąc do dzielnicy, gdzie mieszkają sportowcy, usłyszałam jak ktoś do mnie dzwoni. Jak się po chwili okazało jest to moja mama. Nie widziałam czy mam odebrać, ale ostatecznie nie zrobiłam tego. Wiedziałam, że od razu wypytywała by się mnie gdzie jestem, a prawda jest taka, że potrzebuję teraz tylko pomocy przyjaciółki. Zadbałam też o to by więcej mi już nie przeszkadzała i wyłączyłam telefon.
W końcu dotarłam pod dom Lewandowskich. Weszłam na ich posiadłość wpisując kod, który znam bardzo dobrze. Jednak postanowiłam zadzwonić do drzwi, by nie zaskoczyć karateczki. Po chwili usłyszałam kroki i ujrzałam brunetkę.
-Wiki!-krzyknęła jak mnie zobaczyła i mocno rzuciła się na mnie. Bardzo za nią tęskniłam. Wydaje mi się, że jest ona chyba jednym z trzech powodów dzięki, którym jestem jeszcze w Niemczech. Ona, Ann i Mario jako jedyni powstrzymują mnie teraz od spakowania się i wrócenia na stare śmieci. No i jeszcze może moi rodzice z bratem. Brunetka jak na swój stan zdrowia nie wyglądała za najgorzej. Ale przede wszystkim kobieta jest cały czas uśmiechnięta i nie zapowiada się na jego brak w najbliższym czasie. 
Gdy przyjaciółka wypuściła mnie z uścisku zerknęła na mnie jednym spojrzeniem i już wiedziała, że jest coś nie tak 
-Nie powinnaś być w szkole?-zapytała mnie, a ja spuściłam głowę robiąc przy tym dziwną minę.-Widzę, że jest gorzej niż myślałam.-skomentowała i zaprosiła mnie do środka. Usiadłam w salonie, a po chwili dołączyła do mnie Anna z gorącymi kubkami herbaty i od razu postanowiła przejść do rzeczy oraz dowiedzieć się, co się wydarzyło podczas jej nieobecności. Także tak zrobiłam i rozgadałam się na kilka, kilkanaście minut. Ania słuchała mnie uważnie, a co było najdziwniejsze nie uroniłam ani jednej łzy. Żona Roberta nie ukrywała, że wiedziała co nie co ode mnie, wtedy jak zadzwoniłam, ale i też od Robert, który wczoraj, gdy przyjechała, opowiedział jej w szczegółach.
Gdy skończyłam poczułam się zdecydowanie lepiej i pewniej. Cieszyło mnie to, że przyjaciółka wysłuchała mnie i praktycznie nie przerywała. Jak moja opowieść dobiegła końca, w której nie ominęłam niczego, Ania głośno westchnęła.
-Ah... zostawić Was na kilka dni.
-Ania, co ja mam zrobić. Jeszcze ta gazeta... To pewnie ona do nich napisała. 
-Zapewne.-potwierdziła moje zdanie.-Zapewne chciała jeszcze bardziej pogrążyć Marco.
-Ja już nie wiem co mam robić i czy w ogóle powinnam się z nim spotkać.-powiedziałam i podkuliłam nogi bliżej siebie, następnie oparłam o nie swoją głowę.  
-Naprawdę bardzo Ci współczuję, ale posłuchaj teraz mnie i popatrz tu.-przysiadła się bliżej mnie, a ja wykonałam jej polecenie. Popatrzałam na nią i czekałam na jej reakcje.
-Masz 100 % pewność, że to co mówi Carolin to prawda?-zapytała.
-Nie... nie mam.-odparłam.
-Masz 100 % pewność, że nie kochasz Marco?
-Nigdy nie powiedziałam, że go nie kocham już.-po krótkiej chwili wybroniłam się.
-Właśnie. Wiki ty go kochasz i tego nie da się ukryć. Kochasz Marco, ale ciągle wmawiasz sobie, że go nienawidzisz, bo sprawił Ci ogromna przykrość. Tęsknisz za nim i go pragniesz. Robert mówił mi, że on był załamany tym wszystkim. Tą sytuacją. Ty MUSISZ z nim się spotkać. Zobaczysz, że to Ci tylko pomoże. Nie ważne jaka będzie prawda, ale jestem prawie pewna, że on nie zdradziłby Cię. Nie mogły po prostu. Nie osobę, która tak szalenie kocha jak ty. 
-Też go kocham...-dopowiedziałam. W sumie tak na dobrą sprawę pierwszy raz wyznałam przed kimś moje uczucia. 
-Widzisz? Uwierz mi, że nigdy jeszcze nie widziałam tak szczęśliwego Reusa, jak był z Tobą. 
-Ale co jeżeli to wszystko będzie jednak prawdą? Co jak naprawdę mnie zdradził?-ciągle utrudniałam sobie wszystko co możliwe. 
-Na razie nic nie jest pewne, więc nie myśl o tym. 
-Ania, ale ja nie wiem czy potrafię tak od razu mu uwierzyć. Mimo wszystko okłamał mnie. Obiecał, że nie będzie już się spotykał z nią. Obiecał mi rozumiesz?!-na koniec lekko podniosłam głos z bezsilności.
-Wydaje mi się, że Marco ma może po prostu za dobre serce i chciał wszystko ze sobą pogodzić. Na pewno nie zrobiłby Tobie na złość.
Po tym wszystkim zyskałam jakby większa pewność. Ania dodała mi wielkiej otuchy oraz dzięki niej zrozumiałam jeszcze bardziej, że Marco bądź co bądź dalej jest ważną częścią mojego życia i nie prędko się go pozbędę. Wiem, że jest wiele możliwości jak potoczy się nasze spotkanie, ale jedno jest pewne. To, że nie od razu wszystko wróci do normy. Bardzo pragnę tego, ale ja po prostu potrzebuje czasu. 
Moja wizyta u Ani skończyła się około 12. Jeszcze długo rozmawiałyśmy, ale starałyśmy się unikać tematów w okół Marco. Na szczęście nie było to wcale takie trudne i już po chwili śmiałyśmy się i gadałyśmy tak jak kiedyś. Obie zapomniałyśmy o naszych problemach. Ja o Marco, a Ania o chorobie. To trudny dla nas czas, ale jeżeli ma się w około przyjaciół to wszystko jest możliwe. 
Przed moim odejściem w domu pojawił się Robert, który wrócił z treningu. Chwilę z nim porozmawiałam i już się zmyłam. Lewy prawdopodobnie nie był tym zachwycony, bo chyba chciał pogadać ze mną jeszcze o Reusie, ale dzięki pomocy Ani obyło się bez tego.
Pożegnałam się z młodym małżeństwem i już mnie nie było. Idąc cały czas w głowie układałam co powiem mamie, jak ją spotkam w domu. Szczerze to bałam się tego, bo wiem, że mama jak chce potrafi być bardzo surowa. Gdy byłam już praktycznie przed domem postawiłam na kompletny spontan i dodałam sobie tym trochę odwagi. Podeszłam pewnie do drzwi i otworzyłam je. Od razu w oczy rzuciło mi się, że prócz mojej rodzicielki jest też tata. Obije wstali i podeszli szybko do mnie. Wtedy nagle moja odwaga gdzieś zniknęła. 
-Możesz nam do jasnej cholery powiedzieć gdzie byłaś?-moja mama postanowiła przejść od razu do konkretów. 
-No ja... byłam...-zachowywałam się jakbym zapomniała języka w gębie. 
-NO TY?!-denerwował się ojciec.
-Najpierw byłam w parku, a potem poszłam do Ani.
-A może nam wyjaśnisz dlaczego?-dodał, a zaraz po nim włączyła się blondynka. 
-Wiktoria nie rozumiesz, że zdajesz w tym roku maturę? Myślisz, że Marco będzie Cię utrzymywał?!-powiedziała coś, czego nie powinna. Uraziła mnie, a przy okazji jeszcze rozkopała wszystko. Zdążyłam zapomnieć, ale ona musiała wszystko zepsuć.
-Dajcie mi wszyscy święty spokój...-odpowiedziałam zmarnowana i zaczęłam się rozbierać. Rodzice jednak nie odpuszczali. 
-Dziecko co się z Tobą dzieje ostatnio?-panikowała rodzicielka.-Chodzi o Marco? Pokłóciliście się, tak? Czy o szkołę?
-Porozmawiaj z nami.-ciągle nie dawali mi spokoju.-Przecież pomożemy Ci.-spojrzałam na nich, a oboje dostrzegli, że mam łzy w oczach. Ponownie to wszystko tak wiele mnie kosztowało. Ania ma chyba jednak rację. To spotkanie może mi tylko pomóc.
-Błagam... dajcie mi spokój.-wyznałam i udałam się do swojego pokoju. Rzuciłam gdzieś w kąt torebkę i położyłam się na łóżko. W taki o to sposób planowałam przeżyć do 19.


*******
Dawno już nie czułem się tak dobrze. Trening minął nam w bardzo przyjemnej atmosferze, a szczególnie mogę powiedzieć to ja. Trener wybaczył i przyjął moje przeprosiny. Cieszy mnie to, bo klub jest dla mnie niesamowicie ważny. Ważna jest dla mnie piłka i osoby, które tu grają, kibicują i po prostu są. To, że Borussia jest jedną wielką rodziną sprawdza się po raz kolejny. 
Gdy trening dobiegł końca z uśmiechami na twarzach opuściliśmy murawę, ale zobaczyliśmy kilka dziewczyn, które siedziały na trybunach. Była to Cathy, Sila, Lisa i Tugba. Złożyło się tak, że praktycznie wszyscy podeszliśmy do nich. Chłopaki przywitali się pocałunkiem i szczerym uściskiem. W głębi zazdrościłem im. Tak bardzo chciałem, żeby wszystko wróciło już do normy. Tak bardzo chciałem by Wiktoria mi wybaczyła moje kłamstwa i czekała na mnie.
-Marco?-nagle usłyszałem swoje imię. Wołała mnie Cathy. 
-Tak?-spojrzałem na nią pytająco i oczekiwałem odpowiedzi. 
-Jest sprawa.-zaczęła.-Chodzi o to, że byłyśmy z dziewczynami w sklepie. Była tam ta gazeta -pomachała nią.- piszą tutaj o Was. O Tobie i o Wiki. "Podobno" miałeś romanse z kilkoma dziewczynami swoich kumpli. Znaczy tak, tutaj wyczytałam.
-Co?!-krzyknąłem poddenerwowany i wyrwałem praktycznie z jej rąk czasopismo. Nigdy nie przejmowałem się tym, co piszą na mój temat i temat moich bliskich, ale gdy teraz znajdują się tam takie kłamstwa nie mogę tego tak zostawić. Po prostu tak nagle mój dobry humor znikł. 
-Spokojnie Marco.-poczułem rękę Mario na ramieniu.-Przecież każdy z nas wie jak jest naprawdę. Nie ma sensu się tym przejmować. To tylko głupia gazeta. 
-Mario to już nie jest nic!-krzyknąłem.-Zobacz, co oni tu wypisują. To jest po prostu już oczernianie mnie i Wiktorii przy okazji. Cholera.. Jak ona to zobaczy?
-Z dziewczynami tak myślałyśmy skąd oni w ogóle mogą o tym wiedzieć. Przecież to nie wychodziło poza nasz okręg.-mówiła Tugba.
-No chyba, że Wiktoria powiedziała komuś w szkole, a on przekazał to dalej.-myślała dalej Lisa.
-Nie, raczej nie. Znam parę osób z jej szkoły, z którymi się zadaje i nikogo nie podejrzewam. Ale...-nagle mnie olśniło. Któż inny mógłby chcieć udupić mnie jeszcze bardziej niż sama sprawczyni tej całej afery. To musi być Carolin. Najwidoczniej jeszcze jej mało...
Szybko rzuciłem gazetę na murawę i pobiegłem szybko do szatni przebrać się. Koledzy i dziewczyny wołali mnie oraz pytali co się dzieje, ale nie było czasu na tłumaczenia. Muszę załatwić coś, co powinienem już dawno.
Gdy się przebierałem chłopaki właśnie wchodzili do pomieszczenia. Byli trochę zdziwieni moim zachowaniem, ale nie było za bardzo dużo czasu na wyjaśnienia.
-Powiesz nam co planujesz i gdzie się tak śpieszysz?-zapytał Lewy.
-Pomyślcie przez chwilę.-powiedziałem.-Komu najbardziej zależy na tym by mnie zniszczyć?-zapytałem, ale odpowiedziała mi cisza.-Carolin!-krzyknąłem, a chłopaki równie się ze mną zgodzili. Nawet Kevin.
-Jedziesz do niej?-spytał się mnie.
-Tak, ale...
-Podobnie jest teraz w hotelu. Tym w centrum miasta. Tyle wiem.-odpowiedział zanim zdążyłem się cokolwiek zapytać. Odpowiedziałem mu tylko jeszcze krótkie "dziękuję" i zacząłem się ponownie szybko ubierać w swoje normalnie ubrania. Nawet nie brałem prysznicu. Pożegnałem się szybko z chłopakami i pognałem na parking, gdzie czekał tam mój samochód. Wsiadłem do niego i jechałem o centrum Dortmundu.
Po około 20 minutach byłem na miejscu. Niestety tak długo, ale na mieście były niesamowite korki. Droga strasznie mi się dłużyła, ale poczułem ulgę jak dojechałem na miejsce.
Szczerze to ja tak dokładnie nie wiedziałem, co mam powiedzieć jej jak ją spotkam. W sumie jak ją W OGÓLE spotkam. Chociaż tak na dobrą sprawę i tak mamy do wyjaśnienia wiele rzeczy.
Wkrótce zaparkowałem na hotelowym parkingu i szybko wysiadłem z auta i pokierowałem się do wejścia budynku, zauważyłem ją. Zauważyłem blondynkę, którą kiedyś uważałem za osobę, której mogę ufać, a ona może na mnie zawsze liczyć. Osobę, którą uważałem za przyjaciela. Najwidoczniej muszę być bardziej nieufny i ostrożny podczas nowych znajomości. Uważać na przyszłość kogo ma się za przyjaciela.
Stała tam, ale co najdziwniejsze nie była sama. Stała z jakimś mężczyzną. Na oko był trochę starszy ode mnie. Czyżby znalazła sobie nowego idiotę, podobnego do mnie? A może raczej tak samo głupiego jak ja?
Zacząłem podążać w jej stronę. Po przejściu jakiejś odległości, zaważyła mnie. Nie za bardzo potrafiłem wyczytać czy jest szczęśliwa, że mnie widzi, czy może bardziej zdenerwowana lub przerażona. Chociaż jedno było pewne. Nie spodziewała się mnie tutaj. W tym miejscu.
-Miło Cię widzieć Caro.-powiedziałem, jak już stałem praktycznie koło niej. Ona jednak nic nie odpowiedziała tylko spojrzała się na swojego kolegę, a potem ponownie na mnie.-Co ludzi nie poznajesz już? Wcześniej byłaś bardziej rozmowna, a nawet chętna na wiele innych rzeczy.-gadałem cały czas spokojnie chociaż, że w środku gotowało się we mnie.
-Czego chcesz ode mnie?-zapytała z pogardą, a ja nie wytrzymałem.
-I ty masz jeszcze czelność pytać się czego od Ciebie chcę?! Nie bądź śmieszna! Dobrze, wiesz po co tu jestem!
-Nie krzycz na mnie!-odkrzyknęła oburzona.-Nie mam z Tobą o czym rozwiać!
-Wiesz co? Nawet nie masz pojęcia jak żałuję, że ponownie Ci wybaczyłem. Jesteś okropna. Przyznałabyś się chociaż to tego co  narobiłaś!
-Niby przed Tobą?
-Przed samą sobą! Okłamałaś mnie i swoich najbliższych, Kevina. Wiesz jak on się teraz czuje? Masz pojęcie? Wykorzystałaś i zaplanowałaś sobie wszystko. Wiesz.., ja nawet tamto jeszcze bym pojął. Ale to, że poszłaś z tym do prasy i nakłamałaś im, to jest po prostu chore i niedojrzałe! Ty jesteś chora i niedojrzała!
-Licz się ze słowami Marco, bo możesz tego pożałować!-wtedy zobaczyłem jej prawdziwą twarz. Twarz, którą ukrywała przed innymi, a szczególnie przede mną.
-Grozisz mi? Pamiętaj, że znam prawników, którzy za jednym skinieniem mojego palca wsadzili by Cię do psychiatryka, więc lepiej to ty licz się ze słowami!-postanowiłem też pokazać moją inną osobowość. Osobowość, która myślałam, że całkowicie zaniknęła pod wpływem Wiki. Jednak jak widać osobowość nigdy nie zanika. Nie da się zmienić człowieka. Da się tylko ukryć jego gorsze strony. 
-Zjeżdżaj!-odepchnęła mnie i pociągnęła za rękę tego swojego "kolegę". Oboje szybkimi krokami wchodzili do hotelu.
-Pamiętaj, że ja nie rzucam słów na wiatr! Odkręć to wszystko w mediach, albo obiecuję, że to są Twoje ostatnie chwile na wolności!-odkrzyknąłem, ale prócz tego faceta, nikt nie zareagował.
Nie mając nic innego do robienia, postanowiłem w końcu pojechać do domu i szykować się powoli do spotkania z Wiktorią.


*******
Od czasu, gdy wróciłam od Ani, nie ruszałam się z pokoju. Przesiedziałam tam cały dzień. siedziałam w ciszy i spokoju, chociaż tylko co jakiś czas dobijali się do mnie rodzice lub Kuba, ale udolnie ich zbywałam. Gdy na zegarku wybiła godzina 18.30 zaczęła powoli szykować się na spotkanie. Szybko i bezproblemowo ubrałam się. Poszłam jeszcze do łazienki w miarę ogarnąć moje włosy. Nie malowałam się ani nie starałam wyglądać jakoś specjalnie. Był wieczór i już nawet ciemno, więc na moje szczęście blondyn nie musiał oglądać mnie dokładnie, ale szczerze? Nie obchodzi mnie to jakoś specjalnie. 
Jeszcze przed 19 byłam na dole i ubierałam buty i kurtkę. Rodzice byli z Kuba w salonie, więc dokładnie widzieli, co robię. 
-Dokąd idziesz?-zapytała mama. Czyli tak ma to teraz wyglądać? Będę zdawała jej relację ze wszystkiego? 
-Nie ważne.-zbyłam ją.
-Wiktoria do cholery!-krzyknęła.-Mam dość Twoich humorków! Albo ogarniesz się w tej chwili, albo...-nie skończyła się, bo się zawiesiła. 
-No właśnie! Bo co!-cały czas krzyczałam.-Zabronisz mi wychodzić? Każesz się wyprowadzić? Spokojnie nie bój się, bo ja sobie świetnie poradzę. Jestem dorosła i nie potrzebuję Waszej pomocy!
-Tobie się tylko wydaje, że jesteś dorosła! A nie jesteś! 
-Nie?-zakpiłam.
-Nie, bo zachowujesz się jak rozkapryszony bachor! Jak coś Ci nie pasuje to zaraz tupiesz nóżką. Jak ktoś Ci zwróci uwagę to obrażasz się. Tak zachowuje się dorosła, bo coś nie wydaje mi się.
-Czego ode mnie oczekujesz? Że będę zwierzała się Wam z mojego życia? Opowiadała ze szczegółami moje życie? Tego chcesz? Dobrze! A więc proszę: mój związek wali się przez głupią blondynkę, która nie wiem dlaczego nienawidzi mnie. Możliwe, że mój chłopak mnie zdradził, a w najlepszym wypadku "tylko" okłamał. W gazecie pojawiają się informację, że ponoć Marco przespał się z połową dziewczyn swoich kolegów! Czasami mam ochotę rzucić wszystko! Czasami nie chce mi się nawet żyć! A teraz jeśli pozwolicie idę spotkać się z Marco wyjaśnić co trzeba. MOGĘ?!-gdy skończyłam dopiero poczułam łzy, które spływały z moich oczu po policzkach. Ale nie mogłam się powstrzymać. Ja po prostu wybuchłam i wykrzyczałam wszystko, co myślę, a co najważniejsze czuje. Moja matka stała jakby ją zamurowano. Tata, który był w salonie też podniósł się. Oboje patrzeli na mnie, a ja się powtórzyłam.
-Mogę?
-Tttak.-powiedziała, a ja nie czekając na nic więcej po prostu wyszłam trzaskając drzwiami. 

Wieczory, to chyba moja ulubiona pora dnia. Lubię wychodzić na wieczorne spacery. Czasami wychodziłam właśnie z Reusem. Zawsze mówiliśmy sobie jak jest pięknie. Nikt nam nie przeszkadzał. Zachowywaliśmy się jakbyśmy byli nastolatkami, a te spacery to jedyna możliwość wymknięcia się z domu. Nasz związek jest zakazany i to nam się najbardziej podobało. 
Idąc w nasze miejsce czułam się dziwnie. Nie potrafię tego opisać, ale możliwe, że to przez tę kłótnię z rodzicami. Szłam i słyszałam całą drogę szelest liści pod moimi nogami. Od dzieciństwa lubiłam ten dźwięk. Kochałam zabawy w stercie liści z moim bratem. Pamiętam jak marzyłam by stać się już dorosłą osobą. Teraz z biegiem czasu oddałabym wszystko by powrócić do beztroskich lat, gdzie największym problemem było nieobejrzenie odcinka ulubionej bajki lub zgubienie zabawki. 
Nagle zauważyłam wysoką postać, stojąca na moście. Opierała się o barierkę. Przez chwilę stanęłam w miejscu i obserwowałam go, bo wiadome było od razu, że to Reus. 
Po kilku sekundach postanowiłam podejść do niego. Gdy byłam już blisko, prawdopodobnie usłyszał mnie, bo się odwrócił, ale zaraz potem powrócił do normalnej pozycji.
-Hej.-szepnęłam jak stałam już obok niego. 
-Hej...-westchnął. Dopiero teraz zauważyłam, że on równie mocno cierpi i dopiero teraz poczułam ogromny brak jego. Nie taki jak zazwyczaj. Teraz miałam ochotę rzucić się w jego ramiona i zapomnieć o wszystkim. Jednak wiem, że tak nie można. 
-Chciałeś się spotkać. Jestem, więc mów.-mówiłam cały czas patrząc na malutki strumyk wody pode mną.
-Chciałem pogadać o tym wszystkim...
-Słucham.
-Nie zdradziłem Cię.-powiedział od razu. Szczerze myślałam, że potrwa trochę zanim zdecyduje się na powiedzenie tego.-Nie zrobiłbym tego. Carolin Cię okłamała nie wiem dlaczego, ale kocham Cię za mocno by zrobić coś takiego.-odwrócił się w moją stronę. Pewnie pragnął bym zrobiła to samo.
-Czytałeś dzisiejszą gazetę?-zapytałam i w końcu popatrzałam w jego oczy.
-Czyli jednak widziałaś to...-spuścił lekko głowę.-Załatwię to i gazeta będzie jeszcze przepraszać nas za ten artykuł.-nagle poczułam jego zimne ręce, które dotykają moich dłoni. Lekko drgnęłam, ale nie cofnęłam ich. Pragnęłam bardzo tego.
-Marco nie chodzi o to. Mam gdzieś te gazety. Chodzi o fakt, że mnie okłamałeś. Obiecałeś dać sobie spokój z Caro. Obiecałeś mi. Obiecałeś...Obiecałeś...-z każdym kolejnym słowem ściszałam głos. 
-Wiem i jestem tego świadomy, ale proszę. Nie przekreślaj naszej miłości przez to kłamstwo. Obiecuję, że już nigdy Cię nie okłamię.-postanowił oprzeć swoje czoło o moje. Ręce dalej mieliśmy złączone. 
-Wiesz jak się poczuła, gdy dowiedziałam się to przypadkowo od Matsa? Jak ostatnia idiotka.-szeptałam dalej.-Zraniłeś mnie Reus. Bardzo.
-Przepraszam. Proszę. Ja wiem, że na razie nie będzie już tak jad dawniej, ale proszę. Przynajmniej spróbujmy. Kocham Cię.-powiedział i zbliżył się do mnie. Musnął lekko moje wargi i czekał na odpowiedź z mojej strony. Zawahałam się najpierw, ale zaraz potem pocałowałam go zachłanniej. Brakowało mi tego. Dawno nie czułam jego ust i przez to poczułam się wspaniale. Byliśmy połączeni w pocałunku, który z minuty na minutę robił się coraz bardziej namiętny. Kiedy zabrakło nam tchu odczepiliśmy się od siebie. Popatrzałam w jego oczy i powiedziałam cicho.
-Też Cię kocham, ale daj mi czas. Ja nie ufam Ci jeszcze do końca...
-Ile mam czekać?-dopytywał się. 
-Tego nie wiem.-odparłam i ponownie zatopiłam się w jego ustach. Tym razem na dłużej. Założyłam swoje ręce za jego kark, a on swoje położył na moich biodrach. 
-Powieź mi tylko, że już będzie jak dawniej.-po raz kolejny przerwał. 
-Chciałabym, ale nie mogę. Ja Cię nie okłamię...
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ <3

Tak, więc jest to rozdział przed 35, który jest moim zdaniem jednym z ważniejszych i prawie go napisałam. Jaki będzie? No właśnie czytajcie dalej :*

Jest taka sprawa, że założyłam nową kartę. Jeśli macie ochotę skontaktować się ze mną, popisać, czy po prostu poznać piszcie na ten mail podanym w zakładce :)
Dodatkowo założyłam specjalnie aska dla tego bloga. Jeśli macie jakieś pytania co do opowiadania, bohaterów, rozdziału 35, tego kiedy będzie kolejny rozdział lub po prostu jakieś pytania do mnie to pytajcie właśnie tak :3
Zapraszam do zakładki! ;)

Także kolejny to będzie ważny i zdecydowanie inny rozdział. Jestem ciekawa Waszej reakcji, ale z drugiej strony się trochę boję.
Mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy, to rozdział pojawi się zdecydowanie szybciej!

Do następnego ♥

ENJOY ♥

8 komentarzy:

  1. Rozdzial super.
    Z Caro to jest jednak suka, Marco dobrze zrobil ze ja postraszyl..
    Matka Wiki nie potrzebnie sienania wydarla.
    Z Ani super jest przyjaciolka.
    Mam nadzieje ze Wiki wybaczy Reus i bedzie super chociaz nie bylabym przeciwko temu jak by wydarzyl sie wzrot akcji.
    Czekam na next.
    Pozdro:*
    PS. Sorki za bledy ale telefon mi nawala :) sorki jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
  2. CZEKAM NA NASTĘPNY! :D
    Przepraszam, że już wybiegam w przyszłość, ale kiedy czytałam ten rozdział, próbowałam przewidzieć, co stanie się w tym 35. Myślałam, że może dopiero wtedy spotka się z Caro albo dopiero wtedy zobaczy Wiki (na co niemały wpływ na pewno miała rozmowa z Anią)... Ale teraz to już kompletnie nie mam pojęcia! Wzbudziłaś moją ciekawość, dlatego mam nadzieję, że nie będziemy musiały długi czekać :)
    Zatem do usłyszenia, czekam z niecierpliwością i pozdrawiam ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie się spotkali, ojej :D No powiem, że jestem cholernie zadowolona z tego faktu :))) Mam nadzieję, że rodzicie Wiki trochę zluzują i spróbują normalnie z nią porozmawiać, bez krzyków.
    Caro to jednak wredna 'małpa'(żeby było grzeczniej :)). Liczę, że więcej nic nie zamiesza i da w końcu spokój z rozwalaniem związku Wiktorii i Marco.
    Nie mam pojęcia, co możesz szykować na następny rozdział, ale nie mogę się doczekać :))))
    Życzę weny i do następnego ;) Pozdrawiam - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega rozdział :) Nareszcie, nareszcie zaczyna się powoli wszystko naprawiać przynajmniej mam taką nadzieję :) Liczę na następny bardzo ciekawy rozdział :) Pozdrawiam Oliwia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Najlepszy blog ever :) kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi :*
      To zależy od Waszych komentarzy ;)

      Usuń
  6. Świetny! *o*
    Ania to cudowna przyjaciółka. Potrafi pomóc Wiktorii w każdej sytuacji. Co mi się w niej podlba? Niczego nie narzuca naszej bohaterce. Zadaje jej kluczowe pytania, na które sama sobie odpowiada i odnajduje właściwą drogę, właściwą odpowiedź. :)
    Carolin.. wkurza mnie. -.- Boże czego ona chce? Jest nieobliczalna. -.- Boje się tegk, co może wymyślić. Obawiam się, że ta wizyta Marco u niej może narobić mu kłopotów. I TO NIE MALYCH. :/
    Nie dziwię się, że Wiktoria chce poczekać. Jak ma zaufać Marco po tym wszystkim? Ma mętlik w głowie. Rodzice też nie ulatwiają jej tego wazystkiego. :/
    Zaintrygowałaś mnie, juź czekam na nowy rozdział. :D
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział , nie dziwie sie wiktori że nie chce pnownie zaufać Marco . Czekam na kolejny .. pozdrawiam Marlena

    OdpowiedzUsuń