Mój tata jest przedstawicielem handlowym, a moja mama jest prawnikiem. Nigdy nie potrafiłam się z nimi dogadać. Cały czas pracowali i pracowali. Bywało, że jedno z nich wychodziło do pracy na 8, wracało o 21 i na drugi dzień powtórka z rozrywki. Ja i Kuba nigdy się nie liczyliśmy. Kiedy bardziej dorosłam, a było to już w wieku 12 lat zaczęłam im to wypominać. Jako 12 dziecko kłóciłam się z rodzicami o ich pracy i obowiązkach. Tak to chyba nie powinno wyglądać. Jednak nasza wojna wybuchała trochę później, a konkretnie w dzień kiedy występowałam w szkolnym przedstawieniu. Mówili mi, że się pojawia, a ja czekałam... Oczywiście nie pojawili się. Oj przepraszam przyszli pod koniec i mieli jeszcze pretensje, że tak długo trwa. Było mi bardzo przykro, ale to właśnie wtedy wiedziałam, że nie mogę na nich liczyć.
Mijały lata, a nic się nie zmieniało. Rodzice pracowali, przynosili pieniądze i wychodzili. Młody dorastał, a ja musiałam go wszystkiego nauczyć. Pomagałam mu w lekcjach, różnych szkolnych pracach czy projektach, ale również nauczyłam go życia. Oczywiście tego, że na rodzicach nie mamy co liczyć, tylko na siebie. Mimo wszystko nie wyszliśmy na jakiś odludków bez znajomych, wręcz przeciwnie. Mieliśmy ich dość dużo i to może wydać się dziwne, ale ja świetnie dogadywałam się z jego kolegami, a on z moimi koleżankami czy kolegami.
Pewnego dnia kiedy miałam 16 lat, byłam na treningu karate. Tak, zaczęłam tremować dla samej siebie. Kiedyś idąc ulicami Gdańska natrafiłam na ulotkę o zajęciach. Zaciekawiła mnie od razu. Zapisałam się i poznałam tam Rafała i Ninę. Dwoje z trójki najważniejszych dla mnie ludzi w życiu, ale o nich to zaraz. Będąc, a właściwie wracając z treningu do domu na podwórku był mój brat, który kopał piłkę do nogi. Okazało się, że idzie mu CAŁKIEM dobrze. Przyglądałam mu się chwilę i postanowiłam, że taki talent nie może się zmarnować i postanowiłam "porozmawiać" z rodzicami o jakimś klubie dla niego. Takim wiadomo amatorskim, ale żeby mógł trenować. Zgodzili się, bo w sumie czemu nie? Co im do tego co robi ich syn. Wiedziałam, ze to ja muszę wszytko pozałatwiać. Po tygodniu Kuba był w jakimś Orliku z Gdańska. Od tamtej pory, piłka dla mojego brata stała się, jak ja to mówię "drugą siostrą". Ma wrodzony talent do tego i szkoda było by go zmarnować.
Kuba ciężko trenował, a ja go wspierałam, z czasem sama polubiłam piłkę nożną. Zaczęłam chodzić na jego mecze i bardzo przeżywałam ten występ mimo, że był amatorski i grali tam 12 latki. Rodzice przyszli tylko na jeden mecz w ciągu tych dwóch lat jego gry w tym klubie, a i tak w sumie siłą ich tam zabrałam. Widziałam jak się ucieszył, kiedy ich zobaczył na tym meczu o puchar. Miał w oczach błysk przez co strzelił 4 gole. Nie chciałam, żeby on tak cierpiał, jak ja, kiedy byłam w jego wieku. Kiedy to rodzice nie przyszli na mój występ.
Przez kolejne dwa lata nauczyłam się dużo od Kuby. Potrafiłam perfekcyjnie wykonywać karne czy wolne, ale też miałam opanowaną żonglerkę, czy podstawowe sztuczki. Cieszyłam się, że mamy wspólne hobby, bo to zbliżyło nas jeszcze bardziej. Jakub zaczął wtedy kibicować Borussii Dortmund, a ja... no razem z nim. Chociaż nie mogę nazwać się ich fanką... Po prostu lubiłam oglądać ich mecze. Robiłam to w sumie dla Kuby, ale nie kogę nazwać tego jakąś karą, bo sprawiało mi to przyjemność.
Wracając do Niny i Rafała to stali mi się bardzo bliscy. Kochałam ich. Rafał po jakimś czasie stał się moim chłopakiem, a Nina była dla mnie jak siostra. Było dobrze. Bardzo dobrze.
Miałam rodzinę, którą nie byli rodzice, tylko Kuba, Nina i Rafał. Miałam dom, do którego przychodziłam z przyjemnością, bo w sumie rodziców nigdy nie było... Z przyjemnością wspominałam to jak z Kubą bawiliśmy się w chowanego po całym domu, jak pierwszy raz nauczył mnie podbijania piłki, jak pierwszy raz usiedliśmy przed telewizorem w celu oglądania meczu. Miałam przyjaciół i chłopaka. Niby dalej mam, ale to już tylko kwesta czasu zanim Rafał powie, że ma kogoś. Z Niną mam gadać przez telefon czy na Skype, ale to nie to samo. Miałam pasje, bo kochałam karate, miałam tutaj wszystko. Jakbym została, to możliwe, że zostałabym powołana do kadry, a teraz... wyjeżdżam.
No właśnie jest jeszcze opcja zostania, tylko, że ja nie mam tutaj nikogo innego. Wszyscy, żyją w Niemczech, stąd nazwisko, a jedna ciocia to mieszka chyba, gdzieś na południu. Mogłabym w sumie zamieszkać z Rafałem, ale jego rodzice się nie zgodzili. Poza tym Kuba chce, żebym z nim jechała. On się cieszy i to bardzo z tego wyjazdu, bo jedziemy do Dortmundu. Tata dostał lepiej płatną pracę i postanowił to wykorzystać. Choć nie mam pojęcia na co mu lepiej płatna praca. Kuba natomiast planuje dostać się do drużyny juniorskiej BVB. Bardzo bym cieszyła się, gdyby tak się stało. Bardzo mu kibicuję i chciałabym, żeby spełniał swoje marzenia. Jadę tam tylko dla niego. Nie chcę się z nim rozstawać.
Jestem teraz w samolocie do Dortmundu. Za jakieś 20 minut powinniśmy lądować. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że ten wyjazd zmieni moje życie, aż za bardzo...
_________________________________________________________________
JEST PROLOG! UFF...
Teraz dopiero widzę jak strasznie się rozpisałam. Mam nadzieję, że wam się spodoba i zachęci do zapoznania tej historii :))
Pozdrawiam :*
Cudeńko ^^
OdpowiedzUsuńLecę na 1 rozdział, a Cb zapraszam do mnie. :3
Dziękuje i jasne, napewno wpadnę :)))
UsuńCałuski :***
Zgodnie z obietnicą - jestem :)
OdpowiedzUsuńBędę się tak teraz rozczytywać po nocach, ale dopiero późna godzina pchnęła mnie do odejścia od mojego opowiadania i w ramach odpoczynku postanowiłam poczytać Twoje :)
Prolog faktycznie jest długi, ale było to konieczne, by przekazać wszystkie istotne informacje o bohaterce. Zainteresował mnie w szczególności fakt, co też wydarzy się po przyjeździe do Dortmundu oraz jak potoczą się losy związku dziewczyny z Rafałem. Podświadomość podpowiada mi, że nie skończy się dobrze...
Uciekam nadrabiać zaległości na tyle, na ile pozwoli mi mój wymęczony mózg :) Pozdrawiam