sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 2

"MOŻE ZAWIEŹĆ CIĘ DO SZPITALA?"


Postanowiłam pójść jeszcze na balkon. Usiadłam na fotelu i patrzałam w gwiazdy. Lubię to robić. Czasami zdążyło się, że zobaczyłam jakąś spadającą gwiazdę. Nie za bardzo w to wierzę, że życzenia mogą się spełnić, ale nie zaszkodzi spróbować. Patrząc tak, spostrzegłam, ze ktoś z balkonu obok, mnie obserwuje. Spojrzałam na tego mężczyznę i o mało nie dostałam zawału...
-Witam sąsiadkę!- powiedział mężczyzna z bananem na twarzy.
Nic nie odpowiedziałam, tylko wstałam jak oparzona z fotela i patrzałam na mężczyznę z przerażeniem. 
-Co... co ty tu robisz?!-krzyknęłam, by mógł usłyszeć, ale też by zobaczył moje zdenerwowanie.
-No nie wiem, czekaj....-udawał, że myśli.- A no tak! Mieszkam.
-Czyli TY jesteś moim sąsiadem?-pytałam chociaż odpowiedź była oczywista.
-No brawo!-klasnął w dłonie.-Tak w ogóle to powinienem być obrażony na ciebie za to co zrobiłaś przed stadionem, ale że jesteśmy sąsiadami to ci wybaczę, a po za tym taka piękna sąsiadka to skarb.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Reus moim sąsiadem?
-Mam nadzieję skarbię, że będziemy się spotykać u siebie na "kawie"?-dodał uśmiechając się od ucha do ucha. Mi do śmiechu wcale nie było.
-Kochanie?!-usłyszała wołanie kobiety.
-"Kochanie"? Co tu jest grane do cholery.-myślałam
-Z kim rozmawiasz?-dodała, a po chwili była już obok piłkarza.
-Z naszą nową sąsiadka.- odpowiedział i zaraz pocałował ją namiętnie.- Wypadało by się przedstawić. Ja jestem Marco, ale to już chyba wiesz, a to moja dziewczyna Caroline.
-Cześć!-przywitała się przyjaźnie i pomachała jednocześnie.
-Hej... -odpowiedziałam niepewnie.-Wiktoria. 
-Wiktorio, może wyskoczymy jutro gdzieś razem?-krzyknęła Caroline.-Poznamy się bliżej. Nie znasz pewnie jeszcze miasta. Co ty na to?
-O nie! tylko nie to.-pomyślałam.-Tak, jasne... Pewnie.-co ja najlepszego robię...
-To przyjdę po ciebie wieczorem. Pa!-krzyknęła i weszła do pokoju.
-Uuu no proszę.-zawył Reus.-Będę miał cię bliżej siebie.
-Spierdalaj!-wykrzyczałam i również weszłam do pokoju, zatrzaskując przy tym drzwi balkonowe. Dlaczego ja mam takiego pecha i trafiłam na takich sąsiadów? No może sąsiada, bo ta Caroline jest nawet miła, przynajmniej stara się, ale to co robi Reus, to jest po prostu świństwo. Najpierw podrywa mnie, a potem liże się ze swoją dziewczyną i udaje potulnego chłopaka. Szkoda mi tej kobiety, że musi się z nim użerać. Wątpię by traktował ją jakąś poważnie. W sumie fajnie, że kogoś poznałam tutaj, ale nie jestem pewna tej znajomości z dziewczyną Reusa.
Była chyba już 22, a mi nie chciało się spać, więc postanowiłam sprawdzić czy Nina jest dostępna na Skype. Była, więc zadzwoniłam  do niej. Nie odbierała dość długo, ale po jakimś czasie ukazała mi się twarz blondynki, ale była jakaś dziwna... Taka jakby zestresowana.
-No hej blondi!-powitałam się z nią.
-Hej, hej! Co tam w wielkim świecie?
-Wszystko w porządku...
Gadałam z Niną jeszcze z 15 minut, bo wyjątkowo nie była zbyt rozmowna. Tak jakby coś ukrywała, a może po prostu nie chciała ze mną rozmawiać. No nic, dalej nie chciało mi się spać, więc postanowiłam obejrzeć jakiś film na laptopie. Około 2 w nocy skończyłam maraton, bo obejrzałam jeszcze drugi film. Nie pozostało mi nic innego jak pójść do łazienki i wziąć szybki prysznic. Przebrałam się w jakąś większą koszulę i położyłam się spać.

Obudziłam się jakoś o 11. No tak... samotny maraton filmowy udany. Zeszłam na dół w celu zjedzenia śniadania, a w salonie widziałam Kubę jak grał w FIFĘ.
-Hej!-przywitałam się.-Gdzie rodzice?
-No hej!-odpowiedział.-A jak myślisz? W pracy.
-Już? Przecież wczoraj przyjechaliśmy.
-Mnie nie pytaj.-odpowiedział i wrócił dalej do gry.
Postanowiłam odpuścić i nie pytać nic więcej. Poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę, a tam zastała mnie pustka. Najpierw muszę się przebrać, a potem wybrać się do jakiegoś marketu po jedzenie. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i przebrałam się.  Spytałam się Kuby, czy jedzie ze mną, ale okazało się, że za godzinę ma trening. Nie pozostało mi nic innego jak wyruszyć samej do najbliższego supermarketu. 
W sklepie kupiłam pełno rzeczy. Wiedziałam, że rodzice o takich sprawach na razie raczej nie myślą, więc kupiłam również rzeczy na obiad. Zakupy zajęły mi prawie 2 godziny. Sama nie wierzę, że tyle mi to wszystko zajęło. Postanowiłam wstąpić do jakiegoś baru i zamówić coś sobie do jedzenia na szybko, bo głód dawał się we znaki. W domu, jak wróciłam, nie było już Kuby, więc pewnie już wyszedł na swój pierwszy trening. Do wieczora jeszcze trochę zostało, dlatego postanowiłam poleżeć na leżaku w ogródku z książką. Ogród jest dość duży, kolorowy, bo pełno w nim kwiatów. Ciekawa jestem, kto będzie o nie dbał, bo mama to chyba prędzej stanie na głowie, niż weźmie się za pielęgnacje kwiatków. Leżałam tak chyba z kolejną godzinę. O 14 poszłam do kuchni i zabrałam się za gotowanie obiadu. Kiedy przygotowywałam składniki na spaghetti, do domu wszedł Kuba, który o dziwno nie był sam. 
-Heeej!-krzyknął z korytarzu mój młodszy brat.
-Cześć!-wtedy do kuchni wszedł Kuba z jakimś chłopakiem.-Wiedzę nie jesteś sam?-uśmiechnęłam się.
-Tak, Wiktoria to jest Felix, Felix to jest moja siostra Wiktoria.
-Siemka! Felix Götze, miło mi.- uśmiechnął się blondyn i podał rękę.
-Mi również, Wiktoria.-odwzajemniłam gest.-Zjesz z nami obiad?
-Jeśli to nie problem.-odpowiedział, a po chwili Kuba zabrał go do siebie do pokoju, a ja wzięłam się za przyrządzanie spaghetti. Gotując przypomniałam sobie co powiedział Felix. Miał na nazwisko Götze, czyli..
Nie, to chyba musi być jakiś dziwny zbieg okoliczności. Postanowiłam o tym nie myśleć tyko gotować dalej. Po 40 minutach obiad było gotowy. Zawołałam chłopaków i w trójkę zjedliśmy posiłek. Felix okazał się być bardzo sympatycznym i miłym chłopakiem. Opowiadali mi o tym jak "ochrzcili" dzisiaj Kubę. Wylanie lodowatej wody z nienacka to raczej niezbyt przyjemne przeżycie. Wszyscy śmialiśmy się bez opamiętania. Kuba zakolegował się z każdym z młodych Borussen, ale to chyba z Felixem będzie trzymał się najbardziej. Po skończonym obiedzie chciałam posprzątać, ale Felix zobowiązał się, że posprząta razem z Kubą, przez co jeszcze bardziej go polubiłam. Później chłopaki poszli do ogrodu grać w piłkę, bo Kuba miał tam średniej wielkości bramkę, a sama usiadłam w salonie w celu obejrzenia TV. Oglądając jakieś nudne niemieckiego programy usłyszałam dzwonek do drzwi. Przez chwilę  myślałam, że to Caroline, ale jest zdecydowanie za wcześnie. Powolnym krokiem zwlekłam się z kanapy i otworzyłam drzwi, a tam ujrzałam...
-Cze...-przerwał, bo zobaczył, kto mu otworzył. Chwile tak staliśmy, aż w końcu chłopak się ocknął.-Ja po brata.-dodał już pewniej oraz wymusił uśmiech.
-Jasne, chłopaki są w ogrodzie i grają. Wejdź.-lekko się uśmiechnęłam i poszłam po brata piłkarza. Czyli to jednak nie przypadek. Felix jest bratem Mario, mojego wczorajszego niedoszłego oprawcy.
-Felix!-krzyknęłam.-Twój brat po ciebie przyszedł!
-Zajmij się nim, a my tylko dokończymy grę.-odpowiedział, a Kuba spojrzał na mnie tylko błagalnym wzrokiem, bym na serio zajęła się bratem Felixa. Pewnie przypomniała mu się wczorajsza sytuacja i zrozumiał mnie trochę. Przewróciłam tylko oczyma i weszłam do środka, a tam ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Mario. Podeszłam bliżej, ale nie wiedziałam za bardzo jak zacząć dialog, jednak mój problem wyjaśnij się po chwili sam.
-Słyszałem, że masz się mną zająć.-zaczął, a uśmiech nie schodził mu dalej z twarzy.-No, więc co planujesz?
-Wylanie na Ciebie wody, pasuje?-zapytałam z nutką ironii.
-Oj dalej będziesz się na mnie za to gniewać? Przecież do niczego nie doszło.-mówił błagalnie.
-I masz szczęście.-dodałam, a na końcu sama, z własnej woli uśmiechnęłam się do Mario.-Napijesz się czegoś?
-Wody jeśli masz.-odpowiedział bez zastanowienia na co ja skarciłam go poważnym wzrokiem, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.-To może być sok.-dodał śmiejąc się dalej
Oboje usiedliśmy w jadalni i postanowiliśmy zacząć naszą znajomość od nowa. Gadając chwilę z Mario doszłam do wniosku, że nie jest wcale taki zły. W sumie nie wiem dlaczego ja w ogóle czułam do niego jakąś niechęć, bo szczerze to nie jego pomysł, tylko Reusa, przeprosił mnie, a co najważniejsze do niczego nie doszło, także nie mam podstaw, by go nie trawić, a poza tym przecież to nic takiego, tylko niewinna gra.
-Twój brat jest naprawdę dobry.-nagle rozmowa zeszła na naszych braci.
-Tak, wiem to. Szczerze, gdyby nie ja to na pewno nie grałby w Borussii.
-Dlaczego?-zapytał zdziwiony.
-To był mój pomysł, żeby zaczął trenować piłkę nożna, bo uważałam, że ma wrodzony talent i jak widać nie myliłam się.-mówiłam dumnie.
-A Wasi rodzice?-zadał pytanie, które szczerze bałam się odpowiedzieć.
Nic nie powiedziałam tylko spuściłam głowę. Trochę się tego wstydziłam. Tego, że moi rodzice mają mnie i Kubę głęboko w dupie.
-Powiedziałem coś nie tak?-zapytał ciszej oraz położył swoją dłoń na moim ramieniu, przez co przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
-Nie, chodzi o to, że to w pewnym sensie ja wychowuję Kubę, a oni ciągle pracują. Nie interesują się nami, ale Mario proszę... Nie rozmawiajmy o tym. Przynajmniej na razie.
-Jasne nie ma problemu.-powiedział, po czym obdarował mnie uroczym uśmiechem.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, ale Felix już wrócił. Pożegnałam się z chłopakami, a kiedy wyszli postanowiłam szykować sie na przyjście Caro.



*******
Rodzice zadzwonili do mnie po treningu, że Felix jest u jakiegoś kolegi oraz, że mam po niego podjechać. Niezbyt mi to odpowiadało, bo planowałem odpocząć dzisiaj po cholernie męczącym treningu, no ale jak mus to mus. SMS'em wysłali mi adres i nie zwracając uwagi na nic jechałem do celu, by jak najszybciej załatwić to co mam i wrócić do siebie. Zatrzymałem się przed bardzo ładnym domem. Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem. Chwile musiałem czekać zanim ktoś otworzył mi, ale po chwili ktoś pociągnął za klamkę, a moim oczom ukazała się ta sama dziewczyna co wczoraj pobiła Reusa. Wyglądała jeszcze piękniej niż wcześniej, bo w sumie jest jasno i mogę zobaczyć ją całą, a wtedy było ciemno. Jest naprawdę piękna i bardzo kobieca. Widzę już ją drugi raz i drugi raz nie mogę nic przy niej powiedzieć. Na szczęście udało mi się jakoś wyjaśnić, że przyszedłem po Felixa. Kiedy go wołała, usłyszałem jaj mój młodszy brat krzyczy, by się mną zajęła. Nie ukrywam, byłbym bardzo zadowolony, gdyby ta dziewczyna się mną zaopiekowała. No właśnie, ja nawet nie wiem jak ona ma na imię. Gdy wróciła postanowiłem się trochę wyluzować, bo widać, że ona też jest trochę zmieszana całą tą sytuacją z wczoraj. Nie moja wina, że Kuba, Łukasz, Robert, Auba i Marco nudzili się. Normalnie zrobiłbym to co muszę, ale kiedy ją zobaczyłem nie mogłem się ruszyć. Sparaliżowało mnie... Trochę pożartowaliśmy o wczorajszej sytuacji i atmosfera się bardzo rozluźniła. Dowiedziałem się, że nazywa się Wiktoria. Jest Polką, ale jej babcia jest Niemką. Nasze klubowe polskie trio wiele razy mówiło nam, że Polki są najpiękniejsze na świecie. Będę musiał przyznać im rację przy najbliższej okazji. Przeprowadziła się tu, ze względu na rodziców, ale też wspominała niechętnie, że są bardzo pochłonięci pracą. Współczuję jej. Sama musi się wszystkim zająć. Zająć Kubą... Co z tego, że mają pieniądze. Widać, ze nie jest typową laską, która jak ma bogatych rodziców, to wywyższa się. Widać też po niej, że oddała by wszystkie pieniądze jakie ma, za to by tylko jej rodzice chociaż trochę zainteresowali się nimi. Dowidziałem się, że w Polsce trochę nam kibicowała, ale to jej brat jest najwierniejszym fanem. Powiedziała, że pogrywa też w piłkę, co oczywiście mnie bardzo uszczęśliwiło, bo dziewczyna grająca w nogę to skarb. Wyjawiła, że trenuje karate, a Anna Lewandowska jest jej inspiracją. Powiedziałem, że teraz w Dortmundzie i znając MNIE, tak musiałem to wykorzystać, może ją poznać w każdej chwili. Miałem nadzieję, że skorzysta z mojej propozycji. Chociaż w niedalekiej przyszłości.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale zaraz pojawili się chłopaki i musiałem się zwijać. Pożegnałem się z nią i ruszyłem za Felixem do samochodu. Koło bramy przypomniało mi się, że nie wziąłem od niej numeru. 
-Szlag by to!-powiedziałem dość głośno, a Felix gwałtownie się odwrócił.
-Co jest?-zapytał zdziwiony.
-Nic. Tak gadam sobie pod nosem.
-Gadasz sam do siebie? To objawy choroby.-powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Dobra, nie denerwuj mnie.-mówiłem z irytacją, bo młodszy brat pytaniami działał mi już na nerwy.
-Mario?!-usłyszałem wołanie.Odwróciłem się, a tam zobaczyłem Marco na podwórku obok domu Wiki. Zdziwiłem się. Co on by tu robił? Czyżby tutaj mieszkała jego kolejna kochanka?
-Co ty tutaj robisz?-zapytałem bardzo zdziwiony, na co Marco zrobił ogromne oczy.
-Dobrze się czujesz?-zapytał z troską.-Może zawieźć Cię do szpitala?
-Czemu?-zapytałem nie rozumiejąc, dlaczego Marco tak do mnie mówi.
-No, może dlatego, że jestem na SWOIM podwórku, od SWOJEGO domu, w którym mieszkam od ROKU. Dodatkowo bywasz u mnie częściej niż u siebie, a ty się jeszcze pytasz co ja tu robię?!-rzeczywiście z całej tej "afery" z Wiktorią, zapomniałem, że jestem w dzielnicy, w której mieszka Marco z Caroline. Czyli Wiki i Marco są sąsiadami. Ciekawe czy już się widzieli po tej akcji z wczoraj. Śmialiśmy się razem z chłopakami z Marco całą drogę, że go laska pobiła. Chociaż, tak naprawdę, tylko mocno uderzyła, ale to nie zmienia faktu, że było bardzo zabawnie zobaczyć Marco, jak dziewczyna daje mu nauczkę. Co świadczy tylko o tym, że Wiktoria potrafi postawić na swoim, bez względu czy stoi przed nią zwykły chłopak czy gwiazda Bundesligi.
-A no taa... tak tylko się zgrywam z Tobą.-próbowałem wybrnąć z całej tej dziwnej sytuacji.
-Taaa..-przeciągnął trochę zdezorientowany Reus, po czym na moje szczęście zmienił temat.-A co ty tu robisz?
-Musiałem odebrać mojego brata od kolegi.-odpowiedziałem pewnie oraz ruchem głowy wskazałem na dom Wiki i Kuby.
-Tam?-zapytał zdziwiony i również gestem pokazał dom obok.-Wiesz kto tam mieszka?-uśmiechnął się, co mnie trochę zdziwiło.
-Tak i nawet porozmawialiśmy chwilę. Jest naprawdę sympatyczną i fajną dziewczyną. Trenuje karate, więc uważaj zanim ponownie będziesz chciał grać w wyzwania.-zaśmiałem sie na końcu przypominając sobie minę Marco, po uderzeniu Wiktorii.
-Ha ha ha!-zaśmiał się sarkastycznie.- Wiesz co jest najlepsze?-dodał po chwili.
-Dawaj.
-Caro dzisiaj z nią wychodzi.-dodał pełen entuzjazmu.
-Co w związku z tym?-zapytałem, co po sekundzie żałowałem, bo dostałem w tył głowy od mojego przyjaciela.
-Jak to co debilu? Nie poznaję Cię dzisiaj... Co ty zakochałeś się?-po tym pytaniu sam nie wiedziałem co czuję do Wiktorii. Niby nie znamy się długo, ale przy niej zachowuję się jak nastolatek, który pierwszy raz się zakochał. Ostatnio zerwałem z Ann. Rozstaliśmy się w zgodzie, ale ja to ogromnie przeżyłem mimo, że nie kochałem jej. Albo po prostu tak sobie wmawiam. Jednak czyżbym zakochał się w Polce od pierwszego wejrzenia? Sam nie wiem...-Halo? Jesteś?-z rozmyśleń wyrwał mnie Marco.
-Tak, tak.-postanowiłem odpowiedzieć jak najpewniej, by Reus czegoś nie podejrzewał.
-No, więc mówiłem, że Caroline porywa gdzieś naszą bojową sąsiadkę, czyli chata wolna. Zaprosiłem już chłopaków i robimy męski wieczór. Przyjdziesz nie?-bardziej stwierdził niż spytał.
-Miałem na dzisiaj inne plany...
-MARIO!
-No dobra! Tak będę. Pasuję?
-No w końcu wraca stary, dobry Mario Götze. Widzimy się o 18. Cześć!-krzyknął i odszedł, a ja wsiadłem do samochodu, w którym już od jakiegoś czasu siedział Felix. Nie pozostało mi nic innego jak odwieźć mojego brata, wrócić do siebie i szykować się na imprezę u Reusa..

________________________________________________________________

Kolejny rozdział oddaje w Wasze ręce. Trochę mieliśmy tutaj o uczuciach Mario i Wiktorii.
Mam nadzieję, że podoba Wam się ten blog, a jeżeli go czytacie to zapraszam do komentowana i oceniania, bo chcę wiedzieć, że ktoś to czyta :)))

Chłopaki wczoraj wygrali mecz z Ausburgiem!!! Jeszcze ta bramka Marco!!! Powinien powoli wracać do formy po kontuzji. Do szczytowej formy mu jeszcze trochę brakuję, ale powoli się rozkręca :)))))





środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 1

"BO TO JEST WYZWANIE"


-Wiki wstawaj!-usłyszałam wołanie mojego młodszego brata.-Lądujemy zaraz.
-Co.. już?-mówiłam zaspanym głosem. Przetarłam oczy i zrozumiałam, że zasnęłam. Dziwne, bo latałam już parę razy samolotem i NIGDY nie udało mi się zasnąć. Może to przez emocje...
Kilka chwil później razem z bratem byliśmy już na lotnisku i szukaliśmy wzorkiem rodziców. Za moment zobaczyliśmy ich jak zmierzali w naszą stronę.
-No to co dzieci. Gotowi?-zapytała mama pełna entuzjazmu.
-TAK! Chodźmy!-krzyczał uradowany Kuba. Jego radość działała na mnie kojącą. Wiem, że cieszy się z tego wyjazdu. No, bo kto nie byłby zadowolony z wyjazdu do miasta swojej ulubionej drużyny piłkarskiej. Przez ostatni tydzień to dzień w dzień gadał o tym jak to spotka, któregoś z piłkarzy i jak to będzie chodził na ich mecze. Koledzy z Polski strasznie mu zazdrościli, co oczywiście podobało się Kubie, bo kto jak kto, ale on uwielbia być w centrum uwagi.
Kiedy wszyscy odebraliśmy swoje walizki, a trochę ich było, udaliśmy się przed lotnisko i wsiedliśmy do taksówki. Jechaliśmy około 30 minut, bo na ulicach był mały ruch mimo, że są godziny wieczorne. Taksówka wjechała w dzielnicę luksusowych domów. Każdy z nich robił wrażenie, a przed każdym domem stało jakieś drogie auto.
W końcu taksówka zatrzymuję się przed okazałym domem. No nie powiem... zrobił na mnie wrażenie. Rodzice byli już tu kilka razy, więc zaprowadzili nas do domu i oprowadzili po nim. Wnętrze było już umeblowane. Prezentował się nowocześnie i luksusowo. Razem z Kubą poszliśmy na piętro, by poszukać swoich pokoi, które podobno również mają być już umeblowane. Złapałam za jedne drzwi, ale to była prawdopodobnie sypialnia rodziców. Szczerze, to bardzo mi sie podobała. Złapałam za kolejną klamkę, a tam ukazał mi się żółto - czarny pokój. Na nim pełno plakatów gwiazd tutejszego klubu, a na środku logo BVB. Były tam też drzwi balkonowe, z którego widać było całą okolice. Zazdrościłam mu, bo sama uwielbiam przesiadywać na balkonie. Tak po prostu.. by pomyśleć.
-To pewnie Twój pokój.- skierowałam się do mojego brata z uśmiechem, który stał za mną i chyba zaniemówił z wrażenia.-Tylko skąd oni wiedzieli o Borussii?
-Aż tak to mnie chyba nie mają w dupie.-odpowiedział brat, który odzyskał mowę.-Pokój jest piękny, a twój?-skierował się do mnie.-Widziałaś już swój pokój?
-Idę.-powiedziałam krótko i zostawiłam Kubę samego w swojej świątyni.
Podeszłam do ostatnich drzwi jakie zostały i z niepewnością pociągnęłam uchwyt klamki, a moim oczom ukazał się pokój moich marzeń. W pomieszczeniu dominował kolor biały oraz jasny różowy. Była duża przestrzeń, co mi się strasznie podobało, ale też i ogromne łóżko, na które się od razu rzuciłam. Potem zauważyłam kolejne dwa pomieszczenia. Otworzyłam pierwsze drzwi, a moim oczom ukazała sie piękna i co najważniejsze własną łazienka. Prysznic, ale też i wanna.
-No rodzice się postarali.-mówiłam sama do siebie.
Postanowiłam sprawdzić ostatnie pomieszczenie w moim pokoju, a tam... sama już nie mogę w to uwierzyć. To była wielka garderoba z wielkim lustrem. Były tam zupełnie nowe ubrania kupione prawdopodobnie przez mamę, bo muszę przyznać, moja rodzicielka ma gust. Sama ubiera się modnie i nie widać po niej tego ile ma lat. Wychodząc z garderoby dopiero teraz dostrzegłam ..
-BALKON!!-krzyknęłam i wyszłam na zewnątrz. Był duży, większy od tego, który ma Kuba, ale ja miałam widok na dom obok wraz z balkonem. Od jednego balkonu do drugiego było może z 6 metrów. Niby nie miałam wielkiej prywatności, ale ważne, że w ogóle mam takie miejsce. Usiadłam na fotelu i postanowiłam zadzwonić do Rafała. Wybrałam numer, a chłopak odebrał po paru sygnałach.
-Hej kochanie! Właśnie dojechałam, a nawet już zwiedziłam dom. 
-Tak? Jak wrażenia?
-Dom jest niesamowity, miasto chyba też, chociaż nie miałam okazji dokładniej się jemu przyjrzeć, ale spokojnie dopiero jestem tutaj z godzinę.-zaśmiałam się 
-Jasne, słuchaj skarbie nie mogę już rozmawiać, bo wychodzę na imprezę. Przepraszam... Zdzwonimy się jeszcze. PA! 
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Rafał się rozłączył. Czyli już zaczyna się. Oddalamy się od siebie, a ja jestem tutaj dopiero pierwszy dzień. Może lepiej zakończyć to, nim jedno nas sobie znajdzie kogoś innego? Żebyśmy nawzajem nie cierpieli.
-Wow! Nieźle tu!-z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojego brata, który krzątał się po moim pokoju i dokładnie wszystko oglądał. Dołączyłam do niego.
-Wiem! Strasznie mi tu się podoba, ale dalej uważam, że lepiej było by zostać w Gdańsku...
-A ta dalej swoje.- mojego brata najwidoczniej irytowało moje ciągłe narzekanie.-Wiki tak w ogóle to ja mam do Ciebie prośbę.
-Co jest?
-No, bo pojedziesz ze mną na Idunę?-zapytał niepewnie
-Po co?-dziwiłam się
-Załatwiłbym dzisiaj wszystkie formalności co do klubu i może już jutro bym trenował.
-Myślałam, że rodzice już wszystko załatwili.-po raz kolejny dziwiłam się.-Okej, ale po co Ci ja tam?
-Trochę niepewnie jeszcze się niemieckim posługuję. Pomogłabyś mi... Poza tym chciałbym, żebyś była tam ze mną.-dodał uśmiechając się słodko na końcu.
-Dla ciebie wszystko, tylko poczekaj trochę, bo muszę się przebrać.
-Jasne! Czekam!-krzyczał już z korytarza.

Nie pozostało mi nic innego jak szybko się ogarnąć. Włosy postanowiłam rozpuścić i po 20 minutach byliśmy już z bratem w moim samochodzie, który dostałam na moje osiemnaste urodziny. Prawo jazdy miałam od kilku miesięcy, ale czułam się już pewnie za kółkiem. Jadąc mieliśmy okazję podziwiać miasto wieczorem. Była godzina 18 i mamy sierpień, więc powoli robiło się już ciemno. Z oddali było widać stadion, który był ślicznie oświetlony. W końcu dojechaliśmy. Na parkingu było dość dużo samochodów. Kuba mówił, że prawdopodobnie jego ulubieńcy mają trening, co jeszcze bardziej mu się spodobało, bo jest jakaś tam szansa, że kogoś spotka. Weszliśmy na Idunę i kierowaliśmy się do biura.
Wyszliśmy po jakiejś godzinie. Trener młodzików strasznie się rozgadał. Kuba dostał strój z numerem 11. Mieliśmy już wychodzić, ale trener zaproponował Kubie, że go oprowadzi po stadionie. Mnie się jakoś nie chciało chodzić, więc postanowiłam poczekać na niego przed stadionem obok samochodu. Stojąc tak oparta o samochód myślałam o wszystkim. O rodzicach, o Rafale, o Kubie, o mnie, o mojej przyszłości. Nagle poczułam czyjąś obecność. Odwróciłam się i ujrzałam przystojnego bruneta z przerażoną miną. Kogoś mi on przypominał, ale nie mogłam sobie przypomnieć kogo. Za nim zobaczyłam większą grupkę młodych mężczyzn. Staliśmy tak chwile patrząc na siebie. Ja ze zdziwieniem, a on z zamieszaniem i lekkim przerażeniem. Dopiero potem zauważyłam, że w ręku trzyma odkręcona butelkę z wodą. Chyba musiał zauważyć, że spojrzałam się na nią, bo postanowił coś w końcu powiedzieć.
-Jaa.. eee..-jąkał się.
-Tyyy...?-próbowałam się dowiedzieć czegoś od niego.
-Bo to jest wyzwanie.- odpowiedział po czym spuścił głowę, a ja na niego patrzałam jak na idiotę.
-Wyzwanie? Jakie wyzwanie? Możesz jaśniej.
-Nudzi nam się, znaczy im.-wskazał na swoich kumpli, którzy to zobaczyli postanowili spoważnieć, bo przez cały ten czas uśmiech nie schodził im z twarz.-Dali mi za zadanie oblać Cię wodą. Wybacz.. Nie zamierzam tego zrobić.
-Ile wy macie lat?-podniosłam głos.-Który Ci to kazał?-zapytałam już spokojniej.
-Serioo?-przeciągnął, bo nie chciał chyba wydać swojego kolegi. Kiwnęłam głową.-Ahhhh! Nie mam życia...-mówił do siebie, po czym krzyknął.-MARCO! Chodź tu na chwilę!
Tym kreatywnym kolegą okazał się niejaki Marco. Był wysokim blondynem z dość ciekawymi włosami. Zaraz, zaraz! Marco? Już wiem skąd ich znam! Przecież ten chłopak z wodą to Mario Götze, a ten geniusz to Marco Reus. Świetnie! Po prostu marzyłam o takim spotkaniu gwiazd Bundesligi. Nudzi im się to zaraz przestanie, a przynajmniej Marco.
-Jestem.-podbiegł blondyn.-Jak tam Mario, wymiękasz?-zaśmiał się.
-Ughhh.-musiałam dać jakiś znak, że też tu jestem.-To ty wymyśliłeś to zadanie?-skierowałam to pytanie do Reusa.
-Jak najbardziej.-dodał tak pewnie, że mnie po prostu tym tak zirytował, że byłam jeszcze bardziej pewna tego co chce zrobić. Marco miał cały czas się uśmiech na twarzy, jego kolega chyba już wyczuwał, co planuje zrobić. Podniosłam rękę i z całej siły uderzyłam go w policzek. Reus się chyba tego nie spodziewał, bo miał mine jakby zobaczył ducha. Odruchowo złapał się za policzek. Jego koledzy też byli w szoku, ale po chwili tarzali się ze śmiechu. Mario też się śmiał.
-Następnym razem jak ci się będzie nudzić to pomyślisz dwa razy.-odparłam po czym wsiadłam do auta i odjechałam kawałek dalej, bo stał tam mój brat i przyglądał się całej sytuacji. Wsiadając do samochodu Kuba miał minę w stylu "WTF".
-Wiesz kim oni byli?-zapytał.-Wiesz kim ON był?!
-Wiem, ale niech się dupek nauczy, że wylewanie wody na przypadkową osobę może, źle się skończyć.
-Mogę już zapomnieć o autografie od Marco Reusa.-powiedział cicho i chyba myślał, że ja nie słyszałam, ale doskonale wiedziałam co powiedział. Resztę drogi minęliśmy w ciszy.
W domu zjedliśmy wszyscy kolacje, potem każdy udał się do siebie. Postanowiłam pójść jeszcze na balkon. Usiadłam na fotelu i patrzałam w gwiazdy. Lubię to robić. Czasami zdarzyło się, że zobaczyłam jakąś spadającą gwiazdę. Nie za bardzo w to wierzę, że życzenia mogą się spełnić, ale nie zaszkodzi spróbować. Patrząc tak, spostrzegłam, ze ktoś z balkonu obok, mnie obserwuję. Spojrzałam na tego mężczyznę i o mało nie dostałam zawału...
-Witam sąsiadkę!- powiedział mężczyzna z bananem na twarzy.

________________________________________________________________
Mamy pierwszy rozdział!
Nie wstawiałam zdjęć pomieszczeń domu, bo uważam, że to bezsensu. Niech działa Wasza wyobraźnia :) Macie tylko ogólny zarys domu ;)

Zachęcam do komentowania ^^

Enjoy! :))))

PROLOG

Moje życie było idealne... Miałam wszystko, rodzinę, dom, przyjaciół, chłopaka, pasję. Teraz nie mam nic, a przynajmniej tak jakby.
Mój tata jest przedstawicielem handlowym, a moja mama jest prawnikiem. Nigdy nie potrafiłam się z nimi dogadać. Cały czas pracowali i pracowali. Bywało, że jedno z nich wychodziło do pracy na 8, wracało o 21 i na drugi dzień powtórka z rozrywki. Ja i Kuba nigdy się nie liczyliśmy. Kiedy bardziej dorosłam, a było to już w wieku 12 lat zaczęłam im to wypominać. Jako 12 dziecko kłóciłam się z rodzicami o ich pracy i obowiązkach. Tak to chyba nie powinno wyglądać. Jednak nasza wojna wybuchała trochę później, a konkretnie w dzień kiedy występowałam w szkolnym przedstawieniu. Mówili mi, że się pojawia, a ja czekałam... Oczywiście nie pojawili się. Oj przepraszam przyszli pod koniec i mieli jeszcze pretensje, że tak długo trwa. Było mi bardzo przykro, ale to właśnie wtedy wiedziałam, że nie mogę na nich liczyć. 

Mijały lata, a nic się nie zmieniało. Rodzice pracowali, przynosili pieniądze i wychodzili. Młody dorastał, a ja musiałam go wszystkiego nauczyć. Pomagałam mu w lekcjach, różnych szkolnych pracach czy projektach, ale również nauczyłam go życia. Oczywiście tego, że na rodzicach nie mamy co liczyć, tylko na siebie. Mimo wszystko nie wyszliśmy na jakiś odludków bez znajomych, wręcz przeciwnie. Mieliśmy ich dość dużo i to może wydać się dziwne, ale ja świetnie dogadywałam się z jego kolegami, a on z moimi koleżankami czy kolegami. 

Pewnego dnia kiedy miałam 16 lat, byłam na treningu karate. Tak, zaczęłam tremować dla samej siebie. Kiedyś idąc ulicami Gdańska natrafiłam na ulotkę o zajęciach. Zaciekawiła mnie od razu. Zapisałam się i poznałam tam Rafała i Ninę. Dwoje z trójki najważniejszych dla mnie ludzi w życiu, ale o nich to zaraz. Będąc, a właściwie wracając z treningu do domu na podwórku był mój brat, który kopał piłkę do nogi. Okazało się, że idzie mu CAŁKIEM dobrze. Przyglądałam mu się chwilę i postanowiłam, że taki talent nie może się zmarnować i postanowiłam "porozmawiać" z rodzicami o jakimś klubie dla niego. Takim wiadomo amatorskim, ale żeby mógł trenować. Zgodzili się, bo w sumie czemu nie? Co im do tego co robi ich syn. Wiedziałam, ze to ja muszę wszytko pozałatwiać. Po tygodniu Kuba był w jakimś Orliku z Gdańska. Od tamtej pory, piłka dla mojego brata stała się, jak ja to mówię "drugą siostrą". Ma wrodzony talent do tego i szkoda było by go zmarnować. 
Kuba ciężko trenował, a ja go wspierałam, z czasem sama polubiłam piłkę nożną. Zaczęłam chodzić na jego mecze i bardzo przeżywałam ten występ mimo, że był amatorski i grali tam 12 latki. Rodzice przyszli tylko na jeden mecz w ciągu tych dwóch lat jego gry w tym klubie, a i tak w sumie siłą ich tam zabrałam. Widziałam jak się ucieszył, kiedy ich zobaczył na tym meczu o puchar. Miał w oczach błysk przez co strzelił 4 gole. Nie chciałam, żeby on tak cierpiał, jak ja, kiedy byłam w jego wieku. Kiedy to rodzice nie przyszli na mój występ.
Przez kolejne dwa lata nauczyłam się dużo od Kuby. Potrafiłam perfekcyjnie wykonywać karne czy wolne, ale też miałam opanowaną żonglerkę, czy podstawowe sztuczki. Cieszyłam się, że mamy wspólne hobby, bo to zbliżyło nas jeszcze bardziej. Jakub zaczął wtedy kibicować Borussii Dortmund, a ja... no razem z nim. Chociaż nie mogę nazwać się ich fanką... Po prostu lubiłam oglądać ich mecze. Robiłam to w sumie dla Kuby, ale nie kogę nazwać tego jakąś karą, bo sprawiało mi to przyjemność.

Wracając do Niny i Rafała to stali mi się bardzo bliscy. Kochałam ich. Rafał po jakimś czasie stał się moim chłopakiem, a Nina była dla mnie jak siostra. Było dobrze. Bardzo dobrze. 

Miałam rodzinę, którą nie byli rodzice, tylko Kuba, Nina i Rafał. Miałam dom, do którego przychodziłam z przyjemnością, bo w sumie rodziców nigdy nie było... Z przyjemnością wspominałam to jak z Kubą bawiliśmy się w chowanego po całym domu, jak pierwszy raz nauczył mnie podbijania piłki, jak pierwszy raz usiedliśmy przed telewizorem w celu oglądania meczu. Miałam przyjaciół i chłopaka. Niby dalej mam, ale to już tylko kwesta czasu zanim Rafał powie, że ma kogoś. Z Niną mam gadać przez telefon czy na Skype, ale to nie to samo. Miałam pasje, bo kochałam karate, miałam tutaj wszystko. Jakbym została, to możliwe, że zostałabym powołana do kadry, a teraz... wyjeżdżam.

No właśnie jest jeszcze opcja zostania, tylko, że ja nie mam tutaj nikogo innego. Wszyscy, żyją w Niemczech, stąd nazwisko, a jedna ciocia to mieszka chyba, gdzieś na południu. Mogłabym w sumie zamieszkać z Rafałem, ale jego rodzice się nie zgodzili. Poza tym  Kuba chce, żebym z nim jechała. On się cieszy i to bardzo z tego wyjazdu, bo jedziemy do Dortmundu. Tata dostał lepiej płatną pracę i postanowił to wykorzystać. Choć nie mam pojęcia na co mu lepiej płatna praca. Kuba natomiast planuje dostać się do drużyny juniorskiej BVB. Bardzo bym cieszyła się, gdyby tak się stało. Bardzo mu kibicuję i chciałabym, żeby spełniał swoje marzenia. Jadę tam tylko dla niego. Nie chcę się z nim rozstawać. 

Jestem teraz w samolocie do Dortmundu. Za jakieś 20 minut powinniśmy lądować. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że ten wyjazd zmieni moje życie, aż za bardzo...
_________________________________________________________________
JEST PROLOG! UFF...
Teraz dopiero widzę jak strasznie się rozpisałam. Mam nadzieję, że wam się spodoba i zachęci do zapoznania tej historii :)) 

Pozdrawiam :*