niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 35


"WIKTORIA... ONA MA KŁOPOTY..."


8 listopada 

-Nie idę tam Aniu!-próbowałam jakoś przemówić do mojej przyjaciółki, ale była nieugięta.
-Ale musisz tam być!-nie dała się przekonać.-Będą wszyscy i w końcu pogodzisz się z Reusem.
Tak dobrze słyszycie. Jeszcze się nie dogadaliśmy. Po prawie dwóch tygodniach dalej nie jesteśmy ponownie parą, czy jakkolwiek inaczej to nazwać. Ale w sumie od początku.
Od naszej rozmowy minęło już sporo czasu. Jak zapowiedziałam wcześniej nie mogę jeszcze tak po prostu wrócić do niego. Mimo, że zatwierdza o swojej racji, o tym, że mnie nie zdradził. Ja jednak nie potrafię zapomnieć i zrobić coś by wszystko wróciło do normy. Ciągle mam obawy przed kolejnymi kłamstwami. Boje się, ale nie zaprzeczam, że ciągle go kocham i po prostu brakuje mi już Reusa powoli.
Podczas tych dwóch tygodni widziałam się z nim kilka razy, ale to były tylko przypadkowe spotkania pod domem. Nie rozmawialiśmy nawet, tylko przywitaliśmy się zwykłym "hej" i każdy poszedł w swoją stronę. Trzy, albo cztery razy gadałam z nim przez telefon, ale też do niczego szczególnego nie doszliśmy.
Dzisiaj Ania, chce mnie zabrać na imprezę u Roberta. Chłopaki chcą się trochę pobawić, bo ostatnio idzie im coraz lepiej. Wygrali z Galatasaray w Lidze Mistrzów, a dodatkowo dzisiaj* zdobyli cenne punkty w meczu z byłym klubem Marco. Fakt, przegrali z Bayernem, ale niewiele brakowało im do wygranej. Reus powoli wraca do formy z przed kontuzji. Bardzo cieszę się z tego, bo ja jako kibic, wiem, że blondyn jest świetnym piłkarzem i potrzebuje regularnej gry.
Natomiast jeśli chodzi o to co wydarzyło się w moim życiu rodzinnym, to powiem, że nie jest za ciekawie. Od czasu, gdy wykrzyczałam im wszystko, to nie odzywamy się do siebie. Ani z rodzicami, ani nawet z bratem, co jest bardzo dziwne, bo praktycznie nigdy nie pokłóciliśmy się jakoś poważnie. I jeśli mam być szczerza, to nie tęsknie za ty, Jest mi teraz po prostu na rękę. Mama i tata nie rozmawiając ze mną, dają mi możliwość nie tłumaczenie się z tego. Dzisiaj wyjechali do Kolonii, do mojej cioci na ślub. Ja nie chciałam jechać. Tak na dobrą sprawę, to nic nie chce mi się robić.
-Ania....-westchnęłam i opadłam na swoje łóżko, a przyjaciółka usiadła obok mnie.-Ja Cię naprawdę rozumiem. Chcesz dobrze, ale ja jeszcze muszę parę spraw po przemyśleć. Uwierz, że ja też pragnę by wszystko wróciło do normy. Było jak dawnej, ale na to potrzeba jeszcze czasu.
-Wiem... Przepraszam.-powiedziała do mnie i natychmiast przytuliła.-Ja tylko chcę Ci pomóc.
-Ja sama sobie muszę pomóc. Idź i baw się dobrze. Teraz jak wszyscy pojechali na ten ślub, to mam w końcu okazję zostać sama w domu. Posiedzę, pomyśle i może wkrótce uda mi się przełamać.-dodałam, a Ania tylko westchnęła.
-Na pewno nie idziesz?-dopytywała się, bo w sumie zabawa ma zacząć się za jakieś pół godziny. Lewandowska wskoczyła do mnie, tylko by mnie właśnie zabrać.
-Tak i proszę, nie zaprzątaj sobie mną głowy. Idź i baw się, i jak byś mogła to pilnuj Marco.-dopowiedziałam niepewnie, ale zaraz potem zaśmiałyśmy się. Żona Roberta po chwili wyszła już z mojego domu. Ja natomiast udałam się do kuchni i przygotowałam jakieś przekąski, bo chciałabym na poprawę humoru obejrzeć jakiś ciekawy film. Jest 19, więc mam sporo czasu na domowe kino, a potem na moje przemyślenia.


*******
-No to za nowy, lepszy czas! Za Borussię!-wznosił toast Mats.
-Za Borussię!-odkrzyknęliśmy i tak o to oficjalnie rozpoczęła się impreza z okazji... lepszej gry drużyny. Czy jakkolwiek inaczej to nazwać.
Ostatnimi czasy jest ze mną coraz lepiej. Nie tylko w sensie mojej formy, ale i też dlatego, że ja i Wiktoria poprawiamy swoje relacje. Okej, nie spotkałem się z nią, ale dzwoniłem parę razy. Teraz cierpliwie czekam. Czekam na jej pierwszy krok. Mam nadzieję, że Ania namówi ją na przyjście.
Gdy odszedłem od reszty i podszedłem do mini - baru, który powstał u Lewego,  przygotowałem sobie coś do picia. Postawiłem jednak na coś bezalkoholowego. Możliwe, że Wiktoria przyjdzie, więc wolę zachować czysty umysł. Po chwili zauważyłem, że do domu wchodzi Ania. Co najdziwniejsze była sama. Zmartwiło mnie to. Czyżby Polka postanowiła jednak zostać? Zacząłem obserwować Lewandowską, do której podszedł teraz Robert. Przywitali się lekkim pocałunkiem w usta. Karateczka zaczęła chwilę coś tłumaczyć swojemu mężowi, a potem równocześnie popatrzeli na mnie. Wiedziałem, co to oznacza. Spuściłem głowę z bezradności i usiadłem na sofie. Zaraz po mnie obok pojawił się polski napastnik.
-Wiki nie przyjdzie.-powiedział.
-Domyśliłem się.-odparłem i popiłem colą z lodem.
-Marco, wiesz nie poddawaj się. Musisz...
-Lewy daj spokój.-zdenerwowałem się lekko.-Zrozum mnie, że ja już mam dość czekania. Okej, nawaliłem, ale odkręciłem wszystko. Co ja mam jeszcze zrobić, by dała mi szansę? Ja już mam dość czekania.-następnie wstałem i udałem się dalej do chłopaków. Mimo, że rozmawiałem z nimi, to cały czas myślałem, co ja mam jeszcze zrobić. Czekałem, nie naciskałem, bylem cierpliwy, delikatny. Kurwa, no! Jestem naprawdę wściekły na Wiktorię i skoro ona nie ma zamiaru się starać, to dlaczego ja muszę? Może ona sobie już odpuściła na dobre? Tyle pytań, a ja praktycznie na nic nie znam odpowiedzi.
Jak rozmawiałem z Matsem i Kubą, to tego pierwszego podeszła nagle młoda dziewczyna. Nigdy nie widziałem jej wcześniej. Była to na oko 20 - letnia brunetka o falowanych włosach. Ubrana w czarną sukienkę i wysokie buty, które podkreślały jej nogi. Możliwe, że dziwnie to wyglądało jak tak na nią zerkałem, ale na prawdę zwróciła moją uwagę.
-W ogóle to przepraszam, że nie przedstawiłem mojej siostry.-zaczął Hummels i przy tym przywrócił mnie do świata żywych.-Poznajcie proszę moją siostrę - Olivię. Przyjechała mnie odwiedzić. To jest Marco i Kuba.-teraz zwrócił się do dziewczyny i przedstawił nam sobie. Siostra obrońcy, była na prawdę ładna. Przez chwilę jak ją poznawaliśmy wydawała się na miłą i bardzo inteligentną osobę. Powiem szczerze, że nawet wydawało mi się, że jest lekko speszona tyloma facetami w jednym domu. Dodatkowo nie byle jakimi facetami, oczywiście skromnie mówiąc.
Tak akurat się złożyło, że chłopaki odeszli na chwilę, a ja zostałem sam z siostrą Matsa. O dziwno nie było tak sztywno jak mi się wydawało. Mieliśmy parę tematów do pogadania.
-Może napijemy się czegoś?-zaproponowała. Wiedziałem, że chodzi jej o jakiś drink. Miałem nie pić, ale skoro Wiktoria i tak nie ma zamiaru się pojawić, wiec kto mi zabroni?
-Okej.-zgodziłem się oboje podeszliśmy coś przygotować.


*******
W pokoju, podobnie jak i na zewnątrz panował mrok. Siedziałam sama w ciemnych dresach i czarnej, obcisłej bokserce. Miałam na uszach słuchawki, bo słuchałam muzyki i jednocześnie czytałam jakąś książkę, którą znalazłam w salonie. Prawdopodobnie należała do mojej mamy. Siedziałam tak i kompletnie pochłonęłam się w historię opisaną na kartkach papieru, gdy nagle coś usłyszałam. Zdjęłam kabelki i rozejrzałam się po pokoju. Dopiero teraz dostrzegłam, że na dworze pada leciutka mżawka oraz drzewa uginają się pod wpływem wiatru. Nie potrafiłam zidentyfikować, co to za dźwięk, a tym bardziej skąd pochodził. Postanowiłam jednak wstać i jeszcze raz rozejrzałam się dookoła. Podrapałam się po głowię, bo myślałam, że już mi odbija od tej samotności, a tym bardziej od tego, że oglądałam wcześniej dość straszny horror. Jednak nigdy nie miałam po takich filmach koszmarów czy jakiś zwidzeń. Podeszłam jeszcze szybko do drzwi pokoju i otworzyłam je. Wyszłam na korytarz i nasłuchiwałam, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Zaśmiałam się sama do siebie i wróciłam do swojej poprzedniej pozycji, ale tym razem zostawiłam otwarte drzwi. Niby nic takiego, ale chyba każdemu to trochę doda pewności. W każdym bądź razie mi tak. Nałożyłam słuchawki, w których leciał teraz jakiś amerykański rap. Zaczęłam go szczerze bardziej słychać, pod wpływem Marco, który jest fanem Hip - Hopu i R&B. Ta piosenka właśnie skojarzyła mi się z nim, bo słuchał jej dość często. W tym momencie pierwszy raz żałowałam, że nie poszłam jednak na tę imprezę. Może jednak Ania miała rację i powinnam w końcu dać szansę Marco? Tęsknie za nim z dnia na dzień coraz bardziej. Reus też przecież nie będzie czekał w nieskończoność. Jest dorosły i ma swoje potrzeby. Potrzebuję go coraz bardziej.
Nagle aż podskoczyłam. Usłyszałam huk, który musiał być naprawdę głośny, bo piosenka w moich słuchawkach nie grała cicho. Zdjęłam je szybko i po sekundzie poczułam chłód na moich policzkach. Zupełnie jakby gdzieś w domu było otwarte okno. Moje włosy lekko podwiewały pod wpływem wiatru. Wtedy to już się trochę przestraszyłam, ale nie na tyle, by nie sprawdzić tego co się dzieje. Wstałam z łóżka i powolnymi krokami kierowałam się do wyjścia z mojego pokoju. Nie wiedziałam czy mam zapalić światło, czy może zostawić zgaszone. Postanowiłam jednak, że je zapalę i gdy miałam schodzić po schodach na dół, włączyłam światło, które rozświetliło trochę dom, przez co zeszłam zdecydowanie pewniej.
Jak byłam już na dole poczułam chód jeszcze bardziej, a do tego słyszałam odgłosy deszczu i lekkiej wichury. Wtedy byłam już pewna, że dochodzi to z salonu, więc tam weszłam, a moim oczom rzucił się widok otwartego okna, obok leżał rozbity wazon. Firanka, która była zaczepiona nad oknem wirowała w różne strony. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy to moja wina, bo nie zamknęłam okna, czy po prostu ktoś je otworzył. Jednak szybko tą drugą myśl wyrzuciłam z głowy i pozostałam przy mojej sklerozie. Podeszłam do okna i szybko je zamknęłam, a wtedy w domu automatycznie zapanowała cisza. Popatrzałam na rozbity wazon i próbowałam dojść, czy to nie jest jeden z ulubionych wazonów mojej mamy. Na moje szczęście to nie był ten, więc mogłam spokojnie go wyrzucić. Złapałam w dłonie wszystkie większe kawałki i poszłam do kuchni by je wyrzucić. Następnie złapałam za zmiotkę i szufelkę, by wrócić tam oraz sprzątnąć mniejsze kawałki szkła. Znowu odwiedziłam kuchnię i wyrzuciłam resztki wazonu. Zgasiłam światło i podeszłam ponownie do pokoju dziennego w tym samym celu. Nie zdążyłam w pełni wejść do środka, gdy poczułam czyjąś obecność. Zabrakło mi czasu by zareagować, a wtedy już ktoś zakrył mi usta dłońmi i uniemożliwił wykonywanie jakichkolwiek ruchów. Spanikowałam i poczułam, jak serce bije mi mocniej. 
-Ciii...spokojnie.-powiedział mężczyzna po niemiecku, ale miał w sobie rosyjski akcent.-Nie wierć się to pożyjesz sobie dłużej.


*******
Mijały kolejne minuty, a ja czułem się coraz lepiej w towarzystwie Olivii. Tematy same nam się pojawiały. Wypiłem może z dwa drinki, ale nie wiem czy na tym się skończy. Jedno jest pewne - na pewno nie będę przesadzał, ale też nie będę jakimś abstynentem.
Z Olivią właśnie kończyłem rozmawiać o jej pracy, która jest fizjoterapeutką. Potem oboje postanowiliśmy potańczyć. Tańczyliśmy z kilka piosenek. Dziewczyna w końcu mnie przeprosiła i poszła do łazienki, a ja zająłem się robieniem kolejnych drinków. Nagle obok pojawił się Gotze. 
-Tylko nie przesadzaj z alkoholem. Nikt z obecnych tutaj nie chce powtórki z rozrywki.-pouczył mnie, a sam zaczął robić nalewkę. Ja tylko zaśmiałem się pod nosem i potwierdziłem o swojej świadomości. Natomiast Mario dodał.-Zauważyłem, że dobrze dogadujesz się z siostrą Matsa. 
-Dobrze zauważyłeś.-odpowiedziałem. Już wiedziałem, że zaraz zacznie się przesłuchiwanie.
-Polubiliście się...
-Mario jeśli chcesz coś zasugerować, to wiedz jedno, że ja już jestem już w związku.
-Nie nazwałbym tego tak.-odparł.
-Co masz namyśli?-zdziwiłem się.
-Kochasz jeszcze Wiktorię?-zapytał, a ja zdenerwowałem się.
-Czy ja ją kocham? Mario! To pytanie powinieneś zadać właśnie Wiktorii, ale czy to ona mnie kocha. Posłuchaj ja czekałem, czekam i będę czekał, ale nie wiem jak długo. To z nią powinien się bawić, a nie z Olivią. Racja, ale ja nie wiem czy mam jeszcze siłę na to wszystko. Wiktoria musi podjąć decyzję, ale teraz. Co mi po tym, że ją kocham. Ja chcę by ona to odwzajemniła. Rozumiem, że nie ufa mi jeszcze, ale powiedź co mam jeszcze zrobić? Mi już się pomysły kończą!
-Wybacz... masz rację. Taka trochę popaprana sytuacja.-przyznał mi rację.
-Ja chcę się dzisiaj po prostu dobrze bawić i zapomnieć o tej całej sytuacji. Zrobiłem, co mogłem. Przeprosiłem, błagałem, starałem się. Teraz to Wiki musi zadecydować. Cześć.-dodałem i odszedłem do brunetki, która siedziała już na sofie. Dosiadłem się do niej i kontynuowaliśmy rozmowę.


*******
Miał na oko może z 30 lat. Można powiedzieć, że z wyglądu przypominał trochę Rosjanina. Na jego twarzy gościł kilku dniowy zarost. W ręku trzymał pistolet, który właśnie przeładowywał. Ja siedziałam ze związanymi rękoma i nogami na fotelu. Czekałam. Na co? Sama nie wiem. Serce strasznie mi kołatało, a mój oddech był przyśpieszony. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch. Nie miałam pojęcia do czego jest ten koleś zdolny. Obserwowałam go i zastanawiałam się, co on tutaj robi. Może pomylił domu? Może to nie ja mam być tą osobą? Po chwili w końcu się odważyłam i odezwałam. 
-Co masz zamiar zrobić?-zapytałam, ale po rosyjsku. Mężczyzna spojrzał na mnie wyraźnie zdziwiony. Nie wiedział na początku, co ma odpowiedzieć.
-Umiesz rosyjski?
-Uczyłam się go w szkole.-odparłam spokojnie. Sądziłam, że jeżeli ja będę spokojna i opanowana, a co przede wszystkim miła dla niego, to mogę zyskać jego zaufanie. Kurcze... oglądanie tych wszystkich filmów się przydało.
-Za chwilę się wszystkiego dowiesz.-odpowiedział. Nie chciałam wiedzieć za chwilę. Chciałam wiedzieć teraz. Chciałam wiedzieć czy powinnam bać się o swoje życie. Postanowiłam jednak odpuścić i czekać dalej. Nagle Rosjanin dostał SMS. Odczytał go i spojrzał na mnie.-Twoje wyjaśnienie już idzie.-oznajmił, a zaraz po jego słowach otworzyły się drzwi frontowe, a moim oczom ukazała się Carolin. Weszła jakby do siebie, a gdy dostrzegła mnie związaną pojawił się nawet u niej uśmiech. Podeszła najpierw do tego mężczyzny i powiedziała:
-Dobra robota.-po sekundzie spojrzała już na mnie. Mogłam się tego spodziewać. Przecież to jasne, że ta kobieta nie odpuści, ale żeby posunąć się do czegoś tak chorego? Naprawdę chce zaryzykować swoją wolnością i wynająć płatnego morderce? To obłęd!
Blondynka powoli zaczęła zbliżać się do mnie. Ogarnął mnie przez chwilę ogromny strach. Bałam się, bo ona w końcu udowodniła, że może wszystko. Caro zaczęła przyglądać się mi, a po chwili patrzała się dokładnie w moje oczy jakby chciała coś z nich odczytać.
-Dimitrij zostaw nas samych.-rozkazała, a mężczyzna bez jakichkolwiek "ale" opuścił pomieszczenie i udał się na górę. Była już dziewczyna Kevina natomiast usiadła na przeciw mnie.
-I co? Teraz tak po prostu się mnie pozbędziesz?-zapytałam się jej pierwsza, na co Carolin po prostu się zaśmiała głośno.
-Wiesz, co Wiki. Nie mam pojęcia jak to z Tobą postąpić? Zabić Cię ze świadomością jaki jest Twój kochaś czy może lepiej nie?
-O czym ty mówisz?-zdenerwowałam się.
-Nie, jednak lepiej dla Ciebie będzie jak to wszystko zostanie tajemnicą.-podniosła się nagle i podeszła do mnie. Pogłaskała zewnętrzną stroną swojej dłoni mój policzek.-Szkoda. Taka ładna dziewczyna z Ciebie.-dodała i dodatkowo poklepała mnie po twarzy oraz zaczęła odchodzić.
-Caro!-krzyknęłam.-Naprawdę tak zależy Ci na Reusie? Naprawdę jestem takim problemem dla Ciebie? Naprawdę jesteś w stanie mnie zabić dla niego? Caro, są granice, a ty je właśnie przekraczasz!
-Tu nie chodzi o Ciebie.-oznajmiła spokojnie.-Tu chodzi o zupełnie co innego.
-O co?-dopytywałam się. Starałam się dowiedzieć cokolwiek.
-O zasady i o moją siostrę.-odpowiedziała i zaczęła kierować się na górę, gdzie znajduje się Rosjanin.
-Jakie zasady i jaką siostrę!-krzyczałam do niej, ale kompletnie mnie olała.-Caro do cholery! Słyszysz mnie! CARO!-darłam się, ale niestety bez skutku, bo zostawiła mnie i udała się na górę.
Ja natomiast dalej siedziałam zszokowana tymi słowami.Wtedy zaczęłam się już poważnie bać. Myślałam, co mam zrobić, by wydostać się z tego koszmaru. Przez moment sądziłam, że to wszystko jest właśnie jednym, wielkim koszmarem, a ja obudzę się za chwilę przy Marco. Niestety. To prawdziwa rzeczywistość. A rzeczywistość mówi, że za kilka minut mogę leżeć martwa z kulką w głowie.
Parę sekund później usłyszałam z piętra dochodzące odgłosy kłótni. To właśnie prawdopodobnie Caro kłóciła się z tym facetem. Jedyne, co usłyszałam, to to, że blondynka ma za mało pieniędzy dla niego. Domagał się więcej. Wtedy pojawiła się dla mnie jakaś malutka nadzieja, że Dimitrij nic mi nie zrobi, bo blondynka mu nie zapłaciła.
Gdy przestałam słyszeć odgłosy ostrej wymiany zdań przestraszyłam się, że w moim domu już dokonano morderstwa. Jednak zaraz po mojej mrocznej myśli, usłyszałam kroki osoby schodzącej po schodach. Był to ten Rosjanin. Popatrzała na mnie zaraz jak pojawił się na dole. Potem podszedł do pokoju i usiadł na fotel, gdzie wcześniej siedziała blondynka. Wyglądałby całkiem na normalnego, gdyby nie ta broń w ręku.
-Kiedy nauczyłaś się rosyjskiego?-zapytał, co mnie trochę zdziwiło, bo sam chce złapać kontakt, albo to tylko zagrywka z jego strony.
-Jak chodziłam do szkoły w Polsce, to miałam zajęcia z rosyjskiego.-wyjaśniłam.
-Jesteś z Polski?-zdziwił się, a ja potwierdziłam.-Moja babcia jest Polką. Jednak od 6 roku życia mieszka w Moskwie. Nigdy nie miałem okazji zwiedzić jej ojczyzny.-opowiadał, a ja w głębi duszy cieszyłam się, że załapałam z nim taki kontakt.
-Powiedź...-zaczęłam delikatnie.-Wynajęła Cię prawda? Chce, byś mnie zabił?
-Na razie to muszę zobaczyć obiecane pieniądze.
-Posłuchaj mnie. Ona nie zapłaci Ci. Nie ma z czego. Wiem, że nie ma tyle pieniędzy ile byś chciał. Więc idź! Uciekaj stąd, a ja o niczym nie powiem. Nie było Cię tutaj. Słyszysz? Proszę...-mówiłam, a właściwie błagałam Rosjanina.
-Nie mogę. Skąd mam mieć pewność?
-Możesz mi zaufać...
-Życie nauczyło mnie, by nie ufać nikomu.-oznajmił i zaczął wstawać.
-Rozumiem Cię, ale proszę. Naprawdę to wszystko ma się tak skończyć?!
-Szkoda mi Cię, ale każdy ma coś do wykonania. Przykro mi...
-Skoro Ci przykro to nie rób tego!-po raz pierwszy podniosłam przy nim głos. Dimitrij popatrzał tylko przelotem na mnie i zaczął odchodzić.-Poczekaj!-krzyknęłam ponownie.-Proszę Cię... Zaufaj mi...-przez chwilę patrzał się na mnie, ale widać, że mężczyzna ma doświadczenie w tym "zawodzie", bo ani trochę się nie wzruszył. Po prostu odwrócił się i poszedł ponownie do Carolin. Załamałam się. Zupełnie jakbym straciła swoją jedyną szansę na ratunek. Miałam związane ręce i to dosłownie. Wiedziałam, że za chwilę on może tu wrócić i po prostu wymierzyć we mnie bronią. A potem koniec.
Dziwnie, ale człowiek, kiedy wie, że za chwilę może zginać jest zdolny do aktów desperacji, ale i też myśli. Myśli, że już więcej nie zobaczysz ważnych dla Ciebie osób. Najgorsze jest, że nie zobaczę Marco, z którym nawet nie zdążyłam się pogodzić. W tamtym momencie po raz drugi żałowałam, że nie posłuchałam Ani i nie poszłam z nią na tę imprezę.
Wtedy nagle zauważyłam coś, a konkretnie na barku leżał jakiś telefon. Zaczęłam mu się przyglądać i wtedy mnie olśniło. Przypomniałam sobie, że Kuba rano coś wspominał, czy nie widziałam jego telefonu. Zapewne zostawił go tam i zapomniał o nim. To była moja szansa. Musiałam ją wykorzystać inaczej nie skoczy się dla mnie ten dzień udanie. Jakimś cudem udało mi się rozwiązać sznurek, który został źle związany ma moich nogach. Ze związanymi z przodu rękoma podeszłam najciszej jak mogłam do regału i złapałam za smartphone'a Kuby. Na moje ogromne szczęście nie był zablokowany, co na pewno bardzo mi pomogło. Dostrzegłam jednak, że telefon jest prawie rozładowany. Miałam szansę na jeden, może dwa przekierowania. Chciałam zadzwonić na policję, ale przypomniało mi się jedno - nie znak numerów alarmowych w Niemczech. Przeraziłam się, bo mogłam stracić jedyną szansę na ratunek. Postanowiłam jednak zadzwonić do kogoś innego, do kogoś, kogo znam numer na pamięć. Czekałam może z 5 sygnałów i kiedy traciłam nadzieję, że odbierze, usłyszałam po drugiej stronie jego głos.
-Halo?



*******
-Naprawdę?-zapytałem zdziwiony i rozbawiony jednocześnie.
-Tak.-potwierdziła roześmiana Olivia.-Najlepsze jest w tym wszystkim to, że Mats niczego nie pamięta. 
-Będę miał teraz na niego świetnego haka. Powinien Ci na kolanach dziękować.  
-Nie przesadzaj.-odpowiedziała, a my trochę się uspokoiliśmy.
-Wiesz co?-zapytałem siostrę obrońcy, a ona popatrzała na mnie pytająco.-Nawet nie masz pojęcia, że mnie dzisiaj uratowałaś.
-Dlaczego niby?-zdziwiła się i popiła drinka. 
-Znając życie siedziałbym obrażony na cały świat, bez humoru, a kumple by mnie tylko jeszcze bardziej denerwowali. 
-Miło mi to słyszeć, ale dlaczego niby miałbyś zły humor? Nie lubisz imprez? Nie wyglądasz na takiego?
-Sugerujesz coś?-zaśmiałem się i na chwilę zmieniłem temat.-Ostatnio nie jest u mnie za ciekawie w życiu prywatnym.
-Czytałam niedawno w gazecie, że zerwałeś ze swoją dziewczyną. Podobno miałeś romanse z dziewczynami swoich kolegów.-oburzyła się, ale nie na mnie tylko na gazetę.-Nie wygląda na to jakbyś miał na pieńku z kimkolwiek tutaj. Jak ty możesz wytrzymać z dziennikarzami?
-Jakoś muszę. Ale masz rację nakłamali trochę. 
-Ale o twojej dziewczynie i tobie?-zapytała spokojnie. Przez cały wieczór nie poruszałem tego tematu. Ani ja, ani ona. Wiedziałem, że wcześniej czy później to może nastąpić, ale... Tak na dobrą sprawę co ja mam odpowiedzieć? Sam nie wiem jak wygląda moja sprawa z Wiktorią. 
-Tak.-skłamałem.-ale to trochę inaczej wygląda.
-Przykro mi. Jak można zostawić tak fajnego faceta jak ty.-odparła nie dowierzając. W tym momencie poczułem się okropnie. Okłamałem Olivie, a przecież to wszystko wygląda trochę inaczej. Kocham Wiktorię dalej i właśnie w tym momencie poczułem jak brakuje mi jej i żadna Olivia tego nie zmieni. 
-Przepraszam...-powiedziałem nagle, a ona się zdziwiła. 
-Za co mnie przepraszasz?
-Bo ja Cię okłamałem.-oznajmiłem. Dziewczyna nie ukrywała zdziwienia, więc postanowiłem jej wszystko wyjaśnić.-Sprawa z moją dziewczyną wygląda trochę inaczej. To ja narozrabiałem i przeze mnie się pokłóciliśmy. Nie wiem, czy jesteśmy dalej razem, czy to po prostu chwilowa przerwa, ale wiem jedno: kocham ją dalej i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Przepraszam jeśli narobiłem Ci jakiś nadziei, czy... po prostu - przepraszam.-po wyjaśnieniach lekko spuściłem głowę. Olivia natomiast poklepała mnie po ramieniu.
-Wiesz... przyznaję spodobałeś mi się trochę, ale najwidoczniej nie mam szans jeśli chodzi o tę szczęściarę. Mam nadzieję, że wyjaśnicie sobie wszystko.-uśmiechnęła się do mnie.
-Dziękuję, ale pozwolisz, że pójdę się przewietrzyć?-zapytałem, a dziewczyna kiwnęła głową, więc poszedłem na taras u Lewandowskich. Oparłem się o barierkę i stałem tak. Obserwowałem i myślałem. Padał deszcz i wiał silny wiatr, ale nie za bardzo mnie to interesowałem. Może ta wichura oczyści mi umysł?
Stałem tak i zastanawiałem się nad swoim losem i oraz na tym, co przyniesie przyszłość. Bałem się i w końcu przyznałem się przed samym sobą, że się boję. Boję się, że stracę tak ważną dla mnie osobę. Ta myśl mnie przeraża. Nigdy już jej nie pocałuję, przytulę, porozmawiam. Najgorsze byłoby to w tym wszystkim jakby ktoś inny zajął moje miejsce. To jest już najgorszy scenariusz. 
-Przeziębisz się.-usłyszałem kobiecy głos za sobą. Odwróciłem się, bo zupełnie go nie poznałem. Okazało się, że stoi tam Ania. Uśmiechnąłem się lekko do niej i powróciłem do mojej poprzedniej pozycji. Anka doszła do mnie i również się oparła. Patrzała na mnie i czekała jakiejś reakcji.
-Zaraz po tym jak wyjawiłam Robertowi prawdę o swojej chorobie, poczułam się lepiej.-zaczęła, a ja dokładnie jej słuchałem.-Wszyscy myśleli, że ta wiadomość Nas do siebie jeszcze bardziej zbliżyła i jeszcze bardziej się ze sobą związaliśmy. Ale to bzdury, bo nie było tak kolorowo. Przez pierwsze dni Robert nie odzywał się do mnie, a właściwie to mnie unikał. Spał w pokoju gościnnym, uciekał z domu, gdy tylko miał okazję. Można powiedzieć, że zachowywał się jak ja na początku. Bardzo mnie to bolało. Chciałam z nim porozmawiać, ale zbywał mnie. Załamałam się, bo rozumiałam, że tracę bardzo ważną osobę w swoim życiu.
-Ale...-zdziwiłem się.-My nic nie widzieliśmy...
-Wiem. Oboje ukrywaliśmy to. Unikaliśmy wspólnych spotkań, a jak już musieliśmy to, staraliśmy się przynajmniej zachować pozory dobrego małżeństwa. Brakowało mi go. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej. Najgorsze było to, że nie mogłam nic zrobić. Nic, oprócz czekania. Podobnie jak ty teraz. Robert podobnie jak Wiktoria był w szoku. Bał się tego, co będzie czekać nas w przyszłości. Nie krył się z tym później, że stchórzył. Choroba to nie przelewki i mam świadomość tego, że mogę po prostu pewnego dnia zasnąć i się nie obudzić.
-Nie mów tak...-popatrzałem na nią. Widać, że rozmowa o czymś takim jest trudna dla każdego. Ania już powoli to zaakceptowała. Jednak walczy dalej.
-Po jakimś czasie sam do mnie przyszedł. Przyszedł i bez słowa pocałował. Byłam w szoku, ale i szczęśliwa, bo wiedziałam, że będzie już dobrze. Porozmawialiśmy, wyjaśniliśmy. Wszystko wróciło do normy. Odniosłam sukces, bo byłam cierpliwa.Wiktoria jest w podobnym szoku do Roberta.-zmieniła temat.-Boi się tego, co przyniesie przyszłość, bo raz już ją okłamałeś. Boi się tego, ale Cię kocha. Wiem, że te dwie sytuacje są zupełnie inne, ale w obu przypadkach trzeba czekać na kogoś, kogo się kocha. Ja na Roberta, a na ty Wiktorię. Oboje cierpią, bo się boją. A my, bo musimy czekać. Wiem, że jest to trudne dla Ciebie.-zbliżyła się do mnie i poklepała po plecach.-Wiktoria się już powoli łamie. Odczuwa Twój brak i wcześniej czy później wszystko będzie już dobrze.-pocieszyła mnie, a ja ją przytuliłem. Taka rozmowa bardzo mi pomogła. Cieszyłem się, że jest ktoś w podobnej sytuacji do mnie. Gdy staliśmy tak przytuleni do siebie, poczułem wibracje mojego telefonu. Odkleiłem się od żony Roberta i zauważyłem nieznany numer. Postanowiłem od razu odebrać. 
-Halo?-powiedziałem, a obok mnie dalej stała Ania.
-Marco proszę Cię wezwij policje.-usłyszałem głos Wiktorii. Był cały spanikowany.
-Ale co się dzieje?! Wiktoria!-powiedziałem głośno, aż Ania się przeraziła. Popatrzała na mnie przerażona. W sumie sam nie byłem lepszy. Czułem jak bije mi mocno serce.
-Oni chcą mnie zabić... Proszę przyjedź i wezwij policję. Błagam Cię...-mówiła, a ja nagle usłyszałem jakieś dziwne dźwięki.-Zrób, to proszę oni idą już...-nagle do moich uszu dobiegły jakieś krzyki.
-Wiktoria!-krzyczałem do niej, ale odpowiedział mi sygnał przerwanego połączenia. Spojrzałem z przerażeniem na Anie, Mówiła coś do mnie, ale kompletnie nie dochodził do mnie co.
-MARCO!-krzyknęła w końcu tak głośno, że usłyszałem jej głos.
-Wiktoria... ona ma kłopoty...-tylko tyle jej oznajmiłem i jak burza wyleciałem z tarasu do środka. Słyszałem jak mnie woła, ale musiałem się śpieszyć. Złapałem za kluczyki i pognałem do swojego samochodu. Wszyscy krzyczeli za mną coś, ale teraz najważniejsza była Wiktoria. Ogromnie się o nią bałem. Nie obchodziło mnie nawet to, że jadę po alkoholu. Szybko pognałem do niej do domu, a w między czasie zadzwoniłem na policję.
-Coś ty narobiła...-powiedziałem sam do siebie.


*******
-Halo?-usłyszałam w końcu głos Marco. Ulżyło mi, ale byłam dalej przerażona.
-Marco proszę Cię wezwij policje.-powiedziałam bez zbędnych wyjaśnień. Wiem, że na pewno bardzo go teraz zdenerwowałam, ale nie miałam czasu na opowiadanie całej historii.
-Ale co się dzieje?! Wiktoria!-krzyknął mi do słuchawki, a ja w tym momencie usłyszałam jak z góry schodzą Caro z Dimitrijem.
-Oni chcą mnie zabić... Proszę przyjedź i wezwij policję. Błagam Cię...-objaśniłam najkrócej jak tylko mogłam. Wtedy właśnie dostrzegłam, że oboje już mnie widzą-Zrób, to proszę oni idą już...-dodałam i rozłączyłam się.
Carolin była niesamowicie wściekła. Natomiast Rosjanin lekko zdenerwowany. Przeraziłam się, bo blondynka rzuciła się w moją stronę i uderzyła w policzek.
-Ty suko!-krzyknęła i natychmiast pociągnęła mnie przed siebie. Na szczęście z moimi umiejętnościami mogłam sobie poradzić i kopnęłam ją w kolano. Kobieta puściła mnie, więc miałam większe możliwości i kopnęłam ją jeszcze raz, że upadła. Spojrzałam wtedy przelotnie na Dimitrija. Podszedł do mnie i odwiązał ręce.
-Spieprzajmy stąd.-powiedział i zaczęliśmy kierować się do wyjścia, ale dziewczyna wstała szybciej niż myśleliśmy i złapał mnie oraz zmusiła bym klękła na kolanach. Nie wiedząc skąd miała przy sobie pistolet. Mężczyzna patrzał się na nią i na mnie. Byłam zdenerwowana i przerażona.
-Nie rozumiesz, że jest już za późno? Policja już jedzie. To koniec!
-Koniec będzie dopiero jak ją zabije!-odkrzyknęła. Poczułam jak przyłożyła mi lufę to skroni. Serce zabiło mi jeszcze szybciej. Wiedziałam, że Caro jest zdeterminowana by zrobić mi krzywdę.
-Daj spokój! Nie wygrasz!-tłumaczył jej, ale była uparta.
-Moja siostra nie zasługiwała na taką śmierć!-usłyszałam, że łamie się jej głos. Ponownie wspomniała o swojej siostrze. Nic nie rozumiem z tego wszystkiego. O co chodzi z jej siostrą.
-Odłóż broń Caro...-zaczął powoli podchodzić do niej. Ja natomiast klęczałam dalej. Nie odzywałam się, bo w sumie nie myślałam w tamtym momencie o niczym. Bałam się, ale nie płakałam, chociaż byłam temu bliska.
-Nie!-wydarła się i przeładowała broń.-To koniec...-następnie szepnęła i już czułam jak kula przebija na wylot moją głowę. Nagle usłyszałam jak do domu wtargnęli policjanci z pistoletami. Blondyna przeraziła się na ich widok i po prostu spanikowała. Odskoczyła ze swoją bronią, a mundurowi zajęli się nią. Jedna z policjantek podeszła do mnie i spytała czy wszystko w porządku. Potwierdziłam, ale czy na pewno tak było? Odeszłam na bok cała roztrzęsiona tą sytuacją. Przykucnęłam i oparłam się o ścianę. Widziałam jak zakuwają Caro i Dimitrija. Nie wiem dlaczego, ale było mi go szkoda. Pomógł mi, ale z drugiej strony zapewne zabił wiele niewinnych osób. Nie wiedziałam jakie mieć o nim zdanie.
W pewnym momencie do domu wparował Marco. Jak go zobaczyłam od razu podskoczyłam i zawołałam, przez co policjantka wpuściła go do mnie. Szybko wtuliłam się w jego ciało i dałam upust emocjom. Zaczęłam płakać jak bóbr. Piłkarz natomiast mnie uspokajał, ale sam był roztrzęsiony. Głaskał moją głowę i starał się uspokoić mimo, że on sam potrzebował kogoś, kto uspokoi go. Zauważyłam też kontem oka jak zerka na Carolin. Widziałam w jego oczach przerażenie i niechęć do jej osoby. Brzydził się nią, tak samo jak ja.
-Na twoim miejscu uważałabym na niego.-nagle usłyszałam głos blondynki. Popatrzałam na nią, ale dalej byłam przytulona do blondyna. Zauważyłam, że jej twarz była teraz taka inna. Przekazywała zupełnie co innego. Nie widziałam w niej złości, ani nienawiści do mnie, ale... współczucie?
-Wyprowadźcie ją już!-rozkazał natychmiast Marco. Policjanci chcieli wykonać polecenie piłkarza, ale zaprzeczyłam.
-Nie, czekajcie!-krzyknęłam lekko z małą chrypką w gardle, która była spowodowana moim płaczem.
-Co ty robisz?-szepnął mi Marco, ale olałam go.
-Niech powie o co jej chodzi.-wyjaśniłam mundurowym, a oni stanęli z blondynką. Popatrzałam na nią, a Caro uznała to za możliwość wyjaśnienia wszystkiego raz na zawsze.
-To nie jest rozkaz, ani polecenia, a dobra rada. Zostaw go i znajdź sobie kogoś wartego uwagi i czasu. Reus Cię zostawi. Jak każdą. Jak moją siostrę.
-Co?-powiedziałam na równi z blondynem. Dlaczego nic z tego wszystkiego nie rozumem?
-O czym ty do cholery bredzisz? Jaką Twoją siostrę?-powiedział zdziwiony i zdenerwowany jednocześnie Reus.
-Już tyle ich miałeś, że nie pamiętasz?-odkrzyknęła.- To Ci ja wszystko przypomnę. Dwa lata temu. W Gladbach. Poznałeś na imprezie dziewczynę. Młodą, 19 - letnią szatynkę. Miała na imię Sarah. Poszliście razem do łóżka, a na drugi dzień oznajmiłeś jej, że to nic nie znaczyło. Zostawiłeś, a jeszcze dzień wcześniej gadałeś czułe słówka. Omotałeś, a potem zostawiłeś. Sarah się w Tobie zakochała! Zaczęła pić, palić, ćpać. Po kilku tygodniach przedawkowała. Zginęła przez Ciebie! Zabiłeś ją Reus!-mówiła i zaczęła płakać.-Szukałam Cię długo i długo pracowałam nad tym, by trafić do Waszego towarzystwa! Kevin był tylko moją przepustką. Chciałam Cię ukarać. Chciałam byś stracił kogoś tak jak ja. Nigdy mi na Tobie nie zależało. Chciałam Cię zniszczyć. Twój związek, tak jak ty zniszczyłeś mi rodzinę. Chciałam zabić Wiktorię. To było moim planem. Nie zasługu...
-Dobra dość.-powiedziała policjantka i zaczęła w towarzystwie drugiego kolegi wyprowadzać ją.-Za chwilę przyjdzie tu ktoś i spisze Wasze zeznania.-dopowiedziała.

Siedziałam na fotelu w salonie z kubkiem uspokajającej herbaty. Piłam ją małymi łyczkami. Czekałam na Marco, który wyszedł zadzwonić. Siedziałam tak i czekałam na niego. Chociaż może nie. Czekałam na wyjaśnienia. Moje myśli błądziły po tym, co się wydarzyło. Miałam kompletny mętlik w głowie. Nie widziałam, co mam o tym wszystkim sądzić. Byłam po prostu w szoku. To wszystko.. to gra? Carolin chciała zemsty? Chciała zabić mnie w zamian za swoją siostrę?
Nagle do mieszkania wszedł chłopak. Usiadł spokojnie obok mnie. Złapał moją dłoń i mocno ścisnął. Był zdenerwowany. Czułam jak jego ręka się trzęsie, a oddech ma przyspieszony. Nie poganiałam go, ale... bałam się. Bałam się, że to jednak, co mówiła Caro to prawda, bo w głębi duszy pragnęłam by jednak okazało się kolejną zagrywką z jej strony.
-Marco...-szepnęłam, a on popatrzał na mnie. Miał w oczach łzy. Prawdziwe łzy. Usiadł obok mnie bliżej i mocno przytulił. Ja sama wtuliłam się w niego mocniej i delektowałam się jego ciałem, zapachem, czułością. Jednak wiedziałam, że za chwilę to wszystko pryśnie. Wiedziałam, że za chwilę będzie gorzej...
-Pamiętasz jak mówiłem Ci, gdy byliśmy u mnie, że od przeszłości nie da się uciec?-zapytał mnie, a ja sobie wszystko przypomniałam. To stało się wtedy u niego w pokoju. Jego przeszłość jest, aż tak czarna i mroczna?
-Ttak? Marco... O co chodzi?-niepokoiłam się coraz bardziej.
-Gdy bylem młodym piłkarzem, swoją karierę zaczynałem w Ahlen. Byłem młody, niedoświadczony w życiu. Poznałem tam dziewczynę i się w niej zakochałem. Byłem zakochany po uszy. Kupowałem jej za pierwsze zarobione pieniądze prezenty, zabierałem w każde miejsce, gdzie chciała. Tak naprawdę to ja uczułem się miłości. Ale czy to była miłość?-zapytał samego siebie.-Z mojej strony na pewno, ale ta dziewczyna zostawiła mnie dla kolegi. Zostawiła, bo miał więcej kasy i dostał propozycję grania w lepszym klubie. Ja wtedy się załamałem. To zraniło moją męską dumę. Miałem dość miłości i przez wiele czasu nie mogłem się pozbierać. Pomógł mi trochę Kevin, który grał ze mną przez jakiś czas, ale potem i go zabrakło. Zacząłem pić i opuszczać treningi. Powoli staczałem się na dno. Pewnego dnia postanowiłem sobie zmianę. Nie mogłem przecież mazać się całe dnie. Postanowiłem sobie, że już nigdy się nie zakocham, a dziewczyny będę traktował tylko okazjonalnie do zaspokojenia swoich potrzeb. Tak też robiłem. Przeniosłem się do Mochengladnach, ale nie zmieniłem swoich nawyków. Pamiętam tą Sarah'ę. Poznałem ją na jednej z imprez. Pamiętam jak na drugi dzień była zrozpaczona. Nie chciała mnie wypuścić. Krzyczała, że mnie kocha. Wyśmiałem ją. Powiedziałem, że jest śmieszna skoro myślała, że coś z tego będzie. Pamiętam jak to jej oznajmiłem. Później przez jakiś czas żałowałem, ale szybko zapomniałem o niej. Poznałem Caro. Myślałem, że jest kimś więcej, ale nie była. Zauroczyłem się, ale to szybko minęło. Ja miłość poczułem dopiero przy Tobie...-mówił, a ja czułam jak z moich oczu lecą łzy. Poznałam sekret Marco, który skrywał bardzo długo. Mroczny sekret, który chyba nie chciałabym znać. To jest jakiś obłęd. Byłam z kimś, myślałam, że go znam, a tu okazuje się, że jest mi zupełnie obcym człowiekiem. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie mogłam na niego spojrzeć. Chciałam, bo mnie wołał, ale naprawdę nie mogłam. Próbowałam, ale jakaś siła mi zabraniała. W jakimś stopniu się go bałam, w jakimś nawet brzydziłam. Brzydziłam się tym co zrobił, jaki był, że przez niego nie żyje jakaś dziewczyna....
-Caro to zaplanowała. Chciała się mnie pozbyć. Mierzyła do mnie. chciała mnie zabić.-mówiłam ze spuszczoną głową.To wszystko jest chore, okropne.
-Wiki spójrz na mnie.-prosił, ale ja nie mogłam. Nie mogłam sama z siebie. Czułam do niego nienawiść, niechęć.
-Idź stąd Marco.-powiedziałam płacząc,
-Wiktoria nie... błagam...-słyszałam jak jego głos się łamie. Moje wargi od rosnących emocji też drgały.
-Pro...proszę.-powiedziałam zalana już kompletnie łzami. To było dla mnie trudne "wygonić" go, ale nie mogłam postąpić inaczej. Nie chciałam na razie go widzieć. Po tych słowach, co stało się w przeszłości...
Minęła chwila ciszy. Siedzieliśmy w niej. Ja co jakiś czas pociągałam nosem, a Marco siedział bez ruchu. Po chwili poczułam jego dłoń na moim udzie, a po chwili jego usta na moim policzku. Nie drgnęłam i właśnie to mnie najbardziej bolało. Byłam w tamtym momencie tak zła i jednocześnie przerażona na niego, że stał się dla mnie jakby wrogiem. Nie działał już na mnie w ten sam sposób, co kiedyś. Pocałował mnie, a ja ani drgnęłam.
-Przyjdę jutro.-oznajmił i powoli odchodził w stronę drzwi. W tamtej chwili walczyłam jednak ze samą sobą by się nie odwrócić. Nie zrobiłam tego ostatecznie. Usłyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi. Jak to nastąpiło płakałam głośno. Jak chyba jeszcze nigdy. Byłam w czarnej dupie. Czułam kilka różnych uczuć do Reusa na raz. Nie wiedziałam, które uczucie jest najsilniejsze na dany moment, ale wydaje mi się, że po prostu rozczarowanie. Czułam się zawiedziona jego zachowaniem. W pewnym momencie po prostu się go brzydziłam.Wiedziałam i miałam świadomość, że nie był święty. W jakimś stopniu wiedziałam, że miał kochanki jak był z Caro, ale że aż tyle? Nie miałam pojęcia też, że miał takie pojęcie o miłości... To wszystko to chyba jednak za dużo jak na jeden dzień...
Zanosiłam się płaczem jeszcze przesz jakąś godzinę, gdy nagle w domu pojawił się Kuba wraz z rodzicami, których wezwali wcześniej policjanci. Jak tylko ich zobaczyłam szybko rzuciłam im się na szyje.
-Przepraszam...-powiedziałam tylko tyle. Wszyscy zaczęli mnie wtedy tulić i pocieszać. Każdy z nich wie tylko o napadzie. Jednak najbardziej boli mnie to, że znowu z Marco wszystko się zepsuło i nie zapowiada na szybki powrót do normalności, jeżeli w ogóle jest możliwy. Na ten moment wszystko się skończyło...
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA WYCZEKIWANĄ PRZEZE MNIE 35

*mecz w rzeczywistości był dzień później

Zobaczyliście w końcu rozdział, który musiałam już Wam pokazać!
Jest inny i w sumie nie wiem, co mam jeszcze dopowiedzieć. Sama jestem w szoku, że aż tak to wszystko pokręciłam, ale w  sumie w końcu wiecie, co chciała Carolin...

A i przepraszam za długość, ale nie sądziłam, że aż tak to wyjdzie :/
Nie chciałam jednak tego urwać i ciągnęłam.

Co o nim sądzicie? Jak wrażenia? W szoku?
Możliwe, że wszystko nie jest jeszcze jasne, ale wyjaśni się w najbliższych rozdziałach.

Kiedy kolejny?
Jak pod tym będzie dużo komentarzy :) To wszystko zależy od Was :)

Komentujemy! 

ENJOY ♥

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 34


"SPOKOJNIE MARCO"


*******
Tak, zgodziłam się. Czy postępuję dobrze? To okaże się dopiero o 19. Szczerze to chcę tego spotkania, chociażby by go ponownie zobaczyć. Nie mam zamiaru powtarzać już jak wygląda obecnie moja postawa. Kocham i nienawidzę jednocześnie. Niestety. 
Po za tym jestem ciekawa, co ma mi zamiar wyjaśnić. Może rzeczywiście to wszystko inaczej wygląda, ale czy ja byłabym w stanie zdobyć się na ponowne wkroczenie w związek. Ah... nie mam już siły na to wszystko. Dodatkowo nie mam za bardzo co ze sobą zrobić. Do domu nie mogę wrócić, bo jest tam moja mama, a nie mam zamiaru jej się tłumaczyć. Chociaż tak na dobra sprawę i tak pewnie pan Lukas już zadzwonił do niej, bo co jak co, ale wagarów to on nie toleruje. 
Gdy na telefonie zobaczyłam godzinę 10.10 postanowiłam ruszyć swój tyłek i udać się do Ani. Tak, nie miałam z nią ostatnio kontaktu, ale to dlatego, ponieważ pojechała na weekend do kliniki na Bawarię. Dzwoniłam do niej tylko raz i opowiedziałam w pigułce, co się stało.
Idąc do dzielnicy, gdzie mieszkają sportowcy, usłyszałam jak ktoś do mnie dzwoni. Jak się po chwili okazało jest to moja mama. Nie widziałam czy mam odebrać, ale ostatecznie nie zrobiłam tego. Wiedziałam, że od razu wypytywała by się mnie gdzie jestem, a prawda jest taka, że potrzebuję teraz tylko pomocy przyjaciółki. Zadbałam też o to by więcej mi już nie przeszkadzała i wyłączyłam telefon.
W końcu dotarłam pod dom Lewandowskich. Weszłam na ich posiadłość wpisując kod, który znam bardzo dobrze. Jednak postanowiłam zadzwonić do drzwi, by nie zaskoczyć karateczki. Po chwili usłyszałam kroki i ujrzałam brunetkę.
-Wiki!-krzyknęła jak mnie zobaczyła i mocno rzuciła się na mnie. Bardzo za nią tęskniłam. Wydaje mi się, że jest ona chyba jednym z trzech powodów dzięki, którym jestem jeszcze w Niemczech. Ona, Ann i Mario jako jedyni powstrzymują mnie teraz od spakowania się i wrócenia na stare śmieci. No i jeszcze może moi rodzice z bratem. Brunetka jak na swój stan zdrowia nie wyglądała za najgorzej. Ale przede wszystkim kobieta jest cały czas uśmiechnięta i nie zapowiada się na jego brak w najbliższym czasie. 
Gdy przyjaciółka wypuściła mnie z uścisku zerknęła na mnie jednym spojrzeniem i już wiedziała, że jest coś nie tak 
-Nie powinnaś być w szkole?-zapytała mnie, a ja spuściłam głowę robiąc przy tym dziwną minę.-Widzę, że jest gorzej niż myślałam.-skomentowała i zaprosiła mnie do środka. Usiadłam w salonie, a po chwili dołączyła do mnie Anna z gorącymi kubkami herbaty i od razu postanowiła przejść do rzeczy oraz dowiedzieć się, co się wydarzyło podczas jej nieobecności. Także tak zrobiłam i rozgadałam się na kilka, kilkanaście minut. Ania słuchała mnie uważnie, a co było najdziwniejsze nie uroniłam ani jednej łzy. Żona Roberta nie ukrywała, że wiedziała co nie co ode mnie, wtedy jak zadzwoniłam, ale i też od Robert, który wczoraj, gdy przyjechała, opowiedział jej w szczegółach.
Gdy skończyłam poczułam się zdecydowanie lepiej i pewniej. Cieszyło mnie to, że przyjaciółka wysłuchała mnie i praktycznie nie przerywała. Jak moja opowieść dobiegła końca, w której nie ominęłam niczego, Ania głośno westchnęła.
-Ah... zostawić Was na kilka dni.
-Ania, co ja mam zrobić. Jeszcze ta gazeta... To pewnie ona do nich napisała. 
-Zapewne.-potwierdziła moje zdanie.-Zapewne chciała jeszcze bardziej pogrążyć Marco.
-Ja już nie wiem co mam robić i czy w ogóle powinnam się z nim spotkać.-powiedziałam i podkuliłam nogi bliżej siebie, następnie oparłam o nie swoją głowę.  
-Naprawdę bardzo Ci współczuję, ale posłuchaj teraz mnie i popatrz tu.-przysiadła się bliżej mnie, a ja wykonałam jej polecenie. Popatrzałam na nią i czekałam na jej reakcje.
-Masz 100 % pewność, że to co mówi Carolin to prawda?-zapytała.
-Nie... nie mam.-odparłam.
-Masz 100 % pewność, że nie kochasz Marco?
-Nigdy nie powiedziałam, że go nie kocham już.-po krótkiej chwili wybroniłam się.
-Właśnie. Wiki ty go kochasz i tego nie da się ukryć. Kochasz Marco, ale ciągle wmawiasz sobie, że go nienawidzisz, bo sprawił Ci ogromna przykrość. Tęsknisz za nim i go pragniesz. Robert mówił mi, że on był załamany tym wszystkim. Tą sytuacją. Ty MUSISZ z nim się spotkać. Zobaczysz, że to Ci tylko pomoże. Nie ważne jaka będzie prawda, ale jestem prawie pewna, że on nie zdradziłby Cię. Nie mogły po prostu. Nie osobę, która tak szalenie kocha jak ty. 
-Też go kocham...-dopowiedziałam. W sumie tak na dobrą sprawę pierwszy raz wyznałam przed kimś moje uczucia. 
-Widzisz? Uwierz mi, że nigdy jeszcze nie widziałam tak szczęśliwego Reusa, jak był z Tobą. 
-Ale co jeżeli to wszystko będzie jednak prawdą? Co jak naprawdę mnie zdradził?-ciągle utrudniałam sobie wszystko co możliwe. 
-Na razie nic nie jest pewne, więc nie myśl o tym. 
-Ania, ale ja nie wiem czy potrafię tak od razu mu uwierzyć. Mimo wszystko okłamał mnie. Obiecał, że nie będzie już się spotykał z nią. Obiecał mi rozumiesz?!-na koniec lekko podniosłam głos z bezsilności.
-Wydaje mi się, że Marco ma może po prostu za dobre serce i chciał wszystko ze sobą pogodzić. Na pewno nie zrobiłby Tobie na złość.
Po tym wszystkim zyskałam jakby większa pewność. Ania dodała mi wielkiej otuchy oraz dzięki niej zrozumiałam jeszcze bardziej, że Marco bądź co bądź dalej jest ważną częścią mojego życia i nie prędko się go pozbędę. Wiem, że jest wiele możliwości jak potoczy się nasze spotkanie, ale jedno jest pewne. To, że nie od razu wszystko wróci do normy. Bardzo pragnę tego, ale ja po prostu potrzebuje czasu. 
Moja wizyta u Ani skończyła się około 12. Jeszcze długo rozmawiałyśmy, ale starałyśmy się unikać tematów w okół Marco. Na szczęście nie było to wcale takie trudne i już po chwili śmiałyśmy się i gadałyśmy tak jak kiedyś. Obie zapomniałyśmy o naszych problemach. Ja o Marco, a Ania o chorobie. To trudny dla nas czas, ale jeżeli ma się w około przyjaciół to wszystko jest możliwe. 
Przed moim odejściem w domu pojawił się Robert, który wrócił z treningu. Chwilę z nim porozmawiałam i już się zmyłam. Lewy prawdopodobnie nie był tym zachwycony, bo chyba chciał pogadać ze mną jeszcze o Reusie, ale dzięki pomocy Ani obyło się bez tego.
Pożegnałam się z młodym małżeństwem i już mnie nie było. Idąc cały czas w głowie układałam co powiem mamie, jak ją spotkam w domu. Szczerze to bałam się tego, bo wiem, że mama jak chce potrafi być bardzo surowa. Gdy byłam już praktycznie przed domem postawiłam na kompletny spontan i dodałam sobie tym trochę odwagi. Podeszłam pewnie do drzwi i otworzyłam je. Od razu w oczy rzuciło mi się, że prócz mojej rodzicielki jest też tata. Obije wstali i podeszli szybko do mnie. Wtedy nagle moja odwaga gdzieś zniknęła. 
-Możesz nam do jasnej cholery powiedzieć gdzie byłaś?-moja mama postanowiła przejść od razu do konkretów. 
-No ja... byłam...-zachowywałam się jakbym zapomniała języka w gębie. 
-NO TY?!-denerwował się ojciec.
-Najpierw byłam w parku, a potem poszłam do Ani.
-A może nam wyjaśnisz dlaczego?-dodał, a zaraz po nim włączyła się blondynka. 
-Wiktoria nie rozumiesz, że zdajesz w tym roku maturę? Myślisz, że Marco będzie Cię utrzymywał?!-powiedziała coś, czego nie powinna. Uraziła mnie, a przy okazji jeszcze rozkopała wszystko. Zdążyłam zapomnieć, ale ona musiała wszystko zepsuć.
-Dajcie mi wszyscy święty spokój...-odpowiedziałam zmarnowana i zaczęłam się rozbierać. Rodzice jednak nie odpuszczali. 
-Dziecko co się z Tobą dzieje ostatnio?-panikowała rodzicielka.-Chodzi o Marco? Pokłóciliście się, tak? Czy o szkołę?
-Porozmawiaj z nami.-ciągle nie dawali mi spokoju.-Przecież pomożemy Ci.-spojrzałam na nich, a oboje dostrzegli, że mam łzy w oczach. Ponownie to wszystko tak wiele mnie kosztowało. Ania ma chyba jednak rację. To spotkanie może mi tylko pomóc.
-Błagam... dajcie mi spokój.-wyznałam i udałam się do swojego pokoju. Rzuciłam gdzieś w kąt torebkę i położyłam się na łóżko. W taki o to sposób planowałam przeżyć do 19.


*******
Dawno już nie czułem się tak dobrze. Trening minął nam w bardzo przyjemnej atmosferze, a szczególnie mogę powiedzieć to ja. Trener wybaczył i przyjął moje przeprosiny. Cieszy mnie to, bo klub jest dla mnie niesamowicie ważny. Ważna jest dla mnie piłka i osoby, które tu grają, kibicują i po prostu są. To, że Borussia jest jedną wielką rodziną sprawdza się po raz kolejny. 
Gdy trening dobiegł końca z uśmiechami na twarzach opuściliśmy murawę, ale zobaczyliśmy kilka dziewczyn, które siedziały na trybunach. Była to Cathy, Sila, Lisa i Tugba. Złożyło się tak, że praktycznie wszyscy podeszliśmy do nich. Chłopaki przywitali się pocałunkiem i szczerym uściskiem. W głębi zazdrościłem im. Tak bardzo chciałem, żeby wszystko wróciło już do normy. Tak bardzo chciałem by Wiktoria mi wybaczyła moje kłamstwa i czekała na mnie.
-Marco?-nagle usłyszałem swoje imię. Wołała mnie Cathy. 
-Tak?-spojrzałem na nią pytająco i oczekiwałem odpowiedzi. 
-Jest sprawa.-zaczęła.-Chodzi o to, że byłyśmy z dziewczynami w sklepie. Była tam ta gazeta -pomachała nią.- piszą tutaj o Was. O Tobie i o Wiki. "Podobno" miałeś romanse z kilkoma dziewczynami swoich kumpli. Znaczy tak, tutaj wyczytałam.
-Co?!-krzyknąłem poddenerwowany i wyrwałem praktycznie z jej rąk czasopismo. Nigdy nie przejmowałem się tym, co piszą na mój temat i temat moich bliskich, ale gdy teraz znajdują się tam takie kłamstwa nie mogę tego tak zostawić. Po prostu tak nagle mój dobry humor znikł. 
-Spokojnie Marco.-poczułem rękę Mario na ramieniu.-Przecież każdy z nas wie jak jest naprawdę. Nie ma sensu się tym przejmować. To tylko głupia gazeta. 
-Mario to już nie jest nic!-krzyknąłem.-Zobacz, co oni tu wypisują. To jest po prostu już oczernianie mnie i Wiktorii przy okazji. Cholera.. Jak ona to zobaczy?
-Z dziewczynami tak myślałyśmy skąd oni w ogóle mogą o tym wiedzieć. Przecież to nie wychodziło poza nasz okręg.-mówiła Tugba.
-No chyba, że Wiktoria powiedziała komuś w szkole, a on przekazał to dalej.-myślała dalej Lisa.
-Nie, raczej nie. Znam parę osób z jej szkoły, z którymi się zadaje i nikogo nie podejrzewam. Ale...-nagle mnie olśniło. Któż inny mógłby chcieć udupić mnie jeszcze bardziej niż sama sprawczyni tej całej afery. To musi być Carolin. Najwidoczniej jeszcze jej mało...
Szybko rzuciłem gazetę na murawę i pobiegłem szybko do szatni przebrać się. Koledzy i dziewczyny wołali mnie oraz pytali co się dzieje, ale nie było czasu na tłumaczenia. Muszę załatwić coś, co powinienem już dawno.
Gdy się przebierałem chłopaki właśnie wchodzili do pomieszczenia. Byli trochę zdziwieni moim zachowaniem, ale nie było za bardzo dużo czasu na wyjaśnienia.
-Powiesz nam co planujesz i gdzie się tak śpieszysz?-zapytał Lewy.
-Pomyślcie przez chwilę.-powiedziałem.-Komu najbardziej zależy na tym by mnie zniszczyć?-zapytałem, ale odpowiedziała mi cisza.-Carolin!-krzyknąłem, a chłopaki równie się ze mną zgodzili. Nawet Kevin.
-Jedziesz do niej?-spytał się mnie.
-Tak, ale...
-Podobnie jest teraz w hotelu. Tym w centrum miasta. Tyle wiem.-odpowiedział zanim zdążyłem się cokolwiek zapytać. Odpowiedziałem mu tylko jeszcze krótkie "dziękuję" i zacząłem się ponownie szybko ubierać w swoje normalnie ubrania. Nawet nie brałem prysznicu. Pożegnałem się szybko z chłopakami i pognałem na parking, gdzie czekał tam mój samochód. Wsiadłem do niego i jechałem o centrum Dortmundu.
Po około 20 minutach byłem na miejscu. Niestety tak długo, ale na mieście były niesamowite korki. Droga strasznie mi się dłużyła, ale poczułem ulgę jak dojechałem na miejsce.
Szczerze to ja tak dokładnie nie wiedziałem, co mam powiedzieć jej jak ją spotkam. W sumie jak ją W OGÓLE spotkam. Chociaż tak na dobrą sprawę i tak mamy do wyjaśnienia wiele rzeczy.
Wkrótce zaparkowałem na hotelowym parkingu i szybko wysiadłem z auta i pokierowałem się do wejścia budynku, zauważyłem ją. Zauważyłem blondynkę, którą kiedyś uważałem za osobę, której mogę ufać, a ona może na mnie zawsze liczyć. Osobę, którą uważałem za przyjaciela. Najwidoczniej muszę być bardziej nieufny i ostrożny podczas nowych znajomości. Uważać na przyszłość kogo ma się za przyjaciela.
Stała tam, ale co najdziwniejsze nie była sama. Stała z jakimś mężczyzną. Na oko był trochę starszy ode mnie. Czyżby znalazła sobie nowego idiotę, podobnego do mnie? A może raczej tak samo głupiego jak ja?
Zacząłem podążać w jej stronę. Po przejściu jakiejś odległości, zaważyła mnie. Nie za bardzo potrafiłem wyczytać czy jest szczęśliwa, że mnie widzi, czy może bardziej zdenerwowana lub przerażona. Chociaż jedno było pewne. Nie spodziewała się mnie tutaj. W tym miejscu.
-Miło Cię widzieć Caro.-powiedziałem, jak już stałem praktycznie koło niej. Ona jednak nic nie odpowiedziała tylko spojrzała się na swojego kolegę, a potem ponownie na mnie.-Co ludzi nie poznajesz już? Wcześniej byłaś bardziej rozmowna, a nawet chętna na wiele innych rzeczy.-gadałem cały czas spokojnie chociaż, że w środku gotowało się we mnie.
-Czego chcesz ode mnie?-zapytała z pogardą, a ja nie wytrzymałem.
-I ty masz jeszcze czelność pytać się czego od Ciebie chcę?! Nie bądź śmieszna! Dobrze, wiesz po co tu jestem!
-Nie krzycz na mnie!-odkrzyknęła oburzona.-Nie mam z Tobą o czym rozwiać!
-Wiesz co? Nawet nie masz pojęcia jak żałuję, że ponownie Ci wybaczyłem. Jesteś okropna. Przyznałabyś się chociaż to tego co  narobiłaś!
-Niby przed Tobą?
-Przed samą sobą! Okłamałaś mnie i swoich najbliższych, Kevina. Wiesz jak on się teraz czuje? Masz pojęcie? Wykorzystałaś i zaplanowałaś sobie wszystko. Wiesz.., ja nawet tamto jeszcze bym pojął. Ale to, że poszłaś z tym do prasy i nakłamałaś im, to jest po prostu chore i niedojrzałe! Ty jesteś chora i niedojrzała!
-Licz się ze słowami Marco, bo możesz tego pożałować!-wtedy zobaczyłem jej prawdziwą twarz. Twarz, którą ukrywała przed innymi, a szczególnie przede mną.
-Grozisz mi? Pamiętaj, że znam prawników, którzy za jednym skinieniem mojego palca wsadzili by Cię do psychiatryka, więc lepiej to ty licz się ze słowami!-postanowiłem też pokazać moją inną osobowość. Osobowość, która myślałam, że całkowicie zaniknęła pod wpływem Wiki. Jednak jak widać osobowość nigdy nie zanika. Nie da się zmienić człowieka. Da się tylko ukryć jego gorsze strony. 
-Zjeżdżaj!-odepchnęła mnie i pociągnęła za rękę tego swojego "kolegę". Oboje szybkimi krokami wchodzili do hotelu.
-Pamiętaj, że ja nie rzucam słów na wiatr! Odkręć to wszystko w mediach, albo obiecuję, że to są Twoje ostatnie chwile na wolności!-odkrzyknąłem, ale prócz tego faceta, nikt nie zareagował.
Nie mając nic innego do robienia, postanowiłem w końcu pojechać do domu i szykować się powoli do spotkania z Wiktorią.


*******
Od czasu, gdy wróciłam od Ani, nie ruszałam się z pokoju. Przesiedziałam tam cały dzień. siedziałam w ciszy i spokoju, chociaż tylko co jakiś czas dobijali się do mnie rodzice lub Kuba, ale udolnie ich zbywałam. Gdy na zegarku wybiła godzina 18.30 zaczęła powoli szykować się na spotkanie. Szybko i bezproblemowo ubrałam się. Poszłam jeszcze do łazienki w miarę ogarnąć moje włosy. Nie malowałam się ani nie starałam wyglądać jakoś specjalnie. Był wieczór i już nawet ciemno, więc na moje szczęście blondyn nie musiał oglądać mnie dokładnie, ale szczerze? Nie obchodzi mnie to jakoś specjalnie. 
Jeszcze przed 19 byłam na dole i ubierałam buty i kurtkę. Rodzice byli z Kuba w salonie, więc dokładnie widzieli, co robię. 
-Dokąd idziesz?-zapytała mama. Czyli tak ma to teraz wyglądać? Będę zdawała jej relację ze wszystkiego? 
-Nie ważne.-zbyłam ją.
-Wiktoria do cholery!-krzyknęła.-Mam dość Twoich humorków! Albo ogarniesz się w tej chwili, albo...-nie skończyła się, bo się zawiesiła. 
-No właśnie! Bo co!-cały czas krzyczałam.-Zabronisz mi wychodzić? Każesz się wyprowadzić? Spokojnie nie bój się, bo ja sobie świetnie poradzę. Jestem dorosła i nie potrzebuję Waszej pomocy!
-Tobie się tylko wydaje, że jesteś dorosła! A nie jesteś! 
-Nie?-zakpiłam.
-Nie, bo zachowujesz się jak rozkapryszony bachor! Jak coś Ci nie pasuje to zaraz tupiesz nóżką. Jak ktoś Ci zwróci uwagę to obrażasz się. Tak zachowuje się dorosła, bo coś nie wydaje mi się.
-Czego ode mnie oczekujesz? Że będę zwierzała się Wam z mojego życia? Opowiadała ze szczegółami moje życie? Tego chcesz? Dobrze! A więc proszę: mój związek wali się przez głupią blondynkę, która nie wiem dlaczego nienawidzi mnie. Możliwe, że mój chłopak mnie zdradził, a w najlepszym wypadku "tylko" okłamał. W gazecie pojawiają się informację, że ponoć Marco przespał się z połową dziewczyn swoich kolegów! Czasami mam ochotę rzucić wszystko! Czasami nie chce mi się nawet żyć! A teraz jeśli pozwolicie idę spotkać się z Marco wyjaśnić co trzeba. MOGĘ?!-gdy skończyłam dopiero poczułam łzy, które spływały z moich oczu po policzkach. Ale nie mogłam się powstrzymać. Ja po prostu wybuchłam i wykrzyczałam wszystko, co myślę, a co najważniejsze czuje. Moja matka stała jakby ją zamurowano. Tata, który był w salonie też podniósł się. Oboje patrzeli na mnie, a ja się powtórzyłam.
-Mogę?
-Tttak.-powiedziała, a ja nie czekając na nic więcej po prostu wyszłam trzaskając drzwiami. 

Wieczory, to chyba moja ulubiona pora dnia. Lubię wychodzić na wieczorne spacery. Czasami wychodziłam właśnie z Reusem. Zawsze mówiliśmy sobie jak jest pięknie. Nikt nam nie przeszkadzał. Zachowywaliśmy się jakbyśmy byli nastolatkami, a te spacery to jedyna możliwość wymknięcia się z domu. Nasz związek jest zakazany i to nam się najbardziej podobało. 
Idąc w nasze miejsce czułam się dziwnie. Nie potrafię tego opisać, ale możliwe, że to przez tę kłótnię z rodzicami. Szłam i słyszałam całą drogę szelest liści pod moimi nogami. Od dzieciństwa lubiłam ten dźwięk. Kochałam zabawy w stercie liści z moim bratem. Pamiętam jak marzyłam by stać się już dorosłą osobą. Teraz z biegiem czasu oddałabym wszystko by powrócić do beztroskich lat, gdzie największym problemem było nieobejrzenie odcinka ulubionej bajki lub zgubienie zabawki. 
Nagle zauważyłam wysoką postać, stojąca na moście. Opierała się o barierkę. Przez chwilę stanęłam w miejscu i obserwowałam go, bo wiadome było od razu, że to Reus. 
Po kilku sekundach postanowiłam podejść do niego. Gdy byłam już blisko, prawdopodobnie usłyszał mnie, bo się odwrócił, ale zaraz potem powrócił do normalnej pozycji.
-Hej.-szepnęłam jak stałam już obok niego. 
-Hej...-westchnął. Dopiero teraz zauważyłam, że on równie mocno cierpi i dopiero teraz poczułam ogromny brak jego. Nie taki jak zazwyczaj. Teraz miałam ochotę rzucić się w jego ramiona i zapomnieć o wszystkim. Jednak wiem, że tak nie można. 
-Chciałeś się spotkać. Jestem, więc mów.-mówiłam cały czas patrząc na malutki strumyk wody pode mną.
-Chciałem pogadać o tym wszystkim...
-Słucham.
-Nie zdradziłem Cię.-powiedział od razu. Szczerze myślałam, że potrwa trochę zanim zdecyduje się na powiedzenie tego.-Nie zrobiłbym tego. Carolin Cię okłamała nie wiem dlaczego, ale kocham Cię za mocno by zrobić coś takiego.-odwrócił się w moją stronę. Pewnie pragnął bym zrobiła to samo.
-Czytałeś dzisiejszą gazetę?-zapytałam i w końcu popatrzałam w jego oczy.
-Czyli jednak widziałaś to...-spuścił lekko głowę.-Załatwię to i gazeta będzie jeszcze przepraszać nas za ten artykuł.-nagle poczułam jego zimne ręce, które dotykają moich dłoni. Lekko drgnęłam, ale nie cofnęłam ich. Pragnęłam bardzo tego.
-Marco nie chodzi o to. Mam gdzieś te gazety. Chodzi o fakt, że mnie okłamałeś. Obiecałeś dać sobie spokój z Caro. Obiecałeś mi. Obiecałeś...Obiecałeś...-z każdym kolejnym słowem ściszałam głos. 
-Wiem i jestem tego świadomy, ale proszę. Nie przekreślaj naszej miłości przez to kłamstwo. Obiecuję, że już nigdy Cię nie okłamię.-postanowił oprzeć swoje czoło o moje. Ręce dalej mieliśmy złączone. 
-Wiesz jak się poczuła, gdy dowiedziałam się to przypadkowo od Matsa? Jak ostatnia idiotka.-szeptałam dalej.-Zraniłeś mnie Reus. Bardzo.
-Przepraszam. Proszę. Ja wiem, że na razie nie będzie już tak jad dawniej, ale proszę. Przynajmniej spróbujmy. Kocham Cię.-powiedział i zbliżył się do mnie. Musnął lekko moje wargi i czekał na odpowiedź z mojej strony. Zawahałam się najpierw, ale zaraz potem pocałowałam go zachłanniej. Brakowało mi tego. Dawno nie czułam jego ust i przez to poczułam się wspaniale. Byliśmy połączeni w pocałunku, który z minuty na minutę robił się coraz bardziej namiętny. Kiedy zabrakło nam tchu odczepiliśmy się od siebie. Popatrzałam w jego oczy i powiedziałam cicho.
-Też Cię kocham, ale daj mi czas. Ja nie ufam Ci jeszcze do końca...
-Ile mam czekać?-dopytywał się. 
-Tego nie wiem.-odparłam i ponownie zatopiłam się w jego ustach. Tym razem na dłużej. Założyłam swoje ręce za jego kark, a on swoje położył na moich biodrach. 
-Powieź mi tylko, że już będzie jak dawniej.-po raz kolejny przerwał. 
-Chciałabym, ale nie mogę. Ja Cię nie okłamię...
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ <3

Tak, więc jest to rozdział przed 35, który jest moim zdaniem jednym z ważniejszych i prawie go napisałam. Jaki będzie? No właśnie czytajcie dalej :*

Jest taka sprawa, że założyłam nową kartę. Jeśli macie ochotę skontaktować się ze mną, popisać, czy po prostu poznać piszcie na ten mail podanym w zakładce :)
Dodatkowo założyłam specjalnie aska dla tego bloga. Jeśli macie jakieś pytania co do opowiadania, bohaterów, rozdziału 35, tego kiedy będzie kolejny rozdział lub po prostu jakieś pytania do mnie to pytajcie właśnie tak :3
Zapraszam do zakładki! ;)

Także kolejny to będzie ważny i zdecydowanie inny rozdział. Jestem ciekawa Waszej reakcji, ale z drugiej strony się trochę boję.
Mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy, to rozdział pojawi się zdecydowanie szybciej!

Do następnego ♥

ENJOY ♥

środa, 11 marca 2015

Rozdział 33


"POWINNAM CIĘ PRZEROSIĆ"


*******
Gdy byłam mała, miłość była rzeczą, o której marzyłam. Szczególnie chodziło mi o taką miłość damsko - męską. Wyobrażałam sobie swojego idealnego mężczyznę, a wzorami byli wszelacy bohaterowie różnych bajek. Marzyłam by w przyszłości mieć męża i kochać go z całego serca, a on również by odwzajemniał to uczucie. Zabierałby mnie na romantyczne kolacje, spacery, mówił czułe słówka, a od czasu do czasu pocałował. Bylibyśmy szczęśliwi. 
Nie da się ukryć, że to wszystko jest zwykłą fantazją małej dziewczynki, bo tak naprawdę nie istnieją idealne związki. Bowiem w każdym istnieją sprzeczki, kłótnie, nieporozumienia. Niekiedy jest gorzej i występują zdrady, kłamstwa i oszustwa. 
W moim przypadku nie umiem siebie sklasyfikować do jakiejś grupy. Przecież mój związek z Marco był jedynie fikcją, czymś nie realnym. Mimo, że on już mnie nie kocha, a nawet nigdy nie kochał,  ja niestety nie mogę. Ciągle nocami myślę o nim, wspominam. Kocham tego idiotę i nic się na pewno przez jakiś czas nie zmieni. Na to trzeba kilku tygodni jak nie miesięcy. Muszę po prostu nauczyć się żyć na nowo bez miłości, bez jego u boku. 
W niedzielę wróciłam już do siebie do domu. Nie mogę siedzieć cały czas na głowie Mario i Ann. Mają też przecież swoje życie i swoje sprawy czy problemy. Mario chciał ze mną jeszcze na koniec porozmawiać, ale zbyłam go tłumacząc, że nie mam ochotę na rozmowę z kimkolwiek. Podobnie było oczywiście z bratem i z rodzicami. Od razu zauważyli, że coś jest na rzeczy, ale ja nie miałam zamiaru ani nawet ochoty tłumaczyć się im z mojego życia. Na razie jedyne czego pragnę to samotność. Dlatego, więc spędziłam całe niedzielne popołudnie na siedzeniu samej w pokoju, słuchaniu muzyki i odrabianiu lekcji.

Nagle usłyszałam budzik, który miałam ustawiony w telefonie. Tak, poniedziałek. Z jednej strony to może i nawet dobrze, bo choć na kilka godzin zapomnę o rzeczywistości, a z drugiej przecież wiem doskonale, że nie uda mi się. Zmuszona wstałam w końcu z łóżka i podeszłam do lustra, które stało w garderobie. Jak wyglądałam? Jednym słowem - okropnie. Poszukałam jakiegoś stroju na dzisiaj i udałam się od razu do łazienki by zamaskować moje prawdziwe "ja". Pod maską jaką stworzyłam udało mi się chociaż na chwilę zakryć ból wewnętrzny. Zeszłam na dół, gdzie czekali na mnie rodzice i Kuba. Przywitałam się z nimi i zasiadłam do stołu. W kuchni, a nawet w całym domu dało się wyczuć gofry domowej roboty. Uwielbiałam, kiedy mama je robiła, bo muszę przyznać, że bardzo dobra z niej kucharka. Niestety, ale nie odziedziczyłam po niej tej cechy.
Przez całe śniadanie widziałam jak każdy patrzał się na mnie ukradkiem. Zupełnie jakby chcieli odczytać z mojej twarzy, co takiego się wydarzyło przez ten jeden weekend. Nagle Kuba dostał SMS i po chwili powiadomił nas, że już wychodzi, bo czekają na niego koledzy. Pożegnał się i już go nie było.
-Zawieźć Cię do szkoły?-zapytał mój tata po minucie.
-Jeśli możesz.-odpowiedziałam nie patrząc nawet na niego. Kątem oka jednak zauważyłam, że oboje z mamą popatrzeli na siebie bezradnie. Wiem, że teraz mogę im zaufać i powiedzieć, co mnie gryzie, ale jakoś nie mogę. Jest mi po prostu wstyd się przyznać, że po raz kolejny dałam się omotać. Po za tym jestem dorosła i powinnam już dawno wziąć sprawy w swoje ręce. Muszę być samodzielna i dawać radę sama, bo niestety, ale takie jest życie. Nie raz zapewne jeszcze dostanę ogromnego kopa w tyłek. Muszę być silna, bo karma wcześniej czy później wróci do mnie.
Około 7:40 byłam już gotowa i razem z tatą pojechaliśmy w kierunku mojej szkoły. Całą drogę siedziałam oparta o szybę w samochodzie. Widziałam mijające szczęśliwe osoby, które wyglądały zupełnie jakby nie mieli nigdy problemów. Zazdrościłam im. Widziałam też wiele par idących razem do szkoły, pracy, na wspólne śniadanie. Nie ważne gdzie. Ważne, że byli po prostu razem i mieli siebie. Nim obejrzałam się byłam już pod budynkiem. Odparłam zwykłe "cześć" i już mnie nie było. Idąc myślałam ponownie nad całą tą sytuacją i nie wiedząc, kiedy wpadłam na kogoś.
-Przepra..o cześć Oli.-uśmiechnęłam się lekko jak zobaczyłam, kto jest moją przeszkodą.
-Mam rozumieć, że skoro to na mnie wpadłaś to przeprosin się już nie należy?-oburzył się na żarty Oliver.
-W końcu coś załapałeś.-odgryzłam się i zaczęliśmy iść do szkoły. Wchodząc równo do szkoły poczułam się tak jakby na moment wszystkie problemy ze mnie zeszły. Towarzystwo osób w moim wieku działało na mnie bardzo pozytywnie.
Oboje z chłopakiem podeszliśmy najpierw do szatni, a potem do reszty przyjaciół z klasy. Stojąc i rozmawiając o nadchodzącym tygodniu zauważyłam stojącą Jessice z jakimiś dziewczynami. Stały jakiś kawałek dalej, ale i tak było je słychać, bo rozmawiały i jednocześnie śmiały się bardzo głośno. Prawdopodobnie zauważyły, że przez jakiś czas patrzałam na nie i niestety, ale zaczęły kierować się w moją stronę. Głośno westchnęłam, co nie uszło innym uwadze. Nie da się ukryć, że Jess jest niezwykle upierdliwą i nieznośną osobą dla wielu. Po kilku sekundach grupa dziewczyn, w których przeważały blondynki, była już obok nas. Dopiero teraz zauważyłam, że córka dyrektora ma w ręku jakąś gazetę.
-Cześć Wikuś.-zaczęła.-Jak tam się trzymasz?
-Co Cię obchodzi tak nagle jej życie?-odpowiedział za mnie Martin, który szczególnie nie lubił dziewczyny.
-Nie rozmawiam z Tobą.-syknęła i ponowni popatrzała na mnie ze sztucznym uśmiechem, który praktycznie idealnie pasował do jej sztucznego charakteru i osobowości.-Wiesz Wiki pytam, bo tak przypadkowo wpadła mi dzisiaj do rąk taka o to gazetka.-powiedziała i pomachała mi ją przed nosem.-No i bardzo się zdziwiłam jak przeczytałam co w niej pisze. Czekaj może Ci zacytuje: "Młodej Polce - Wiktorii Müller nie było dane długo przebywać w sferach WAG's. Fotoreporterzy, sława, znajomości - to już dla dziewczyny przeszłość. Jak donoszą nasze źródła para, która spotykała się niecały miesiąc, właśnie powiedziała sobie "dość". Powodem ponoć były liczne zdrady Marco z partnerkami klubowych kolegów." Mam czytać dalej?-zapytała, a ja stałam jak wryta. Powoli dochodziły do mnie słowa wypowiedziane przez Jessice. Nie wiedziałam kompletnie jak mam się zachować, więc po prostu stałam i patrzałam na nią. Miałam ciągle zachowaną kamienną twarz, przez co nie nie zdradzałam swojej pozycji.-Co nic nie mówisz?-dodała chamsko blondynka.
-Wiesz co Jess?-dołączyła się Emma.-Lepiej dla Ciebie będzie jak przestaniesz czytać ten chłam w gazetach i zajmiesz się swoim życiem.
-Właśnie.-dodała Laura.-Co Ci Wiktoria zrobiła, że ją tak prześladujesz? Daj jej być szczęśliwą z Marco. Prawda?-w tym momencie każdy popatrzał na mnie. Ja jednak dalej byłam nieobecna, ale słyszałam, co powiedziała i właśnie to zabolało mnie najbardziej. Ponownie poczułam jakby samotność i brak kogoś. Wiadomo, że tym brakiem był Marco.
Tym razem spojrzałam z bólem na resztę. Nie wytrzymałam i odeszłam bez wyjaśnień. Zaczęli mnie wołać, ale nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie chciałam też siedzieć teraz na lekcjach i po prostu skierowałam się do szatni, zabrałam kurtkę i wyszłam ze szkoły.

Nie miałam kompletnego planu, gdzie się udać. Szłam po prostu przed siebie. Idąc cały czas obserwowałam miasto. Tętniło życiem. Każdy mijał się nawzajem i nie zwracał uwagi na to co jest obok niego. W sumie ja nie jestem lepsza, bo tak na dobrą sprawę nigdy nie patrzałam na innych. Dopiero teraz zaczynam dostrzegać szczegóły oraz to, że ludzie mają swoje problemy. Przecież nie jestem jedyna i nie jestem pierwszą, i nie ostatnią, co chłopak oszukał. Muszę żyć dalej. Wiem, że teraz będzie to bardzo trudne, a nawet nie możliwe, ale czas leczy rany. Mam nadzieję, że moja rana, którą jest po prostu złamane serce, wyleczy się. Tylko jak przyspieszyć ten proces?
Nie wiedząc kiedy nawet dotarłam do parku, a dokładnie na most, gdzie to wszystko się zaczęło. Stałam tak nad nim i patrzałam w dół. W okół mnie prezentował się typowy jesienny krajobraz. Liście powoli spadały z drzew, a te powoli stawały się łyse. Mimo to park był bardzo kolorowy i tak na dobra sprawę można powiedzieć, że wesoły. Przynajmniej ludzie tak tu się zachowywali. Widziałam w oddali jakąś rodzinę, która bawiła się z małym dzieckiem. Biegali i rzucali się liśćmi. na sam widom moje usta lekko utworzyły uśmiech.
Tak się złożyło, że poczułam jak bolą mnie już trochę nogi. Postanowiłam, więc usiąść pod jakimś drzewem i odpocząć. Nie planowałam jak na razie szybkiego powrotu do domu, więc nigdzie mi się nie śpieszyło. Usiadłam ma ziemi, gdzie w okół mnie leżały właśnie kolorowe liście. Usadowiłam się i na chwilę zamknęłam oczy. Bardzo chciałabym, by był ktoś tak dobry i stworzył jakąś maszynę, która za jednym razem by wymazała wszystkie wspomnienia. Było by to bardzo przydatne. Gdy tak wspominałam nie wiem kiedy, ale moje myśli zaczęły krążyć po Polsce. Na samą myśl o tym jak było tam uśmiechnęłam się, a nawet zaśmiałam. Na pewno jakby mnie ktoś teraz zobaczył, pomyślałby, że jestem jakaś psychiczna. Powspominałam jak to było za czasów beztroskich lat, które pod względem rodzinnych nie były za najlepsze, ale to właśnie wtedy ważni byli dla mnie przyjaciele. Nie mam pojęcia czy teraz, po tym wszystkim dalej mogę ich tak nazywać. Jedak to nie zmienia faktu, że każde dobre wspomnienie z ojczyzny to w końcu dobre wspomnienie. Hm... może o to właśnie chodzi. Każde dobre wspomnienie z Reusem, to w końcu wspomnienie. Może dlatego nikt nigdy nie wynalazł jakiegoś wymazacza pamięci. Dlatego byśmy mogli się cieszyć z dobrych wspomnień mimo wszystko. Mimo, że są już przeszłością powinniśmy umieć się uczyć na nich. Nie na błędach, tylko własnie na wspomnieniach, a błędy są właśnie częścią wspomnień.
Nie mam pojęcia jak czas zleciał mi tak szybko, bo jak zerknęłam na telefon była już 9.15. Dalej nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Postanowiłam wyjąć słuchawki i posłuchać trochę piosenek, które pomagają mi praktycznie zawsze, a szczególnie piosenki Imagine Dragons (od aut. oczywiście ID są w rzeczywistości moim ulubionym zespołem :* Są tu jacyś inni fani?).
Gdy mijały kolejne piosenki w moich słuchawkach, poczułam, że mój telefon wibruje, co znaczyło, że ktoś napisał mi SMS. Odblokowałam telefon i odczytałam wiadomość od... Marco.
"Wiktoria ja wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale proszę Cię o wytłumaczenie. Muszę powiedzieć Ci coś ważnego. Spotkajmy się. Proszę..."
Odczytałam wiadomość i bardzo, bardzo długo zastanawiałam się na tym co mam zrobić. Zgodzić się czy nie? Minuty mijały, a dochodziła już 10.  Po chwili namysłu odpisałam pewnie na wiadomość.


*******
Dzisiejszy dzień zaczynam od porannego biegania. Wiele razy daje mi to szansę na różnego rodzaju przemyślenia. Trening zaczyna się dość wcześnie, bo około 9, ale nie będzie trwał jakoś szczególnie długo. Na szczęście. Dodatkowo będę musiał wszystkich przeprosić za moje zachowanie. Muszę, bo przeze mnie zespół przegrał mecz. Byliśmy przygotowani, ale mój brak pewnie namieszał w głowach kolegów. Szczególnie muszę sobie pogadać z Kevinem i wyjaśnić jak to wszystko wygląda.No i co najważniejsze muszę porozmawiać z Wiktorią.
Około godziny 7 byłem już w parku. Tak wcześnie, bo o 9.30 mam być już na stadionie. Biegałem po chodniku ze słuchawkami w uszach. Oczywiście nie przestawałem układać w głowie tego co mam powiedzieć przed kolegami, a co przed Wiktorią o ile w ogóle będzie chciała ze mną w ogóle gadać. Niespodziewanie poczułem jak na kogoś wpadam. 
-Kurczę.-syknąłem do siebie i skarciłem jednocześnie w myślach za moją nieuwagę. Potem zwróciłem się do osoby, na którą wpadłem.-Wszystko w porządku?-najpierw zapytałem, a potem dziewczyna, bo była dziewczyną odwróciła się do mnie. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że wpadłem na Caroline. Na szczęście nie na osobę, która przysporzyła mi tak wiele problemów, tylko na moją byłą dziewczynę. Jeśli mam być szczerzy to blondynka widocznie się zmieniła. Jakby bardziej zadbała o siebie. Patrzałem się na nią przez chwilę, ale potem zrozumiałem, że to trochę głupio wygląda, więc postanowiłem coś powiedzieć.
-Co za spotkanie...-skomentowałem.-Jeszcze raz przepraszam. Zamyśliłem się i nie widziałem Cię.
-W porządku. W sumie nie pierwszy raz wpadasz na mnie.-zaśmiała się dziewczyna, przez co nawet u mnie zagościł uśmiech. Blondynka przez to chciała wspomnieć o naszym pierwszym spotkaniu. Własnie biegając, ale to w Gladbach, wpadłem na nią niespodziewanie. 
-Nie miałaś być czasem w Hamburgu?
-Tak, ale przyjechałam do mojego taty na urodziny, a teraz idę na szybkie zakupy do marketu.-odpowiedziała.
-Złóż mu ode mnie życzenia.-uśmiechnąłem się.
-Z miłą chęcią.
-Więc opowiadaj, co tam u Ciebie. Jak w wielkim mieście?-zapytałem i w tym samym czasie zaproponowałem byśmy usiedli na pobliskiej ławce. Caro zaczęła chwilę opowiadać o tym jak jej się powodzi i jak sobie radzi
-... ludzie w pracy są na prawdę niesamowici. Tacy ciepli i towarzyscy. Powiem Ci, że cieszę się, że zaczęłam pracę właśnie w tym szpitalu.
-Zapewne nie możesz opędzić się dalej od moich fanek.-zażartowałem.
-A wiesz, że już mam z tym spokój? Czasami tylko pacjenci sobie coś przypomną, ale tak to jest spokojnie.
-Nigdy nie zapomnę jak zadzwoniłaś wtedy do mnie i powiedziałaś, że nie chcą Cie wypuścić z tej knajpy.-zaśmialiśmy się głośno.
-Dobrze, że byłam wtedy z dziewczynami, bo nie wiem, co bym zrobiła.-odparła nie przestając się śmiać. Jednak gdy tak się stało popatrzała na mnie.-Marco?
-Tak?
-Powinnam Cię przeprosić. Za moje zachowanie. Wtedy jak Cię okłamałam... Ja do dzisiaj tego żałuję. Wiem, że nie powinnam.
-Wiesz, nie ma już tak na prawdę sprawy. Zapomnijmy o tym. Ja też nie zachowywałem się fair przy Tobie. To ja tak na prawdę powinienem Cie przeprosić.-spojrzałem na nią i popatrzałem w jej oczy.
-Nie przepraszaj mnie za to, że mnie nie kochałeś. Nie wolno narzucać uczucia. Teraz masz Wiktorię. Kochasz ją, a ja się cieszę, że właśnie tak jest. Zasługujesz na miłość jak każdy.
-Ja jednak jestem chyba beznadziejny w związkach.-skomentowałem cicho, ale Caro usłyszała dokładnie co powiedziałem. Poprosiła bym opowiedział jej, co takiego się wydarzyło. Tak, więc zamiast poprawić swoją formę, rozmawiałem z moją była dziewczyną o moich problemach, o tym co narobiłem, jaka jest jej imienniczka oraz poprosiłem co mam zrobić, by Wiktoria mi uwierzyła.
-To nie twoja wina.-powiedziała na początek.-To, że chciałeś dobrze i uwierzyłeś w zmianę to nic złego. Tu nie chodzi o Ciebie Marco, a o Caro, która nakłamała w Waszym życiu. Wiktoria jest na pewno w szoku, ale nie wierzę w to, że przestanie Cię kochać tak z dnia na dzień. Musisz walczyć o miłość, na którą przecież tak długo pracowaliście. Jednak Twoje zachowanie co do drużyny i Wiki po pijaku, to tłumaczenia nie ma. Musisz z nią po prostu porozmawiać. Na spokojnie. Daj jej czas.-poradziła.
-Nawet nie wiesz jak mi jej brakuje...-oparłem swoją głowę o ręce.-Okropne uczucie.
-Kochasz ją. To normalne.-odparła, następnie pogładziła mnie po plecach.-Muszę się już zbierać. Będzie dobrze Marco. Trzymam za was kciuki.-odparła i zaczęła wstawać.
-Dziękuję Ci. Ta rozmowa... bardzo mi pomogła.-uśmiechnąłem się szczerze, a blondynka odwzajemniła gest.
-Odezwij się czasem. Pa!-dodała i powoli zaczęła odchodzić.

Zaraz gdy wróciłem do domu postanowiłem napisać sms do do Wiktorii i poprosić o spotkanie. Usiadłem na sofie w salonie i przez 10 minut układałem zwykła wiadomość. Nie mogłem nic sensownego ułożyć, ale w końcu udało mi się.
"Wiktoria, ja wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale proszę Cię o wytłumaczenie. Muszę powiedzieć Ci coś ważnego. Spotkajmy się. Proszę..."
Po napisaniu udałem się jeszcze pod szybki prysznic i po prostu pojechałem na trening. Wiki nie odpisała jeszcze na sms. Następnie udałem się już po Idunę. Na parkingu zauważyłem, że są już praktycznie wszyscy. Wtedy właśnie poczułem ogromny ból brzucha, który został spowodowany strachem. Gdy znalazłem się przed drzwiami zawahałem się. Nie miałem pojęcia jak zareaguje reszta na moje przybycie. Ucieszą się, pobiją, wyrzucą, znienawidzą? Pomyślałem jednak, że nie mogę być tchórzem. Chwyciłem pewnie za klamkę od drzwi i otworzyłem je. Chłopaki siedzieli przebrani, albo dopiero się przebierali. Jednak , gdy mnie zobaczyli, wszystkie oczy zwrócono w moją stronę.
-Cześć.-powiedziałem, a odpowiedź uzyskałem chórkiem.-Słuchajcie...-podrapałem się po głowie.-Nie zdziwię się jak mnie za chwile wyrzucicie. Zrozumiem to. Zostawiłem Was, olałem i zająłem się sobą. Patrzałem tylko na swoje problemy, a zapomniałem kompletnie, że my jako drużyna też je mamy. Przepraszam. Nie proszę i nie oczekuję od Was zrozumienia, ale możliwości pomocy Wam. Jeszcze raz przepraszam.-skończyłem. Chłopaki na razie nic nie mówili tylko patrzeli dalej na siebie, Bałem się, że już nie będę miał czego szukać w zespole, a przynajmniej na razie. 
-Rozumiemy Cię.-powiedział pierwszy... Kevin? Chłopak wstał i podszedł do mnie. Wystawił rękę i przybiliśmy naszą własną piątkę.
-Kevin, jeśli chodzi o Carolin to...
-Przestań. Nie mówmy o niej. Od razu powinien uwierzyć Ci, a nie jej.-dodał i przytuliliśmy się. Potem każdy z chłopaków podszedł do mnie i powtórzył gest
-Tobie to chyba szczególnie powinienem podziękować.-zwróciłem się do Kuby, który właśnie podchodził do mnie. 
-Nie masz za co. W końcu jesteśmy jak jedna wielka rodzina.
Gdy wszystko wróciło do normy chłopaki zapewnili, że pomogą mi w odzyskaniu Wiktorii. Poczułem się wtedy wspaniale, bo mając takich przyjaciół jakimi są oni to można zrobić wszystko.
Gdy już byliśmy przebrani udaliśmy się na murawę. Czekało mnie jeszcze oczywiście przeproszenie Kloppa, ale zanim tam poszedłem postanowiłem ostatni raz sprawdzić, czy może Polka nie odpisała. Gdy zobaczyłem na wyświetlaczu, że mam jedną nieprzeczytaną wiadomość ucieszyłem się. Szybko odblokowałem iPhone'a i zerknąłem, czy to właśnie ona odpisała. Tak! Przez chwilę się jeszcze wahałem, czy otworzyć i zobaczyć co napisała, Po chwili jednak otworzyłem ją, a gdy zobaczyłem to czytałem kilka razy. Kilka i bardzo dokładnie. 
"Spotkajmy się dzisiaj o 19 w parku. Tam, gdzie zawsze."
________________________________________________________________
POWRACAM PO KRÓTKIEJ PRZERWIE :))

Hejjj :*
Wiem, że nie było mnie ostatnio, ale musiałam nadrobić po prostu pisanie rozdziałów
Oczywiście brak weny swoje zrobił :/
Ale dzięki pewnej bardzo sympatycznej Pani szło mi dużo lepiej :))
Więc to jej dziękujcie, że rozdział jest jeszcze w tym tygodniu ^^

TUTAJ  wpadajcie na jej fantastycznego bloga ♥

No i w sumie to tyle na dziś. 
Komentujcie, a rozdział pojawi się jeszcze w weekend! 
Dodatkowo wyczekujcie 35 rozdziału, który jest kluczowy w tym opowiadaniu. BARDZO KLUCZOWY! 

KOMENTUJCIE!

OBSERWUJCIE!

ENJOY ♥

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 32

"DLACZEGO MI TO ROBISZ?"


Podchodząc do pojazdu, zauważyłem znajomą osobę, która kierowała się prawdopodobnie do Marco... Ciekawiło mnie bardzo, co może chcieć, więc poprosiłem kierowcę, by poczekał z kilka sekund na mnie. Bez problemu straszy pan się zgodził, także mogłem porozmawiać chwilę z Wiktorią. Powiem szczerze, że nie wyglądała za najlepiej. Nastolatka, zawsze kiedy ją widziałem, wyglądała nienagannie i zadbanie. Teraz jakby była kompletnie wyczerpana, zmęczona i bez siły. Ubrana jest w jakąś szarą bluzę i chyba dodatkowo Mario oraz jakieś dresy. Oczy miała podkrążone od najprawdopodobniej płaczu.
Zauważyła mnie, ale jakoś nie ucieszyła się specjalnie, chociaż trudno było mi cokolwiek odczytać z jej twarzy. Jej mina była neutralna. Ona cała była jakby obojętna na wszystko.
-Hej Wiki.-przywitałem się z nią, a ona odpowiedziała tylko cichym "hej". Było mi jej strasznie szkoda. Chciałem jej pomóc, porozmawiać. Cokolwiek, ale wiem, że teraz przeszła trochę za wiele. Nie chcę jej do niczego zmuszać, bo musi odpocząć.-Przyszłaś do Marco?-zapytałem z nadzieją.
-To on tutaj jest?-zdziwiła się.
-No...-podrapałem się po głowię.-Tak jakby.
-To znaczy?
-Śpi pijany w sypialni.-odparłem, a dziewczyna jakby się trochę zdziwiła i zaniepokoiła jego stanem, ale to wiadome, że chciała wszystko ukryć, a przede wszystkim zainteresowanie Reusem.-Przyszłaś do niego?
-Do niego nie, ale po moje rzeczy. Rodziców nie ma i nie mogę się dostać do domu, a parę ubrań tam zostało. Nie będę przecież chodziła w rzeczach Mario.-po raz pierwszy uśmiechnęła się lekko. Chciałem jakoś zacząć temat o prawdzie. O tym co tak na prawdę wydarzyło się u Carolin, ale czy ja rzeczywiście powinienem się mieszać w to wszystko. Z drugiej strony Marco to przyjaciel. Nie mogę go tak po prostu zostawić na lodzie.
-Wiktoria posłuchaj... Ja wiem, że to Wasza sprawa i to ty, i Marco powinniście przez to przejść, ale powinnaś go wysłuchać. Porozmawiać z nim, bo ma ci wiele do powiedzenia. No, ale nie teraz, bo raczej się nim nie dogadasz.-powiedziałem, a brunetka zaniemówiła na chwile i po prostu stała. Ja sam postałbym z nią, ale kierowca nie może czekać wieczność, więc lepiej bym pośpieszył się trochę.-Wiki?
-On mnie Kuba zdradził. Oszukał i wykorzystał. Nie kochał mnie i nie kocha dalej, a już tym bardziej nie pokocha. Jak ty byś się poczuł jakby...
-Ale właśnie w tym sęk, że on nic nie zrobił. On kocha Cię Wiktorio. Uwierz mu, a jak nie jemu to mi przynajmniej.-popatrzałem jej w oczy i dostrzegłem, że robią się powoli wilgotne. Widać, że wiele ją kosztuje sama wzmianka o Marco. Trudno im obojgu, a najgorsze, że ja nic za bardzo nie mogę zrobić, bo co? Jedyne co mogę to potwierdzić słowa Marco i nic po za tym. Bardzo chciałbym im pomóc, bo gdy byli razem to Marco był szczęśliwy i ona również. Tak strasznie starali się o tę miłość, a tu tak po prostu przychodzi taka osoba trzecia i niszczy wszystko.
-Kuba proszę... Obiecuję pogadam z nim, ale nie teraz. Wiem, bo musimy wyjaśnić sobie trochę, ale na ten moment Marco... Brzydzę się nim...-syknęła.-Wybacz, ale śpieszę się. Pa i powodzenia na meczu.-dodała i po prostu zaczęła oddalać się ode mnie w stronę posiadłości Reusa. Mi nie pozostało nic innego jak tylko wsiąść do auta i pojechać ponownie na stadion. Dzisiaj mecz, a my musimy poradzić sobie bez czołowego piłkarza... Będzie ciężko...


*******
Gdy rozstałam się z Rafałem myślałam, że już nigdy mnie nie spotka takie rozczarowanie. To niesamowite jak bardzo się myliłam. Całą noc u Mario i Ann przepłakałam i użalałam się nad sobą. Jednak czy można się dziwić? Straciłam ukochaną osobę, która mnie tak po prostu okłamała i zdradziła. Kochałam go... No właśnie. Kochałam. Czy dalej to uczucie się utrzymuje? Niestety. Nie mogę tak po prostu z dnia na dzień wykreślić tak ważną osobę dla mnie. Chciałabym, bo nienawidzę go za to co zrobił, a jednocześnie kocham. Dziwne, ale taka jest rzeczywistość. Kochamy i nienawidzimy jednocześnie.
Jeszcze teraz ta rozmowa z Kubą. Mówił, że Marco nic nie zrobił, ale skąd wie? Od niego? Jeśli tak to muszę kierować się moim zaufaniem do innych i to jest właśnie najgorsze. Na ten moment moje zaufanie do Niemca jest praktycznie zerowe. Po za tym nie umiem tak po prostu podejść do niego i tak po prostu pogadać o tym wszystkim. Nie mogę, bo ponownie rozpłaczę się jak małe dziecko. 
Agh... Życie jest cholernie skomplikowane i zbyt trudne dla mnie.
Weszłam do środka i zastała mnie głucha cisza, co oznaczało, że Marco na prawdę śpi pijany. Tylko dlaczego? Może rzeczywiście sprawa wygląda trochę inaczej... Cholera! Ja już sama nie wiem co mam myśleć. Potrzebuję odpoczynku i to jak najszybciej. Pobiegłam, więc na górę do sypialni i Marco na prawdę tam był. Leżał na łóżku, a w całym pokoju dało się wyczuć woń alkoholu. Zanim zajęłam się pakowaniem spojrzałam ponownie na osobę, która niestety, ale dalej jest dla mnie całym światem. Tego nie da się ukryć - miłości. Mimo, że bardzo mnie skrzywdził dalej go kocham i tu jest pies pogrzebany. Nie można tak po prostu z dnia na dzień odkochać się w kimś. Patrząc na niego tylko chwilkę, dało się od razu zauważyć, że jest pod wpływem napoju procentowego. Mimo, że jego włosy były nieułożone i w kompletnym nieładzie oraz jego zapach strasznie odtrącał, to dalej był niesamowicie przystojny. Wtedy coś we mnie pękło i poleciała mi jedna, malutka łezka, którą szybko wytarłam. Zrozumiałam też, że muszę się wziąć w garść i w końcu porozmawiać z nim, ale wiadomo nie teraz. Muszę być silna i nawet gdyby to wszystko co powiedziała Carolin to prawda, to nie mogę się całe życie iść z opuszczoną głową.
Gdy przestałam obserwować śpiącego piłkarza podeszłam do szafy i spakowałam do torby swoje ciuchy. Dopiero gdy to robiłam zrozumiałam, że Marco nie jest na treningu. Czyżby zapił się i nie wystąpi w meczu? Jest z nim aż tak źle? Przecież piłka jest jego życiem.
Jak zabrałam z szafy już wszystkie ciuchy, to postanowiłam podejść jeszcze łazienki i zobaczyć czy tam czegoś nie ma. Nie siedziałam tam jakoś specjalnie długo, ale jakie było moje zdziwienie gdy jak wróciłam do pokoju, to dostrzegłam jak Marco próbuje wstać.
-Wiktoriaa?-wymamrotał jak zobaczył mnie. Kompletnie nie wiedziałam jak mam się zachować. Położyć go ponownie spać, porozmawiać, nakrzyczeć, olać?-Porozmawiajmyy ska - arbie.-dodał i postanowił podejść do mnie oraz przytulić, ale odepchnęłam go. Raczej mu to się nie spodobało.
-Marco odejdź ode mnie. Pogadamy jak wytrzeźwiejesz.-postanowiłam zachować spokój i opanowanie.
-Dlaczego mi to robisz?-zapytał i popatrzał na mnie swoimi pijanymi oczyma.-Kocham Cię! Roozumiesz? Ko - ocham Ciie!-i ponownie podszedł do mnie, ale to nie był chłopak, w którym się zakochałam. Nigdy nie miałam okazji zobaczyć jakoś specjalnie pijanego Reusa i w sumie to nawet dobrze, bo wtedy zachowywał się bardzo dziwnie. Nachalnie. Był blisko mnie, a ja ponownie nie wiedziałam co zrobić. Chciał mnie pocałować, ale ja nie chciałam. Jedyne czego pragnęłam to po prosu odejść do Mario.
-MARCO! DAJ MI SPOKÓJ!-krzyknęłam i uderzyłam go w policzek. Ponownie. Przez moment byłam nawet przerażona. Po raz pierwszy bałam się go.
Oboje zaczęliśmy patrzeć się na siebie w oczy. Niemiec był wkurzony. Obawiałam się, że pijany może sobie coś nawet zrobić, albo i mi.
-Suka.-powiedział do mnie, a ja? Ja mogłam w takim momencie się poczuć? Okropnie. Z moich oczu zaczęły automatycznie lecieć łzy, Jak ktoś kogo kocham i podobno kocha mnie, mógł powiedzieć coś takiego. Rozumiem, że jest pijany, ale to niczego nie tłumaczy.-Carolin jest od Ciebie w każdym calu lepsza.-dopowiedział, a ja już nic więcej nie słuchałam. Cała mokra na twarzy od płaczu wybiegłam z pokoju i ruszyłam do wyjścia. Wyszłam z domu i odstawiłam jedynie kluczyki. Wtedy już wszystko było dla mnie jasne. Marco i Caro... Dlaczego on mi to zrobił? Czuję się zupełnie jak wtedy, gdy moim rodzice zwyzywali mnie od najgorszych jak dowiedzieli się o mnie i o Reusie. Powtarzam sobie i ciągle tak myślę, że jestem twarda, że niełatwo mnie złamać, a okazuje się, że zwykłe słowo może mnie zniszczyć. Teraz to już koniec. Nie potrzebuję żadnych rozmów, wyjaśnień. Nie ma mnie i Marco. Jestem ja i jest Marco z Carolin.


*******
Po raz drugi dzisiejszego dnia obudziłem się. Głowa pulsowała mi okropnie, a ja sam czułem się jakby przejechał po mnie tir. Próbowałem się od razu podnieść z łóżka, w którym leżałem, ale wszelakie skutki picia alkoholu uniemożliwiły mi to. Postanowiłem, więc jeszcze na chwile położyć i z zamkniętymi oczyma, przypominałem sobie wszystko. Niestety, ale u mnie picie alkoholu w dużych ilość kończy zawsze się tak samo - zgonem. Kompletnie nic nie pamiętałem co się działo, ale miałem przebłyski tego, co było wcześniej, czyli przed pójściem podajże do klubu. Byłem na treningu, ale chyba z kimś się pokłóciłem. A potem? Nie mam pojęcia. Czarna dziura, pustka, zero. Jestem zły na siebie, bo zapewne ktoś mnie tutaj przywiózł. Tylko kto? 
-Zaraz... Czy przypadkiem dzisiaj BVB nie gra meczu ligowego u siebie? Jeśli tak, to co ja tutaj kurwa robię?-pytałem samego siebie i szybko zerwałem się z łóżka. Mimo problemów udało mi się znaleźć telefon i zobaczyłem godzinę 18.48. Czyli już dawno po spotkaniu. Postanowiłem sprawdzić wynik meczu w aplikacji, która miałem na swoim telefonie. Gdy zobaczyłem wynik po prostu walnąłem się z powrotem na łóżko. Przegrali. A ja? Schlałem się i nie mogłem im pomóc. Teraz wszyscy pewnie mnie nienawidzą. Zawiodłem, a przecież jestem osobą, na którą wszyscy liczą najbardziej. Spieprzyłem i nie zasługuję, być częścią tego klubu. 
Nagle usłyszałem jak drzwi sypialni się otwierają. Okazało się, że to Mario. Nie mam pojęcia jak długo tu jest, ale ważne, że był, a tego właśnie potrzebowałem. Wsparcia. Chociaż i tak zaraz dostanę od niego zjebkę, ale czy nie zasłużyłem? 
Brunet podszedł powoli do mnie nic nie mówiąc. W ręku trzymał butelkę wody i tabletki. Zapewne na kaca. Podał mi bez słowa, jedynie patrząc się na mnie z wielkim żalem. Wziąłem od niego przedmioty, które trzymał. Przyjaciel usiadł obok mnie i przez jakiś czas siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Oboje z nas zapewne układali sobie, co mamy powiedzieć.
-Oficjalnie miałeś grypę żołądkową.-powiedział w końcu, ale nawet nie spojrzał na mnie. Patrzał się przed siebie. Nic nie odpowiedziałem, tylko zdałem sobie sprawę, że muszę być jednak ważny dla klubu skoro jeszcze mnie kryją. Zrozumiałem jeszcze bardziej jak bardzo przyczyniłem się do porażki. 
-Przepraszam...-powiedziałem i schowałem głowę między uda. Załamałem się i zrozumiałem w jak wielkiej jestem dupie.
-Marco... jak to w końcu do cholery jest?-zapytał cicho. Ja natomiast popatrzałem w końcu na niego i zdziwiłem się. Kompletnie nie rozumiałem o co mu chodzi.
-To znaczy?
-Zdradziłeś Wiktorię czy nie?-powiedział jakby niepewnie. Zupełnie jak bałby się mojej reakcji. Problem jest w tym, że przyjaciel mi nie wierzy, a to boli. Zapewniałem i tłumaczyłem wszystko dokładnie. Czy ja na prawdę wyglądam na osobę, która zrobiłaby to samo Wiktorii. Okej, tak zdradzałem Caro, ale jej nigdy tak na prawdę nie kochałem. Müller jest jedną z najważniejszych dla mnie osób. Nie potrafiłbym, nawet tego jej zrobić.
Wstałem gwałtownie z łóżka i zacząłem chodzić w kółko po pokoju.
-Ile razy mam Wam wszystkim tłumaczyć, że nie? Carolin wszystko zmyśliła! Nie wiem dlaczego i szczerze, to gówno mnie to obchodzi. Ważne jest to, że muszę z nią jakoś porozmawiać i wytłumaczyć jej wszystko.
-Marco, ale ona była u Ciebie dzisiaj. Rozmawialiście...-oznajmił, a ja zamarłem. Polka była tutaj? U mnie? Rozmawialiśmy? Co jej powiedziałem? Zadawałem mnóstwo pytań, na które nie znałem odpowiedzi. Faktem jest, że gdy niestety przesadzę z alkoholem, co na szczęście zdarza się rzadko, to robię różne głupie rzeczy. Z jednej strony mówię prawdę, ale z drugiej mogłem powiedzieć dziewczynie coś, czego nie chciałaby usłyszeć.-Jak wróciłem z meczu to zastałem Ann, która powiedziała mi, że od czasu, gdy przyszła od Ciebie, siedzi zamknięta w pokoju. Po namowach opowiedziała Nam, że ją zdradziłeś jednak i zwyzywałeś oraz...-przerwał na moment.
-Oraz co?-domagałem się szybkiej odpowiedzi.
-Oraz powiedziałeś, że Carolin jest od niej lepsza.-odparł i czekał na moja reakcję.
-Jestem idiotą.-powiedziałem jakby sam do siebie i złapałem się za głowę. Inaczej nazwać się nie mogę. Jak mogłem dopuścić się do takiego stanu, Miałem okazje wyjaśnić wszystko i po prostu wrócić do normy, ale czuję, że nie prędko uda mi się teraz przynajmniej poprosić Wiki o spotkanie. Ponownie wszystko zepsułem co się dało. Po jaką cholerę ja tam pojechałem? Po co? W sumie chciałem pomóc, by wszyscy byli szczęśliwi. Tak się dzieje jak człowiek chcę pomóc. Jak zwykle chcemy dobrze, a kończy się jak zwykle.
Postanowiłem opowiedzieć Mario wszystko jeszcze raz ze szczegółami. Przyjaciel słuchał mnie uważnie i od czasu do czasu przerywał zadając jakieś pojedyncze pytania, przy czym dopełniał swoją wiedzę na temat tej chorej sytuacji. Co poczułem jak skończyłem? Na pewno ulgę, bo w końcu ktoś mnie wysłuchał i zrozumiał. Mario zobowiązał się do porozmawiania z dziewczyną, ale i tak wiem, że to ja muszę zacząć działać. Będzie trudno. Gotze sam niczego nie zrobi i to ja jako, że zepsułem praktycznie najwięcej muszę ją błagać na kolanach by do mnie wróciła.
Nie jestem z nią jakby od kilku godzin, a już czuję się okropnie. Związek z młodą Polką dał mi ogromne możliwości. Zmieniłem się z zimnego drania w osobę, która potrafi być romantyczna. Przy niej mogłem zachowywać się swobodnie i nie bać się okazywać uczucia, a to tego właśnie potrzebowałem. Uczuć. Z Carolin to nie było możliwe, bo praktycznie każde możliwe pocałunki nie sprawiały mi przyjemności, a w łóżku było zwyczajnie i za każdym razem tak samo. Wszelkiego rodzaju "skoki w bok" były taką odskocznią, ale nawet tam nic nie sprawiało mi przyjemności, a co najdziwniejsze zauważyłem to dopiero teraz. Dopiero, gdy poznałem smak miłości. Z Wiktorią mogłem zrobić wszystko. Była zawsze obok mnie. Była przyjaciółką i partnerką w jednym. Każdy jej dotyk, pocałunek czy słowo były dla mnie przyjemnością, a świadomość, że za chwile ją spotkam, była najlepszym uczuciem jakie miałem szanse poznać. Była dla mnie idealna. Taka kobieca mimo swojego młodego wieku. Nie była chuda, jak większość typowych modelek, a gruba już tym bardziej. Miała potrzebne krągłości bez jakichkolwiek niedoskonałości. Była też bardzo inteligenta. Kochałem te soboty, gdzie zostawała u mnie na noc. Kochałem zasypiać przytulony przy niej i budzić się obok. Kochałem te momenty, gdy miałem okazję poznawać jej ciało. Nigdy seks nie był taki sam. Za każdym razem czułem się jakbyśmy robili to po raz pierwszy i to było wspaniałe. Kochałem przyjeżdżać pod jej szkołę i czekać na nią. Kochałem patrzeć na te zazdrosne dziewczyny, które patrzały na naszą dwójkę. Kochałem, gdy siedziała na trybunach podczas meczu. Gdy mi kibicowała i cieszyła się z każdego gola strzelonego dla niej, mimo, że nie było ich za wiele przez kontuzję. Kochałem ją całą, a teraz mogę stracić dziewczynę, z którą planowałem swoją przyszłość, planowałem się oświadczyć. Mogę ją stracić tylko i wyłącznie przez swoją głupotę.
-Mario, a co jak ona mnie nie wysłucha, nie zrozumie lub nie wybaczy?-zapytałem przyjaciela jak jedliśmy kolację, którą przyrządził.
-Będzie dobrze. Razem przez to przejdziemy, bo w końcu jesteśmy jak bracia.-uśmiechnął się do mnie. Cieszę się ogromnie, że mam kogoś takiego jak Mario. Mimo to wiem, że mogę mieć wsparcie w każdym klubowym koledze, ale to właśnie Gotze jest osobą, na którą zawsze, ale to zawsze mogę liczyć i choćbym nie wiem co zrobił to on pomógłby mi. Teraz trwa trudny okres. Muszę sobie wszystko w głowie poukładać, a przede wszystkim przeprosić drużynę za moje zachowanie, bo przyczyniłem się do przegranej. Muszę raz na zawsze zakończyć też rozdział z Carolin i może dowiedzieć się, co takiego zrobiłem. Jednak moim głównym celem będzie porozmawianie z Wiktorią i doprowadzić to wszystko do normalności. Muszę, bo ją kocham i wiem, że ona też. Muszę o nią walczyć. Po prostu muszę.
________________________________________________________________
ZAPRASZAM NA NIEDZIELNY ROZDZIAŁ :)

Nie che się tu o tym rozdziale dużo rozpisywać.
Szczerze to jakoś nie jestem z niego zadowolona. Nawet nie dzieje się za wiele, więc przepraszam, jakbyście oczekiwały czegoś więcej :)

Tak btw. to mamy nowy wygląd bloga. Podoba Wam się? Czy zmienić tak jak było?



Matko! Czy tylko ja jeszcze przeżywam derby? 
Wspaniały mecz, wspaniali chłopaki, wspaniali kibice, wspaniały dzień!!!
A to co oni odwalili to jest po prostu mistrzostwo! 
Uwielbiam ich duet ♥
Ale pomyślcie, co może teraz dziać się z Mario :/ 
Ciekawa jestem, czy jest  mu choć trochę smutno, gdy widzi ten obrazek.

W każdym bądź razie to był MECZ SEZONU

Miłej niedzieli kochane ♥

ENJOY ♥